- Opowiadanie: hastalavista - Wiara nadzieja miłość cz. I

Wiara nadzieja miłość cz. I

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Wiara nadzieja miłość cz. I

 

Wiara Nadzieja Miłość"

 

 

I

 

 

 

Szum morza i drzew. Śpiew wiatru. Miękki, mokry piasek pod nami. Nad nami chmury przybierają bajkowe kształty. I słodki szept rozbrzmiewa w moich uszach.

 

– Kocham cię. – taki słodki szept. Co parę chwil ponownie te słowa przekonują o miłości względem mnie. Ale czy to prawdziwe uczucie czy tylko puste słowa?

 

Opieram głowę o pierś. Czyją pierś? A czy to ważne czyja. Ważne, że jest. Ważne, że silne męskie ramiona mnie oplatają. Ważne, że co jakiś czas ktoś szepcze mi do ucha tą parę magicznych słów…

 

– Kocham cię. – taki słodki szept. Wiatr rozwiewa nasze blond włosy. Gdzieś w oddali słyszę krzyk mewy. Tak miło. Tak uroczo. Czuję mokry pocałunek na moim policzku. Czyje wargi? Nie wiem. Wargi z policzka przeniosły się na szyję. Odchylam kark. Czuje podniecenie. Z szyi wargi przeszły na ramię. Jego dłonie dotychczas splecione na moim brzuchu chwyciły mnie za biodra. Takie delikatne dłonie. I takie gorące!

 

– Odwróć się. – szepnął mi do ucha. Usiadłam na jego udach. Spojrzałam w jego oczy. Czarne jak noc. Jak węgiel. I puste. I mroczne.

 

Zdjął koszulkę. Rzucił ją za siebie. Dotykam go. Taki ciepły. Objęłam jego plecy. Takie gorące. Czuję jego wargi na mych piersiach. Tak gorąco! Kładę się plecami na mokrym piasku. Mokry piasek klei się do moich nagich pleców. Ale jak? Gdzie moja koszulka? Czemu jestem naga? Nagle czuję jak jego wargi całują mój brzuch. I jak schodzi niżej i niżej…

 

Po chwili słyszę krzyk.

 

Krzyk rozkoszy.

 

Mój krzyk.

 

 

II

 

 

 

Leżymy nadzy wpatrzeni w niebo. Pot sprawił ,że klei się do mojego ciała piasek. Ale nie przeszkadza mi to. Tak jak nie przeszkadza mi ,że leżymy nadzy. Tak jak i wiele innych rzeczy przestało mi przeszkadzać.

 

– Śpisz? – spytał.

 

– Nie. Rozmyślam. – odpowiedziałam.

 

– O czym?

 

– O tym co się przed chwilą stało. I o innych rzeczach.

 

– Przed chwilą? Przed chwilą stało się coś pięknego.

 

– Wiem.

 

– Więc, po co się trapisz tymi innymi rzeczami? Po co?

 

– Ponieważ, boję się, że za chwilę się obudzę. Wiesz o co mi chodzi? Nie znamy się, a pomimo to się kochamy. Kiedy się poznaliśmy? Pięć, sześć godzin temu? Nic o sobie nie wiemy. A tak cudownie spędziłam z tobą ten czas! Bez szarych i ponurych myśli. Ale, wiem, że to się za chwilę skończy. Za chwilę zacznie się zwykłe szare życie. Ty i ja rozejdziemy się. Każde pójdzie swoją ścieżką i zapomni o tym przelotnym romansie. A wieczorami będę szukać w mojej głowie wspomnień które przypomną mi o tym ,że życie nie zawsze było szare. Filozofuję, przepraszam.

 

– Nie, nie przepraszaj. Ja… – szepnął wibrującym głosem od którego dostawałam dreszczy.

 

– Skończ! – przerwałam mu. – Cały czas szepczesz. Sprawiasz, że nie myślę trzeźwo. I te twoje oczy! Takie piękne! Jak to się stało, że nie masz nikogo? Jesteś taki piękny. Taki…

 

– Nieziemski?

 

– Nieludzki.

 

– Teraz daj mi coś powiedzieć. Wysłuchaj mnie. Mówiłaś, że było ci ze mną przed chwilą dobrze. A byłaś szczęśliwa?

 

– Tak. Można tak powiedzieć.

 

– A jak sądzisz czy przyszłe życie da ci więcej udręk czy też pociech?

 

– Nie wiem. Życie jest szare, ale… nie jest złe.

 

– Nie? A ile masz lat?

 

– Trzydzieści. Jestem sama. Nic tylko praca i dom. Trójka dzieci na karku. Mąż jak nie na spotkaniu biznesowym to na kanapie z butelką piwa w ręce przed telewizorem. A ja, albo w kuchni, albo próbuję nawiązać z nim kontakt. A on nic, pustka, mróz. Nawet w naszej sypialni jest zimniej niż w lodówce.

 

– Szare życie?

 

– Nie wiem. Ale na pewno nie jest złe.

 

– Ale powoli staje się złe.– odrzekł.

 

Wstał. Strzepał z nagich piersi przyklejony piasek. Podszedł do stosu naszych ubrań. Obróciłam głowę w kierunku morza. Zwinęłam się w kłębek. Poczułam się bezpieczniej. Morze przestało szumieć. Mewy przestały krzyczeć. Tylko wiatr cichutko śpiewał. Ciepłe łzy spływały mi po policzkach. Nie wycierałam ich. Niech płyną. Po co je ukrywać? Po co ukrywać emocje? Dlaczego, mam się ich wstydzić?

 

Po chwili wrócił i objął mnie.

 

– Płaczesz? – spytał

 

– Tak. – odrzekłam.

 

– Kocham cię. – taki słodki szept. Czuję na karku jego ciepły oddech. Otulił mnie swym ciałem. Tak cicho, bezpiecznie, spokojnie. Leżymy spleceni. Jaki on jest ciepły. Jaki gorący!

 

– Wiem jak sprawić by nie cierpieć.

 

– Jak? – spytałam zaciekawiona. Wypuścił mnie z uścisku. Chłodny wiatr sprawił, że zatrzęsłam się z zimna. Wstał, a ja położyłam się na plecy. A dłonie splotłam pod karkiem.

 

– Co robisz! – wrzasnęłam przerażona. Poderwałam się na nogi.

 

Czarnooki mężczyzna trzymał przy skroni rewolwer. Na jego twarzy malował się niesamowity smutek. Nigdy nie widziałam, czegoś tak strasznego i jednocześnie smutnego. A w duszy poczułam strach i niezrozumienie. Dlaczego ten młody mężczyzna trzyma przy skroni rewolwer? Dlaczego chce się zabić? Dlaczego jestem z nim sam na sam na tej plaży? Dlaczego?

 

– Moje życie też zamienia się. Zmienia się z szarego w złe życie. Nie mam żadnych perspektyw przed sobą. Życie zamiast się polepszyć staje się coraz smutniejsze. Szczęśliwych chwil jest coraz mniej. Za to coraz więcej strapień. Coraz więcej bólu zamiast rozkoszy. Coraz więcej łez zamiast uśmiechów. Skoro wiem, że nie mogę w swoim życiu niczego zmienić, a czas sprawi, że będzie coraz gorzej pozostaje tylko jedno. Skończyć swój żywot.

