- Opowiadanie: dePalama - Kołysanki dla nienarodzonych maszyn (MASAKRA 2010)

Kołysanki dla nienarodzonych maszyn (MASAKRA 2010)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Kołysanki dla nienarodzonych maszyn (MASAKRA 2010)

1.

 

Nerwa wjechał na trzecie piętro hangaru i jak zawsze po zatrzymaniu windy poczuł lekki ucisk wnętrzności. Coś zapiszczało i drzwi wsunęły się w ścianę. Wszedł do wielkiej hali, gdzie z wysokiego sufitu zwisały zaczepy trzymające w rzędach około kilkudziesięciu maszyn. Ten surowy widok każdego dnia sprawiał, że chciało mu się rzygać. Ciężkie powietrze było dla niego nieprzyjemne, ale zdążył się już przyzwyczaić. Kilkanaście długich jarzeniówek słabo oświetlało przytłaczająco duże wnętrze. Cmentarz nienarodzonych maszyn. Tak to sobie nazywał.

 

Ruszył pomiędzy dwoma rzędami prawie identycznych T-54, z naciągniętą pseudoskórą, do złudzenia przypominających nagich mężczyzn i kobiety. Roboty do pomocy zależnej od zaprogramowania. Najtańsze egzemplarze i najmniejszy zakres inteligencji. Większość była brudna i zaniedbana, a niektóre zachodziły nawet rdzą, ale to była tylko i wyłącznie jego wina. Zresztą na wszystkich sześciu piętrach hangaru był tylko jeden sektor, o który naprawdę dbał. Mechaniczne dziwki.

 

Podszedł do egzemplarza, który wyglądał już na całkowicie bezużyteczny i wyrwał z brzucha metalowego korpusu gruby wąż splecionych kabli. Kiedy odcinał pępowiny nienarodzonym dzieciom, łączące je z ich elektrycznymi matkami, nigdy nie czuł żalu. To są „dorosłe", gotowe egzemplarze maszyn, które nie urodzą się dopóki ktoś ich nie kupi. One ani nie nie żyją ani się nie nie narodziły. Czekają uśpione, aż ktoś wyda pieniądze i pozwoli im obudzić się, jako niewolnicy. Czekają martwe aż ktoś pozwoli im się narodzić.

 

Nerwa dokonał eutanazji i aborcji jednocześnie, bez mrugnięcia okiem. To, że doprowadził kolejną maszynę do dekasacji powinno być dla niego ujmą i znakiem, że beznadziejnie wykonuje swoje zadania, ale miał to głęboko w dupie. Jego praca polegała na konserwacji robotów. Całymi dniami czyścił metalowe korpusy, żeby maszyny w świeżości i dobrym stanie czekały na swoją kolej, by obudzić się na świecie. Przynajmniej tak to wyglądało w teorii. Na co dzień ich nie szanował i na nie szczał. Brał się do roboty tylko, jeśli spodziewał się wizyty kontrolnej a zniszczone maszyny tłumaczył wtedy niewystarczającymi środkami utrzymania i blablabla, jakoś zawsze mu się udawało.

 

Rzucił kable na ziemię i uśmiechnął się szeroko, odsłaniając beżowo-żółte zęby. Czuł się tak niesamowicie frywolny i bezkarny. Łamał sobie palce i wyginał szyję, jak przygotowujący się do bójki uliczny bokser amator. Zaczął energicznie i szybko walić pięściami w maszynę, którą przed chwilą zdekasował. Nakurwiać w nią. Chciał niszczyć i rozwalać. Totalnie oddał się agresji. Cienka blacha wgniatała się coraz głębiej z głuchym dźwiękiem, przy każdym uderzeniu. Nerwa, obiema rękami, złapał robota za głowę i wcisnął kciukami jego oczy w głąb czaszki, aż do sztucznego mózgu, o którego działaniu nie miał pojęcia. Napieprzał jak głupi w bezbronną ofiarę, aż zaczął dyszeć i sapać. Pot spływał mu z włosów i twarzy. Czuł się wielki i silny. Nerwa wyrwał maszynie włosy i oderwał sztuczne genitalia, które spadły na ziemię i zatopiły się w jakiejś ulewającej się z dziury w kroczu błękitnej mazi. Urwał jej kutasa.

 

– I co ty na to, jebany Błaszaku!? – wydarł się i jego głos rozszedł się echem po całym sektorze – co wy wszyscy na to powiecie, moi kochani poddani? Nic?

 

Zaczął biegać miedzy rzędami identycznych maszyn i walić je gdzie popadło. W głowy, brzuchy, kolana. Blaszaki zdawały wzdrygać się i trząść, kiedy przyjmowały uderzenia. Jakby czuły, ale nie mogły do końca tego okazać. Wyglądały, jakby wkurwiały się i irytowały, jakby chciały wyciągnąć do niego ręce i chwycić w zemście, ale na próżno. Można to było wyczytać z ich metalowych twarzy. Nerwa pluł w ich mechaniczne ryje i śmiał się w głos, aż w końcu zatrzymał się przy jakimś robocie, wyciągnął penisa i na niego naszczał. Później bawił się w bicie maszyny kutasem po blaszanej twarzy.

