- Opowiadanie: michalus - Prze!jedzenie x3

Prze!jedzenie x3

Utwór jest lekko zapętlony zapętlony. Dygresja z przyszłości: może wywołać deja vu. Mam nadzieję, że prawdziwe zakończenie zaskoczy! :)

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Prze!jedzenie x3

Epilog vel słodki deserek

 

I znowu grudzień. Kolejna wigilia. I tak w kółko. Dygresja z przyszłości #47, postanowiłem przeedytować to zakończenie i wkleić je na początek. Tak, zacząłem już numerować te dygresje, bo sam się w nich gubię. Bo to chyba jedyny sposób by do nich dotrzeć. Tak, to prawda, jest to straszliwie frustrujące. Ciekawe jakie mieliby miny jakby to ich spotkało. Muszę odkryć jak zakończyć to opowiadanie. Muszę. Odkryć.

Dygresja z przyszłości #734. Nie, to nie pomogło. To wciąż za mało. Chyba muszę… chyba musze zmienić tytuł, to jedyna możliwość. Ale to ostateczność, bo musiałbym dać im tą satysfakcję, że pierwotny tytuł był niezrozumiały. Ale może to jedyny sposób? Pokazać palcem?

 

Wstęp vel przystawka

 

Prze!jedzenie. Tytuł dwuznaczny, ale tylko dla wtajemniczonych. Jest to stan. W którym, nie dość, że można zjeść konia, z kopytami, to jeszcze przezajebiście on smakuje! Koń rzecz jasna. Ten z kopytami. Efektem tego prze!jedzenia, jest zatem klasyczne przejedzenie, które sympatycznym uczuciem zazwyczaj nie jest. No dobra, dobrze myślisz czytelniku, na siłę z tym wykrzyknikiem w tym wyrazie. Trochę przekombinowane. W każdym razie tak, mam na myśli marihuanę. Ale nie, nie o miękkich, wzmagających apetyt narkotykach będzie to opowiadanie. By wyjaśnić czego dotyczy, powieść i historię tą, trzeba zatem zacząć od końca, dla większego zaintrygowania czytelnika i zagmatwania. Dygresja #735 postanowiłem jednak zacząć od innego końca, może wtedy doprowadzi on ich wreszcie do tego innego, właściwego końca i ten koszmar się wreszcie skończy.

 

Nie. To opowiadanie także nie jest o: depresji/paranoi. Jest to figielek i prztyczek w nos. Dygresja z przyszłości #423 powoli czuję, że z tej pułapki nie ma wyjścia. Tracę już całą nadzieję, obrazy zlewają się w całość. Utrata świadomości za raz… dwa… trzy… Światła w tunelu. Znowu widzę te światła w tunelu. Choć dla wielu, oznaczają one koniec. A dla innych, jak i dla mnie powrót do moich fantastycznych korzeni. To będzie absolutnie poważny twór, ale przy tym śmieszny, a depresja ponoć taka nie jest. Dygresja z przyszłości, poniższy fragment zmieniam dla ostrzeżenia potomności. Nie, to NIE JEST figielek. To prawdziwa historia, która może zdarzyć się każdemu! Ostrzegam lecz, że fragmentami będzie smutno. Obiecuję! Ale takim tematom mówimy tak, zważywszy że pozostawanie w ciągle nieustannie dobrym i wesołym humorze, jest domeną wyłącznie półgłówków. Lub paranoików. Szczypta smutku, jest zaś oczywistym elementem każdego żywota, stąd w dobrej opowieści, aspirującej do rzekomo prawdziwej historii, musi znaleźć się miejsce i dla niego. Czy ta powieść oparta jest na faktach? Czy fikcji? Czy pisze ją paranoik? Niepewność, was wodzić będzie – rzekłby Yoda po raz pierwszy. Jezu, wtf? Dygresja z przyszłości # 202 wciąż nie mam pewności jaka to kombinacja. Znowu mi się przyśnił i mówił, że przecież ostrzegał. A ja głupi nie słuchałem tych ostrzeżeń.

 

Końce, jak wiadomo, analizując dla przykładu takiego kija, bywają dwa. Spontanicznie zatem dla dalszego zmylenia czytelnika, przerzucę niespodziewanie akcję na ten drugi.