 

– Co skończyć? – zapytałam przerażona.

 

– Przecież wiesz – odrzekł. – Myślałem już o tym wcześniej, ale coś mi mówiło, że należy poczekać. Cały czas miałem go za paskiem spodni. – powiedział wskazując na rewolwer. – Czekałem tylko na odpowiedni moment. I trafiłaś się ty. Sam nie miałbym odwagi. Ale razem? Może nam się udać.

 

– Co? Jak? Gdzie? O czym ty człowieku mówisz?! – krzyczę, by zagłuszyć jego słowa. I swoje myśli.

 

– Nie krzycz. Zastanów się. Nie musisz mi odpowiadać teraz. – rzucił broń za siebie. Upadła miękko na piasek dając głuchy dźwięk. – Jeszcze teraz możemy się cieszyć szczęściem.

 

Objął mnie i pocałował. Całował mnie w usta, szyję, kark, piersi, brzuch. A tam całował najdłużej. A później pamiętam tylko, że ktoś krzyczał. I to chyba byłam ja.

 

 

III

 

 

 

– Więc jak? Chcesz tego?

 

– Chyba tak. Tak. A może nie? Nie wiem. Czy to boli?

 

– Życie to ból. To co zaraz się stanie jest jak ukłucie komara wśród morza bólu, jakie oferuje nam życie.

 

– Tak, tak. Więc… Kto pierwszy?

 

– Ja. – powiedział łamiącym się głosem.

 

Przyłożył rewolwer do skroni. Nagle. Bez zastanowienia, jakby czekał na to od dawna.

 

– Poczekaj! – krzyknęłam. – Czy nie powinniśmy się ubrać? Tacy nadzy mamy umrzeć?

 

– Tak jak się urodziliśmy, tak umrzemy. Nadzy. Nie mamy już czego ukrywać. – odpowiedział. – Spotkamy się po drugiej stronie. – uśmiechnął się smutno z własnego dowcipu. – Czekam tam na ciebie. I proszę cię nie każ mi zbyt długo czekać.

 

Odciągnął cyngiel.

 

– Ale, ale…

 

– Kocham cię – taki słodki szept.

 

Huk niesie się echem jak…

 

Ciało pada na ziemie jakby…

 

Krew wypływa z głowy niczym…

 

Uciekam. Od huku, widoku krwi, od tego martwego ciała. Dobiegam nad brzeg morza. Stopy chłodzą się w morskiej wodzie. Łzy kapią do wody. Wiatr śpiewa. Nie, nie wiatr nigdy nie śpiewa. On tylko gwiżdże. Oszukuje nas. A może to my siebie oszukujemy? Może on cały czas gwiżdże, a my sobie sami wmawiamy, że on śpiewa. Tylko po co? Po co szukamy na siłę piękna w tym świecie?

 

Czuję w dłoni ciężar. Fala zmyła z moich łydek piasek. Idę dalej. Cały czas czuję w dłoni ciężar. Jestem po kolana w słonej wodzie. A ciężar w dłoni nie maleje. Patrzę na moją dłoń. Rewolwer. Rewolwer mam w dłoni. Ten sam który przed chwilą sprawił taki huk. Ten sam co sprawił, że ciało padło na ziemię. Ten sam co sprawił, że wypłynęło tyle krwi.

 

Dłoń trzyma rewolwer.

 

Lufa celuje w skroń.

 

Kciuk odciągnął cyngiel.

 

Palec nacisnął spust.

 

 

IV

 

 

 

Padał deszcz. Drzewa już zupełnie pożółkły. Była jesień. Dwójka policjantów stała przy wejściu do komendy policji w Pucku.

 

– Jeszcze jej nie ma. Już powinna być. A jej jeszcze nie ma. – mówił sam do siebie komendant policji w Pucku. Ubrany był w policyjny mundur.

 

Komendant palił w pośpiechu papierosa. Drugi policjant ubrany cywilnie trzymał parasol który ich obu chronił przed deszczem. Trzymający parasol wyglądał na dwudziestolatka, a czarne włosy i jasne oczy dodawały mu młodzieńczego uroku.

 

– Zaraz będzie. Niech się komendant nie denerwuje. – odrzekł młodzieniec. – Może jej uda się w końcu rozwikłać tę zagadkę. – westchnął.

 

– Może, może. Sześć trupów. A każde samobójstwo takie samo. A słyszałeś młody, że ta od wydziału zabójstw która ma teraz przyjechać to krewna tej co popełniła samobójstwo na plaży.

 

– Mieliśmy sześć samobójstw na plaży. Mało mi mówi „krewna tej co popełniła samobójstwo na plaży" Mam jedną szóstą szans, aby wiedzieć o kogo chodzi.

 

– Ty młody nie bądź taki mądry. Mówię o ostatnim samobójstwie na plaży. Tym sprzed dwóch dni.

 

– Aha. – odparł lakonicznie młody kończąc rozmowę.

 

Czekali. Deszcz bębnił w ich parasol. Kałuże zaczęły się pojawiać na chodniku i ulicy przybierając coraz większe rozmiary. Nagle ujrzeli jak jakaś dziewczyna biegnie z naprzeciwka przez ulicę w ich kierunku. Wytężali wzrok, ale strugi deszczu zasłaniały im widok. Kobieta rzeczywiście szła w ich kierunku. Była cała mokra. Blond grzywka opadła jej na oczy. Krople wody kapały jej z nosa, podbródka i końcówek mokrych włosów. Miała na sobie koszulkę na ramiączkach, dżinsy i adidasy. Wszystko mokre.

 

– A co też paniusia się zgubiła? – zagadnął komendant. – Zmokła, panienka, zmokła jak kura. Co też paniusia porabia w pucku w tak paskudnej pogodzie?

 

– Natalia Kozioróg. Wydział zabójstw. Będzie, pan dalej tak dowcipkował czy wejdziemy do komendy? Czekałam dziesięć minut na dworcu, jeżeli tak mogę nazwać tę drewnianą budę w tej dziurze, gdzie mam zaszczyt od dzisiaj pracować. Ale nikt nie przyszedł. Sama sobie musiałam radzić. – powiedziała ostrym tonem.

 

– Ależ tak, tak – zająknął się komendant. – proszę, zapraszam. Nie wiedziałem, że będzie pani po cywilnemu. Zapraszam. Młody! Użycz pani parasolu. Stoisz jak słup soli. Rusz się do cholery! To jest Tomasz Elwir. Zaznajomi panią w sprawę tych samobójstw. Będzie pani pomagał. Wszyscy nasi funkcjonariusze są oczywiście do pani dyspozycji. Mam nadzieję, że rozwiąże pani tę sprawę. To samobójstwo jest niezwykle… – mówił w pośpiechu komendant.

 

– Moknie pan. – odrzekła Natalia Kozioróg chroniona przed deszczem dzięki parasolowi który trzymał jej nad głową chłopak. Komendant rzeczywiście z sekundy na sekundę coraz bardziej wyglądał jakby wpadł do wody. – Chodźmy do komendy. Mam nadzieję, że macie jakiś ręcznik? Jak widzicie strasznie zmokłam. Do tego jestem cholernie głodna i nie wzięłam ze sobą żadnych ciuchów. Jest w tej dziurze jakiś sklep z ciuchami. Prawda?

