
Serca pękają pod naporem stwardniałych sumień.
Tak napisałam w dzienniku, gdy znów czekałam na męża. Wyjrzałam przez okno, a po chwili zasunęłam firankę. Nie wierzyłam, że trudniejszy okres w pracy Nicolae tyle trwa. Czekałam kolejne dwie godziny. I jeszcze jedną. Ciorbă wystygła i zgęstniała, w przeciwieństwie do mojej rozpalonej z nerwów i obaw duszy. Pozostawiona w domu, aby opiekować się naszym synkiem, Lorenzo, w towarzystwie dwóch kotów, bałam się. Męża brakowało coraz częściej i dłużej, co wskazywało na zdradę. To przecież oczywiste.
Na pewno kogoś miał, a ja pozostawałam bezsilna, ponieważ zawsze się wypierał. Jego zirytowane spojrzenia nie dawały spokoju – w przeciwnym wypadku na pewno utwierdzałby mnie, jak bardzo kocha, przynosiłby kwiaty i zabrałby nas na wakacje do Eforie Nord, byśmy mogli wspólnie odpocząć nad morzem.
O takiej miłości marzyłam, odkąd skończyłam pięć lat.
W młodości spędzonej na przedmieściach Bukaresztu, w domu skrytym pomiędzy kwitnącymi kasztanami, pojawiła się myśl o ukochanym, rycerzu, który przybędzie, zabierze i zaopiekuje się mną. Marzenie wyrastało wprost z tęsknoty, żywione rodzinnymi awanturami, pobudzonymi do wzrostu przez białe odłamki rozbijanych zastaw, gdy matka dowiadywała się o zdradach ojca. Kiedy rodzice za zamkniętymi drzwiami pokoju wciąż skakali sobie do gardeł, bawiłam się u siebie kilkoma lalkami.
Kładłam je do łóżeczek, nakrywałam je kołdrami zrobionymi z haftowanych ściereczek i chustek i rozmawiałam z nimi, przesiadując na krzesełku. Lalki zawsze mnie wysłuchiwały. A przede wszystkim były oddane, jak myślałam o tym z perspektywy czasu.
Wyrwałam się z tych myśli i wróciłam do obowiązków.
Śnieżnobiałą ścierką przetarłam kieliszki i nalałam do nich rubinowego trunku. Z kredensu wyciągnęłam ciemną buteleczkę zatkaną wyszczerbionym korkiem. Wsypałam nieco zawartości. Wyglądała jak rozdrobniony cukier i gwarantowała, że dzisiejszy wieczór pozostanie dla mojego męża najwspanialszym wspomnieniem.
Po obiedzie podałam mężowi wino.
– Wypijmy za wieczną miłość, kochany – powiedziałam i upiłam łyk. Palcem powiodłam po szyi dochodząc do pierwszego guzika sukienki. Z pozostałymi poradziłam sobie jeszcze szybciej.
Moja dłoń przykuła uwagę Nicolae, hipnotyzując go coraz bardziej. Pobłądził wzrokiem po moich kształtach, odkrywanych powoli przez zsuwającą się sukienkę. Wychylił kieliszek, zaspokajając dopiero pierwsze pragnienie tego wieczoru.
Słońce zdążyło już zajść, a zarówno my, jak i świat mogliśmy odetchnąć od upału. Przytuliłam się do jego torsu i leżeliśmy, pozwalając sobie na lenistwo, gdy Lorenzo jeszcze spał. Ciała ogarnęła słodka senność, mój oddech zwalniał, jego ustawał.
***
Nicolae dziwnie zesztywniał. Z pokoju obok dobiegał coraz bardziej przeszywający wrzask mojego synka, ale najpierw chciałam odprowadzić męża na przygotowane miejsce. Ściągnęłam go z łóżka, objęłam mocno pod pachami i zaparłam się nisko. Schodziłam krok za krokiem, a bezwładne stopy dudniły o stare, drewniane stopnie. Szykowałam piwnicę od dwóch tygodni, powynosiłam półki, wyrzuciłam bibeloty i szczelnie pozabijałam okna. Trumna, młotek i gwoździe leżały przygotowane.
