- Opowiadanie: Adam Blitz - Na komisariacie.

Na komisariacie.

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Na komisariacie.

Małe wprowadzenie. Miejsce: Polska. Czas: nieokreślony. Kilka lat po trzeciej wojnie światowej. Wojnie, która nie była ani jądrowa, nuklearna choć dużą rolę odegrały tu elektrony. Trzecią wojnę określono później jako informatyczną. Choć głównie toczona zza biurek, przez bladych żałosnych facetów wydawało by się niegroźnych. Wojna trwała pięć dni rozpoczęta w poniedziałek zakończona w piątek. Wydawać się to może być śmieszne. Co może zrobić banda prawiczków ze swoimi kalkulatorami w niecały tydzień. Odpowiedzi przyniosły kolejne dni, miesiące, lata. Ofiary liczone w milinach. Lecz my znajdujemy się piętnaście lat po wojnie. W mieście śreniej wielkości. Gdzieś w granicach dawnej Wielkopolski.

 

Otworzyły się drzwi. Wprowadziło go dwóch policjantów, niezbyt uszczęśliwionych. Nikt nie lubi pracować w sobotę. Wepchnęli go na pierwsze biurko stojące najbliżej. Zarysował je zębami za co musiał przeprosić po delikatnej sugestii werbalnej i mniej delikatnej sugestii fizycznej.

– Tu są jego papiery. – powiedział gnojek potomek małpy i dzikiej świni. Może to był ten drugi? Ten co lubi ssać męskie organy rozrodcze. Blitza trochę zamroczyło i już nie wielu rzeczy był naprawdę pewien.

– Bierzcie go od razu do dwunastki. Szef tam już czeka od pół godziny.

– Rusz dupę!

– Jeszcze jedno. Miał coś przy sobie?

– Tylko to. – ten z twarzą goryla. Sięgnął do kieszeni i wyciągnął pluszową mysz.

– Zostaw to tutaj i możecie iść.

Biedna mysz rzucona została na biurko obok. Smutnie wyglądała tak przytulona do bezdusznego routera.

Droga do pokoju numer dwanaście nie była zbyt długa, lecz wystarczająco długa by nie obyło się bez małej przygody. Jakiś bezdomny wstał z krzesła i rzucił się na swoją ofiarę. Przyssał się swoimi brudnymi mackami do Blitza twierdząc, że jest jego ukochaną żoną Marysią. Po dwóch uderzeniach pałki przez głowę. Bezdomny pan przyznając się do błędu, uprzejmie przeprosił, ucałował rękę Adama i powrócił na swoje miejsce.

Zatrzymanego wprowadzono do pokoju i posadzono za stołem.

Borewicz Jan. Od ponad czterdziestu lat służył w policji i nigdy z nikim się nie cackał.

Choć to nie do końca prawda. Cackał się kiedyś. Dawno temu. Z żoną. Ale tylko raz.

– Znam takich jak ty. Jesteście zarazą tego świata. Cyberpunki psia ich mać. Nie jesteście śmieciami, tylko zwykłym nawozem.

– To chyba dobrze. Nawóz jest potrzebny roślinką. Żeby rosły sobie.

Kapitan pochylił się nad Blitzem.

– Nie synku. Nawóz to zwykłe, obrzydliwe, śmierdzące gówno.

Po lewym policzku zatrzymanego zaczęła ściekać ślina. To był znak. Kapitan stał zbyt blisko.

Borewicz wpatrywał się w profil Adama.

– Pozwoli pan, że się osuszę?

– Co? – wykrztusił wyrwany z odrętwienia. – Rób co chcesz, tylko za dwie minuty chce mieć twoje zeznania, na piśmie. Co, jak, kiedy i z kim. Zrozumiano? Nie patrz tak na mnie, dobrze wiem, że nikt nie jest wstanie w pojedynkę złamać zabezpieczeń takiego serwera.

Obrócił się plecami do Blitza. Podszedł do policjanta stojącego w rogu pokoju. Wyszeptał mu coś do ucha po czym, powiedział na głos:

– Posterunkowy dajcie mu e-papier i ładny rysik. Szkoda tu mojego czasu.

