- Opowiadanie: Monique.M - Ostróżka

Ostróżka

Za­pra­szam do wy­ru­sze­nia na przy­go­dę z wróż­ka­mi chrzest­ny­mi, smo­ka­mi, wiedź­ma­mi i od­waż­ny­mi nie­wia­sta­mi.

 

Ogrom­nie dzię­ku­ję moim be­tu­ją­cym za po­świę­co­ny czas i uwagi, dzię­ki któ­rym opo­wieść stała się jesz­cze bo­gat­sza (ko­lej­ność al­fa­be­tycz­na): Asy­lum, Ka­sjo­pe­ja­ta­les, Ko­ime­oda, Oidrin, Outta Sewer.

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Ostróżka

Czy chce­cie po­słu­chać bajki?

Oczy­wi­ście, że chce­cie, ina­czej nie się­gnę­li­by­ście po mój pry­wat­ny pa­mięt­nik.

Więc po­słu­chaj­cie…

 

 

środa, 20 czerw­ca 1812

Stu­kot młot­ka, wbi­ja­ją­ce­go gwóźdź w roz­ło­ży­stą ja­błon­kę, od­bi­jał się echem po wio­sce. Z tru­dem prze­pchnę­łam się przez ga­wiedź. Szturch­nię­ta żona mły­na­rza spoj­rza­ła na mnie krzy­wo, ale zaraz się od­wró­ci­ła. Co jak co, ale po­tra­fi­łam czło­wie­ka prze­szyć wzro­kiem na wskroś. He­rold szyb­ko od­czy­tał ob­wiesz­cze­nie o ksią­żę­cym ślu­bie, po czym jesz­cze szyb­ciej znik­nął. Jak i tłum, który wró­cił do swo­ich zajęć.

No tak, ko­lej­na dawno za­gi­nio­na księż­nicz­ka od­na­la­zła się cała i pra­wie zdro­wa, w do­dat­ku z ko­szem ru­mia­nych ja­błek, które przy­cią­gnę­ły księ­cia. Środa to ponoć szczę­śli­wy dzień ty­go­dnia, dla nie­któ­rych na pewno. Zer­k­nę­łam na wczo­raj­sze ob­wiesz­cze­nie z na­ry­so­wa­nym na dole krysz­ta­ło­wym pan­to­fel­kiem. I jesz­cze wcze­śniej­sze, gdzie pierw­sze skrzyp­ce grały dłu­uugie, blond włosy. Za to po­do­biź­nie Śpią­cej Kró­lew­ny syn drwa­la wła­śnie skradł so­czy­ste­go ca­łu­sa… a fuj. Od­wró­ci­łam się znie­sma­czo­na, pro­sto na ko­lej­ne ob­wiesz­cze­nie, tym razem zza sied­miu gór i lasów.

Co to ma być?! Wysyp kró­lew­skich córek i bied­nych dziew­czyn, do któ­rych los się uśmiech­nął? A co ze mną? Nie mam co praw­da wrze­cio­na, ale na pewno jakiś cie­ka­wy ar­te­fakt się znaj­dzie. A na pewno długi, przez które stra­cę swoją cha­tyn­kę. Łzy same na­pły­nę­ły do oczu na wspo­mnie­nie mat­czy­nych ra­mion tu­lą­cych mnie wie­czo­ra­mi przy cie­płym ko­min­ku. Choć ży­ły­śmy tam skrom­nie, by­ły­śmy szczę­śli­we. Teraz po­zo­stał mi tylko dom. Ukrad­kiem wy­tar­łam wil­got­ny po­li­czek, prze­pę­dza­jąc smut­ne echo prze­szło­ści.

A może od­py­cham kan­dy­da­tów swoim nie­wy­pa­rzo­nym ję­zy­kiem? Fakt, je­stem bez­po­śred­nia i za­zwy­czaj naj­pierw po­wiem, nim po­my­ślę. Ale mam za to złote serce, a przy­naj­mniej tak mi się zdaje… Czy to grzech pra­gnąć choć tro­chę szczę­ścia i kogoś kto otrze łzę lub po pro­stu bę­dzie trwać przy twym boku na dobre i na złe? Za­miast się żalić, dzia­łaj, za­wsze po­wta­rza­ła ma­tu­la. I choć miała rację, cza­sem bywało to bar­dzo trud­ne.

Znie­chę­co­na opar­łam się o drze­wo, patrzyłam na Mary, próbującą doskoczyć do ru­bi­no­we­go jabł­ka. Mała ska­ka­ła, nie pod­da­jąc się, lecz była sta­now­czo za niska. W końcu litość mnie zdjęła i ze­rwa­łam jej to jabł­ko. A dru­gie dla sie­bie. Nie cze­ka­jąc na po­dzię­ko­wa­nia, ru­szy­łam do domu, skry­te­go wśród kwit­ną­cych ostró­żek na dru­gim końcu wio­ski.

Idąc je­dy­ną drogą w wio­sce, przy­glą­da­łam się za­nie­dba­nym do­mo­stwom są­sia­dów. Łusz­czą­ca się farba, prze­gni­łe strze­chy czy prze­krzy­wio­ne okien­ni­ce stały się nie­od­łącz­nym ob­ra­zem tej spo­łecz­no­ści. Nie­gdyś za­dba­ne ogród­ki teraz wzię­ły w po­sia­da­nie chwa­sty. Coraz trud­niej­sze czasy spo­wo­do­wa­ne wie­lo­let­ni­mi su­sza­mi i ksią­żę­cy­mi we­se­li­ska­mi spra­wi­ły, że uśmiech i ludz­ka życz­li­wość ode­szły w za­po­mnie­nie, za­stą­pio­ne cięż­ką pracą i obo­jęt­no­ścią. Gdyby ma­tu­la nadal żyła, serce na pewno pękło by jej z żalu.

Wtem zza cha­łu­py szew­ca roz­legł się prze­raź­li­wy sko­wyt. Dreszcz prze­szedł całe moje ciało. Chcia­łam to zi­gno­ro­wać, ale no, nie mo­głam no. Gdy tylko wy­szłam zza węgła zo­ba­czy­łam chło­pa­ka, okła­da­ją­ce­go kijem psa uwią­za­ne­go na łań­cu­chu. Krew się we mnie za­go­to­wa­ła. Czer­wo­na na twa­rzy, z mor­dem w oczach, pod­bie­głam do gał­ga­na, wy­rwa­łam mu kij i po­rząd­nie zdzie­li­łam.

– Auuu!

– Co ty wy­ra­biasz, nic­po­niu?! – Prze­szy­łam wzro­kiem Toma, aż się sku­lił. – Jesz­cze raz zo­ba­czę coś ta­kie­go, to ina­czej po­ga­da­my.

Kiedy tylko oswo­bo­dzi­łam zwie­rzę z łań­cu­cha, od razu po­bie­gło w łany psze­ni­cy. Wy­ro­stek też się ulot­nił, pew­nie bojąc się ko­lej­nych razów. Otrze­pu­jąc su­kien­kę z pia­chu za­sta­na­wia­łam się, skąd się biorą tacy lu­dzie.

– Do­sko­na­le się spi­sa­łaś. – Usły­sza­łam przy­jem­ny, śpiew­ny głos. Ro­zej­rza­łam się do­oko­ła, ale ni­ko­go nie za­uwa­ży­łam. – Każdy inny po­szedł­by w swoją stro­nę, nie­czu­ły na krzyw­dę zwie­rzę­cia.

