- Opowiadanie: Adam Blitz - Kraina cieni

Kraina cieni

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Kraina cieni

Nazywam się Adam Blitz zwracam się o pomoc do osób, które to czytają. Niestety jak do tej pory nikt gdzie zgłaszałem się z tym problemem nie był mi w stanie pomóc. Otóż chodzi o to, że jakieś dwa lata temu znalazłem wśród starych rzeczy po dziadku książkę. Nie posiada nadrukowanego tytułu ani na obwolucie ani w środku. Książka zaintrygowała mnie ponieważ została napisana jak się okazało w kilku językach. Od pół roku zacząłem poważnie zajmować się tym tematem z pomocą przyszedł mi internet. Poznałem kilka osób które pomogły mi rozszyfrować języki oraz znaczenia słów. Jak się okazało książka zawiera takie języki jak: niemiecki, francuski, polski jest również łacina. Staram się dowiedzieć co to za książka. Udało mi się przetłumaczyć kilka stron. Poniżej zamieszczam fragment. Może ktoś rozpozna jakieś elementy lub nazwy.

 

"Kraina cieni"

Gdzieś w krainie nie dostępnej śmiertelnikom pośród wyniszczonych ziem uschniętych drzew i rozpadlin tak olbrzymich, że wzrok ludzki nie potrafił by dojrzeć drugiego końca. Istniało ogromne ponure zamczysko jedno z wielu, a jednak zupełnie inne od wszystkich pozostałych. Panem i władcą był On. Bóg jeden z tych od dawna zapomnianych. Czczony niegdyś na równi z Wielkim, dziś marzł w samotności, pustej komnacie, ostatnim z miejsc mu dostępnych. Blask świec tworzył klimat ponury a zapach zgnilizny i mech na kamiennych ścianach przywodził na myśl tylko najgorsze miejsca, w których nikt nie chciał by się znaleźć, a co dopiero czekać na moment, w którym zgaśnie ostatnia ze świec. Niemal na samym środku sali umieszczono wielki tron dla starego Władcy. Cały z kości zwierzęcych słoni, lwów, pum, gepardów znalazły się tam nawet zęby orki i rekina. Na końcach oparć znajdowały się czaszki najniebezpieczniejszego i najgorszego zwierzęcia na całym świecie zwanego humus lub po prostu człowiek. Postać boga opierającego głowę na swych rękach odbijała się w marmurowej podłodze, najczystszej powierzchni na całym świecie. Twarz jego wyrażała tak wiele smutku i złości zarazem. Co pewien czas poruszał ustami. Wydawał z siebie cichy szepty. Tak cichy niczym garść liści rzuconych na wiatr. Szept ten przemieniał się w burzę gwałtowną, by bić słowami niczym gromami potężnymi. Zadawał na głos pytania, a po namyśle sam sobie udzielał na nie odpowiedzi. Był On bowiem najmądrzejszym z mądrych, stanowił najjaśniejsze światło w mroku nieprzeniknionym, był On pytaniem i zarazem był też odpowiedzią. Najsamotniejszym z samotnych. Tak go określano przez wszystkie eony. Nikt nie był w stanie go zrozumieć ani choćby w małym stopniu dorównać mu intelektem (wyjątkiem był Wielki. Władca wszystkich bogów, ale on zbyt rzadko zstępował do tego świata1). Istniała niegdyś osoba, która potrafiła pojąć jego ból i smutek. Uczucia które targały nim od „Zrozumienia boskiego"2. Była nią piękna królowa Issabel. Pół człowiek, pół bóg. Kochała go jak nikt inny, przenigdy pokochać nie zdołał. Miłością jaką śmiertelne istoty pojąć nie zdołają. Nigdy nie dowiedziała, że jej boski przyjaciel i kochanek był również jej ojcem. Po nim to odziedziczyła mądrość swą niezmierną. Niestety jej boska dusza zamknięta została w kruchym człowieczym ciele. Zginęła od ciosu sztyletu, który rozciął jej delikatne blade gardło. Zabił ją mąż zazdrosny, król Krezson. Karę poniósł okropną a wraz z nim całe jego królestwo przeklęte. Wszechmocny – On wraz z braćmi swymi poprzez trzęsienia ziemi i powodzie, doprowadził do tego, iż wyspa wraz z jej mieszkańcami zniknęła na dnie bezkresnego oceanu. Lecz i tam mieszkańcy nie odnaleźli spokoju. Po dziś dzień cierpią za grzech swego władcy. Długo po śmierci Issabel szukał zemsty jedyny jej syn potomek króla Krezona, który natenczas przebywał z wizytą na krańcach ziem Marganum. Imię jego brzmiało At'lanatis a ród jego potomków stworzył wielki naród myślicieli i wynalazców.

