- Opowiadanie: Nikto - Wódka z diabłem

Wódka z diabłem

Alkoholowa metafizyka. Lekko, bez ekstatycznych zadęć i opisów przyrody. Krótko. Proponuję dać się diabłu skusić i przeczytać

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Wódka z diabłem

 Wódka z diabłem

 

Poczułem dym z papierosa. Skąd dym? No ale czuję, że dymi. Dym ten nie może być mój, ponieważ jestem niezwykle ostrożny w sprawach dymu pozostawionego, czyli nie ja dymię.  Taka pozostawiona fajka wykończyła wielu ludzi, ja wiem to. Więc niepozostawianie zapalonej fajki jest moją zasadą, bez względu na osłabienia i inne konieczności. Otworzyłem oczy, ciemno. Jeszcze. Ale możliwe, że już. Względność czasu.

Ostrożnie, wiedziony doświadczeniem, powoli obróciłem się na drugi bok, ten nie od ściany. Czekałem na ewentualne zabełtanie się w mózgoczaszce.

 Ciemno, ale dym jest.

Zapaliłem lampkę.

Przy stole siedział diabeł. Ryj kostropaty, ślepia wielkie i przekrwione, co mnie tknęło delikatnym zrozumieniem, rogi krzywe jakieś, do tego ni to czerwone, ni to czarne. Gęba wielka i też krzywa. Łapska pazurzaste na stole trzyma, a w jednym łapsku fajka. Zapalona. To mi dodało swobody, spojrzałem śmiało w te ślepia wyłupiaste, nieruchome jakieś były i jakby z wyższością patrzące. A ja takie coś nie lubię. Z wyższością to może ktoś dużo starszy, przełożony mądrzejszy, rodzic mój, mędrzec jakiś inny. Aha, ale on przecież pewnie starszy jest. No dobra, se tak patrz diabeł. Ale widzę między pazurami, że to malboras jest. No to pewnie mój. I widzę jeszcze, że flaszka na stole do połowy wypita. To znaczy ściśle i synkretycznie pusta do połowy. To dziwniejsze jest niż ten krzywy ryj przy stole. Tenże stan skupienia naczynia nie mógł powstać w mojej rzeczywistości. Flaszka znajdująca się na stole przy łóżku moim, po czynności obudzenia, może znajdować się jedynie w stanie pustym. Skoro zdarzenie nie powstało w warunkach znanego mi  środowiska, musi pochodzić z innego, ergo diabeł przyniósł flaszkę. I wypił pół? Patrzę w te wielkie ślepia i zastanawiam się. Przetwarzam schodkowy algorytm podejmowania decyzji. Przechodzę algorytmiczne gałęzie, pomijając wykluczane. I pojawia się zarys decyzji, krystalizuje się, decyzja wypracowana jest. Wstaję z łóżka, idę do kuchni, wyciągam dwa kieliszki i dwie szklanki, z lodówki sok porzeczkowy i stawiam na stole. Leję sok do szklanek, dla diabła nalałem pół szklanki, sobie całą, po sprawiedliwości, bo te czarne diabelskie ślepia to nie niebieskie polskie, szczere i inteligentne oczy, po czym leję gorzałę do kieliszków, diabłowi menisk wypukły, sobie po brzegi. Bo gorzałę Polak nalewa z wzniosłym patriotyzmem, niesionym krwią tysiącletniej tradycji i nie przystoi, o nie, nawet że te ślepia nieniebieskie.

Diabeł wziął macha, zaciągnął się, puścił kółko z dymu układając krzywy, węźlasty ryj w okrągłego karpika, kółko zawisło na żyrandolu i tam pozostało. Kulturalnie zgasił fajkę w popielniczce, skrobiąc pazurami po stole. Ujął wytwornie kieliszek z odwiedzionym pazurzasto-krzywym małym palcem i chlusnął w ryj, uprzednio przywróciwszy go naturalnej, pokrzywionej formie. Na szklankę nie spojrzał nawet. Że niby taki urażony? No to ja też. I też bez szklanki. Nalałem więc. Na drugie kopyto. Chciałem zerknąć pod stół, jak to jest z tymi kopytami, ale diabeł taki par excellence dystyngowany, to mi głupio było, trzymałem fason. Trzeba by coś zagadać. Może. No to polałem jeszcze. Co by tu. No. Kurw.. przecież wygadany jestem. Ale z diabłem to po niemiecku się gada chyba. No ja słabo po niemiecku, za trzeźwy jestem jeszcze. Trzeba po naszemu, z tradycyjną polska gościnnością.

