- Opowiadanie: Marta Kirin - Scena z życia stacji New Hope

Scena z życia stacji New Hope

Piszę na potrzeby swojego uniwersum krótkie scenki z życia na stacji, gdzie dzieje się akcja pierwszej części mojej trylogii. Może się wam taki szorcik spodoba, a ja chętnie posłucham opinii.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Scena z życia stacji New Hope

Lhamo siedziała przy stoliku i bawiła się swoją przytulanką w kształcie nohoja, czatuskiego domowego zwierzaka, którego w życiu nie widziała. Nohoj nazywał się Czuczi i właśnie spacerował po trawie, którą Lhamo wyobrażała sobie jako metalową podłogę w kolorze zieleni. Nigdy nie widziała prawdziwej, ale mama mówiła, że jest zielona i się po niej chodzi.

– Lhamo!

Podniosła głowę wyrwana z zabawy, obróciła się w krzesełku i uśmiech rozjaśnił jej twarz.

– Tatuś! – krzyknęła, złapała Czuciego za łapę i podbiegła do taty.

– Cześć, skarbku.

Uklęknął na jedno kolano. Był wysoki niczym szyb windowy, którym jeździli do domu. Zawsze musiała zadzierać wysoko głowę do góry, żeby zobaczyć jego twarz. Kochała, kiedy zniżał się do niej. Zarzuciła mu ręce na szyję i przytuliła się.

– Chyba zapomniałaś czegoś – mruknął.

Spojrzała na co wskazuje. Granatowy plecak leżał porzucony przy stoliki. Lhamo puściła tatę i podbiegła po plecak.

– Przepraszam za spóźnienie – usłyszała, jak tata tłumaczy się pani nauczycielce. – Mieliśmy skończyć dwie godziny wcześniej…

– Nic się nie stało – odparła spokojnie pani Andrews. Lhamo uśmiechnęła się szeroko i podskakując lekko wróciła do dorosłych.

– Tylko… Proszę porozmawiać z nią, żeby nie używała czatuskiego na lekcjach.

Tata milczał i jakby zastygł w miejscu.

– Wymsknęło się jej kilka słów dzisiaj. Inne dzieci podłapują i trudno utrzymać mi dyscyplinę w klasie.

– Rozumiem – odparł cierpko tata.

Lhamo posmutniała. Czy był na nią zły? Opuściła głowę i poczuła, że się rumieni. Nagle tata schwycił ją łagodnie za rękę i pociągnął do wyjścia.

– Do jutra, Lhamo! Nie zapomnij czerwonej kredki, jutro będziemy malować flagę Newarii!

– Dobrze! – krzyknęła zadowolona Lhamo. – Paaa!

 

 

Trzymała tatę ciągle za rękę, kiedy wchodzili do windy. Tata nic nie mówił i Lhamo się trochę bardziej zmartwiła, ale zapomniała o tym, gdy tylko winda zaczęła jechać w górę.

– Dlaczego jedziemy w górę, pala? – zapytała, marszcząc brwi. – Dom jest w dole.

– Wiem, skarbku – powiedział tata, nie patrząc na nią. Zadarła mocno głowę do góry, żeby odnaleźć jego twarz. Schowana była jednak w cieniu. – Jedziemy do emczin po lekarstwa dla mamy.

Lhamo opuściła głowę i zapatrzyła się we własne brudne buty, które były niegdyś białe.

– Mama się źle czuje? – zapytała cicho.

Nie wiedziała, czy tata ją usłyszał.

– Troszkę – powiedział w końcu. – Nie martw się. Emczin pomoże.

Lhamo przełknęła ślinę. Bała się zadać następne pytanie, ale tatuś mówił, żeby zawsze mówiła mu jak coś ją martwi.

– Pala?

– Tak?

– Jesteś na mnie zły?

– Co? Nie! Dlaczego?

Spojrzała na niego i tym razem nachylił się, widziała jego zmartwioną twarz.

– Że mówiłam po czatusku w szkole? Pani Andrews była zła.

Pomimo tłoku w windzie, który zrobił się na przystanku na następnym piętrze tata zdołał uklęknąć przed nią i złapać ją za ramiona. Na jego lewym nadgarstku widniała blizna po usuniętym tatuażu, który tak lubiła Lhamo, ale tata wytłumaczył, że żeby dostać prace musi się go pozbyć. Lhamo pamiętała napis po czatusku, wtedy wydawały się jej szlaczkami, a nie literami, były ładne. Teraz już w szkołach nie uczono czatuskiego. Był zabroniony.

– Nie, skarbku. Nie jestem zły. Postaraj się po prostu w nim nie mówić w klasie, dobrze?

Pokiwała smutno głową.

– Ale ja lubię… – bąknęła cicho.

Tata uśmiechnął się szeroko.

– W domu pośpiewamy po czatusku, co ty na to?

Lhamo uśmiechnęła się szeroko i przytuliła do taty.

– Ale w szkole staraj się używać tylko newarskiego, dza?

Pokiwała głową.

– To ważne – powiedział poważnie, jego twarz była niemal smutna. – Musisz się uczyć, bo kiedyś pozwolą nam wylecieć poza stację. Musisz się uczyć, żeby mieć lepszą pracę niż ja i mama.

Lhamo uśmiechnęła się lekko.

– Dobrze, pala.

Koniec

Komentarze

Cześć, Marto!

 

Spodobał mi się Twój szort – niby niewiele się tu dzieje, ale kwestia języków zapowiada się bardzo ciekawie. Chętnie poznam kolejne części!

Jeśli chodzi o język i styl – piszesz bardzo lekko, przyjemnie się to czytało. Chciałam Ci tylko zwrócić uwagę na jeden fragment, który warto by było poprawić:

Spojrzała na co wskazuje. Granatowy plecak leżał porzucony przy stoliki. Lhamo puściła tatę i podbiegła po plecak.

„Spojrzała, na co wskazywał [albo lepiej: Spojrzała na to, co wskazywał]. Granatowy plecak leżał porzucony przy stoliku. Lhamo puściła tatę i podbiegła po swoją rzecz [nie jest to może najlepsza propozycja, ale warto by czymś zastąpić ten „plecak”, żeby się nie powtarzał].”

 

Pozdrawiam!

„Bóg jest Panem aniołów i ludzi, i elfów” – J.R.R. Tolkien

nati-13-98 – dziękuję ! :) Bardzo się cieszę, że się spodobało :) 

 

A z tym plecakiem, kluczyłam i głowiłam się nad tymi zdaniami trochę i wyszło jak wyszło… i jeszcze literówka weszła… Dziękuję za poprawkę! i jeszcze pomyślę, jak to zgrabniej napisać :) 

N.S.N.P

 

Lhamo pamiętała napis po czatusku, wtedy wydawały się jej szlaczkami, a nie literami, były ładne. – Mówisz w tym zdaniu o napisie, więc wydawał itd.

 

Hej. Przeczytałem z racji dyżuru i jestem nieco zawiedziony, gdyż tekst okazał się rasowym fragmentem. Na szczęście, krótkim. Sugeruję, aby zmienić oznaczenie na fragment. Oczywiście, mogłabyś napisać wprawkę, która dzieje się w Twoim uniwersum, ale powinna mieć jakąś historię. A tutaj mamy wyrywek, który nic nie wnosi. Jest dziewczynka, jest ojciec, kilka dziwnych określeń, koniec. Fragmencik bez jakiegoś konkretnego celu. Napisany całkiem całkiem, większych zgrzytów nie było. Interpunkcja mi natomiast zgrzytała w paru miejscach, ale tego się nie tykam, bo się jeszcze poparzę.

Pozdrawiam!

Realuc, ale ja nie pisałam tego jako fragment większego tekstu. Tylko właśnie jako taki szort… scena z życia, która ma pokazać jakiś aspekt. Celem było pokazanie, że ludzie przebywający na stacji imperium nie mogą nawet uczyć się w swoim języku, a wręcz nawet usuwać znaki swojej tożsamości narodowej (jak tatuaż). 

 

Dziękuję za komentarz :) 

N.S.N.P

Rozumiem, jednak pokazujesz aspekt, który może ma znaczenie w kontekście Twojej powieści, jednak jako oddzielny byt w szorcie już nie. Niczego nie wnosi w tym konkretnym tekście. A czytając konkretny tekst, który niby fragmentem nie jest, oczekuję że bez znajomości jakiegoś tam uniwersum będzie spójny oraz będzie miał swoją odrębną, zaczynającą się i kończącą historię.

Marto, takie scenki mają dla czytelników sens i znaczenie, jeśli znają uniwersum. Jakby to napisał Sapkowski w uniwersum Wiedźmina, Jadowska w Thorn czy Pilipiuk w uniwersum Wędrowycza, to odpowiednie fandomy zapewne by się zachwyciły.

Niestety w sytuacji, kiedy Twojego świata nie znamy – dostajemy obyczajowy kawałek, wyrwany z kontekstu, naszpikowany nic nie mówiącymi nazwami.

Dlatego sugeruję, żebyś nam zaprezentowała swoje uniwersum w pełnokrwistym opowiadaniu (byle nie za długim na początek…), gdzie będzie nienachalne światotwórstwo, ciekawe postacie i zamknięta fabuła, broniąca się jako samodzielna całość.

 

Celem było pokazanie, że ludzie przebywający na stacji imperium nie mogą nawet uczyć się w swoim języku, a wręcz nawet usuwać znaki swojej tożsamości narodowej (jak tatuaż).

Tylko że my nie wiemy, co to za imperium (chyba że jest to fanfik do SW, co mógłby sugerować tytuł), co to za stacja, co to za ludzie, dlaczego kwestia nauki we własnym języku jest w ogóle problemem, o co chodzi ze znakami tożsamości narodowej? Nie budzi to w nas emocji, bo nic nie wiemy o świecie ani bohaterach. Rozumiem, że Ty piszesz takie scenki dla siebie, bo w ten sposób budujesz uniwersum, każdy ma na to swój sposób. Ale to jest zrozumiałe wyłącznie dla Ciebie.

http://altronapoleone.home.blog

No, historii tutaj za bardzo nie ma. Jest jedynie scenka z życia jakiejś stacji. Nawet nie wiemy, gdzie ona się znajduje – w kosmosie, pod ziemią? Sporo ludzi tutaj pisze w jakimś uniwersum, ale to są jednak zamknięte historie, zawsze zawierają jakąś spójną opowieść. I tego mi w Twoim szorciku brakuje.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

drakaina → moje dwa opowiadania z uniwersum wiszą tu gdzieś ;) “Wielka gra” i “Pogranicze w ogniu”, które też zresztą komentowałaś kiedyś. Ale to już było dawno i nieprawda :) 

Dzięki za komentarz :) Chodziło mi nie o konkretnie przedstawianie uniwersum a po prostu dwójki bohaterów – ojca i córeczki, którzy mają swoje problemy, całkiem podobne do tego, które mają np. mniejszości etniczne na terenie Chin, gdzie zabrania się im uczyć swojego języka…. (np. Tybetańczycy)… Tylko tyle ;) Ale rozumiem, że mogło nie chwycić po prostu. 

 

Irka_Luz → stacja jest w kosmosie ;) tag zaznaczyłam, ale rozumiem… Dla mnie to była po prostu pojedyncza scenka, którą chciałam zaprezentować. Nic poza tym. 

 

Dziękuję Wam za komentarze. Przemyślę je. 

N.S.N.P

Przeczytałam bez przykrości, bo ładnie to napisane, ale pewnie natychmiast zapomnę, bo nie bardzo wiem, Marto, o co tu chodzi. Tak krótki fragmencik pozbawiony kontekstu jest po prostu nieczytelny. :(

 

Za­wsze mu­sia­ła za­dzie­rać wy­so­ko głowę do góry… ―> Masło maślane – czy mogła zadzierać głowę do dołu?