Cóż to? Mam omamy, czy wiatr przy­niósł te słowa? Zer­k­nę­łam na starą cha­łu­pę, po czym wzrok prze­śli­zgnął się po sójce, sie­dzą­cej na roz­la­tu­ją­cym się pło­cie. Dalej były tylko pola pełne psze­ni­cy, i to wcale nie zło­tej.

– Tak, to ja. Sie­dzę na ogro­dze­niu.

Sójka przy­glą­da­ła mi się in­te­li­gent­nie. Naraz znów otwo­rzy­ła dzió­bek.

– Je­stem dobrą wróż­ką i przy­by­wam na­gro­dzić cię za dobre serce.

Po raz pierw­szy w życiu za­nie­mó­wi­łam. Sta­łam jak słup i wpa­try­wa­łam się w ga­da­ją­cą sójkę. Oj, źle ze mną. Czyż­bym tak pra­gnę­ła od­mie­nić swój los, że już wy­obra­żam sobie wróż­ki chrzest­ne? Wie­rzę, że wszyst­ko na świe­cie jest moż­li­we, ale to prze­sa­da. Choć z dru­giej stro­ny czemu mia­ła­bym nie przy­jąć tego, co los daje?

Po­de­szłam kilka kro­ków, wciąż po­zo­sta­jąc ostroż­na. Serce dud­ni­ło, za­głu­sza­jąc myśli.

– Pragę do­po­móc ci, abyś nie stra­ci­ła swo­je­go uko­cha­ne­go domu, lecz naj­pierw mu­sisz udać się do po­bli­skiej ja­ski­ni.

– Po­bli­skiej ja­ski­ni?! Prze­cież tam miesz­ka smok, któ­re­go jesz­cze żaden ry­cerz nie zdo­łał po­ko­nać.

W tam­tej chwi­li po­my­śla­łam, że ko­bie­ci­na… to zna­czy sój­ko-wróż­ka, po­stra­da­ła zmy­sły.

– Jeśli zwy­cię­żysz be­stię, udo­wod­nisz swą od­wa­gę i chęć po­świę­ce­nia dla in­nych. Wtedy zo­sta­niesz na­gro­dzo­na i speł­nią się twe ma­rze­nia o spo­koj­nym i do­stat­nim życiu.

– A gdzie bal? Nie uwa­żasz, dobra wróż­ko, że to nie­spra­wie­dli­we? Dla­cze­go mam iść na smoka, któ­re­go żaden uzbro­jo­ny męż­czy­zna nie ubił?

– Wła­śnie. Być może mu­si­my zmie­nić tak­ty­kę. Ty, pięk­na młoda dzie­wi­ca mo­żesz zbli­żyć się nie­po­strze­że­nie do stwo­ra i w od­po­wied­nim mo­men­cie wbić mu szty­let w samo serce. Dzię­ki temu ura­tu­jesz po­bli­skie wio­ski. – Sójka po­pra­wi­ła dziób­kiem nie­sfor­ne, be­żo­we piór­ko. – Lecz nie zo­sta­niesz bez broni. A ten pier­ścień ochro­ni cię przed smo­czym ogniem.

Naraz po­czu­łam de­li­kat­ny ucisk na palcu wska­zu­ją­cym. Pod­nio­słam dłoń, na któ­rej błysz­czał pier­ścień z ogrom­nym sza­fi­rem. Gdy mu się przyj­rza­łam, zdało mi się, że w nie­bie­sko­ściach za­klę­te są mor­skie fale, go­to­we do sta­wie­nia czoła smo­cze­mu ogniu.

W gło­wie hu­cza­ła mi jedna myśl: TO SZA­LEŃ­STWO, ALE MOŻE SIĘ UDAĆ. Wszyst­kie te Kop­ciusz­ki, Śnież­ki i Au­ro­ry nie po­ra­dzi­ły­by sobie z takim za­da­niem. Lecz czu­łam, że ja po­do­łam. We­wnętrz­ne prze­ko­na­nie od­po­wie­dzia­ło za mnie:

– Zga­dzam się.

– Cu­dow­nie! – za­świer­go­ta­ła sójka. – Lecz pa­mię­taj, że jeśli nie zgła­dzisz be­stii, gdy bę­dzie ku temu spo­sob­ność, pier­ścień utra­ci swą moc.

Słowa wróż­ki z jed­nej stro­ny na­pa­wa­ły mnie lę­kiem, z dru­giej na­peł­nia­ły na­dzie­ją. Nie mo­głam od tak zre­zy­gno­wać z tej szan­sy.

 

 

czwar­tek, 21 czerw­ca 1812

Wyj­rza­łam ostroż­nie zza drze­wa. Po­la­na przed ja­ski­nią była pusta. Samo wej­ście do pie­cza­ry oka­za­ło się ogrom­ne i prze­ra­ża­ją­co ciem­ne. Jak strach, który wtedy czu­łam. Zmę­cze­nie rów­nież da­wa­ło o sobie znać po nie­prze­spa­nej nocy, peł­nej wąt­pli­wo­ści czy do­brze robię zga­dza­jąc się na taki układ. Raz po raz gła­dzi­łam pier­ścień na palcu, upew­nia­jąc się, że po­ran­na roz­mo­wa nie była tylko snem. W tych chwi­lach czu­łam przy­pływ od­wa­gi, tak bar­dzo mi po­trzeb­nej.

Zła­pa­łam się na tym, że znów do­ty­kam sza­fi­ru, ni­g­dzie nie mogąc do­strzec po­czwa­ry. Naraz po­sły­sza­łam fan­fa­ry, a na po­la­nę wje­chał ry­cerz za­ku­ty w czar­ną zbro­ję. Pu­szy­sty pió­ro­pusz, w tym samym ko­lo­rze, tań­czył lekko na wie­trze. Hałas naj­wy­raź­niej zwa­bił smoka. Z jamy wy­chy­nę­ła na dwóch no­gach ogrom­na ga­dzi­na. Po­ma­rań­czo­we łuski od­bi­ja­ły pro­mie­nie dnia, a roz­dzia­wio­na pasz­cza ob­na­ża­ła rzędy ostrych zę­bisk. Pio­no­we źre­ni­ce wpa­try­wa­ły się w śmiał­ka ze znu­dze­niem.

– Ja, Wil­helm Bo­go­boj­ny, speł­nię swą po­win­ność i zgła­dzę cię, a na­stęp­nie przy­wio­zę twe tru­chło do króla. Gotuj się na śmierć!

Smok ziew­nął de­mon­stra­cyj­nie, po czym prze­mó­wił tu­bal­nym gło­sem.

– Nie tacy śmiał­ko­wie tu byli, ła­ska­wy panie, dla­te­go jeśli życie ci miłe do­ra­dzał­bym od­je­chać stąd i nigdy nie wra­cać.

Ry­cerz aż pod­niósł z wra­że­nia przy­łbi­cę, wpa­tru­jąc się w dziką be­stię. Szcze­rze po­wiem, byłam rów­nie za­sko­czo­na. Sły­sza­łam le­gen­dy o mą­dro­ści smo­ków, ale tego się nie spo­dzie­wa­łam. Lecz bar­dziej za­sko­czy­ło mnie, że smok dawał uciec ry­ce­rzo­wi, za­miast go upiec i po­żreć. Z wiel­kim za­cie­ka­wie­niem patrzyłam, co sta­nie się dalej.

