
Tekst na pograniczu szorta i opowiadania. Stylowo bardziej szorcik. Przesłanie niby proste i oczywiste, wręcz banalne. A jednak wciąż do wielu twardych głów nie dociera :-)
Tekst na pograniczu szorta i opowiadania. Stylowo bardziej szorcik. Przesłanie niby proste i oczywiste, wręcz banalne. A jednak wciąż do wielu twardych głów nie dociera :-)
– Spokój! Spokój! – poprosił tubalnym głosem nauczyciel, zwracając się do rozkrzyczanego tłumu dzieci. – Czy cała klasa wyszła już z Sali Zwierząt Lądowych? – zapytał, gdy w grupie zapanowała względna cisza.
– Nie ma jeszcze Sylwka, proszę pana! – podnosząc dłoń odpowiedziała dziewczynka z uroczym uśmiechem i ogromnymi, piwnymi oczami. – Zapatrzył się na nosorożce.
– Tak, to rzeczywiście niezwykle interesujące, unikalne zwierzęta – przytaknął cierpliwie belfer. – Ale czas nas goni, kolejna grupa już czeka, więc pójdźcie po niego. Tylko od razu wracajcie!
Odprowadził wzrokiem dwóch chłopców, przeskakujących przez barierkę i biegnących w stronę poprzedniego pomieszczenia. Pokręcił głową z rezygnacją. Młode pokolenie nigdy nie zrozumie pewnych rzeczy – pomyślał. Nie doceniają, jaki wspaniały dar otrzymali.
Nagle nauczyciel poczuł delikatne pociągnięcie za rękaw surduta. Uwiesiła się na nim uczennica, z którą rozmawiał przed chwilą.
– Tak, Lucy? W czym mogę ci pomóc?
– Panie profesorze, a czy tych wszystkich stworzeń naprawdę już nie ma? Ani jednego? – spytała dziewczynka, a w kącikach jej wielkich, przenikliwych oczu zebrały się łzy.
Nauczyciel z łatwością podniósł dziewczynkę i posadził na swym ramieniu.
– Niestety tak, Lucy – rozpoczął łagodnym tonem. – Dlatego właśnie tu jesteśmy. Musicie dowiedzieć się nie tylko, jak piękny był kiedyś świat, lecz również, jak bardzo był kruchy. Te wszystkie gatunki – zatoczył ręką szeroki łuk, wskazując wejścia do poszczególnych sal – żyły kiedyś razem wśród nas. W jednym momencie. Taki ogrom życia! Pokaz potęgi natury! – Belfer uśmiechnął się smutno. – A teraz? Szkoła musi organizować tygodniowe wycieczki, żebyście mogli zobaczyć coś większego od karalucha.
Westchnął i delikatnym, ojcowskim gestem pogładził małą po twarzy.
– Ale tym razem, będzie inaczej. Zajmiemy się tą planetą. To nasz obowiązek. Dlatego właśnie ty, i wszystkie dzieci w twoim wieku, musicie tu przyjść – wyjaśnił, ostrożnie odstawiając Lucy z powrotem na podłogę. – Ach, widzę, że jesteśmy już w komplecie – dodał, gromiąc spojrzeniem Sylwka, ciągniętego siłą przez kolegów. – Chodźcie za mną.
Gestem zachęcił grupę i poprowadził dzieci łagodnie skręcającym korytarzem. Wkrótce znaleźli się w sporych rozmiarów poczekalni, która była jednak całkowicie przytłoczona ogromem znajdujących się za nią metalowych wrót. Miały przynajmniej dwadzieścia metrów szerokości. W miejscu łączenia przyozdobiono je żółto-czarnymi pasami, a na każdym ze skrzydeł widniał dziwny symbol, składający się z trzech ściętych stożków, skierowanych wierzchołkami ku kropce w środku.
Profesor przystanął w centrum pomieszczenia, lustrując uczniów, w poszukiwaniu ewentualnych zagubionych. Gdy upewnił się, że klasa jest w komplecie, zwrócił się do dzieci:
– Zbierzcie się kochani, zbierzcie się. Zbliżamy się do końca naszej wycieczki. Siądźcie na chwilę – poprosił, po czym sam przysiadł na zimnej podłodze. Jego ubranie nieco zatrzeszczało w szwach podczas tego manewru, co wywołało ogólną wesołość wśród uczniów. – Tak, tak – uspokoił ich nauczyciel – mam parę zbędnych kilogramów. Tym bardziej powinniście dać staremu belfrowi odpocząć.