 

Przechodząc zatem płynnie do mych wczesnych lat, które mają istotny wątek w sprawie, wyjaśnić muszę, że presja towarzyszyła mi od początku, odkąd sięgam pamięcią. Dygresja z przyszłości im dłużej to trwa, tym lepiej przypominam sobie dzieciństwo. I tę tajemniczą postać. I te tajemnicze listy. Przykład: starsza siostra – zawsze była mi stawiana za wzór do naśladowania. Stwierdzam to z niewielkim znakiem zapytania, z autopsji, z obserwacji własnych dzieci. Ah, znowu przeskoczyłem na drugi koniec. Wróćmy do poprzedniego wieku.

 

Kontynuując, nigdy natomiast, nie czułem zazdrości w stosunku do siostry, ani jej nie odczuwałem w rewanżu. Źródłem przeogromnej, ale ciepło-dowcipnej złośliwości mojej Siostry, nie była bowiem zazdrość. Była nim bowiem, tylko i wyłącznie, małpio gargantuicznie wredna natura, co zresztą było naszą rodzinną cechą. Czasami jednak, przy okazji czynienia mi przez nią złośliwości, co zazwyczaj miało miejsce codziennie, choć zazwyczaj powalała mnie intelektem z racji różnicy wieku, zdarzało jej się zaorać samą siebie. Kiedyś, chcąc mi dopiec poprzez wykazanie, że rzekomo jestem świnią, bo otóż, jej zdaniem, rzekomo byłem spokrewniony ze świnią, powiedziała: a wiesz, że twoja siostra to świnia? Autentyk. Dygresja z przyszłości # 203 niestety zostałem sam. Cała moja rodzina jest po drugiej stronie lustra.  

 

Niemniej, to że w domu byłem najmłodszy, z założenia powodowało, że chcąc nie chcąc, podświadomie czerpałem natchnienia z takiego wzorca, złośliwie dopowiadając, bo lepszych nie było. Cecha ta, była zatem częściowo przywarą nabytą. Lecz czy stało się tak, w ramach immunologicznej obrony, w myśl na atak odpowiedz atakiem, czy też dążenie natury do ewolucji, uznało cechę tą za korzystnie przydatną w dorosłym życiu?

 

W malutkim mieszkanku, stłoczona Czwórka wiodła szczęśliwe życie. A taka przynajmniej była ma ówczesna, mało dojrzała perspektywa. Im człowiek większy, tym dalej widzi. Oczywistość tą logicznie tłumaczy przy tym fizjologia i anatomia człowieka. Wszak im ten człek jest wyższy, tym siłą praw fizyki czy tam matematyki lub geometrii, większą ma perspektywę. Inszy jest kąt widzenia na rzeczy, a przez to i na to, jakie mają one znaczenie. Poza tym, czas oczekiwania na uzyskanie dostatecznego wzrostu, nie trwa króciutko. W konsekwencji vel ergo – czasu jest dosyć, na nabycie odpowiednich zdolności i doświadczenia, umożliwiających inną, mniej pochopną ocenę zdarzeń i rzeczywistości. Czy czasu jest dosyć? Dygresja z przyszłości #657 czasu jak widać mam pod dostatkiem.

 

Niestety jednak, jest też i cena. Najczęstszym kosztem rośnięcia, jest utrata części pamięci i obrazów z czasów gdy było się mikro. To również wnioskuję z autopsji, z czynionych w mych myślach retrospekcji. Z tych smutnych względów, archiwum mej pamięci, niektóre luki z pewnością zamgliło fantazją. Lub paranoją. Tłumaczy to pewnie ów idylliczny obraz, tej klitki, oraz tych uśmiechniętych osób w niej przebywających. Dygresja z przyszłości #202 Przypomniałem sobie! To nie był jednak wtedy pierwszy raz jak mnie ostrzegł. Wtedy, jak byłem mały i wierzyłem jeszcze w Świętego Mikołaja i gdy pod choinką leżało tak dużo prezentów, przez pięć lat z rzędu pośród nich leżała dziwna kartka. Było tam jakieś ostrzeżenie, wtedy kompletnie dla mnie niezrozumiałe. I tylko inicjał. „A”. Przypomniałem sobie! Dygresja z przyszłości # 406 chyba muszę się poddać. Nie daję już rady. Czy tak wygląda depresja? Znowu ciągle myślę o dzieciństwie, o tym jak kiedyś było cudownie. Zapach świąt i tych pierogów z kapustą mojego dziadka. Chce mi się płakać.