– Tak jest!

Chciał jeszcze raz mu się przyjrzeć przed wyjściem.

– Panie kapitanie.

– Czego?

– Wygrał pan. Zanim pan wyjdzie. Chciałbym uścisnąć dłoń wielkiego człowieka. – Blitz wyciągnął skute ręce w stronę Borewicza. – To nie prawda co mówią na mieście. Jest pan prawdziwym policjantem.

Niechętnie Borewicz podał swoje wielgachne spocone łapsko.

– Jesteś popieprzony synu, ale widzę, że całkiem głupi nie jesteś. Może wyjdziesz jeszcze na ludzi.

– Dziękuję kapitanie. Dziękuję za wszystko.

– Tak, tak. Na piśmie. Chce tu mieć wszystko opisane ze szczegółami.

Drzwi łagodnie zamknęły się za zadowolonym z siebie Borewiczu.

Godzinę później. Pokój Borewicza.

– Szefie jakieś błazny do pana.

– Cholera by ich wzięła. Pewnie znowu z urzędu miasta. Wprowadź ich.

– Ale…

– Migiem! Nie mam czasu.

Po dwóch minutach weszli do gabinetu. Borewicza przytkało. Było ich ze siedmiu. Ten bardziej różowy niż zielony zamknął za sobą drzwi.

– Jesteśmy trochę przed czasem. Wszystko tak jak w opisie. Ja mam gumowego wacka a Zenek wazelinę. Nie wiem tylko po co te przebrania, ale liczy się zabawa nie? – malowane brwi niepokojąco uniosły się w górę.

– Szefiiieeee

Drzwi otworzyły się ponownie z wielkim hukiem. W progu stał st. aspirant Molęda.

– Szef… Oł… – jego twarz zastygła a usta tworzyły charakterystyczny dzióbek. – To już pan wie?

– O czym do jasnej cholery!

Molęda wyprostowany stał przed biurkiem nie wiedząc jak zacząć.

– Wiem co pan sądzi o serfowaniu po necie w czasie pracy, ale tak ten. Jakoś tak wyszło, że najpierw szukałem coś o odciskach palców a potem…

– Do rzeczy Marian.

– No weszło mi się na portal. Przeglądałem sobie profile i trafiłem na pana. Z resztą proszę samemu zobaczyć. A i do tego jest ogłoszenie. W zakładce obok. – Molęda wręczył kapitanowi netbooka.

Borewicz przyglądał się temu nic nie rozumiejąc.

– Nie rozumiem jak do tego doszło. Do logowania potrzebne jest DNA, odcisk palca.

– Ja pier…

 

Czterdzieści pięć minut wcześniej. Przed czwartym komisariatem VI RP.

Adam Blitz dziarskim krokiem kierował się w stronę zaparkowanego motoru. Przy maszynie stał jego kompan, wierny druh Jasiu 'winoowocowe56' Szklarski. Gdy już dwa kroki dzieliły ich od siebie. Zatrzymał się, wyciągnął z kieszeni PDA i zaczął coś stukać.

– Jak tam…

– Chwila – przerwał mu Blitz. – zaraz pogadamy. Taaak i jeszcze to, przez jedną barierę. Ok. Dwie sztuki. Enter.

PDA wrócił do kieszeni.

– Wiesz co? Dziwne numery już odwalałeś, ale to? Zgubiłeś hasło do naszej klasy. Ok. Rozumiem zdarza się. Za dwa dni, najwyżej za tydzień miałbyś nowe. Warto było?

– Chciałem powrzucać zdjęcia z wczorajszej imprezki. – piękny uśmiech psuł ułamany ząb przedni.

– Panie Blitz jest pan upośledzonym geniuszem.

Jakiś palant ubrany w kolorowe ciuchy o mało nie przewrócił maszyny Szklarskiemu.

– Uważaj Ziom! Co za ludzie! Właściwie to wypuścili cię tak bez niczego?

– Wpłacił za mnie kaucję mój dobry znajomy. Nadkomisarz Borewicz.

– Ten Borewicz? A na mieście mówią, że to debil i buc.

– Mówią o nim gorzej, młody. Tylko, że oni nie znają go tak dobrze jak ja. Ten człowiek pod wszystkimi wałkami tłuszczu kryje dobre, kochające serduszko. Bo widzisz. Kupił nam dwa bilety do Brazylii, a nawet cie nie zna. I to w klasie biznes!

– Panie Blitz pojąłem żaluzję. Mam tylko jedno pytanie. Zdążę pojechać po kota piszczawka?

– Ech, ale tylko po kota? Przepuścimy tylko tych panów i jedziemy.

– Nich mnie taser kopnie! Co to za przebierańcy.

– Młody, młody… Klaunów na oczy nie widziałeś? Odpalaj i spadamy.

– Się robi. – przycisk starteru chodził gładko jak zwykle. – Nie no widziałem, ale nie aż tylu naraz i to w jednym miejscu. O! Następni. Ten kraj jest chory.

Yamaha wkręciła się cicho i delikatnie w swoje standardowe trzydzieści tysięcy obrotów.

Koniec

Komentarze

O ho ho... no to jedziemy: 

Po pierwsze i najważniejsze - nie pisze się "wprowadzeń", odautorskich wstępów czy jakichkolwiek wyjaśnień do opowiadania. Czytelnika to nie obchodzi. Ma być tekst, który obroni się sam. Koniec, kropka. 
(Wstęp można ew. napisać jak już się wydaje zbiorek/antologię, i będzie on dotyczył tego jak powstało opowiadanie itp., ale nigdy wyjaśnień samej treści.)

Po drugie
- dialogi. Zapisuje się je w ten sposób

Po trzecie - konstrukcja zdań, intepunkcja itd. Niestety, to wszystko wciąż nawala... Na przykładzie:
- Tu są jego papiery. - powiedział gnojek potomek małpy i dzikiej świni. Może to był ten drugi? Ten co lubi ssać męskie organy rozrodcze. Blitza trochę zamroczyło i już nie wielu rzeczy był naprawdę pewien.

Poprawniej: 
- Tu są jego papiery - powiedział gnojek, potomek małpy i dzikiej świni. Może to był ten drugi? Ten, co lubi ssać męskie organy rozrodcze. Blitza trochę zamroczyło i już niewielu rzeczy był naprawdę pewien.

A ponadto:
1. Jaki gnojek? I dlaczego gnojek? 
2. "Może to był ten drugi?" - skoro narrator nie wie, to co ma sobie wyobrazić czytelnik?
3. "Blitza trochę zamroczyło" - skąd to zamroczenie?
4. Kim jest Blitz i skąd się wziął? 
5. "Ten co lubi ssać męskie organy rozrodcze." - jakie to ma znaczenie w kontekście tej sceny? Żadne.

Czasami przerywasz zdania, zupełnie bez sensu. Np.:
Po dwóch uderzeniach pałki przez głowę. Bezdomny pan przyznając się do błędu, uprzejmie przeprosił, ucałował rękę Adama i powrócił na swoje miejsce.

Powinno być:
Po dwóch uderzeniach pałki przez głowę bezdomny pan, przyznając się do błędu, uprzejmie przeprosił, ucałował rękę Adama i powrócił na swoje miejsce.
A jeszcze lepiej:
Po dwóch uderzeniach pałką w głowę bezdomny pan uprzejmie przeprosił, ucałował rękę Adama i wrócił na miejsce.

"Nawóz jest potrzebny roślin" - argh, rażące... roślinom/roślinkom.

Ogólnie tekst słaby, a w dodatku mam dziwne wrażenie, że już go tu gdzieś czytałem (ale głowy nie daję). Bardzo prosty styl, choć trochę "kryminalny", opisów niemal brak, czyta się jak scenariusz.   

Spróbuje trochę obronić ten tekst (choć wiem, że znowu zmarnowałem pięć godzin).

1. Masz pewnie w stu procentach rację, że nie pisze się wprowadzeń. Ale z tego co zrozumiałem z tekstów pana Kresa może błędnie ale wywnioskowałem, że jestem panem i władcą tego co piszę o czym piszę i jak piszę. Trochę przesadziłem, ale potrzebowałem takiego wstęp i dlatego jest. Miało to być krótkie a trudno wpleść informacje o danym świecie/czasie tak by nie wydawało się to dziwne lub nużące. Zwłaszcza dla takiego początkującego jak ja.

2. Dialogi, interpunkcja. Masz rację, ale trochę minie zanim się tego nauczę.

3. Wiem, że pisze kiepsko. Myśli mam nieskładne i czasem trudno wszystko zrozumieć.
Odnoszę się tu do tego „ponadto". Jestem Adam Blitz, bohater to Adam Blitz, narrator podpowiem również ma na nazwisko Blitz. Rozumiem, że to może wydawać się głupie, złe, błędne. Nie przeczę. Na wszelkie zarzuty pod ten temat odpowiadam w punkcie pierwszym.
Trochę to może rozjaśnia sytuacje?

„3. "Blitza trochę zamroczyło" - skąd to zamroczenie?„
Jest tam fragment mówiący o „delikatnej sugestii fizycznej".
Co do języka później użytego dość dosadnego (porównania do zwierząt itp.) jest reakcja człowieka, który nie wiedział co się działo (kto go uderzył) i mającego złe wspomnienia na ten temat. Nikt raczej nie napisze, że został uderzony przez miłego pana policjanta.
Nie używałem zbyt wulgarnych wyrażeń bo nie wiem na ile mogę sobie tu pozwolić.

Zarzucasz mi zupełnie bez sensu urywanie zdań. Dla nie mają one sens. Lubie bawić się językiem polskim. Składać zdania tak lub nie inaczej. Taki jestem. Naginam i łamie zasady. Mam coś z tego cyberpunka. Mogę jednak zapewnić się z całą stanowczością, że oprócz błędów (mój punkt 2) wszystko co piszę i jak piszę jest przemyślane. Trudno w to uwierzyć, ale tak jest. Nie twierdze, że nie ma innych błędów. Nie mam szesnastu lat (niestety), i nie piszę bezmyślnie. Nie obrażając młodych i zdolnych oczywiście.
Wracając do tego przykładu.
Przeczytaj swoje zdanie i jeszcze raz moje. Twoja wersja wchodzi gładko jak masłem posmarowana. Przy moim ością ci staje (przepraszam za porównania).
Taki efekt chciałem uzyskać. Cały dowcip polega na zatrzymaniu akcji ta jedna małą kropką. Jestem specyficzną osobą o dziwnym poczuciu humoru.

Już drugi raz łapiesz mnie na „ą". Staram się. Na obronę powiem, że mam papiery na dysortografię czy inne cuda.

Tekst słaby pod względem treści czy jakości wykonania? Może oba?
Styl kryminalno - cyberpunkowy w moim wykonaniu nie będzie i nie może być czymś ambitnym. To już chyba kwestia gustu. Ja mam taką wizję (natchniony tekstem pana Kresa).

Czy znajdziesz i czytałeś tekst podobny nie odpowiem ci bo odpowiedzi nie znam. Tu muszę z żalem stwierdzić z ręką na sercu a druga na klawiaturze. Nigdy nie przeczytałem na tym portalu, żadnego opowiadania. Rzuciłem okiem na kilka opowiadań ale nie miałem czasu by któreś przeczytać. Wiem, że to złe, ale odkryłem tak naprawdę tę stronę trzy dni temu? Zachęciły mnie komentarze inteligentne, które nie sprowadzają się do „Jesteś do dupy."
Miałem nadzieję, że się czegoś nauczę (i nauczyłem, choć nie widać, ale tak jest). Mam dużo historyjek myślałem, że ciekawych (ze sto pomysłów z czego połowa zapisanych).
Miałem dzisiaj napisać o zombie (w związku ze świętami) ale wczoraj wymyśliłem to co przedstawiam dzisiaj. Tak na szybko jak dla mnie spisane. Zbyt szybko?

Ale z tego co zrozumiałem z tekstów pana Kresa może błędnie ale wywnioskowałem, że jestem panem i władcą tego co piszę o czym piszę i jak piszę. 
Oczywiście, że jesteś. Możesz sobie nawet pisać anagramem, na wspak, czcionką pogrubioną i kursywą lewoskrętną naraz. Tylko pozostaje jeszcze drugi, taki tyci, tyciusieńki aspekt... czy komuś będzie chciało się to czytać? 

Miało to być krótkie a trudno wpleść informacje o danym świecie/czasie tak by nie wydawało się to dziwne lub nużące.
Ten tekst nie wymagał żadnej z informacji o tym świecie, bo zwyczajnie nic z tego tam nie występuje... 

Jestem Adam Blitz, bohater to Adam Blitz, narrator podpowiem również ma na nazwisko Blitz.
No to gdzie się podziała narracja pierwszoosobowa?

Jest tam fragment mówiący o „delikatnej sugestii fizycznej".
Nic nie wskazuje na to, że tym osobnikiem jest właśnie Blitz.

Na obronę powiem, że mam papiery na dysortografię czy inne cuda.
A czytelnik powie, że gówno go to obchodzi... Tekst jest tworem samodzielnym, koniec, kropka, finito. Na poważne konkursy (typu Horyzonty Wyobraźni) jury dostaje opowiadania nawet niepodpisane nazwiskiem, a Ty mi tu o jakichś żółtych papierach...

Cały dowcip polega na zatrzymaniu akcji ta jedna małą kropką.
Żaden z tego dowcip, dla każdego będzie to po prostu błąd.

Miałem dzisiaj napisać o zombie (w związku ze świętami) ale wczoraj wymyśliłem to co przedstawiam dzisiaj. Tak na szybko jak dla mnie spisane. Zbyt szybko?
Podstawowa zasada - daj opowiadaniu "odleżeć swoje". Z miesiąc. A minimum tydzień. Potem przeczytaj, najlepiej na głos - wyłapiesz sporo błędów.

Różnica zdań miedzy mną a Mortycjanem sprowadza się do innego spojrzenia na kwestię wstępu. Otóż, jeśli Autor życzy sobie z jakichkolwiek względów zamieścic wstęp, niechaj zamieszcza.  Tylko niech sie potem nie dziwi i nie obraża, czytając:
--- po takim niemal pompatycznym wstępie, zapowiadającym postapo, oczekuję czegoś więcej niż jednej scenki.
Reszta pozostaje bez liczących się zmian.
P.S. Autor ma niezbywalne prawo tak pisać, jak zechce, jak mu w duszy zagra, ale czytelnik też swoje prawa ma i nie musi mu się podobać zatrzymywanie odbioru tekstu przez głupią kropkę. Co gorsze dla Ciebie, Autorze, czytelnik jest instancją orzekającą w trybie natychmiastowym, a od tych orzeczeń nie ma apelacji.

Do Mortycjana

„... czy komuś będzie chciało się to czytać?”

Jak na razie mam dwóch wiernych czytelników (wiem kiepski żart).

Mam z tym problem. Nie mam za bardzo komu tego pokazać a tu wypowiadacie się tylko wy dwaj. Chyba oprócz was ktoś to czyta prawda?

Dlatego brakuje mi kogoś kto powie „historyjka jest do niczego”.

Albo „kiepsko napisane ale coś w sobie ma”.

Jak na razie piszecie o warsztacie. I jestem wam wdzięczny za wszystkie rady. Całe życie się uczę i mam zamiar robić to do końca życia. Nikt nie rodzi się geniuszem.

„Ten tekst nie wymagał żadnej z informacji o tym świecie, bo zwyczajnie nic z tego tam nie występuje... „ Czy aby na pewno? Są detale.

Po części miałem nadzieje, że pomysł chwyci. Gdyby powstało coś na kształt kontynuacji. Dziwne dla czytelnika było by to, że np. lecą hybrydolotem do Brazylii skoro nie był wstanie dowiedzieć się tego (tak przyznaję) ubogiego w opisy tekstu.

„No to gdzie się podziała narracja pierwszoosobowa?”

Jak widać Adam Blitz jest skomplikowaną osobą. Pisze sobie książkę o swoich przygodach, ale nie chce by zmienił się on w dziennik. Może łatwiej mu gdy pisze o sobie w ten sposób?

„Jest tam fragment mówiący o „delikatnej sugestii fizycznej".

Nic nie wskazuje na to, że tym osobnikiem jest właśnie Blitz. „

Tego nie rozumiem.

Co do moich papierów. Określenie ich mianem żółtych można przyjąć za obraźliwe nie sądzisz?

Napisałem to do twojej wiadomości, żebyś się nie denerwował jak popełniam tak głupie błędy.

Niewiele mnie obchodzą konkursy. Nigdy nie wezmę zapewne w takowym udziału. Tam niech startują utalentowani. Jeśli chodzi o błędy, jeśli chciałbym to wysłać na konkurs to dałbym to poloniście do poprawy (tak znam kilku).

„Cały dowcip polega na zatrzymaniu akcji ta jedna małą kropką.

Żaden z tego dowcip, dla każdego będzie to po prostu błąd. „

Tu się chyba nie zrozumiemy i chyba nie warto tego ciągnąć.

A szczerze to nie możesz się wypowiadać się za wszystkich. Niestety wiele osób nie zauważyło by żadnego błędu gdybym co drugą litrę dał dużą.

Nie musi ci się podobać jak piszę ale każde twoje słowo krytyki biorę do serca a potem przepompowane do mózgu zostaje odpowiednio obrobione.

Pewnie, że mogę tworzyć poprawnie zdania tak byś je mógł zaakceptować.

Tylko powiedz mi czy warto?

Czym się będę różnił od tylu innych grafomanów.

Jak pisałem nie pisze bezmyślnie. Zdania są takie bo jak tak chce a nie dlatego, że inaczej nie potrafię.

Co do szybkości. Tekst wygląda jak wygląda. Brakuje opisów jak najbardziej. Też jest mi tu tego brak. Ten tekst miał być drugim sprawdzianem. Inny klimat, mnie kiczu lekkie przeciwieństwo do poprzedniego, prawda?

Niestety taki tekst mógłbym poprawiać i zmieniać miesiąc cały. Nie umiał bym go odłożyć. Tylko w co by się to zmieniło? Po co mam tworzyć coś co zajmie dużo więcej? Przynajmniej na razie? Skoro okaże się to nic nie warte. I nikt nie przebrnie nawet przez połowę.

Do obu panów.

Strzelacie do mnie ostrymi pociskami (jak mniemam doświadczenia) ja do obrony mam tylko swój drewniany miecz złożony z kruchych chęci.

Wstęp rzeczywiście wygląda nieelegancko. Dobrą metodą jest wprowadzenie tego typu detali o świecie, za pomocą spacerującego bohatera, obserwującego otoczenie i wspominającego. Czy coś w tym stylu, cokolwiek, jest masa możliwości. Kaznodzieja na pudle wrzeszczący o przeszłości, rys historyczny w wiadomościach obejrzanych na witrynie sklepowej, rozmowa w cyklu 'to już piętnaście lat, wiesz?'.

Mi ten wstęp mówi to: "Nie potrafiłem wpleść opisu świata, w którym ma miejsce fabuła, w opowiadanie".

Nie ma też co się zasłaniać dysortografią, zasad da się nauczyć, a jak czujesz, że ni chu** (w co osobiście nie wierzę, ale mądre książki twierdzą, że to możliwe), to po prostu daj to przed publikacją komuś do przeczytania (i nie pisz, że nie masz komu, bo wszak znasz paru polonistów, nie ;) ).

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

Już zaczynałem wątpić czy ktoś jeszcze tu zagląda.

Mi również nie podoba się wstęp. Dodałem go trochę spontanicznie. Gdyby to było opowiadanie z prawdziwego zdarzenia to w ogólnie nie miało by racji bytu. Nie mam problemów z wplataniem faktów w tło akcji. Tylko jak pisałem wcześniej to jest pewno rodzaju test czy jest sens bym tworzył dalej. Bo to powyżej to tylko szkic. Mortycjan ma racje co do moich błędów.

Może coś napiszę jeszcze i za miesiąc wystawię. Takie odleżane, przeszlifowane w miarę możliwości.

Jak na razie moje wnioski to:

1. Wziąć się do pracy.

2. Poczytać jeszcze o interpunkcji.

3. Nie czekać na komentarz o treści dopóki nie opakuję ją w formę (poprawną).

Nie zasłaniam się dysortografią. Jak napisałem to było tylko do Mortycjana, który rozdrażniły dwa moje błędy gdzie zamiast „on” napisałem „ą”.

Mam taką przyjemność znać kilku polonistów, dwóch z nich są autorami „poważnych” książek.

Ci ludzie mają swoje życie, rodziny pracę. Żadnego z nich nie fascynuje literatura fantastyczna.

Nie widzę sensu ośmieszać się przed nimi dając im swoje „marne wypociny”.

Dlatego wolałem wstawić to właśnie tu. Bo wiem, że nie tylko dobrze mi doradzą ale i nie odstraszy ich tematyka.

Wiem co poprawić jeśli chodzi o samo opakowanie. Nadal nie wiem co z samym produktem czyli historią.

Za błędy w komentarzu powyższym przepraszam.

No niech Ci będzie, ja to widzę tak:

w historii brakuje mi wstępu i zakończenia, wygłada to jak część wyrwana z wiśkszej całości. Jakiś ktoś jest złapany bez żadnych okoliczności czy czegokolwiek, tylko wspomniane o jakimś włamaniu na serwer, a z zakończenia też w zasadzie nic nie wynika, ot skradł odciski, ośmieszył i kupił bileciki. Jak już ktoś wspomniał, wprowadzenie było niepotrzebne, bo nie wpływa w żaden sposób na fabułę (odbiór byłby taki sam, jeśli by go nie było). Jeśli to co wkleiłes docelowo było całością, to jest to po prostu kiepskie, ot kilka dialogów bez ładu i składu. Zaś to co nazywasz swoimi zabawami językowymi mi przeszkadzało w czytaniu, musiałem się nad tymi zdaniami zatrzymywać i zastanawiać się o co w zasadzie chodzi. Mi by się lepiej czytało, gdyby to było napisane gładko, a ości stające w gardle i łamanie zasad zostawiłbym poezji, czyli tam, gdzie to się sprawdza świetnie.

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

Dziękuje ci bardzo o to chodziło. Dowidziałem się czego chciałem. Skoro jesteś kolejną osobą, której nie podoba się sposób w jaki zostało to napisane; sprawa przesądzona.

Co do treści. Tylko tyle napisałem. Niestety nie umiem wymyślić czegoś krótkiego i w takiej małej objętości tekstu. Mam trochę wybujałą wyobraźnie i tysiąc pomysłów na minutę (niestety). Pisząc to traktowałem to jako fragment całości, który nie był by całkiem wyrwany z kontekstu (czyt. całkiem bez ładu i składu). Staram się tu czegoś nauczyć. Dlatego cenne są wszystkie wasze uwagi. To frustrujące kiedy ma się w głowie świat, bohatera, jego przygody a nie ma się umiejętności przeniesienia tego na papier. Może zaczynam zbyt późno? Ale już zacząłem i czas zacząć pisać do tej nieszczęsnej szuflady. Niestety to uzależnia. Przejdzie mi kiedyś?

Tego nigdy nikt nie wie, przejdzie czy pozostanie jako chroniczna przypadłość. Ale nie łam się. Z tym można żyć, i jeszcze może stanowić temat do ciekawych rozmów.

Nowa Fantastyka