
Wraz z Silvą rozpoczynamy portalową zabawę adwentową. Idąc za ciosem, postanowiłem rozpocząć również świąteczny konkurs :)
Jest świątecznie choć mało wesoło. Inaczej nie potrafiłem :(
Wraz z Silvą rozpoczynamy portalową zabawę adwentową. Idąc za ciosem, postanowiłem rozpocząć również świąteczny konkurs :)
Jest świątecznie choć mało wesoło. Inaczej nie potrafiłem :(
Dłonie zaczynają mi się pocić.
Nerwowo gniotę w palcach serwetkę. Udaję, że słucham kolejnej opowieści ojca o Pierwszej Wojnie Kosmicznej, w której brał udział. Kiwam machinalnie głową i uśmiecham się sztucznie. Przelatuję wzrokiem po zastawionym stole, który sama przygotowałam. Nie mogę nadziwić się ludzkiej głupocie w dwudziestym drugim wieku. A przecież sama biorę udział w tym cyrku.
Są mandarynki, makowiec, babka cytrynowa, orzechy i miód w słoiczku. Zaraz rozpocznie się spożywanie pierwszej potrawy. Jest również ubierana przez męża i córkę choinka, zdobiona w tym roku srebrnymi łańcuchami i złotymi bombkami. Jest wszystko to, co kojarzy się ze świętami, a przecież nie ma wśród nas już Boga, którego ludzie się wyrzekli. Nie ma krzyża na stole, nie ma kolęd, nie ma opłatka ani modlitwy. Nie ma wszystkiego tego, o czym opowiadali lub pokazywali na filmach rodzice. Jest za to wyżerka i wódka.
Tradycja nakrapiana hipokryzją.
Mimo tego, jak co roku, przygotowałam wszystko skrupulatnie. Aby nie zawieść Tomka, Lilki, mamy i taty, wujka i ciotki, szwagra…
– Emilio, może już czas wnieść barszczyk? – Marek, brat męża, nachyla się nade mną. Czuję wódkę z jego ust, które zbliżył do mojego ucha.
– Właśnie, kochanie, czy to już nie czas na pierwsze danie? – dodaje Tomek, osaczony przez mamę i ciotkę na drugim końcu stołu.
– Oczywiście. Już idę – odpowiadam i udaję się do kuchni.
Barszcz z uszkami
Wszyscy siedzą przy stole, zaczynają jeść. Patrzę na talerz. Widzę krew. Pływające w czerwonej cieczy fragmenty ciała. Dobrze mi znanego ciała. Wyobraźnia wszystko wyolbrzymia. Koloryzuje. A ja chcę mieć to już tylko za sobą. Unoszę lekko głowę. Mąż wlepia we mnie niebieskie oczy. Uśmiecha się. Niebywałe, jak on bardzo mnie kocha, mimo upływu tylu lat. Lilka już zjadła. Jak na sześcioletnią dziewczynkę jest niezwykłym łakomczuchem. Z powrotem skupiam się na swoim barszczu. Muszę zanurzyć w nim łyżkę, choć napawa mnie to obrzydzeniem. Przecież jest wigilia. Bóg się nie narodził, bo go nie ma, ale potrawy wigilijne wypada zjeść. Wystarczy, że będę zachowywać się normalnie. Tylko tyle. Rozgryzam pierwsze uszko, połykam.
Połknij skarbie, nie wypluwaj.
Odtrącam z głowy wspomnienia. Zjadam kolejne uszko.
Grzeczna dziewczynka.
Jest ich zdecydowanie za wiele. Każdy kęs przynosi coraz więcej bólu. Każda kolejna potrawa zbliża mnie do pasterki. W końcu talerz jest pusty, a ja z trudem powstrzymuję się od zwymiotowania.
Żurek z grzybami i ziemniakami
Podaję drugą potrawę. Wszyscy zaczynają łapczywie jeść. Chwilę później rozpoczyna się zbiorowe wychwalanie:
– Przepyszne, kochana, jak co roku – słodzi ciotka Teresa.
– Najlepszy na świecie żurek, skarbie – mówi Tomek.
– Pychota, mamo! – raduje się Lilka.
– Wyborne, Emilio. Wprost wyborne – dodaje szwagier, patrząc na moje usta, które zbliżają się do kawałka ziemniaka nabranego na łyżkę.
O, tak. Jesteś wspaniała. Brat jest szczęściarzem.
Gryzę, połykam. Nogi zaczynają drżeć, stopy nerwowo wystukują nieznany rytm. Zaraz trzecie danie…
Pierogi z kapustą i grzybami
– Kochanie, jesteś jakaś blada. Wszystko w porządku? – pyta Tomek. Kiwam tylko głową i zabieram się za pierogi.
Już tego nie odwlekam. Tym razem znajdę w sobie odwagę. Zrobię to, co zrobić powinnam już dawno temu.
Z trudem przełykam ostatni kawałek pieroga. Całe ciało już drży. Zaciskam szczękę i ukryte pod stołem pięści.
– Pozwól, że pomogę. – Znowu nachyla się nade mną Marek. Jeszcze niżej, jeszcze mocniej zionie od niego wódą. Jego zaniedbana, skołtuniona kozia bródka drażni moje odsłonięte ramię. Droga marynarka dziwacznie śmierdzi. Ale tak to jest, jak ma się pieniądze, a jest się kawalerem. Zbiera puste talerze i odnosi do kuchni. Czekam, aż wróci. Ledwo wstaję z krzesła, aby pójść przyszykować ostatnią potrawę.
Karp w galarecie
Zjadam mały kawałek ryby, po czym ogłaszam:
– Jestem pełna. Nie wcisnę już ani kęsa.
Odsuwam talerz. Nadszedł czas. Byle mieć to już za sobą.
– Bracie, nie wymiękaj, do rana daleko! Najlepszego!
Marek unosi kieliszek, Tomek, z trudem, czyni to samo. Nie wiem, która to już kolejka. Teraz dołączają jeszcze wujek Tadeusz i mój ojciec.