Jeszcze przez chwilę tu i ówdzie dały się słyszeć szepty i chichoty, lecz widząc, że dorosły spoważniał, dzieci szybko skupiły na nim uwagę.
– Czy wiecie, moi drodzy, co znajduje się za tymi drzwiami? – zadał pytanie profesor.
Ponownie ręka małej Lucy wystrzeliła w górę jako pierwsza, jednak tym razem nauczyciel miał inny plan.
– Sylwku, może ty? – zwrócił się do chłopca łagodnym tonem, w którym dało się jednak wyczuć nutkę rozbawienia.
– Yyy… – Wyraźnie zmieszany malec podrapał się w głowę. Po chwili jednak wykrzyknął, dumny z siebie: – Sala Końca i Początku!
– Tak, Sylwku – zgodził się profesor, po czym dodał: – Wszyscy potrafimy przeczytać, co jest napisane na drzwiach tymi wielkimi literami.
Przez grupę przeszła fala wesołości, zatrzymana jednak szybko przez uniesioną dłoń nauczyciela.
– Ale co kryje się za tą nazwą?
Odpowiedziała mu cisza, przerywana jedynie niecierpliwym piskiem Lucy.
– Proszę, Lucy, wytłumacz koleżankom i kolegom.
– Korytarze, w których urządzono muzeum, są częścią dawnego schronu – dziewczynka wstała i zaczęła deklamować wyuczoną formułkę z biuletynu dla zwiedzających, promieniejąc przy tym ze szczęścia. – Za tą śluzą znajduje się jego serce, w którym mieszkali ludzie. Schron był dodatkowym zabezpieczeniem przed Katastrofą, jednak i to im nie pomogło.
Mała prymuska usiadła z powrotem i z wyczekiwaniem wpatrywała się w nauczyciela.
– Brawo, Lucy, wszystko się zgadza. Czy wiecie jednak, czym dokładnie była Katastrofa i co ją spowodowało?
Tym razem nikt z grupy się nie odezwał.
– Jeśli mam być szczery, dzieci, nie podoba mi się, że nie uczycie się tego od waszego pierwszego dnia w szkole. Całe nauczanie powinno wychodzić właśnie z tego punktu, gdyż nie ma dla nas wszystkich ważniejszej lekcji.
Uniesiony palec profesora podkreślał każde wypowiedziane słowo. Kiedy jednak dostrzegł, że uczniowie niewiele pojmują z jego wywodu, westchnął i ponownie stanął na nogi.
– Chodźcie, najlepiej będzie, jeżeli zobaczycie to na własne oczy. – Poprowadził ich w kierunku potężnych wrót, po czym ponownie zwrócił się do klasy: – Niestety, jestem zobowiązany zapytać. Czy każdy z was ma pisemną zgodę od opiekuna na odwiedzenie sali?
Odpowiedział mu szum otwieranych toreb, plecaków i wyjmowanych karteczek.
– Spokojnie, nie będę sprawdzał każdego po kolei. – Powstrzymał ich gestem. – Po prostu jeśli ktoś nie ma zgody, niech podniesie rękę.
Nikt się nie zgłosił, co nauczyciel skwitował szerokim uśmiechem.
– Doskonale, przynajmniej w waszej grupie rodzice to porządni i odpowiedzialni obywatele.
Odwrócił się i dał znać pracownikowi odpowiedzialnemu za otwieranie bramy. Potężne żelazne skrzydła rozchyliły się, ukazując halę tak przepastną, że dzieci z trudem dostrzegały jej drugi koniec. Nad nią wznosiła się równie wielka kopuła, pokryta elektronicznymi wyświetlaczami, pokazującymi obraz czystego, błękitnego nieba. Wokół całego pomieszczenia ciągnął się szeroki chodnik, środkiem którego poprowadzono zielony pas drzew, krzewów i kwiatów. Z promenady co kilka metrów odchodziły korytarze, prowadzące w głąb schronu. Zdecydowanie najwięcej spojrzeń skierowanych było jednak na centrum sali, gdzie ku niebu wznosiła się gigantyczna rakieta.