– Gość w dom, eee… to miło mi. Jest.

Patrzy. Łapska przełożył, zgrabnie nawet. No to polałem. Zacząłem odczuwać powracającą moc utraconą.

– Panie … proszę pana, czymże zawdzięczam  ja… kto pan jest i po co? Pan tu jest?

Przechylił lekko w bok głowę byczą, powoli i delikatnie, jak mądry do głupiego ma zamiar zwrócić się z nauką pouczającą, zamrugał ślepiami powoli i pokiwał łbem przekrzywionym. Patrzył tak skośnie przez chwilę. Wytrzymałem spojrzenie bohatersko.

– Jestem, wedle waszych klasyfikacji, diabłem, szejtanem, satanem, upadłym aniołem. Ale wasza wiedza na mój temat jest znikoma, więc i klasyfikacja niewłaściwa. Znikoma wiedza jest niewiedzą, a nie wiedzą małą, niewielką, niskoprocentową wiedzą.  Ponadto wiedzy nie można przypisać wartości ujemnej. Wnioski z niewiedzy wynikające nie są wnioskami, tylko może wynurzeniami nazwać by je można lub innym potocznym słowem pozbawionym jasnego znaczenia.

Chciałem odpowiedzieć. Więc polałem. Mądruje się diabeł. A tego też nie lubię. Od mądrowania się jestem ja.

– Aha.

Odpowiedziałem mądrze. Brak doświadczeń w rozmowach z diabłami dał się we znaki. Trzeba myśleć! Mgła w głowie powoli się przerzedzała. W jakim celu diabły zjawiają się? W niecnym celu, jak przedstawiciel handlowy pragną wyłudzić podpis na umowie cyrograficznej.

– Proszę pana, mnie to trudno namówić będzie. Ja jestem odporny na marketingowe zagrania. Poza tym zawsze czytam dokładnie, zanim cos podpiszę, te małe literki też, pomimo coraz słabszego wzroku.

Pokrzywiony ryj skrzywił się jeszcze bardziej, choć to wydawałoby się niemożliwe, zębiska pokazał, bardzo nieortodontyczne, łeb  do tyłu odchylił i ośmiał się głębokim basem, chłechłechłe. Śmiesznie to jakoś wyglądało, że diabeł się śmieje, więc też zacząłem się śmiać, hehehehe, i tak śmialiśmy się chwilę w duecie. Jak przetarłem oczy, załzawione, spojrzałem bezpośrednio w ryj ten i zauważyłem brodawki różnokolorowe, nochal długi i pobliźniony, nawet włosów kilka między rogami, czarne były i pokręcone, i szyja wystająca z czerwonego żupana, w ścięgnach cała, a żupan zapięty na perłowe guziki obszyte koronką o niezwykłej delikatności, a kołnierz żupana ze skóry świńskiej wszyty cienkim rzemieniem obramowany koronką takąż jak guziki i pierścień na krzywym paluchu zobaczyłem z przydymionego złota, wężem się wijący i dwoma rubinowymi oczami patrzący na mnie. I mankiety wykwintne koronkowe, i zauważyłem nawet napisy na książkach na półce. Wzrok mam słaby od lat. Czytało się po ciemku. Takie szczegóły widzę, co jest do d…?

– Lepiej? – Diabeł spojrzał ironicznie świecącymi węglami.

– To pan to zrobił? Czyli to prawda, że diab… że panowie potraficie takie rzeczy? To dobrze, bo mnie jeszcze od kilku lat kolano tak napierdala, panie, rano szczególnie…

– Cisza. – Powiedział cicho, ale głęboko tak, jakby, nomen omen, z czeluści głos wydobył się głębokich. Więc ja natychmiast ucichłem. Diabeł ma przewagę. Potrafi wzrok poprawić, to chyba by się nie dał w ryj strzelić za uciszanie mnie w moim własnym domu. Zresztą, pomyślałem sobie, łagodząc uczucie uległości, niemiłe mi osobiście, nie wiadomo w które miejsce lać w taką wielką mordę. Polałem, aby wydobyć się z niezręczności.