Szkoda, że święta są tylko raz w roku. Może przeprowadzę się kiedyś z Londynu do Wrocławia?
Wszyscy zjedli. Szwagier zrywa się z krzesła i pyta retorycznie:
– No to co, pastereczka?
Głowa Tomka bezwładnie dynda nad blatem. Skutecznie i szybko go opił, jak co roku. Pozostali zaś, również jak co roku, zostaną w domu.
– Jeszcze daleko do północy – zauważa mój ojciec.
– A kogoż obchodzi północ? Przecież kościoły dawno zburzone, to i nie idziemy na mszę, tylko napić się z sąsiadami. Tradycja to tradycja. Emilio, ty oczywiście pójdziesz ze mną, prawda?
– Oczywiście, skoczę tylko na sekundę do kuchni – odpowiadam, choć myślami jestem już jakiś kwadrans do przodu. Wszystko zaplanowane. Wszystko przygotowane. Tym razem będę odważna. Tym razem to zrobię.
Pasterka
Zjeżdżamy windą z dwudziestego pierwszego piętra. Wychodzimy na zewnątrz. Osiedle, na którym mieszkam, znajduje się tuż obok parku. Tam też bez słowa się udajemy. Nad głowami przelatuje banda młodzieży na podniebnych skuterach. Są zdecydowanie wyżej, niż zezwalają na to przepisy oraz ograniczenia mechaniczne producenta. Ale czego nie można obejść?
W parku jest pusto, cicho i ciemno.
Trzęsę się, mimo iż na zewnątrz jest dobre osiem stopni na plusie. Ostatni śnieg pamiętają jedynie może jeszcze moi rodzice. Skręcam z brukowanej uliczki w niewielki zagajnik. Wchodzę między zarośla i piętrzące się brzozy. Staję, czekam. Marek podchodzi. Powoli, napawając się tą chwilą. Słyszę jego chropowaty, świński oddech. W końcu szepcze podniecony:
– Nie muszę ci przypominać, abyś jutro zapomniała o tej nocy tak samo, jak o każdej poprzedniej, prawda? Wierzę, że nadal kochasz córkę równie mocno i nie chciałabyś, aby coś jej się stało. Poza tym, tyle mi zawdzięczacie, mam rację? Pracę, mieszkanie, dobrą szkołę dla Lilki? Fajnie jest mieć bogatego szwagra, co nie?
– Skończ pieprzyć i rób, co masz robić – mówię stanowczo, zwalczając łamiący się głos. Teraz albo nigdy. Teraz albo nigdy…
– Opuść spódnicę – nakazuje Marek.
Rozpoczynamy pasterkę.
Rok później
Poprawiam leżącą przede mną serwetkę.
Jestem perfekcjonistką, co nieraz doprowadza mnie zresztą do szału. Słucham kolejnej opowieści ojca o Pierwszej Wojnie Kosmicznej, w której brał udział. Uśmiecham się, uwielbiam jego historie. Przelatuję wzrokiem po zastawionym stole, który sama przygotowałam. W końcu zaakceptowałam ten cały cyrk. Uznałam, że okazji do spotkań w rodzinnym gronie jest tak mało w dzisiejszych czasach, iż źle byłoby zniszczyć kolejną. Poza tym, jeśli u kogoś Bóg pozostał w sercu, niepotrzebny jest krzyż na stole.
Tak więc są mandarynki, makowiec, babka cytrynowa, orzechy i miód w słoiczku. Zaraz rozpocznie się spożywanie pierwszej potrawy. Jest również ubierana przeze mnie, męża i córkę choinka, zdobiona w tym roku błękitnymi łańcuchami i białymi bombkami.
Jak co roku, przygotowałam wszystko skrupulatnie. Albo nawet jeszcze lepiej, niż w poprzednich latach. Tym razem naprawdę się starałam.
– Kochanie, czy to nie czas na barszczyk? – pyta Tomek. Patrzy na mnie z taką miłością, mimo tylu lat wspólnego życia.
– Oczywiście, najwyższy czas! Już przynoszę.
Obok męża tradycyjnie siedzi jego brat, Marek. Uśmiecha się głupkowato i patrzy pustym wzrokiem na wiadomości, wyświetlane na przeciwległej ścianie salonu.
– Coś ty taki małomówny i mało pijący? Niepodobne to do ciebie – zagaduje brata Tomek.
– Mam poważne problemy z żołądkiem, chyba się czymś niedawno zatrułem. W te święta muszę odpuścić sobie jedzenie i picie. A tak poza tym to wszystko jest w porządku – odpowiada szwagier, nie zmieniając przy tym mimiki twarzy. Jego głos jest nieco… inny.
Nikt jednak nie zwraca na to uwagi. Mąż wzrusza tylko ramionami i sam nalewa sobie do kieliszka. Idę po barszcz. Z kuchni słucham wiadomości:
– Mija już półtora roku od premiery najnowszego modelu androida T3X, a ten wciąż jest na szczytach wszelkich list popularności! Niezawodny, niezniszczalny, a do tego ta nowatorska technologia! Zresztą, dla tych którzy jeszcze jakimś cudem wstrzymują się z zakupem, posłuchajcie reklamy producenta!
Masz dość swojego starego androida domowego? Powtarzających się zdań wyrwanych z kontekstu? Potykania się o progi? Rozbijania talerzy? Niedokładnego sprzątania? W końcu, masz dość tego stalowego, surowego designu? Mamy dla ciebie prawdziwą rewolucję! Najnowszy model androida domowego firmy Pear spełni wszystkie twoje oczekiwania. Zaprogramujesz go według własnego widzimisię. Ale to nie wszystko! Stworzyliśmy unikalną technologię ,,Jak żywy”! Umarł ktoś bliski? Rozsypanie prochów w kosmosie uważasz za passe? Wysłanie ciała na cmentarz na Marsie jest zbyt kosztowne? To nic! Teraz możesz cieszyć się obecnością bliskiej ci osoby nawet po jej śmierci! Zgłoś się do nas nie później, niż dzień po zgonie, a my dzięki specjalnej technologii stworzymy androida T3X, który będzie wyglądał identycznie, jak dostarczony przez ciebie osobnik.