– Ty mó­wisz… nie­waż­ne! – Otrzą­snął się ry­cerz i nad­sta­wił lancę.

Przy­mknął przy­łbi­cę, wy­prę­żył pierś i ru­szył ga­lo­pem na prze­ciw­ni­ka. Lecz nim zdą­żył do­je­chać do celu, za­mie­nił się w pie­czo­ną za­ką­skę. Za­kry­łam usta dłoń­mi i dla pew­no­ści za­gry­złam język, by nie pi­snąć. Przy­jem­ny chłód sza­fi­ru uspo­ka­jał.

– Ostrze­ga­łem – za­dud­nił smok, pod­no­sząc zbro­ję dwoma pa­zu­ra­mi. – I co ja mam z tobą zro­bić? Eh, cho­ciaż ko­ni­na jest.

Smok od­rzu­cił ry­ce­rza, aż pod las, po czym zajął się pie­czo­nym mię­sem.

Szyb­ko skry­łam się za drze­wem, chcąc jesz­cze raz po­dy­sku­to­wać ze swoim we­wnętrz­nym prze­ko­na­niem. Życie mi prze­cież było miłe. Mo­głam wy­co­fać się i wró­cić… no wła­śnie, gdzie? Pew­nie ko­mor­nik już zmie­rzał do cha­tyn­ki, by ją skon­fi­sko­wać. I kto mnie przyj­mie pod swój dach? Cięż­kiej pracy się nie boję, ale usłu­gi­wa­nie wy­nio­słym hra­bi­nom i lor­dom o lep­kich rę­kach nie było moim ma­rze­niem. No i byli jesz­cze nę­ka­ni miesz­kań­cy oko­licz­nych wio­sek. Co praw­da nie wie­dzie­li o moich za­mia­rach, ale czu­łam we­wnętrz­ną od­po­wie­dzial­ność. Bo prze­cież, gdyby wszyst­ko się udało, oni od­zy­ska­li­by spo­kój. Ech, ta cała przy­go­da coraz bar­dziej mi cią­ży­ła, a mój po­cząt­ko­wy en­tu­zjazm dra­stycz­nie malał.

Zer­k­nę­łam na smoka, ob­li­zu­ją­ce­go się po po­sił­ku. Odór spa­lo­ne­go mięsa przy­pra­wiał mnie o mdło­ści. Aż do dziś go czuję w noz­drzach. Nie­mniej mu­sia­łam przy­znać, że to ry­cerz pierw­szy za­ata­ko­wał, a smok tylko się bro­nił. No i gad uczci­wie ostrzegł, jak to się za­koń­czy. Może jed­nak smo­czy­sko nie było takie groź­ne i plan wróż­ki mógł się po­wieść? A wtedy wio­dła­bym spo­koj­ne życie. Albo po­dró­żo­wa­ła, jak kie­dyś ma­rzy­ły­śmy z ma­tu­lą. Idę! Kto nie ry­zy­ku­je, ten nie ma. Tylko czy mogę pa­trzeć mu w oczy? Może jest spo­krew­nio­ny z ba­zy­lisz­kiem? I jak tu do niego po­dejść nie­po­strze­że­nie? Nie po­wiem prze­cież, że zgło­si­łam się do­bro­wol­nie jako dzie­wi­czy po­si­łek. Spoj­rza­łam na schlud­ną su­kien­kę z po­wąt­pie­wa­niem. Pod wpły­wem im­pul­su roz­dar­łam ma­te­riał w trzech miej­scach i usma­ro­wa­łam go zie­mią. Kry­jąc za sobą szty­let po­da­ro­wa­ny przez wróż­kę, wy­bie­głam z lasu.

– Ra­tun­ku! Gonią mnie ban­dy­ci!

– Nie lękaj się nie­wia­sto, przy mnie je­steś bez­piecz­na – za­grzmiał smok, a ja mi­mo­wol­nie spoj­rza­łam w jego pięk­ne, mio­do­we śle­pia. Za­to­nę­łam w ich ła­god­no­ści, a i on za­marł wpa­trzo­ny we mnie.

– Nie sły­szę ich. Gdzie są? – spy­tał.

Magia chwi­li pry­sła.

– Co? Oni… chyba ich zgu­bi­łam. Tak, mu­sia­łam ich zgu­bić. Och! Je­steś smo­kiem! Nie zja­daj mnie! – Pró­bo­wa­łam za­grać prze­ko­nu­ją­co.

– Skąd taki bar­ba­rzyń­ski po­mysł? Nie jadam ludz­kie­go mięsa. Co in­ne­go do­brze upie­czo­na ba­ra­ni­na lub ko­ni­na. Cóż za ha­nieb­ne i krzyw­dzą­ce po­gło­ski o po­że­ra­niu dzie­wic.

Nie wiem czemu, ale wie­rzy­łam mu i o zgro­zo, czu­łam się przy nim bez­piecz­na. Roz­luź­ni­łam się, słu­cha­jąc głę­bo­kie­go, spo­koj­ne­go tonu jego głosu. Po­ma­łu do­cho­dzi­ło do mnie, że nie zdo­łam wy­ko­nać za­da­nia. Prze­cież nie je­stem mor­der­czy­nią, a ten smok wcale nie wy­da­wał się zło­wro­gi. Je­dy­nym wyj­ściem było grzecz­ne po­dzię­ko­wa­nie i wy­co­fa­nie się do lasu.

Smo­czy głos znów przy­cią­gnął moją uwagę.

– To ka­ry­god­ne tak szka­lo­wać. Nie je­stem be­stią, tylko nie­spra­wie­dli­wie…

Nagle pier­ścień i ostrze szty­le­tu bły­snę­ły w ostat­nich pro­mie­niach słoń­ca. Zimny dreszcz prze­szył mnie całą. Spoj­rza­łam w zmru­żo­ne z wście­kło­ści smo­cze śle­pia, moc­niej za­ci­ska­jąc rę­ko­jeść broni. Mój wzrok prze­su­nął się na mięk­kie pod­brzu­sze. I już wie­dzia­łam, że nie po­tra­fię tego zro­bić z pre­me­dy­ta­cją. Chwi­la mi­nę­ła, a za mną po­ja­wi­ła się ścia­na ognia, od­ci­na­jąc drogę uciecz­ki. Gorąco paliło mi plecy, dając przed­smak tego, co mnie czeka. Jed­no­cze­śnie po­czu­łam, jak pier­ścień roz­wie­wa się na palcu. No to mia­łam gi­gan­tycz­ny pro­blem.

