- Opowiadanie: Krokus - Śpij, Kochanie, Śpij

Śpij, Kochanie, Śpij

EDIT: 10.03.2022

Opowiadanie to było moim debiutem na portalu – ot, bajką o rzeczach trudnych. Miało swoje mankamenty, które miałem zamiar naprawić, ale wciąż odkładałem to na inny czas. Dopiero, gdy dopadła mnie pisarska niemoc, siadłem do edycji starego tekstu. Choć wiedziałem o czym jest, to uderzyło mnie, jakiej aktualności nabrało w czasie wojny na Ukrainie.

Zmianie uległo m.in. imię głównej bohaterki, gdyż Branka było zbyt dwuznaczne – teraz mamy Zorę.

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Śpij, Kochanie, Śpij

Zora, jak co wieczór, zerkała z góry na swoje dwie podopieczne – małą Tijanę i jej mamę. Obie wraz z pierwszym wystrzałem artylerii zamieniały się w dygoczący kłębek, zwinięty w najdalszym kącie, patrząc od okna piwnicy. Miejsce, które jeszcze jakiś czas temu było jedynie spiżarnią, teraz dawało złudną namiastkę bezpieczeństwa.

Zora codziennie musiała się mierzyć z niemożliwym: sprawić by te zestresowane, wymęczone istoty zasnęły błogim snem. Jakież łatwe musi być życie Sennej Wróżki w miejscach, gdzie noc przynosiła jedynie trzeszczący mróz, albo nawet ożywczą rześkość, zamiast świszczących w powietrzu pocisków wystrzelonych z pobliskich wzgórz. Ot, jedynie przelecieć przez pokój, wytrząsnąć trochę Sennego Pyłku w dziecięce oczy i już! Można samej iść spać lub polecieć na swych wróżkowych skrzydłach ku wrzosowiskom.

Z zadumy wyrwał ją huk eksplodującego w pobliżu ładunku. Szafa, na której siedziała, zadrżała, a opatulona kocem kulka na łóżku skurczyła się i zaczęła dygotać. Zora chwyciła mocniej pojemnik z Pyłkiem i zrobiła pierwsze, rozpoznawcze okrążenie. Wełniana płachta szczelnie okrywała obie głowy. „Będzie trzeba porządnie sypnąć, coś przez koc przeleci”, pomyślała.

Wzniosła się pod sufit, zatoczyła koło i już miała przechodzić w lot nurkowy, gdy z podejścia wybił ją kolejny wybuch, równie głośny jak poprzedni. Przeszła na drugi krąg, wbijając wściekły wzrok w niewielkie okno pod sufitem, jakby spodziewała się tam kogoś, komu mogłaby w rewanżu wyłupić oczy. Weszła w nurkowanie i precyzyjnie sypnęła Sennym Pyłkiem na dwa kuliste kształty skryte pod kraciastym materiałem.

Manewr oceniła na dobry plus, ale z satysfakcji obdarł ją eksplodujący tuż obok budynku pocisk. Przez okno wpadły odłamki, tłukąc szybę i rozsiewając drzazgi ramy po całym pomieszczeniu. Podmuch rzucił Zorę w bok. Utrzymała się w powietrzu, ale wróżkowy zawór bezpieczeństwa puścił i krzycząc najgłośniej jak mogła, wyleciała na zewnątrz. Nie wiedziała nawet na kogo krzyczy: na buchający ogień, na ludzi, czy na odległe wzgórza, ale czuła, że krzyczy bardzo głośno. Tak głośno, że nawet gdy się opamiętała i zamknęła usta, to krzyk brzmiał dalej. Bo to był krzyk małej Tijany.

Zora pewnie długo by tak wisiała w powietrzu, tuż za oknem, ale znów ją szarpnęło i rzuciło z powrotem do środka.

– Dziecko! Musimy się schować! To nie koniec ostrzału!

Mama Zory, Marija, zaciągnęła córkę do dziury w ścianie, gdzie miały urządzony pokoik. Młoda wróżka wyrywała się z coraz mocniej.