WAŻNE!
Do zeskanowania ciała, a co za tym idzie stworzenia idealnej kopii, używamy technologii, która niszczy żywe komórki. Dlatego używamy jej wyłącznie na nieboszczykach. Nie zgłaszaj do nas żyjących ludzi!
Więcej informacji na oficjalnej stronie Pear.
Przyszłość może być prosta!
Napełniam talerze, uśmiechając się pod nosem. Patrzę kątem oka na elektryczny nóż leżący na blacie.
Od pewnego czasu jest moim ulubionym kuchennym narzędziem.
Barszcz z uszkami
Wszyscy siedzą przy stole, zaczynają jeść. Jem i ja. Ze smakiem, rozkoszując się każdym kęsem.
Proszę, nie rób tego! Jakoś ci to wynagro…
Uśmiecham się do zeszłorocznych wspomnień. Nabieram ostatnią łyżkę barszczu. Polubiłam to danie. Polubiłam święta, choć są tylko dziwaczną hybrydą przeszłości. Jestem szczęśliwa, kiedy widzę, że moja rodzina jest szczęśliwa.
Mąż opowiada dowcipy ciotce Teresie i wujowi Tadeuszowi. Ci śmieją się do rozpuku. Siedmioletnia Lilka rozpakowuje już prezenty pod choinką, gdyż cierpliwości po mnie nie odziedziczyła. Mama przekonuje tatę, aby wstrzymał się z dalszymi opowieściami przynajmniej do karpia, a Marek…
Marek siedzi spokojnie tak, jak siedział. Z jednakowym uśmiechem na twarzy. Nie robi żadnych głupstw i gada to, co ma gadać.
Wszystko działa, jak należy. W końcu co porządna firma, to porządna.
No, czas na żurek z grzybami i ziemniakami.
Szybciutko się czytało. Faktycznie, niezbyt wesołe to opowiadanie, ale nie szkodzi. Ładny szorciak, podobał mi się Lekko szoknęłam po tym, co zaszło w parku… Brr… Powodzenia w konkursie!
Saro, dzięki za wizytę, cieszę się, że się podobało :) Wesołych Świąt jeszcze nie życzę bo trochę jednak wcześnie, więc przesyłam tylko pozdrowienia! :D
Przeczytałam.
"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll
Może i trochę ponuro, ale happy end jest. Zabrakło mi wyjaśnienia, dlaczego żurek z kiełbasą. Święta się połączyły?
Tradycja nakrapiana hipokryzją.
Ja bym napisała “zakrapiana”. Aż się prosi.
Babska logika rządzi!
Finklo, nic się nie połączyło, jeno siła tradycji i przyzwyczajenia tutaj działa. Czy u Ciebie co roku zmienia się zestaw świątecznych potraw? Z zakrapianiem masz świętą rację! Jutro to zmienię bo dziś już tylko telefon pod ręką. No i jak zawsze fajnie, że wpadłaś! ;)
Ale przecież żurek z kiełbasą to na wielkanoc, w wigilię tylko postne. I dwa rodzaje barszczu, jeden po drugim, to jednak dziwnie, wyżerka powinna być bardziej zróżnicowana smakowo.
U mnie potrawy wigilijne powolutku ewoluują. No i sporo zależy od gospodyni – w rodzinie na przykład tylko jedna robi kutię.
Babska logika rządzi!
Finklo, u mnie się jadło barszcz czerwony z uszkami a po nim żurek na grzybach z ziemniakami (u babci). Tym się inspirowałem i nie mi się z tym spierać ;)
Hmmm. Żurek na grzybach to jeszcze ujdzie. Ale nie na białej kiełbasie!
Babska logika rządzi!
Ponuro, ale z przewrotnym zakończeniem. Mnie z kolei zastanawia, jak bohaterka może tęsknić do, nazwijmy to, religijnej strony świąt, jeżeli sama nigdy ich osobiście nie zaznała, a zna tylko z opowieści rodziców i filmów. To trochę tak, jakby pokolenie Z wzdychało do lat 90-tych.
Ładne, zgrabne, z treścią – bibliotekowalne zdecydowanie.
Ostatnie, prawdziwe zimy pamiętają jedynie może jeszcze moi rodzice.
Mam wrażenie, że ja już nie pamiętam prawdziwej zimy, a oni tam mają XXII wiek! ;)
deviantart.com/sil-vah
Może wystąpiła jakaś anomalia pogodowa w tym XXII wieku? :O
Zdarza się.
Finklo, ale kiełbasa to ważny ,,rekwkizyt" w tym tekście! Grzyby zburzą to i owo… :( Ale prześpię się z tym tematem :D Silvo, witaj współautorko szorcika adwentowego! ;) Wydaję mi się, że bohaterka nigdzie nie tęskni za religijną stroną świąt, jeno zauważa pewną, nazwijmy to, nieścisłość. Jest też pewne zdanie, które sugeruje, że może mieć Boga w sercu, a wtedy nie jest potrzebny krzyż na stole. Co do zimy to rzeczywiście w porównaniu do naszego dzieciństwa chociażby to jest lipa :( Teraz trochę sypło, A na święta pewnie będzie ciapa. Może rzeczywiście jutro zmienię, że nie pamięta śniegu (zamiast sformułowania prawdziwej zimy). Dzięki Silvo za komentarz, ahoj! ;)
Cześć :)
Wspaniałe opowiadanie. Napisane ładnym stylem, pełnym napięcia. Cały czas trzymasz czytelników w niepokoju i bardzo dobrze Ci się to udaje. Długość opowiadania jest akurat, ani nie nudzi, ani nie czuć niedosytu. Najbardziej w pamięć zapadło mi porównanie barszczu z uszkami do krwi… Mam nadzieję, że zapomnę o tym do wigilii ;).
Ciężko mi się to czytało, ale nie względu na styl, a treść opowiadania. Jak dla mnie to było zbyt emocjonalne, zbyt pesymistyczne. Ale już samo to, że opowiadane wywołało we mnie takie emocje, bardzo dobrze o nim świadczy. W dodatku cały ten smutek, emocjonalność nie jest nachalna, nie razi po oczach, a mimo to jest i przebija się przez cały tekst. Dawno nie czytałam nic, co by tak bardzo wryło mi się w pamięć.
Jedyne co, to rzeczywiście ten żurek z kiełbasą bardziej pasuje do Wielkanocy…
Powodzenia :)
Autor posłuchał Waszych rad i zmienił:
– żurek z kiełbachą na żurek z grzybami (czyli tak, jak było u mnie w domu)
– pamięć o prawdziwych zimach na pamięć o śniegu w ogóle.
Oluta, hej!
Niezwykle się cieszę z Twojego komentarza. Ale nie tyle z tego, że Ci się podobało (choć oczywiście również), co z faktu, że po Twojej opinii widzę, że choć u jednego czytelnika wywołałem zamierzone efekty. Masz odczucia dokładne do tych, które chciałem osiągnąć.
W dodatku cały ten smutek, emocjonalność nie jest nachalna, nie razi po oczach, a mimo to jest i przebija się przez cały tekst. – Właśnie taki efekt starałem się osiągnąć! :)
Dawno nie czytałam nic, co by tak bardzo wryło mi się w pamięć. – No a tu już robię się czerwony :)
Żurek, jak wspomniałem wyżej, został zmodyfikowany :D
Pozdrawiam!
P.S. Mam nadzieję, że o tym barszczu to jednak zapomnisz ;)
Bardzo dobre, mocne opowiadanie. Ciekawie opisana relacja bohaterki do męża – od pierwszej sceny czułem niepokój, pomimo, że nie wiedziałem, co było źródłem niepokoju. W poczuciu przerażenia pomaga bohaterka, którą udało się tobie bardzo dobrze wykreować w zaledwie 10 000 słów. Przyszłość nie wygląda zbyt oryginalnie, ale nie musi, bo to krótka forma, wręcz na granicy szorta.
elektryczny nóż
Do czego może służyć elektryczny nóż? ;D
All in all, it was all just bricks in the wall
Simeone, bardzo się cieszę, że i Ty poczułeś pewne emocje oraz że się podobało :) Z wizją przyszłości zawsze mam malutki problem pod tym względem, że bliżej mi sto razy do fantasy, mieczy i innych bajerów dawnych, niż do s-f. A jeśli coś nie jest moją mocną stroną, to uważam, że nie ma co kombinować. Po drugie, tak jak mówisz, tekst ma 10k znaków, a to oznacza, że w takiej objętości muszę skupić się na innych aspektach, czyniąc z wizji przyszłości jedynie dodatek/tło. Choć w zasadzie robot jest tutaj kluczowym dla fabuły elementem.
Co do noża – to taki, który sam kroi :D Coś jak piła do drewna. Włączasz, przykładasz do kloca, i tylko lekko napierasz. Nie musisz męczyć się tradycyjną piłą w tę i we w tę :) To taki mały smaczek/pstryczek do tego, że wszystko idzie w kierunku ciągłego ułatwiania życia. Często przesadnie lub niepotrzebnie.
Dzięki za komentarz, pozdrawiam!
Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.
Ale czadowe grafiki :D Pozdrawiam!
Może rzeczywiście jutro zmienię, że nie pamięta śniegu (zamiast sformułowania prawdziwej zimy).
Ano, myślę, że teraz jest bardziej dobitnie :D
deviantart.com/sil-vah
Sprytnie wstawiasz tropy wyjaśniające niedopowiedzenia. Zastanowiło mnie jak bohaterka oddała ciało do skanowania bez aktu zgonu czy czegoś innego, ale przypomniałem sobie scenkę z małolatami na skuterach z zerwanymi zabezpieczeniami i kończące ją zdanie, że wszystko można obejść i bach! ładnie się to dopięło. Barszcz porównany do krwi, sugeruje jasno, że coś krwawego nastąpi. No i ulubiony od pewnego czasu nóż elektryczny wyjaśnia, jak doszło do "zgonu". Wszystko się ze sobą uzupełni i jest na swoim miejscu. Przegląd potraw fajnie zawiesza akcję. Me gusta. Pozdrawiam
Lanied, Dzięki za komentarz! Fajnie, że dostrzegłeś te wszystkie sugestie i dopięcia :) I zrobiłeś to bezbłędnie! Jeszcze tylko dopowiem w sprawie noża, że tuż przed wyjściem na pasterkę, bohaterka mówi, iż musi przed wyjściem skoczyć tylko do kuchni. Pozdrawiam :)
Ech, tyle lat minęło, wojny kosmiczne i takie tam, a pewne rzeczy pozostają niezmienne. Już tylko z tego powodu nie brzmi to Twoje opko optymistycznie. Ratujesz się happy endem i tu może nie będę dociekać, co ona mu właściwie tym nożem zrobiła. Powiem tylko, że pierwsza wersja, czyli żurek z białą kiełbasą, była… bardziej wyrazista ;)
Niepokój udało Ci się dobrze zbudować i nie wpadłam na to, z czym on się wiąże. I to na pewno na plus.
Kliczek :)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Irko, cieszę się, że tu zawitałaś ;) Właśnie do tego zmierzałem – aby pokzazać, że pewne rzeczy zostają niezmienne lub tworzą się z nich hybrydy, ale mimo wszystko przetrwają jeszcze długo mimo upływu czasu. A co do kiełbasy… Tak, zdecydowanie była bardziej… wyrazista :D Ale jak mus to mus :P Dzięki i pozdrawiam! :)
Hej, Realuc!
Nie chciałabym, aby wszystkie świąteczne opka były optymistyczne, ale cholibka… Chociaż to pierwsze mogło być ;P Aż mi się jakoś nieprzyjemnie zrobiło, ale dużą tego częścią jest moja niezrozumiałość do tylu potraw w Wigilię – nigdy nie zrozumiem po co ;) U mnie zawsze tylko dwa dania i deserek (a to i tak za dużo!) Nie rozumiem tej tradycji, ale to ja.
Nie wpływa to na samą moją ocenę opka, bo wiem, że to normalne.
Podoba mi się, chociaż nie porwało.
Życzę jednak powodzenia w konkursie! :)
Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!
Hej,
fajna historia, podobała mi się. W mojej opinii odpowiednio wyważyłeś wszystkie elementy historii – opis wigilii, nakreślenie bohaterów, scena w parku i klamra z wigilią następnego roku. Wyszło bardzo dobrze. A że nieco mrocznie? Zemsta na końcu nieco słodzi tę gorycz występującą w fabule.
Jeszcze drobiazg:
Ostatni śnieg pamiętają jedynie może jeszcze moi rodzice.
Jakieś duże nagromadzenie tych “przypuszczaczy”.
Pozdrawiam i życzę powodzenia w konkursie!
Che mi sento di morir
LanaVallen,
No nie potrafiłem zupełnie optymistycznego tekstu sklecić jak na zeszłoroczny świąteczny konkurs (choć wtedy też nie było do końca bajkowo). Jednakowoż, jak zauważyli inni, happy end jednak jakiś jest :)
Co do mnogości potraw – ja również nie jestem ich zwolennikiem. Użyłem jednak powszechnego podejścia do tematu. Ponoć do konkretnej liczby potraw, jakie powinny znaleźć się na stole, zalicza się wszystko, nawet te najmniejsze. Czyli również choćby mandarynki czy orzechy. Fajnie, że chociaż się podobało :)
Bas,
aż się lekko zdziwiłem, gdyż Twój komentarz ma w sobie coś za mało uwag :D
Ale miło, że Ci się podobało :) A co do wspomnianego przez Ciebie zdania to wiesz, że trzy razy do niego wracałem bo też mnie drażni? I jakoś tak nie znalazłem kompromisu raz, drugi, i zostawiłem… ale chyba jednak przebuduję, bo teraz drażni mnie jeszcze bardziej :P
Pozdrawiam!
aż się lekko zdziwiłem, gdyż Twój komentarz ma w sobie coś za mało uwag :D
Zdarza mi się czepiać, to prawda. Chyba do krasnodupków też miałem mało uwag :P
Edit: właśnie sobie czytam komentarze pod tymi krasnodupkami i odkopałem Twój komentarz: “…Pan mentosów obnażony” :D
Che mi sento di morir
xD
Alee ciężkie!
Oczywiście mam na myśli tematykę, bo czytało się lekko. :P
Opisałeś, niestety, zatrważająco rzeczywisty obraz Wigilii w wielu domach. To było gorzkie, smutne – i udane, bardzo udane. Później doszedł do tego wątek kobiecego dramatu i to też wyszło prawdopodobnie.
Pod koniec zrozumiałem te wszystkie wtrącenia bohaterki i to było dobre.
Trochę się zaciąłem w momencie, gdy opisujesz androidy. Miałem poczucie, że wyskoczyły w opowiadaniu jak z kapelusza. Myślę, że dużo lepiej, jakby były już pokazane, albo wspomniane na samym początku. To by była taka broń, która w ostatnim rozdziale wystrzeli, a myślę, że twist i tak byłby zaskakujący.
Tak czy inaczej fajne opko.
Spokojnie. Tak naprawdę mnie tu nie ma.
Hej, Geki! Dzięki za komentarz, mogę się tylko radować z Twojej opinii. Co do androidów. Wiesz, że chwilę przed przeczytaniem Twojego komentarza o tym pomyślałem? ,,Mogłem w pierwszych scenach umieścić domowego androida starszego typu". Teraz nie chcę już tak ingerować w tekst, ale gdybym mógł, pewnie dopisał bym te parę zdań w tym temacie. Postaram się i Twoje opko przeczytać i skomentować jak najszybciej, pozdrowiam!
O, dobry pomysł. Albo przy stole mogliby się pokłócić o te najnowsze.
Babska logika rządzi!
Finklo, tak też i zrobię. Ale może już po zakończeniu konkursu :)
Bo to zła kobieta była. ;) Bardzo fajny tekst.
Ogi, dzięki za komentarz i cieszę się, że się podobało :) Pozdrawiam!
Hej, Geki! Dzięki za komentarz, mogę się tylko radować z Twojej opinii. Co do androidów. Wiesz, że chwilę przed przeczytaniem Twojego komentarza o tym pomyślałem? ,,Mogłem w pierwszych scenach umieścić domowego androida starszego typu". Teraz nie chcę już tak ingerować w tekst, ale gdybym mógł, pewnie dopisał bym te parę zdań w tym temacie
No, jurne jury (xD) migiem zalicza kolejne teksty konkursowe. :P
Postaram się i Twoje opko przeczytać i skomentować jak najszybciej, pozdrowiam!
Serdecznie zapraszam. :)
Spokojnie. Tak naprawdę mnie tu nie ma.
Przez tekst się płynie, choć zdecydowanie nie jest on prosty. Wybrałeś dość trudną tematykę i wcale niełatwy temat, a mimo to jakimś cudem czuć tu święta, szczególnie w końcówce. Nie pozostawiasz złudzeń, co się wydarzyło, a jednak zaraz potem odbudowujesz bożonarodzeniową atmosferę z androidem i morderstwem w roli głównej. Dobry tekst.
Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.
Verus,
Tak, wątek świątecznej zabawy rozpoczeliśmy z Silvą na wesoło, tak więc dla równowagi konkurs rozpocząłem z trochę innej beczki.
Miło, że Ci się podobało :)
Pozdrawiam!
Tak, wątek świątecznej zabawy rozpoczeliśmy z Silvą na wesoło, tak więc dla równowagi konkurs rozpocząłem z trochę innej beczki.
Ano, prawda, tamten był weselszy. :D Równowaga musi być!
Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.
Otóż to! ;)
“– Właśnie kochanie”; “– Przepyszne kochana” – dałabym przecinek przed “kochaniem” w obu przypadkach.
“– Opuść spódnicę – nakazuje Marek.” – A to nie wystarczy podnieść? Zimno w końcu było.
“Powtarzających się zdań urwanych z kontekstu?” – Wyrwanych.
“Dlatego używamy ją wyłącznie na nieboszczykach.” – Używamy kogo, czego? Jej.
“od pewnego czasu jest moim ulubionym[-,] kuchennym narzędziem.”
Brrr, nie tego się spodziewałam po świątecznym opowiadaniu. Straszny świntuch z tego szwagra. Tylko czy na pewno nikt się nie zorientował, co się stało? Członkowie rodziny widziani raz na rok to jedno, ale sąsiedzi, współpracownicy itp.? Bo chyba nie trzymała go w szafie, jeśli to dzięki kasie szwagra rodzina miała lepiej, szwagier musiał cały czas zarabiać, nie?
"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr
joseheim, hej!
Twoje bystre oko zdołało jeszcze coś wypatrzeć, dzięki.
Tylko czy na pewno nikt się nie zorientował, co się stało? Członkowie rodziny widziani raz na rok to jedno, ale sąsiedzi, współpracownicy itp.? Bo chyba nie trzymała go w szafie, jeśli to dzięki kasie szwagra rodzina miała lepiej, szwagier musiał cały czas zarabiać, nie?
Gość był kawalerem, mieszkał sam. Nie jest powiedziane w jaki sposób zarabia/skąd ma tyle pieniędzy. Może inni na niego robią? Może spadek? Wiele możliwości. Poza tym nie ma również informacji o tym, że rodzina jest od niego finansowo uzależniona, tylko że sporo mu zawdzięczają jeśli chodzi o przeszłość – załatwienie pracy, mieszkania itd. A nawet jeśliby była, dodać androidowi do obowiązków robienie comiesięcznego przelewu nie byłoby raczej większym problemem.
Oczywiście, mógłbym opisać wyjaśnienia do tego czy tamtego, jak bohaterka załatwiła tę czy tamtą kwestię, ale w takim tekście jak ten, o takiej objętości, nie widzę na to ani miejsca, ani potrzeby. I tak miałem wrażenie, że wyłożyłem na stół odrobinę na dużo. Że mogłem zakończyć na przytoczonym przez Ciebie zdaniu z nożem.
Reasumując, rozumiem Twoje wątpliwości, jednak według mnie pewne rzeczy w tekście mogą, a czasem nawet powinny zostać nieco otwarte.
Pozdrawiam!
Sprawnie napisane, prosto a dosadnie wskazujesz, ze najprostsze ludzkie patologie są gdzieś ponad zmianami cywilizacyjnymi. Jest w tym coś przewrotnego, nawet w tym, ze koniec końców główna bohaterka nie tyle czuje częściowe uwolnienie, co nagle czuje się całkiem dobrze. Natomiast zastanawiające jest dlaczego firma skanująca nie przyuważyła przyczyny zgonu.
Gdzieś po drodze otwierający cudzysłów podmienił się na dwa przecinki.
Swoją drogą motyw wyjściowy trochę mi się skojarzył z “Artystką plastyczką” od Kam. Skojarzenie bardzo luźne, bo to jednak pod niemal każdym względem odmienne opowiadania zrealizowane w odmienny sposób. Ale gdzieś tam po drodze pojawia się uzależnienie kobiety od bogatego mężczyzny – stąd o tym wspominam. Warto rzucić przy okazji okiem.
Wilku, na wstępie wielkie dzięki za komentarz.
Natomiast zastanawiające jest dlaczego firma skanująca nie przyuważyła przyczyny zgonu.
Myślałem jak rozwiązać tę kwestię. Stwierdziłem jednak, że nie chcę wciskać w tekst suchych wyjaśnień (choć zawsze można pokusić się o jakieś choćby wskazówki, wiem) i postawiłem na ogólne zdanie, cytuję:
Wszystko zaplanowane. Wszystko przygotowane. Tym razem będę odważna. Tym razem to zrobię.
Wiem, że nie ma konkretów, jednak z tego wynika, że bohaterka już od dłuższego czasu szykowała się do tego czynu, jak i że wszystko wcześniej zaplanowała i przygotowała. W jaki sposób? To już kwestia dopowiedzeń, czy zbędnych czy niezbędnych, myślę że kwestia indywidualna (tak samo jak w przypadku wspomnianej przez joseheim kwestii funkcjonowania w świecie androida).
Na wspomniane przez Ciebie opko rzucę okiem, bo miałem to zrobić już kiedyś, a gdzieś tam jednak umknęło w gąszczu zaplanowanych tekstów.
Pozdrawiam!
Cześć, Realuc!
Mroczne i mocne zarazem. Zdecydowanie nie tego spodziewałam się po początku, ale nie znaczy, że nie podeszło. Lubisz chyba motyw z przerabianiem niewygodnym bohaterom ludzi na cyborgów lub sztuczną inteligencję, bo coś mi świta z jakiegoś wcześniejszego tekstu… W każdym razie przyjemnie się czytało.
Pozdrawiam
Cześć, oidrin!
Dzięki za komentarz ;) Dobrze, że podeszło!
A co do przerabiania, hmm… Trochę już tych tekstów było i sam nie pamiętam :P A w sumie, jak się tak zastanowię… Ze dwa teksty z podobnymi motywami rzeczywiście się znajdą :D
Pozdrawiam!
Realucu, choć – jak sam wyznajesz – masz problem z wizją przyszłości, to Twój obraz przyszłych świąt zupełnie o tym nie świadczy. Jest posępny, ale bardzo interesujący. ;)
Pierwszy raz w życiu spotkałam się ze zwyczajem serwowania dwóch zup i to nie do wyboru, co w wielu domach się praktykuje, ale podaniem ich jedna po drugiej.
Nie podobne to do ciebie… ―> Niepodobne to do ciebie…
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Reg, cieszę się, że ten obraz przyszłych świąt okazał się interesujący :) A co do zup, cóż… u mnie (to znaczy u mojej babci) tak właśnie kiedyś podawano. Dlaczego? Nie mam pojęcia :D Ale z babcią sprzeczać się nie zamierzam ;)
No nie, Realucu, nawet nie sugeruję, abyś podważał decyzje babci. Rozumiem miejscowy regionalny zwyczaj i nie krytykuję go, a tylko wyraziłam zdumienie, jako że pierwszy raz się z nim spotkałam. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dobrze napisane, ponure w treści i konkluzji (ulga i pogodzenie się ze światem dopiero w efekcie zbrodni). Konstrukcyjnie android w finale wskoczył troszkę od czapy: przydałby się foreshadowing przy pierwszej kolacji zamiast takiego ociupinkę deus ex machina, nomen omen :-) Budujesz portret nieprzyjemnej relacji na tle niektórych mało fajnych tradycji, przeplatając to kontrastem radości dziecka, jeszcze nie zmąconej harówką przedświąteczną i brudami dorosłych – bardzo na plus. Nie odczuwałem potrzeby wyjaśnienia wszystkich szczegółów, skupienie na wigilijnej kolacji i wybijanie rytmu daniami uważam za udany zabieg.
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
PsychoFish, hej!
Dzięki wielkie za komentarz i niezwykle się cieszę, że tyle aspektów opowiadania Ci się spodobało.
Konstrukcyjnie android w finale wskoczył troszkę od czapy…
Wiesz, troszkę się zgodzę. Już to ktoś również zauważył, po czym stwierdziłem, iż rzeczywiście jakieś delikatniusie naprowadzenie w pierwszej scenie by nie zaszkodziło. Może po zakończeniu konkursu dodam coś takiego, czemu nie :)
A tak w ogóle to powodzonka w konkursie i smacznej rybki jutro ;)
Tiaaa… smacznej rybki…
Dziękuję, nawzajem. Ja to raczej w ramach odrdzewianie, dla krotochwili świątecznej ;-)
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
Każdy powód jest dobry ;)
Fajne, sprawnie napisane opowiadanie, które szybko się czyta. Podział akapitów na różne potrawy też ciekawy. Czytając go, czułam się niemal, jakbym oglądała zdjęcia w albumie z włączoną opcją odczytu wspomnień i uczuć (nie wiem dlaczego, ale tak miałam). A zmiana nastroju bohaterki jest wyraźnie odczuwalna – niemal sama poczułam ulgę ;)
Jedyne co mi troszkę zgrzytnęło to późne pojawienie się wzmianek o androidach, ale z drugiej strony podanie tej informacji w ten sposób też ma swoje zalety.
Kasjopejo, dzięki za komentarz i miłe słowa ;) Co do androida to jak już mówiłem: jakaś wcześniejsza wzmianka rzeczywiście by nie zaszkodziła. Pewnie niebawem dopiszę. Pozdrawiam!
Hej
Podobało mi się – dopiero wzmianka o androidach przy końcu, uświadomiła mi, że wcześniej nie było nic z fantastyki. Opowiadanie z jednej strony zaczyna się niewesoło, ale happy end jednak jest, no i dobrze, że bohaterce udało się to, co zaplanowała. Właściwie trochę mi zgrzytało, jakim bohaterka zdołała dokonać morderstwa, nie ponieść kary i jeszcze zamienić ciało na androida, ale co tam ;) Nie takie rzeczy się zdarzają.
Pozdrawiam
Zanais, hej!
Cieszę się, że Ci się podobało.
Nie takie rzeczy się zdarzają.
Otóż to ;) Przygotowywała się długo i się udało. A jak dokładnie załatwiła kwestie tego czy tamtego, to już osobne historie. Uznałem, że ich opowiedzenie nie jest niezbędne. Szerzej była zresztą już o tym dyskusja wyżej.
Dzięki za komentarz,
pozdrawiam
Tradycja nakrapiana hipokryzją.
A nie powinno być zakrapiana?
Fajny tekst, choć bardziej podoba mi się od strony formalnej niż przekonuje od strony zawartych w nim treści. Zabieg z podziałem na dania i wpisania wydarzeń w cykliczną tradycję z zamierzchłych czasów dobrze wybrzmiewa i nadaje przyjemnego rytmu opowiadaniu. Ton relacji, skupiony na szczegółach otoczenia, czynności jedzenia i reakcjach ciała Emilii jest chłodny, trochę beznamiętny, co dobrze pokazuje jej próbę emocjonalnego zdystansowania się od tego, co ją czeka. Bardzo fajnie to zestawienie języka i opisywanych nim wydarzeń wyszło.
Co do treści, dość szybko domyśliłam się wątku przemocy seksualnej i wytłumaczenie tej przemocy nie przekonuje mnie w 100 procentach (jest trochę zbyt uproszczone, ale rozumiem, że przy tej długości tekstu trudno byłoby się bawić nawet nie w pogłębienie samego wątku co poszerzenie kontekstu). Motyw androida – efektowny, tylko tu zastanawia mnie, w jaki sposób Marek-android funkcjonował przez cały rok, kiedy się nie widział z Emilią, która jak rozumiem, go zaprogramowała. Wydaje mi się, że ciężko byłoby się nie zorientować jego bliższej rodzinie, współpracownikom, kolegom, że coś jest nie tak, a Emilia z racji tego, że widywała się z prawdziwym Markiem tylko raz do roku raczej nie miała narzędzi/ wiedzy, żeby zaprogramować go w sposób przekonujący. Pozostaje też kwestia pieniędzy, skoro finansowo to Marek pomagał rodzinie Emilii, a domyślam się, że taki android, jak i jego obsługa na przestrzeni czasu, to raczej nie były małe pieniądze, w jaki sposób opłaciła tę usługę? Pozostaje jeszcze kwestia samego morderstwa i tego, że firma skanowała martwych ludzi – jeśli działali legalnie, to w jaki sposób udało się Emilii zeskanować Marka tak, aby nikt się nie dowiedział. A jeśli zrobiła jakiś przekręt np. z dokumentami zmarłego, to skąd miała na to kasę/ znajomości/ wiedzę itd. (bo jeśliby takie znajomości miała, to już wcześniej raczej byłaby w stanie rozwiązać problem molestowania).