 

Weszli do komendy. Komendant i młodszy aspirant przyglądali się Natalii Kozioróg, lecz z jej twarzy nic nie mogli rozczytać.

 

– Młody – powiedział komendant. – Zaprowadź panią do łazienki. A następnie wprowadź ją we śledztwo. Zrozumiałeś?

 

– Tak, jest panie komendancie. – odpowiedział lekko ironicznie Tomasz Elwir.

 

Weszli w dwójkę do pokoju. Tomasz wskazał na drzwi po lewej stronie mówiąc, że to łazienka. Natalia Kozioróg weszła. Tomasz Elwir nastawił wodę. Dwie szklanki z torebkami Lipton w środku czekały na wrzątek. Młody usiadł na plastikowym krześle przy drewnianym stole. Czekał.

 

– A więc możesz młody powiedzieć coś więcej o tej sprawie? Ja tymczasem będę doprowadzać się do ładu! – zawołała z łazienki Natalia Kozioróg.

 

– A więc pani…

 

– Jaka tam pani mów mi Natalia. Dobrze młody?!

 

– Dobrze. – wrzasnął Tomasz Elwir. – Słyszy mnie pani?!

 

– Tak. A tam! Nie będziemy tak do siebie wrzeszczeć! – odkrzyknęła wychodząc z łazienki.

 

Włosy miała suche. Grzywka na skos przecinała jej czoło. Miała na sobie o wiele za dużą niebieską koszulkę z napisem „POLICJA". Sutki przebijały się przez materiał. Tomasz Elwir lekko zaczerwienił się na ten widok. A nogi były tak długie, że nie jedna modelka by pozazdrościła Natalii Kozioróg.

 

– Mam nadzieję, że cię młody nie peszę tym strojem. Przyjechałam zaraz jak się dowiedziałam. Samobójczyni sprzed dwóch dni to moja siostra. – powiedziała to wszystko jednym tchem. Twarz dalej przypominała maskę. Zaczerpnęła powietrza. – Więc, gdybyś mógł mi opowiedzieć, byłabym bardzo wdzięczna.

 

– Tak. Oczywiście. Usiądźmy. Za chwilę zaparzy się woda na herbatę. A więc jak pani… to znaczy… Natalio jak wiesz twoja siostra zmarła, czy też popełniła samobójstwo, jakieś dwa dni temu. To co zrobiła kropka w kropkę przypominało poprzednie sprawy. Wcześniejsze wydarzenia na tutejszych plażach. Słyszałaś o tym?

 

– Tak. Głośno o tym w mediach.

 

– Wiem. Cały czas o tym mówią. A wracając do twojej siostry. Mówiąc krótko to rozebrała się do naga, weszła po kolana do morza i strzeliła sobie w głowę z trzydziestki ósemki. Wszystkie sześć kobiet wliczając twoją siostrę tak zrobiło w ciągu tego miesiąca. Mamy wiele zagadek. Pierwsza to skąd wzięły rewolwery. Nie ma na żadnej przez nas znalezionej trzydziestce ósemce znaku firmowego jak i kodu. Co jak co, ale w tym kraju zwykli ludzie muszą się nieźle nagłowić, żeby kupić sobie pistolet. A co dopiero trzydziestkę ósemkę bez oznaczeń. A co dopiero sześć takich trzydziestek ósemek. Druga to plama krwi na piasku jakieś dziesięć metrów od brzegu przy miejscu samobójstwa. Za każdym popełnionym samobójstwem ta plama była taka sama. W kostnicy jest ciało twej siostry, a wszystkie próbki są w laboratorium w Gdańsku. Reszta ciał jest już pochowana. Niedługo przyjdą wyniki. Ale pewnie nie będą odbiegały od tamtych pięciu samobójstw.

 

– Nie wkurwiaj mnie młody. To wszystko wiem. Czy jest coś czego nie wiem?

 

– Tak. Jest coś takiego. A mianowicie wcześniejsze sprawy. Jak pani… to znaczy jak wiesz włącznie z twoją siostrą w tym miesiącu zginęło sześć osób. Mało tego, że wszystko wygląda identycznie, czyli, samobójstwo na plaży, użycie trzydziestki ósemki, plama krwi kilka metrów od brzegu, to jeszcze te oparzenia.

 

– Jakie oparzenia?

 

– Zobaczy pani. Ciało pani siostry jest w kostnicy. Jeżeli pani chce możemy jechać jeszcze dzisiaj.

 

– Tak. Musimy.

 

– Kostnice otwierają za godzinę. Możemy tu poczekać.

 

Zapadła cisza. Czajnik zaczął gwizdać. Tomasz zaparzył herbatę. Pili w milczeniu patrząc na strugi deszczu za oknem. Dzielił ich metalowy stół. Chłopak co jakiś czas spoglądał na wdzięki pani z wydziału zabójstw. „Co za tyłek" – pomyślał zerkając na nią co jakiś czas. „Jak gruszka. A piersi, takie małe i drobne. Oczy jak dwie gwiazdki. Nogi też niczego sobie. Włosy w dotyku pewnie jak jedwab. I ten nosek. Taki fikuśny. Usta blade, ale jakby to dodaje jej tylko uroku. I ta cera. Nie opalona, ale i nie blada. Pomyśleć, że ma około trzydziestki?" – rozmyślał sobie cały czas z westchnieniem.

 

– Będziemy tak siedzieć i nie odzywać się do siebie. – powiedziała ostrym tonem w kierunku chłopaka. – Nudzi mi się. A może? – Na jej twarzy pojawił się figlarny uśmieszek. – Widzę gdzie spoglądasz. – powiedziała zmieniając ton głosu na lekko ironiczny. Zaczęła ocierać swoją stopą o jego łydkę.

 

– Co też pani! To znaczy Natalio! – zdziwił się Tomek.

 

– Nie zgrywaj mi tu prawiczka. Myślisz o tym. – odrzekła. Jej noga już dotykała jego kolana. Stopa powoli wzdłuż uda kierowała się ku…

 

– Aaa! Moje kolano! – wrzasnął Tomasz. Na stole dwa kubki herbaty nagle podskoczyły i się przewróciły. Kubek Natalii był już pusty za to kubek z herbatą Tomka wylał się mu na spodnie.

 

– Cholera! – wrzasnął.

 

– Ach młody – westchnęła Natalia. – ty ciamajdo. Ciesz się, że herbata zdążyła ostygnąć.

 

– Trzeba to zaprać! – krzyknął i pobiegł do łazienki. Natalia Kozioróg ruszyła za nim. Wyszli z łazienki po godzinie, cali spoceni. Tomek miał lekką zadyszkę. A Natalia cały czas miała na twarzy figlarny uśmieszek.

 

– Nasze ubrania już wyschły młody. A godzina minęła. Możemy iść do tej kostnicy.

 

– Ale jak… Tak szybko… Ledwo się znamy…

 

– Och młody. Jeszcze wiele rzeczy musisz się nauczyć.

 

 

V

 

 

 

Kostnicę oświetlała tylko jedna jarzeniowa żarówka. Panował półmrok. Dziesięć stołów było w pomieszczeniu. Na czterech stołach leżały ciała. Każde z nich było przykryte białym prześcieradłem. Kiedy Natalia i Tomek weszli zapaliły się nagle dwie kolejne jarzeniowe żarówki.