– Dobrze, oczywiście, już nic nie mówię, pijemy wódeczkę, jest bardzo przyjemnie. Co pan sądzi o obecnej sytuacji politycznej?

Diabeł wstał. O Chryste, pomyślałem,  przepraszam, bo może myśli słyszy, o kurwa, pomyślałem, rogi sufitu dotykały, wielkie to jest, w barach szerokie, o jak dobrze, że ja go w pysk nie strzelił przed chwilą. Podszedł do biblioteczki i jął książki wyciągać. Ja mam w książkach porządek, nie musze patrzeć na tytuły, widziałem, z których miejsc wyciąga i trochę zacząłem odczuwać zimny język strachu wyłażący z dwunastnicy, ale szybko się zmitygowałem, w końcu diabeł straszny jest już z samej natury diabelskiej, to jak wcześniej się nie bałem, niby dlaczego teraz? Diabeł wyciągnął najpierw Biblię w zielonej okładce, potem Koran polskie tłumaczenie niekanoniczne, potem Torę Pięcioksiąg Mojżeszowy, potem Zapomniany Świat Sumerów Mariana Bieleckiego. Patrzyłem, czy lewym rogiem nie przebije mi membrany w Altusie moim kochanym, stojącym pod sufitem na górze szafki bibliotecznej. Co to się szykuje? Polałem. Przy okazji zauważyłem, że z butelki do połowy pustej nie ubywa i natychmiast przypływowa fala optymizmu utopiła rosnący kolec strachu. Diabeł położył książki na stole, wypił, co polane było, uginając się na nogach w stawach w odwrotną stronę i usiadł.

– Zostałeś wybrany, żebyś zrozumiał. A wybrano cię dlatego, że blisko prawdy jesteś. Ponadto jesteś potomkiem. Nas.

Oczy zrobił większe i tak wyłupiasto patrzył na mnie. Potomkiem jestem. Od razu się uspokoiłem. Teraz wszystko jasne jest. Odbiło mi.

– Nie wierzysz, ale ci wyjaśnię i cię przekonam. Jaka masz grupę krwi?

– A Rh minus.

– No właśnie. Najrzadsza krew na świecie, zaraz po AB, ale ta mutacja jest młoda, około 1000 lat ma. Twoi przodkowie pochodzą z Babilonu.

– Z Babilonu? To raczej niemożliwe jest. Ojciec to był kiedyś w Niemczech na szkoleniu, dziadek jeden całe życie w Polsce, drugi to na wojnie we Francji był. To całe wojaże moje rodzinne. A, jeszcze pra-ciotka to podobno …

– Głupiś. Nie mów. Słuchaj. Polej.

O, diabły też się lubią napić, więc nie jedynie dla towarzystwa pije, to znak jest dobry, może się zaprzyjaźnimy? Może diabeł przyjdzie na grilla w sobotę?

– No niech pan mówi. Ma pan jeszcze fajki jakieś?

Zapytałem, myśląc o casusie flaszki.

– Nie rozpraszaj się, nie przerywaj, słuchaj, nie będzie drugiej szansy. Znasz cywilizację Sumerów, pierwszą zorganizowaną strukturę społeczną tak zwanej ludzkości.

– Oczywiście znam, proszę pana, IV tysiąclecie przed Chr… eee…  przed naszą erą, Mezopotamia, czyli…

– To nie było pytanie. Nie przerywaj. Jak nie potrafisz się skupić, to nie pij.

Alternatywa ta wydała mi się straszną dużo bardziej, niż ten ryj pokrzywiony, pokornie więc pokiwałem głową, ale zaraz pomyślałem, że diabły to może tego gestu nie znają, jak Bułgarzy na przykład, gdzie u nich na odwrót jest z kiwaniem głową, może diabeł to Bułgar jest, nie Niemiec, więc szybko odpowiedziałem:

– Dobrze, proszę pana.

– Znasz również Słowiańską Księgę Henocha.

-Tak, proszę pana.