– Puść! – krzyczała Zora.

Wyswobodzona opadła bezsilnie na podłogę.

– Kochanie, to nie nasza wojna. Nic tam po tobie! – tłumaczyła Marija.

– Nie! – wrzasnęła. – Ja… chcę…

Marija nie dowiedziała się, czego chciała jej córka, ale przytuliła ją tak, jak mama przytula płaczące dziecko.

 

***

 

Rano Marija w panice szukała Zory w każdym zakamarku, ale gdy wyleciała na zewnątrz i ujrzała wzgórza, maleńka szpilka ukłuła ją w serce.

„Uważaj na siebie, córunio!”, pomyślała, głęboko wzdychając.

 

***

 

Mała Wróżka dopiero około południa przekroczyła granicę miasta. Następnie nie bez problemów odnalazła baterie dział ukryte pośród drzew. Miała tylko dwa pojemniczki z Pyłkiem – nie było szans na to, by uśpić wszystkich artylerzystów. Po krótkiej obserwacji przysiadła na ramieniu młodego gońca i schowała się pod kołnierzem licząc, że wróci do dowódcy po dalsze rozkazy. Plan wypalił. Po chwili była już w wojskowym namiocie, skryta na polowej półce przy wejściu, tak by mogła wygodnie obserwować łysiejącego mężczyznę, zgarbionego nad wielką mapą przykrytą niezliczonymi meldunkami i rozkazami. Ocena sytuacji wyszła blado – nie było co liczyć na szybką akcję.

Gdy goniec wyszedł, dowódca sięgnął po kubek, wypił łyk, a twarz wykręcił mu nieprzyjemny grymas. Spod stołu wyciągnął butelkę, odkręcił i uzupełnił płyn w naczyniu. Poły namiotu nagle się rozchyliły, na co mężczyzna wyraźnie spanikował i pospiesznie schował butelkę pod stół bez jej zakręcania. „Teraz albo nigdy” pomyślała i okrężną trajektorią, poza światłem lampy, dostała się do butelki. Usiadła na szyjce i powąchała. Woń omal nie zrzuciła jej na podłogę. Z obrzydzeniem wsypała cały zapas Pyłku, jaki miała.

 

***

 

Trzech oficerów zaalarmowanych przez gońca, że dowódca leży bez ruchu na stole, wbiegło do namiotu, ale głośne chrapanie przełożonego szybko rozluźniło atmosferę. Stojący najbliżej chwycił kubek i powąchał, po czym z rozbawieniem podał go pozostałym. Ostatni sięgnął pod stół i podniósł opróżnioną do połowy butelkę. Ledwo tłumili śmiech.

– Chodźcie, zostawmy go tak. Dzisiaj wolne. Należy nam się.

– Ale butelkę weź. To też nam się należy.

 

***

 

Zora wróciła do domu nad ranem. Skrzydełka ledwo utrzymywały ją w powietrzu i coraz częściej gubiły rytm, ale mimo iż miała ochotę położyć się i zasnąć na długie godziny, siadła na brzegu szafy i spoglądała na przytuloną matkę z córką, pogrążone w niczym niezmąconym śnie. Tej nocy żaden wstrząs nie poruszył murami ich kamienicy.

Koniec

Komentarze

Witaj.

Okrucieństwo wojny zawsze będzie dramatem, w każdym tekście, w każdej opowieści, w każdym wspomnieniu. :( Trudno tu nie przyznać racji, że ofiarami są zazwyczaj ci, którzy najmniej zawinili. :(

Cieszy fakt, że starczyło pyłku na tę noc. Szkoda, że takich spokojnych nocy nie będzie zbyt wiele. :(

Opowiedziałeś te wydarzenia pięknie, ckliwie i wzruszająco. Gratuluję Ci rzadkiej w obecnych czasach wrażliwości. 

Z technicznych dostrzegłam:

Branka wrócił – literówka.

 

Pozdrawiam. 