Wystarczy: Za­wsze mu­sia­ła za­dzie­rać wy­so­ko głowę

 

Gra­na­to­wy ple­cak leżał po­rzu­co­ny przy sto­li­ki. ―> Literówka.

 

Za­dar­ła mocno głowę do góry… ―> Masło maślane.

Wystarczy: Za­dar­ła mocno głowę

 

zdo­łał uklęk­nąć przed nią i zła­pać za ra­mio­na. ―> Czy oba zaimki są konieczne?

 

– To ważne – po­wie­dział po­waż­nie… ―> Nie brzmi to najlepiej.

Może: – To istotne – po­wie­dział po­waż­nie

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję za uwagi regulatorzy! :) Masz rację z tym zadzieraniem głowy. Aż się zastanawiam dlaczego tak to pisałam… Dziękuję wprowadzam sobie poprawki.

 

Dobra następnym razem postaram się o więcej kontekstu :) 

N.S.N.P

Bardzo proszę, Marto. Miło mi, że uznałaś uwagi za przydatne. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć, 

Nie chcę się powtarzać po wszystkich, ale mi też bardziej wygląda to na fragment, a nie szort. Przymykając na to oko, tekst mi się podobał, choć wolę sci-fi w stylu pana Dukaja, niż pani Collins, jak ten fragment sugeruje ;) Niemniej, jest to ładnie napisane, wyglada na  ciekawe uniwersum, tyle że przy takiej ilości znaków, trzeba sobie bardzo dużo dopowiedzieć. 

pozdrawiam!

Zawsze coś da się poprawić

Kulosław → dziękuję za komentarz. Ja czasem lubię takie niedopowiedzenia i żeby wyobraźnia podziałała. Ale rozumiem :) 

 

Następnym razem zastanowię się jak to ubrać w szerszy kontekst. 

N.S.N.P

Cześć. 

Gdyby to była taka zajawka, mająca zareklamować większy tekst, to pewnie bym się złapał. Warsztatowo jest całkiem przyzwoicie – narracja, dwójka bohaterów, ciekawy pomysł na język, ale mam podobne wrażenia, jak reszta Szanownych – troszkę za mało tu treści, takiego cukru w cukrze :D. 

Dobry szort IMHO to przede wszystkim ciekawy twist i mocna puenta. Wtedy zostaje w głowie czytelnikowi. Tutaj mamy spokojną scenkę rodzajową. Jako takiej – nic jej nie brakuje i jest bardzo przyjemna do poczytania. Świetnie by pasowała jako uspokajacz akcji, albo infodump w większej opowieści. Pozostawiona sama sobie… no cóż, to dalej tylko scenka rodzajowa i nie pozostaje mi nic, tylko zaczekać na Twój obszerniejszy tekst. :]. 

 

 

powodzenia!

M.

kalumnieikomunaly.blogspot.com/

MordercaBezSerca → dziękuję bardzo za komentarz! :) 

Obszerniejszy tekst pewnie będę wrzucać, (dwa opowiadania kończę sobie powoli :) ). 

Ta dwójka bohaterów momentalnie pojawia się u mnie w powieści :) Cieszę się, że scenka jako scenka wyjęta z kontekstu i tak się podobała. 

 

Pozdrawiam! :)

N.S.N.P

Witaj.

Ciekawie opowiedziana scenka, widać, że to pewna część większej całości, daje się wyczuć zapowiedzi oraz kontynuacje pewnych zdarzeń i historii, odgadujemy głównych bohaterów, a także ich problemy.

Spragniona reszty, gratuluję zainteresowania Wszystkich tym fragmentem. 

Pozdrawiam. :) 

Pecunia non olet

szyb windowy, którym jeździli

Szybem windy raczej się nie jeździ. Szyb to dziura w budynku, w której porusza się winda.

 

Rzeczywiście bez znajomości uniwersum to tylko scenka, w której zrozumieć wagę problemów spadających na głowy bohaterów. 

Ale przyjemnie się czytało.

Bruce => dziękuję :) 

ManeTekelFares → w punkt z szybem ;) cieszę się, że przyjemnie :) 

N.S.N.P

Nowa Fantastyka