Wszyscy uczniowie wstrzymali oddech i z rozdziawionymi ustami patrzyli na otaczające ich cuda. Gdy po kilku minutach pierwszy szok opadł, nauczyciel doszedł do wniosku, że pora rozpocząć lekcję. Wprowadził dzieci na pomost, wychodzący na środek pomieszczenia i kończący się tuż przed metaliczną powłoką rakiety. Można było stąd dojrzeć, że podobne cylindryczne chodniki znajdowały się również na wielu piętrach poniżej. Profesor jednak kazał grupie skupić uwagę na ogromnym wyświetlaczu, zainstalowanym na końcu pomostu.
– Katastrofa – zaczął poważnym tonem nauczyciel – nastąpiła jakieś czterdzieści lat temu, lecz rozpoczęła się tak naprawdę dużo wcześniej. Źli ludzie przez lata korzystali z zasobów naszej planety w sposób niekontrolowany, zagarniając coraz więcej dla siebie. W pewnym momencie, nie było już czego wydobywać i grabić. Jedni ludzie zwrócili się przeciwko drugim, próbując ukraść resztki tego, co tamci ukradli wcześniej. Wreszcie, gdy nie było już komu walczyć, użyli tego. – Wskazał na górujący nad platformą pocisk. – W ciągu jednej minuty tysiące takich rakiet przecięły niebo, udając się w każdym możliwym kierunku. Życie na kontynentach takich jak Europa czy Ameryka przestało istnieć, pochłonięte burzą ognia. W innych częściach świata zapanował powszechny głód i choroby.
W tym miejscu zrobił dramatyczną pauzę, jednak szybko zorientował się, że nie było to konieczne. Wiele dzieci miało już łzy w oczach, niektóre głośno szlochały. Chłopcy próbowali zgrywać twardych, ale nauczyciel widział ich drgające wargi. Odczekał chwilę, by dać wszystkim czas, na opanowanie emocji.
– Koniec przyszedł tak nagle, że schrony, takie jak ten, pozostały puste, poza nielicznym personelem. W tym strasznym momencie, ludzkość sama odarła się ze wszystkiego, co było ludzkie. Ci, którym udało się przeżyć, szybko zwrócili się ku swoim najbardziej podstawowym, zwierzęcym instynktom. Pozostało im jedynie zabijanie, jedzenie i rozmnażanie, które, ze względu na skażenie, prowadziło do dramatycznych rezultatów. Z tego co wiemy, po zaledwie kilku latach ludzkość na powierzchni wyginęła.
Każde wypowiedziane słowo podkreślały drastyczne zdjęcia i wizualizacje, prezentujące upadek ludzkiej cywilizacji. Nauczyciel obiegł wzrokiem całą grupę, łapiąc ich przepełnione smutkiem spojrzenia.
– Pamiętajcie jednak proszę, że to miejsce nie bez powodu nazwano „Salą Końca i Początku”. Ta sama siła, która odarła ludzi z ich człowieczeństwa, uznając, że nie są godni, podarowała je nam!
Profesor uniósł palec wskazujący, kierując go w stronę sztucznego nieba.
– To właśnie Święty Atom, sprawił swą mocą, że my, małpy, zajęliśmy miejsce ludzi! – Masywny orangutan poprawił z trudem utrzymujące się na płaskim nosie okulary. – Jak wiecie, dzieci, mam już swoje lata. Nie wiecie jednak, że byłem tu, gdy wydarzyła się Katastrofa. Sprowadzono tu zawczasu wiele gatunków roślin, zwierząt, liczne dzieła sztuki i wytwory technologii, by przetrwały koniec świata. Doglądała nas nieliczna grupa naukowców. Koordynowali stąd eksperyment, który miał na celu zwiększenie naszych zdolności intelektualnych, aby móc zastąpić nami topniejące szeregi ludzkich żołnierzy. Próby odbywały się w wielu bunkrach na całym świecie. Z początku rezultaty nie były zadowalające. Byłem wówczas w waszym wieku. Pamiętam z tego okresu jedynie ból. Nie wiedziałem, co się dzieje. Nagle zacząłem się zastanawiać nad oczywistymi czynnościami, ale wciąż niczego nie rozumiałem. Dopiero w dniu Katastrofy, gdy Atom ze swą mocą wdarł się do środka schronu, coś się zmieniło. Naukowcy umierali w męczarniach, podczas gdy my rośliśmy w siłę. Rozwinął się nie tylko nasz intelekt. Pojawiła się empatia, uczucia… – Nauczyciel zawiesił na moment głos, gubiąc się na chwilę we własnych wspomnieniach. – I miłość…
Ruda, owłosiona łapa wymacała w kieszeni surduta chusteczkę i ponownie powędrowała w stronę okularów. Przecierając szkła, profesor ukradkiem usunął także zdradliwą łzę, gromadzącą się w kąciku oka.
– Potem nawiązaliśmy kontakt z innymi laboratoriami. Tam również Atom przyniósł nowe życie. Dzięki podwyższonemu intelektowi, udało nam się rozpracować stworzoną przez ludzi formułę i dozę radiacji potrzebną do zapoczątkowania procesu. Podjęliśmy niebezpieczne wyprawy na powierzchnię, by ponieść dar Atomu wszystkim ssakom naczelnym. Tak właśnie narodziła się nasza małpia cywilizacja. Są pytania? Tak, Lucy? – zwrócił się do malutkiej samicy wyraka, która zawsze stała z przodu, by być zauważona.
– A czy inne zwierzęta też się przemieniły? – zapytała, wpatrując się w nauczyciela ogromnymi oczami, przepełnionymi ciekawością i żądzą wiedzy.
Nie – odparł kategorycznie. – Atom wyzwolił tylko nas. Co mówi pierwsza strofa „Hymnu Do Atomu”?
Odpowiedział mu dość chaotyczny chór głosów:
Kiedy znajdę się w niedoli
Świety ogień mnie wyzwoli
Ludzkie plemię płomień strawi
Małpia dłoń ten świat naprawi
Profesor planował na tym zakończyć wykład, jednak przerwał mu ponownie piskliwy głosik Lucy:
– Proszę pana, a czy wszyscy ludzie byli źli? – Drobna główka przechyliła się nieco w bok, w oczekiwaniu na odpowiedź nauczyciela.
Orangutan dłuższą chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią.
– Nie, skarbie, nie wszyscy – zaczął ostrożnie. – Wśród ludzi byli wspaniali artyści, naukowcy, a także zwykli ludzie, którzy po prostu cieszyli się życiem. Wszystko, co posiadamy, kiedyś należało do nich. Dopiero zaczynamy wytwarzać własną kulturę. Każdego dnia powinniśmy dziękować ludziom za to, co dla nas pozostawili. Podstawowym grzechem człowieka – kontynuował, zwracając się teraz do całej grupy – była arogancja i egoizm. Przestali uważać się za część naszej żywej planety. Uznali, że stoją ponad nią, i sami wyjęli się z kręgu życia.
Nauczyciel łagodnie położył dłoń na główce Lucy i podrapał za uchem szympansa Sylwka.
– My musimy być inni. Najważniejszą lekcję przekazuję wam nie ja, ale właśnie ludzie. Brzmi ona: “Nie popełniajcie naszych błędów!”. Nasze społeczeństwo jest różnorodne i w tym leży jego siła. Od dziecka instynktownie rozumiemy, że każdy jest inny i wartościowy na swój sposób. Nie tylko małpy, ale całe życie na ziemi dostało drugą szansę. Nie jesteśmy panami, jesteśmy strażnikami! Nasze wywyższenie ponad inne gatunki nie dało nam przywilejów, lecz obowiązki.
Profesor wyprostował się i górując swoją imponującą sylwetką nad małymi szympansami, gorylami, makakami, lemurami, pawianami, nosaczami i innymi, spojrzał każdemu z nich w oczy i zapytał z powagą:
– Rozumiecie już, dzieci, jaki ciężar spoczywa na naszych barkach?
Wszyscy przytaknęli, nawet Sylwek wydawał się przejęty słowami nauczyciela.
– Dobrze. – Orangutan uśmiechnął się i złożył ręce na piersi. – A zatem na koniec stańmy w ciszy, by podziękować za błogosławieństwa Atomu, naszego jedynego Boga, który wywyższył małpy ponad innych, by zaopiekowały się cierpiącą Ziemią.
Fajny pomysł. xD Nie spodziewałem się takiego zwrotu akcji. Obawiam się tylko, żeby te małpy nie wyewoluowały znowu w ludzi. :) Może lepiej gdyby władzę przejęły jakieś zupełnie inne stwory, delfiny, ośmiornice? ;) Dobrze napisane!
Dzięki za wizytę i pochwałę Maksymalny Kronosie! Robiłem co mogłem, żeby nie zdradzić zawczasu tożsamości bohaterów, ale jednocześnie nie zaprzeczyć nigdzie ich małpiej naturze. Cieszę się, że się udało :-)
Biorąc pod uwagę, że jedynym wzorcem zachowania dla małp pozostała ludzka spuścizna, pewnie pójdą podobną ścieżką. Ale mimo wszystko liczę, że okażą się mądrzejsze :-)
P.S. Delfiny też rozważałem w kontekście tego opowiadania, ale konstrukcja fabuły napotykała zbyt wiele problemów :-P
Ładny zwrot pod koniec. W tym kontekście Lucy brzmi po prostu pięknie.
Obawiam się, że to nie jest takie proste z tym nagłym wzrostem inteligencji. O wiele prościej coś schrzanić niż wzmocnić, więc przypadkowa zmiana raczej będzie zmianą na gorsze.
Ale czytało się przyjemnie.
dziwny symbol, składający się z trzech ściętych stożków, skierowanych wierzchołkami ku kropce w środku.
Stożków czy trójkątów?
Babska logika rządzi!
Planeta… wiadomo jaka. :-) Ładne. Bohaterowie rozbrajający. Delfiny czy ośmiornice byłyby trudniejsze do rozpracowania w tej opowieści.
Czytało się dobrze, skarżypytuję i klikam. :-)
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Dobre. Zaskakujące. Dobrze się czyta. Bardzo się spodobało misiowi. Taka szpilka w balon ludzkiego przekonania o wyższości ponad wszystko żywe i ostrzeżenie znane, ale inaczej podane.
Czołem!
Wtorkowy dyżurny przybywa :)
Pokręcił głową ze zrezygnowaniem.
“z rezygnacją” byłoby lepsze
na którym uwiesiła się uczennica, która zgłosiła się wcześniej.
Dlatego właśnie ty, i wszystkie dzieci w twoim wieku, musicie tu przyjść
Wszystkie przecinki uważam za zbędne.
gromiąc spojrzeniem znad okularów ciągniętego siłą przez kolegów Sylwka.
Za duża komasacja szczegółów, z których części mógłbyś zrezygnować bez strat dla tekstu.
Wyraźnie zmieszany malec podrapał się po potylicy. Po chwili jednak wykrzyknął, dumny z siebie:
Yyy… – Wyraźnie zmieszany malec podrapał się po potylicy. Po chwili jednak wykrzyknął, dumny z siebie: – Sala Końca i Początku!
Tak, Sylwku – zgodził się profesor, po czym dodał: – Wszyscy potrafimy przeczytać, co jest napisane na drzwiach tymi wielkimi literami.
Zjadło Ci myślniki na początku dialogów.
Za tą śluzą, znajduje się jego serce, w którym mieszkali ludzie.
Przecinek po “śluzą” zbędny.
wychodzący na środek komnaty i kończący się tuż przed metaliczną powłoką rakiety
Komnata wydaje mi się nie pasować do schronu z uwagi na jej raczej starodawne konotacje.
Profesor jednak kazał grupie skupić uwagę na ogromnym wyświetlaczu, zainstalowanym na końcu pomostu.
Przecinek uważam za zbędny.
– W ciągu jednej minuty, tysiące takich rakiet przecięły niebo, udając się w każdym możliwym kierunku.
Pierwszy przecinek zbędny.
Po zaledwie kilku latach, z tego co wiemy, ludzkość na powierzchni wyginęła.
“Z tego co wiemy” przerzuciłbym na początek.
Próby odbywały się w wielu bunkrach, na całym świecie.
Przecinek zbędny.
Z początku, rezultaty nie były zadowalające.
Tu też.
Naukowcy umierali w męczarniach, podczas gdy my, rośliśmy w siłę.
Drugi przecinek zbędny.
Dzięki podwyższonemu intelektowi, udało nam się rozpracować formułę, opracowaną przez ludzi, i dozę radiacji potrzebną do zapoczątkowania procesu.
