- Opowiadanie: MPJ 78 - Bilans wszystkich światów (16+ 16)*

Bilans wszystkich światów (16+ 16)*

Opowiadanie z gatunku tych ambitnych, dla wymagającego czytelnika. Porusza odwieczne problemy egzystencjalne. Ludzkie pragnienia i marzenia w świecie odhumanizowanym i odbebikowanym. Dylematy moralne, bohaterów, przyszłość przeszłość teraźniejszość, dążenie do doskonałości i namiętności a wszystko to w doskonałej wartkiej akcji i świecie zaawansowanej technologii. 

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Bilans wszystkich światów (16+ 16)*

Śliczna, niczym idąca wśród kwiecia pól dziewica z piątką dzieci własnych i szóstką męża, ale nie wybitą, bo mu sama wypadała jak Mickiewiczowi od próchnicy, tylko urodzoną przez niego, to znaczy niego żonę, co już żoną nie jest, ale w domyśle, bo w papierach to jeszcze tak, rymowanka poetycka chodziła za mną jakiś czas. Co znaczy, że miała dużo czasu, albo miała chodzić, a nie miała za kim. Czyli jak ta dziewica z przykładu, przy czym jak się mąż bez żony w domyśle, do tej dziewicy przyłożył, to by miała kolejne uciechy, a nie tylko piątkę i jego szóstkę, a jakby żona tego męża się do niej przyłożyła, to by miały zapasy w błocie, a dzieci lubią błoto. Przy czym dziewica i żona tego męża, co ją w domyśle nie jest, dziećmi zdecydowanie nie są, o czym świadczą ich ubłocone atrybuty, bo buty przezornie przed walką w błocie zdjęły. Zdjęły też inne ubrania, które mogły by się ubrudzić, więc walka nie miała nic do ukrycia. Niestety mimo epickiego rozmachu tych zapasów w kisielu nie mogę ich opisać, bo epika się nie rymuje, a poza tym Muza moja położyła votum separatum na dalszy opis.

– Kładę stanowczo veto – zaproponowała.

– Natenczas poczekaj z tym kładzeniem, a pierwej wżdy w wannie, a potem w łożę cię pościelę Muzo ma – odproponowałem.

– Vetem nie łożem się położem – rzekła z godnościom i siłom osobistom.

– Kompromisum uczyńmy połóżmy się w razem w wanie i łożem.

– Idioto – odrzekła Muza pieszczotliwie. – Przyłożyć ci przyłożę, ale w sagan pusty, jak gar od kapusty, boś bigos wyjadł.

– Muzo ma – kompromisowałem dalej. – Jak chcesz to i bigosu ci nagotuję, ino trochę legniem kompatybilnie.

– Choć twa propozycja brzmi debilnie, to zgoda. Jeno pierwej pisz, co szepczę ci do ucha.

 

Natenczas poezja przypomniała mi o sobie i oto schwytałem gęsie pióro i napisałem na komputerze strofy wyniosłe.

W pudełku kwantowym

szary, bury kot strunowy

naraz martwy i żywy jest.

Gdy zrobisz prosty gest,

wtedy poznasz stan jego,

ale wiedz o tym kolego,

że w równoległym świecie

co innego tam znajdziecie.

 

Azaliż najsamprzód ledwie skończyłem, a naszło mnie olśnienie, bo muza podeszła do pstryczka i zapaliła światło ponieważ już ciemno było. Geniusz inżynieryjny się we mnie obudził, i dym mi uszami poszedł. Co zawsze lepiej niż nosem jak z czajniczka, albo z abażuru jak w lampie. Natenczas azaliż, obudziwszy się Geniusz rzekł oto tak:

– Wzywałęś mnię, panię oto jęstem na twę węzwanię.

– Ściemniasz mnie Geniuszu, albowiem żem nie wzywałem cię/ciebie/cie (niepotrzebne skreślić).

– Mylisz się władco mój i panię, albowiem używszy zaklęciowych słowów kluczowych odęmkłęś moję letargę.

 

Natenczas jakbyście nie zważyli, to Geniusz mówił z akcentem, ale nie tym od Zenka co miał sukces finansowy „Przez twe oczy zielone”, bo Geniusz miał piwne, tyle że nie ekscesy finansowe, ale oczy w odcieniu tak między Belfastem a Guinessem, ale nie w Irlandii, tylko u siebie. Geniusz był albowiem Ginem chociaż bez tonika, nad czym boleje, bo jak gin to z tonikiem, bo inaczej słabo wchodzi.

 

– Znaczywszy azaliż kot kwantowy jest zaklęciem o wielkiej sile i mocy choć bez Watów, Voltów i Amperów.

– Słusznię rzęczęsz panię mój.

– Azaliż natenczas przybyłeś, albowiem wyzwał żem cię choć bez tego instrukcji, to spełnisz natenczas moje życzenia, ale nie świąteczne.

– Słusznię rzęczesz panię mój.

– Natenczas oddal się azaliż bym mógł zacieśnić kompatybilność z Muzą mą, co nieśmiałą jest i teraz maskuje się polarowum kocem na łożu.

– Panię mój, mą domeną działanię, a nię oddalenię.

– Natenczas udaj się na strych i mi tam skleć jakiś kwantowy wynalazek do podglądania kwantowych kotów, albo cuś. – Zwyrkowałem szybko

– Tak jako rzęczęsz tak się stanię.

 

Geniusz posunął się po schodach na strych. I bardzo dobrze, bo w tym czasie Muza się też posunęła na szczęście nie w latach, bo tych miała XVIII co rok, w rok na urodzinowym torcie świeczkami udowadniała, tylko na łożu, robiąc mi miejsce. Korzystając z okazji, co czyni złodzieja, choć nie kradłem, ale też wziąłem udział w tym posuwaniu. Nie było to łatwe, albowiem Geniusz na strychu hałasował, rozpraszajaco, przy majstrowaniu, mimo że majstrem nie był, bo nie pracował w budowlance, tylko w kwantowych teleskopach. Ma szczęście potraktowaliśmy to z Muzą jako inspiracje i teleskopem też bawiliśmy się w lekarza, co nie było łatwe. Azaliż okazało się natenczas, że teleskop lekarski był zimny, toteż natenczas trzeba było chuchać i dmuchać. Zwłaszcza to ostatnie strasznie męczyło nam płuca. A były potrzebne, bo Muza wpadła w nastrój Esktazy i zaczęła zagłuszać Geniusza na strychu. Nie uprzedzając faktów, o których wówczas nie wiedzieliśmy, wpadła też inaczej. Wracając do Ekstazy, na całe gardło śpiewaliśmy ich sztandarowy utwór. To znaczy nie pod sztandarami, ale nas i tak poniosło. Niosło się więc po całym domu pokoju i przyległościach:

 

„Całuj mnie czule, całuj namiętnie,

Oddałem Tobie, skarbie, moje serce.

Nie liczę kłótni, nie liczę sporów,

Wiem ile znosisz moich humorów.”

 

Podówczas i natenczas nie wiedziałem, o co z tymi humorami chodzi, bo nie znałem faktów związanych z wpadnięciem, choć byłem z Muzą ich aktywnym uczestnikiem. Działo się albowiem wówczas i natenczas wiele, bo i Geniusza stukanie na strychu zanikło w wokalnem uniesieniu naszym, a i myszy sformowały kolumnę imigracyjną i poczęły eksport od nas w świt. Co mogło, acz nie musiało być związane z popisami wokalnymi przez nas uprawnianymi, albowiem równie wydedukować można, że ich ekschodus, a chody miały szybkie, spowodowało skrzypienie sprężyn nie naoliwionych, łoża. Przy czym te skrzypienie, to nie moja wina, bo sprężyny w łożu są bez zbiornika na olej, a szkoda. Azaliż jeszcze podówczas Muza była górą, to znaczy nie taką ze stokami narciarskimi i krzyżem na Giewoncie, tylko… Tu w ucho dostałem od Muzy pieszczotliwie strzała z piąchy, co mnie zreflektował, choć bez reflektora, że Muza zasadniczo szczupłą i zgrabna jest, poza czasem, którego jeszcześmy nie znali, bo nie uprzedzamy faktów, kiedy to była wpadnięta, ale po rozwiązaniu, któregośmy, też jeszcze bez uprzedzania faktów znać nie mogli, a które obdarzyło nas uciechą, która wokalnie, po nas oprócz DNA talent odziedziczyła, a resztę to już się w testamencie pomiędzy nią i pozostałe nasze dziadeczki rozpisze, szczupłą znowu jest. I w ten sposób uniknąwszy kolejnych pieszczotliwych ciosów piąchami i ciupagą, którą Muza w międzyczasie schwyciła ze ściany, wracamy do czasów, podówczas, których rzeczona Muza na widok myszy osiągnęła wokalnie natężenie punktu górnego C, porównywalne do Kiepury. Ten zaś ostatni, co prawda wówczas z nami nie przebywał, albowiem nie żył, ale jak żył to górne C miał takie, że szklanki od niego pryskały, a kobietki lgnęły co uwieczniono w strofach:

 

„Brunetki, blondynki

ja wszystkie was dziewczynki

Całować chcę

Lecz przyznam się,

o jednej tylko śnię

Tą kochać chcę”

 

Jakoż, iże miałem prawie tak samo tylko inaczej, musiałem interweniować by ta jedyna Muza nie dokonała akustycznej dewastacji szklanych części obiektu budowlanego, który podówczas zamieszkiwaliśmy.

 

– Muzo ma ciszej, bo okna nam popękają, a szkło tłuczone niebezpiecznym jest – stwierdziłem uspokajająco niczym rutinoscorbin.

– Idioto, tu są myszy! – odkrzykła uroczo z wrodzona delikatnością.

– Już, nie ma Muzo ma, albowiem czar głosu twego niczym anielskie pienia przekonał je do imigracji na emigracje.

– Ciszej durniu! – Muza dalej pieściła mnie swemi słowy. – Na strychu jest podejrzana cisza.

– Widocznie Geniusz zrobił maszynę do podglądania kwantowych kotów, i teraz wrzuca je Tic Toca albo youtuba?

– Weź sprawdź to, albowiem przeczucia mam złe.

– Nie bój się Muzo ma kochana już lecę, tyle kominiarkę i gooogle założę.

– Ty byś lepiej majtki włożył! – odrzekła Muza krzykiem czułym niczym redbull na arenie Coloseum.

– Dobrze duszko ma, już włożę szlafmycę, by przed wzrokiem postronnych ukryć me juwenalia.

– Masz i idź!

 

Podówczas rzuciła mi szlafmycę z jedwabiu o szerokich rękawach i czerwonym smoku na plecach i czarnym pasku. Otuliłem się nią niczym zbroją, ścisnąłem w pasie paskiem czarnym, jaki miał Bruce Lee, co miał też zabójcze kopnięcie i pięści, albowiem podówczas pistolet w kieszeni strasznie by mi ją wykrzywił, i ruszyłem, po schodach do dołu na strych. Tam zaś zastałem Geniusza z dziwną miną. Najpierw się przestraszyłem, bo miny to Rosjanie rozkładają natenczas gdzie popadnie na Ukrainie, na szczęście Geniusz miał minę własną, taką zrobioną z twarzy, a nie trotylu i zapalnika.

– Azaliż cóżeś uczynił Geniuszu mój? – zapytałem sprytnie.

– Portal kwantowy

– Azaliż podówczas zobaczmy kotki kwantowe.

– Panię mój to tak nię działa.

– Odpalaj.

– Dobrzę panię mój.

 

Zaawansowany technologicznie kij robiący za wajchę przełącznika został przełożonym, ale nie był to kierownik, czy inna kierowniczka, tylko do pozycji pstryk, działaj. Zahuczało, zabuczało, prąd sypnął iskrami z majstersztyku inżynierii na który składały się: druty, szara taśma, klawiatura Commodore 64, magnetofon Kasprzak MK 250, telewizor Ametyst 102, oraz kilka kupków oporników i lampów, ale nie ulicznych tylko takich PY 88, usypanych na telewizorze. Ekran zafalował, niczym powierzchnia basenu, na której głowa ludzia, została trafiona pustą flaszką po luksusowej. Co mi przypomniało o tym jak ważne jest właściwe nawadnianie organizmu i wówczas spojrzał na mnie on. Nie kot kwantowy, jeno ja innowymiarowy, co bolesne było, bo choć kropla w krople, był do mnie podobny to chudszy, wyższy, i bardziej owłosiony od strony głowy. Na dodatek miał złe oczy. To nawet, nie to, że te w głowie, tylko te na szyi. Co prawda ludziowie na szyi oczu nie mają ale on miał sznurek na którym miał nadziewane oczy. To znaczy sznurek nadziewany oczami i to nieświeżymi, znaczy się złymi.

 

– Kim ty jesteś, co wyglądasz jak ja tylko inaczej! – zapytał delikatnie krzycząc na cały regulator.

– Natenczas ciszej japę drżyj, albowiem Muzę mą obudzisz, co zmęczona jest po tym jakeśmy przykładali się do posuwania po łóżku, choć bez przemeblowania.

– Kim ty być? – dywagował dalej.

– To ja chcę wiedzieć, dlaczego w ekraniku pudełkowym, ametystowym i jak mnie Geniusz nie myli kwantowym, nie ma kotka, tylko ty, a ty to zupełnie kotka nie przypominasz tylko się drzesz.

– Zabiję cię, albowiem zostać może tylko jeden!

– Kotków może być i więcej – Natenczas odrzekłem zgodnie z prawdą.

– Poznaj więc siłę mego ciosu, co go zwą tygrys pazura! – ja z pudelka kwantowego darłem japę, na mnie poza pudełkiem.

– Azaliż podówczas mylisz się, albowiem Tygrys to Michalczewski, volksdeutsch, damski bokser, uzależniony od koki, a Pazura to Cezary, kryptomoher, aktor, uzależniony od Edyty też Pazury. – Wyjaśniłem rzeczowo/rzeczową (niepotrzebne skreślić) sprawę .

– Giń! – krzyczał kulturalnie jak ruski sołdat pod czas rabowania sklepu, ja z kwantowego pudełka, na mnie poza nim.

– Ale dlaczego? – oznajmiłem pytająco.

– Bo wtedy moc twą przejmę – wyjaśnił swój, to znaczy mój plan, zgodnie z zasadami czarnych charakterów.

– Acha – odwyjaśniłem inteligentnie.

 

Krzyczeć to by se mógł, ale emitował przemocą i machnięciem ręki ze szponami żelaznymi, których nie obcinał, tylko doklejał jak Doda tipsy, przy czym warto dodać, że ona oprócz tipsów ma czym oddychać, a ametystowo-pudełkowo-kwantowy naparstnik nawet jeśli, to oddychał nie tak fajnie jak ona, i jeszcze do tegoż zaciągnął moją szlafmycę, poddomką inaczej zwaną, choć w niej nie chodzi się pod domem w piwnicy tylko tak ogólnie. Jedwab z nylonu złapał przez to oko, nie to nadziewane sznurkiem mnie z pudełka kwantowego, tylko takie jak pończoszki Muzy. Przy czym pończoszki Muzy wyglądają seksownie, oczy jej też, a oko na szlafmycy nie, toteż postanowiłem sytuację dyplomatycznie uspokoić. Natenczas podówczas sięgnąłem do kieszeni szlafmycy, wyjąłem pistolet i zastrzeliłem mnie z pudełka. Azaliż natenczas wówczas wątpliwości mną targnęły. Bo ja z pudełeczka kwantowego, był tak do mnie podobny, że nie wiedziałem czy to zginał on, czy ja? Byłbym może jakoś rozwiązał tę/tą (niepotrzebne skreślić) zagadkę kryminalistyczną, ale Geniusz przełożył wajchę z zaawansowanego cybernetycznie, bo to w sumie bardzie lepiej niż technologicznie, kija i podówczas portal kwantowy zamknął.

– Natenczas cóżeś uczynił, Geniuszu maj? – pytająco zapytałem.

– Panię mój, od szczelania dostaję gęsięj skórki – objaśnił.

– Oj tam oj tam – odobjaśniłem sprytnie.

– A nię lubię skórki gęsiowęj bowiem nawęt jak dobrzę wypięczona, to tyję od jej.

– Dobrze więc natenczas spocznij sobie na siłowni, a ja udam się do Muzy by ustalić czy zastrzeliłem siebie, czy też tego kwantowego bliźniaka, co był podobny do mnie tylko wyższy, chudszy i mniej glacą błyszczący z uwagi na owłosienie nagłowne.

– Tak uczynię panie mój – oddywagował Geniusz.

 

Natenczas, zszedłem po schodach by wyjaśnić z Muzą czy zabiłem pistoletem siebie czy brata kwanowo-ametystowego bliźniaka. Muza podówczas nie do końca podzielała wątpliwości me, niemniej rozpoczęła badania organoleptyczne, czy ja, to ja. Zareagowałem na to entuzjastycznie i dla pewności sprawdzałem dotykowo czy ona to ona koncentrując się na atrybutach i tak ogólnie ciel. To znaczy nie dziecku krówki, tym bardziej zwłaszcza mlecznej ciągutki, a nawet łaciatej mleczarni, choć Muza mleczarnie miała świetną, tylko tym skórkowym co mamy na sobie. Po wnikliwym sprawdzaniu, i sprawdzeniu sprawdzenia oraz popisach wokalnych z górnym punkcie C po tym jak uruchomiło się dolny punkt G, ustaliliśmy że bilans wszystkich światów nam się zgadza.

 

 

* Podobnie jak i inne opowiadanie to z uwagi na sceny lubieżne i z nimi zbieżne ma kategorię wiekową. Po głębszym, a w zasadzie to kilku i nie tylko zastanowieniach, ale dawkach płynu wysoko procentowego, doszedłem jednak do wniosku, że w zaistniałej sytuacji, jedna osiemnastka jest mniej fajna od dwóch szesnastek, a prokurator i tak nie ściga w przeciwieństwie do Muzy, która natenczas szuka w mojej szlafmycy pistoletu, a w oczach ma żądzę, niezależne od tego czy mordu, czy seksualną muszę kończyć, tak więc, arriwederci Roman.

Koniec

Komentarze

Romantyczna historia w zdaniach tak wielokrotnie złożonych, że wybija się na wyżyny artyzmu. Na wspomnienie zasługuje pierwszoosobowa forma narracji oraz bohater, który bezkompromisowo ustala reguły współpracy z muzą. Zaciekawiła mnie ta zapierająca dech w płucach opowieść i skłoniła do zadania egzystencjalnego pytania, co robić, jeśli autor jest kobietą. Chyba że wtedy objawia się ten muza…………… 

Kopernik była kobitą 

 

 

Igraszki z Muzą to niebezpieczna rzecz. Mam nadzieję, że nie doigram się z Geniuszem ;)

Hejka!

Fajne oko, bo z geniuszem i muza dobra jest. Szkoda, że nie pokazałeś szczę śliwę go rozwiązania, bo buła m go bardo ciekawa.

Ale to urządzenie co je geniusz zrobił jest geniuszowe.

Babska logika rządzi!

MPJ-cie, miałeś pomysła na historię z panią Muzą, Eugeniuszem na strychu i kotem w pudełku, ale obawiam się, że Twojej opowieści nieco zaszkodziło jej przenatenczasowanie, przeazaliżowanie i przepodówczasowanie. Słowa te występowały albowiem w takiej obfitości, że momentami pokrywały zajmującą treść i odwracały moją uwagę od clou poruszanych zagadnień. Gdyby nie te mankamenta, byłabym mogła poczynić wyznanie, że czytało się nieźle.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Reg natenczas twa opinia była niczym cios w wątrobę 

:D

 

Finklo rozwiązanie pewnie było szczęśliwe ale natenczas nie chciałem uprzedzać faktów 

;)

 

Osmiornico igraszki z Muzą nie sa aż tak niebezpieczne jak sama Muza 

;)

 

 

Ależ, MPJ-cie, jeszcze nigdy nikogo nie ciosałam w wątrobę, ani w ogóle w nic, więc chyba się raczyłeś pomylić w ocenie mojej opinii o swoim dziele. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Azaliż natenczas podówczas tak to odebrałem, choć niczego nie wzionąłem 

:D 

 

 

To jasne – skoro jesteś tak sprawny aby się wypisać to i niczego wyziewać nie mogłeś, a domyślam się osobiście, że miałeś na myśleniu wyzionywanie duchów. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Duch to po łacinie spirytus i jego wziewanie bywa pomocne, no chyba że jednak nie ;)

 

Bez spirytualiów świat by się pozawalał. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

No nie wiem, od Samosierry po Skamandrytów spirytualia były w tle a duch szybował wysoko. 

 

 

:D

Duch może szybować, ja mam lęk wysokości. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć MJP87!

hehehehhe………… były relacje damsko męskie i doczytałem, że pani była bardzo ładna……………. hehhehe także mi się podobało bo było hihihihih!!!!!!!!!11 ale chyba nie wszystko zrozumiałem bo to jest bardzo trudne…………….. do napisania znaczy się trudne – tyle słów i takie zdanie że ja piórkuję!………………. heheheh……….. tak w przenośni znaczy się……………………… hehehehe…………… ja też jestem pisażem………………. już napisałęm swój pierwszy dzieło!!!!!!!!!!!………………. hehehehe pozdro600

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Reg po odpowiedniej dawce ducha puszczy nie ma lęku wysokości, nie ma niczego jak mówił klasyk laugh

 

Krokusie azaliż natenczas gdy chcesz zrozumieć odwołaj się do ducha, najlepiej puszczy białowieszczańskiej a Muza twa w mig ci wszystko wytłumaczy. 

 

 

 

Nowa Fantastyka