Docent Uktuglan przystąpił do proszkowania kości wisielca. Po pracowni rozszedł się dźwięk głośnego chrobotania. Na blacie czekały już naszykowane popioły po spaleniu kacerza, korzeń czarnołunu i żabie oczy. Mikstura w alembiku bulgotała powoli, wypuszczając obłoki zgniłozielonej pary.
 Pracownia była ciasna i słabo oświetlona. Na półkach stały słoiki z głowami przedziwnych stworzeń, przeróżne fiolki i flasze, dalej czaszki, pazury, zęby i inne części nieodgadnionych stworów. W przezroczystych misach leżały suszone korzenie i liście. Przyciemniane butle zawierały proszki i kryształy rozmaitych kolorów. Niższe poziomy zajmowały niezliczone pergaminy i księgi. Powietrze wokół nich wypełniała pulsująca, czarna mgiełka.
 Kość stawiała opór, więc Uktuglan musiał trzeć z całej siły. Hałas nie pozwalał spać matce docenta, której sypialnia mieściła się obok pracowni. Kobieta patrzyła w sufit i modliła się do Tyrajosa, boga pracy, żeby jej dziecko znalazło dobrze płatną posadę i się wyprowadziło. Syn jej bliskiej przyjaciółki pracował od roku jako operator maszyny różniczkowej i kupował sobie właśnie duży dom na przedmieściach.
 Nagle w okiennicę pracowni coś uderzyło. Uktuglan westchnął, wstał i wyjrzał na dwór. Na dole stali studenci Katedry Magii Animistycznej.
 – Wykopałeś jakąś ładną dziewkę, docencie? – wrzasnął jeden z nich. Cała grupa zarechotała. Byli już wyraźnie podchmieleni.
 Następnie zaintonowali pieśń:
  
 Gdy magusy piwo żłopią
 Nekromanci zwłoki kopią
 Magi wszystkie są birbanty
 Za wyjątkiem nekromanty
  
 Śmiali się i wiwatowali chwilę, po czym przeszli do kolejnej części:
  
 Luba nekromanty
 Panna jest nie lada
 Lecz co nieco zimna
 I troszeczkę blada
 Maga śmierci panna miła
 Trochę dzisiaj jest podgniła
  
 Odeszli ulicą, śmiejąc się i krzycząc. Uktuglan rzucił za nimi fragment kości, usiadł rozdrażniony i znowu zaczął trzeć.
 Chwilę później usłyszał pukanie do okiennicy w dachu. Wstał i otworzył. Wraz z zimnym powietrzem wpadł chochlik pocztowy. Powiew zdmuchnął pył z kości na podłogę. Chochlik wylądował na stole, odchrząknął i powiedział służbowym tonem:
 – Dwie wiadomości dla docenta Uktuglana z Katedry Zastosowań Czarnej Magii. Pierwsza wiadomość. Nadawca: redakcja Postępów w Nekromancji. Wiadomość następuje: Artykuł nieciekawy, nieoryginalny i fatalnie napisany, stąd odrzucony. Pozdrawiamy serdecznie. Koniec pierwszej wiadomości.
 – Wysłałem dwa artykuły…
 – Druga wiadomość. Nadawca: redakcja Postępów w Nekromancji. Wiadomość następuje: Artykuł nieciekawy, nieoryginalny i fatalnie napisany, stąd odrzucony. Pozdrawiamy serdecznie. Koniec drugiej wiadomości.
 Chochlik ukłonił się nisko i odleciał.
 Uktuglan westchnął i usiadł. Złapał kość, gdy rozświetlił się kryształ zdalnego wywoływacza.
 Mimo mglistego obrazu natychmiast rozpoznał bladą i kościstą twarz prorektora Langsamsterbena.
 – Pan docent to będzie czasem na uczelni? – zapytał prorektor.
 Uktuglanowi włosy zjeżyły się na karku.
 – Kiedy chory…
 – Po moim trupie! Studenci widzieli, jak przyczepiasz kartkę o odwołaniu zajęć na kwadrans przez rozpoczęciem!
 Uktuglan spuścił wzrok.
 – Publikacji brak! – drążył Langsamsterben.
 – Kiedy jedna…
 – Kwartalnik Absolwenta się nie wlicza! – wrzasnął prorektor.
 Uktuglan milczał.
 – Może chociaż rozprawa habilitacyjna idzie do przodu? – spytał ciągle zagniewany prorektor.
 – Cerber zjadł…
 Langsamsterben westchnął i przewrócił oczami.
 – Przynosicie wstyd instytutowi. Niniejszym odrzucam wasz wniosek konkursowy na badanie mortufluidów w warunkach tropikalnych!
 Uktuglan westchnął ze smutkiem. Zawsze chciał odwiedzić tropiki. Potrzebował chwili, żeby zebrać śmiałość do ostatniej szarży.
 – Wasza Ekscelencjo, a może jest wakat?
 – Jak ktoś z kadry naukowej w końcu umrze – zarechotał rozmówca.
 Uktuglan patrzył pustym wzrokiem przed siebie.
 – Coś kipi – dodał złośliwie Langsamsterben i zniknął.
 Uktuglan rzucił się ratować alembik, jednak część mikstury trysnęła na blat, oblewając siedzącą tam muchę. Ta urosła zaraz do ogromnych rozmiarów.
 – To krępujące – powiedział owad. – Pomożesz mi się stąd wydostać? Jestem głodny. Nazywam się Rupert. Przez głód robię się niespokojny i nie panuję nad sobą.
 Nowy kompan Uktuglana zaczął energicznie trzepotać skrzydłami. Z półki spadł flakon z fioletową cieczą i rozbił się o pancerz muchy. Po chwili Rupert miał srebrny róg na głowie i tęczową grzywę.
 Uktuglan załamał ręce. Alicornium było strasznie drogie…
 – Dzień dobry, jestem Rupert – powiedział znowu Rupert.
 – Przecież się witaliśmy!
 – Ale teraz jestem muchorożcem.
 Zastanowił się chwilę. Księgi z zaklęciem zmniejszającym nie miał akurat w swojej biblioteczce. Cała nadzieja w bibliotece uczelnianej. Wymówił inkantację. Za chwilę przed nim pojawiła się iluzja sowy. Sowa zaczęła mówić monotonnym głosem:
 – Konto biblioteczne zostało zablokowane w związku z przetrzymaniem następujących pozycji…”
 Uktuglan jęknął żałośnie.
 – Autor nieznany, Straszliwy grimuar Yygrhflena… A. Mogilski, Straszliwy grimuar Yygrhflena prostymi słowami… E. Denatow, Balsamowanie w cztery weekendy… F. Kościjewski, Całun i całus, sztuka miłości dla nekromantów…
 Uktuglan zaczerwienił się.
 – B. Ropień, Danse Macabre – podstawowe kroki taneczne dla nekromantów… G. Żdanow, Jak uwieść żywą kobietę… E. Trupisz, Pochowaj nieśmiałość.
 Uktuglan zaczął się wiercić na krześle. Usłyszał brzęk tłuczonego szkła. To Rupert machnął jedną z kończyn. Teraz miał jeszcze trąbę słonia nad owadzim aparatem gębowym. A elefantium było na kredyt…
 – R. Truchłowicz, Mała śmierć – nekromanta w buduarze. Kara za przetrzymanie powyższych wynosi dwanaście solidów i odsetki. Czy mam wezwać chochlika pocztowego?
 – Nie ma potrzeby – powiedział słabym głosem Uktuglan.
 – Dzień dobry, nazywam się Rupert – powiedziała mucha – jestem coraz bardziej głodny. Bardzo ciekawy wybór lektur. – Owad zatrzepotał gwałtownie skrzydłami. Docent prawie złapał spadającą z półki flaszę z płynem zombifikującym.  
 – Dzień dobry, nazywam się Rupert. Czy poczęstujesz mnie mózgiem?
 Docent Uktuglan postanowił wykonać czar zmniejszająco-dezombifikujący z pamięci. Róg, grzywę i trąbę mógł od biedy Rupertowi zostawić.
 Zaczął inkantację. W trakcie recytowania formuły któryś z sąsiadów zaczął walić w ścianę, krzycząc “Cicho tam, bezbożniku!”. Uktuglanowi zadrżał głos, pomylił słowa…
 – Dzień dobry, nazywam się Rupert – powiedziała dwugłowa, rogata mucha. – Brzuch mi skręca z głodu.
 Zdenerwowany docent walnął pięścią w ścianę, za którą mieszkał przewrażliwiony sąsiad. Opanował się po chwili.
 – Poczekaj tu chwilę – krzyknął gorączkowo do owada. Zaryglował drzwi pracowni od zewnątrz i wybiegł z mieszkania. Przed drzwiami zaczepiło go dwóch stróżów prawa. Byli rośli, a ich twarze nie zdradzały głębokich przemyśleń.
 – Pan docent jest aresztowany za uporczywe zakłócanie porządku. Proszę z nami – powiedział większy z nich.
 Uktuglan zaniemówił. Złapali go za ręce.
 – Panowie, bardzo ważne… – krzyknął.
 – Wytłumaczycie kapralowi. 
 – Kiedy mucha! Rogata! Będzie katastrofa!
 Zarechotali i sprowadzili go po schodach. Gdy wychodzili z budynku, docent usłyszał brzęk tłuczonego szkła. Chwilę później doszedł go trzepot skrzydeł, po czym coś potężnie gruchnęło o bruk. Wszyscy trzej przewrócili się.
 – R-Ru-Rup… – dukał oniemiały Uktoglan.
 – Nie ma czasu! – krzyknął Rupert, machając ogromnym mieczem – wsiadaj i lecimy. Rozgromimy twoich wrogów i pomścimy twoje krzywdy, a potem w tropiki.
 Uktuglan dopiero po chwili zauważył nieco prymitywną, skórzaną zbroję z ćwiekami. Usiadł na pancerzu muchy. W trakcie lotu docent przekonał Ruperta, żeby dowcipnych studentów tylko nastraszyć, a pozostałych zostawić w spokoju. Miał nadzieję, że jakoś się potem wyłga, bo barbarinium było pożyczone. Uktuglan czuł całym sobą, że zasłużył na wakacje.