Wszystkie przecinki uważam za zbyteczne. “Opracowaną przez ludzi” wrzuciłbym przed “formułę”.
Wszystko co posiadamy, kiedyś należało do nich.
Tu za to dałbym przecinek przed “co” :P
My, musimy być inni.
Przecinek zbędny.
nad młodymi szympansów, goryli, makaków, lemurów, pawianów, nosaczy i innych, spojrzał każdemu z nich w oczy i zapytał z powagą:
Tu się zatrzymałem. Wiem, że o małych zwierzętach mówi się “młode”, ale tu wybrzmiewa to jakoś nienaturalnie. Chyba uderzyłbym bardziej w “nad małymi szympansami, gorylami, makakami (…)”
A teraz ogólne wrażenia. Ciekawy twist. Niby ograna tematyka (Planeta Małp, wiadomo), ale w tym tekście zaserwowane przez Ciebie rozwiązanie zaskakuje. Jedyny zarzut to może zbyt duża toporność, łopatologiczność wprowadzenia tego zwrotu akcji. Zamiast powiedzenia od razu, że orangutan zrobił to i tamto, ja zacząłbym od sugestii w postaci owłosionej, porośniętej czerwoną sierścią łapy albo czegoś podobnego. Ale to oczywiście kwestia osobistego gustu – ja należę do tych bardziej subtelnych tak czytelników, jak i autorów. Całości tekstu to uroku nie ujmuje.
Innymi słowy – opowiadanie uważam za całkiem udane, na swój sposób przyjemne (bo sentymentalne i nieco nostalgiczne), dające specyficzną odmianę nadziei, bo niedotyczącej nas. Nieźle poprowadziłeś dialogi, kreacja postaci na przyzwoitym poziomie (opko krótkie, więc ciężko byłoby Ci jakoś niewiarygodnie rozwinąć na tym polu skrzydła), całość jest spójna logicznie i zajmująca, mimo znanej tematyki i pewnych uproszczeń.
Potencjał jest, będę jeszcze do Ciebie zaglądał :)
Pozdrawiam,
fmsduval
"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf
Finkla, Asylum, Koala75, Fmsduval, dzięki za wizytę i za pozytywny uwagi na temat tekstu! A teraz odnosząc się do uwag:
dziwny symbol, składający się z trzech ściętych stożków, skierowanych wierzchołkami ku kropce w środku.
Stożków czy trójkątów?
Finklo, tu nie było łatwo. Oczywiście chodzi o znany na całym świecie symbol ostrzegający przed promieniowaniem ☢. Nie są to ścięte trójkąty, a z kolei stożki to nie figury płaskie. Wybór był trudny, ale zostały stożki :-D Tak czy inaczej dziękuję za kliknięcie :-)
Asylum dzięki za klika!
Misiowi również wielkie dzięki za nominację :-)
Fmsduval, serdeczne dzięki za cenne uwagi. Poza nielicznymi przecinkami, których jednak bym bronił, wprowadziłem je w życie :-)
Zamiast powiedzenia od razu, że orangutan zrobił to i tamto, ja zacząłbym od sugestii w postaci owłosionej, porośniętej czerwoną sierścią łapy albo czegoś podobnego.
Tu zależało mi na takim pojedynczym mocnym uderzeniu zaskoczeniem w czytelnika, zamiast podawania mu subtelnych wskazówek, także zostaje po mojemu :)
Jeszcze raz dzięki i zapraszam pod kolejne teksty. Na pewno będą i to wkrótce ;-)
Symbol odgadłam, ale nie pamiętałam szczegółów. Faktycznie, trójkąty nie bardzo. Kawałki tortu też się nie nadają, bo nie wiadomo, jakie ciasta lubią bohaterowie. Wycinki koła? Ewentualnie, że kształtem zbliżone do trójkątów równobocznych?
Babska logika rządzi!
Cześć,
Nagle nauczyciel poczuł delikatne pociągnięcie za rękaw surduta, na którym uwiesiła się uczennica, która odpowiedziała przed chwilą.
Szkoła musi organizować tygodniowe wycieczki, żebyście mogli zobaczyć coś większego od karalucha.
Tygodniowe czy cotygodniowe?
