
Mary przyszła z północy.
Jako jedynej spośród tysięcy mieszkańców Arki udało jej się wydostać na zewnątrz, pomimo szalejącego w schronisku wirusa, zabijającego w zaledwie kilka godzin po zakażeniu kolejne ofiary.
Od kilku lat Mary tułała się po świecie wraz ze swoim dwunastoletnim już synem. Jednak nigdzie nie potrafiła zostać na dłużej. Coś odciągało ją od osiedlenia się w jednej z setek innych Arek, będących ostatnią ostoją ludzkości.
Tym razem chciała to jednak zmienić. Pragnęła zapewnić synowi stabilność, zamiast ciągłego zmieniania miejsca zamieszkania.
W tym celu odwiedziła Arkę, na którą udało jej się natrafić, z prośbą o przyjęcie jej do grona chroniących się tam ludzi.
– Niestety nie mamy więcej miejsc – odpowiedział mężczyzna, który przedstawił jej się jako Thomas. – Nasz schron i tak już jest przepełniony. Brakuje nam nie tyle łóżek, co miejsca! Ludzie śpią już nie tylko w sypialniach, ale również na korytarzach czy pokojach użytkowych. Ostatnio musieliśmy mocno ograniczyć racje żywnościowe w obawie przed wyczerpaniem się zapasów… Nie, nie ma takiej opcji! Nie przyjmiemy kolejnej osoby…
– A co gdybym zapłaciła?
– W jaki sposób? Jedyne, co by nam się przydało to jedzenie, ale nie wierzę, że masz przy sobie tyle zapasów, ile potrzebujemy.
– Mam do zaoferowania coś innego. Jestem najemniczką. Może macie jakiegoś mutanta w okolicy, którego chcielibyście się pozbyć? Albo niebezpieczne zwierzęta, których skóry pragniecie pozyskać?
– Właściwie to… – Thomas nie dokończył zdania i przykrył swoją wylewność lekkim uśmiechem. – Muszę porozmawiać w tej sprawie z zarządcą.
– Poczekam.
James spojrzał na Mary i, chociaż kobieta nie mogła dostrzec jego twarzy spod zasłaniającej wszystko poza oczami maski przeciwgazowej, wiedziała, że chłopiec czuje ulgę. Ich ciągła podróż, przerywana kilkudniowymi wizytami w kolejnych Arkach, musiała być dla niego męczącą.
Po chwili właz otworzył się, a w wejściu do schronu stanął otyły mężczyzna ubrany w kombinezon i maskę przeciwgazową. Mary zauważyła, że do pasa przypiętą miał pochwę, najprawdopodobniej z nożem oraz kaburę na broń. Nie spodziewała się, że zaatakuje. Wiedziała, że ludzie jego pokroju musieli nosić broń, aby móc obronić się w razie ataku.
– Mam dobrą wiadomość – powiedział zarządca Arki. – Będę mógł panią przyjąć do tego przyczółku w zamian za małą przysługę. Mamy problem z pewnym szkodnikiem w lesie…
– Mutantem? Zwierzęcym czy ludzkim? Muszę pana poinformować z góry, że nie zabijam ludzkich mutantów – oznajmiła Mary. – Ani żadnych ludzi.
– Spokojnie, spokojnie… – powiedział przywódca powstrzymując śmiech spowodowany zapałem najemniczki. – Nie wiem, jak to stworzenie wygląda. Moi ludzie uciekli od niego gdzie pieprz rośnie, zamiast zwracać uwagę na wygląd… Poza tym, od kiedy najemnicy mają zasady? Nie powinnaś zabić kogo tylko zechcę? Oczywiście za odpowiednie pieniądze. W każdym razie – powiedział zarządca przechodząc do tematu. – Chcę, żebyś się go pozbyła. Monstrum mieszka w lesie, na wschód stąd, po drugiej strony tamtej autostrady. – Mężczyzna wskazał palcem kryjącą się w wśród zieleni kupkę asfaltu. – Jednak polecam się pani zastanowić nad tą wyprawą… Ostatnio posłałem tam moich siedmiu najlepszych żołnierzy. Dwóm udało się powrócić, reszta zmarła na miejscu. Jeden z żołnierzy nie chce się odzywać, po tym co zobaczył. Nie wiem, co tam się wydarzyło, ale z pewnością nic…
– Przyprowadź mi tego bardziej rozmownego żołnierza – wtrąciła Mary. – Może zechce ze mną pogadać? Przydadzą mi się wszelkie informacje na temat tego… potwora.
– Mogę poprosić mojego człowieka, aby przyszedł – powiedział zarządca Arki. – Ale nie będę go przecież zmuszał.
Właz ponownie zamknął się. Mary dopiero teraz zwróciła uwagę na to, jak słonecznie jest w tej okolicy. Była przekonana, że nie zaszkodzi to jej skórze, chronionej przez specjalnie zaprojektowany pod wytrzymanie ekstremalnych warunków pogodowych kombinezon, jednak taka pogoda i tak stanowiła dla niej problem. Słońce oślepiało i osłabiało. Dlatego cieszyło ją, że walka odbędzie się w lesie, w którym nie groziło jej nic podobnego.
– James? – powiedziała.
– Tak?
– Będziesz musiał zostać w schronie.
– Z obcymi ludźmi?
– Będzie tam z pewnością bezpiecznej niż w otoczeniu takiej bestii.
– A co jeśli…
James nie dokończył zdania, jednak Mary nie potrzebowała, aby to zrobił. Zrozumiała, co ma na myśli.
– Nie zginę – powiedziała. – Walczyłam już nie z takimi potworami. Zawsze mnie straszyli, że sobie z nimi nie poradzę. Ale jednak mi się udało.
Właz otworzył się, jednak w wejściu do Arki nie pojawił się nikt nowy.
– Patrick, to znaczy ten żołnierz, nie chciał rozmawiać.
– Nie ma problemu – powiedziała Mary. – Miałabym tylko jedną prośbę… Moglibyście zaopiekować się moim synem, Jamesem, dopóki nie wrócę? Po prostu wpuście go do Arki, myślę, że sobie jakoś poradzi.
– Jasne – powiedział zarządca Arki. – Niech nie liczy jednak na żadne jedzenie. Jesteśmy w skrajnej sytuacji…
– Mamy swoje jedzenie i picie. Poruszanie się na takie odległości bez odpowiednich zapasów byłoby raczej niebezpieczne.
– W taki razie, wejdź do środka, James…
Chłopiec niechętnie ruszył w kierunku schronu.
Mary posłała mu uśmiech, który zasłonił filtr w masce przeciwgazowej.
– Wrócę za kilka godzin – powiedziała na pożegnanie.
***
Mary twierdziła, że każdy las ma swój własny charakter. Niektóre wyróżniały się żyjącymi w nich zwierzętami, inne wyglądem, a jeszcze inne atmosferą. Odwiedzony przez Mary liściasto-iglasty las wydawał się łączyć wszystkie trzy wyróżniki. Skryte w cieniu ogromnych, zasłaniających słońce drzew rośliny, wyróżniały się różnymi niespotykanymi dotąd przez kobietę kolorami. Zmutowane grzyby, krzewy, kwiaty, a nawet zwykła trawa cieszyły oko ciekawym wyglądem, a pnące się ku niebu drzewa przerażały swoim ogromem.
Jednak Mary nie miała czasu na docenienie uroków natury tego miejsca, bo musiała uważać na niego.
Potwora.
Sama nie wiedziała, czego się spodziewać i dlatego uważnie spoglądała na każdą chwiejącą się gałązkę. Jednocześnie uważała z pociąganiem za spust jej starej, oddziedziczonej po ojcu strzelby, aby nie wystraszyć ofiary.
Jak mogła wyglądać taka bestia? – zastanawiała się Mary przedostając się przez sięgającą jej do ramion trawę. Czy była to mutacja jakiegoś zwierzęcia? Może wilka? Albo niedźwiedzia? Mary nigdy nie walczyła ze zmutowanym niedźwiedziem, ale z opowieści innych najemników wynikało, że musiało to być ogromne wyzwanie.
Kobieta wyszła na porośniętą licznymi różowymi krzewami polanę i coś rzuciło jej się w oczy.
Ślady.
Na pokrytej obfitą ilością trawy gruncie znajdowała się pusta, odsłaniająca ziemię przestrzeń.
Mary uklękła na jedno kolano w pozycji, z której mogłaby się łatwo podnieść, aby jak najszybciej uciec przed zagrożeniem.
Na ziemi znajdowały się ślady krwi i… ludzki kciuk. Skóra nie była zbyt zmarszczona, a paznokieć miał normalny rozmiar, co doprowadziło ją do myśli, że musiał to być palec zwykłego człowieka, a nie mutanta.
Odkryła więc pierwszy ślad jednej z ofiar potwora.
Na drugim krańcu polany udało jej się znaleźć porzucony plecak. Przejrzała go i zauważyła w nim kompas ze schowanymi w środku fotografiami oraz dowodem osobistym, najpewniej wyrabianym mieszkańcom pobliskiej Arki. Na dokumencie o wyglądzie przypominającej kartkę do robienia notatek, znajdowało się imię oraz numer Arki przypieczętowany przez zarządcę schronu.
Mary odczytała z dowodu, że należał on do Lucasa Gunna, który był żołnierzem Oddziału Specjalnego „Kobra”. Kobieta schowała wszystko do plecaka.
Obeszła teren dookoła polany, jednak nie udało jej się znaleźć potwora ani kolejnych poszlak.
Las, w którym znajdowała się, był na tyle duży, że znalezienie jednego tylko mutanta graniczyło z cudem. Mary zaczęła również przeklinać korony drzew, które wcześniej chwaliła za zasłanianie oślepiającego słońca. Ogromne drzewa odcinały dostęp do światła, przez co najemniczka z trudem wypatrywała potwora, który mógł skrywać się gdzieś w cieniu.
Ruszyła dalej. Kolejne zmutowane rośliny przestały ją zachwycać, a zaczęły przerażać tym, że mogą zasłaniać ofiarę polowania. Mary nie zwracała uwagi na to, że gigantyczne grzyby i krzewy chroniły również ją, przy wypełnianiu zlecenia nigdy nie postrzegała siebie w roli zwierzyny, która musi się kryć. To ona była łowczynią.
Najemniczka poczuła dreszcz, jakby ktoś wpatrywał się prosto w nią. Zwykle nie poddawała się przeczuciom, ale tym razem wizja była niewiarygodnie jasna. Wyciągnęła strzelbę i obejrzała się. Nic nie zauważyła.
Jednak po chwili zza niebieskiego krzewu wyłonił się człekokształtny mutant. Mary zareagowała natychmiast i pociągnęła za spust jej ukochanej strzelby. Odległość dzieląca ją od monstrum była na tyle duża, że postrzał nie zrobił na potworze dużego wrażenia. Kuśtykając, mutant oddalił się w głąb lasu.
Mary ruszyła w jego stronę.
Nie biegła. Wiedziała, że potwór mógłby wtedy zmusić się, pomimo bólu, do jeszcze szybszej ucieczki. Była pewna, że kwestią czasu jest moment, w którym mutant padnie na ziemię, aby odpocząć, myśląc, że zażegnał już niebezpieczeństwo.
Oj, jak się wtedy pomyli – pomyślała Mary.
W pewnym momencie najemniczka doszła do kolejnej polany.
Gdy tylko zbliżyła się do otwartej przestrzeni, zauważyła potwora. Schowała się za kamień, aby nie wystraszyć ofiary polowania.
Wyjrzała, aby spojrzeć na monstrum. Było ono człekokształtne, jednak z innymi proporcjami niż u człowieka. Głowa wydawała jej się podobna do ludzkiej, chociaż Mary nie mogła do końca ocenić jej wyglądu, dopóki mutant był odwrócony. Ręce za to nie przypominały ludzkich kończyn, różniły się nie tylko tym rozmiarami, ale również dłońmi, które zakończone były sporymi szponami. Podobnie było z nogami, które przypominały bardziej wilcze łapy niż ludzkie odnóża.
Czyżbym miała do czynienia z ludzkim mutantem? – zastanowiła się Mary.
Nigdy jeszcze nie zabiła człowieka, nawet zmutowanego i nie zamierzała tego zmienić. A jednak go postrzeliła. Czy byłam zbyt pochopna w swojej ocenie? – zastanowiła się. Miała jednak informacje, że ta istota odpowiedzialna była za zabicie pięciu ludzi. Wydawało jej się, że to mógł być wystarczający powód, aby pociągnąć za spust.
I czy w ogóle powinnam bawić się teraz w filozofowanie? – pomyślała. Szukała schronienia dla siebie i syna, a to mogła zapewnić jej tylko zabicie tego stworzenia.
Nagle, Mary usłyszała tupot stóp zbliżającego się mutanta. Nie mogła pozwolić sobie na słabość. Wstała celując prosto w monstrum.
– Nie ruszaj się! – powiedziała licząc, że zrozumie. Ludzkie mutanty zwykle posiadały umysły zbliżone do ludzi. Przynajmniej na początku.
Mutant stanął w miejscu. Mary nie pociągnęła za spust ani nie zrobiła żadnego kroku. W lesie nastała pełna napięcia cisza.
– Kim jesteś? – zapytała. – Kim jesteś?! – powtórzyła podnosząc głos.
Mutant nie odpowiedział.
– Umiesz w ogóle mówić? – spytała nie wykonując żadnego ruchu.
– Umiem – odpowiedział człowiek, po głosie wnioskowała, że mężczyzna.
– Co tutaj robisz?
– Żyję – odpowiedział. Miał zaskakująco ludzi głos. Mówił spokojnie, ciepło, bez typowej dla osób potraktowanych dużym promieniowaniem chrypy.
– Podobno zabito tu pięć osób. Ty to zrobiłeś?
– Zabiłem trzech ludzi. Nie pięciu. Trzech.
Czy zarządca Arki mnie okłamał? – pomyślała Mary. Dlaczego miałby przeceniać winę tego stworzenia? A może po prostu reszta oddziału zaginęła, przez co uznano jego członków za martwych?
– Dlaczego to zrobiłeś? – spytała.
– Bo mnie zaatakowali.
To zmieniało wszystko. Czyli ten mutant się po prostu bronił? Jeśli tak, nie miała prawa go zabijać, choćby za nie wiadomo jak wielką nagrodę. Ale skąd mogę mieć pewność, że mówi prawdę? – zastanowiła się.
– Zaoferowano mi za ciebie wysoką nagrodę. Podobno zamordowałeś pięciu żołnierzy. Podaj mi chodź jeden powód, abym nie miała cię zastrzelić.
Mutant stał osłupiały, jakby się nad czymś gorączkowo zastanawiał.
– Jestem niewinny!
– Potrzebuję dowodów…
Mężczyzna nie podał żadnych dowodów, stał tylko i czekał, jakby pogodził się, że o jego losie zadecyduje celująca w niego ze strzelby kobieta.
I wtedy w głowie Mary pojawił się pomysł, jak rozwiązać tę sytuację.
– Zrobimy tak – powiedziała. – Pójdziesz razem ze mną do osoby, która zleciła mi zabicie ciebie. Podobno w Arce jest jakiś świadek. Będziecie mogli sobie wszystko wyjaśnić.
– Dobrze – odpowiedział mutant.
– Ale jeśli tylko zobaczę, jak szykujesz się do ataku, od razu do ciebie strzelę. Nie będę się nawet zastanawiać. Nie zabijam ludzi, ale w takim przypadku będę mogła zrobić wyjątek.
Mary i mutant ruszyli w stronę Arki.
***
– Wróciłam – powiedziała Mary do domofonu i po chwili drzwi Arki się otworzyły. Stanął w nich zarządca schronu i Thomas.
– Nie spodziewałem się, że ujrzę ciebie… – Zarządca zrobił krótką przerwę. – Kurwa, to ten potwór? Przyprowadziłaś go pod naszą Arkę?!
– Spokojnie – powiedziała. – Mam go na celowniku. W razie czego, pociągnę za spust. Ale najpierw chciałabym ustalić co dokładnie się tam wydarzyło…
– Już tobie mówiłem! To krwiożercze bydlę wymordowało pięciu moich żołnierzy!
– Rozmawiałam z nim. Powiedział, że się bronił. I zabił trzech żołnierzy, nie pięciu.
– To… To coś umie rozmawiać? – zapytał z niedowierzaniem zarządca schronu.
– Oczywiście, że tak – odpowiedział niespodziewanie mutant. – Przyszli ludzie. Mieli broń. Gdy mnie zobaczyli, zaczęli strzelać. Ukryłem się. A potem ich zabiłem.
– Nie wszystkich – dopowiedziała Mary. – Proszę, nie mógłbyś doprowadzić przynajmniej jednego z tych ludzi tutaj?
– Nie! Nie będę narażać moich żołnierzy na widok swojego oprawcy!
Mary wzięła głęboki oddech i powiedziała:
– Nie zabiję go. Nie zabijam ludzi.
– W takim razie nie dostaniesz schronienia w Arce. I swojego syna.
Wtedy coś w Mary pękło. Nie chciała jednak zaatakować mutanta, który przecież nic jej nie zrobił.
– Chcę tylko sprawiedliwości!
– W dupę sobie wsadź tę swoją sprawiedliwość! Jesteś człowiekiem od wykonywania brudnej roboty, a nie jakimś, pożal się Boże, sędzią. Zlecenie ma być wykonane albo nie będzie nagrody.
– Nie chcę już nagrody. Chcę mojego syna.
– W takim razie zastrzel mutanta. To będzie uczciwa wymiana. Maszkara za twoje dziecko. Co ty na to?
Mary obróciła broń w stronę zarządcy Arki i powiedziała:
– Przyprowadź mi tutaj Jamesa! Tylko jak najszybciej!
– Spokojnie, myślę, że możemy się jakoś dogadać… Naprawdę życie tego potwora jest dla ciebie ważniejsze niż życie twojego syna? – powiedział zarządca zbliżając rękę ku kaburze.
– Nie ruszaj pistoletu! – krzyknęła Mary. – Masz ostatnią szansę! Trzy, dwa, je…
– Dobrze, dobrze! – powiedział zarządca. – Thomas, przyprowadzę tego chłopca. Nie chcę zostawać z tą wiedźmą sam na sam…
Thomas niechętnie przytaknął.
Zarządca Arki udał się w głąb schronu. Mary tym razem celowała w Thomasa.
– Jeśli zobaczę, że przynosi ze sobą posiłki to…
– To co? Zastrzelisz mnie? I zostawisz swojego syna na pewną śmierć? Nie wiem, czy dobrze to przemyślałaś…
– Zamknij się albo…
– …albo mnie zabijesz? Uwierz mi, to nie jest takie łatwe. Jesteś dobrą najemniczką, ale hamuje cię moralność. Nie jesteś w stanie zabić tej poczwary, która nie przypomina nawet człowieka!
– Bo jest niewinny! Widzisz, nie zaatakował mnie, chociaż ma teraz do tego okazję. Z pewnością ufam mu bardziej niż wam…
– On jest winny śmierci kilku ludzi. Nie ważne ilu. Próbuje cię omamić, oszukać…
– Przestań mówić! – krzyknęła Mary. – Mam dość twojego gadania!
Thomas zamilkł.
W korytarzu pojawiły się kształty ludzi. Tak jak spodziewała się tego Mary, zarządca przyprowadził ze sobą nie tylko Jamesa, ale również całe mnóstwo żołnierzy.
Było ich kilkunastu, wszyscy odziani w grube, najprawdopodobniej kuloodporne kombinezony. Trzymali karabiny, byli gotowi, aby w każdym momencie wystrzelić.
– James! – wykrzyknęła Mary.
– Mamo!
Chłopiec nie mógł ruszyć w stronę matki, drogę na zewnątrz blokowali żołnierze.
– Za chwilę – powiedziała. – Wyciągnę cię stamtąd. Tylko…
– Umowa jest taka – przerwał jej zarządca Arki. – Ty dajesz nam mutanta, a my tobie Jamesa. Na twoim miejscu bym się zbyt długo nie zastanawiał. Nigdy nie wiadomo kiedy…
Jeden z żołnierzy strzelił ostrzegawczo w ziemię.
– …ktoś zadecyduje, że czas na podjęcie decyzji się skończył.
Wydawało się, że Mary nie ma wyboru. Czy naprawdę mogła przekładać życie obcej osoby, nad życie własnego syna? Powoli wycofała się w stronę mutanta, nie odrywając celownika od Thomasa, chociaż nie wiedziała, po co dalej to robiła. W przypadku ataku, grupa żołnierzy bez problemu zabiłaby ją i Jamesa.
– Chcę ustalić co tam się wydarzyło.
– To nie jest twoja sprawa! Zajmij się lepiej swoim dzieckiem, chyba nie pozwolisz mu umrzeć, co? Bo nie będę czekać już ani sekundy dłużej! Oddawaj poczwarę albo poleje się krew!
Mary zaczęła analizować, co mogła zrobić, jednak nie widziała zbyt wielu dobrych rozwiązań. Ten mutant musiał być winny, inaczej nikt by jej tam nie posyłał. Z drugiej strony – pomyślała – on mnie nie zaatakował, pomimo tego, że go postrzeliłam, a zarządca Arki nie powiedział mi całej prawdy. Mężczyzna, którego spotkała niekoniecznie był winny, a nawet jeśli był, to i tak należał mu się sprawiedliwy osąd. Tylko co mogę z tym zrobić? – zastanowiła się.
I wtedy do głowy przyszedł jej pomysł.
– Powiem mu, żeby tu przyszedł – powiedziała Mary i skierowała się w stronę mutanta. – Gdy powiem im „zgoda” – wyszeptała mężczyźnie na ucho. – Zaatakujesz mnie. Tylko niezbyt mocno. Postrzelę cię w nogę. Będziesz musiał udawać, że nie żyjesz. Kiedy właz do schronu się zamknie, będziesz mógł wrócić do lasu. Zgoda?
Mutant nie odpowiedział. Zaatakował Mary.
Mężczyzna prawie wytrącił jej z rąk strzelbę. Jego pazury wbiły się w jej rękę, z której polała się krew. Pomimo bólu, udało jej się utrzymać ciężką broń w rękach i pociągnąć za spust. Mutant upadł na ziemię.
Mary podeszła do niego po czym oznajmiła:
– Nie żyje.
Zarządca Arki wydawał się skonfundowany. Patrzył na Mary z niedowierzaniem, jednak w mowie nie dało się tego po nim poznać:
– Uwolnijcie chłopca – powiedział. – Zgodnie z umową, jeśli chcecie tutaj zamieszkać…
– Nie chcemy – powiedziała stanowczo Mary przytulając Jamesa, który do niej podbiegł. – Potrzebuję jedynie informacji. I trochę zapasów. Myślę, że to nie powinien być problem?
– Nie, skądże… Nagroda się należy… O jakie informacje chodzi?
– Chcę wiedzieć, gdzie znajduje się najbliższa Arka.
– Nie jestem pewien…
– Z pewnością handlujecie z innymi schronami. Naprawdę nic nie wiesz? Zdecydowałam się dzisiaj na poświęcenie, zróbcie to samo dla nas.
– Niech będzie… Najbliższa Arka znajduje się na południe stąd. Musicie iść obok autostrady, aż natraficie na miasto. Arka znajduje się w lesie obok tego miasta.
– Potrzebuję jeszcze trochę innych rzeczy. Przede wszystkim, filtrów. Ile zajmuje dojście do tej Arki?
– Z pięć dni.
– W takim razie poproszę o filtry na pięć dni. I coś do opatrzenia tej rany. I filtry do namiotu…
– T-1 czy T-2?
– T-2. W trakcie podróży śpimy po osiem godzin.
– Za chwilę wszystko przyniesiemy. – Zarządca Arki przez chwilę nic nie mówił. – Nie spodziewałem się, że to zrobisz. Przydałabyś się nam w schronie…
– Niestety nie planuję tu zostać. Przynieś proszę jak najszybciej wszystkie potrzebne rzeczy. Mam nadzieję, że po tym się już nigdy nie spotkamy.
James spojrzał
sięna Mary
Las, w którym znajdowała się(+,) był na tyle duży, że znalezienie jednego tylko mutanta graniczyło z cudem.
Miś nie jest specjalistą od ‘łapanki’ baboli. Inni zrobią to lepiej. W kilku miejscach użyłby innego szyku wyrazów w zdaniach, ale to Twój styl. Tekst wygląda na fragment i tak chyba powinien być oznaczony. Ma ‘potencjał’ do rozwinięcia.
Cześć, Koala75! Dzięki za przeczytanie i wyłapanie paru błędów.
Tekst wygląda na fragment i tak chyba powinien być oznaczony. Ma ‘potencjał’ do rozwinięcia.
Ja nie planowałem tego tekstu jako fragment, według mnie jest to skończone opowiadanie, które nie potrzebuje dalszego rozwinięcia.
Pozdrawiam
All in all, it was all just bricks in the wall
Drogi autorze, Twojej opowieści brakuje zbyt wielu elementów, bym mógł ją uznać za samodzielną i skończoną.
Ekspozycja jest trochę za uboga. O ile średnio mnie interesują przyczyny katastrofy, która wywróciła Twój świat do góry nogami, to dużo więcej chciałbym wiedzieć o tym, jak on funkcjonuje już po niej i jakie nowe zagrożenia się w nim pojawiły. Były wzmianki o promieniowaniu i ciężkich warunkach, ale nie wydają się one wcale takie groźne, skoro samotna kobieta z dzieckiem jest w stanie się w nim swobodnie poruszać. Do samego końca bohaterka nie natrafiła na żadną trudność ze strony świata zewnętrznego. Poza jednym mutantem las był zupełnie pusty.
Wiemy, że ludzkość osiedliła się w schronach i niemal nic poza tym. Nie widzieliśmy żadnej Arki od środka, ani tego, jak funkcjonują, przez co wyglądają one jakby miały tylko strefę sypialną i magazyn żywności. W jaki sposób te miejsca są samowystarczalne, skoro działają już tak długo? Przecież nie mogą bazować wyłącznie na starych zapasach. Jeśli handlują, to czym? Jakie powstały nowe profesje? Jakie mogą być działalności na powierzchni? Czym zajmują się oddziały specjalne? Zarządca nazwał mutanta szkodnikiem, ale w czym on właściwie przeszkadzał poza tym, że był? Gdyby uniemożliwiał jakąś operację, to już mógłbym zacząć rozumieć.
Głównej bohaterce przydałyby się jakieś wyróżniające atuty poza zbroją fabularną. W obecnej formie jedynie mówi o tym, jaka jest silna i zdolna. Nie mieliśmy okazji zobaczyć tego osobiście. Co więcej, wykazuje się naiwną jak na warunki postapo moralnością. Mamy swoiste określenie na taką postać. Czy Twoja bohaterka nie ma przypadkiem na nazwisko Sue?
Niebezpieczny mutant okazał się zupełnie nieszkodliwy. Jak to się stało, że potrafił uśmiercić odział grupy specjalnej, a oszczędził bohaterkę? Nagle zapomniał, że ona również go zaatakowała? Czy może przekonało go to, że ładnie poprosiła, by się nie ruszał? A jak już zdecydował się zaatakować, to zdołał jedynie zranić ją w rękę? Nic nie wskazywało na to, że ostatnia akcja była szopką, także zakładam, że zaatakował ją naprawdę. Nie przekonałeś mnie, jakoby ten stwór mógł doprowadzić zawodowego żołnierza do takiej traumy.
Ostatecznie, co chciałeś nam przekazać tą opowieścią? Nie dostrzegłem żadnej zmiany w życiu bohaterki. Tak jak wcześniej się błąkała, tak błąka się dalej. Nie ma różnicy między wizytą w tej Arce, a innymi, o których wspomniałeś wcześniej. Może to, że ludzie są źli i jednak lepsza jest samotność na pustkowiu? Zarządca zaskakująco hojnie obdarzył bohaterkę mimo że właściwie nie był jej nic winien. Równie dobrze mógł zatrzasnąć jej drzwi przed nosem, skoro był tak podły, jak opisywałeś go na początku.
We wszystkich tych obszarach możesz zmieścić jeszcze mnóstwo treści. Masz pełną swobodę, a historia może tylko na tym zyskać.
Czytał Mieczysław Gajda
Dzięki za komentarz, P3rshing!
Z góry powiem, że szanuję twoją opinię i po namyśle mogę zgodzić się z kilkoma twoimi zarzutami, jednak jest parę spraw, które chciałbym wyjaśnić.
Ekspozycja jest trochę za uboga.
Cenię fabułę bardziej od wykreowanego świata i nie uważam, aby sposób funkcjonowania Arek czy całego świata powinien być bardziej klarowny, bo po prostu nie ma to wpływu na opowieść.
Czy Twoja bohaterka nie ma przypadkiem na nazwisko Sue?
Doceniam żart, ale uważam, że wykreowana przeze mnie postać ma swoje wady, chociażby wspomnianą przez ciebie naiwną moralność.
Nic nie wskazywało na to, że ostatnia akcja była szopką, także zakładam, że zaatakował ją naprawdę.
Wypowiedziane przez Mary słowa wskazują na to, że akcja była szopką.
Nie przekonałeś mnie, jakoby ten stwór mógł doprowadzić zawodowego żołnierza do takiej traumy.
Mógł nie doprowadzić, po prostu zarządca Arki nie chciał, aby jakiś świadek zaczął paplać co naprawdę się tam wydarzyło.
Pozdrawiam
All in all, it was all just bricks in the wall
Jakoś niespecjalnie przekonuje mnie opowieść dziejąca się w postapokaliptycznych czasach, w szczególnie trudnych warunkach, której bohaterka radzi sobie ze wszystkimi przeciwnościami i cało wychodzi z wszelkich opresji. Jeśli to co przeczytałam jest wszystkim, co miałeś do powiedzenia, Simeone, to przypuszczam, że zbyt wiele z tego pomysłu zostawiłeś dla siebie. Szkoda, bo tak po prawdzie to nie bardzo wiem, co miałeś nadzieję opowiedzieć.
Wykonanie pozostawia sporo do życzenia.
…nie mogła dostrzec jego twarzy spod zasłaniającej wszystko poza oczami maski przeciwgazowej… → …nie mogła dostrzec jego twarzy pod zasłaniającą wszystko, poza oczami, maską przeciwgazową…
…musieli nosić broń, aby móc obronić się… → Nie brzmi to najlepiej.
– W taki razie, wejdź do środka, James… → Literówka.
Mary posłała mu uśmiech, który zasłonił filtr w masce przeciwgazowej. → Czy dobrze rozumiem, że uśmiech zasłonił filtr maski?
…pnące się ku niebu drzewa przerażały swoim ogromem. → Zbędny zaimek – czy mogły przerażać cudzym ogromem?
…bo musiała uważać na niego. Potwora.
Sama nie wiedziała, czego się spodziewać i dlatego uważnie spoglądała na każdą chwiejącą się gałązkę. Jednocześnie uważała z pociąganiem za spust… → Czy to celowe powtórzenia?
Jednocześnie uważała z pociąganiem spustu…
…zastanawiała się Mary przedostając się przez sięgającą jej do ramion trawę. → Czy trawa, nawet zmutowana, pozbawiona światła, bo zasłaniały je wielkie drzewa, mogła rosnąć tak bujnie?
Na drugim krańcu polany udało jej się znaleźć porzucony plecak. → Z wcześniejszej treści nie wynika, że Mary szukała plecaka, więc dlaczego piszesz, że udało jej się go znaleźć?
Mary zareagowała natychmiast i pociągnęła za spust jej ukochanej strzelby. → Mary zareagowała natychmiast i pociągnęła spust ukochanej strzelby.
Ręce za to nie przypominały ludzkich kończyn, różniły się nie tylko tym rozmiarami, ale również dłońmi… → Zdanie do remontu.
…wystarczający powód, aby pociągnąć za spust. → …wystarczający powód, aby pociągnąć spust.
…to mogła zapewnić jej tylko zabicie tego stworzenia. → Literówka.
Mary nie pociągnęła za spust… → Mary nie pociągnęła spustu…
W razie czego, pociągnę za spust. → W razie czego, pociągnę spust.
– Nie! Nie będę narażać moich żołnierzy na widok swojego oprawcy! → – Nie! Nie będę narażać moich żołnierzy na widok ich oprawcy!
– Jeśli zobaczę, że przynosi ze sobą posiłki to… → Raczej: – Jeśli zobaczę, że prowadzi ze sobą posiłki to…
Nie ważne ilu. –> Nieważne ilu.
…utrzymać ciężką broń w rękach i pociągnąć za spust. → …utrzymać ciężką broń w rękach i pociągnąć spust.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.