 

Żeby wyjaśnić już na początku i rozwiać Twoje czytelniku wątpliwości: ta opowieść, nie jest o patusach, żulach, ćpunach, alkoholikach i innych przegrywach. Nie było mi danym zamieszkać w takich warunkach i okolicznościach. Podarowane mi środowisko i otoczenie, było bowiem najnormalniej w świecie standardowo (nie)normalne.

 

***

 

Były to (nie)normalne czasy. Komuna, a raczej jej schyłek lat osiemdziesiątych. Szaro i buro, zimno i brudno, a w sklepach gówno. Polska lat osiemdziesiątych.

 

Ponoć jako dziecko nie należałem do pięknych. Tył głowy płasko-ostry jak stok na Kasprowym wierchu. Urodzony z żółtaczką, nie powalałem urodą ani nie rozczulałem różowiutką barwą. Dygresja z przyszłości # 201 mam już dość tych ciągłych narodzin. Chcę żeby się to wreszcie skończyło, by nastało odkupienie. Choć tego nie pamiętam, założyć mogę, że siostra na widok mój zalała się płaczem, krzycząc schowajcie tego potwora! A na pewno tak pomyślała mała kochana jędza. Choć równie dobrze, to może ja byłem źródłem jej złości? Wszak ten żółty brzydal, obsrajek bez majtek, zrzucił ją z piedestału atencji Mamy.

 

Pamięć ma, przywołuje z tych czasów piosenkę. A ja wolę moją Mamę, co ma włosy jak atrament. Po latach oceniam, że słowa tej pieśni są tragicznie smutne. Jako dzieci oczywiście, że woleliśmy Mamę. Ojciec w domu bywał. Pracował. Miał firmę. Opowiadał o pracy. Kupował prezenty. Często krzyczał. Często przepraszał. Był jaki był.

Ale to opowiadanie nie jest ani o Ojcu, ani o Matce, ani o Siostrze, ani o Rodzinie. To opowiadanie jest o tym, że Anioł ostrzega siedem razy. Zaskoczeni?

 

***

 

Jeżeli na Ziemi należałoby znaleźć odpowiednik zawodu Anioła, to kto by nim był? Moim zdaniem, wypisz wymaluj – adwokat. Nasz anioł stróż, wszystko o nas wie. Zawsze nas słucha. Taka też i niewdzięczna jest rola adwokata. Anioł stróż nie jest od oceny, wydawania wyroków czy decydowania. Także i adwokat nie stawia się w roli sędziego, broni choćby i mordercę dziecka. Dlaczego? Dygresja z przyszłości #511 a mogłem posłuchać Anioła! Ostrzegał mnie tyle razy! I co? I mam za swoje.

Bo każdy ma prawo do obrony? Bo taka praca?

Bo nie każdy czyn ułatwia dotarcie do Nieba, ale każdy człowiek zasługuje na Niebo. Dygresja z przyszłości # 523 nie ma Nieba. Jest tylko piekło. Piekło na ziemi, w którym tkwimy.

Anioł nie broni czynu, lecz człowieka. Tak jak adwokat. Proste, nie?

 

Jak to porównanie i nawiązanie do sił nadprzyrodzonych służyć ma wyjaśnieniu fabuły?

Pierwsze ostrzeżenie, pojawiło się w okolicach dwudziestej trzeciej, dnia nie do końca sprecyzowanego. Siedząc przy stole, w stanie niemałego upojenia, jedząc i popijając, patrząc w smartfona, nagle, zobaczyłem to całkiem wyraźnie.

Nagłówek. Tytuł artykułu bezmyślnie przeglądanego palcem na ekranie telefonu brzmiał: „Anioł ostrzega siedem razy.”.

Dlaczego siedem? Czy to moje pierwsze ostrzeżenie? Clickbait jakiś? A może to moje pierwsze ostrzeżenie?

Później, próbowałem znaleźć ten artykuł, ale bezskutecznie. Czy on mi się tylko przyśnił, czy był prawdziwy? Dygresja # 521 w internetach jednak nic nie ginie! Znalazłem ten artykuł. To nie była paranoja. To wydarzyło się naprawdę.

Kasuję poniższe zdanie, bo to nie było jednak pierwsze ostrzeżenie, przypomniałem sobie przecież te wcześniejsze.

 

***

 

Gdy schodzę do garażu, wyciągam słoiczek, ładuję lufkę, odpalam ogień, wciągam szczęście, wydycham dym do domowej roboty filtra, by sąsiad nie poczuł, to prędzej czy później dopada mnie panika. I paranoja.

Jadą na sygnale. Do mnie. Ktoś szczęknął drzwiami. Kurwa już tu są! To pewnie Policja. Albo karetka. Kurwa może umarłem? Nie kurwa, zapomniałem zamknąć drzwi do garażu. Pewnie kurwa jebie zapach. To na pewno Policja. Dygresja z przyszłości nr 404 szkoda, że taki niezapowiedziany gość nie zawitał jednak wtedy. Może gdyby to się stało, nie zdarzyła by mi się ta historia. Kurwa za wcześnie zszedłem do garażu, sąsiad za płotem jeszcze podlewał ogródek. Nie, to jednak nie była syrena. To tylko zmywarka robi takie io io kurwa to zmywarka tylko, ja pierdolę. Nie, ja jednak umarłem i teraz mam retrospekcję swojego życia. A więc to koniec jednak.

Potem przychodzi melancholia. Nie dzwoniłem do ojca. Od ilu to już lat? On dzwoni. Rozmawiamy. Znaczy, on mówi. Ale ja nie zadzwoniłem. Nie wyciągnąłem z kieszeni telefonu. Ciąży zbyt. Nie wybrałem numeru. Choć jest w ulubionych. Nie nacisnąłem tej jebanej zielonej słuchawki. A może to on umarł właśnie teraz? Nie, to kurwa jednak zmywarka robi to io io.

A potem dzieje się magia.

Prze!jedzienie. Kto jadł zapiekankę w stanie prze!jedzenia, ten wie co to Niebo w gębie. Kto na tą zapiekankę dołożył dodatkowy serek, pastrami, pomidorka koktajlowego, majonez, ketchup i sos słodki chilli, ten wie co to Gigaorgazm w gębie. Kto potem zjadł jeszcze paczkę chipsów, gorzką czekoladę i dwie kanapki z szynką i musztardą, ten rozumie, że mimo uczucia wzdęcia i tak było warto. Kto po takiej przystawce, czując się wciąż głodny, zaspokoił go na szybko przygotowanym tatarkiem i tostem ze smalcem, oczywiście że zgodzi się, że nie było innej możliwości, niż zjeść jeszcze później ogórka kiszonego i trzydzieści deko mieszanki krakowskiej. Czy po czekoladzie piliście whisky? Polecam po niej zagryźć fueta, taki surowy kabanos, zajebiście wchodzi, zwłaszcza gdy zanurzymy go w chrzanie albo nutelli.

Po prze!jedzieniu przychodzi wena.

Sztuka – to perspektywa na. Na cośtam. Dygresja z przyszłości w sztuce nie chodzi przecież o to, czy malarz realistycznie namalował obraz, lecz jakie emocje wzbudza w nas to co widzimy na płótnie. Dlaczego malarz uznał, że dzieło akurat w takim nie innym stanie jest ukończone? Co ukrył pod warstwą farby?  Tak btw, to mam takie skojarzenie z dziełami sztuki (pod wpływem prze!jedzenia!), że jest to nic innego, jak umowna waluta, stosowana i wzajemnie uznawana przez największych decydentów świata, np. masonów, którzy pod przykrywką mecenatu czy handlu dziełami sztuki, czynią wzajemne rozliczenia za bardziej czy jeszcze bardziej ciemne interesy. Np.: gdy jeden gentelman umówi się z drugim na określone wynagrodzenie, gdyby jego transfer nastąpić miał drogą tradycyjną, mogłoby to wzbudzić czasem nieprzewidziane perturbacje jak kontrola organów skarbowych. Zakup obrazu za 18.000.000 sryliardów dolarów nie wzbudza zaś tego rodzaju zainteresowania (o ile kupujący miał „legalne” środki na zakup) ani dochodzeniu causy, czemu za kawałek płótna z farbą, ciapniętą jak gówno w pieluchę, nieważne jak w chuj ładnie położoną na tym płótnie z castoramy, ktokolwiek miałby fantazję uznać, że jest ono warte akurat 18.000.000 srylirdów a nie kurwa 3,50 zł. Co jednak, jeśli ustalenie tej ceny to nic innego jak stworzenie causy do transferu pieniędzy pomiędzy członkami klubu, w którym dopuszcza się stosowanie takiej waluty? Lub dżentelmeńską umowę, że taki obraz od dzisiaj warty jest 18.000.000 ale za miesiąc już dwa razy tyle. Jeeeezu pachnie to crazy teorią spiskową, co nie? 

Prze!jedzenie wywołuje stan wzmożonej percepcji. Myśli, krążą w głowie szybciej niż jebana inflacja w naszym kraju, w przeciwieństwie do czasu, który spowalnia. Mam teorię, że Bóg nie jest nieśmiertelny, lecz po prostu żyje wolniej od nas. Różni nas tylko czas. Z perspektywy motyla, żyjącego kilkanaście dni, człowiek jest nieśmiertelny. Człowiek żyje bowiem sumarycznie tyle, ile tysiące pokoleń motyli. Ciekawe, czy motyle opowiadają sobie: do tego ogrodu przychodzi nieśmiertelny – mówił mi o nim ojciec, a jemu jego ojciec, a jemu jego ojciec itd. Prze!jedzenie to stan boskości, bo można na chwilę zmienić perspektywę czasu. Taki stan, pozwala na przyjrzenie się detalom. Jedynie wtedy, będąc prze!jedzony, zacząłem rozumieć i widzieć rzeczy, osoby, i rozmawiać. Z Ojcem też. Oczywiście w myślach, nie na żywo. Dostrzegać symbole. Wzory. Przekaz. Obrazy. Paranoja? Dygresja z przyszłości #200 tak, wiele razy próbowałem się zabić. Jestem nieśmiertelny.

 

***

 

– Skoro każdy człowiek zasługuje na Niebo, czemu nie każdy tam dotrze? – zapytałem samego siebie, będąc już całkiem Prze!jedzony.

– Powiemy, że do Nieba pewnie nie trafi ten, kto czynił nie dobrze. – odpowiedziałem z przekonaniem.

– Kiedy czyn nie jest dobry? Kto ma to stwierdzić? – zapytałem sam siebie.

– Czyn nie jest dobry, gdy czyn stanowi krzywdę? – dyplomatycznie skontrowałem trudne pytanie.

– Kto i kiedy ustala, co jest tą krzywdą?! – huknąłem, dostrzegając dziurę w całym.

– Jak to kto, to oczywiste, że skrzywdzony? – odparłem poirytowany, to przecież było oczywiste, że skrzywdzony.

– Kto zatem nosi klucze do bram Nieba? – zadałem retoryczne pytanie.

– Wychodzi na to, że tylko my sami. Tylko my. Sami.

– Czyli, by oni poszli do Nieba, musimy im… wybaczyć?

Dygresja z przyszłości #120 nigdy im tego kurwa nie wybaczę, a przynajmniej dopóki to się wreszcie nie skończy!!!

 

***

 

Zdjęcia. Zacząłem robić zdjęcia w stanie prze!jedzenia.

Zaczęło się od pierwszego, jak to z reguły bywa. Pierwsze moje zdjęcie w stanie mojego prze!jedzenia, zrobiłem jakieś dwie godziny po tym, jak zrobiłem pierwsze w życiu, zdjęcie mojej zmarłej od kilku minut Mamy. Wtedy jeszcze nie byłem prze!jedzony. Odeszła po chorobie, za wcześnie, tak szybko. Było to przy mnie, przy siostrze, intymnie. Ojciec się spóźnił, godzinę. Ehh, ten czas. Zawsze unikał trudnych sytuacji. Ale przywiózł morfinę. A wróć, jednak nie przywiózł wtedy, bo w aptece jednak nie było. Ale pogodzili się, to znaczy jestem tego pewien, że się pogodzili, bo wtedy, tak nagle, poczułem ten przymus i zanim ojciec pojechał do tej apteki i zanim Mama umarła, to coś, kazało mi chwycić jego dłoń i dotknąć jej dłoni. Ojciec wtedy zapłakał. Padł na kolana. I mówił do Niej: Esiulko. Tak do niej kiedyś mówił.

Zrobiliśmy jej zdjęcia. Jak Ojciec już pojechał. Na pamiątkę, zanim ją wzięli panowie ubrani na czarno. Wcześniej przyjechał lekarz, poświecił Jej latarką po oczach. Ojciec zawsze lubił się wykręcić od trudnych spraw.

Czy ta latarka to jest to światełko w tunelu?

Nowotwór bywa złośliwy. Ten był bardzo. Siedemnaście dni od diagnozy, choć objawy pewnie zaczęły się wcześniej. W ich trakcie, każdy z nas przeżywał emocje.

Gdy zacznie się je okazywać, strasznie trudno jest przestać.

Ja osobiście, nigdy ich nie okazywałem.

Wtedy, ten koktajl uczuć, smakował gorzko.

Zanim jednak posmak ten, taki nieprzyjemny zagościł, dużo bywało nadziei. Do czasu gdy przyszły wyniki.

Zostało jedynie dbanie o Jej komfort. A chuj, kupiliśmy Jej marihuanę medyczną.

 

***

 

Nie zdążyła się zaciągnąć. Zmarła tak szybko, choć umieranie, w tym ostatnim dniu, trwało tak długo, cały dzień. Byliśmy wtedy obok, a ona też tam chyba jeszcze była. Ostatni wdech i. ZaciągnęsięzaCiebięMamo.

 

***

 

Btw, był jeszcze ostatni wydech, zanim nastąpiła śmierć. W głowie rodzi się wtedy wiele pytań. Pierwsze: po chuj nas stworzyłeś Boże, skoro mamy tak chujową perspektywę. Wszystkie Twoje Boże stworzenia stworzyłeś tak zajebiście, że zasadniczo każde Twoje zjebane stworzenie, chce zajebać i pożreć inne Twoje zjebane stworzenie, a jak zdoła jakimś cudem zemrzeć ze starości, to kurwa dzieje się to w jebanej agonii trwającej w kurwę długo i w kurwę za długo. Drugie: nieśmiertelność Boże i wieczność musi być kurewsko nudna. Nudno jest bowiem, gdy nie ma emocji. Śmierć wywołuje ich w kurwę, tak oceniam z autopsji.

Po tym jak panowie ubrani na czarno elegancko ją wzięli, nastąpiło katharsis. Kumulacja stresu, emocji. Płacz. Lament. O, saszetka z trawą.

Ten stan, gdy widzisz więcej, gdy czujesz więcej, gdy myślisz więcej Dygresja z przyszłości # 700 chyba powoli rozgryzam tą tajemnicę czasu. To się nigdy nie skończy. Wtedy zacząłem robić te zdjęcia. Pierwsze, to było Jej łóżko, z którego zabrali Ją panowie ubrani na czarno. Jeden elegancko chwycił za ramiona, drugi za łydki. Doświadczone, silne ramiona panów ubranych na czarno, z łatwością uniosły wiklinowe zwłoki mojej Mamy. Każda fałdka na Jej pościeli, wciąż przypominała Jej wątłe kontury. Dwie godziny później, prze!jedzony patrząc na ten całun, robiłem zdjęcia mym telefonem.

I tak to się zaczęło. Wtedy jednak jeszcze nikt mnie nie ostrzegł.

 

***

 

Rozdział 1 – Trudne Początki

Kolejno tworzona pod wpływem prze!jedzenia dokumentacja fotograficzna, nie miała większego celu. Raczej chodziło o uwiecznienie obżarstwa i żart z tego, jak zmienia i pobudza się apetyt.

 

5.V.2020 r. dwie kiełbasy na kanapce, trzy kromki, keczup, musztarda. Może było więcej, ale tylko tyle uwieczniłem na zdjęciach. Znaczy na pewno było więcej jedzenia. Dygresja z przyszłości: powoli zaczynam myśleć, że aby to się skończyło, muszę przypomnieć sobie wszystko.

30.V.2020 r. sesja kanapkowa: na pierwszym zdjęciu trzy kromki z masłem. Na drugim przykryte szynką. Trzeci etap: pomidory. Czwarte ujęcie – sos słodko kwaśny. Piąty dodatek – ser żółty. Szósta warstwa kanapki – salceson. Siódme ujęcie – ogóreczki pokrojone w plasterki. Tego dnia zjadłem jednak więcej. Kolejne zdjęcie to kanapka ze śledziem z puszki. Następna fota to dowód na uwieczniający piątą kanapkę. Z szynką. Potem jeszcze jedna z szynką.

7.VI.2020 r. zdjęcie kanapki z camembert? I chyba biały serem, posypane wszystko ziarnami słonecznika.

Dalej nastąpił przełom. Niektóre ujęcia, zaczęły w mej głowie nabierać jakiegoś ukrytego znaczenia. Postrzeganie to, nabierało jednak jakiegokolwiek sensu jedynie wtedy, gdy danemu ujęciu nadawałem w mej głowie tytuł. Kanapka przeistaczała się wtedy w coś innego. Z perspektywy czasu oceniam jednak ze wstydem, że początkowe dzieła pozostawiały wiele do życzenia. Nadawane tytuły, raczej były też owocem abstrakcyjnego humoru, niż jakichś głębszych przemyśleń.

10.V.2020 r. założyłem na Whatsaap grupę o wdzięcznej nazwie The Doors. W jej skład weszły cztery osoby, o jak mi się zdawało podobnych upodobaniach. Uznałem, że sesje fotograficzne wymagają audytorium, oraz że najgorszym z możliwych rozwiązań byłoby spożywanie zakazanych substancji w skrytości.

10.VI.2020 r. dwie kanapki z kiełbasą, serem i keczupem. Chwilę później kanapka z wielkim kawałkiem kiełbasy i dwoma grubymi plastrami pomidora. To drugie zdjęcie zatytułowałem „Motylek Migotek”. Obydwie fotografie wysłałem na grupę. 20 minut później, zdjęcie samotnego kabanosa na białym talerzu.

11.VI.2020 r. Na grupę wysłałem zdjęcie żółtego arbuza z dopiskiem, że ten pomidor świeci jak słońce. Na kolejnych zdjęciach, ukrojony arbuz czule wylądował na kanapce z masłem. Kolejne zdjęcie – dwie kanapki z szynką i pomidorem, zwrócone do siebie nadgryzionymi kawałkami. Zatytułowałem je „mój krzyk jest większy niż twój”. Dalej były dwie kolejne kanapki, tym razem z kiełbasą, pomidorem i keczupem. Mogło być ich więcej, niemniej relacjonuję przeszłość po niemal roku, wyłącznie w oparciu o zdjęcia, a nie pamięć z tych chwil. Kolejne zdjęcie to kadr na pusty talerz, pomazany resztkami keczupu. Śmierć w turbanie. Taki tytuł byłby odpowiedni, choć przyznam że wymyśliłem go teraz, pisząc ten rozdział. Kolejne zdjęcia: tacka z częściowo odkrojonym sernikiem pt „PAC-MAN matter’s” i kolejne po częściowej konsumpcji „Ticket to the moon”. Tak, jedzenie smakowało wtedy KOSMICZNIE!

19.VI.2020 r. na drewnianej tacce, pokrojona biała i czerwona papryka, ułożona w kształcie serca. W tle nóż leżący na obieraczce do ziemniaków. Tego samego dnia: fotografia pustej deski do krojenia (drewniana, ta bambusowa, ona będzie stanowiła częste tło kolejnych setek Dygresja z przyszłości # 400 mam dużo czasu, więc policzyłem je wszystkie. Było ich razem 822. zdjęć stworzonych w stanie prze!jedzenia), pokryta sokiem i resztkami pomidorów. Pestki pomidorów, niczym łzy, pokrywają deskę. Tak, wtedy musiałem przeżywać melancholię.

 

26.VI.2020 r. biały porcelanowy talerzyk ze złotą obwódką, na nim dwie połówki rogalika połączone plecami niczym zadkiem, z masłem, okruszonym plasterkami kiełbasy żywieckiej. Przypomina motylka, to taki przypis dla tych, którzy mając słabo wykształconą wyobraźnię, wzięli się za lekturę ją wymagającej. Zaraz, to to nie jest historia oparta na faktach?? Wątpliwości mieć będziesz – powiedział Yoda po raz drugi. Kur jeszcze nie zapiał. No dobra, teraz zapiał, nie zsynchronizował się obraz z wokalem.

 

Dygresja z przyszłości: to był 11.XII.2021 r. kiedy nastąpił przełom. Znalazłem w Internetach tą stronę z ostrzeżeniem. Kliknąłem. I przeczytałem to ostrzeżenie. Czy jeśli uczynię zadość instrukcji to się wreszcie skończy?? Jak policzyłem, było to po raz siódmy. Anioł ostrzegał: „Michalus, nie wrzucaj na fantastyka.pl niepoprawionego tekstu, bez akapitów, z wadliwą interpunkcją i z dużą ilością przekleństw!”

O kurwa. No dobra, poprawię.

 

<gratulacje, pętla została ukończona. Osiągnąłeś nowy rekord – udało się zaledwie za 769 razem. Do zobaczenia za rok!>

 

(prawdziwy koniec)

 

Ps: oczywiście prawdziwy tytuł tego opowiadania to „Świstakowa Wigilijna Opowieść – Konkurs świąteczny 2021”. No to teraz pokazuję palcem – wyrazy: anioł, choinka, prezenty, odkupienie, wigilia, narodziny.

Koniec

Komentarze

Niektóre fragmenty na prawdę dobrze się czyta. Inne niestety przypominają zapiski Cypriana Polaka (dobrze radzę, nie googlujcie, bo tego się nie da odprzeczytać;).

Myślę, że gdyby udało Ci się skupić na jakiejś historii do opowiedzenia, zamiast konstruowania gargantuicznych plątanin tematycznych, to byłoby fajniej;)

Lożanka bezprenumeratowa

Dzięki za lekturę I komentarz. Oczywiściw chodziło o totalne zapętlenie i stworzenie utworu "interaktywnego" tj nawiązującego do komentarzy z poprzednich odcinków tej telenoweli. Pytanie czy Koleżanka przeczytała poprzednie 2 odcinki tej paranoicznej trylogii?

Zmęczyłam 2 x po pół. Za każdym razem kiedy mnie wciągnęło, następowało cięcie;)

Lożanka bezprenumeratowa

…takie miałem obawy :) pierwotnie myślałem czy dla większego psikusa nie zrobić z pięciu części, w której po kawałku dodawałbym po jednym wyrazie konkursowym i wplatałbym co raz to więcej dygresji z przyszłości, ale uznałem że nikt takiego tasiemca nie zdzierży. Zresztą koncept portalowego deathloopowo-wigilijnego zapętlenia pewnie mógłby wtedy szybciej wyjść na jaw, a tak, to może kogoś udało się zaskoczyć? 

Michalusie, czy to jest skończone opowiadanie, czy może należałoby przeczytać wcześniej Prze!jedzenie, a potem Prze!jedzenie X2?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Regulatorzy, zdecydowanie polecam tradycyjną kolejność tj: jeden, dwa, trzy. Ale jak zaczęłaś od trzy, to trudno ;) choć wtedy cały koncept runie, bo czytając 1 i 2kę które są zupełnie inaczej wystylizowane, będziesz już wiedzieć o co kaman i nie wpadniesz w założone przeze mnie sidła przewidywalności min Twojej reakcji ;) choć niestety nie doczekałem się Twoich gromów pod 1wszym tekstem, więc przy 2x musiałem improwizować… Zaintrygowałem?

Nie, Michalusie, nie zaintrygowałeś.

A skoro teksty są odrębnymi częściami czegoś, co stanowi całość, czy nie powinny być oznaczone jako FRAGMENTY?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Fatalnie, muszę zatem poćwiczyć intrygowanie. I oznaczanie. Jak coś to będę pamiętał za rok, to tak nawiązując do zakończenia.

Nowa Fantastyka