– Katastrofa – zaczął poważnym tonem nauczyciel – nastąpiła jakieś 40 lat temu
Liczebniki słownie
dało nam się rozpracować opracowaną przez ludzi formułę
trochę nieporadnie to brzmi
Ogólne wrażenia pozytywne, dobry twist, Lucy <3 i przesłanie. Podobało się :)
Dzięki OldGuard, cieszę się, że się spodobało! Przesłanie może mało oryginalne, ale, jak wspominałem, wciąż niestety potrzebne :-)
Cała nadzieja w Lucy, na Sylwka nie liczyłbym w kwestii nauki na błędach ;-)
Szkoła musi organizować tygodniowe wycieczki, żebyście mogli zobaczyć coś większego od karalucha.
Tygodniowe czy cotygodniowe?
Tygodniowe. W sensie, że cały tydzień muszą się szwędać po powierzchni, żeby znaleźć jakieś dzikie zwierzę. Oczywiście profesor trochę tu hiperbolizuje.
Fajne, z niezłym twistem :) Dobrze się czytało. Ciekawam, czy te wszystkie małpy już tak po wsze czasy będą żyły w pokoju.
Ile żyje orangutan? Bo mimo wszystko zorganizowanie życia trochę by potrwało, a on przeżył katastrofę.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Cieszę się, Irko, że się spodobało. Czy małpy już zawsze żyć będą w pokoju i harmonii? Wątpię, zawsze znajdzie się jakaś wredna małpa :-)
Ile żyje orangutan? Bo mimo wszystko zorganizowanie życia trochę by potrwało, a on przeżył katastrofę.
Jak napisałem, katastrofa wydarzyła się około czterdzieści lat temu. Orangutany na wolności dożywają średnio 35-45 lat, a w niewoli nawet ponad 60. Sprawdzałem to przy pisaniu tekstu. Także nasz Profesor to staruszek, ale wciąż dziarski :-)
To opko jest dob… Nie to słowo nie przejdzie mi nawet przez palce. Jest dobrze napisane, o tak to mogę ująć. Ale go nie lubię. Nadal uważam je za smutnie mało fantastyczne, w dodatku powoduje, że myślę o smutnych rzeczach, a ja nie lubię myśleć o smutnych rzeczach. Nie dobre opko! Do domu!
Och… przykro mi to słyszeć, Adoro. Opko do domu niestety nie pójdzie, ale do biblioteki już na pewno, więc tak czy inaczej wychodzi stąd :-P
Krzkot1988 o niee, ktoś tu nie oglądał Mrówki Z xd
Ej, oglądałem! Tylko, i tu się nie przestrasz za mocno, to było ponad 20 lat temu xd
Ja też, ale Nie grzeczny Tuptuś! Do domu! Było nie do zapomnienia xd
Hejka,
podobało mi się, dobrze napisane, lekko się czytało. Płyniesz z opisami, wszystko jest bardzo plastyczne, widać każdy szczegół od wystaw ze zwięrzętami po ogromne wrota ostatecznego schronu.
Jeżeli chodzi o małpi twist, trochę pomarudzę, bo za bardzo mi przypomina Planetę Małp, przez to wydaje mi się mało oryginalny. Podobała mi się za to ta strzelba Czechowa z sadzaniem Lucy na ramieniu ;)
Tutaj jeszcze mała uwaga:
– Korytarze, w których urządzono muzeum, są częścią dawnego schronu – dziewczynka wstała i zaczęła deklamować wyuczoną formułkę z biuletynu dla zwiedzających, promieniejąc przy tym ze szczęścia. – Za tą śluzą znajduje się jego serce, w którym mieszkali ludzie. Było dodatkowym zabezpieczeniem przed Katastrofą, jednak i to im nie pomogło.
To zdanie jest dla mnie mało zrozumiałe, musiałem kilka razy je przeczytać, żeby zaczaić, zamiast “Było” uzył bym jakiegoś opisu – “ta specjalna strefa”, “to wyjątkowe pomieszczenie”.
Powodzenia życzę!
Che mi sento di morir
Hej, BasementKey,
super, że według ciebie udało mi się nakreślić świat opowiadania na tyle sugestywnie, by wyobrazić sobie całą scenę!
Możesz uwierzyć, bądź nie, ale oczywiste skojarzenie z Planetą Małp nie dotarło do mnie, póki nie zacząłem pisać wykładu Profesora przy rakiecie w bunkrze :-P Jak pisali poprzedni komentujący, na pewno wykorzystanie w opowiadaniu delfinów czy ośmiornic byłoby mnie oczywiste. Ale z drugiej strony, czy na emocje czytelnika nie oddziałuje właśnie najmocniej fakt, że małpy są tak podobne do nas? Niemal każdy z przedstawionych gatunków równie dobrze mógł wejść na naszą ścieżkę ewolucyjną w miejsce hominidów. To chyba najbardziej działa na wyobraźnię – że, pomijając kwestię przyspieszonej ewolucji, przedstawiony scenariusz wcale nie wydaje nam się nieprawdopodobny. Wydaje mi się, że wycieczka delfinów po Muzeum Zatopionej Ziemi Podlaskiej, choć interesująca, nie wywołałaby aż takiego efektu :-)
Pozwolę sobie na stwierdzenie, że rządy małp skończą się tak samo jak rządy ludzi. Ale ja jestem zrzędą i pesymistą, więc nikt nie musi się ze mną zgadzać. :P
W gruncie rzeczy to bardzo smutny tekst o tym, jak nieodpowiedzialnym gatunkiem jesteśmy. I z przesłaniem, które nie trafia, do kogo trzeba…
Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...
Podobało się: Duchowe podstawy funkcjonowania prezentowanej społeczności. Także motyw z nosorożcami, jakkolwiek podejrzewam, czemu mogły się pojawić, jest dla mnie osobiście dużym plusem. W szkole Sylwek to trochę byłem ja.
Nie podobało się: Początkowo reakcja dzieci wydawała mi się nienaturalna, ale jeśli wykład był z obrazami to jest bardziej zrozumiała.
Gratuluję i pozdrawiam!
Dzięki za komentarze, SNDWLKR i Glisto Olgierdzie!
SNDWLKR, możesz niestety mieć rację. Ale ja mimo wszystko skłaniam się ku heglowskiej spiralnej wizji dziejów i uważam, że ludzie (lub małpy) jednak wyciągają nauczki z historii, choć często opornie i po trupach.
Olgierd Glista, szczerze mówiąc, to musiałem sam ponownie przeczytać początek tekstu, żeby ogarnąć o co chodzi z nosorożcami :-P Ciekaw jestem bardzo, co tobie dało się tu wyczytać.
Nie podobało się: Początkowo reakcja dzieci wydawała mi się nienaturalna, ale jeśli wykład był z obrazami to jest bardziej zrozumiała.
Jeżeli chodzi o wykład przy rakiecie, to jak najbardziej był wsparty obrazami, o dość graficznej treści.
Podobało mi się :)
Przynoszę radość :)
Dziękować uprzejmie :-)
Krzkocie, dobrze się czytało, choć, moim zdaniem, wyłożyłeś kawę na ławę, ale rozumiem, że to była pogadanka dla dzieci, więc sprawę należało im przedstawić w sposób jasny i przystępny.
Finał zaskoczył. :)
Młode pokolenie nigdy nie zrozumie pewnych rzeczy – pomyślał. – Nie doceniają, jaki wspaniały dar otrzymali. → Druga półpauza jest zbędna – przed myśleniem nie stawia się półpauzy.
…dowiedzieć się nie tylko, jak pięknym był kiedyś świat… → …dowiedzieć się nie tylko, jak piękny był kiedyś świat…
…wskazując na wejścia do poszczególnych sal… → …wskazując wejścia do poszczególnych sal…
Wskazujemy coś, nie na coś.
…odstawiając Lucy z powrotem na ziemię. → …odstawiając Lucy z powrotem na podłogę.
Uniesiony w górę palec profesora… → Masło maślane – czy można unieść coś w dół?
Profesor niósł w górę palec wskazujący… → Jak wyżej. Literówka.
…zawsze stała z przodu, by być zauważoną. → …zawsze stała z przodu, by być zauważona.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
O, nie spodziewałem się, że ktoś jeszcze wyłowi ten tekst z odmętów Biblioteki. Tym bardziej się cieszę, że okazał się przyjemny w odbiorze :-) I dziękuję za poprawki, które oczywiście wprowadziłem. Pozdrawiam!
Krzkocie, nie łowiłam opowiadania w odmętach Biblioteki. Przeczytałam je w ramach skracania osobistej kolejki. ;)
I cieszę się, że mogłam się przydać. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.