 

Pecunia non olet

Ta Branka to tak trochę niefortunnie dobrana, bo cały początek tekstu zastanawiałam się, czy to Branka, czy branka. Generalnie początek sprawił mi trochę problemów, bo “obie” w drugim zdaniu zrozumiałam jako Brankę i Tijanę, ta mama to wydała mi się taka “ogólnie”, nie “w tym momencie”. Dlatego trochę się pogubiłam i te dwa kształty pod kocem były dla mnie nie do końca zrozumiałe.

Ogólnie ciekawy pomysł, na pewno się z takim wcześniej nie spotkałam. Przyznaję, że po pierwszych dwóch akapitach zarzuciłam lekturę, uznając, że nie potrzebuję wojny do śniadania, ale trzy minuty później wróciłam, bo jednak ciekawość nie dawała mi spokoju. To już coś znaczy :)

Tekst ma w sobie takie “trudne” ciepło, bo rozgrzewa serce, choć wiadomo, że to tylko bajka i że rzeczywistość jest dużo brutalniejsza. Cieszę się, że doczytałam do końca i nie zostałam ze swoimi makabrycznymi domysłami ;)

www.portal.herbatkauheleny.pl

Cześć!

 

Bardzo podobał mi się Twój tekst. Przemawia do mnie motyw walki ze złem drobnymi uczynkami. Mała wróżka nie da rady pokonać całej armii, ale może podarować swoim podopiecznym jedną spokojną noc. Piękne. 

 

Mam sugestię techniczną tylko do jednego fragmentu. 

– Nie! – wrzasnęła. – Ja… chcę… – mama nie dowiedziała się czego chciała jej córeczka, ale przytuliła ją tak jak mama przytula płaczące dziecko.

Zapis po drugim myślniku powinien znaleźć się w nowej linii, bo nie jest to narracja dialogowa. Brakuje też przecinków. Podałabym imię mamy wróżki, żeby uniknąć powtórzeń.

– Nie! – wrzasnęła. – Ja… chcę…

Marija nie dowiedziała się, czego chciała jej córeczka, ale przytuliła ją tak, jak mama przytula płaczące dziecko.

 

 

Cześć,

 

Dziękuję wszystkim za uwagi, wprowadziłem już poprawki.

 

@Suzuki M. – faktycznie ten początek jest do edycji – rozumiem o co Ci chodzi i muszę to przemyśleć – jak to ugryzę to wprowadzę zmiany.

 

Z odbioru cieszę się podwójnie, bo tekst się spodobał, ale też odczytałyście go właśnie tak jak chciałem.

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

 Całkiem niezła bajka, szkoda tylko, że mówi o smutnych sprawach. Ale, jak by na to nie patrzeć, bajki są potrzebne także w czasach trudnych i ponurych.

Gratuluję debiutu, Krokusie, i mam nadzieję na Twoje kolejne opowiadania. ;)

 

ko­lej­ny wy­buch, rów­nie gło­śny co po­przed­ni. ―> …ko­lej­ny wy­buch, rów­nie gło­śny jak po­przed­ni.

 

ale z sa­tys­fak­cji ob­darł ją eks­plo­du­ją­cy tuż za oknem po­cisk. ―> Raczej: …ale satysfakcję odebrał jej eks­plo­du­ją­cy tuż za oknem po­cisk.

 

do­wód­ca się­gnął po kubek, wziął łyk i się skrzy­wił. ―> …do­wód­ca się­gnął po kubek, wypił łyk i się skrzy­wił.

Łyków się nie bierze.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję, @regulatorzy! Debiut skromny, ale sukcesywnie będę rozbudowywał tutaj swój dorobek ;) 

 

Uwagi cenne, za które również bardzo dziękuję. Jeszcze dziś postaram się je nanieść na tekst, razem z wcześniejszymi sugestiami.

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Bardzo proszę, Krokusie. Miło mi, że uznałeś uwagi za przydatne. :)

I życzę sukcesów w dalszej pracy twórczej. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej 

 

Zgadzam się z @Suzuki M.

 

Obawiam się, że nie zrozumiałem działania proszku. On pomaga zasnąć czy jest niezbędny do zaśnięcia?