Strach za­miast mnie spa­ra­li­żo­wać, prze­jął kon­tro­lę nad człon­ka­mi. Nim zdą­ży­łam po­my­śleć, już prze­bie­ga­łam pod pra­wym skrzy­dłem stwo­ra. Je­dy­ną drogą uciecz­ki oka­za­ło się wej­ście do ja­ski­ni. Bie­gnąc ciem­nym ko­ry­ta­rzem mo­dli­łam się tylko o zna­le­zie­nie dru­gie­go wyj­ścia, lub cho­ciaż kry­jów­ki. Drże­nie ziemi zdra­dza­ło, że smok ru­szył w po­ścig. Ja­skra­wy punkt na końcu tu­ne­lu z każ­dym kro­kiem sta­wał się coraz więk­szy i ja­śniej­szy, ma­miąc obiet­ni­cą ra­tun­ku. Jakiż więc wiel­ki był mój zawód, kiedy wbie­głam do ogrom­nej ko­mo­ry wy­peł­nio­nej zło­tem, od­bi­ja­ją­cym i zwie­lo­krot­nia­ją­cym blask po­chod­ni. A więc smok pil­nu­je skar­bu, prze­mknę­ło mi przez myśl. Nie ma to jak cie­pła po­sad­ka. Ro­zej­rza­łam się po morzu monet roz­la­nym aż do ścian. Oczy­wi­ście nie za­bra­kło rów­nież szta­bek złota, pu­cha­rów, szla­chet­nych ka­mie­ni kunsz­tow­nie opra­wio­nych w na­szyj­ni­kach i pier­ście­niach. Z błysz­czą­cy­mi ocza­mi pod­nio­słam jeden pier­ścio­nek i przy­mie­rzy­łam na palec, lecz szyb­ko go zdję­łam. To nie byłam ja. Nagły, go­rą­cy po­dmuch przy­po­mniał, po co tu je­stem. Za­czę­łam wspi­nać się po zło­tej górze, lecz nie­sta­bil­ny grunt nie uła­twiał mi tego. Mo­ne­ty osu­wa­ły się spod stóp, bro­niąc wstę­pu na szczyt. Co chwi­lę od­wra­ca­łam się, by spraw­dzić czy mam jesz­cze czas. Nie­cen­zu­ral­ne słowa ci­snę­ły się na usta, kiedy złoto prze­la­ty­wa­ło mię­dzy pal­ca­mi, wciąż zsy­ła­jąc w dół. Wtem wpa­dła be­stia.

Byłam zgu­bio­na. Dy­sząc ze stra­chu i zmę­cze­nia od­wró­ci­łam się, sta­ra­jąc się ukryć ro­sną­cą pa­ni­kę. Jeśli mia­łam zo­stać upie­czo­na, to cho­ciaż z god­no­ścią. Otwo­rzy­łam usta, by za­koń­czyć swój żywot ide­al­ną pu­en­tą, gdy wy­rwa­ło mi się:

– Bła­gam, nie za­bi­jaj mnie… – Głos mi się za­ła­mał, a po­czu­cie god­no­ści pierz­chło.

Na smoku mu­sia­ło to jed­nak zro­bić wra­że­nie, gdyż za­trzy­mał się, wy­pro­sto­wał, aż pod sufit i spoj­rzał na mnie dziw­nie, tak po ludz­ku.

– Czemu macie ob­se­sję z pie­cze­niem i zja­da­niem, tylko dla­te­go, że wi­dzi­cie smoka? Nie je­stem smo­kiem… to zna­czy je­stem, ale nie od uro­dze­nia. Nie za­mie­rzam cię skrzyw­dzić.

Zgłu­pia­łam.

– Ale… prze­cież… – si­li­łam się na elo­kwen­cję, lecz ta za­wio­dła w ob­li­czu nie­do­szłej walki o życie i na­tło­ku sprzecz­nych in­for­ma­cji.

– Wyjdź­my stąd, a wtedy wszyst­ko ci wy­ja­śnię. Panie przo­dem.

Wiel­kie ciel­sko prze­su­nę­ło się, aby zro­bić mi miej­sce, a ja nie do końca byłam pewna, czy to dobry po­mysł. Jed­nak to, że jesz­cze żyłam, wzię­łam za dobrą mo­ne­tę.

 

Trawa na po­la­nie już się wy­pa­li­ła, po­zo­sta­wia­jąc czar­ny krąg. Choć słoń­ce za­szło za po­bli­skim wzgó­rzem, było jesz­cze dość widno. Wal­czy­łam ze sobą, by nie pu­ścić się bie­giem do lasu, lecz zwy­cię­ży­ła cie­ka­wość. Od­wró­ci­łam się, gdy zie­mia prze­sta­ła drżeć.

– Uro­dzi­łem się jako czło­wiek. Gil­bert, syn hra­bie­go Wil­lia­ma. – Smok ski­nął lekko łbem. – Dodam, że bar­dzo bo­ga­te­go hra­bie­go. I wła­śnie ten oto ma­ją­tek stał się mym prze­kleń­stwem. Pew­ne­go dnia przy­by­ła na zamek cza­row­ni­ca, pra­gnąc po­siąść skarb. Wieść nio­sła, że miała długi kar­cia­ne, a była bez gro­sza – dodał pół­gęb­kiem smok. – Wiedź­ma wy­gło­si­ła krót­ką prze­mo­wę, po czym za­żą­da­ła zwro­tu złota. Oj­ciec jed­nak od­rzu­cił jej kłam­li­we słowa, a jako czło­wiek od­waż­ny i dumny, nie uległ groź­bom. We­zwał stra­że i dobył broni, lecz nim jędza ucie­kła, za­mie­ni­ła mnie w smoka. Papa roz­pa­czał krót­ko, wi­dząc w tym wię­cej ko­rzy­ści. Prze­niósł wszyst­kie kosz­tow­no­ści do tej pie­cza­ry i na­ka­zał stać na stra­ży.

– To okrut­ne! Jak tak może? – Bez­względ­ność hra­bie­go do­tknę­ła mnie bar­dziej, niżbym się spo­dzie­wa­ła.

– Ra­czej jak mógł. Nie żyje od stu trzy­dzie­stu czte­rech lat.

– Gil­ber­cie… jeśli mogę się tak do cie­bie zwra­cać, nie pró­bo­wa­łeś szu­kać po­mo­cy?

– A jakże! Nawet po­le­cia­łem do jed­ne­go maga, ale mój lot nie zo­stał do­brze przy­ję­ty przez wie­śnia­ków i szyb­ko mu­sia­łem za­wró­cić. Raz zja­wił się tu jeden cza­ro­dziej, lecz na moją opo­wieść tylko się za­śmiał. Dla niego o wiele ko­rzyst­niej­sze było ubi­cie w chwa­le smoka i przy oka­zji zdo­by­cie nie­zbęd­nych skład­ni­ków do swych mik­stur, niż góra złota, którą mu za­ofe­ro­wa­łem. Elik­sir mi­ło­sny ze smo­cze­go serca ostat­nio jest bar­dzo po­pu­lar­ny. – Gil­bert wes­tchnął, spo­glą­da­jąc w dal. – Nawet ta szka­rad­na jędza nadal czyha na me życie, pró­bu­jąc tru­cizn i pod­sy­ła­jąc ko­lej­nych ry­ce­rzy. – Smo­cze źre­ni­ce nie­bez­piecz­nie się zwę­zi­ły. – A kiedy do­strze­głem na twym palcu ten pier­ścień…

– Pier­ścień? – Mi­mo­wol­nie do­tknę­łam dłoni. – Dała mi go wróż­ka chrzest­na, dla ochro­ny.

– To żadna wróż­ka, tylko wiedź­ma!

– No, no. Nie­ład­nie tak o kimś mówić.

Oboje od­wró­ci­li­śmy się w stro­nę sójki, sie­dzą­cej na po­bli­skim gła­zie. Na jej widok żo­łą­dek zro­bił salto. Tem­pe­ra­tu­ra wy­da­rzeń znacz­nie wzro­sła. Zer­k­nę­łam na Gil­ber­ta. Zda­wa­ło mi się, czy jego łuski stały się czer­wień­sze?

