Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Jest to poprawiona wersja mojego pierwszego opowiadania. Usunąłem zbędne opisy, powtórzenia ( przynajmniej tyle ile wyłapałem), skróciłem opisy walk i ogólnie spróbowałem zrobić z tego coś, co mam nadzieję nie odrzuci po kilku zdaniach, tak jak nieszczęsny oryginał :P Portalowiczów nie mających jeszcze styczności z Bolkiem Jarząbkiem zapraszam na mój profil, gdzie opisane jest więcej przygód tego niesfornego łobuza.
I
Słońce znikało powoli za wyrastającymi na północy górami i w starym lesie zapanował półmrok. Złowieszcza cisza przerywana była tylko świstem wiatru, szalejącego wśród konarów. Pomiędzy ogromnymi pniami wiła się wąska ścieżyna, którą podążał odziany w stary płaszcz wędrowiec. Wicher rozwiewał jego siwe włosy, a gałęzie drapały porośniętą kilkudniowym zarostem twarz. On jednak nie zważał na to, tylko parł uparcie do przodu. Gdy wszedł na niewielkie wzniesienie i zobaczył w oddali kilka nikłych światełek, przyspieszył nieco kroku. Poniżej, w dolinie, znajdowała się niewielka osada i tułacz miał nadzieję, że znajdzie tam schronienie. Gdy był już blisko pierwszych domostw przystanął, by dokładnie zlustrować okolicę. Skromne, drewniane chaty świadczyły, że mieszkańcy są prostymi rolnikami. Mężczyzna już miał zapukać do najbliższej chałupy, w oknie której widać było światło, gdy nagle usłyszał kobiecy krzyk. Nie myśląc wiele, przycupnął w zaroślach i czekał. Wrzask ustał, za to teraz słychać było odgłos zbliżających się kroków, oraz dziwne pomrukiwanie. Przyczajony podróżnik obnażył miecz. Nie minęła minuta, gdy zza kępy gęstych krzewów wyłonił się przerażający stwór. Miał sporo ponad dwa metry wzrostu i był gruby niczym stuletni dąb. Gęsta broda sięgała mu do pasa, a głowę okrywał szpiczasty, porośnięty mchem kapelusz. Bił od tego dziwadła fetor przegnitej trawy, stęchłego torfu i czegoś jeszcze, co ciężko było zidentyfikować. Przez ogromne ramię niósł przewieszoną młodą, nieprzytomną dziewczynę. Wędrowiec, widząc uwięzioną niewiastę, nie zastanawiał się długo. Podniósł z ziemi sporej wielkości kamień i gwizdnął przeciągle. Bestia odwróciła się ospale i ryknęła przeraźliwie, gdy kawałek skały uderzył ją między oczy. Zachwiała się i zrzuciła swoją ofiarę na ziemię, po czym jęła pociągać nosem, niczym pies szukający tropu. Podróżnik nie zwlekał. Wyskoczył z kryjówki i przeturlał się między nogami potwora, tnąc go jednocześnie w ścięgna Achillesa. Jednak skóra olbrzyma była twarda i po uderzeniu zostało jedynie niewielkie nacięcie. Mężczyzna, który stał teraz za plecami wroga, tym razem pchnął mieczem w okolicę jego nerek, jednak i tu bez efektu. Atakowany niespodziewanie wyciągnął zza pasa olbrzymi tasak i zamachnął się nim za siebie. Tylko doskonały refleks uchronił wędrowca przed tym niespodziewanym uderzeniem. Ponownie przemknął pomiędzy nogami przeciwnika i zakłuł go w bebech. Na trawę chlusnęła gęsta breja a stwór charknął dziwnie i jednym ciosem złamał wystający ze swojego brzucha miecz. Wycofał się kilka kroków i wyczekując kolejnego ataku, wywijał w powietrzu tasakiem. Nie uchroniło go to jednak przed następnym kamieniem, rzuconym przez nieznajomego. Gdy spostrzegł, że od teraz będzie oglądał świat tylko jednym okiem, odwrócił się i ruszył biegiem w las, pojękując cicho. Dźwięki jego ciężkich kroków słychać było jeszcze przez kilka chwil, aż w końcu całkowicie ucichły. Wędrowiec podszedł do leżącej nieopodal niewiasty, podniósł ją i przerzuciwszy przez ramię, ruszył w stronę pobliskich chat.
II
Siedzieli w małej, oświetlonej kilkoma świecami izbie. Stary, wąsaty mężczyzna postawił na stole butelkę wódki i nalał do dwóch glinianych kubków. Zawartość swojego wypił jednym haustem, po czym dolał sobie kolejną porcję.
– Jestem Eustachy, sołtys Gąsiorogów. A jak brzmi twoje imię, jeśli można wiedzieć?
– Nazywam się Bolek. Bolek Jarząbek.
– Witaj więc Bolku w naszej wiosce. Dziękuję ci za wyratowanie mojego dziecka z rąk tego bydlęcia. Tfu! – Splunął na ziemię. – Niech mu wilki jaja poszarpią, myszy oczy wyżrą, niech go wszystkie choroby tego świata dopadną! – Bluzgał starzec.