Jeśli jest niezbędny to jak zasnęła matka z córką jeśli cały zapas poszedł do butelki dowódcy?

Jeśli pomaga zasnąć po co używają go w takich sytuacjach jak:

gdzie noc przynosiła jedynie trzeszczący mróz, albo nawet ożywczą rześkość

 

Następnie podczas ostrzału artylerii nie jest się na piętrze w budynku. Nawet jak nie ma się bunkru, schodzi się do jakiejś piwnicy czy coś. Przynajmniej ja bym tak zrobił.

 

Ale żeby nie było że tylko się czepiam to muszę uczciwie przyznać, że tekst mi się podobał.

 

Pozdrawiam^^ 

Pisz to co chciałbyś czytać, czytaj to o czym chcesz pisać

Hej, @aKuba,

 

Dzięki za komentarz. Celowo nie chciałem tłumaczyć dokładnego działania proszku, żeby nie wydłużać tekstu i nie męczyć w krótkim opowiadaniu dokładnym opisem. Zostawiłem zatem spory margines interpretacji, stąd rozumiem Twoje wątpliwości.

W zamyśle miał być środkiem znacznie pomagającym w zaśnięciu. Stąd skoro nie było wystrzałów, to nic nie przeszkadzało w zaśnięciu Tijanie i jej mamie, a poza tym w domu została jeszcze Marija.

W sytuacjach “pokojowych” używają bo… może odpowiem przewrotnie: kto ma dzieci ten nie pyta :D Sam chętnie bym się wyposażył w całą wywrotkę takiego pyłku ;) co wieczór sypałbym wiadrami.

I masz absolutną rację co do siedzenia w pokoju podczas ostrzału. Ja też bym poszedł do piwnicy, albo chociaż wlazł pod stół/łóżko. Mógłbym się chyba tłumaczyć, że to kamienica bez piwnicy, a dziewczyny mieszkają na parterze, ale chyba lepiej się przyznać, że nieodpowiedzialnie zostawiłem je w niebezpieczeństwie. Shame on me.

Dzięki za spojrzenie na logiczną spójność – to też nauka dla mnie.

 

Pozdrawiam!

 

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Hej

 

Czyli nie zrozumiałem bo nie mam dzieci oki XD

Dzięki za spojrzenie na logiczną spójność – to też nauka dla mnie.

Nie ma za co ;)

 

Pozdrawiam 

Pisz to co chciałbyś czytać, czytaj to o czym chcesz pisać

Cześć, Krokusie,

faktycznie całkiem ładne, choć nie wywołało u mnie większych emocji. Odniosłam wrażenie, że za mało opisałeś. Nie zawsze wszystko musi być wyjaśnione, ale tutaj za dużo się dzieje, przez co musiałam przeczytać tekst dwukrotnie. Stylistycznie jest okej, ale żebym to opowiadanie mogło zostać ze mną dłużej, musiałoby być lepsze konstrukcyjnie. Miałam poczucie, jakbyś napisał je głównie dla siebie.

Jeszcze raz napiszę, że nie chodzi mi o brak wyjaśnienia np. działania proszku, bo takie niedopowiedzenia mogą być całkiem fajne. Chodzi mi o sam przebieg fabuły, za dużo chciałeś upchnąć w tak małej formie. Sama skupiłabym się jedynie na usypianiu żołnierzy i, w mojej skromnej opinii, tekst mógłby być wtedy mocniejszy – w szortach lepiej skupić się na jednym obrazie, dopóki brak piszącemu lepszych umiejętności. Sam pomysł jednak ciekawy. Lubię mroczne baśnie. Aczkolwiek przybyłam jako dyżurna, więc musiałam trochę ostrzej ;)

 

 

Przeszła na drugi krąg[+,] wbijając wściekły wzrok w okno, jakby spodziewała się tam kogoś, komu mogłaby w rewanżu wyłupić oczy. 

 

„Uważaj na siebie, córunio!” [+,] pomyślała[+,] głęboko wzdychając.

Pierwszy przecinek jest moją propozycją, sądzę, że lepiej to wygląda.