– Nigdy nie do­sta­niesz tego skar­bu! – za­grzmiał wie­lo­to­no­wo smok. Mo­gła­bym przy­siąc, że w jego śle­piach wi­dzia­łam żar.

– Złoto jest nasze! Wy­rwa­ne siłą z Góry Cza­row­nic i zra­bo­wa­ne przez ludzi. – Ostat­nie słowo brzmia­ło ni­czym obe­lga.

– Kła­miesz, jak za­wsze.

Spoj­rza­łam na sójkę, jesz­cze do nie­daw­na bę­dą­cą sym­bo­lem na­dziei na przy­szłość. W jed­nej chwi­li stra­ci­łam wszyst­ko i omal nie zo­sta­łam mor­der­czy­nią.

– Nic nie jest warte wię­cej niż do­broć i życie, nawet wszyst­kie kosz­tow­no­ści świa­ta. – Tro­chę mnie ze­mdli­ło po tej ocie­ka­ją­cej do­bro­cią prze­mo­wie, lecz kon­ty­nu­owa­łam, dając upust wście­kło­ści. – Po­nie­siesz karę za swe nie­go­dzi­wo­ści!

– Ty le­piej za­milcz – za­świer­go­ta­ła zło­wróżb­nie sójka. – Nie po­tra­fi­łaś wy­ko­nać naj­prost­sze­go za­da­nia, po­mi­mo mojej po­mo­cy, bez­u­ży­tecz­na wie­śniacz­ko. Może pod po­sta­cią żaby nadasz się do cze­goś!

Wiedź­ma wzle­cia­ła w po­wie­trze. Z jej krta­ni po­pły­nął szcze­biot, a ja po­czu­łam w całym ciele nie­po­ko­ją­ce mro­wie­nie. Czy to język mi się wy­dłu­żał, a oczy sta­wa­ły się wy­łu­pia­ste? Prze­ra­że­nie dła­wi­ło, nie po­zwa­la­jąc wy­krzy­czeć sprze­ci­wu. Szlag, po co się w to wszyst­ko pcha­łam?!

– Nieee!!!

Ogłu­sza­ją­cy, smo­czy ryk roz­darł ciszę, a tuż za nim po­wie­trze prze­cię­ła ogni­sta strza­ła. Zwę­glo­na sójka spa­dła na zie­mię, ni­czym ka­mień.

Uwol­nio­na od za­klę­cia łap­czy­wie chwy­ta­łam od­dech. Ner­wo­wo spraw­dza­łam czy nie mam błony mię­dzy pal­ca­mi, albo ku­rza­jek na rę­kach. Na szczę­ście wszyst­ko wy­glą­da­ło jak daw­niej. Ura­do­wa­na zwró­ci­łam się ku mo­je­mu wy­baw­cy, lecz za­miast smoka uj­rza­łam ro­słe­go męż­czy­znę w po­szar­pa­nym du­ble­cie. I tylko mio­do­we oczy zdra­dzi­ły mi, kim był. Szczę­ście mie­sza­ło się w nich z nie­do­wie­rza­niem, kiedy wpa­try­wał się w swoje ludz­kie ręce.

– Gil­bert? – szepnęłam, a on spoj­rzał na mnie tak, że nogi się pode mną ugię­ły.

– Dzię­ki tobie zdją­łem klą­twę. A to było takie pro­ste…

– Z takim re­zul­ta­tem, też bym się nie przy­zna­ła, jak zdjąć urok – mruk­nę­łam pod nosem.

Tym­cza­sem Gil­bert w kilku kro­kach zna­lazł się przy mnie, a ja po­czu­łam, że się ru­mie­nię.

– O pani, jak mam się do cie­bie zwra­cać?

– Ostróż­ka. Od uko­cha­nych kwia­tów mojej mamy.

– Pięk­ne imię. – Gil­bert wy­cią­gnął ku mnie dłoń, a ja nawet nie wiem, kiedy ją uję­łam.

 

 

Hi­sto­ria jed­nak na tym się nie koń­czy, jak to za­wsze ma­wia­ją. To był do­pie­ro po­czą­tek. Zwie­dzi­li­śmy cały świat (pa­mięt­nik z tych wy­praw nie­dłu­go w sprze­da­ży), po­bra­łam grun­tow­ne wy­kształ­ce­nie, a i Gil­bert po­now­nie się ucy­wi­li­zo­wał (jed­nak roz­szar­py­wa­nie zę­bi­ska­mi mięsa wcho­dzi w krew). Za­adop­to­wa­li­śmy także ko­cia­ka, który wprost uwiel­biał po­lo­wać na ptaki – szcze­gól­nie upodo­bał sobie sójki. Dziw­ne, praw­da? Od­ku­pi­li­śmy rów­nież moją cha­tyn­kę, a i zamku się do­cze­ka­li­śmy i ży­li­śmy długo i szczę­śli­wie…

 

– Gil­bert! Gdzie są moje le­kar­stwa, do wszyst­kich dia­błów?! Znowu mi je gdzieś scho­wa­łeś!

Koniec

Komentarze

Trochę przewidywalna ta historia. Właściwie większość wiadomo już przy zadaniu zlecanym przez sójkę. Ale czyta się przyjemnie.

Niegdyś zadbane ogródki, teraz wzięły w posiadanie chwasty.

Dwuznaczna konstrukcja, nie wiadomo, co jest podmiotem, a co dopełnieniem. Za to przecinek nijak tu nie pasuje.

Babska logika rządzi!

Dzięki za odwiedziny i klika :). Z przewidywalnością masz rację, ale czy to przeszkadza bajkom? :)

Yo!

Już na becie pisałem Ci, jak odbieram Twoje opowiadanie. I w zasadzie nie zmieniło się wiele, oprócz tego, że po tych kilku przeróbkach i dopisanych fragmentach, historia stała się nieco bardziej spójna i bardziej zajmująca. Jak napisała Finkla, końcówka jest przewidywalna, ale sama historia jest lekka i choc nie pozostanie na dłużej w głowie, to jest przyjemnym czasoumilaczem z happy endem.

 

Pozdrawiam serdecznie :)

Q

 

PS. Usuń pogrubienie, które zostawiłaś na początku tekstu.

Known some call is air am

Przyjemny tekst,, sprawnie napisany. Dobrze się czytało. Fajny koncept z formą pamiętnika, spisanego przez podstarzałą (jak myślę) Ostróżkę. Niby czemu miałaby nie zarobić na swojej historii-jak-z-bajki :)?

Polecę do biblioteki. Pozdrawiam!

Dziękuję za odwiedziny i klika:) 

 

P.s.

To pogrubienie jest akurat specjalnie:)

Ładna bajka. Ostróżka podoba mi się bardziej niż wszystkie królewny razem wzięte, przynajmniej ma dziewczyna charakter :) Z minusów, jak wspomniała już Finkla, trochę przewidywalne zakończenie. Czytało się jednak dobrze, uśmiechnęło mi się. No, i łasa ostatnie jestem na ciepłe, optymistyczne teksty. Mi się :)

Kliczek :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Fajnie, że się spodobało i trochę uśmiechnęło. O to chodziło :) Dzięki za klik :)

Cześć, Monique

Skojarzenie od razu z Piękną i Bestią, a ponieważ to moja ulubiona baśń z dzieciństwa to ode mnie kliczek leci z automatu. Happy End zawsze w cenie, przy zalewie smutnych tekstów, więc czytało mi się miło i jestem zadowolony z lektury. Bohaterka trzeźwo myśli, nie jest typową babeczką w opałach, czekającą na ratunek.

Warsztatowo ekspertem nie jestem, ale nic mnie nie zatrzymało, płynąłem lekko przez tekst.

Jak wspomniano fabularnie to nic odkrywczego, ale akurat tutaj to żadna wada.

Pozdrawiam i idę zgłaszać :)

Dziękuję za miłe słowa i kliczek:) Cieszę się, że tekst jest tak sympatycznie odbierany i daje Wam choć trochę oderwania od rzeczywistości :).

Jest i Ostróżka! :)

Wprosiłam się do tej bety, bo potrzebowałam czegoś lekkiego i przyjemnego – nie rozczarowałam się. Bajka jest oparta na klasycznych motywach i ma prostą fabułę, co jednak nie przeszkadza w lekturze, bo ograłaś to w zabawny sposób (jak wiesz, podoba mi się takie ushrekowienie tekstu ;)) i wykreowałaś bohaterkę z charakterem, taką której się kibicuje. Jest ładnie, obrazowo i z akcją, w sam raz na krótką baję. No i końcówka ;) Podobało mi się.

Dziękuję i powodzenia! 

(potrzeba tam jeszcze kliczków? To klikam!) 

Cześć Koimeoda :) Właśnie fajnie, że dołączyłaś do bet:) Im więcej tym weselej ;). I dzięki za klik :)

 (za dużo zrobiłam buziek smiley, ale co tam)

Absolutnie nic tam :) Uśmiechajmy się :) Dużo :)))) 

Hej, Monique!

Opowiadanie faktycznie jest lekkie i przyjemne, czytało się więc dobrze, ale… Trochę zbyt przemielona ta historia. Podoba mi się podanie jej w takiej formie, ale ile można :) Nawet u Sapkowskiego miałam dosyć. Na plus jednak bohaterka, która jak zdzieliła tego huncwota, to aż mi się miło zrobiło. Fajna babka, szkoda tylko, że nie dałaś jej się wykazać w ciekawszej historii. To dopiero by było!

 

Nie spędziłam jednak tego czasu źle i życzę ci powodzenia w konkursie! :)

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Dzięki za odwiedziny :). Szkoda, że nie wszystko podeszło, ale chociaż bohaterkę polubiłaś.

 

P.s. Bardzo fajne zdjęcie profilowe:)

Dzięki! ^^ Wolę moje poprzednie, ale w końcu święta… 

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Witam :)

Podoba mi się to krzywe zwierciadło wszystkich możliwych baśni. :D Krzywe, oczywiście, nie znaczy w tym przypadku wcale złe. To fajna, zabawna historyjka, choć może z nieco przewidywalnym zakończeniem – ale hej, chyba trochę o to chodziło w konkursie. Główna bohaterka mi się podoba, jest trochę dziwna, trochę niezdecydowana i dość odważna, aby to było ciekawe. Początek z ogłoszeniami o księżniczkach bardzo mnie rozśmieszył, podobnie jak sama końcówka.

Fajna lektura ogólnie. ;)

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Hej:) Bardzo się cieszę, że opowieść Cię rozśmieszyła, oto mi chodziło :).

Fajnie widzieć to opko już w bibliotece.smiley Nie będę się rozwodzić, bo był na to czas i miejsce (a jaki flow w dodatku XD), ale napisałaś kawał przewrotnej baśni z lekkością, humorem i pozytywnym przesłaniem. Pozdrawiamheart

Oidrin heart

Hej, Monique.M! Zaintrygował mnie tytuł, po którym nie wiedziałam, czego się spodziewać. A tu całkiem fajna baśń, ze smokiem, zaklętym pierścieniem i wiedźmą w postaci sójki. Barwny miks! Co prawda obyło się bez wielkich zaskoczeń, a ostateczna rozprawa poszła trochę za łatwo. Osobiście sądzę też, że bohaterka niepotrzebnie racjonalizuje spotykające ją niesamowite zdarzenia, tak jakby przeniosła się z naszego świata, a przecież od urodzenia żyje wśród magii i śpiących latami księżniczek. Więc czy mówiąca sójka aż tak powinna ją zaskakiwać?

Ogólnie, przyjemna, szybka lektura.

deviantart.com/sil-vah

Hej Silvo :) Fajnie, że wpadłaś. W sumie z tą sójką masz rację, ale jak się pisze i nie do końca ma się wszystko na początku skrystalizowane to takie szczegóły umykają :).

smiley

Fajny rysunek :)

Sympatyczna historia i fajna baśń. Napisana sprawnie, czytało się przyjemnie. Podobało mi się, że Ostróżka otrzymała takie właśnie zadanie, a smok okazał się tym kim się okazał. I że wszyscy żyli potem… no wiadomo jak :)

Bardzo się cieszę smiley

Hej! Bardzo bajkowe. Jeden z tych tekstów, dla których powstał komentarz “sympatyczne”, bo akurat to słowo narzuca się od razu, kiedy przychodzi pisać opinię. Ciut przeszkadza bardzo przewidywalna fabuła, bo jeśli zgrać to z mocno zaakcentowaną bajkowością, trochę już bliżej temu opowiadaniu do dziecka niż dorosłego odbiorcy.

I tak, zdaję sobie sprawę, że (pisząc o kurzach) jestem chyba ostatnią osobą, która może na to narzekać. ;) Zresztą, są święta, nie ma co przesadnie zrzędzić, a ten narzucony konkursowo szkielet historii sprawia, że pewnie ciężko będzie zaskoczyć fabułą.

Tekst więc sympatyczny, podobało mi się przedstawienie smoka jako istoty elokwentnej. W przyszłości nawet szukałbym tego więcej w opowiadaniach, bo taka forma “przełamania” pewnego stereotypu bohatera zwykle wypada ciekawie.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Dzięki za dobre słowa :) Cieszę się, że ogólnie podeszło :).

Co do przewidywalnego zakończenia – ono takie miało być :). Stworzyłam sobie rodzaj baśni (właśni takiej jak Kopciuszek itp.) i tam zawsze bohaterka poznawała księcia i za niego wychodziła. Jedyną zmianą jest tutaj, że książę/ hrabia (żeby już nie lecieć w zupełne stereotypy, no i nastał deficyt książąt :) też był pod czarem i nie od początku był taki oczywisty.

Sympatyczna opowieść, na nowo układające znane klocki i tworząca z nich nieco inną od znanych powszechnie baśń. Pyskata bohaterka i jej fałszywa “wróżka chrzestna” dodają całej historii nowoczesności, bo twoja postać na pewno nie zachowuje się jak typowa księżniczka Disneya. Ten konkurs w ogóle obfituje w przyjemne w lekturze retellingi baśni, a twój tekst na pewno jest jednym z nich.

ninedin.home.blog

Sympatyczna opowieść, na nowo układające znane klocki i tworząca z nich nieco inną od znanych powszechnie baśń. Pyskata bohaterka i jej fałszywa “wróżka chrzestna” dodają całej historii nowoczesności, bo twoja postać na pewno nie zachowuje się jak typowa księżniczka Disneya. Ten konkurs w ogóle obfituje w przyjemne w lekturze retellingi baśni, a twój tekst na pewno jest jednym z nich.

ninedin.home.blog

[Przeczytane]

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Dziękuję ninedin za miłe słowa :). Muszę w końcu znaleźć czas by nadrobić lekturę pozostałych opowiadań. Szkoda tylko, że my nie możemy głosować :(

 

Witaj Mytrix :)

Cześć!

Lekkie, śmieszne, z pomysłem. Początkowo bohaterka rodzi mieszane uczucia, ale potem się rehabilituje w miarę jak lepiej zaczynamy rozumieć jej położenie i motywację. No i gdyby tak nie była, to by jej pewnie sójka nie wybrała…

Trochę banalne rozwiązanie kwestii czarownicy, że tak powiem, zbyt łatwo to poszło imho. I trochę dziwne, że przez te wszystkie lata smok tego nie próbował. Bardzo spodobało mi się zakończenie, zwłaszcza ostatnie zdanie…

i żyliśmy długo i szczęśliwie…

– Gilbert! Gdzie są moje lekarstwa, do wszystkich diabłów?! Znowu mi je gdzieś schowałeś!

;-) Genialne 

 

Z kwestii edycyjnych:

Chciałam to zignorować, ale no, nie mogłam no.

Dziwnie to brzmi…

Samo wejście do pieczary okazało się ogromne i przerażająco ciemne. Jak strach, który wtedy czułam.

To też trochę niezręcznie brzmi. Strach ogromny i przerażająco ciemny?

 

Pozdrawiam i powodzenia w konkursie!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Fajnie, że Ci się podobało :)

Ze smokiem też się zastanawiałam czy nie mógł jej wcześniej spopielić, ale cóż… w dawnych baśniach nie wszystko też jest logiczne i miałam małą nadzieję, że i tu zostanie przymknięte na to oko ;).

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

smiley

Dwie rzeczy mi się rzuciły w oko. Po pierwsze: "Gdy mu się przyjrzałam, zdało mi się, że w niebieskościach zaklęte są morskie fale, gotowe do stawienia czoła smoczemu OGNIU." – wkradł się błąd w odmianie przez przypadki, powinno być ogniowi ;) A po drugie, choć to już taka bardziej luźna dywagacja: "komornik" – moje pierwsze skojarzenie (z racji na rok 18..) z chłopem, a nie z urzędnikiem od konfiskaty mienia za długi xD Ale się nie czepiam, bo w sumie nie ma czego. A po trzecie, tak już zupełnie niezobowiązująco: fajnie, że ktoś jeszcze wykorzystał w opowiadaniu sójkę :D Sądzę, że Twoje ptaszysko dogadałoby się z moim śpiewająco xD Lekko i przyjemnie się czytało :) Pozdrawiam!

Spodziewaj się niespodziewanego

Dzięki za odwiedziny:) Próbowałam sprawdzić czy już wtedy byli komornicy i wyszło mi że mniej więcej robili to o co mi chodziło, więc zostawiłam.

A muszę w końcu nadrobić opowiadania i zawitać do Ciebie, bo mnie zaciekawiłaś tą sójką :)

Ja się aż tak w temat nie zagłębiałam, ale jak mówiłam, to tylko taka luźna uwaga ;) Zapraszam :D

Spodziewaj się niespodziewanego

I żyli długo i było im zielono

 

Mamy tu klasyczną antybajkę, pod którą mógłby się podpisać anty-Disney. Językowo jest średnio – masz miejsce do rozwoju, przede wszystkim jeśli chodzi o szyk i przecinki oraz frazeologię (wiedźma żąda, chociażby "zwrotu" złota, choć z poprzedniego zdania wynika, że ono do niej nie należało). Jest kilka drobnych błędów gramatycznych, metafory niepewne, tu i ówdzie purpurowe. Nie rozumiem, po co Ci daty z wczesnego XIX wieku – nic w świecie ani stylu ("adoptowanie" kota jest bardzo nowoczesne, jeszcze parę lat temu tak się nie mówiło) nie wskazuje na tę epokę, daty można by spokojnie zmienić i nijak by to na tekst nie wpłynęło. Opis ucieczki zdał mi się ciut rozwleczony.

 

W fabule brakuje zapobiegliwości bohaterki – w ostatniej chwili ratuje ją nie własne działanie, ale dopiero co zdobyta przyjaźń smoka. Prawdziwa natura wróżki i sympatycznego gada nie zaskoczyła mnie specjalnie, za to na plus zaliczam nieobecność głupiej powagi – tekst jest ironicznie zabawny, bez pretensji do nie wiadomo, jakich mądrości. Ogólnie – czytało się przyjemnie.

 

Za elementy dodatkowe zdobyłaś okrągłe 15 punktów, bo fabuła stoi nimi właśnie, sensownie poskładanymi razem.

 

Gdybyś potrzebowała szczegółów, proszę o e-mail do ich przesłania.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dziękuję za komentarz. 

 

Data to wydanie bajek braci Grimm – skoro pamiętnik to musiałam jakąś umieścić, a ta wydała mi się fajna. Nie miałam zamiaru trzymać się konkretnej epoki. Opowiadanie napisałam jedynie dla zabawy i po prostu taki przyszedł mi pomysł :)

Dziękuję za komentarz. 

Taka moja jurorska powinność ^^

skoro pamiętnik to musiałam jakąś umieścić, a ta wydała mi się fajna

Nie musiałaś. Ludzie piszący pamiętniki (mimo usilnych prób się do nich nie zaliczam, po prostu wytrzymuję maksymalnie trzy tygodnie, strasznie mnie to zajęcie nudzi) nie zapisują wszystkiego w jednym zeszycie przez całe życie, tylko co jakiś czas kupują nowe. Bez kłopotu uwierzyłabym w datę złożoną z dnia i miesiąca – po prostu bym przyjęła, że rok jest na okładce. No, nic, lecę wysyłać uwagi.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ja również nie pisuję pamiętników, więc nie jestem obeznana :).

Ciekawe przedstawienie baśniowej bohaterki, tym razem nie bezbronnej księżniczki czekającej na pomoc księcia, a wojującej. Polubiłam bohaterkę. Świat przedstawiony mi się podobał, mam wrażenie, że choć fantasy, nieco nawiązujący do naszej współczesnej rzeczywistości, wyłapałam aluzje do stanu ekologicznego i inne. Podobały mi się nawiązania do kilku baśni w jednym tekście. Niektóre zdania i przemyślenia robiły robotę.

Niby jest forma pamiętnika, ale odniosłam wrażenie, że to po prostu zwyczajny tekst w pierwszej osobie i dzielenie opowiadania na poszczególne dni nic tu nie wnosi – a poza tym dzieleniem nie widzę w tekście innych elementów składających się na formę pamiętnika. 

A tu np.: 

Aż do dziś go czuję w nozdrzach. 

W pamiętniku raczej nie pisze się takich rzeczy, jeśli to pamiętnik, to pisze się go na bieżąco, tego samego dnia, a tu brzmi jakby autorka pisała go po latach. 

Łzy same napłynęły do oczu na wspomnienie matczynych ramion tulących mnie wieczorami przy ciepłym kominku. Choć żyłyśmy tam skromnie, byłyśmy szczęśliwe. Teraz pozostał mi tylko dom. Ukradkiem wytarłam wilgotny policzek, przepędzając smutne echo przeszłości. 

Trochę za szybko, za mało. Poczytałabym o tym coś więcej. 

W jednej chwili straciłam wszystko i omal nie zostałam morderczynią. 

Jawi mi się to jako zbyt wyraźne nawiązanie do tematu konkursu. 

Zdziwiło mnie zachowanie wiedźmy, że swojego wroga zamieniła w smoka, którego teraz nie może pokonać. A z tym zdjęciem klątwy, wystarczyło tylko zabić sójkę? I Gilbert przez 134 lata się nie skapnął? Czy może on nie wiedział, że wiedźma jest sójką? Już pomijając fakt po-prostu-zabicia.

Tekst nie był specjalnie oryginalny i zaskakujący, niemniej końcówka mi się podobała i uśmiechnęła, ale całość ogólnie też, było parę smaczków, które zadziałały dla mnie na plus. I bardzo ładne wkręcenie w tekst elementów dodatkowo punktowanych. 

Styl masz prosty, lecz ciekawy i dodający tekstowi rozrywkowości. Natomiast zauważyłam całkiem sporo błędów interpunkcyjnych i kilka innych niedociągnięć, co mnie szczególnie dziwi z uwagi na liczbę osób betujących ten tekst – cóż, czasem tak jest, że gdzie kucharek sześć… Poniżej przykłady: 

Stukot młotka, wbijającego gwóźdź w rozłożystą jabłonkę, odbijał się echem po wiosce. 

Czy młotek sam magicznie wbijał gwóźdź, czy też ktoś nim go wbijał? 

Nie mam co prawda wrzeciona, ale na pewno jakiś ciekawy artefakt się znajdzie. A na pewno długi 

Powtórzenie, chyba niezamierzone. 

Gdy tylko wyszłam zza węgła(+,) zobaczyłam chłopaka, okładającego kijem psa uwiązanego na łańcuchu. 

Z wielkim zaciekawieniem przyglądałam się(+,) co stanie się dalej. 

Dwa się tak blisko siebie nie brzmią dobrze. 

Smok odrzucił rycerza(-,) aż pod las, po czym zajął się pieczonym mięsem. 

 jako partykuła: https://www.ortograf.pl/zasady-pisowni/przecinek-przed-az

Biegnąc ciemnym korytarzem modliłam się tylko o znalezienie drugiego wyjścia(-,) lub chociaż kryjówki. 

Nie stawiamy przecinka przed lub! 

Dysząc ze strachu i zmęczenia(+,) odwróciłam się, starając się ukryć rosnącą panikę. 

Zdania składowe z imiesłowami zakończonymi na -ąc wymagają oddzielenia przecinkiem od innych zdań składowych. 

Na smoku musiało to jednak zrobić wrażenie, gdyż zatrzymał się, wyprostował(-,) aż pod sufit i spojrzał na mnie dziwnie, tak po ludzku. 

Tu też aż jako partykuła. 

Dziękuję za komentarz. Cieszę się że ogólnie na plus:). Błędy wskazane przez jury postaram się poprawić w wolnej chwili:). Niestety interpunkcji i gramatyki nie znosiłam, są one dla mnie czarną magią. Raczej piszę na wyczucie:).

Witaj, Monique!

 

Poniżej moje jurorskie notatki:

 

Ostróżka (18916 znaków)

 

Elementy punktowane dodatkowo wykorzystane w pełni. Nie jest to historia zaskakująca, ale za to lekka. I smok nie smok, który nie chce siać zaglady wypada sympatycznie. Lekko się to czyta, przyjemnie, umila czas, ale niewiele ponad to. Napisane sprawnie!

 

Pozdrawiam!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Dzięki za komentarz :) Takie miało być :)

Opowiastka szalenie sympatyczna i niezwykle miła w czytaniu, choć wykonanie mogłoby być nieco lepsze. :)

 

Za­miast się żalić, dzia­łaj, za­wsze po­wta­rza­ła ma­tu­la. I choć miała rację, cza­sem oka­zy­wa­ło się to bar­dzo trud­ne.

Znie­chę­co­na opar­łam się o drze­wo, przy­glą­da­jąc się Mary, pró­bu­ją­cej do­sko­czyć do ru­bi­no­we­go jabł­ka. Mała ska­ka­ła, nie pod­da­jąc się, lecz była sta­now­czo za niska. W końcu uli­to­wa­łam się i… → Siękoza. Powtórzenia.

Proponuję: Za­miast się żalić, dzia­łaj, za­wsze po­wta­rza­ła ma­tu­la. I choć miała rację, cza­sem bywało to bar­dzo trud­ne.

Znie­chę­co­na opar­łam się o drze­wo i patrzyłam na Mary, pró­bu­ją­cą doskoczyć do ru­bi­no­we­go jabł­ka. Mała czyniła to uparcie, lecz była sta­now­czo za niska. W końcu litość mnie zdjęła i…

 

Nie­gdyś za­dba­ne ogród­ki teraz wzię­ły w po­sia­da­nie chwa­sty. → A może: Ogródki, nie­gdyś za­dba­ne, teraz porosły chwastami.

 

W gło­wie hu­cza­ła mi jedna myśl: TO SZA­LEŃ­STWO, ALE MOŻE SIĘ UDAĆ. → Dlaczego wielkie litery?

 

przy­glą­da­łam się co sta­nie się dalej. → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: …patrzyłam, co stanie się dalej.

 

Gorąc palił me plecy… ->Gorąco paliło mi plecy

Gorąc to potocyzm.

 

Strach za­miast mnie spa­ra­li­żo­wać, prze­jął kon­tro­lę nad moimi człon­ka­mi. → Drugi zaimek jest zbędny.

 

– Bła­gam, nie za­bi­jaj mnie… – głos mi się za­ła­mał, a po­czu­cie god­no­ści pierz­chło. → Skoro głos się załamał, to przestała mówić, więc: – Bła­gam, nie za­bi­jaj mnie… – Głos mi się za­ła­mał, a po­czu­cie god­no­ści pierz­chło.

 

do­tknę­ła mnie bar­dziej, niż bym się spo­dzie­wa­ła. → …do­tknę­ła mnie bar­dziej, niżbym się spo­dzie­wa­ła.

 

– Nic nie jest warte wię­cej niż do­broć i życie, nawet wszyst­kie kosz­tow­no­ści świa­ta – tro­chę mnie ze­mdli­ło po tej ocie­ka­ją­cej do­bro­cią prze­mo­wie… → Kropka po wypowiedzi. Didaskalia wielką literą.

 

NIEEE! → Smok umiał ryczeć wielkimi literami???

A może: – Nieee!!!

 

wy­rwa­ło mi się, a on spoj­rzał na mnie tak, że nogi się pode mną ugię­ły. → Czy wszystkie zaimki są konieczne?

Proponuję: …krzyknęłam, a on spojrzał tak, że nogi się pode mną ugięły.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Reg, dałaś drugie życie sympatycznemu tekstowi. Dobry wybór. :)

Monique, popraw wskazane miejsca. Niech na półce Biblioteki ma miejsce tekst bez wad. :)

Misiu, skracam kolejkę i to nie był wybór, a raczej chybił trafił. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Reg, to dobrze trafiłaś :) Nie wiem, czy autorka bywa na portalu, bo chyba jej dawno nie zauważyłem.

Bywa, Misiu. Ostatnio rejestrowała się 9 maja, czyli przedwczoraj. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Witam:) Dziekuję za komentarze:). Ostatnio rzeczywiście bardzo rzadko tu zaglądam. Poprawię w wolnej chwili.

Smok umiał ryczeć wielkimi literami???

Wielki smok, wielkie litery :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Oj tam, oj tam :). To miało nadać mocy, dramatyzmu ;).

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Poprawione smiley.

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka