
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Leżał w kałuży własnej krwi, pojękując cicho i wpatrując się w sieć cienkich strużek światła przenikających przez drewniany sufit. Jego uwagę zwrócił szczęk otwierającego się zamka w masywnych drzwiach, do celi weszła kobieta. Ubrana na czarno pozostała prawie niewidoczna w półmroku. Spojrzała na leżącego więźnia, uniosła brwi i spojrzała na strażnika stojącego obok niej.
– Żyje? – Zapytała z trudem opanowując gniew.
– Jeszcze – Odburknął.
Kobieta słysząc odpowiedz żołnierza uśmiechnęła się szeroko i zapytała.
– Nowy?
– No…
– No? – Powtórzyła powoli z niedowierzaniem. – Kumple muszą cię strasznie nie lubić. – Dodała rozbawionym tonem.
Podeszła do jęczącej kulki szmat na podłodze, czubkiem buta odwróciła ją na plecy i pochyliła się nad biedakiem. Przyjrzała się uważnie. Więzień na całej klatce piersiowej miał głębokie nacięcia, z których ciągle jeszcze kapała krew. Całe ciało porządnie posiniaczone, a palce w obu dłoniach sterczały na różne strony. Wstała i bez słowa wyszła z celi, strażnik zamknął drzwi i ruszył za nią.
Wyszła z podziemi i oślepił ją śnieg, od którego dodatkowo odbijały się promienie słońca. Mrużąc oczy i trzęsąc się z zimna ruszyła do pobliskich schodów prowadzących na mury. Gdy już wdrapała się na górę kazała żołnierzowi pełniącemu wartę jak najszybciej biec po lekarza. Czekając aż przyjdzie przechadzała się po murze obserwując kołujące w górze ptaki. Zwróciła uwagę na strażnika z lochów, który najwyraźniej uznał, że jego robota już się skończyła i ruszył z powrotem do więzienia. Przynajmniej byłoby mu cieplej niż na górze.
– Hej! Podejdź tu. – Zawołała.
Ten odwrócił się i po chwili wahania, przeklinając pod nosem ruszył z powrotem.
– Tak? – Zapytał znudzonym głosem, wykonując coś co miało być salutem.
– Od swoich ludzi wymagam dwóch rzeczy. – Powiedziała tłumiąc złość. – Ślepego posłuszeństwa i szacunku… – Przerwała na chwilę intensywnie wpatrując mu się w oczy, dopóki nie odwrócił wzroku. – Żołnierze nie spełniający mych wymagań nie są mi potrzebni… – Szybkim ruchem wyciągnęła z rękawa sztylet i podcięła mu gardło.
Krew trysnęła obficie z rany. Chwyciła upadające na nią ciało i z wysiłkiem zepchnęła je z muru, spadając nadziało się na zaostrzone pale wbite w ziemię. Dysząc ciężko spojrzała na sztylet, z którego krew kapała na świeżo napadany śnieg, plamiąc go szkarłatem. Zewsząd zaczęły zlatywać się wrony i kruki walczące ze sobą o kawałek ciała. Otarła ostrze o swoje udo i schowała go do rękawa. Ruszyła powoli po wąskich i cholernie śliskich schodach ku medykowi, który czekał już na nią przed wejściem do podziemi.
Lekarz spojrzał na nią wystraszony. Twarz i ubranie miała zalane krwią.
– Nie jest moja. Zaprowadź tego nowego więźnia do stajni. Tam powinno mu być cieplej. I lepiej żeby przeżył. – Nie czekając na odpowiedź ruszyła do wieży, w której obecnie mieszkała. Teraz marzyła tylko o gorącej kąpieli i świętym spokoju.
– Tak jest. – Mruknął wpatrując się w plecy odchodzącej kobiety. Po dłuższej chwili drgnął i popędził wykonać rozkaz. Ona nie lubi czekać.
Weszła do swojego mieszkania, jak nazywała pomieszczenie w wieży, które kiedyś było spichrzem. Poprzedni dowódca Strażnicy zanim odszedł kazał specjalnie przygotować dla niej wygodny pokój. Choć w jej mniemaniu wygodnym nie można nazwać izby trzy na trzy metry, w której niema nawet okien, to zwykli żołnierze mogli jej tylko zazdrościć. Oni spali na ziemi w „koszarach", jak szumnie nazwano rozsypującą się, jednopiętrową ruderę dobudowaną do stajni, trzęsąc się z zimna co noc. Od razu rozpaliła w kominku i zaczęła przygotowywać kąpiel. Czekając, aż woda się zagotuje próbowała zmyć krew z twarzy. Usłyszała pukanie.
– Wejść! – Powiedziała nie odwracając się w stronę drzwi, dalej szorowała twarz.
– Przyniosłem śniadanie… Ppani. – Zająknął się Ardan.
Odwróciła się i spojrzała na niego spode łba. Ardan był najbardziej znienawidzonym człowiekiem w Strażnicy. Był kucharzem, a przynajmniej próbował nim być. Jedyne czego w tych stronach było pod dostatkiem to wrony i kruki, które to specjalnie smaczne nie są, a na ich mięsie można połamać zęby. Żołnierze służący tu po parę lat mieli serdecznie dość wron na obiad, śniadanie i kolację, więc parę razy próbowali wytłumaczyć ręcznie kucharzowi, że przydała by się zmiana w jadłospisie, przez co Ardan stał się teraz kłębkiem nerwów. Sam jednak, nic nie może poradzić na to, że wozy z zaopatrzeniem z pobliskiego miasteczka nie docierają, albo w ogóle nie są wysyłane do strażnicy. Ludzie musieli znaleźć sobie kogoś, kogo obarczyli by za parszywe posiłki, padło więc na kucharza.
– Kk kruk ppie pieczony i chleb. – Wyjąkał wskazując na talerz. – Mmm młody, więc powinien być dobry. – Postawił talerz na stole.
– Przynieś mi jeszcze wina. – Poleciła mu.
Wyszedł i dziesięć minut później wrócił zziajany z butelką wina, które specjalnie przywiozła ze sobą ze stolicy. Piła je tylko kiedy miała naprawdę parszywy nastrój. Traktowała go jako swój największy skarb. Jedna butelka takiego wina w mieście kosztuje tyle co cały miesięczny żołd tutejszego strażnika.
Rozebrała się i weszła do wanny. Nalała sobie wina do pucharu i powoli popijała delektując się jego doskonałym smakiem, wyraźnie wyczuwała słodycz południowych winnic i przyjemny, delikatny posmak ziół z Darren. Te chwile były jedyną jej rozrywka w tej zapadłej dziurze. Trzy lata temu mieszkała w rodzinnym domu w stolicy. Zabawiała się knuciem intryg przeciwko innym możnym, wychodziło jej to całkiem dobrze, dopóki ktoś nie postanowił zabawić się nią. Została oskarżona o otrucie ulubienicy cesarza. Ten Ktoś zaplanował wszystko bardzo dokładnie, nawet znaleźli się świadkowie ze służby, którzy podobno widzieli jak podarowała jej parę butelek ulubionego wina. Nie powieszono jej tylko dlatego, że parę osób sporo jej zawdzięczało. Cesarz ostatecznie zgodził się na jej służbę w wojsku. Wylądowała pół tysiąca mil od swojego domu, na granicy Imperium. Z początku z braku lepszego zajęcia myślała jak odwdzięczyć się za wszystko, co ją spotkało, jednak z czasem układanie planu przerodziło się w jej obsesję, a teraz dodatkowo los podsunął jej tego biedaka z więzienia.
Słabiutko napisane. Popracowałbym na tym jeszcze, poprawił to i owo. Pierwszy przykład z brzegu:
- Kk kruk ppie pieczony i chleb.
Nie "kk kruk" a raczej "K-k-kruk" tudzież "K-k... kruk".
Błędny zapis dialogów.
Powtórzenia np. "spojrzała na więźnia... spojrzała na strażnika"
Źle skonstruowane zdania.
Raz nawet pojawiło się kilka zdań w czasie teraźniejszym...
A co do treści, to przyznam szczerze, że nie specjalnie wciąga...
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)
Zanim poprawiłem błędy sam zdążyłem się znudzić i pisaniem dalszego ciągu i pracą nad tym co już miałem. Wrzuciłem to na stronkę żeby zobaczyć jakie będą komentarze.
Szczerość za szczerość. Jeżeli już Cię znudziło pisanie dalszego ciągu, to po co pokazujesz początek?
No, chyba że zmienisz zdanie, poprawisz co należy i dopiszesz kontynuację. Wtedy i ja zmienię na lepsze zdanie...
Skoro pisanie danego opowiadania Cię nudzi, to chyba coś jest nie tak - z opowiadaniem. Pisanie czegoś na siłę nie ma specjalnego sensu, nie na tym etapie, kiedy nie jesteś (?) zawodowcem. Póki co, to powinna być przyjemność, póki co nic innego z pisania się nie ma. No, i dawanie innym takiego opowiadania do czytania, też sensu nie ma...