 

– Dzień dobry. – usłyszeli głos spod ściany.

 

Właściciel głosu miał na sobie biały fartuch. Był chudy, miał siwą czuprynę, a okrągłe okulary nadawały mu profesorskiego wyglądu. – Pani Natalia Kozioróg z wydziału zabójstw. Słyszałem, że pani otrzymała tą sprawę. Denatka była z panią spokrewniona? Jej panieńskie nazwisko jest identyczne jak pani.

 

– Tak była moją siostrą. – odrzekła Natalia. Twarz znowu przypominała maskę.

 

Podeszli razem do człowieka w białym fartuchu.

 

– Jestem doktor Królikowski. Jak pani widzi mamy cztery ciała. Trzy zawały i jedno samobójstwo. Stół po prawej. – wszystko to powiedział spokojnym głosem.

 

Podszedł do stołu i odsłonił ciało denatki do talii.

 

– Aniu – jęknęła Natalia widząc ciało swojej siostry. Podeszła do niej i chwyciła za zimną, trupią rękę. Usta, szyja, ramiona i piersi były całe poparzone. Z skroni i boku głowy widać było dwie dziury.

 

Tomasz zauważył tylko jedno podobieństwo pomiędzy siostrami, a mianowicie oczy gwiazdki. Takie same. Tylko widząc ciało poparzone ciało siostry Natalii miał wrażenie, że oczy gwiazdki sprawiają, że widzi coś jednocześnie pięknego jak i smutnego.

 

– Jak pani widzi – rozpoczął swój wykład doktor Królikowski. – Kula przeszła przez skroń i lewą stronę ciemienia. Jak pani widzi denatka ma liczne oparzenia na skórze. Nie wiadomo czemu nie na całym ciele. Najwięcej oparzeń jest na ustach, szyi i piersiach. Oraz… – doktor przerwał wypowiedź, a następnie jednym ruchem ręki odsłonił resztę ciała siostry Natalii. Natalia lekko krzyknęła.

 

– Jak pani widzi pochwa denatki jest niezwykle zniekształcona. Proszę o wybaczenie. Wiem, że to pani siostra, ale gdybym miał się posłużyć porównaniem to wygląda to jakby, ktoś włożył jej rozgrzany do czerwoności pogrzebacz do pochwy. Cała macica jest uszkodzona. Wszędzie poparzenia. Naprawdę nie wiem co o tym myśleć.

 

– Brak znaków walki? – zapytała Natalia. Z jej twarzy nic nie można było wyczytać. Zaś na twarzy Tomasza Elwira pojawił się grymas wstrętu. Można było zobaczyć, że nie tylko pochwa, ale i podbrzusze i górna część ud była cała poparzona.

 

– Brak. – odparł doktor. – Jeśli miałbym wysunąć hipotezę to, albo pani siostra była masochistką, albo lubiła takie ryzykowne seksualne zabawy. Może bawili się rozpaloną grzałką, albo…

 

– Zapomina się pan doktorze Królikowski. – przerwała ostrym tonem Natalia. – Swoje opinie może pan zachować dla siebie. Ma pan jeszcze coś do dodania? Czy znowu zacznie pan obrażać moją zmarłą siostrę?

 

– Nie. Tylko tyle, że próbki tej plamy krwi kilka metrów od brzegu morza przyjdą jutro. Ale mogę się założyć, że będą takie same jak pozostałe. A do tego udało nam się ustalić, że pani siostra nie była niczym odurzona. A jeszcze jedno. Ciało jutro zostanie…

 

– Przeniesione do kościoła im. Pawła i Piotra w Pucku. – przerwała doktorowi. – Wiem, wiem. Może nas doktor zostawić samych?

 

– No nie wiem. – odparł doktor uśmiechając się złośliwie. – Jeżeli ma pani zapędy seksualne podobne do swojej siostry może tu dojść do profanacji. Może jest pani ukrytą nekrofilską lub…

 

Natalia podeszła do doktora i trzasnęła go w twarz. Echo trzasku niosło się krótko pomiędzy ścianami kostnicy.

 

– Ognistym temperamentem z pewnością sobie panie dorównują. – powiedział ironicznym tonem doktor Królikowski nie speszony, a następnie wyszedł z kostnicy.

 

– Co za typ! – wybuchła Natalia. – Wszyscy pucczanie są takimi chamami? Boże!

 

– Naprawdę nie wiem co wstąpiło w doktora Królikowskiego. – powiedział Tomek lekko zaszokowany. Jestem tak samo zaskoczony jak ty.

 

Po chwili milczenia Natalia się uspokoiła.

 

– Co o tym myślisz młody. – spytała wskazując głową na swoją siostrę. – Tylko mi nie mów że moja siostra jest masochistką która uwielbia eksperymentować z rozgrzanym do czerwoności pogrzebaczem bo też dostaniesz w pysk.

 

– Nie wiem. Nie ma śladów walki. Musiała wszystko zrobić sama.

 

– Czy reszta denatek też miała takie poparzenia na sobie?

 

– Tak. Właśnie to jest najdziwniejsze.

 

– Może, powstał jakiś klub masochistyczny? – powiedziała lekko zirytowanym głosem Natalia. – Nie, gadam jak ten nawiedzony doktor.

 

Kolejna chwila milczenia zapanowała w kostnicy. Natalia dokładnie oglądała ciało swojej siostry.

 

– Spójrz na nadgarstek. Widzisz? Siła odrzutu rewolweru była tak duża, że zwichnęła sobie nadgarstek. To ona sobie strzeliła w głowę. Nie ma mowy, żeby ktoś jej pomagał. Ale po co? Po co, Aniu? Dlaczego to zrobiłaś? Ty już mi nie odpowiesz. Nie odpowiesz. – powiedziała łamiącym się głosem. Tomasz przez chwilę jakby zobaczył, że oczy gwiazdki Natalii się zaszkliły, ale po chwili jej twarz znów przypominała maskę. – Co teraz, młody? – zapytała Tomka.

 

– Musimy panią… to znaczy ciebie Natalio zakwaterować. Pewna rodzina pojechał do Indii. Dzwoniliśmy i zezwolili na skorzystanie z mieszkania. Tam będzie twoja kwatera. Dokumenty, zdjęcia, wyniki laboratoryjne wszystkich sześciu spraw. A nawet takie rzeczy jak tablica, markery i gąbki do tablic.

 

– Dobrze. Jestem zmęczona. Ta podróż, to co zobaczyłam przed chwilą strasznie mnie wyczerpało. Jutro pogrzeb. Muszę się przygotować. Jest tu jakiś sklep z ciuchami?

 

– Tak. Mogę jeśli chcesz towarzyszyć ci na pogrzebie.

 

– Jeżeli nie nudzą cię pogrzeby to czemu nie. No nic. Wychodźmy stąd, bo ten doktorek jaszcze zechce uzupełnić te puste stoły naszymi ciałami. – zażartowała.

 

– A jak ja mam wrócić skoro ty chcesz wziąć auto.

 

– Na piechotę młody. A co! Naprawdę jeszcze wiele rzeczy się musisz nauczyć.

 

 

VI

 

 

 

Tomasz Elwir siedział w swoim pustym mieszkaniu. Przeglądał akta tajemniczej sprawy. Rozpoczął od akt siostry Natalii Kozioróg Ani Lipke.

 

„Mąż denatki zeznał, że nie brała żadnych silnych leków, ani nie była narkomanką. Sąsiedzi i znajomi potwierdzają tą opinię. Czekamy na badania krwi." Przewertował parę stron. Oglądał zdjęcia z miejsca samobójstwa. Bo to musiało być samobójstwo. Ale jak ta kobieta wytrzymała ten ból. Z początku sądzili, że po śmierci pojawiły się oparzenia. Tę tezę obalił doktor Królikowski. Nawet zaproszono jakiegoś lekarza z Gdańska. Potwierdził tylko opinię naszego doktora. Przewertował następne kilka stron. „Mąż zaprzeczył, aby denatka miałaby jakieś problemy psychiczne. „Zwykła kobieta, żona i matka" – mówią sąsiedzi denatki. Tyle znaków zapytania. Czemu nie walczyła? Nikt tego nie wie. Nikt przy zdrowych zmysłach nie wytrzymał by takiego bólu. „Oparzenia drugiego, a w okolicach narządów rozrodczych nawet trzeciego stopnia."

 

Zamknął akta. Otworzył następną teczkę. Tym razem Moniki Khon i został uraczony kolejną identyczną historyjką z identycznymi zdjęciami. Identyczna plama krwi, identyczny rewolwer. Wszystko kropka w kropkę takie samo. Wszystkie samobójstw odbywały się na plaży. Każda samobójczyni miała identyczne oparzenia. Sekta? Za proste. Ktoś musi je nakłaniać do tych czynów. Ktoś tu musiał jeszcze być. Tomasz Elwir zauważył jeszcze, że samobójstwa odbywały się co dwa, trzy cztery dni. Więc jutro, albo pojutrze znowu zobaczą kobietę z dziurą w głowie po trzydziestce ósemce. Zauważył także, że wiek denatek waha się między dwudziestym, a trzydziestym rokiem życia.

 

Nagle melodyjka zagrała w jego komórce. Odebrał

 

– Tak słucham.

 

– Hej młody! – rozbrzmiał z telefonu pijacki głos. – Przyjedź po mnieee! Jest tu jakiś klub gdzie się można zabawić?!

 

– Pani… to znaczy Natalio. Gdzie jesteś?

 

– Jak to gdzieee?! – krzyknęła tym samym pijackim głosem. – W domu! Nudzę się. Przyjedź po mnieee!

 

– Jak? Przecież zabrała mi pani samochód.

 

– To weź taryfę do cholery! Rusz się! – krzyknęła po czym się rozłączyła.

 

Tomek lekko zaszokowany zachowaniem kobiety której siostra zmarła trzy dni temu wykręcił numer do zaprzyjaźnionego taksówkarza. Po chwili taksówka była pod jego domem. Tomek wszedł i ponaglając taksówkarza po dziesięciu minutach dojechał do mieszkania Natalii. Zobaczył na podwórku samochód który jej zostawił. Zapłacił taksówkarzowi, a następnie wszedł do mieszkania.

 

W kuchni siedziała samotnie Natalia Kozioróg popijając z literatki wódkę.

 

– Cześć Natalio.

 

– W końcu jesteś! – krzyknęła. Wstała od stołu i lekko się zakołysała. Potem wyciągnęła z kieszeni kluczyki od auta.

 

– Jesteś dzisiaj moim szoferem. Bez wymówek. Muszę się zabawić inaczej oszaleję. Jedziemy?

 

Pojechali. Kilka minut później byli w jednym z wielu klubów we Władysławowie.

 

Muzyka ogłuszająco grała. Na wpół pijana Natalia Kozioróg próbowała wejść na bar. Tomasz ją odciągał. Ludzie dookoła podskakiwali w rytm muzyki. Kilku mężczyzn przy barze pogwizdywało na Natalię. Tomek szarpnął Natalię po raz kolejny.

 

– Co ty! – krzyknęła. – A to ty młody! Choć zatańczyć! Albo nie. Wiem co lubisz. – na jej twarzy pojawił się figlarny uśmieszek. – Chciałbyś pójść ze mną do kibla co? Puknąć taką cizię jak ja? Mam rację? Co? Mam?

 

– Natalio! – próbował przekrzyczeć ogłuszającą muzykę Tomek. – Jutro jest pogrzeb twojej siostry. Nie może pani się doprowadzać do takiego stanu. Nie wstaniesz.

 

– Eee tam. Przynudzasz! Zapalisz fajkę?

 

– Nie dziękuję.

 

– To chociaż wypij ze mną!

 

– Jestem samochodem.

 

– To może skołuję jakąś trawę, co? A potem do mnie na chatę. Wiesz jak fajnie się kochać będąc na haju?

 

– Nie, nie wiem.

 

– Nie palę, nie piję, po dobranocce kładę się spać. Jeszcze mi powiedz, że byłeś prawiczkiem kiedy dzisiaj się ruchaliśmy w łazience! – krzyknęła. Tomek nie odpowiadał, a w dodatku strasznie się zaczerwienił.

 

– Pierdolisz. – powiedziała zaszokowana Natalia. – Naprawdę? Taki facet jak ty? Dwadzieścia lat, a prawiczek.

 

– Nie mówmy o tym. Zaprowadzę cię do domu. Dość już wypiłaś. Jutro pogrzeb. Z pewnością chcesz się spotkać z rodziną twojej siostry. – próbował zmienić temat Tomek.

 

– Ale ty masz dwadzieścia lat! I jeszcze prawiczek. No nie. Taki nie pozorny. Ale nie wydawało mi się. Dobrze ci szło. Nie było źle. Ha! Pewnie dużo ćwiczyłeś w samotności. Nie? A nie kusiło cię, żeby pójść do burdelu? Co?

 

– Natalio! Odwiozę cię do domu!

 

– A spadaj! Muszę się odstresować! Jedź do domu sam. I weź auto. Zamówię sobie taksówkę. – powiedziała do Tomka. – Prawiczku! Jeszcze wiele rzeczy…

 

Ale Tomasz Elwir już poszedł. Natalia spojrzała w stronę baru. Siedzieli tam dwaj mężczyźni. Uśmiechnęła się figlarnie i poszła się odstresować.

 

 

VII

 

 

 

– Ej młody

 

– Tak, panie komendancie?

 

– Dzwonili z Warszawy. Ta Kozioróg to niezłe ziółko. Nimfomanka, alkoholiczka, a z narkotykami też miała przygody. Pilnuj jej.

 

– To co ona robi w policji?

 

– Podobno najlepsza w wydziale zabójstw. Drugiej takiej nie spotkasz. Ma ten… no…

 

– Instynkt.

 

– No właśnie. Sprawiała ci wczoraj problemy?

 

– Nie. Dzisiaj jedziemy na pogrzeb. Przyszły wyniki z laboratorium w sprawie jej siostry?

 

– Jeszcze nie. Ale pewnie nie różnią się od pozostałych. Dam ci znać jak już będą. Uważaj na nią.

 

– Muszę po nią pojechać. Wczoraj trochę wypiła.

 

– To nic. W końcu jej umarła siostra. Musiała odreagować.

 

– Taa, odreagować.

 

– Jedź młody, jedź. I pilnuj jej!

 

 

VIII

 

 

 

Tomasz Elwir zadzwonił do drzwi po raz trzeci. I nic.

 

„Dobrze, że dorobiłem sobie klucz." – pomyślał. Otworzył drzwi i wszedł do mieszkania. Panował mrok. Przeszedł z przedpokoju do salonu. Wszędzie walały się ubrania. Zauważył stanik leżący na schodach. Ruszył tropem. Na poręczy zauważył męskie spodnie. Szedł schodami w górę. Na korytarzu zauważył drugie męskie spodnie.

 

„Coś nie tak." – pomyślał. Przy drzwiach od sypialni zauważył majtki, bokserki i stringi.

 

„Dziwne" – pomyślał. – „Pewnie zaciągnęła jakiegoś typka który nosi majtki na bokserki ,albo…

 

Otworzył drzwi i jego oczom ukazał się najdziwniejszy widok jaki do tej poru oglądał w życiu.

 

Ciała na łóżku tworzyły literę „H". Cała trójka była naga. Z lewej strony leżał blondyn. Położył się na lewym boku. Był złączony kroczem z pośladkami Natalii, która, zaś była kładką litery „H". Leżała w pozycji embrionalnej. Drugi, zaś mężczyzna, który był brunetem, leżał na plecach. Głowa Natalii leżała na jego brzuchu. Na wpół stojący penis bruneta podnosił górną wargę Natalii odsłaniając jej drobne, perliste zęby.

 

Tomasz lekko zaszokowany tym widokiem po cichu by nikogo nie obudzić zszedł na dół.

 

Siedząc w kuchni zaparzył herbatę. Dochodziła dziesiąta. Myślał o tym co o niej usłyszał od komendanta. Usłyszał jakiś stukot na schodach. To dwaj mężczyźni. Blondyn i brunet weszli do kuchni.

 

– Cześć. Ta twoja niezła była. -powiedział brunet.

 

– No. – przytaknął blondyn.

 

– Jaka tam moja. – odrzekł Tomek patrząc na nich z uśmiechem. Wyciągnął broń z kabury i położył na stole. – Kobieta wyzwolona.

 

– No nie ma co. – odrzekli obydwaj patrząc na broń z strachem na twarzy.

 

– Więc ile się należy? – zapytał brunet.

 

– Sto? Dwieście? – zapytał wystraszony brunet.

 

– Jak to sto, dwieście? – odrzekł zdziwiony Tomek.

 

– Jeszcze więcej? – kontynuował brunet. – Pięćset?

 

– Wie pan panie alfonsie – wtrącił blondyn. – Ona niezła była ,ale nie aż tak.

 

Brunet dopinał pasek od spodni, a blondyn ubrany w dżinsy i jasny podkoszulek wyciągnął portfel i położył na stole przed Tomkiem pięć banknotów stu złotowych.

 

– No to proszę panie alfonsie, żeby wszystko było w porządku. – powiedział potulnie.

 

Tomek spojrzał na niego jak na wariata.

 

– A po co mi te pieniądze?

 

Nagle blondyn z brunetem nie oglądając się wybiegli z kuchni. Tomek usłyszał trzaśnięcie drzwiami. Za oknem zobaczył jak dwójka facetów ucieka wzdłuż ulicy. Po chwili nie było już ich widać.

 

Po dziesięciu minutach zeszła Natalia. Miała na sobie tylko koronkowe stringi.

 

– A gdzie tamci? – zapytała otwierając lodówkę. Wyciągnęła pół litrową butelkę wódki i nalała sobie do kubka.

 

– Zapłacili i uciekli. – odparł Tomek. – Brawo. W jeden dzień z kwatery policyjnej zrobić burdel. Niesamowite. Naprawdę nawet nasi policjanci tego nie potrafią.

 

– Coś ty młody zrobił się taki cyniczny? – odrzekła Natalia. Opróżniła kubek z wódki i nalała sobie więcej. – Tak jestem nimfomanką. I jestem alkoholiczką. Ale to moja rzecz. Nie koliduje to z moimi policyjnymi obowiązkami. Muszę się wykąpać i ubrać. A ta kasa co robi u mnie na stole?

 

– Ci dwaj goście stwierdzili, że jestem twoim alfonsem, a ty…

 

Nie zdążył skończyć bo Natalia roześmiała się głośno.

 

– Możesz mi jedno powiedzieć – zapytał Tomek. – Dlaczego ci dwaj wzięli cię za prostytutkę?

 

– Nie wiem. Weź alfonsie sobie dwadzieścia procent. Zarobiłeś. Reszta moja. Co za idioci! – wykrzyknęła.

 

Nalała sobie jeszcze.

 

– Ech weź nalej sobie wódki. Będzie ci lepiej. – powiedziała.

 

Po czym wyszła do łazienki nadal chichocząc. Tomek nalał sobie do herbaty wódki.

 

I miała rację. Zrobiło mu się lepiej.

 

 

IX

 

 

 

Nad grobem stało niewiele ponad dwadzieścia osób. Wieko trumny było zamknięte.

 

– Aniu Lipke – zawołał ksiądz. – Rodzina i znajomi rozstają się z tobą w boleści i żałobie. Byłaś…

 

– A to skurwysyn. – powiedziała szeptem do Tomka Natalia. – Kurwiarz jeden. Że ma czelność tu przychodzić. Zdradzał ją. Moją siostrzyczkę! – syknęła Natalia wskazując na męża Ani Lipke postawnego trzydziestolatka.

 

– Skąd wiesz? – zaciekawił się Tomek.

 

– Bo zdradzał ją ze mną! – odrzekła szeptem.

 

Tomek nie skomentował.

 

Ludzie brali po grudce ziemi i rzucali ją w dół w którym spoczęła trumna z ciałem. Natalia wraz z Tomkiem podeszła do księdza i mężczyzny, którego twarz była cała od łez. Trzy dziewczynki stały po jego lewej stronie. Były różnego wzrostu. Najstarsza musiała mieć najwyżej dziesięć lat.

 

– Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. – powiedział ksiądz. Miał kwadratowe okulary, które miały niewiarygodnie grube szkła.

 

– Amen – odrzekła niegrzecznie Natalia. – Cześć Marcin. – powiedziała do załzawionego mężczyzny, najprawdopodobniej męża . – Cześć wam… dzieci.

 

– Idźcie pożegnać po raz ostatni mamę. – powiedział Marcin Lipke do swoich dzieci. Ja porozmawiam z ciocią.

 

– A jest o czym, skurwysynie. Myślisz, dlaczego popełniła samobójstwo? Szczęśliwa matka z dziećmi? Wzorowa chrześcijanka i sąsiadka? Zdradzałeś ją! Dlatego!

 

– Ja? Nigdy! – odkrzyknął Marcin, mąż Ani. – Tylko raz z tobą mi się zdarzyło. Ale po pierwsze, upiłaś mnie, a po drugie już dawno mi wybaczyła!

 

– Ciszej! – syknął ksiądz. Miał kędzierzawe rude włosy, a skraj jego sutanny lekko stykał się z ziemią.

 

– Jesteście na cmentarzu. – powiedział kapłan. – Marcin, zabierz dzieci. Są zmęczone. Nie chcą słyszeć o twoich ekscesach łóżkowych swojego ojca z własną ciotką w dniu pogrzebu własnej matki.

