- Opowiadanie: szoszoon - Anielski kwiat

Anielski kwiat

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Anielski kwiat

Ongber ponad wszystko uwielbiał swoje anioły.

Odkąd zajął się na poważnie ich hodowlą nie mógł narzekać na brak zamówień i dobrobyt. Dopóki zajmował się tylko ziołami oraz sporządzaniem leczniczych mikstur, klepał biedę. Teraz jednak interes szedł świetnie a on mógł pławić się w luksusie. Mógł, jednak tego nie czynił. Trzymał swoje źródło dochodu w tajemnicy z rzadka tylko pozwalając sobie na odrobinę zbytku w postaci najlepszego wina czy tytoniu. Dostarczał mu je zaufany człowiek, który wiedział, że w interesach najważniejsza jest dyskrecja. Ongber płacił mu towarem najcenniejszym, jakiego poszukiwano w Niewymiarze – anielską przędzą, z której wyrabiano niespotykanej urody tkaniny oraz nici. Nikt nie zdawał sobie jednak sprawy, że Ongber posiada coś jeszcze cenniejszego i pięknego: anielskie pióra.

 

– Witajcie moje piękności – zwykł mawiać, gdy wchodził co rano do swej piwnicy, w której je trzymał. Anioły unosiły wówczas swe jasne główki i z sobie tylko zrozumiałą ciekawością oraz uwagą przyglądały się człowiekowi trzymającemu w dłoni światło. Same przez większość dnia pogrążone były w mroku i tylko nieliczne momenty ich anielskiej aktywności zdradzały ich prawdziwą naturę. Ongbera zawsze dziwiła swoista tępota tych pięknych stworzeń. Próbował nauczyć je ludzkiej mowy, potem języka mimów, wreszcie zwykłych komend tak łatwo przyswajalnych najpospolitszym psom. Wszystko na nic. Anioły, mimo iż nieziemsko piękne, pozostawały niewzruszone i odporne na jakiekolwiek nauki. Tkwiły na swoich łodygach śniąc spokojnie i co jakiś czas, kiedy się przebudzały, Ongber ucinał im ich śnieżnobiałe loki oraz zrywał niczym źdźbła trawy, delikatniejsze od puchu piórka. Każdy skromny zbiór mieścił się wprawdzie w jednej ludzkiej dłoni, jednak systematyczna praca po kilku tygodniach dawała efekty.

 

Anioły wyrastały z łodyg kwiatów rosnących w Krainach Południowych. Sadzonkę znalazł kiedyś, całkiem przypadkowo, w porcie. Odwiedzał to miejsce tylko wtedy, kiedy w początkach pory letniej do miasta zawijały statki z zamorskimi towarami. Anielskie kwiecie sprzedał mu kupiec, który narzekał, że podczas przedłużającej się morskiej podróży stracił niemal cały ładunek sadzonek. Jakiś głupi majtek otworzył luk i oświetlił pomieszczenie, w którym przechowywano ładunek. Dla kwiatów okazało się to zgubne gdyż anioły nie znosiły słonecznego światła. Zwiędły niemal wszystkie i kupiec poprosił, aby Ongber przechował dlań jedyną, przejawiająca oznaki życia sadzonkę, do momentu jego powrotu. Ongber zgodził się, jednak miały lata a kupiec się nie pojawił, a jego hodowla miała się znakomicie.

 

Wszystko zmieniło się, gdy zielarz znalazł w rynsztoku chłopca i przygarnął go do siebie. Malec był wyziębiony i zawszony, jednak przejawiał niezwykłą bystrość umysłu i ciekawość wszystkiego, co zwróciło jego uwagę. Ongber postanowił się nim zaopiekować i przekazać mu część swej wiedzy. Czuł zbliżającą się starość, a nie widział nikogo, komu mógłby zostawić swój dorobek. Nigdy nie założył rodziny, chociaż w młodości nie stronił od kobiet. Zwykle jednak, zapewne z braku cierpliwości czy wytrwałości może, kończył w objęciach pospolitych portowych kurew. Tłumaczył sobie potem, że mężczyzna otrzymuje zawsze ten sam towar, tylko w innym opakowaniu.

 

Chłopiec pomagał mu chętnie i bez narzekań wykonywał wszelkie prace w obejściu. Z czasem jednak zaczął wypytywać Ongbera o rozmaite rzeczy aż wreszcie, przez przypadek, znalazł klucz do piwnicy, gdzie rosły anioły. Nie wiedział, jak z nimi postępować, postanowił więc rozświetlić im mrok i w pewien piękny poranek wyniósł wszystkie sadzonki na słońce.

 

Ongber pojawił się za późno i mógł tylko lamentować nad swoją głupotą.

 

– Mogłeś mi po prostu powiedzieć – odparł z wyrzutem w głosie chłopiec. – Wystarczyło po prostu powiedzieć… Chciałem pokazać im piękno wschodzącego słońca.

Koniec

Komentarze

To tylko pomysł do dalszej obróbki, ciekaw jestem jednak opini.

Usuń te kilka błędzików --- nie chce mi się ich punktować, są drobne, przecinek, myślnik, literówka --- i obrób pomysł do końca, na wysoki połysk. Sądzę, że warto. Wtedy zobaczymy.

Coś w tym jest. Pozostawiło jakis taki nostalgiczno-tęskny nastrój.
Tak, podoba mi się.

Przyjemna opowiastka.

Bardzo dobre. Na 5.

Doceniam wrażliwość oraz pomysłowość autora. Zauważyłam, że Twoje teksty mają szczególny nastrój.

Teraz tylko trzeba to doszlifować i wydłużyć.

Zacne. Faktycznie zostaje w pamięci.

A więc stawiam 5

Mnie także się podobało.

Nowa Fantastyka