– To wszystko są przekłamane bzdury, ledwo powidok faktów, utopionych w niezliczonych ustnych przekazach i ostatecznie zatartych wśród nieumiejętnych tłumaczeń.

Patrzyłem chwilę w ślepia. Myślał, że się zdziwię?

– Wiem o tym. Nawet pobieżna analiza to wykazuje. Poza tym trudno zachować niezmienną narrację przez tysiąclecia.

Diabeł spojrzał na mnie przeciągle.

– Trudno? Przez tysiąclecia?

Na gębie pojawił mu się taki niesymetryczny grymas, jednostronny. Może to uśmiech jakiś ironiczny?

– Nic nie rozumiesz. Ale też nie masz prawa rozumieć. Słuchaj więc, oto przedstawię ci prawdę o dziejach istot, które nazywacie ludźmi.

Wtedy nagle drzwi z mieszkania ktoś otworzył. Ja nie zamykam drzwi na klucz, bo po co. Że ktoś przyjdzie okraść mnie? Mieszkanie moje? A z czego niby? Telewizor wyniesie? Ledwo ze szwagrem zmieściliśmy się w przedpokoju, wnosząc go. To chętnie pokibicuję złodziejom. Że przyjdzie zamordować mnie? Ktoś? A po co ? Lebiodę pracującą w bibliotece? Te kółka na klucze to zawsze się plączą, takie zjawisko fizyczne dla mnie niezrozumiałe, to je używam rzadko i z niechęcią. Kiedyś  rano znalazłem sąsiadkę w wannie, musiała wleźć do mieszkania w nocy, nic nie słyszałem. Na szczęście wanna bez wody, ona z drugiego piętra, żona Gienka, wracała podobno  z pracy. Jej szpilki porysowały mi kafelki. Rano, jak wstałem, poszedłem do łazienki, żeby zęby umyć, to tylko od niej dostałem w pysk, że niby ją wykorzystałem. Ale co tu było wykorzystać?

Po krokach, które rozległy się w przedpokoju poznałem, że to moja małżonka. Miała wrócić jutro. A może to dziś już jest? To jutro?

– Co to kurwa tu jest? Trzy dni mnie nie było i ty chlejesz oczywiście? I to z kim?

Diabeł spojrzał na autorkę słów tych bluźnierczych, potem wzrok wyłupiasty na mnie przeniósł. Czarne ślepia zamrugały, chyba zobaczyłem współczucie.

– Chlejesz już z najgorszymi lumpami, co to w ogóle jest, pazury brudne, ryj przepity, w piżamie przylazł, to Kozłowski jest? Się tak już rozpił? A żona jego chora jest.

– Kochanie, pan przyszedł porozmawiać. To nie jest Kozłowski. Choć podobny.– To ze złośliwości powiedziałem, bo ta menda Kozłowski zastawia mi garaż systematycznie  i do tego jest wielka, menda ta, co uniemożliwia mi przedstawienie moich racji w sprawach gruntowych osiedla w sposób ogólnie stosowany, czyli strzelenie go w pysk.

– Koniec imprezy. Pan Kozłowski do domu, a ty… to se zobaczymy. Zobaczysz, co.

Spojrzałem spode łba na obywatelkę małżonkę. Diabeł rozglądał  się po pokoju wyłupiając ślepia ponad naturalną wyłupiastość.

– To nie możesz być ty. Musieli się w administracji pomylić.– Powiedział, patrząc w okno.

– Do diabła!- Zaklął tubalnie, wstał i wyszedł przez ścianę.

 

 

 

Koniec

Komentarze

Nikto, termin nadsyłania prac na konkurs „Pierwszy raz“ minął 30 kwietnia 2017 roku. Sugeruję abyś w przyszłości, chcąc wziąć udział w jakimś konkursie, dokładnie zapoznał się z jego regulaminem.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przepraszam, faktycznie niedopatrzyłem. Zmieniłem status w konkursach na “brak”. Czy tak będzie dobrze?

Tak, Nikto. Możesz jeszcze dodać wybrane tagi.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ok, dziękuję. Ja pierwszy raz, pozbawiony doświadczenia. Ale Fantastykę mam od pierwszego numeru.

Gratuluję tak zacnego zbioru! :)

A skoro nie masz doświadczenia, jestem przekonana, że w zdobyciu go pomoże Ci poradnik Drakainy: Portal dla żółtodziobów.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jeżeli to jest Science Fiction, to ja jestem w prostej ciągłej męskiej linii potomkiem Huitzilopothiego.

Cześć, Nikto z Głuchołaz!

 

To ja, Twój piątkowy dyżurny!

Nie musisz powtarzać tytułu w tekście – jest już ponad tekstem – to wystarczy :)

Poczułem dym z papierosa. Skąd dym? No ale czuję, że dymi. Dym ten nie może być mój, ponieważ jestem niezwykle ostrożny w sprawach dymu pozostawionego, czyli nie ja dymię.

Co tu się porobiło? :D oczywiście powtórzenia można robić celowo, ale… znajmy umiar ;)

czyli nie ja dymię.  Taka pozostawiona fajka wykończyła wielu ludzi, ja wiem to.

Pomiędzy zdaniami masz podwójną spację. Trochę później zdarza się spacja przed akapitem “Ciemno, ale dym jest.” – trochę się ta spacja rozszalała ;)

Łapska pazurzaste na stole trzyma, a w jednym łapsku fajka. Zapalona. To mi dodało swobody, spojrzałem śmiało w te ślepia wyłupiaste

przy pierwszym zaznaczonym czas zmienił się na teraźniejszy.

A ja takie coś nie lubię.

Nieładne to zdanie

No dobra, se tak patrz diabeł.

Tu też – rozumiem stylizację na luźną wypowiedź narratora, ale można to ładniej napisać.

że to malboras jest.

chodzi o papierosa Marlboro? Ostrożnie ze slangiem, bo nie wszyscy to wyłapią – ja musiałem się zastanowić.

To znaczy ściśle i synkretycznie pusta do połowy.

Tu się zacinam na swojej niewiedzy, ale nie wiem co znaczy to słowo w tym kontekście i internet mi w tym nie pomaga

To dziwniejsze jest niż ten krzywy ryj przy stole.

Można spokojnie wykreślić, a będzie brzmieć ładniej, z tym samym sensem

Bo gorzałę Polak nalewa z wzniosłym patriotyzmem, niesionym krwią tysiącletniej tradycji i nie przystoi, o nie, nawet że te ślepia nieniebieskie.

Nie rozumiem końcówki zdania

Przy okazji – ten akapit był strasznie długi – dałoby się go podzielić na mniejsze.

No. Kurw.. przecież wygadany jestem.

dwie kropki to kiks. Albo jedna kropka (ale wtedy lepiej dopisać to brakujące “a”), albo wielokropek, czyli kropki trzy; nie mniej, nie więcej!

– Gość w dom, eee… to miło mi. Jest.

Śmiechłem ;)

Przechylił lekko w bok głowę byczą, powoli i delikatnie, jak mądry do głupiego ma zamiar zwrócić się z nauką pouczającą, zamrugał ślepiami powoli i pokiwał łbem przekrzywionym. Patrzył tak skośnie przez chwilę. Wytrzymałem spojrzenie bohatersko.

Ta składnia z przymiotnikami na końcu… nie wszystkim przypasuje ;) na dłuższą metę może być męcząca.

W jakim celu diabły zjawiają się?

Staramy się nie kończyć zdania na “się”, a do tego to powyższe brzmi kiepsko. Lepiej byłoby “W jakim celu diabły się zjawiają?”, a najlepiej “W jakim celu zjawiają się diabły?”

Więc ja natychmiast ucichłem. Diabeł ma przewagę. Potrafi wzrok poprawić, to chyba by się nie dał w ryj strzelić za uciszanie mnie w moim własnym domu.

Znów się czas teraźniejszy z przeszłym splątał.

– No niech pan mówi. Ma pan jeszcze fajki jakieś?

Zapytałem, myśląc o casusie flaszki.

Niepotrzebnie przeniesiona atrybucja dialogowa do następnej linijki:

– No niech pan mówi. Ma pan jeszcze fajki jakieś? – zapytałem, myśląc o casusie flaszki.

– Oczywiście znam, proszę pana, IV tysiąclecie

czwarte tysiąclecie – liczebniki słownie ;)

Alternatywa ta wydała mi się straszną dużo bardziej, niż ten ryj pokrzywiony, pokornie więc pokiwałem głową, ale zaraz pomyślałem, że diabły to może tego gestu nie znają, jak Bułgarzy na przykład, gdzie u nich na odwrót jest z kiwaniem głową, może diabeł to Bułgar jest, nie Niemiec, więc szybko odpowiedziałem:

to jest jedno zdanie… raz, że można je podzielić, a dwa, to warto powykreślać słowa niepotrzebne, jak te zaznaczone powyżej. To się w zasadzie tyczy całego tekstu.

-Tak, proszę pana.

Dywiz zamiast półpauzy i brak spacji

Wtedy nagle drzwi z mieszkania ktoś otworzył. Ja nie zamykam drzwi na klucz, bo po co.?

Do wykreślenia zaznaczone i na końcu znak zapytania, zamiast kropki.

Ledwo ze szwagrem zmieściliśmy się w przedpokoju, wnosząc go.

To “wnosząc go” na końcu jest trochę niezręczne – przenieś je na początek zdania, będzie zgrabniej.

– Chlejesz już z najgorszymi lumpami, co to w ogóle jest, pazury brudne, ryj przepity, w piżamie przylazł, to Kozłowski jest? Się tak już rozpił? A żona jego chora jest.

I tu zwróć uwagę, że przychodzi żona – zupełnie inna osoba, ale wypowiada się w sposób dokładnie taki sam jak główny bohater i narrator w jednym. Zatem, jeśli style ten był zamierzony, to tu należałoby go złamać, żeby odróżnić inną postać.

– To nie możesz być ty. Musieli się w administracji pomylić.– Powiedział, patrząc w okno.

– Do diabła!- Zaklął tubalnie, wstał i wyszedł przez ścianę.

Niepotrzebnie przeniesiona wypowiedź do kolejnej linijki, bo wciąż mówi diabeł. No i brak spacji i dywiz zamiast półpauzy po “Do diabła!”

 

Cóż, Nikto, wiele pracy przed Tobą, jeśli chodzi o technikalia, ale nie ma co się załamywać – wszystko da się wypracować, a z pewnością jesteś w odpowiednim miejscy, żeby to uczynić :)

Sam koncept diabła, który przychodzi z biznesem i przynosi wódkę jest całkiem spoko, choć tak do końca umknął mi jego właściwy cel. Małżonka przyszła i całe napięcie wzięło w łeb ;) a ponoć gdzie diabeł nie może, tam babę pośle.

Sam styl masz mocno rozwleczony. Przykładowo zwróć uwagę na akapit zaczynający się od słów:

Wtedy nagle drzwi z mieszkania ktoś otworzył.

On niewiele wnosi, a jest bardzo długi. Nic byśmy nie stracili, gdybyś skończył na “A z czego niby?”

(choć dalej opisujesz sytuację, jak sąsiadka wlazła bohaterowi do wanny – tu autentyk z mojego miasta, blok świętej pamięci wujka: jeden z sąsiadów, za kołnierz nie wylewał, wracając z knajpy pomylił piętra i wlazł do sąsiadki, co mieszkała pod nim. Zorientował się dopiero, jak już wziął kąpiel, chciał wyjść z wanny i ręczniki wydały mu się obce…)

Ostatecznie masz ponad 12k znaków, choć treści znacznie mniej. 

Ze swojej strony życzę Ci wiele wytrwałości! Jest nad czym pracować, ale tak to się zwykle zaczyna :)

Powodzenia w dalszej pracy twórczej!

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Witam Piątkowego Dyżurnego. Dziękuję za recenzję, przyjmuję z pokorą. I równie pokornie informuję, że z Głuchołaz, nie z Głuchołazów. Odmiana nazw w polskim jezyku jest neregularna,

Już poprawione :D dziękuję!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

O, jak szybko. Dziękuję, pozdrawiam i aktywnego łykendu życzę.

Przystojny Nikto – bardzo przepraszam, jednak to, że “robisz to pierwszy raz…”, czyli wstawiasz swoją opowieść na NF – nie oznacza, że nie wiesz “jak to się robi…”. Zatem – powinieneś być jednak przygotowany, żeby “cię zechciano…” i nie “próbować raczyć wstawiać” absolutnie niesprawdzonego redakcyjnie, ‘orto i graficznie’ tekstu. To jest mało kuRtuLarnie! Sam zobacz – jest piątek, można by: ho, ho, ho – a Krokusa tak zamęczyłeś, bo jest dyżurny i się poczuwa, a… biorąc dyżur – nie poczuł, że należy przeczuć – iż tak mu się zdarzy, więc…?

Może byś go leTko przeprosił za harówę, a nie z raczej udawaną pokorą informował… 

Z przywitaniem, baardzo doświadczony przy pierwszym tu… razie.

LabinnaH

Przepraszam szczerze, Brak doświadczenia nie jest usprawiedliwieniem. Rozumiem harówke w łykend. Zaraz przeproszę,

Niniejszym przepraszam Krokusa, że musiał to czytać. Przepraszam za czas zmarnowany na lekturę tak miernego opowiadania. Jeśli Krokus jest z południowej Polski, zpraszam Go na piwo w celu wyrównania strat.

Nikto,

Nie, nie musiałem tego czytać :) mam obowiązek przeczytania połowy piątkowych tekstów w miesiącu, przy czym jest to obowiązek dobrowolny – nikt mi głowy nie ukręci, jeśli tego nie zrobię :)

Czasu również nie uważam za zmarnowany – szukając błędów i recenzując teksty innych niejako również się uczę.

Nie ma za co przepraszać, bo każdy z nas kiedyś zaczynał :)

Piwo? Powiedziałeś “piwo”? Oczywiście, że przyjmuję zaproszenie! Do niedawna byłem we Wrocławiu, ale teraz wywędrowałem do południowej Wielkopolski, ale to wciąż bliżej “dołu” ;) Jak tylko będę w pobliżu Głuchołaz (a odwiedzałem już kilkukrotnie), to się odezwę!

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Zapraszam, czekam na informacje, że jesteś w pobliżu.

Przeczytałem czkając na ciekawe zakończenie, ale się rozczarowałem. Końcówka wyskakuje, jak diabełek z pudełka, bez związku z całym wcześniejszym tekstem (albo ja tego związku nie dostrzegam).

 

Czyta się nieźle i manieryczność jest zabawa (mam nadzieję, że celowa), choć niektórym może nie przypaść do gustu. Życie w blokowisku wyraziście i żartobliwie przedstawione, ale jeden fragment zjeżył mi się włosy na głowie i w salonie siarką zapachniało…

 

“ściśle i synkretycznie pusta do połowy (…).

Tenże stan skupienia naczynia nie mógł powstać w mojej rzeczywistości. Flaszka znajdująca się na stole przy łóżku moim, po czynności obudzenia, może znajdować się jedynie w stanie pustym. Skoro zdarzenie nie powstało w warunkach znanego mi  środowiska, musi pochodzić z innego, ergo diabeł przyniósł flaszkę. (…)

Przetwarzam schodkowy algorytm podejmowania decyzji. Przechodzę algorytmiczne gałęzie, pomijając wykluczane. I pojawia się zarys decyzji, krystalizuje się, decyzja wypracowana jest

 

Gorąco zachęcam do krytycznej redakcji.

Krokus zrobił piękną, szczegółową listę konkretnych uwaga, więc nic, dodać nic ująć.

lck

Przeczytałam z niejakim trudem, bo opowiadanie jest napisane, delikatnie mówiąc, nie najlepiej, a i poruszone treści zupełnie do mnie nie przemówiły. Nie dowiedziałam się, co sprowadziło diabła do mieszkania bohatera, a zaprezentowany humor zupełnie nie przypadł mi do gustu.

Mam nadzieję, Nikto, że Twoje przyszłe opowiadania będą zdecydowanie ciekawsze i znacznie lepiej napisane.

 

A ja takie coś nie lubię. → Brzmi to fatalnie.

Proponuję: A ja czegoś takiego nie lubię.

 

dia­bło­wi me­nisk wy­pu­kły… → …dia­błu me­nisk wy­pu­kły

 

nawet że te śle­pia nie­nie­bie­skie. → …nawet że te śle­pia nie­ nie­bie­skie.