 

Marcin się obrócił i poszedł do trójki dziewcząt. Cała czwórka pochyliła się nad grobem. Stali tak chwilę. A następnie obrócili się i ruszyli się żwirową alejką ku wyjściu z cmentarza.

 

– Chuj ci w plecy Marcin! – krzyknęła Natalia pijackim głosem. – Bo chuj w dupę to przyjemność!

 

– Ciszej! Są tu dzieci -powiedział ksiądz.

 

– Ciszej! Jest tu ksiądz – powiedział Tomek.

 

– Nie uciszać mnie! – wykrzyczała w furii Natalia.

 

Stała w przez chwilą sama. Tomek z księdzem nie zbliżyli się do niej. Odczekali moment. Po chwili Natalia podeszła do grobu swej siostry, klęknęła i o dziwo w ciszy i skupieniu oddała się modlitwie nad zmarłą siostrą. Tomek wraz z księdzem, aby jej nie przeszkadzać oddalili się od miejsca pochówku siostry Natalii.

 

Ksiądz utykał na lewą nogę.

 

– Cóż to noga doskwiera. – zagadnął przyjaźnie Tomek.

 

– Tak, ale da się wytrzymać. Słyszałem, że to iście dziwna sprawa nad którą się zajmujecie.

 

– No.

 

– Oparzenia na cały ciele zwłaszcza w okolicach…

 

– Tak zwłaszcza w tych okolicach.

 

– A słyszałeś Tomku, że taka sprawa już wcześniej miała miejsce? Tak, tak Tomku, tutaj. Podczas drugiej wojny światowej. Taka sama sprawa. Cztery kobiety, całe poparzone zwłaszcza w okolicach łona. Wszystkie znaleziono martwe. Wszystkie popełniły samobójstwo. Gdy Ruscy przegnali szwabów wmieszano tą sprawę z innymi zbrodniami hitlerowskimi. Nie chciano się w tym babrać. Zwalono na Niemców wiele zbrodni. Tutaj widać siły nieczyste. Zło. Widać, że coś takiego z Anią mogły zrobić tylko siły nienaturalne.

 

– Młody! – krzyknęła Natalia. Zakończyła już swoją modlitwę. – Idziemy. Może wyniki badań już trafiły do Komendy.

 

– Wiesz, gdzie jest moja plebania. – powiedział szeptem ksiądz. – Jeżeli będziesz chciał dowiedzieć się czegoś więcej o morderstwach z czasów drugiej wojny światowej, przyjdź.– dokończył ksiądz i odszedł szurając nogą nie żegnając się nawet z Tomkiem Elwir.

 

– Młody! Rusz się!

 

– Idę, idę. – odrzekł Tomasz Elwir i podszedł do trzydziestolatki.

 

Szli żwirową alejką, gdzie po obu jej stronach rosły pożółkłe drzewa. Słońce co jakiś czas przebijało się przez warstwę liści oślepiając ich swym blaskiem. Wiatr co chwilę zdmuchiwał z drzew liście, które unosiły się w powietrzu.

 

– Ksiądz opowiedział mi dziwną historię. – zagadnął Tomek po chwili milczenia.

 

– Tak? A jaką? – zaciekawiła się Natalia, nadal lekko pijana.

 

– Że takie morderstwa jak te na twojej siostrze i innych kobietach w tym miesiącu już wcześniej miały miejsce. Kiedy Niemcy okupowali nasz kraj doszło do czterech takich morderstw, tu w Pucku. Mówił też coś o tym, że zło ma z tym coś wspólnego. I siły nieczyste.

 

– Wiem, wiem, młody. Kilka razy coś takiego słyszałam od księży. I wiesz co się za każdym razem okazywało? Że skurwysyn w sutannie chronił prawdziwego sprawcę. Podsuwał nam fałszywy trop. Gwałty, rozboje i zabójstwa, które niby dokonywały wampiry, wilkołaki i inne tego typu rzeczy, a nawet historie o opętaniu przez demona lub podszeptach diabła. Lepiej powiedzieć, że zrobił to wampir lub diabeł i po sprawie. Ale dzięki Bogu żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku. Takie bajki już nie przechodzą.

 

Doszli do końca alejki. Przeszli przez bramę cmentarza i wsiedli do policyjnego wozu. Tomek odpalił samochód i ruszyli wzdłuż ulicy w kierunku komendy policyjnej. Natalia otworzyła szybę ze swojej strony samochodu. Wiatr lekko uniósł jej włosy. Po chwili dojechali pod komendę. Tomek zaparkował, a następnie wysiedli z samochodu.

 

Przeszli przez drzwi komendy i od razu napatoczyli się na komendanta.

 

– Witam, panią. – powiedział komendant. Otworzył drzwi jakiegoś pokoju. Weszli w trójkę. Stał tam doktor Królikowski z plikiem kartek.

 

– I co wiadomo coś więcej? – zapytała zniecierpliwiona Natalia. Tomek zamknął drzwi. Byli w pomieszczeniu w trójkę. Pokój miał białe ściany niczym śnieg. A zza okna wlewał się kaskada światła.

 

– Tak. – odparł doktor. – Pani siostra nie była odurzona żadnym lekiem, ani innym środkiem. Wszystkie te oparzenia pani siostra zniosła nie odurzona.

 

– Aha. Więc widzi doktor. Pana opinia względem tym, że moja siostra była erotomanką-masochistką się spełniły.

 

– Mamy, także wyniki dotyczące tej plamy krwi kilka metrów od brzegu plaży. To nie jest krew Natalii. To nie jest także krew ludzka. A nawet nie zwierzęca.

 

– To czyja? – zapytała zdziwiona Natalia.

 

– Wiemy tylko, że to krew. Nic więcej. – Doktor wręczył plik kartek Natalii.

 

– To reszta badań, proszę. – powiedział, a następnie wyszedł lekko trzaskając drzwiami.

 

– Ja też mam dla was nowinę. – powiedział komendant. – Było kolejne samobójstwo. Kropka w kropkę podobne do tamtych sześć. Tylko, że odbyło się na „kaczym winklu". Tomek wie, gdzie to jest. Pojedzie tam z panią. Nasi ludzie już tam są. Robią dokumentację. – powiedział i tak jak doktor wyszedł trzaskając lekko drzwiami.

 

– Młody rozumiesz coś z tego. – zapytała zdziwiona Natalia Kozioróg.

 

– Ja? Ja muszę się jeszcze wiele nauczyć by coś z tego zrozumieć.

 

 

X

 

 

 

Wiatr wiał z przerażającą siłą. Natalia wraz z Tomkiem podjechali na „kaczy winkiel". Dookoła stały radiowozy. Jeden z policjantów robił zdjęcia. Grupka policjantów przepychała się z tłumem dziennikarzy i fotografów. Zobaczyli czarny worek w którym już znajdowało się ciało, jakby w czarnym kokonie. Kilka metrów od ciała leżała ta sama kałuża krwi identyczna jak w poprzednich samobójstwach. Natalia i Tomek podeszli do jakiegoś policjanta.

 

– Jak nazywa się denatka! – zawołała Tomek Elwir przekrzykując gwizd wiatru.

