
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Każdy człowiek ma swoją historię. Niektórzy dłuższa, niektórzy krótszą. O niektórych można opowiedzieć jednym zdaniem, ale to jedno zdanie stanowi pełną, odrębną opowieść. Niektóre historie są porywające, pełne niespodziewanych zwrotów akcji, pułapek, zagadek. Inne są tak nudne, że nikt nie chce ich pamiętać. Historie są tak różne, jak różni są ludzie, jednakże jest kilka cech wspólnych. Każda historia ma swój początek, każda ma również zakończenie.
Tu rozpoczyna się historia Rei. Moment, w którym dziewczyna stanęła nago w miejscu, w którym czas się zatrzymał, przed bramą do miejsca, gdzie czas nigdy nie istniał, uznajemy za początek jej historii.
Niektórzy twierdzą, że jej historia zaczęła się znacznie wcześniej. W chwili, kiedy pustym wzrokiem wpatrywała się w twarz umierającego na jej kolanach młodzieńca, albo, kiedy samotna, mająca dosyć nic nie przynoszącego oczekiwania, potajemnie wyruszyła w świat, żeby odnaleźć ukochanego. Niektórzy cofają się jeszcze troszkę, do sceny, kiedy zapłakana żegna się z chłopcem, w którego oczach niewiele jest rozsądku, ale za to całe mnóstwo odwagi, wiary w siebie i żądzy przygód. A może nawet dalej, do chwili, kiedy spacerując po lesie młodziutka dziewczynka natknęła się na śmiertelnie rannego obcego mężczyznę. Cóż, są tacy, którzy twierdzą, że jej historia zaczęła się w pewną burzową, lipcową noc, kiedy jej matka przedwcześnie wydała na świat dziecko, zbyt małe i zbyt słabe, żeby miało siłę krzyczeć. Jest nawet pewna grupa ludzi, dość nieliczna, na szczęście, którzy rozpoczynają historię Rei kilka miesięcy wcześniej, podczas święta Nadejścia Ciemności, kiedy to w najciemniejszym mroku Nocy jej rodzice spotkali się po raz pierwszy i ostatni, zarazem.
Na szczęście my nie należymy do tych głupców i wiemy dokładnie, w którym momencie należy rozpocząć historię Rei.
Od tej chwili, od tego momentu, Rea nie była już dobrą, czystą i niewinną dziewczynką, która znalazłszy w lesie rannego mężczyznę, bez lęku, bez chwili wahania, o własnych siłach zabrała go do domu. Tak jak wcześniej nie raz przynosiła zranione zwierzęta, a nawet rośliny, które zbyt szybko odrodziły się po zimie i więdły podczas nocnych przymrozków. Nie była tak łatwowierna, jak wtedy, gdy całkowicie oddała się nieznanemu mężczyźnie, wierząc w jego piękny uśmiech i nigdy niewypowiedziane obietnice. Ani tak zdeterminowana, jak w dniu, kiedy wbrew woli matki opuściła rodzinny dom. Nie była już niedoświadczoną poszukiwaczką przygód, wplątującą się we wszelkie możliwe kłopoty i jakimś cudem wychodzącą z nich cało. Nie była nawet tą zrozpaczoną dziewczyną, która straciła wszystko, a której nie chciała opuścić nadzieja, gotową zrobić cokolwiek, byleby tylko odzyskać utraconą miłość.
Oddała całą siebie, od długich błyszczących włosów, po resztki godności i teraz nawet jej imię nie należało już do niej. Teraz Rea była nikim. A wkrótce miała w ogóle przestać istnieć.
Stojąc w miejscu, gdzie nie istniało Światło ani Ciemność, Rea nie myślała ani o przeszłości, ani o przyszłości. Zresztą w miejscu, gdzie czas się zatrzymał, te pojęcia traciły sens. Po prostu nie istniały. W tamtym miejscu nie istniało absolutnie nic i gdyby nie kręte znaki i kanciaste runy opalizującą substancją wymalowane na jej skórze, Rea także nie mogłaby tam być.
Stamtąd nie było powrotu i Rea nawet nie próbowała oglądać się za siebie. Teraz mogła tylko iść naprzód, albo też zatrzymać się i przestać istnieć.
Zrobiła jeden krok, a było to tak, jakby przeszła tysiąc mil, a jej noga ważyła tonę. Jeden trwający wieczność krok. Potem postąpiła jeszcze krok do przodu, a potem kolejny. I następny.
Przepaści nie da się przeskoczyć tiptopami. Jeśli się zawahasz. Jeśli będziesz próbował zostawić jedną nogę na pierwszym brzegu, tak, dla bezpieczeństwa, żeby móc się jeszcze wycofać, runiesz w dół. Rea myślała o tym, idąc coraz szybciej w stronę dziwnej bramy z trzech nieociosanych kamieni.
Nie bała się, bo czegóż mogłaby się bać. Przelała już wszelkie łzy, jakie były jej dane, wykorzystała też wszystkie uśmiechy. Zostawiła za sobą cały smutek i całą radość. Całą miłość i całą nienawiść. Cały strach i całą odwagę. Zostawiła za sobą nawet nadzieję. Chociaż może nadzieja wciąż jeszcze się w niej tliła, bo cóż innego kazałoby jej iść coraz szybciej i szybciej?
W chwili, kiedy Rea zaczęła biec, nadzieja stała się już całkiem widoczna w jej oczach. A kiedy wykonała ostateczny skok, wróciło wszystko. Wszystkie troski, nadzieje, marzenia, rozczarowania. Wszystkie uczucia. Wszystko, kim kiedykolwiek była i kim jeszcze nie zdążyła się stać. Od słabego niemowlaka, przez dobrą i grzeczną dziewczynkę, przez niedoświadczoną, trochę naiwną kochankę, po półżywą, niezdolną do czucia kukłę, którą się stała, gdy zobaczyła jego śmierć. Wszystko.
A kiedy przekroczyła bramę wszystko znikło razem z nią.
I tak oto kończy się historia Rei. Przekroczywszy bramę, za którą nie ma już niczego prócz prawdy, trafiwszy do miejsca, z którego nie ma powrotu, Rea przestała istnieć dla naszego świata. A raczej rzeczywistość zmieniła się tak, jakby Rea nigdy nie istniała.
Każdy człowiek ma swoją historię. Niektórzy dłuższa, niektórzy krótszą.
Usunąłbym tę niezgodność między zdaniami. Albo lp., albo lm. w obu.
Jeśli się zawahasz. Jeśli będziesz próbował (..).
To chyba powinno być jednym zdaniem.
Plus kilka innych drobnych potknięć.
Moim zdaniem uniknęłaś przeładowania tekstu emocjami, zamienienia go w łzawą historyjkę o niespełnionych nadziejach i uczuciach --- chociaż do tej granicy nie jest daleko. Co można z tym zrobić? Potraktować jako konspekt.
Aha --- chwyt rozpoczynania od końca nie jest odkrywczy, a bywa, że zachęca do poznania, co było przedtem. Spróbujesz opowiedzieć całą historię Rei?
Tekst o niczym. Jest Rea, która kiedyś coś tam, a potem przekroczyła próg i co? Nic. Brak początku, rozwinięcia, jest tylko koniec, który nic nie rozwiązuje. Ja tego nie biorę!
Ja tej oceny nie wystawiłem. Nie sądzę, aby wystawił ją szoszoon, któremu tekst nie przypadł do gustu. Ładnie to tak???
Poważnie, ja też nie!
Ale dla równowagi dam 3:P
O wszystkim i o niczym. Warto rozwinąć może?
Z tekstu nic nie wynika. Jeśli miał przekazywać jakieś głębokie przesłanie, to nie wyszło. Taka tajemnica życia i śmierci w pigułce, po łebkch poruszasz całą gamę tematów, a jak mówi stare, mądre przysłowie: "jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego".
Nie podobało mi się. Ani odkrywcze ani ciekawe.
Średnie.
Zgadzam się z przedmówcami, że rozwinięcie historii bohaterki byłoby wskazane.