 

– Chyba nie tak się je czyści, co? – rudowłosa dziewczyna przyszła od strony windy, której przybycia nie usłyszał. Schował ptaka i spojrzał na nią z rozdrażnieniem.

 

– Siedź cicho.

 

– Chciałam ci tylko przypomnieć, że już czas.

 

– Zamknij się.

 

– Spokojnie…

 

– Zamknij, kurwa, mordę!

 

Dziewczyna uciekła przed nim wzrokiem. Przez chwilę chciała coś powiedzieć, ale nie mogła znaleźć słów ani odwagi. Nerwa wpatrywał się tylko w jej duże cycki.

 

– Spierdalaj, zanim na dobre mnie wkurwisz.

 

Całkowicie upodlona, odeszła szybkim krokiem starając się nie płakać, żeby zachować resztki kobiecej dumy. On widział tylko jej tyłek.

 

Przeczesał ręką ścięte na jeża włosy. Wziął głęboki wdech żeby, choć trochę się opanować i uspokoić dudniące serce. Był z siebie dumny. Myślał już jednak zupełnie, o czym innym. Był zaniepokojony.

 

Ruszył wolnym krokiem przez chwilę uspokajając jeszcze oddech. Uśmiech zszedł z jego twarzy, która stała się poważna, a nawet czymś przejęta. Wargi drgały mu lekko. Wyostrzył wzrok i wyprostował ramiona. Ścisnął mu się żołądek i zaschło w gardle. Rozejrzał się po hali. Bał się.

 

– No, moi kochani. Czas żebym wam zagrał. Przecież wiecie, że muszę o was dbać, prawda? – przez chwilę jakby czekał na entuzjastyczne przyzwolenie maszyn i ich zgodę z jego kłamstwem – nie chcę przerywać waszego błogiego snu.

 

Wyjął z wewnętrznej kieszeni niebieskiego ubrania roboczego, jak u budowlańców, mały flażolet z setką maleńkich przycisków, przyłożył go do ust i zaczął grać spokojną melodię. Przy tej skomplikowanej kołysance maszyny wydawały się lekko poruszać, jakby chciały się przeciągnąć, czy ziewnąć. Fioletowe impulsy elektryczne przepływały po ich metalowych ciałach i kablach-pępowinach łączących je z matkami. Nerwa grał całą melodię prawie na jednym wdechu bojąc się, że przerwa na wciągnięcie powietrza może być za długa. Palce drżały mu, jak u leczącego uzależnienie ćpuna, który zapomniał wstrzyknąć w siebie uspokajającą dawkę morfiny. Coś go trapiło.

 

Nerwa z zamiłowania był muzykiem. Nienawidził swojej pracy, bo przez całe życie chciał grać, a skończył, jako czyściciel metalowych korpusów. Jedyny aspekt jego pracy związany z muzyką objawiał się w tej kołysance, którą musiał codziennie wygrywać maszynom. Te Blaszaki można porównać do dzieci w łonach matki, które są gotowe do narodzenia się, ale ich czas jeszcze nie nadszedł. Są codziennie na nowo usypiane, by nie obudziły się i w letargu czekały, aż ktoś wyda na nie pieniądze i zabierze z tego hangaru. Do tego czasu na wpół żywe maszyny każdego dnia chcą się przebudzić, ale powstrzymuje je od tego grana przez Nerwę kołysanka. Roboty nie zostały stworzone na zasadzie włącz/wyłącz, lecz na wzór naturalnych istot, których nie da się odłączyć od życia, by bardziej przypominały ludzi. To dalszy postęp techniczny cywilizacji. Jednak Nerwie wcale nie było to na rękę. Za bardzo sobie nagrabił.

 

Grał jakiś czas, aż wszystkie maszyny wydały się być już spokojne. Wypuścił z ust powietrze i odetchnął głęboko. Nadal cały drżał i bał się.

 

– Śpijcie dobrze, skurwiele. Wasz pan, wraca jutro.

 

 

 

2.

 

W telewizji mówią o równouprawnieniu kobiet, a Nerwa pluje Sarze w twarz i uśmiecha się słodko.

