
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Zamieszczam pierwszą część przed ukończeniem drugiej i kolejnych, bo pisze się to diablo ciężko i chyba muszę dostać przysłowiowego kopa, żeby się za to zabrać. Tak więc jeśli się spodoba, będzie to dobra motywacja do dalszej pracy, a jeśli nie, to zajmę się czymś innym. Potraktujcie to zatem jako wstęp do czegoś znacznie, znacznie większego.
LK
Leonard Strongwill był dobrym człowiekiem. Nie miał nałogów, studiował, niczego mu nie brakowało. Na drugim roku poznał Claudię Fatewish i zakochał się w niej. Zaczęli się spotykać, a rok później ogłosili swoje zaręczyny. Leo osiągnął pełnię szczęścia, które zostało mu jednak brutalnie odebrane.
Pewnej nocy dziewczynę znaleziono martwą w jej mieszkaniu. Przedawkowała narkotyki. Policja poinformowała Strongwilla, że Claudia od dawna ćpała. Leo długo nie mógł pogodzić się ze stratą. Sam też zaczął ćpać i szybko, zupełnie niespodziewanie, uzależnił się. Próbował z tym walczyć, lecz nie przynosiło to żadnych skutków. Wkrótce dealerów złapano, ich narkotyki zniszczono, a Leonard dostał wreszcie szansę, by ponownie stać się wolnym. Aresztowani dealerzy sprzedawali jednak zupełnie nową, nieznaną wcześniej odmianę morfiny, która uzależniała silniej niż inne. Trawiony głodem Leo zażył wszystko, co jeszcze mu pozostało za jednym razem. Nawet nie wiedział, że umiera.
*************
Szedł długim, ciemnym korytarzem. Na jego końcu majaczyło rozedrgane, białe światło. Nie było dokąd wracać, więc chłopak skierował się naprzód. Czuł się lekko, jakby jakiś wielki ciężar został zdjęty z jego barków. Dotarcie do źródła światła nie zajęło mu dużo czasu. Znalazł się w wysokim okrągłym pomieszczeniu. Przed sobą widział długie, strome schody, od których biła owa dziwna jasność. Na lewo od nich ciemny korytarz zakręcał ostro, natomiast na prawo stała mała, podświetlona na czerwono winda.
Leo zatrzymał się na środku pokoju, myśląc, gdzie się udać. Nie czuł zmęczenia, ale też nie miał ochoty wchodzić po ciągnących się w nieskończoność stopniach. Kusiła go szybko i wygodna winda, a jednocześnie był bardzo ciekawy, co kryje się w mroku korytarza po lewej. Zrobił krok w tamtym kierunku, kiedy rozległ się głęboki, spokojny głos.
– Tam nic na ciebie nie czeka.
Strongwill rozglądnął się uważnie wokół, w poszukiwaniu osoby, która wypowiedziała te słowa. Nic jednak nie dostrzegł.
– Kim jesteś? – rzucił w przestrzeń.
– Pomyśl, Leonardzie. Co przypomina ci to miejsce?
Leo raz jeszcze się rozejrzał, zatrzymując wzrok na schodach.
– Nie… To jest śmieszne. Przecież nie możesz być BOGIEM!
– A dlaczego nie? Umarłeś, Leo, musisz się z tym pogodzić.
Strongwill spojrzał na swoje ciało. Jaśniało dziwną, srebrną, jakby stalową poświatą i, było tak lekkie, że bez trudu mógłby unieść je w powietrze i latać.
– Jeśli umarłem… – zaczął. – to… to dlaczego tego nie czuję? Dlaczego nie jestem szczęśliwy, jak w niebie, ani nie cierpię w piekle albo w czyśćcu?
– To bardzo proste – przemówił nowy głos, głos męski, twardy i czysty jak kryształ. – Nie jesteś jeszcze ani w piekle, ani w niebie, a czyściec nie istniej, bo tylko bajeczka, wymyślona przez Kościół. Znajdujesz się niejako w przedsionku, i od ciebie zależy, w którą stronę się udasz.
– To… to – chłopak wybuchnął nagle niepohamowanym śmiechem. – to delirium jest naprawdę zabawne. Rozmawiam z Bogiem i diabłem, i mogę sam wybrać, czy chcę iść do nieba, czy do piekła! Ha ha ha!
– To nie jest delirium – odpowiedziały jednocześnie oba głosy. – W istocie jesteś jednym z niewielu, którzy mogą wybierać.
– Och. Aha. A czemu zawdzięczam ten zaszczyt?
– Narkotykowi – odparł diabeł.
– Narkotykowi?! Faworyzujecie narkomanów?!
– Nie do końca. To dłuższa historia, ale postaram się wyrazić ją możliwie jak najkrócej.
– Ja to zrobię! – zagrzmiał Bóg. – Już dość kłamstw naopowiadałeś.
Szatan rzucił siarczyste przekleństwo. Bóg kontynuował:
– Plantacja, z której pochodziły twoje narkotyki, była uprawiana na świętej ziemi. Na prochach jednego z moich największych świętych. Każdy, kto choć raz je zażył, mógł wybrać, w którą stronę się uda. Ty jesteś ostatni, pozostali już wybrali. Czworo jest u mnie, czworo u Lucyfera. Gdzie się udasz ty, Leo?
Strongwill zastanowił się przez chwilę.
– Jeśli każdy, kto zażył ten narkotyk, miał wybór, to gdzie udała się Claudia? – zapytał. Nadal był co prawda przekonany, że wszystko, co widzi i słyszy, jest tylko delirium, lecz nie mógł oprzeć się pokusie, bo jeszcze raz ujrzeć ukochaną.
I oto pojawiła się u podstawy schodów. Wyglądała dokładnie tak, jak ją zapamiętał, z tą różnicą, że teraz promieniała słabym, złotym światłem. Leonard już miał do niej podejść, kiedy z szumem otworzyły się drzwi windy. W środku stała… Claudia. Była otoczona przez fioletową poświatę i piękniejsza niż wtedy, gdy widział ją po raz ostatni. Piękniejsza i jakby… mniej ludzka. Chłopak zatrzymał się w pół kroku. Claudia na schodach wyciągnęła do niego rękę.
– Leo! Chwyć moją dłoń – powiedziała cicho.
– Nie słuchaj jej, Leo! Nie ufaj pozorom – doradziła ta druga, piękniejsza.
– Właśnie! – podchwyciła pierwsza. – Nie ufaj pozorom. Czy tak wyglądałam za życia? Ona jest tylko zjawą!
– Nie! Leo, po śmierci nic nie jest takie, jak za życia. To ona jest zjawą!
– Ale jeśli ty jesteś prawdziwa – zwrócił się do niej Strongwill. – to czemu wybrałaś piekło? Przecież w piekle jest diabeł, wcielone zło!
Claudia w windzie zaśmiała się łagodnie.
– Nasze wyobrażenie o życiu po śmierci znacznie odbiega od rzeczywistości, ukochany. Wybór między piekłem i niebem, to jak wybór między luksusowym więzieniem, a wolnością w ubóstwie. Ja wybrałam wolność.
– Wolnością w ubóstwie – powtórzyła Claudia na schodach. – Raczej wolnością w cierpieniu. A jaka to wolność, gdy cały czas czujesz ból?
– Skąd możesz wiedzieć, jak to jest, zjawo?
– A skąd ty możesz wiedzieć, jak jest tutaj, duchu?
Strongwill słuchał tego z narastającą rozpaczą. Sam nie wiedział, co począć, gdy nagle przyszło mu do głowy idealne rozwiązanie. Zawahał się, ale tylko przez chwilę. Potem lekkim, pewnym krokiem skierował się do korytarza po lewej.
– Stój! – zawołał Bóg.
– Stamtąd nie ma powrotu! – zawtórował Mu Lucyfer.
– Nie macie nade mną władzy! – odkrzyknął Leo. – Cztery do czterech, tak? Nie zapomniałem,, jak się liczy. Jest remis, i póki co, to się nie zmieni.
Po tych słowach, nie odwracając się za siebie, wstąpił w ciemność.
Witam,
Mam mieszane uczucia co do tego tekstu. I chyba ostateczną ocenę będę mógł wystawić po kolejnej części - wszystko zależy w którą stronę pójdziesz. Bo czyta się w miarę dobrze, ale sama historia jakoś nie do końca mnie przekonuje. Opium z świętej ziemi daje możliwość wyboru? Czekam na część II.
Pozdrawiam
Adam
No, na początku, jak zobaczyłem ten tunel, to myślałem, że mnie krew zaleje... Bo opisów śmierci/śmierci klinicznej nie cierpię (z założenia: nie doświadczyłeś-nie pisz). Potem zrobiło się odrobinę lepiej, bałem się, że wstawisz albo anioły świetliste, albo diabła-biurokratę, najbardziej oklepane pomysły świata. Choć Twój pomysł też nie jest jakimś szczególnym powiewem nowości ("trzecią drogę" i Pierumow wałkował, i wielu innych).
Wstęp - jakby doklejony na siłę. Nie musiałeś mówić, że pisało się diablo ciężko... To, co niepotrzebne, zawsze pisze się diablo ciężko. To nie wypracowanie w szkole, nie musi być "wstępu, rozwinięcia i zakończenia". Możesz zacząć od środka (wyobraź sobie dwa opowiadania: jedno zaczyna się od słów "Leonard Strongwill był dobrym człowiekiem", a drugie od "Leo umarł". Po które sięgnąłbyś?;))
I aż dziw bierze, że po roku związku Leo nie zorientował się, że jego panna "bierze".
Co do zapisu dialogów - Mortycjan opracował taki nawet dobry poradnik na HP. Zajrzyj, popraw.
No to co jest z Tobą, Lordzie? Ładnie wypunktować czyjeś byczki umiesz, a sam nawet dialogów dobrze nie zapisujesz?
Łapsnąłeś się za temat nienowy, ale zawsze trudny. Zobaczymy, co Ci wyjdzie...
Dialogi, dialogi, dialogi! Każdy zapisuje je inaczej. Przejrzałem poradnik Mortycjana, a owszem, tyle że głowę daję, iż coś w stylu "bla bla bla - rzucił w przestrzeń, nie kierując tych słów do nikogo w szczególności." pisze się z małej litery, tak jak "odgłos paszczą". Zaraz to posprawdzam w kilku książach. Z tymi dialogami to zawsze jest problem, nie? A teraz, uch, głeboki wdech... wydech. Dobra, mam już gotowe zakończenie opowiadania, tylko żeby nie zepsuć całej treści. Na starcie tylko powiem, że być może przyjdzie wam trochę poczekać na kolejną część, bo wena bywa kapryśna, a ja nie chcę spartaczyć wszystkiego przez pośpiech. Niemniej w miesiąc powinienem się wyrobić ;)
MAŁĄ LITERĄ!!!!!!! MAŁĄ LITERĄ!!!!!! A KYSZ MI Z TYM RUSYCYZMEM!!!!!!!!!!
Żadne bla bla bla rzucone w przestrzeń, szanowny Lordzie. Zasady interpunkcji polskiej regulują --- chociaż w irytującym i utrudniającym ogarnięcie całości rozproszeniu --- zasady zapisu dialogów. Więc proszę bez niemądrej argumentacji "bo każdy inaczej..." Bo mało kto to wie i rozumie, ot, jaka to sprawa...
Kurdę! Zająłem się tematem o polityce i nie zdążyłem wprowadzić zmian! Ale w następnym tekscie się poprawię.
No. Dzierżę Waszmośc Pana za słowo. Pisane!