 

– Monika Koskie. Jej rodzice już tu jadą.

 

– A ile ma lat?

 

– Szesnaście.

 

Natalia podeszła do samobójczyni. Rozpięła czarny worek. To samo. Wszystko to samo. Identyczne poparzenia. Wstała i ruszyła dalej. Wiatr wzburzył jej włosy. Mewy latały wokoło jakby były na karuzeli. Natalia zapaliła papierosa. Czerwony ognik migotał raz jaśniej raz słabiej.

 

– Rozumiesz coś z tego? – spytał się Tomek Natalii.

 

– Wiesz co młody. Ja też muszę się jeszcze wielu rzeczy nauczyć. Chodźmy. Jeżeli się nie mylę to rodzice tej małej.

 

Tomek się obrócił. Za nimi panowało zamieszanie. Jakaś kobieta wymachiwała dziko rękami. Poszli obydwoje w tamtym kierunku.

 

– To ona. O boże! To ona! – krzyczała raz po raz kobieta. Policjanci dookoła próbowali ją uspokoić. Kilka metrów od niej stał mężczyzna. Patrzył się tępym wzrokiem w ziemię. Jego twarz przypominała grecką teatralną maskę. I chyba długo ta maska zostanie na jego twarzy.

 

– Dzień dobry. Pan Koskie? – zapytała Natalia. Tomek poszedł gdzieś. Najprawdopodobniej uspokoić panią Koskie.

 

– Tak. Czy, czy moja córka… czy, tam…

 

– Niestety. Wiem, że panu trudno, ale chciałabym zadać panu kilka pytań.

 

– No… dobrze. Jeżeli złapie pani tego skurwysyna który to… – przerwał.

 

Łza poleciał po jego greckiej teatralnej masce.

 

– To zrobił naszej córeczce. Jeżeli mam pomóc. To dobrze. Ale…, ale pod jednym warunkiem.

 

– Tak?

 

– Niech skurwysyn cierpi. Niech, cierpi. Obieca mi to pani? – zapytał się łamiącym głosem. Grecka teatralna maska pozostała na jego obliczu. Natalia spojrzała na Tomka. Ten przytulił panią Koskie i głaskał ją po głowie. Natalia westchnęła i powiedziała:

 

– Obiecuję.

 

 

XI

 

 

 

Natalia leżała w łóżku i przeglądała akta spraw. Po jej lewej stronie pochrapywał jakiś młody mężczyzna. Nie wiedziała kto to jest. Był taki pijany, że podczas szczytowania nazywał ją Karoliną. Ale to co powinno działać sprawnie u mężczyzny niezależnie od ilości i mocy wypitego trunku zawsze działało. Tak i w tym przypadku się nie zawiodła.

 

Patrzyła na zdjęcia siedmiu martwych kobiet. Wszystko w kropka w kropkę takie samo. Jak dwie krople wody, morda w mordę. Jakby powtarzające się w kółko Deja vu. Poparzenia, plama krwi, samobójstwo, rewolwer. W całej tej układance tylko brak sprawcy. Kim on jest? Kto je do tego zmusił? Jak go dostać w swoje ręce? Jak go złapać? Żadnej zależności między tymi kobietami. Stare, młode, wykształcone, niewykształcone, niski, duże, matki, singiel-ki, brunetki, blondynki a nawet jedna ruda. Nie ma się czego uczepić. Pozostaje tylko czekać na następną ofiarę.

 

Wyślizgnęła się po cichu z łóżka starając się nie obudzić swego pijanego kochanka. Cyfrowy zegar wyświetlał jedynkę i dwa zera. Podeszła do okna i wyjrzała na zewnątrz. Księżyc był w nowiu.

 

Wyszła na spacer. Gwiazdy miło migotały na niebie. Wyciągnęła z tylnej kieszeni spodni szklaną lufkę i woreczek z marihuaną. Nabiła lufę, a następnie się zaciągnęła. Poczuła znajome uczucie zrelaksowania. Zaciągnęła się kolejny raz. Czerwony ognik wściekle się zaczerwienił kiedy przybliżała usta do lufki, a gasł kiedy wypuszczała z płuc gryzący dym.

 

Idąc bez celu nagle zorientowała, że jest na puckim molo. Morze było spokojne, jakby zapadło w sen. Usiadła na białej ławce i po raz kolejny nabiła lufę marihuaną.

 

Nagle podszedł do niej dziwny mężczyzna. Pojawił się jakby wyrósł spod drewnianych desek mola.

 

Był szczupłej postury ubrany w glany wysokie do kolan, dżinsowe czarne spodnie, które zapiął na pasek z dużą klamrą, czarny podkoszulek i w skórzaną czarną kurtkę.

 

Mężczyzna spojrzał na Natalię.

 

Boże, co za oczy!, wykrzyknęła w myślach.

 

– Mógłbym się przysiąść. – zapytał szeptem, który wprawił ciało Natalii w silny dreszcz podniecenia.

 

„Boże, ależ on nieziemski!" , myślała. Nieziemski? Nie, nie to złe słowo. On nie jest nieziemski. On jest nieludzki. Co za szept! Jakbym chciała go słyszeć, ale jednocześnie wprawia mnie w przerażenie.

 

Natalia zauważyła, że mężczyzna ma blond włosy które kontrastują z jego czarnym odzieniem.

 

Czarnooki przysiadł się do niej. Nagle Natalia poczuła, że robi się jej ciepło.

 

Niemal gorąco.

 

 

Koniec

Komentarze

Mój drugi tekst, mam nadzieję że się wam spodoba. Licze na komentarze!

Najpierw, co mi się podobało:

- gęba Lobo, a obok słowa "wiara, nadzieja, miłość" ;)

- pomysł,

- setnie się ubawiłem czytając, choć jest to efekt z pewnością niezamierzony (pomijając scenę, gdy wzięli go za alfonsa - to było dobre).

Teraz minusy:

- styl niestety kuleje, nadal jest mnóstwo powtórzeń,

- dialogi moim zdaniem sztuczne,

- kreacja policjantki głupawa na maksa, czytając sceny z jej udziałem zastanawiałem się, czy są wzięte z pornosa, czy też to czyjeś fantazje erotyczne, bo z rzeczywistością niewiele mają wspólnego,

- policjant Tomek zachowuje się jak nastolatek,

- rozmowa z patologiem jest idiotyczna (przy okazji: "Z skroni i boku głowy widać było dwie dziury" - a co, strzelała z dwururki?; "Jeśli miałbym wysunąć hipotezę to, albo pani siostra była masochistką, albo lubiła takie ryzykowne seksualne zabawy. Może bawili się rozpaloną grzałką, albo..." - bez komentarza...)

Podsumowując, pomysł mi się spodobał, wykonanie zawiodło. Dla mnie opowiadanie jest strasznie śmieszne (z powodu nagromadzenia bzdur), ale chyba nie o to ci chodziło. Przeczytam kontynuację choćby ze względu na walory humorystyczne.

Pozdrawiam.

Zgodzę się z przedmówcą. Pomysł bardzo fajny, zabrakło Ci jednak wprawy, żeby przelać go na papier. Mimo to, jestem dobrej myśli, jest potencjał, tylko trzeba go wydobyć. Trenuj zatem :)

Dziękuje za słowa otuchy:)

Nowa Fantastyka