 

 

Powodzenia w dalszym pisaniu! ;)

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Ładna bajka, choć przydałby jej się jeszcze ostatni szlif. Imię wróżki kojarzy się z rzeczownikiem: branka – kobieta wzięta do niewoli, co nie pozwala płynnie wejść w opowieść. Mama wróżki pojawia się trochę ni z gruszki ni z pietruszki, fajnie byłoby ją wprowadzić wcześniej i wyjaśnić, czemu w ogóle tam jest.

Jednak pomysł na spokojny sen dzieci w czasie ostrzału bardzo mi się podobał. Biorąc pod uwagę okropieństwa wojny, sen wydaje się czymś nie aż tak istotnym, ale udało Ci się zagrać tym motywem tak, że rzeczywiście porusza :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

No, to ja podpiszę się pod poprzednikami, jako kolejny okaz do kolekcji osób, które ten smutny obrazek poruszył.

Nie ma dla mnie niczego gorszego od cierpienia dziecka. Bo dziecko nie rozumie, dlaczego cierpi, tak mało widziało i tak niewiele przeżyło i obrazy takie jak ten, zawsze będą budziły mój sprzeciw. Oczywiście mam na myśli nie Twój tekst, ale to, co w nim pokazujesz.

Troszku się z powodu imienia Branka pogubiłem na początku, ale Suzuki i Irka już wyjaśniły Ci dlaczego, więc się nie powtarzam.

Podobało mi się.

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Bardzo dziękuję za wszystkie uwagi.

 

@Lana – przecinki wprowadziłem… za wyjątkiem tego po cudzysłowie – mi z kolei nie przypasował, ale będę szukał po książkach, jak to się robi, bo przyznam, że trochę się przy nim w głowę podrapałem, oczy poprzecierałem. I bardzo dziękuję za nieco inne spojrzenie na tekst i ciekawe uwagi odnośnie konstrukcji

@Irka – dziękuję, a w przyszłości obiecuję napisać coś optymistycznego ;)

@Outta – cieszę się, że się podobało, zapraszam ponownie ;)

 

To może trochę żeby się wytłumaczyć, a trochę żeby rzucić na sprawę nieco światła: szukałem dla bohaterki imienia wśród imion bałkańskich i Branka pasowała idealnie, bo znaczy “wspaniały obrońca”. Dumny byłem jak paw z takiego znaleziska, ale o brance w języku polskim oczywiście nie pomyślałem, po czym zacząłem od tego pierwsze zdanie. No brawo, Krokusie…

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć,

 

ja też mam kłopot z początkiem – wydawało mi się, że Branka jest “dorosłą” wróżką, potem okazało się, że jest “mała” jest “córeczką”, itd. Dodatkowo dwie matki na początku też sprawiły, że się pogubiłem – kto kogo przytula, kto jest kim w tej relacji. Być może warto zastanowić się jak lepiej ten początek poukładać.

 

Tekst ogólnie mi się podoba. Dobre zestawienie bajkowego świata z grozą wojny. Historia ma początek, rozwinięcie i zakończenie, jest cel i jego realizacja – bardzo fajna konstrukcja :)

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

@BasementKey – dzięki za uwagi, weszły od razu cztery bohaterki i nie opanowałem tej mocy :D Ale cieszę się, że ostatecznie się podobało.

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Ciepła i sympatyczna bajka. Szkoda, że tylko bajka. Bardzo słodka, kobieca, a nawet dziewczęca.

Ja też zawiesiłam się na brance/Brance, ale jakoś przetrwałam.

Aha, przydałby się drugi przecinek w tytule.

Babska logika rządzi!

Hej, Finkla!

 

Zmienię Brankę (choć była tak “idealnym” imieniem!) jak tylko się zbiorę, żeby ten tekst porządnie przeredagować. Za to przecinek dodałem już teraz ;)

Szkoda, że tylko bajka.

Bajką miała być (także cieszę się z odbioru), ale mnie samego, może i naiwnie, trochę pociesza, że może jest gdzieś coś, co takim dzieciom podaruje choć jedną spokojną noc.