– Kim była ta bestia? – Przerwał mu Bolek. – I dlaczego porwała twoją córkę?
Sołtys spochmurniał. Na dworze zapadła cisza. Nad wioską zawisły ciężkie, burzowe chmury i jasny błysk przeszył niebo sprawiając, że na sekundę zrobiło się jasno jak w dzień. Po chwili straszliwy huk zmroził krew w żyłach rozmówców. Eustachy zniżył głos.
– To Dziad Borowy. Niegdyś opiekun lasu i strażnik zwierząt, teraz zaś szaleniec zdolny do najgorszej zbrodni. Porywa nasze dziewki i gwałci w leśnych ostępach, a po kilku dniach znajdujemy je na obrzeżach wioski z obciętą głową i wnętrznościami wywleczonymi na wierzch. Napijmy się.
Wychylili. Zaczęło padać. Drobny deszczyk przerodził się po chwili w gęstą ulewę.
– Przenocuj dziś u mnie, Bolku.– Sołtys wskazał palcem małe drzwi po prawej stronie izby – To pokój gościnny, tam możesz odpocząć. Gdybyś czegoś potrzebował nie krępuj się i wołaj. A teraz dobranoc.
– Dziękuję – odparł Jarząbek i wstał od stołu.
Eustachy chwycił butelkę gorzałki i udał się na spoczynek. Bolek poszedł za jego przykładem.
***
Jarząbek wstał wcześnie. Szybko założył ubranie i wszedł do pokoju, w którym wczoraj rozmawiali.
– Dzień dobry – przywitał go sołtys, który wraz z żoną i córką jadł już śniadanie. – Dołączysz do nas?
Bolek kiwnął głową i usiadł.
– Co sprowadza cię w nasze strony? – Zapytał Eustachy podając gościowi kubek z wodą.
– Trafiłem tu przypadkiem. Miesiąc temu wróciłem z wojny, lecz w moich rodzinnych stronach nie ma już nic. Wszystko zostało zniszczone i splądrowane, a rodzina zabita. Wsiadłem więc na pierwszy lepszy statek i wyruszyłem w świat, w poszukiwaniu przygód…
– Przykro nam to słyszeć panie… – rzekła cicho Krycha sołtysowa.
– Prawie ich nie znałem – odparł Bolek. – Gdy miałem 15 lat zaciągnąłem się do wojska. Miałem dość pracy na roli. Uciekłem nocą z wioski i przyłączyłem się do pierwszego napotkanego oddziału. Wtedy, gdy spory toczyło się praktycznie z każdym, chętnie przyjmowano ochotników.
– Tak, pamiętam te czasy – zadumał się sołtys. – Przynajmniej raz do roku nasza osada była łupiona przez zmierzające w góry armie. Skurwysyny rekwirowali bydło, zboże i kobiety, tłumacząc się wyczerpanymi zapasami…. Dobrze, że wojny się skończyły. Teraz naszym jedynym problemem jest ten cholerny szaleniec z puszczy…
Bolek zrobił zaciekawioną minę.
– Opowiedzcie mi sołtysie jeszcze raz o tym waszym Dziadzie. Co doprowadziło go do takiego szaleństwa? Gdzie on w ogóle mieszka i czy często was napada?
– Jak już wczoraj mówiłem, Dziad Borowy od stuleci był strażnikiem puszczy. Dbał, by nikt bez potrzeby nie niszczył drzew i nie zabijał zwierzyny. Do naszych domostw nie zbliżał się nigdy, wiedząc zapewne, że jesteśmy społecznością rolniczą i szanującą przyrodę. I my także nie szukaliśmy z nim zwady.. Ale jakieś pół roku temu wszystko się zmieniło. Pewnego dnia Marychna, córka naszego kołodzieja, poszła na jagody i nie wróciła na noc. Szukaliśmy jej długo, aż po dwóch dniach ktoś natknął się na jej rozszarpane zwłoki porzucone w parowie za wioską. Głowa leżała kilka metrów od reszty ciała. Nie wiedzieliśmy kto dokonał tego strasznego czynu. Lecz pewnej nocy Dziad wszedł do osady i porwał na naszych oczach kolejną dziewczynę, zabijając przy okazji jej ojca.
– Rzeczywiście dziwne – przerwał Jarząbek .– Tak jakby nagle pojebało mu się w głowie, tylko z jakiego powodu….
– Od tamtej pory regularnie napada na Gąsiorogi. Raz nawet zorganizowaliśmy obławę, ale las jest posłuszny jego rozkazom. Wielu ludzi zginęło od pazurów dzikich zwierząt, nad którymi ma władzę. Teraz staramy się nie wychodzić z domów po zmroku i chowamy nasze córki dobrze, a gdy wejdzie do wioski, przeganiamy go ogniem, przed którym czuje lęk.
– W walce z nim straciłem miecz. Macie tutaj kuźnię?
– Kuźnia jest, ale nie używana odkąd ten zasrany oprawca zabił kowala. Jeśli potrafisz, możesz korzystać z niej do woli. Nieszczęsny Henryk zostawił materiały, które na pewno wystarczą ci do wykucia nowej broni.