Kilka następnych lat przepełniała mnie żałoba po utraconej wierności. Sąsiedzi i dalsi mieszkańcy miasteczka chcieli pomagać, lecz odmawiałam. Dla nich mój mąż wyjechał, stchórzył, zostawiając żonę z małym chłopcem. Jakiś czas później, gdy w moim życiu zjawił się Luca, urząd uznał Nicolae za zmarłego. W końcu wzięliśmy ślub.
***
Półtora roku później, w słotny listopadowy wieczór, szczelnie zasunięte zasłony skrywały przed światem spektakl ostatnich podrygów Luki. Zejście do piwnicy poszło mi łatwiej, niż ostatnio. Znowu płakałam, bo musiałam to zrobić, gdy zabrakło wierności. Latem Luca nie szczędził komplementów młodej dziewczynie z sąsiedztwa. Przestawałam istnieć, gdy przejeżdżała rowerem obok nas. Tygodnie wypełniały kłótnie i rozbijane talerze, a nasza relacja coraz bardziej przypominała coś, czego przecież nienawidziłam – małżeństwo moich rodziców.
Luca spoczął w trumnie u boku Nicolae, a ja czasem schodziłam do piwnicy z kieliszkiem wina i zapalałam świece. Polubiłam namacalność śmierci i snułam plany, jak odbudować się po ranach. Wizyty stanowiły iście mistyczną ucztę. Czasem widywałam, że w blasku dziesiątek świeczek pokazywały się duchy moich ukochanych; w kieliszku wina odbijały się białe zjawy. Zawieszeni gdzieś pomiędzy śmiercią, a wiecznością zdani na to, że nie pozwolę ich pochować, więc błagali mnie. Wyciągali eteryczne dłonie, obejmowali ulotnymi ramionami. Nieraz przychodzili w snach, prosili, abym pochowała ich zgodnie z tradycją i moralnością.
Ich moralnością, która pozwalała zdradzać.
Czasem prosili, abym otworzyła trumny, bo w zamknięciu było im źle. Ten przywilej zostawiłam weteranom, bo świeży zaszkodziliby mojemu zdrowiu, a przede wszystkim cerze. Chełpiłam się tym, że trzy metry pod ziemią trwali przy mnie, spełniali to, czego zawsze pragnęłam – wierności. Pokornie wysłuchiwali, co złego zrobili i jak bardzo nie zadbali o to, bym wiodła spełnione życie.
Pewnego wieczoru postanowiłam, że nie będę tak szybko wychodzić za mąż, lecz nie przestanę szukać. Od tej chwili nie szczędziłam czasu, aby być piękną, sprawiłam sobie okrycie z lisa, a moją najważniejszą towarzyszką została połyskująca szminka. Kokietowałam zarówno młodszych jak i starszych, bo to nie miało znaczenia, gdy liczyło się znalezienie tego jedynego.
Poznałam Alexandru z czarną, bujną czupryną, a mój świat pękł w posadach, kiedy zobaczyłam go obściskującego się ze swoją żoną. Potem Grigorija, bankiera, choć jego pieniądze mnie nie interesowały. Straciłam go, gdy przestał do mnie przychodzić, ale nie ma przecież mężczyzny odmawiającego tego ostatniego razu. Zakochałam się w Petru, który chciał wyjechać za granicę. Uwiodłam Cristiana, Emila, Dorina…
Stosy trumien rosły, głośne związki na parterze mieszały się ze śmiercią w piwnicy, która była przecież do granic cicha. Nocami rozkoszowałam się narastającą ciasnotą ciemnego, dusznego pomieszczenia, rezonującą z chronicznym poczuciem straconej szansy i bólem po kolejnej zakończonej wierności. Następne przypadki zmusiły mnie, by ściągać trumny z coraz dalszych miejscowości, kiedy przybywało mi problemów z niewiernymi kochankami.
***
Nie ustawałam w poszukiwaniach, jednak zaczęło dziać się coś złego – duchy odpuściły. Nie nawiedzały mnie w snach i nie widziałam ich, gdy przesiadywałam na ulubionym fotelu, a na podniebieniu roztaczał się cierpki smak czerwonego wina. Próbowałam z nimi rozmawiać, nawet wyszywałam im prześcieradła, którymi ich czule nakryłam, lecz nic nie pomagało. Na nic się zdały kolejne zwłoki. Przeczuwałam coś.