 

Sara, jak każdego ranka, weszła do tego chlewu, który Nerwa nazywał swoim biurem, by przygotować przełożonemu słabą kawę i ubrania robocze. Przychodziła zawsze wcześniej od niego, by zdążyć posprzątać. Robiła to codziennie, a on specjalnie rozwalał wszystko na nowo. Czasami zdarzało mu się wywalać wszystko z szafek, albo wylewać kawę na dywan, tylko po to żeby miała więcej roboty i żeby mógł się nad nią pastwić. Nienawidziła go całą sobą, ale nie mogła rzucić tej pracy za psie pieniądze, bo nie związałaby końca z końcem. Do jej obowiązków należało także zadbanie o cenny flażolet, który zawsze wkładała Nerwie do kieszeni uniformu, który przygotowała mu do założenia danego dnia. Nazywała swoją pracę pasmem upokorzeń i upodleń.

 

W pokoju śmierdziało resztkami jedzenia z kolacji, którą wczoraj mu zrobiła. To, czego nie dojadł rozwalił na biurku i podłodze. Otworzyła okno, by wywietrzyć i zaczęła sprzątać. Przez te kilka miesięcy, które spędziła pracując z Nerwą nauczyła się, by nie zakładać do pracy żadnych dekoltów, ani kusych spódniczek. Opatulała się w workowate swetry i szerokie dżinsy, żeby wyglądać jak najbardziej nieatrakcyjnie. Czuła się w tych ubraniach ohydnie i niekobieco, ale wolała to niż grube palce Nerwy na swoich pośladkach. Tyle, że nawet te próby samooszpecenia się, których dokonywała nie powstrzymywały go przed obmacywaniem jej. Robiła to żeby, chociaż mieć nadzieje, że dziś nie przyjdzie mu ochota. Nerwa lubił ją dotykać, jednak nigdy nie przekroczył „tej" granicy.

 

Usłyszała trzask, kroki na korytarzu i mimowolnie zaczęła dygotać. Nerwa otworzył drzwi ramieniem i wciągnął za sobą małego robota, którego trzymał bez szacunku za głowę, ściskając ją tak mocno, że aż posiniały mu palce. Blaszana czaszka maszyny lekko się wgniatała. Twarz robota wyglądała, jakby syczał z bólu.

 

Spojrzała na Nerwę i szybko odwróciła wzrok, by nie zwrócić na siebie jego uwagi. Szczególnie w takiej sytuacji. Nerwa rzucił robota w kąt pokoju i zaczął kopać go bez opamiętania, w szale, gdzie popadło. Maszyna rozdziawiła metalowe usta i wrzeszczała, jakby z żywej osoby darto skórę. Takie roboty pełniły tu funkcję pomocników w czyszczeniu maszyn.

 

– Ty pierzony, mały, nielojalny, zdradliwy sukinsynu! – Nerwa walił teraz z całych sił w blaszaną czaszkę robota. Jedno oko wpadło z oczodołu i potoczyło się po podłodze, pod stopy Sary.

 

– Kazałem ci się do mnie zwracać „mój panie", czy to tak dużo, popierdolcu!

 

Robot drgał coraz słabiej przy każdym kopnięciu, aż w końcu Nerwa zgniótł czaszkę jak puszkę i maszyna przestała się ruszać.

 

Stał ze spuszczonymi ramionami i dyszał ze zmęczenia, jak spocona małpa. Sara wstrzymała oddech i czekała tylko, aż obróci swoją złość na nią. Stała do niego plecami i milczała. Słuchała jego sapania i nie myślała zupełnie o niczym. Mechanicznymi ruchami wycierała mokrą ścierką blat biurka. Czekanie wydawało się jej trwać cholernie długo, ale w końcu musiało się coś zdarzyć.

 

– Cześć, moja suko – poczuła jego nieświeży oddech na karku i dłoń na tyłku – wczoraj poszłaś bez pożegnania, jakbym cię uraził, ale to nieprawda, co?

 

– Oczywiście, że nie…

 

Włożył rękę pod jej sweter i zaczął macać piersi. Ugniatał je, jak ciasto. Ściskał mocno i bez żadnej czułości. Ciągał za sutki aż piszczała z bólu. Sara zamknęła oczy, złapała się mocno za krawędź biurka i starała się przenieść myślami gdzieś indziej. Jednak ból, jaki jej sprawiał, co chwila przeszywał jej ciało i przypominał gdzie naprawdę jest. Nerwa zsunął swoje ohydne łapska po brzuchu Sary i włożył je pod skąpe majteczki. Wsunął brudne palce do cipki i wiercił nimi bezustannie. Ciągle sapał i dyszał nad jej uchem, przyprawiając ją o spazmatyczne dreszcze. Łzy wyciekły spod zaciśniętych powiek Sary i spływały po twarzy i brodzie. Szlochała cicho. Nerwa nie zwracając na to uwagi męczył łechtaczkę dziewczyny i ślinił się obrzydliwie.

 

Rozpiął jej spodnie i zsunął je razem z majteczkami. Nigdy jeszcze nie posunął się tak daleko. Sara drżała. Jeszcze mocniej zacisnęła ręce na krawędzi biurka, ale nie próbowała się w żaden sposób bronić żeby nie dostać w twarz ciężka pięścią, jak już nieraz bywało. Nerwa oślinił palce i przejechał nimi jeszcze raz po cipce dziewczyny, po czym zmusił Sarę do pochylenia się i zaczął się za nią wiercić. Sara poczuła, jak coś ohydnego i ciepłego wchodzi w nią. Pisnęła z bólu, rozpaczy i obrzydzenia, ale natychmiast ucichła po karcącym i bolesnym pociągnięciu za włosy. Włożyła sobie do ust własny sweter i zaczęła go żuć, żeby powstrzymać się od krzyku. To coś poruszało się w niej najpierw powoli, a potem szybciej i szybciej, rytmicznie.

 

– Sprzątaj szmato! – Nerwa wydarł się z trudem łapiąc oddech – po to cię tu zatrudniłem, nie?

 

Sara chwyciła ścierkę i bez słowa zaczęła trzeć nią drewniany blat. Nerwa posuwał ją szybko od tyłu i ciągnął za rude włosy. Trwało to chwilę, aż Sara poczuła szarpnięcie i jego wytrysk w środku. Wyjął penisa z jej cipki i patrzył jak biały płyn wycieka z niej powoli i skapuje na podłogę. Sara drżała na całym ciele i nie była w stanie wydusić z siebie słowa. Nerwa strzepał kutasa i podciągnął spodnie. Stał przez chwilę i wpatrywał się w nią w milczeniu, z lekkim tylko uśmieszkiem na ustach. Był cały spocony i śmierdzący.

 

– Posprzątaj tu, dziwko – powiedział szybko i wyszedł trzaskając drzwiami.

 

Nie mógł jeszcze wiedzieć, że następnego dnia będzie błagał o szybszą śmierć.

 

 

 

3.

 

Była jedna rzecz, której Nerwa cholernie się bał i nie zdawał sobie nawet sprawy, że ktoś może o tym wiedzieć.

 

Usypianie maszyn rozpoczynał zawsze od czwartego piętra, gdzie spoczywały roboty o najwyższym ilorazie SI. Nie cierpiał tego sektora, bo te blaszaki były od niego mądrzejsze, a przecież był tam jedyną naturalną istotą. Wkurwiało go to. Był zdania, że to człowiek ma być góra nad maszyną, szczególnie tutaj, gdzie on był panem, a roboty jego niewolniczym ludem. On był totalitarnym władcą. Dlatego, na blaszakach z czwartego piętra mścił się najbardziej i najbardziej się ich bał.

 

Nerwa był zdziwiony, że Sara postanowiła odprowadzić go do windy, ale tłumaczył to sobie tym, że w końcu zaczęła go respektować i zrozumiała, kto tu naprawdę rządzi. Przez całą drogę milczała i wlepiała wzrok w podłogę. Jej twarz była przejęta i mocno na czymś skupiona. Czuł, że nad nią panuje.

 

Wjechali windą na czwarte piętro, niemiły ścisk wnętrzności poruszył tym razem nie tylko Nerwą, ale także Sarą, która ledwo powstrzymała ruch wymiotny. Znajomy pisk zadźwięczał im w uszach i Nerwa wszedł do hali. Drzwi windy zamknęły się i odcięły go od pomocnicy.

 

Kiedy ruszył wolno i dumnie w stronę wiszących w rzędach maszyn, dorodny szczur przebiegł koło niego nie czując żadnego strachu i zniknął po chwili w jakimś cieniu. Nerwa przywykł do szczurów w tym najbardziej zaniedbanym sektorze. Uważał to za normalne zjawisko, w końcu nie przywiązywał prawie żadnej uwagi do czystości tego miejsca.

 

Niósł w ręku nieduży worek wypełniony pineskami. Miał zamiar pomęczyć trochę wiszących tu skurwysynów zanim zacznie ich usypiać, w końcu zostało mu jeszcze jakieś dziesięć, piętnaście minut. Chciał przekłuwać oczy pineskami właśnie rozbudzającym się robotom, wtedy najwięcej czują i najbardziej cierpią. Niech wiją się w bólu, pieprzone blaszaki i wiedzą, kto jest ich panem.

 

Zatrzymał się pomiędzy dwoma rzędami maszyn, przy kilku właśnie zaczynających drgać i wychodzić ze snu robotach. Poruszał się powoli i pewnie. Zadarł brodę do góry okazując swoją wyższość. Spokojnie położył worek na ziemi, rozejrzał się wybierając ofiarę, uśmiechnął się szeroko, po czym poklepał się po kieszeni na klatce piersiowej, gdzie Sara zawsze wkładała mu jego wspaniały flażolet.

 

I wtedy zrozumiał. Serce uderzyło mu do gardła, a tętno przyspieszyło jak głupie. Nie myślał o niczym, odwrócił się i zacząć biec, jak szybko potrafił w stronę windy. Serce waliło mu jak młotem i prawie rozrywało klatkę. Dopadł do drzwi i zaczął wciskać przycisk przywołujący windę, jak oszalały. Ale winda nie ruszyła się odkąd tu przyjechała, a drzwi się nie otwierały.

 

Nerwa tłukł w nie pięściami z całych sił. Szybko i chaotycznie. Jego ręce zrobiły się sine i nabrzmiały, ale on tego nie widział. To nie miało znaczenia, musiał się stąd wydostać. Musiał uciec, jak najdalej. W jego głowie przewijało się setki myśli i wytłumaczeń tej sytuacji, ale nie zatrzymywał się na dłużej przy żadnej. Potok obrazów zalewał jego umysł.

 

W całkowitym zamroczeniu, furii, frustracji i strachu okładał drzwi jeszcze przez dobrych kilka minut. Kiedy w końcu zaczął odczuwać ból dłoni i przestał. Zziajany stał z opuszczonymi ramionami, sapiąc i łapiąc duże hausty powietrza. Był spocony i trząsł się jak w febrze. Teraz w jego głowie była tylko pustka. Rzeka myśli przelała się przez umysł i nie pozostało nic. To była reakcja obronna na strach, który otaczał go zewsząd. Rozwalał go od środka i napierał z zewnątrz. Ściśnięty żołądek bolał, jak cholera, a serce dudniło.

 

Kolejne kilka minut stał w bez ruchu powoli zbierając myśli. W hali nic się nie wydarzyło. Roboty wisiały na swoich zaczepach, jak zawsze i niezmiennie odkąd zaczął tu pracować i uważać się za ich króla. Ruszył powoli w ich kierunku. Nieprzezwyciężona ciekawość ciągnęła go ku nim. Strach, choć nadal ogromny zaczynał powoli się wypalać.

 

Ciężkie powietrze wulgarnie wbijało się do jego nozdrzy. W całej hali było tak cicho, że słyszał popiskiwania szczurów z jakiegoś kąta oblanego cieniem i skrzek jarzeniówek. Cały dygotał, w gardle zaschło mu na tyle, że nie mógłby wypowiedzieć słowa a ciągły pisk w uszach doprowadzał do szału, ale szedł powoli w kierunku wiszących spokojnie robotów.

 

Minął pierwszego, potem kilka następnych dokładnie im się przyglądając, aż w końcu zatrzymał się i wlepił wzrok w jakiegoś losowo wybranego. Oddychał ciężko i bardzo powoli. Uniósł rękę i lekko dotknął twarzy maszyny, wyglądającej prawie identycznie, jak naga kobieta. Robot drgnął lekko i znów pogrążył się w swój nieprzerwany sen. Nerwa dotknął drugi raz, trzeci, czwarty, w końcu jebnął blaszaka z całej siły w mordę i uśmiechnął się szeroko. Zaczął śmiać się w głos niedowierzając własnemu sobie.

 

– Tak się was bałem pieprzone skurwysyny, a wy nic! Ha! Jebaki, chcieliście nastraszyć waszego pana.

 

Ręka „nagiej kobiety" wystrzeliła jak z procy i zacisnęła się na gardle Nerwy. Krew odeszła mu z twarzy momentalnie. Poczuł, jak zimny dreszcz przechodzi mu po plecach wzdłuż kręgosłupa a członki sztywnieją. Maszyna nie uniosła nawet głowy, trzymała tylko dłoń na gardle swego pana.

 

Reszta robotów obok niego drgnęła, zaczęła powoli ruszać się, schodzić z swoich zaczepów, odłączać się od niepotrzebnych już pępowin i wyciągać się po tak długim śnie. Otwierały pozlepiane oczy i rzucały pierwsze w życiu spojrzenia na surowy świat, który je otaczał. Nerwa wyrywał się, jak oszalały. Rzucał się, klnął przez zęby i wiercił, jakby palił się żywcem. Darł się, jak głupi.

 

Maszyny nic nie mówiły, bez słowa podchodziły w jego kierunku. Powoli i beznamiętnie zaczęły go otaczać. Wokół niego gromadziły się wszystkie roboty z tej hali i przypatrywałmu się swoimi szklanymi oczami. „Naga kobieta" puściła Nerwę, a ten zwalił się ciężko na ziemię. Natychmiast chciał się podnieść i uciekać, ale jeden z robotów chwycił go za nogę i uniósł bez problemu w górę. Nerwa wydzierał się tak głośno, że zdzierało mu się gardło. Walił w maszynę, pluł, charczał i dygotał. Strach zalał całe jego ciało. Rozpacz odbierała mu siły i rozwalała wewnętrznie.

 

Maszyna podeszła z Nerwą wiszącym do góry nogami do jednego z zaczepów i nadziała jego łydki na dwa cienkie haki, które przebiły mięśnie i kości i wylazły z drugiej strony. Nerwa darł się z bólu zalewany tysiącami myśli. Ale wiedział tylko, że łydki nie utrzymają całego ciężaru ciała i zaraz oderwą się od reszty i pozostaną na hakach, a tułów opadnie bezwładnie na ziemię. Nie mógł znieść spojrzenia tych beznamiętnych szklanych oczu.

 

Któraś z maszyn podeszła do Nerwy z oderwanym przedramieniem robota, którego zdekasował miesiąc temu i bez słowa jebnął w prawy piszczel swego pana. Następnie w lewy, a kości pękały z trzaskiem. Jakiś inny robot chwycił kabel-pępowinę i z wielką siłą wbił go brzuch Nerwy upodobniając go do jego poddanych, o których tak dbał. Wnętrzności zaczęły wypływać z nierównomiernej dziury w brzuchu, a Nerwa czuł, że pomału odchodzi. Starczało mu sił tylko, by nieprzerwanie się drzeć, ale i tak robił to mimo woli i praktycznie nieświadomie.

 

Nerwę przeszedł dreszcz, kiedy zobaczył, jak „naga kobieta" łapię w rękę przebiegającego właśnie szczura. Wysypała pinezki z worka, który wcześniej przyniósł jej pan. Szklane oczy nie wyrażały niczego. Wsadziła szczura do worka, a ten nałożyła na głowę Nerwy. „Władca" zamknął usta, by szczur w nie nie wlazł. Nerwa ucichł. Przestraszone zwierzę zaczęło gryźć i drapać. Odgryzło mu powieki, rozszarpało oczy. Potem zabrało się za nos, policzki, usta, język. Masakrowało twarz Nerwy, który tylko resztkami sił wierzgał na hakach. W tym czasie pozostałe maszyny wbijały pineski w jego ciało. Lud zdetronizował pana. Odłączył go od życia.

 

Sara siedziała skulona w ciasnej windzie jeszcze długo po tym, jak krzyki jej znienawidzonego gwałciciela ucichły. Dopiero po jakiś kilkunastu minutach, popchnięta bardziej ciekawością niż rozsądkiem otworzyła drzwi windy, które wcześniej zablokowała i weszła do hali, do sektora czwartego. Przeszła pomiędzy kilkoma rzędami maszyn, nie wiedząc, czego szuka, aż w końcu znalazła zmasakrowane ciało Nerwy wiszące na hakach. Właśnie wtedy łydki oderwały się od reszty ciała, które opadło ciężko na ziemię między wnętrzności, które wypłynęły już wcześniej. Sara zrzygała się na miejscu.

 

Podeszła do zwłok i rzuciła na nie cudowny flażolet.

 

Wszystko było na swoim miejscu. Roboty wisiały na zaczepach pogrążone we śnie na tym cmentarzu dla nienarodzonych maszyn…

 

 

Koniec

Komentarze

Podszedł do egzemplarzu, - kogo? Czego? Egzemplarza. I chyba tak powinno być… Egzemplarzu będzie w miejscowniku.

Nerwa, obydwoma rękoma, złapał robota za głowę i wcisnął kciukami jego oczy w głąb czaszki – to obydwoma rękoma jakoś nie brzmi. Nie lepiej by było obiema rekami?

Napieprzał jak głupi w bezbronną ofiarę jego bezinteresownej przemocy, aż zaczął dyszeć i sapać. – O bezinteresownej POMOCY słyszałem, ale przemocy, nigdy :P I zamiast „jego”, powinno być chyba „swojej”…

Nerwa wyrwał maszynie włosy i oderwał sztuczne genitalia, które spadły na ziemię i zatopiły się w jakiejś ulewającej się z dziury w kroczu błękitnej mazi. Urwał mu kutasa. – Kurde, maszyna, to rodzaj żeński, więc powinno być chyba „jej” urwał kutasa, maszynie.

Ruszył wolnym krokiem przez chwilę uspokajając jeszcze oddechy – oddech

Zacisnął mu się żołądek i zaschło w gardle. – ścisnął. Zacisnąć się można na czymś

Łzy wyciekły z pod zaciśniętych powiek Sary i spływały po twarzy i brodzie. – spod

Nerwa oślinił palce i przejechał nimi jeszcze raz po cipce dziewczyny, po czym zmusił ją do pochylenia się i zaczął się za nią wiercić. – ojejejeje. Z tego zdania wynika, że zmusił do pochylenia się cipkę.

Włożyła sobie do ust własny sweter i zaczęła go rzuć, - ŻUĆ!!!

Nerwa posuwał ją szybko od tyłu i ciągał za rude włosy. – Albo ciągnął, albo pociągał. Ciagał jakoś nie brzmi.

Serce waliło mu jak młotem, prawie rozrywało mu klatkę. – Drugie „mu” niepotrzebne, a zamiast przecinka „i”

W całkowitym zamroczeniu, furii, frustracji i strachu okładał drzwi jeszcze przez dobrych kilka minut, kiedy w końcu zaczął odczuwać ból dłoni i przestał. - … ból dłoni, przestał. Po „minut” kropka.

Zziajany stał ze opuszczonymi ramionami, sapiąc i łapiąc duże hausty powietrza. – z

Cały dygotał, gardło zaschło mu na tyle, - w gardle.

Rzucał się, klną przez zęby i wiercił, jakby palił się żywcem. Klnął

Wokół niego gromadziły się wszystkie roboty z tej hali i wlepiały w niego swoje szklane oczy.

Nerwa wydzierał się tak głośno, że zdzierało mu się gardło.

Któraś z maszyn podeszła do Nerwy z oderwanym przedramieniem robota, którego zdekasował miesiąc temu, w dłoni i bez słowa jebnął w prawy piszczel swego pana. – po co to „w dłoni”?

Następnie w lewy, a kości pękały słyszalnie, mieszając się tylko z bolesnym wyciem „władcy". Kości pękały słyszalnie? A cóż to za cudo? I do tego mieszały się z wyciem? Całe zdanie do poprawki.

Wnętrzności zaczęły wypływać z nierównomiernej dziury w brzuchu a on czuł, że pomału odchodzi. – brzuch czuł, że odchodzi?

Nerwę przeszedł dreszcz, kiedy zobaczył, jak „naga kobieta" łapię w rękę przebiegającego właśnie szczura i wysypuje pineski z worka, który przyniósł. – z tego zdania wynika, że szczur przyniósł pinezki.

„Władca" zamknął usta, by szczur w nie nie wlazł, przestał wrzeszczeć. – Ze zdania wynika, że zamknął ust by szczur w nie nie wlazł i (szczur) przestał wrzeszczeć.

Bardzo fajne opowiadanie, ale cholera skopane. Masa błędów, ja wyłapałem te, które mnie najbardziej raziły. I chyba mam następcę w pisaniu wulgarnych i obrzydliwych tekstów :P Jak jeszcze masz czas, to spróbuj poprawić co ci wymieniłem.

Gdyby nie te byki, dałbym Ci nawet pięć. Ale nie dam, nie zasłużyłeś niestety. Dam 4, bo piałem tu jak głupi przy niektórych opisach. Zwłaszcza gwałtu.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Dzięki, poprawiłem.

Mocne, fajne.

Trochę błędów zostało, widzę, że poprawiłeś to co napisał Fasoletti, jednak miejscami została jakaś drobnica, przecinki etc. Już nawet nie pamiętam gdzie były, nie przeszkadzały jednak zbytnio w czytaniu. No dobra brak przecinków przed "a" i "że" trochę razi, ale tylko trochę (Tam gdzie owe przecinki być powinny, się zabezpieczam jakby Snow czytał:P).

Udało Ci się stworzyć postać, której się nienawidzi. A po zakończeniu pomyślałem sobie "dobrze mu tak"

Jedno z fajniejszych na masakrę. Brawo.

Twoje pierwsze to jest. Zobaczymy co później zdziałasz.

(...) z wysokiego sufitu zwisały zaczepy trzymające w rzędach około kilkudziesięciu maszyn.

Zaczepy trzymały w rzędach  maszyny? Czy na rzędach zaczepów wisiały maszyny?

Ten surowy widok każdego dnia sprawiał, że chciało mu się rzygać.

Nie zdążył się przyzwyczaić?

Ciężkie powietrze było dla niego nieprzyjemne, ale zdążył się już przyzwyczaić.

No właśnie, do czego innego jakoś przywykł...

(...) pseudo skórą (...)

Razem.

Zresztą na wszystkich sześciu piętrach hangaru był tylko jeden sektor, o który naprawdę dbał. Mechaniczne dziwki.

Sektor tak się nazywał?

Podszedł do egzemplarza, który wyglądał już na całkowicie bezużyteczny i wyrwał z brzucha metalowego korpusu gruby wąż splecionych kabli.

Albo Autor coś naplątał, albo ze mną coś nie tak. Ale, ponieważ w kilku miejscach tenże Autor pisze o jeszcze nie narodzonych, nie zakupionych i nie uruchomionych robotach, podejrzewam niekonsekwencję nie z mojej strony.

(...) doprowadził kolejną maszynę do dekasacji (...).

Czym jest, wedle Autora, dekasacja? Pytam poważnie...

Czuł się tak niesamowicie frywolny i bezkarny.

Niesamowicie odległe skojarzenie. Poza tym taki debil, jak Nerwa, nie ma prawa wiedzieć, co to „frywolność”.

Bez cytatu — przepiękny opis kretyńskiego napadu agresji, rozładowującej frustracje.

Skoro jestem przy postaci Nerwy. Roboty ktoś produkuje, komuś zależy, by zostały sprzedane. Nie słyszał ów ktoś o nadzorach średniego szczebla, o kontroli technicznej? Wszyscy w tej firmie są durniami podobnymi do Nerwy, że popaprańcowi pozwalają niszczyć produkcję?

 

Dalej nie czytam. Rozumiem, że nie wszystko musi i może być całkowicie logiczne, spójne, gdyż chodzi o klimat i wydarzenia wywołujące u czytelnika dreszcze, ale kompletna rozsypka sensów — nie, dziękuję, to nie dla mnie... Tym bardziej, że wyraźnie widzę, jak można napisać niemal to samo o niemal tym samym, z tym samym efektem, ale z pomyślunkiem.

 

P.S. Miało być, że dalej nie będę łapał byków.

Mi się całkiem podobało, fajnie wykreowane podejście do robotów.

AdamKB, co do kontroli 'średniego szczebla'. Gdyby wyjść z założenia, że w przedstawionym świecie, produkcja robotów jest tania jak barszcz, a takich magazynów są dziesiątki w każdym mieście, to sytuacja już nie jest taka kuriozalna. Zwłaszcza biorąc pod uwagę prawdopodobieństwo, że jest to odosobniony przypadek w jakimś kurwidołku zapomnianym przez boga (co może sugerować Sara, która trzyma się tej pracy jakby nie mogła pracować w np. fastfoodzie czy czymś tam).

Mnie najbardziej jednak uderzył fakt, że w magazynie robotów SI sprząta żywa babka, a nie robot. Bo jeśli sekretarką w takim miejscu, w którym obowiązków zbyt dtrudnych nie ma, jest człowiek, to do czego używa się robotów?

Pozdrawiam,
Snow

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

OK, do konkursu.

Podobało mi się. Mocne i z klimatem. Pomysł świetny, szkoda tylko że zawiodło trochę wykonanie.

Wyłapałem parę nieścisłości:
- z opisu wynika, że roboty są z metalu i tylko są obciągnięte pseudoskór, a Nerwa je radośnie rozwala gołymi rękami, jakby były z plastiku - nie połamał sobie kości?
- Nerwa pracuje jako czyściciel metalowych korpusów (ale są podobno obciągnięte skórą, więc jak je czyści?), czyli w sumie gość jest sprzątaczem a rozwala majątek firmowy, jakby był szefem. Poza tym nie rozumiem, skąd pracownik tak niskiego szczebla ma własne biuro, a do tego jeszcze sekretarkę/niewolnicę (pomijając wytłumaczenie, że inaczej nie byłoby kogo zgwałcić w opku ;)
- końcowa scena: dlaczego Sara nie wysiadła razem z Nerwą z windy? Dlaczego roboty zaatakowały Nerwę? Z kontekstu zrozumiałem, że pastwił się nad maszynami od dawna, więc ten atak jest dla mnie niezrozumiały. Co do samych tortur nad Nerwą, to strasznie wyrafinowane te roboty - dlaczego go po prostu nie zabiły? Bestialstwo to raczej ludzka cecha.

Podsumowując, pomimo dość licznych wad, dobrze się czytało opowiadanie, można było jednak je opracować o wiele lepiej.  Moim zdaniem jedna z ciekawszych pozycji w konkursie.

Pozdrawiam.

-> Snow. Obrona na siłę. Kurwidołek czy metropolia, firma zarządzana przez normalnych ludzi dba o swoje interesy. To wszystko.

Fajna postać która z jednej strony napieprza roboty a z drugiej gra spokojne melodie na flecie. Zakończenie przewidywalne ale nie przeszkadza to w budowaniu mrocznego, brudnego, grunge'owego klimatu.

Pozdrawiam.

Nie do końca konsekwentne językowo - raz beznamiętny opis, w kolejnym zdaniu ktoś "nakurwia" albo "jebie". Dużo lepiej by się czytało, gdyby wybrać jedną z tych dróg - albo suchy, naukowy język albo wręcz przeciwnie - wulgarny i obrzydliwy. Ale ogólnie niezłe, postać odpowiednio psychopatyczna, masakra jest? Jest ;) A i poza wszystkim podoba mi się, że zamiast kłócić się z błędami wytkniętymi przez Fasolettiego, poprawiłeś je. To się nie zawsze zdarza ;)

 

Bardzo dobre. Widzę tylko małą niekonsekwencję w zakończeniu.

Dlaczego roboty znowu usnęły? Powinny być rozbudzone, albo zasnąć jeśli Sara weszłaby do sali grając im specjalną melodię.

Stawiam 5 i serdecznie pozdrawiam

 

Bardzo dobre. Widzę tylko małą niekonsekwencję w zakończeniu.

Dlaczego roboty znowu usnęły? Powinny być rozbudzone, albo zasnąć jeśli Sara weszłaby do sali grając im specjalną melodię.

Stawiam 5 i serdecznie pozdrawiam

Nowa Fantastyka