 

Pozdrawiam i dzięki za klika!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć,

 

Wreszcie zabrałem się za edycję tego opowiadania. Przyznam, że mnie samego uderzyło to, jak zyskało na aktualności w obecnej sytuacji. I choć opisywałem sytuację z wojny w Bośni, to czy nie mogłaby wydarzyć się w Kijowie, Charkowie, czy Mariupolu?

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Warto było przypomnieć ten tekst, bo dzięki temu do niego trafiłem. Rozumiem, że nie chciałeś tak ingerować w treść, ale aż się prosi, żeby Sarajewo zamienić na któreś z ukraińskich miast niestety. Zamień, chyba nikt tego nie weźmie Ci za złe, albo może tak by można dać: “…Sarajewo/Mariupol…” Klik.

Witaj, Misiu! 

Myślę, że realia wyglądają teraz nieco inaczej, trzebaby zmian nie tylko w nazwie miasta, ale jak sam widzisz, analogia nasuwa się sama. Jak siadałem do poprawek w marcu, to chociaż wiedziałem o czym jest, uderzył mnie znacznie mocniej niż wcześniej.

Dziękuję Misiu, za miły, choć podszyty smutkiem komentarz i klika! 

Pozdrawiam! 

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Hej Krokusie!

 

Na początek, kilka małych uwag:

 

Szafa, na której siedziała[+,] zadrżała, ← raczej przecinek

Mama Zory, Marija, zaciągnęła córkę do dziury w ścianie, gdzie miały urządzony pokoik. Młoda wróżka wyrywała się z coraz mocniej.

Tutaj się zgubiłam. Piszesz najpierw o jednej mamie, potem o drugiej i trochę zajęło mi pokojarzenie, że w ogóle są dwie, zwłaszcza, że o mamie Zory na początku nie wspominasz, sugerując, że w pokoju są trzy osoby.

 

Fajna opowieść, znalazłeś ciekawy sposób na przedstawienie wojny. Jak dla mnie, wyrzuciłabym tylko nazwę miasta, by opko stało się bardziej uniwersalne ;) Trochę szalone połączenie smutku wojny, a całkiem komiczną sytuacją z alkoholem, ale to nie problem, ja lubię takie miksy ;P

 

Dziękuję za lekturę!

Cześć, Gruszel!

 

Przecinek dodany, dzięki!

Już wcześniej opko cierpiało na takie przypadłości, jak widać wciąż nie do końca to opanowałem. W pomieszczeniu były faktycznie trzy osoby. Mama Zory przyleciała ratować córkę, gdy zobaczyła, że ta wyleciała na zewnątrz.

W sumie wyrzucenie nazwy miasta to chyba dobry pomysł, bo każdy może je sobie dopowiedzieć sam – z drugiej strony imiona bohaterek mogą wskazać lokalizację. W każdym razie – wywalone :)

Chciałem właśnie zmiksować trudny temat z bajkowym klimatem :)

 

Dzięki za wizytę i komentarz :)

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Już wcześniej opko cierpiało na takie przypadłości, jak widać wciąż nie do końca to opanowałem. W pomieszczeniu były faktycznie trzy osoby. Mama Zory przyleciała ratować córkę, gdy zobaczyła, że ta wyleciała na zewnątrz.

Warto więc by rzucić choć jednym słowem, że się tam pojawiła (i skąd, co ona, czatowała czy drzwiach?).

 

Chciałem właśnie zmiksować trudny temat z bajkowym klimatem :)

 

Więc się udało ;P

Jaka szkoda, że takich wróżek nie ma, a wojskowi istnieją.

Zagłosowałem.

lck

Cześć, Lechckrol!

 

Kto wie, czy ich nie ma – może robią co mogą, ale to wciąż za mało :(

Wojskowi niestety istnieją i robią “swoje”.

 

Dziękuję za klika – to mój debiutancki tekst tutaj i czekał na bibliotekę blisko 1,5 roku :D

 

Pozdrawiam!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Nowa Fantastyka