Starzeć siedział i myślał. Siły już całkiem opuściły jego ciało. Wyszeptał tylko:

– Oni nawet tego nie poczują, a ja.. Ja umrę z pełna tego świadomością.

 

Wielki ból przeszył całe jego ciało.

– Dlaczego właśnie ja? – odchylił głowę do tyłu wpatrując się w nędzny ogarek czarnej świecy.

– Ponieważ ciebie wybrał Najwyższy a On wie co było co jest i co wydarzyć się musi.

– Tylko ja rozumiem jak działa to wszystko, a jednak, tego pojąć nie umiem. Potrafię zrozumieć działanie każdej części nawet najbardziej skomplikowanej, znam zależności, charakterystyki, oddziaływania… Ale nie obejmuję większych zbiorów a tym bardziej całości. Tylko ty to potrafisz o Wielki. Czyż byś mnie całkiem opuścił? Teraz gdy najbardziej Cię potrzebuję.

Ból w klatce piersiowej stał się niemal nie do zniesienia.

– Czemu właśnie teraz? Jest jeszcze tyle do poznania, opisania i przeżycia.

– Teraz bo nadszedł czas ku temu odpowiedni. A może odpowiedni czas nigdy nie nadchodzi bo zawsze rodzi się nowe, nie poznane, jeszcze nie skatalogowane i nie określone, jeszcze nie rozwinięte.

– Tak bardzo pragnę dalej istnieć. – wielka łza spłynęła po twarzy starca uderzając o podłogę stłukła się na milion małych diamentowych odłamków.

Przymknął oczy. Czekał. Niemal w sen zapadając posłyszał skwierczenie dopalającej się ostatniej ze świec. Potem chrzęst i pękanie odłamków rozsypanych na podłodze. Po nich stąpała postać, w czerń obleczona, na którą czekał i której tak bardzo się obawiał. Poczuł zimny oddech na szyi, zmroził on nie tylko jego ciało ale zmroził i ducha. Potem szept wprost do lewego ucha, niczym jad rozszedł się po całym ciele:

– Jestem bracie mój. – gardło starca napięło się i zacisnęło tak, iż nie mógł wykrztusić ani słowa.

Z zamkniętymi oczyma wyciągnął przed siebie ręce Wewnętrznymi stronami dłoni skierowanymi ku górze, następnie zacisnął mocno pięści tak, że paznokcie przebiły skórę zagłębiając się w mięśniach. Skórcz w gardle puścił.

– Zrób to szybko bracie. – powiedział najspokojniej jak umiał.

Otworzył oczy i ujrzał swego brata Forgotha, który z uśmiechem na twarzy pokazał mu swą obrzydliwą dłoń przy której jeden palec był grubszy i dłuższy od pozostałych trzech. Miał kształt wielkiego noża ale nie było na świecie broni która by dorównała mu ostrością. Forgoth czyniąc wszystko według tradycyjnego obrzędu. Skierował swój palec na starca co miało oznaczać: „Nadeszła wreszcie twoja pora". Położył palec na przegubach brata. Zrobił to niezwykle delikatnie niczym matka gładząca śpiące swe dziecko. Teraz i czarna postać uroniła drogocenną łzę. Nim kryształ dotknął zimnej posadzki szybkim ruchem nakreślił szkarłatną linię. Pan i władca zamku otworzył tylko usta nie wydając jednak żadnego już dźwięku. Czuł tylko jak ciepła krew spływa po rękach do otwartych dłoni, które otworzyły się same. To przez cięcie, głębokie rozcinające i tak już słabe ścięgna. Opadł bezwładnie w swym białym tronie. Wydawać by się mogło, że zasnął na chwilę tylko. Brat jego Forgoth spuściwszy tylko wzrok odszedł rozpływając się w mroku.

Gdy dzień nastał nowy do komnaty wkroczyła świetlista postać. Poruszała się tak lekko. Zdawała się bardziej unosić w powietrzu niż kroczyć po kamieniu. Zbliżyła się do ciała rozpartego na tronie i jeszcze delikatniej dotknęła ustami jego pomarszczonego czoła.

– Witaj mój synu. – w tym samym momencie wielkie światło rozbłysło rozświetlając całą komnatę.

Wszędzie gdzie okiem sięgnąć paliły się świece. Małe i wielkie, proste i ze zdobieniami, a na tronie nie siedział już starzec a dziecko.

Rozejrzało się wokoło i z uśmiechem na twarzy rzekło:

– Ja… jestem…

Jeśli masz dla mnie jekieś informacje na temat książki lub jakiegoś elementu z zawartego we fragmencie proszę o kontakt na adres email: adamblitz@interia.pl

Pozdrawiam Adam Blitz

Koniec

Komentarze

Duże kłopoty z interpunkcją, kompozycją zdań (i to już w pierwszym po słowach "Kraina cieni"...), stylizacja tak melodramatyczna, że aż leży i kwiczy... 2.   

Dziękuje za szczerą krytykę i poświęcony (niestety bezpowrotnie). Chciałbym się jakoś bronić lecz z żalem stwierdzam, że masz całkowitą rację. Nie będę ukrywał. Poczułem lekkie ukłucie zważywszy na fakt, że jest moje pierwsze opowiadanie napisane w życiu (wypracowań w szkole nie liczę). Młody już nie jestem interpunkcji się już nie nauczę zapewne. Co do kompozycji zgadzam się w 100%. W przeciwieństwie do innych błędów językowych to akurat był zabieg zamierzony tzn. nie dokładnie umiem to określić (nie mam wykształcenia humanistycznego) najbardziej zależało mi na zachowaniu pewnej płynności i rytmu. Nie wiem jak mi to wyszło podejrzewam, że i tu dałem plamę. Stylizacja. Nie rozumiem tego „leży i kwiczy”. Melodramatyczna na pewno, miała być kiczem jak najbardziej. Jeśli chodzi o to, że stylizacja jest wymuszona i zawiera błędy. Jak najbardziej. Dawno nie miałem styczności z typową literaturą fantasy. Dlatego też zastosowałem formę „tłumaczenia” czyli próby oddania klimatu tekstu oryginalnego przez laika (czyli mnie). Niestety nie ma nic o samej treści. Podejrzewam, że to tylko z uprzejmości by nie dobić autora? Z racji tego, że jestem człowiek prostym chciałbym otrzymać jednoznaczną odpowiedź czy warto poświęcić kolejne pięć godzin na napisanie czegoś innego?

Stylizacja. Nie rozumiem tego „leży i kwiczy”.

Początek - ten kursywą - jest ok. Potem zaczyna się domniemany tekst z książki bez nazwy - i tu mamy małą tragedię... Wnioskując po pomyśle, powinna to być jakaś opowieść w charakterystycznym stylu biblijnym, lub podań ludowych/legend/grimuarów/etc. Zamiast tego mamy zwykłe, miernie napisane opowiadanko, w dodatku z dialogami "myślnikowymi". To po prostu kłuje w oczy i kłóci się z oczekiwaniami (treść się zgadza, ale styl - nie). Albo realizm, albo jego brak. 

Niestety nie ma nic o samej treści. 
Ciężko mi się wypowiedzieć, bo niestety nie zrozumiałem o co w tym właściwie chodziło... Zapewne miało być jakieś religijno-poetyckie przesłanie, ale ja przy takich rzeczach po prostu odpadam.  

chciałbym otrzymać jednoznaczną odpowiedź czy warto poświęcić kolejne pięć godzin na napisanie czegoś innego?
Pomysł był (i to nawet niegłupi), niestety gorzej z wykonaniem. Poczytaj sobie poradniki dziadka Kresa - zawsze to parę dobrych rad więcej. Poza tym, widać jakiś dryg narracyjny, więc styl, jak to mówią, "do rozpisania".


Odpowiedz sobie na bardzo proste i krótkie pytanie: czy chcę pisać?
Jeśli odpowiedź jest twierdząca, zakasuj rękawy, zaopatrz się w słownik i podręcznik interpunkcji albo korzystaj z Poradni Językowej PWN (wygooglasz ją bez trudu), no i trenuj, próbując aż do skutku.

Dzięki wielkie za dobre rady.
Mortycjan właśnie o taki komentarz mi chodziło. Niestety. Trafiony zatopiony.
Jeśli chodzi o styl nie chciał bym go zmieniać. Poprawić owszem. Zbyt łatwo przejmuje style innych autorów po przeczytaniu jakiejś książki. Nie silę się na oryginalność, ale nie chce pozować na kogoś kim nie jestem.
Czy chciałbym pisać dalej to raczej oczywiste. Nie po to ośmieszam się tu na darmo. Zostanie pisarzem od dawna było moim skromnym marzeniem.
Bardziej interesuje mnie odpowiedz na pytanie czy jest warto to robić? W momencie w którym gimnazjaliści mają większe doświadczenie i więcej talentu.
Nie mam zamiaru zaśmiecać portalu swoimi słabymi tekstami jeśli nie przyniesie to nikomu korzyści.

Bardziej interesuje mnie odpowiedz na pytanie czy jest warto to robić?
Pojadę teraz bardzo wyświechtanym frazesem (i brzydzę się tym strasznie, ale nie mogę się powstrzymać...) - nigdy nie jest za późno na marzenia. 
Przeczytałem nie tak dawno fenomenalną powieść "Firmin" Sama Savage'a. Autor jest doktorem filozofii i ma (miał, gdy książkę wydał) 67 lat. Był to jego pisarski debiut, a dla mnie najcudowniejsza książka jaką przeczytałem w ciągu ostatnich kilku lat.  

W momencie w którym gimnazjaliści mają większe doświadczenie i więcej talentu.
Wybuchnął bym śmiechem, ale szkoda mi energii... Wskaż mi chociaż jednego (JEDNEGO) takiego osobnika.   

Dlaczego piszesz o ośmieszaniu się? Dlatego, że niektóre komentarze mogą być zgryźliwe, kpiące, ironiczne? Cóż, kwestia stylu komentujących.
Chcesz pisać? Pisz. Czytaj, trenuj, podpatruj dobre wzory --- i nie wpadaj w kompleksy, początki mało, bardzo mało komu wychodzą świetnie.

Z gimnazjalistami przesadziłem? Co do talentu to kwestia dyskusji. Ale chyba zgodzisz się z tym, że znajdzie się wielu takich, którzy na swoim kącie maja dwa opowiadania i więcej? Jakby na to nie spojrzeć mają oni większe doświadczenie niż ja. Co do pana Savage'a. Pocieszające.

Chciałbym jeszcze w najbliższym czasie coś napisać i tu wrzucić. Czy mogę liczyć na twoje krytyczne uwagi? Jesteś rzeczowy co sobie cenię. Twoja ocena pozwoliła by mi podjąć decyzje czy dalej się w to „bawić”.

Co do marzeń.

Zawsze uważałem, że najlepsze są te, które nigdy się nie spełnią.

Pisarstwo nie jest moim „najlepszym” marzeniem ;)

Ale chyba zgodzisz się z tym, że znajdzie się wielu takich, którzy na swoim kącie [koncie] maja dwa opowiadania i więcej?  
A owszem, zgodzę się. Większości założyłbym kaganiec, a coponiektórych strącił do wulkanu... ;] Ilość najczęściej nie idzie w parze z jakością, nie stanowi też doświadczenia. Masz dużo samokrytycyzmu, co dobrze rokuje na przyszłość.
Na moje komentarze zawsze możesz liczyć.  


Do AdamKB.
Nie traktuj moich słów zbyt poważnie. Mam do siebie duży dystans. Miło mi, że mnie zachęcasz to budujące i potrzebne. Może jestem lekko zdołowany i przez to moje nastawienie. Co do czytania to może tego nie widać, ale przeczytałem już sporo w swoim życiu. Masz pewnie rację, że kuleje z praktyką.
Dużo łatwiej jest mi ocenić pracę innych. Chyba nie jestem jedyną osobą, która nie potrafi stwierdzić z całą świadomością „dobrze to napisałem" (i zarazem się w tym względzie nie pomylić). Dlatego postanowiłem poddać się próbie wystawiając swoją prace na widok publiczny.

Szkoda, że tylko jak na razie jednej osobie chciało się wypowiedzieć/ocenić.

Myślę, że pomyliłeś się nieco. Prawda, że nie odniosłem się bezpośrednio do Twego tekstu, ale zauważ, iż zadawanie pytań, czy chcesz pisać, nie miałoby sensu, gdybym uważał, że nie masz szans na stwarzanie lepszych opowiadań.

Nowa Fantastyka