Pewnego dnia w drodze na rynek dorwała mnie Olga, żona mojego ostatniego kochanka – Sergiu. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, zobaczyłam zdenerwowanie. Jej podbródek drżał, a oczy się skrzyły.
– Gdzie on jest? – zapytała tak cicho, że ledwie usłyszałam.
– Nie wiem. Dlaczego miałabym wiedzieć, kochaniutka?
– Bo widziano go, jak chodził do ciebie. Ostatnim razem dwa tygodnie temu.
– Nie ukrywam, widziałam się z nim – odpowiedziałam i wyprostowałam się, wypinając pierś i cmokając. – Ale romansował z różnymi kobietami i zakładam, że spotkała go należyta kara. Ja bym się na niego nigdy nie zdecydowała – powiedziałam z nieukrywaną złością.
Olga nic nie odpowiedziała. Odwróciła się na pięcie i ruszyła szybko, chowając głowę pomiędzy podrygujące od płaczu ramiona.
Wróciłam do domu. Obmyłam twarz w zimnej wodzie, a oddech przyspieszył. Chociaż może od ponurej myśli, która jedynie przebiegła przez głowę, a zachowała się jak stado zwierzyny, tratując mój spokój. Miałam problem z zaśnięciem, więc zeszłam do piwnicy z niewielką lampką.
Podeszłam pod ścianę, gdzie w półmroku leżał wyciągnięty Lorenzo. Palce miał wyginane i połamane, dwóch brakowało – leżały gdzieś na podłodze po którymś ataku złości, pokryte pajęczynami.
Spoliczkowałam go. Z wyschniętej twarzy uniósł się nikły obłok trupiego kurzu.
– Od ciebie się zaczęło, gnido. Ty jako pierwszy zwątpiłeś, że mam prawo żądać bezwarunkowej wierności od tych, co mówią, że mnie kochają.
Oddychałam głęboko. Kipiałam, przypominając sobie, gdy szantażował mnie jako młody chłopak. Przesiadywałam na tarasie, a on krążył wokół jak najbardziej wygłodniały padlinożerca, żądając więcej pieniędzy za milczenie. Długo biłam się z myślami i tyle samo przegrywałam ulegając, lecz Lorenzo w końcu ucichł na dobre po serii bolesnych jęków.
Uważając, aby kaganek nie zgasł, podeszłam do Nicolae i delikatnie zmierzwiłam jego włosy. Czułam, jak niektóre się połamały, część została pomiędzy palcami.
– Ty byłeś praktycznie idealny – rzekłam, nie odrywając wzroku od pustych oczodołów i pokruszonych ust zastygłych w boleści. – Kiedyś kochałeś i miałeś zasady, których nie mieli inni. Szkoda tylko, że chciałeś zaprzepaścić nasz związek. Żałuję… bo po tobie nikt nie był lepszy.
Patrzyłam na niego jeszcze przez chwilę. Wzięłam lampkę i poszłam na górę.
***
Tydzień później dom otoczyło stado wąsatych policjantów w granatowych mundurach. Siedziałam pod obstawą tuż przy wyjściu na taras, gdy trwało przeszukiwanie domu. W końcu znaleźli buteleczkę z arszenikiem. Mimochodem poprosili o sprawdzenie piwnicy, nie chcąc urazić pięknej damy, którą niewątpliwie byłam.
Gdy zabierali mnie do więzienia nie wiem, co dokładnie myślałam.
Człowiek po tylu stratach zaczyna czuć pustkę.
Opowieść smakowita, choć nieco pośpieszna. Mam jednak poważne zastrzeżenie…smród ciągnąłby się do granic Bułgarii.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Miś przeczytał i wybrał, ale nie było łatwo.
Marzenie wyrastało wprost z tęsknoty, żywione rodzinnymi awanturami, pobudzonymi do wzrostu przez białe odłamki rozbijanych zastaw, gdy matka dowiadywała się o zdradach ojca.
Co było pobudzane do wzrostu odłamkami porcelany? IMO powinno być marzenie, a mam wrażenie, że są rodzinne awantury.
Luca spoczął w trumnie u boku Nicolae
Obaj w jednej? ;) I skąd ona brała te trumny? Nikt nie zauważył, że kupuje?
Czasem widywałam, że w blasku dziesiątek świeczek pokazywały się duchy moich ukochanych
Hmm, dziwna konstrukcja zdania i niepotrzebny zaimek. Czasem w blasku świeczek widywałam duchy ukochanych.
Podeszłam pod ścianę, gdzie w półmroku leżał wyciągnięty Lorenzo.
Syna też załatwiła? I czemu się żali, że od niego wszystko się zaczęło?
Fakt, smród ciągnąłby się do granic Bługarii, albo i dalej. Opowiadasz o zdradzonej żonie, która wzięła sprawy w swoje ręce, a femme fatale kojarzy mi się raczej z tą trzecią, z kobietą, która wykorzystuje mężczyzn. Ale niech Ci będzie, skoro w końcu zaczyna sama uwodzić ;) Fantastyka, no… delikatna, ale przyjmijmy, że jest.
Opko przydałoby się wyszlifować, widać tutaj presję czasu ;) Ale lepsze niż przeciwnika :)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Every rich white lady in a movie – te właśnie tiktoki stanęły mi przed oczami w trakcie lektury Twojego opowiadania, Anonimie :D
Zbyt pospiesznie, zbyt purporowo, pompatycznie. Początek bardzo przekombinowany językowo i opowiadanie na tym traci. Historia modliszki, która morduje swoich kochanków, bo nie są jej wierni to nawet ciekawy pomysł, ale uważam, że przydałoby Ci się odrobinę więcej znaków do należytego przedstawienia historii. Albo tyle, ile wynosił limit, gdybyś przyciął trochę te kwieciste i niepotrzebne wyrażenia na początku opowieści :P
Opko różni się od opowiadania oponenta tym, że nie postawiłeś na jakiś twist, zaskoczenie, i na tym polu mu ustępuje. Uważam jednak Twój tekst za lepszy, no i trochę lepiej napisany.
Pozdrawiam :)
Biorąc pod uwagę prawdziwą historię Very, chyba jednak nie śmierdziało trupem aż tak bardzo. Przy lekturze zdecydowanie dało się wyczuć presję liczby znaków.
Pewnego dnia w drodze na rynek dorwała mnie Olga, żona mojego ostatniego kochanka – Sergiu.
Dama tak mówi?
Pozdrawiam!
Witajcie, „Anonimowi” Pojedynkowicze!
Urządziliście sobie pojedynek na moim dyżurze, a takie rzeczy nie mogą ujść na sucho. Nie na mojej zmianie!
Zatem przybywam ja, Wasz piątkowy dyżurny!
Przeczytałem oba i muszę powiedzieć, że Sagitt’owy niesie więcej tajemnicy i dopiero na końcu odkrywa swoje znaczenie. Barb postawił na odmienny pomysł, który jednak sporo przedstawia wprost. No ale dość o samych tytułach – powiedzmy coś o treści :)
Opowiadanie BC miało bazować na pomyśle umieszczenia akcji w kolonii chomików, ale mam wrażenie, że przyćmiło główną oś fabularną, która jest prosta jak budowa cepa i niczym nie zaskakuje. Do tego nie zdołało mnie zaangażować emocjonalnie i nie wczułem się w żaden sposób w bohaterkę. Ot, zemsta, trup i tyle!
Opko Sagitta z kolei lepiej przedstawia bohaterkę, fajniej portretuje femme fatale i zgubę jaką z zimną krwią niesie napotkanym mężczyznom. Z drugiej jednak strony wydaje mi się zbyt powierzchowne – ale to jednak szort.
W obu fantastyka jest wg. mnie trochę naciągana.
Patrząc na wątek pojedynkowy, myślałem, że „Co cię kręci, Vero Renczi?” to tylko hasło, które miało wprowadzić do tematu przedstawienia postaci będącej femme fatale, tymczasem obaj postanowiliście przedstawić Verę (a Sagitt ściśle wg. przepisu z Wikipedii) na swój sposób.
Na koniec marudzenia powiem tylko, że oddaję głos na „Trzydzieści dwa razy”.
Pozdrówka!
Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.
Hmmm. Jak dla mnie – za mało fantastyki. Kurczowo trzymałeś się faktów, na osłodę dorzuciłeś tylko duchy, które nie odgrywają żadnej roli w fabule.
Dziwne, że tak długo nikt baby nie podejrzewał…
Babska logika rządzi!
Ot, taka sobie opowiastka o babeczce bezwzględnie wymagające wierności i trującej niewiernych partnerów. Przypuszczam, że tylko fantastyce można przypisać to, że zaznawała przyjemności przesiadując w śmierdzącej piwnicy pełnej rozkładających się trupów.
Wykonanie nie ułatwiało lektury.
…w towarzystwie kuchni i dwóch kotów… → Koty mogą być znakomitym towarzystwem, ale czy może nim być kuchnia…?
…buteleczkę zatkaną uszczerbionym korkiem. → …buteleczkę zatkaną wyszczerbionym korkiem.
…powiedziałam i wzięłam łyk. → …powiedziałam i upiłam łyk.
Łyków się nie bierze.
…coraz bardziej rozszywający wrzask mojego synka… → Co rozszywa wrzask?
A może miało być: …coraz bardziej przeszywający wrzask mojego synka…
…bezwładne stopy dudniły się o stare, drewniane stopnie. → …bezwładne stopy dudniły o stare, drewniane stopnie.
Kilka następnych lat przepełniła mnie żałoba… → Kilka następnych lat przepełniała mnie żałoba… Lub: Kilka następnych lat wypełniła mi żałoba…
…szeroko rozsunięte zasłony skrywały przed światem spektakl ostatnich podrygów Luci. → Czy aby szeroko rozsunięte zasłony mogły cokolwiek skrywać???
A może miało być: …szczelnie zasunięte zasłony skrywały przed światem spektakl ostatnich podrygów Luki.
https://odmiana.net/odmiana-przez-przypadki-imienia-Luca
Wyciągali swe eteryczne dłonie… → Zbędny zaimek – czy wyciągaliby cudze dłonie?
Nie raz przychodzili w snach… → Nieraz przychodzili w snach…
Jednego wieczoru postanowiłam… → Raczej: Pewnego wieczoru postanowiłam…
Od tej chwili nie oszczędzałam czasu, aby być piękną… → Od tej chwili nie szczędziłam czasu, aby być piękną…
…wyprostowałam się, wypinając pierś i cmokając ustami. → Zbędne dopowiedzenie – czy mogła cmokać inaczej, nie ustami?
…ruszyła szybko, zniżając głowę pomiędzy podrygujące od płaczu ramiona. → A może: …ruszyła szybko, chowając głowę pomiędzy drżące od płaczu ramiona.
Obmyłam twarz w zimnej wodzie z miedzy… → Co to jest woda z miedzy?
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Tutaj, jak i u przeciwnika, ponarzekać należałoby na konstrukcję niektórych zdań, na użyte wyrażenia i pogubione słowa, ale Reg już mnie uprzedziła, więc łapanki szczegółowej nie robiłem.
Co do bohaterki, to rozumiem jej fiksację, to jak jej kuku eskalowało, ale są tutaj motywy, które budzą moje wątpliwości. Fantastyka jest szczątkowa i bardzo pretekstowa, w zasadzie w ogóle jej nie ma. Opowieść nieco mi sie ciągnęła, ten jednostajny rytm nie pomagał w poczuciu jakiejkolwiek emocji w trakcie lektury.
Co do fabularnych spraw: co ona miała za piwnicę? Skoro dała radę tyle trupów w niej trzymać to musiała być spora, ale jak to jest, że te ciała nie gniły? W trakcie lektury odniosłem wrażenie, że piszesz, że te ciała były wyschnięte. Czy tam nie śmierdziało tymi trupami? Czy nikt nie nabrał podejrzeń, że zawsze znikają faceci, i to w większej liczbie, którzy spotykają się z bohaterką? No i co z dzieckiem, które tam gdzieś płacze po drodze? Zbyt wiele nieścisłości, niedopowiedzeń, pourywanych motywów.
Limit i pospiech nie zadziałały tutaj na korzyść tekstu.
Pozdrawiam serdecznie :)
Q
Known some call is air am
Podobał mi się pomysł, no i Bukareszt, szkoda że jego było tak mało. Mam pewne wyobrażenie, trochę skrawków z pamięci: ludzie, otoczenie. Przedziwne miejsce.
Pomysł w tekście jest, może nie jest wielce oryginalny, ale dla mnie wpasowuje się w tamte, zapamiętane klimaty oraz podkreśla je w jakiś sposób również zapis, może przez sposób fragmentowania. Urywkowość i słowa.
Warsztatowo chyba tekst wymagałby jeszcze dopracowania: klimat, mniejsza pospieszność i może liczba, jakieś kiksy typu "woda z miedzy" czy przecinek w : “Gdy zabierali mnie do więzienia (+,) nie wiem”.
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Niby dobrze napisane, ale fabuła nie do końca się klei, szczególnie w drugim akcie, tj. od razu z drugiego morderstwa przechodzisz do mordowania wszystkich. Brakuje motywacji/przemiany bohatera i przez to żal na końcu jest trochę niewiarygodny.
Poza tym gdzieś zgubiłeś jej synka:P
Obstawiam autorstwo Sagitta (i zdziwiłbym się, gdybym się mylił).
Слава Україні!
Podobała mi się ta opowieść. Zaczyna się jak typowa obyczajówka, ale zaskakuje zwrotem akcji. Trochę zbyt pospiesznie opowiedziana, lecz nie odebrało to przyjemności z lektury. Postać bohaterki wypadła wiarygodnie. Dokładnie wyjaśniasz, dlaczego wierność była dla niej bardzo ważna i z jakiego powodu nastąpiła jej przemiana.
Tekst dobrze się czytało, piszesz stylem “przyjaznym dla czytelnika”.
Wybaczcie obsuwę, ale ostatnio mało mnie było na portalu.
Ambush, dzięki za przeczytanie. :) Może nieco pośpieszna, nie przywykłem do pisania szortów, ten w sumie był pierwszy. Co do smrodu, oryginalnie bohaterka przechowywała kochanków w piwnicy, więc może w chłodnym i suchym nie było aż tak źle, jeśli trumny przez pierwszy okres były zamknięte?
Dzięki i Tobie Koalo.
Marzenie wyrastało wprost z tęsknoty, żywione rodzinnymi awanturami, pobudzonymi do wzrostu przez białe odłamki rozbijanych zastaw, gdy matka dowiadywała się o zdradach ojca.
Co było pobudzane do wzrostu odłamkami porcelany? IMO powinno być marzenie, a mam wrażenie, że są rodzinne awantury.
Tak, chodziło o marzenie.
Luca spoczął w trumnie u boku Nicolae
Obaj w jednej? ;)
Powinno być obok*, fakt.
Podeszłam pod ścianę, gdzie w półmroku leżał wyciągnięty Lorenzo.
Syna też załatwiła? I czemu się żali, że od niego wszystko się zaczęło?
Tam potem występuje, że czuje się przez niego zdradzona, tyle, że na inny sposób.
Fakt, smród ciągnąłby się do granic Bługarii, albo i dalej. Opowiadasz o zdradzonej żonie, która wzięła sprawy w swoje ręce, a femme fatale kojarzy mi się raczej z tą trzecią, z kobietą, która wykorzystuje mężczyzn. Ale niech Ci będzie, skoro w końcu zaczyna sama uwodzić ;) Fantastyka, no… delikatna, ale przyjmijmy, że jest.
Opko przydałoby się wyszlifować, widać tutaj presję czasu ;) Ale lepsze niż przeciwnika :)
Dzięki Irko. ;) Oryginalnie nikt przez długi czas się nie zorientował, że potrzebowała tylu trumien, ale szort to chyba nieodpowiednia forma do tłumaczenia tego.
Amonie:
Zbyt pospiesznie, zbyt purporowo, pompatycznie. Początek bardzo przekombinowany językowo i opowiadanie na tym traci. Historia modliszki, która morduje swoich kochanków, bo nie są jej wierni to nawet ciekawy pomysł, ale uważam, że przydałoby Ci się odrobinę więcej znaków do należytego przedstawienia historii. Albo tyle, ile wynosił limit, gdybyś przyciął trochę te kwieciste i niepotrzebne wyrażenia na początku opowieści :P
Opko różni się od opowiadania oponenta tym, że nie postawiłeś na jakiś twist, zaskoczenie, i na tym polu mu ustępuje. Uważam jednak Twój tekst za lepszy, no i trochę lepiej napisany.
Nie pisałem dotychczas szortów i trudno było mi się odnaleźć w takim limicie szczerze mówiąc. Co do pompatycznie – taki w sumie był zamysł na tę narrację, więc trudno to uznać za wadę. ;)
MaLeeNo:
Biorąc pod uwagę prawdziwą historię Very, chyba jednak nie śmierdziało trupem aż tak bardzo. Przy lekturze zdecydowanie dało się wyczuć presję liczby znaków.
O, to to.
Pewnego dnia w drodze na rynek dorwała mnie Olga, żona mojego ostatniego kochanka – Sergiu.
Dama tak mówi?
Dama w emocjach myślę, że tak.
Dzięki za odwiedziny. ;)
Pozdrawiam!
Dzięki za Twoją wierną służbę Krokusie. ;)
Patrząc na wątek pojedynkowy, myślałem, że „Co cię kręci, Vero Renczi?” to tylko hasło, które miało wprowadzić do tematu przedstawienia postaci będącej femme fatale, tymczasem obaj postanowiliście przedstawić Verę (a Sagitt ściśle wg. przepisu z Wikipedii) na swój sposób.
Wiem, że to trochę wedle przepisu, choć zależało mi w tym, aby wczuć się w narrację szalonej kobiety.
Finklo:
Hmmm. Jak dla mnie – za mało fantastyki. Kurczowo trzymałeś się faktów, na osłodę dorzuciłeś tylko duchy, które nie odgrywają żadnej roli w fabule.
Dziwne, że tak długo nikt baby nie podejrzewał…
No to jest w sumie ciekawe, że ponad trzydzieści ofiar i nic, dopiero potem na jej trop wpadła policja.
I jak wyżej wspomniałem, najbardziej zależało mi na przedstawienie obłąkańczej wersji z perspektywy narracji pierwszoosobowej.
Regulatorzy:
Ot, taka sobie opowiastka o babeczce bezwzględnie wymagające wierności i trującej niewiernych partnerów. Przypuszczam, że tylko fantastyce można przypisać to, że zaznawała przyjemności przesiadując w śmierdzącej piwnicy pełnej rozkładających się trupów.
Wykonanie nie ułatwiało lektury.
Szkoda, że historia się nie spodobała. Dla mnie elementem fantastycznym były widma i zwidy głównej bohaterki. A co do preferencji głównej bohaterki. Cóż. O gustach, nawet tych dziwnych się nie dyskutuje, bo historia została oparta na faktach.
Poprawię wskazane błędy.
Outta Sewer
Dzięki za opinię. ;)
to rozumiem jej fiksację, to jak jej kuku eskalowało, ale są tutaj motywy, które budzą moje wątpliwości. Fantastyka jest szczątkowa i bardzo pretekstowa, w zasadzie w ogóle jej nie ma. Opowieść nieco mi sie ciągnęła, ten jednostajny rytm nie pomagał w poczuciu jakiejkolwiek emocji w trakcie lektury.
Jak myślisz, co mogłoby to zmienić? Jakaś większa akcja, zmiana tempa?
Co do fabularnych spraw: co ona miała za piwnicę? Skoro dała radę tyle trupów w niej trzymać to musiała być spora, ale jak to jest, że te ciała nie gniły? W trakcie lektury odniosłem wrażenie, że piszesz, że te ciała były wyschnięte. Czy tam nie śmierdziało tymi trupami? Czy nikt nie nabrał podejrzeń, że zawsze znikają faceci, i to w większej liczbie, którzy spotykają się z bohaterką? No i co z dzieckiem, które tam gdzieś płacze po drodze? Zbyt wiele nieścisłości, niedopowiedzeń, pourywanych motywów.
Limit i pospiech nie zadziałały tutaj na korzyść tekstu.
W prawdziwej historii Very faktycznie trzymała kochanków w piwnicy. Może to nie wybrzmiało, ale Vera w mojej wersji otwierała trumny dopiero po jakimś czasie, jak zgniło to co miało zgnić i reszta wyschła. Może dzięki takiemu postępowania mogła tam przesiadywać…
Niestety, nie jestem specjalistą od gnijących ciał… :P
Pozdrawiam!
Asylum
Podobał mi się pomysł, no i Bukareszt, szkoda że jego było tak mało. Mam pewne wyobrażenie, trochę skrawków z pamięci: ludzie, otoczenie. Przedziwne miejsce.
Pomysł w tekście jest, może nie jest wielce oryginalny, ale dla mnie wpasowuje się w tamte, zapamiętane klimaty oraz podkreśla je w jakiś sposób również zapis, może przez sposób fragmentowania. Urywkowość i słowa.
A dziękuję, fajnie, że te akcenty tak w Tobie wybrzmiały.
Warsztatowo chyba tekst wymagałby jeszcze dopracowania: klimat, mniejsza pospieszność i może liczba, jakieś kiksy typu "woda z miedzy" czy przecinek w : “Gdy zabierali mnie do więzienia (+,) nie wiem”.
Kiedy patrzę na tekst po tym czasie widzę te błędy.
Dzięki!
Golodhu:
Niby dobrze napisane, ale fabuła nie do końca się klei, szczególnie w drugim akcie, tj. od razu z drugiego morderstwa przechodzisz do mordowania wszystkich. Brakuje motywacji/przemiany bohatera i przez to żal na końcu jest trochę niewiarygodny.
Czy to żal za innych? Raczej żal do losu, że tak się potoczył, kiedy przecież chciała tylko dobrze żyć. Może lekko makabryczne, ale cóż.
Poza tym gdzieś zgubiłeś jej synka:P
Zginął przecież… :P
Obstawiam autorstwo Sagitta (i zdziwiłbym się, gdybym się mylił).
Trafiony. ;)
Podobała mi się ta opowieść. Zaczyna się jak typowa obyczajówka, ale zaskakuje zwrotem akcji. Trochę zbyt pospiesznie opowiedziana, lecz nie odebrało to przyjemności z lektury. Postać bohaterki wypadła wiarygodnie. Dokładnie wyjaśniasz, dlaczego wierność była dla niej bardzo ważna i z jakiego powodu nastąpiła jej przemiana.
Tekst dobrze się czytało, piszesz stylem “przyjaznym dla czytelnika”.
Dzięki, że wpadłaś i przeczytałaś ANDO. Miło jest widzieć dobre głosy. ;) Co w Twojej ocenie to styl przyjazny dla czytelnika?
Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.
Szkoda, że historia się nie spodobała.
Przecież nie powiedziałam, że Twoja historyjka nie podobała mi się, przyznaję tylko, że miałam pewne wątpliwości, co do całego zajścia, ale skoro twierdzisz, że to działo się naprawdę, muszę dać wiarę Twoim zapewnieniom. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Pisałem to na podstawie tej historii.
Tak to odebrałem, ale już teraz rozumiem. :)
Wiadomo, pewnie swoje dodałem, choć główne elementy powstały na faktach.
Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.
Dziekuję, Sagicie. Teraz wiem więcej. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Cieszę się. :) Poprawiłem wskazane błędy.
Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.
Hej. Bardzo fajne, krótkie opowiadanko. Dobrze się czytało i szczerze mówiąc trochę mnie wystraszyło, ta piwnica, duchy, zwłoki, lekkość z jaką bohaterka pozbawiała kolejnych kochanków życia. No podobało mi się. Opisy były dosyć mroczne i plastyczne, zwłaszcza trupów i piwnicy, trochę kulał realizm ale jakoś mi to nie przeszkadzało w trakcie lektury.
“Wychylił kieliszek, zaspokajając dopiero pierwsze pragnienie tego wieczoru.”
No i te zdanie, jak dla mnie złoto. Piękne. Nie mam pojęcia co aż tak mi się w nim podoba ale do mnie przemawia.
Hej Gerladzie!
Dzięki za opinię do opowiadania z zaznaczeniem lepszych i gorszych stron. Realizm mógł trochę kuleć ze względu na limit znaków, ale to tylko moje odczucie.
No i te zdanie, jak dla mnie złoto. Piękne. Nie mam pojęcia co aż tak mi się w nim podoba ale do mnie przemawia.
Pozostaje mi tylko cieszyć się, że “siadło”. ;)
Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.
Sympatyczne :)
Przynoszę radość :)