
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Druzgocący ból mięśni dopadł mnie, w którymś momencie i byłem już skłonny zrezygnować.
– Biegnij! – słyszałem.
Wszystko zaczęło się, gdy byłem na delegacji, w Chinach. Jeden skośny w barze powiedział mi, że zrobił to. Nie wierzyłem. W moim racjonalnym świecie takie rzeczy się rozważa, a nie przyjmuje. Nie ma tu miejsca na przesądy, wierzenia i uczucia posiadające moc. Nic z tych rzeczy. Oczywiście rozwijająca się we mnie wizja obiektywizmu zakłada, że są zjawiska, które mogą wydawać się nieautentyczne nawet dla analitycznego i wnikliwego umysłu racjonalnego, a autentyczne są.
– Nie przestawaj biec! – słyszałem.
Mięśnie mnie paliły niemiłosiernie.
– Nie chcesz chyba być gorszy od chińczyków!? – wrzeszczał.
Nie chciałem. Pragnąłem ich pobić. Zrobić to. Zrozumiałem wreszcie o co w tym wszystkim chodzi. To nie tylko przezwyciężenie fizycznego bólu i wizualizacje. To coś więcej. To tak jakby otworzenie innej pary oczu, do tej pory uśpionej, potężnie przenikliwej. Chińczycy uciekali z tego świata nie dla tego, że tu mieli źle, ale dla tego, że ów zło było powielone w nieskończoność. Wszystkie ich życiowe ścieżki wiązały się ze sobą, przeplatały i niszczyły indywidualizm.
– Biegnij! – słyszałem.
Zacząłem się czuć jakbym już nie biegł, ale leciał. Nie czułem ciała. To co istniało, to wiatr i prędkość. Trochę chaosu w głowie stanowiło pierwszy znak. Zaczęło się. Robiłem to. Świat zaczął się zamazywać i ukazywało się coś nowego.
– Co widzisz?
– Jest biało. Myślę, że jestem już głęboko.
– Ty dopiero zacząłeś człowieku! – wrzasnął.
– Jest biało i ciepło. Wiem, że przebrnąłem już przez fazę władzy nad ciałem.
– Biegnij!
– Ja lecę. Mam niebieskie skrzydła.
– Leć więc!
– Biel zmienia się w zieleń. Taki łagodny odcień, zapraszający i kojący.
– Nie potrzebujesz ukojenia! Leć!
– Czy chińczycy tu byli? – przyszło mi do głowy.
– Oni byli już tysiąc razy dalej! Leć!
Prędkość z jaką umysł przyspiesza w pierwszych światach swojej wyobraźni jest niepojęta. Nagle zrozumiałem jak stworzyć wszechświat. Zapragnąłem tego dokonać. I dokonałem. Zajęło mi to tylko chwilę. Ciągle jednak nie byłem pewien czy to rzeczywistość, czy mój umysł.
– To ja teraz jestem bogiem rozumnych cywilizacji żyjących w tym wszechświecie?
– Tak.
To się działo odkąd jajowaty obiekt wylądował w Chinach w 2121 roku. Obcy zbudowali drogę i powiedzieli, że jest to droga wszelkich rozwiązań. Zdjęcia satelitarne pozwalały przyjrzeć się całemu obiektowi. Był to kamienny pas o długości zaledwie czterystu kilometrów. Wszyscy chętni mogli zacząć bieg. Ludzie po prostu zaczęli tam znikać. Obcy wyjaśnili, że dzieje się tak, za sprawą ludzkiej woli. Inna sprawa, że nie każdy potrafił dobiec do odpowiedniego momentu, w którym coś zaczynało się dziać. Wielu padało z wyczerpania. Były nawet przypadki krytyczne, kilku zmarło. Nikt odpowiedzialności nie brał za „bieg po nieskończoność”. Obca droga została, a jajowaty obiekt wraz z załogą odleciał w roku 2139.
– Leć!
W którymś momencie pojawiła się koło mnie jakaś istota. Wiedziałem, że nie pochodzi z mojego wszechświata, rozpoznałbym ją.
– Kim jesteś? – spytałem.
– Nikim specjalnym. Jestem twoim bogiem.
– Tylko moim?
– Tak. Potężniejsi bogowie wraz z najwyższym bogiem absolutu stworzyli mnie, abym odpowiadał na twoje pytania.
– Po co Obcy zbudowali tą drogę?
– To było wykonanie polecenia Totharona IX, a on zapewne chce jakoś wpłynąć na ludzkość, zmienić ją.
– Dlaczego?
– Tego nie wiem, ponieważ wiąże się to z wolną wolą Totharona IX.
– Czyli, że znasz dużo odpowiedzi, ale nie jesteś w stanie odczytać niektórych posunięć czyjejś woli?
– Bardzo właściwie to określiłeś. Są rzeczy poznawalne i niepoznawalne bez względu na twoją moc.
– Ale przecież jesteś bogiem i na to wygląda, że ja też, w tym jednym wszechświecie, który stworzyłem.
– Twój status mocy jest nie istotny jeśli chodzi o tworzenie świadomości i wolnej woli oraz odgadywanie jej posunięć. Zawsze przy powstawaniu świadomości jest obecny ojciec boga absolutu – istota najwyższa. To on decyduje i wypełnia formę myślą. Tylko on zna nieskończoność i wszystkie odpowiedzi.
– Ojciec boga absolutu? Przecież przed chwilą powiedziałeś, że najwyższym jest bóg absolutu.
– Najwyższym bogiem, czyli kimś z kim możesz się skontaktować.
– To skąd wiadomo o jego ojcu?
– Nieskończoność i pierwsza przyczyna. Wszystko co robisz i o czym myślisz jest umieszczone w jakimś wymiarze, w jakiejś czasoprzestrzeni. Oczywiście wymiarem, czasem i przestrzenią można manipulować, w zależności od poziomu wiedzy i mocy, ale jest coś poza absolutnym istnieniem. Bóg absolutu ma dostęp do wszystkiego co jest istnieniem, nikt nie może stworzyć czegoś do czego bóg absolutu nie ma dostępu, ale nikt nie może poznać w pełni posunięć obcej wolnej woli, jeśli nawet posiadasz moc i wiedzę zdolną do precyzyjnego przewidywania czyichś myśli i czynów, nie sprawdza się to zawsze, a jeśli tak, to twoja moc właściwie odbiera komuś wolną wolę.
– To znaczy, że ojciec boga absolutu jest odpowiedzią na to czego poznać się nie da. Co było pierwszą przyczyną wszechrzeczy? Jeśli takie coś było. Jak to możliwe, że przed czasem i jakimkolwiek istnieniem panowała absolutna nicość? Albo jak to możliwe, że coś nie miało początku? Kto stworzył boga absolutu?
– Powoli zaczynasz rozumieć podstawy. W większości wypadków nie chodzi o nazewnictwo prawdy, ale o fundamentalną treść istnienia.
Powoli zaczynałem wracać. Ale chciałem jeszcze odpowiedzieć na czyjeś pytanie w jednym ze światów mojego wymiaru. To był król Arnahhius.
– Jakie to ma znaczenie, jeśli świat powstał pięć minut temu? Jaki jest sens istnienia? Gdzie jest prawda absolutna? – pytał król.
* * *
Przewróciłem się po przebiegnięciu kilku kilometrów tajemniczej drogi zbudowanej przez obcych i trafiłem do chińskiego szpitala.
– Jak się pan czuje? – spytała pielęgniarka Agnieszka.
– Biegła pani?
– Biegłam.
– I jak się pani czuła zaraz po?
– Fantastycznie, wszystko się w moim życiu odwróciło.
– To znaczy?
– Zrozumiałam, że jestem dobrą pielęgniarką. I za tym poszło zrozumienie innych rzeczy w moim prywatnym życiu.
– Ja też się czuje fantastycznie.
– Co pan zrozumiał?
– To, że bez względu na moc, którą posiadamy ciągle zostają w nas nieskończone dylematy, pytania o absolut.
– Absolut. – powtórzyła nie wiedząc o co chodzi.
Sens jest prawdopodobnie taki, aby budować interesującą przestrzeń dla świadomości i z niej korzystać.
Tekst jest niestety dość słaby.
Mnóstwo błędów, napisany nieprzejrzystym stylem (do słów "to się działo odkąd" w ogóle nie wiadomo, o co chodzi). Rozmowa z bogiem jest mętna, pełna niejasnych filozoficzynch rozważań, które na dodatek nie są wcale odkrywcze, a sensu też za wiele nie mają - momentami jest to prawie bełkot.
"Sens jest prawdopodobnie taki, aby budować interesującą przestrzeń dla świadomości i z niej korzystać." - nie wiem, czy to jest łopatologicznie wyłożone przesłanie tekstu (tak to wygląda), ale dla mnie i tak nie ma sensu.
Nie podobało mi się.
Pozdrawiam.
Faktycznie, mętne toto jak cholera.
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.