Czytało się dobrze :-)
It's ok not to.
Hej, dogs! Wow, ależ komentarz obszerny. Dziękuję i cieszę się, że fajnie się czytało :) Co do wszystkich wspomnianych przez Ciebie wątpliwości i niejasności – jest to kwestia po części limitu, po części umyślnego zagrania. Chciałem się skupić na innych aspektach, a te o których mówisz pozostawić otwarte, do dowolnej interpretacji. Choć jesteś kolejną osobą, która wolałaby więcej konkretów. Teraz trochę zaczynam żałować, bo w sumie mogłem w paru miejscach wpleść jakieś wzmianki o tym, jak załatwiła kwestię tego czy tamtego. No ale jest jak jest, jeszcze raz dzięki za ten komentarz. Szczęśliwego Nowego Roku ;)
Cześć, Realuc. Jakoś ostatnio Twoje tytuły nie zachęcały mnie do lektury. Choć nie wiem dlaczego. :) Jednak w końcu przyszedł czas i na Ciebie. ;)
Jest całkiem nieźle, do bardzo nieźle zabrakło mi trochę spójniejszej logiki i wiarygodności. Brakująca logika to zbyt łatwe zabicie człowieka i zastąpienie go androidem, praktycznie bez żadnego wysiłku i problemu. Masz tu dla mnie zbyt duży skrót fabularny. Jeśli chodzi o wiarygodność – taki oprawca rzadko zadowala się atakiem na ofiarę tylko raz do roku. Owszem, to możliwe, jest też możliwe, że nie było to tylko raz w roku, dlatego chciałbym i tutaj zdanie, dwa, szerszego kontekstu.
Napisane dobrze. Czyta się szybko i sprawnie, do tego już mnie przyzwyczaiłeś. :)
Pozdrawiam.
Cześć, Darcon.
Zaraza, również nie wiem, czemuż to tytuły Cię nie zachęciły. A jest to dla mnie sprawa zagadkowa podwójnie, gdyż tytuły są czymś, na punkcie czego mam małego bzika. Przykładam do nich sporą wagę. Ale każdemu nie dogodzisz, wiadomo :)
Co do skrótu fabularnego i wiarygodności… Widzisz, całkowicie świadomie uznałem, że jeśli opowiadanie ma być krótkie (zarówno za sprawą limitu konkursowego, jak i własnego postanowienia od tak) to muszę wybrać, na czym zamierzam się skupić. Uznałem w ten sposób, iż sprawy, o których piszesz, mogą zostać w pewien sposób otwarte. Że zostawię czytelnikowi wolną rękę jeśli chodzi o dopowiedzenie sobie pewnych sytuacji, dając np. jedynie wzmiankę, że bohaterka przygotowywała się do tego długo. To znaczy, że zapewne wszystko przygotowała. Że miała plan. Być może i znajomości i kontakty, które jej w tym pomogły. Teraz sobie myślę, że to jedno czy dwa zdania to może rzeczywiście za mało. Że można było dać trochę więcej informacji, które ową wiarygodność by podniosły, nie zostawiając przy tym tak dużego pola do spekulacji. Ale cóż, uznałem to po paru wcześniejszych komentarzach, a Twój tylko utwierdził mnie w tym przekonaniu. Innym razem pewnie bardziej postaram się wyważyć informacje/domysły.
Bardzo mnie cieszy, że Twego przyzwyczajenia i tym razem nie zaburzyłem ;)
Pozdrawiam.
Ja nie przykładam do nich dużej wagi. I niby nie zwracam na nie uwagi, ale jak widać, czasem się zdarza. Prędzej sprawdzam autora, gatunek i długość utworu. :) Choć wiem, że jest kilka osób, a może nawet więcej niż kilka, które rzeczywiście myślą solidnie nad tytułem. I faktycznie zdarzyło się kilka razy, że przyciągnął mnie tytuł, ale i tak nie jestem teraz w stanie wymienić jaki.
Że zostawię czytelnikowi wolną rękę jeśli chodzi o dopowiedzenie sobie pewnych sytuacji,
To się zgadza, ale w takim wypadku dałeś dwa zdania za dużo. Najlepiej gdybyś zostawił w domyśle, czy to w ogóle ona. Jeśli już wiemy, że to ona, to tak, jak mówisz, wolałbym dwa zdania więcej. Teraz mamy dysproporcję między tym, co się działo, a tym, jak zostało to rozwiązane. Rzeczywiście napisałeś, że długo się przygotowywała, ale gdzieś to zginęło w tej ilości tekstu poświęconej traumie i samym zdarzeniom.
Pozdrawiam.
Darconie, tak to czasem bywa, że chcąc dobrze stajemy w rozkroku, miast zrobić ten jeden krok w tę czy w tamtą stronę :)
Oj, za dużo uszek w barszczu zdecydowanie… Podobał mi się zamysł świąt przyszłości w tak realnym wydaniu, choć dosyć przykry “obowiązek” z obleśnym szwagrem. Pokonanie problemu przez humanoidalną sztuczną inteligencję również jak najbardziej na plus. :)
"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll
:)
Fajne :)
Przynoszę radość :)
:)