 

Co by tu. No. Kurw.. prze­cież wy­ga­da­ny je­stem. → Wielokropkowi zabrakło jednej kropki.

 

– Panie pro­szę pana, czym­że za­wdzię­czam… → – Paniepro­szę pana, czemuż za­wdzię­czam

 

zanim cos pod­pi­szę… → Literówka.

 

– Cisza.Po­wie­dział cicho, ale głę­bo­ko tak, jakby, nomen omen, z cze­lu­ści głos wy­do­był się głę­bo­kich. Więc ja na­tych­miast uci­chłem. → Zbędna kropka po wypowiedzi. Didaskalia małą literą. Narracji nie zapisujemy z didaskaliami. Winno być:

– Cisza – po­wie­dział cicho, ale głę­bo­ko tak, jakby, nomen omen, z cze­lu­ści głos wy­do­był się głę­bo­kich.

Więc ja na­tych­miast uci­chłem.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

– No wła­śnie. Naj­rzad­sza krew na świe­cie, zaraz po AB, ale ta mu­ta­cja jest młoda, około 1000 lat ma.– No wła­śnie. Naj­rzad­sza krew na świe­cie, zaraz po AB, ale ta mu­ta­cja jest młoda, ma około tysiąca lat.

Liczebniki zapisujemy słownie, zwłaszcza w dialogach.

 

A, jesz­cze pra-ciot­ka to po­dob­no … → Zbędna spacja przed wielokropkiem.

 

Al­ter­na­ty­wa ta wy­da­ła mi się strasz­ną dużo bar­dziej… → Al­ter­na­ty­wa ta wy­da­ła mi się strasz­na dużo bar­dziej

 

Wtedy nagle drzwimiesz­ka­nia ktoś otwo­rzył. → Czy mam rozumieć, że obok drzwi z mieszkania były tam również drzwi do mieszkania?

 

A po co ? → Zbędna spacja przed pytajnikiem.

 

to je uży­wam… → …to ich uży­wam

 

Choć po­dob­ny.– To ze zło­śli­wo­ści… → Brak spacji po kropce.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ma to swój urok, ale jak dla mnie stylistycznie trochę przeszarżowane. Co nie znaczy, że styl bez potencjału. Wręcz przeciwnie, do mnie trafia, ale wymaga pracy. Fabuła za to meh… nach… 

 

Ukłony

[...] chleb [...] ~ Honoriusz Balzac

W sumie mnie rozbawiło i chyba tak miało być. Zacne jest zakończenie. Uwzględnij wskazówki Reg i pisz więcej. Pozdrowienia

Przyszedłem, przeczytałem, wydumałem.

Strumienie świadomości to nie jest moje poletko – zbyt łatwo je przegadać i zanudzić czytelnika. I ja już u początku, przy rozprawie z dymem, poczułem się znużony. Pierwszy żart, a nie chwycił.

Potem nie było lepiej, treść nie zrekompensowała przebijania się przez kolejne zdania pełne powtórzeń czy przekombinowanych określeń. Miały one być śmieszne, ale jeśli nie wstrzelisz się w poczucie humoru czytelnika, to niestety ten tekst składa się jak domek z kart. A tak było w tym przypadku ze mną.

Tak więc nie kupił mnie ten koncert fajerwerków. Bywa.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Dzięki szczere za recenzje oraz podjęty trud przeczytania. Uwagi wziąłem do serca oraz do mózgu.

Nie porwało, ale jak na pierwszy wrzucony tekst wcale też nie jest najgorzej :-) Niemniej pracować jest nad czym.

P.S. Drinka o nazwie "Wódka z diabłem" brałbym w ciemno!

Hmmm. Interesujący początek. Budujesz napięcie, budujesz, a kończysz psyknięciem “to musiała być pomyłka”. No i nie wiem, do czego bohater (czy ktoś inny) został wybrany, jakie diabli mają plany, co ma do tego grupa krwi, o co chodziło z Sumerami i historią ludzkości…

Rozumiem, że bohater nie zamyka drzwi. Ale nie bardzo wyobrażam sobie, żeby jego żona też nie zamykała. Więc klucze tak czy siak nosić musi.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka