- Opowiadanie: oruen - Entliczek-pentliczek (MASAKRA 2010)

Entliczek-pentliczek (MASAKRA 2010)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Entliczek-pentliczek (MASAKRA 2010)

Entliczek-pentliczek, czerwony stoliczek,

A na tym stoliczku pleciony koszyczek,

W koszyczku jabłuszko, przy stole robaczek,

A na tym robaczku bielutki kubraczek.

 

Powiada Robaczek:

 

I dziadek, i babka, i ojciec, i matka jadali wciąż jabłka, a ja już nie mogę! Już dosyć! Już basta! Mam chęć na befsztyczek! – i poszedł do miasta.

Stara Maciejowa nie mogła uwierzyć własnym oczom. Patrzyła, jak pies rwie się do potwora, tocząc żółtą pianę z pyska, jak tamten dopada do Azora, wgryza się żuwaczkami w szyję i urywa głowę. Krew polała się obficie na piasek, a przerażona Maciejowa chwyciła za telefon i wykręciła numer na policję.

– Powiatowa komenda policji w Gdybinie, aspirant Kowalski, słucham. – odezwał się głos w słuchawce.

– Pomocy! – wydarła się rozpaczliwie w słuchawkę Maciejowa. – Łojezu, biedny Azor, jakaś pokraka mi psa zeżarła na podwórzu!

– Oczywiście, natychmiast wysyłamy pomoc – obiecał spokojnie policjant i odłożył słuchawkę.

– Kowalski! – krzyknął komendant. – Co ty, nawet adresu nie spisałeś?

– Maciejowa znowu dzwoniła! – odkrzyknął.

– Co, UFO jej znowu na podwórzu wylądowało?

– Nie, twierdzi że psa jej coś zeżarło i panikuje.

– No to ruszaj dupę i się przejedź, trochę ruchu ci nie zaszkodzi – powiedział komendant podchodząc do biurka. – Jazda! Pamiętaj żeby spisać dane tych ufoków, kiedyś ich za to do sądu podamy – zażartował.

– No, jasne – powiedział bez entuzjazmu Kowalski i poszedł do samochodu.

Gdy tylko dojechał do gospodarstwa Maciejowej wiedział, że coś jest nie tak. Drzwi do domu zwisały smętnie na jednym zawiasie, okna były pobite, a na podwórzu panował bałagan. Kowalski złapał za radio.

– Aspirant Kowalski, dojechałem właśnie do gospodarstwa. Przyjedźcie tutaj, wygląda to dość poważnie.

– Zrozumiałem – zatrzeszczało radio.

Policjant przeszedł przez furtkę. W oczy natychmiast rzuciła mu się plama czerwieni przy budzie i zerwany łańcuch. Żeby dodać sobie pewności siebie, wyciągnął służbowy pistolet i podszedł do wyłamanych drzwi.

– Hop, hop! Jest tam kto? – krzyknął ustawiając się pod ścianą. Wszystko wygląda jak robota wyjątkowo bezczelnych włamywaczy, pomyślał. Może ich jeszcze złapię?

Ściskając pistolet w spoconych rękach, przekroczył próg i wszedł do sieni. Ciemność i wszechobecny bałagan panujący w środku nie nastroiły go pozytywnie do dalszych oględzin domu. Postanowił tylko poszukać Maciejowej i dowiedzieć się, co tu się właściwie stało. Schody skrzypiały złowieszczo, gdy wspinał się po stopniach na piętro – tam, gdzie zawsze można było znaleźć Maciejową. Przystanął na chwilę, gdy poczuł dym. Szybko zbiegł po schodach i wpadł do kuchni. Elektryczność nie działała, ale stary piec na gaz grzał całe pomieszczenie, w którym unosił się swąd palonego mięsa. Kowalski wyłączył piec i otworzył okno. Kątem oka zauważył jakiś ruch na schodach. Błyskawicznie odwrócił się w ich stronę i celując pistoletem w przestrzeń krzyknął łamiącym się głosem:

– Halo… Jest tam kto?

Mimo strachu, postanowił pójść i znaleźć Maciejową. Wszedł na schody, dokładnie lustrując wzrokiem pomieszczenie. Gdy dotarł na szczyt, zauważył, że drzwi do jednego pomieszczenia są wyłamane. Zajrzał do środka i odetchnął z ulgą. W środku, trzęsąc się, siedziała trzęsąca się babinka, w której rozpoznał Maciejową. Wpatrywała się pustym wzrokiem w ścianę.

– Halo, pani Maciejowo, wszystko w porządku? – zapytał dobrodusznie policjant, podchodząc blisko babiny.

Wtedy skóra na czole Maciejowej zaczęła pękać z chrzęstem, odsłaniając znajdujący się pod spodem chitynowy pancerz. Kowalski z przerażeniem patrzył, jak płaty skóry opadają, odsłaniając żuwaczki i oczy gigantycznego owada. Oddał kilka strzałów w jego stronę, cofając się do drzwi. Kula odbiła się od pancerza i trafiła go w brzuch. Na drewnianą podłogę zaczęła kapać krew. Kowalski bezsilnie patrzył jak potwór pozbywa się resztek skóry Maciejowej.

– Befsztyczek? – zapytał Robaczek i rzucił się policjantowi do gardła.

 

Szedł tydzień, a jednak nie zmienił zamiaru,

Gdy znalazł się w mieście, poleciał do baru.

Klienci, wrzeszcząc, uciekali z baru, a szef kuchni z niedowierzaniem patrzył jak potwór siada przy jednym stoliku i przegląda kartę. Po chwili Robaczek rozejrzał się pustym wzrokiem po sali i ruszył w stronę kucharza, który postanowił schronić się w kuchni. Zabarykadowanie drzwi nic nie dało. Po chwili spocony ze strachu szef kuchni stanął oko w oko z Robaczkiem, który wpatrywał się w niego błyszczącymi oczami.

– Befsztyczek? – niemal żałośnie zapytał potwór.

– Eeee… Pan chce coś zamówić? – zapytał kucharz.

Robaczek kiwnął kilka razy głową.

– Befsztyczek – powtórzył, wyraźnie ucieszony.

– Aaale my jesteśmy barem wegetariańskim…

– Nie będzie befsztyczka? – zapytał smutno Robaczek.

– Nie, ale mogę zaproponować fantastyczne dania z jabłek – powiedział kucharz. – zupa, knedle, duszone, pieczone, a na deser szarlotka albo babka – wyliczył.

– Jabłka… – powtórzył cicho Robaczek i jednym ruchem odnóża uciął kucharzowi głowę. Drgające ciało upadło na podłogę, a Robaczek szybko pozbawił go rąk i nóg. I zabrał się do pieczenia.

 

Entliczek-pentliczek, czerwony stoliczek,

A na tym stoliczku pleciony koszyczek,

 

W koszyczku jabłuszko, na stole czyjś brzuszek,

A na robaczku rzeźnicki fartuszek

 

Komendant z rozdziawioną gębą oglądał, jak wrzeszczący ludzie wybiegają z baru. Właśnie wracał z pogrzebu Kowalskiego, czy też, żeby uściślić, tych resztek Kowalskiego które udało im się znaleźć. W myślach już obiecał krwawą zemstę oprawcom kolegi. I czuł, że ma możliwość wyrównać z tymi przebierańcami rachunki. Wysiadł z samochodu i wyciągnął broń, po czym śmiało wkroczył do baru. W środku unosił się smród palonego mięsa, dokładnie taki sam jak w domu Maciejowej. Zobaczył też drzwi do kuchni wyłamane w identyczny sposób. Uśmiechnął się złowrogo i wszedł do środka.

Kuchnia była cała w krwi, rdzawe plamy znajdowały się nawet na suficie. Komendant nie przejął się tym zbytnio. Usiadł przy stole czując, jak jego noga dotyka czegoś miękkiego. Zajrzał pod czerwony stoliczek i zauważył rozczłonkowane, perfekcyjne oskórowane ludzkie ręce, nogi i głowę. Zauważył też włączony piekarnik. Po chwili do środka wszedł znany mu kucharz i, nie zwracając na niego uwagi, podkręcił temperaturę w piecu. Komisarza dostrzegł dopiero w chwili, gdy ten wystrzelił już w niego cały magazynek. Kule rozdarły skórę, odsłaniając kryjący się pod spodem szary, owłosiony pancerz. Potwór spojrzał na niego pustym wzrokiem.

– Befsztyczek? – zapytał.

Komendant nie był człowiekiem strachliwym, i zdążył nawet przeładować broń nim Robaczek do niego dobiegł. Potwór ryknął na niego i żuwaczkami chwycił rękę z pistoletem. Komendant w zasadzie już nieświadomie, pod wpływem bólu zaczął naciskać spust, trafiając w otwór gębowy potwora. Tamten zakwiczał i cofnął się kilka kroków. Komendant zdrową ręką chwycił za tłuczek do mięsa i zaczął okładać Robaczka po oczach. Robaczek upadł, a policjant wyrzucił pokrzywiony młotek i znów przeładował pistolet. Wystrzelił cały magazynek w puste oczodoły, wokół tryskała zielona maź. Potwór przestał się ruszać.

No, widzisz, robaczku – powiedział mściwie – I gdzie twój befsztyczek?

 

Entliczek-pentliczek, czerwony stoliczek.

Koniec

Komentarze

Oruen,, masz genialny talent do zabawnych opowieści, ale do horroru ani za grosz ;)
Lekkie i przyjemne opowiadanko, sprawnie napisane, ale zupełnie nie porywa. Śmieszy zamiast straszyć, jak slasher z amerykańskimi nastolatkami.

Robaczek zżerający na wstępie Azora, zeżarł przy okazji klimat grozy.

Pozdrawiam.

Oruen, przyznaj, to wcale nie miał boć straszny horror, tylko humorystyczny! Rozmowa Robaczka z kucharzem baru wegetariańskiego :D

Ogólnie bardzo fajne, ale nie wiem, czy na Masakrę ;)

Chciałem postraszyć i nic. Ale do trzech razy sztuka ;)

oruen, to jest naprawdę śmieszne! Może jak będziesz chciał napisać, coś zabawnego to wyjdzie horror? ;)

Co do wierszyka, to zapewne chciałeś, żeby dodawał on jakąś psychodeliczną nutę, ale jednak nie. Z nim robi się jeszcze zabawniej.

Pozdrawiam,
Snow

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

Lepiej będzie jak zostaniesz przy opowiadaniach o Polonie i Radku. Widać, że w studenckim klimcie czujesz się lepiej

I kolejny świetny tekst Twojego autorstwa. Oczywiście: jestem na tak! :)

OK, do konkursu.

@ Efrelin Rand: Horror klasy B, czy nawet C lub D to wciąż horror, co nie? ;)

@ RheiDaoVan: Czy mógłbym użyć Twojego nicka jako imienia boga w jednym opowiadaniu?

@ Snow: Obiecuję,że kiedyś napiszę coś poważnego. Jak tylko nauczę się pisać poważne rzeczy. 

@ Belhaj: nie samym Radkiem i Polonem człowiek żyje, a będzie ich jeszcze sporo, naczytacie się tego do bólu zębów. Właśnie skończyłem opracowywać zarys mitologii studenckiej, Trzecie Prawo Studenta to pierwszy tekst  zawierający typowo studenckie stworzenie. Obiecuję dużo studenckich klimatów :)

@ Mniam: Dzięki :) 


Ła, muszę przyznac, że jestem zaskoczona takim pomysłem.
Jako imię boga? Proszę bardzo :D To kiedy zaczniecie składac mi ofiary (mhe he he)? ;)
Boga.. nie bogini.. czyli mój nick naprawde brzmi męsko XD

Ostrzegam, znów spróbuję być poważny. A z czego ofiary takiemu bogu? Z debiutanckich opowiadań? :D

Próbuj, nikt Ci nie broni ;)
Zależy jaki ma byc ten bóg? ;p Można spytac, czy bedzie krwawy?

Cóż, ma być ojcem głównego bohatera (ponoć). Czy krwawy, nie wiem, chyba niespecjalnie. Ale i tak będzie miał swoje świątynie ;)

Ta.. teraz to już wszyscy będa pewni, że jestem facetem (trzy wyjątki, które poznały mnie osobiście) XD

Mam zmienić na boginię? ;)

Ach, nie trzeba, przyzwycziłam się już ;)

A mnie chyba ani nie straszy, ani nie śmieszy. Dużo ciekawsze od tekstu są komentarze pod opowiadaniem ;)

Nowa Fantastyka