– Świetnie. Gdy skończę, rozprawię się ze skurwielem – rzekł spokojnie Jarząbek.
Sołtys wybałuszył oczy.
– Ale… ale… ale to morderca – powiedział jąkając się. – Nie… Nie mam ci nawet czym zapłacić, gdybyś zdołał go pokonać!
Bolek uśmiechnął się nieznacznie. Poczuł zew przygody.
– Nie robię tego dla pieniędzy. Wystarczy, że ugościcie mnie przez kilka dni, bym mógł nabrać sił przed dalszą podróżą.
– Możesz tu zostać jak długo chcesz, nawet na stałe! – krzyknął uradowany Eustachy.
– Wystarczy parę dni. A teraz prowadźcie.
***
Wioska nie była duża. Ludzie żyli tutaj z tego, co udało im się wyhodować, a kontakt z innymi miastami ograniczał się do wizyty jakiegoś przejezdnego kupca raz na kilka tygodni. Dookoła osady chłopi zbudowali prymitywną palisadę. Jarząbek i sołtys szli szeroką, ubitą drogą. Ludzie wychodzili przed domy, by zobaczyć śmiałka, gotowego stanąć przeciwko okrutnemu Dziadydze.
– No, jesteśmy – powiedział sołtys, gdy stanęli przed zdewastowanym budynkiem.
Widać było, że od czasu śmierci właściciela nikt nie próbował utrzymać tego miejsca w jakim takim porządku. Dach był dziurawy, drzwi na wpół wyłamane, a przybudówka ledwie trzymała się kupy i chwiała niebezpiecznie przy każdym mocniejszym podmuchu wiatru. Bolek wszedł do środka i podniósł z ziemi pokryty rdzą, stalowy pręt. Po chwili poszukiwań znalazł również ciężki, kowalski młot. Zakasał rękawy i zabrał się do pracy.
Przez resztę dnia w całej wiosce słychać było chrzęst oraz syk hartowanej stali. Wreszcie, gdy słońce zaczęło umykać za drzewa, Bolek wyszedł przed kuźnię, wywijając błyszczącym mieczem półtora ręcznym. Kręcił młynki i wyprowadzał cięcia w powietrze.
– Dajcie mi tu teraz tego gada, a już ja go nauczę! – krzyknął po czym ruszył w stronę domu sołtysa, by omówić szczegóły planowanej batalii.
– Mam pewien pomysł – powiedział Bolek do Eustachego gdy zasiedli razem przy wódce. – Ale będę potrzebował pomocy kilku ludzi. I to takich, którzy mają trochę oleju w głowie i nie uciekną na widok potwora. Oprócz tego niezbędna będzie nam oliwa i sporo słomy oraz gałęzi. Zwabimy Dziada w pułapkę.
– Myślę, że bez problemu znajdziemy ochotników. Wszyscy mieszkańcy mają dość tego ścierwa.
– Dobrze – odrzekł Bolek podnosząc w górę kubek. – Więc wypijmy za powodzenie naszego zadania.
Oboje wychylili do dna i ruszyli szukać chętnych. Chodzili od domu do domu, aż wybrali pięciu chłopa. Bolek pokrótce przedstawił im swój plan, po czym Jasiu, Swaroc, Eugen, Krzesimir i Dąbko ochoczo zabrali się do budowania zasadzki na brodatego rzeźnika.
III
Minęły dwa dni. Spokojne dwa dni, w czasie których nie działo się zupełnie nic nadzwyczajnego. Dziad nie pojawił się pomimo tego, że każdego wieczora po całej okolicy spacerowało dużo więcej kobiet niż zwykle. Bolek co chwilę chodził po Gąsiorogach i sprawdzał czy każdy dobrze pamięta co ma robić. Trzeciego dnia, pod wieczór, niebo zasnuły chmury. Ciemność ogarnęła las i wioskę. W powietrzu czuć było nadchodzącą burzę. Nagle błyskawica przecięła firmament i na ułamek sekundy zrobiło się jasno. To wystarczyło, by wieśniacy zobaczyli ogromną, brodatą postać przemykającą między domami.
– Jest!!! Jest!!! – Ozwały się głośne krzyki i w tej samej chwili w całej wiosce zapłonęły gęsto poustawiane pochodnie.
Zdezorientowany i wystraszony potwór zasłonił twarz rękoma. Jednak po chwili doszedł do siebie i wyciągnął zza pasa swoją straszliwą broń. Od tyłu zabiegło go kilka osób, które rzucały w niego kamieniami. Dziad zaryczał i ruszył w pościg. Młodzieńcy trzymali go jednak na dystans. Tym sposobem zagnali szaleńca pod niewielkie skałki. Wspięli się na nie szybko po przygotowanych wcześniej drabinach, dalej obrzucając potwora wszystkim co było pod ręką. Rozwścieczony stwór nie zauważył, że za jego plecami wychynęło z krzaków sześcioro ludzi. Był to Bolek ze swoimi towarzyszami. Wszyscy trzymali w rękach długie, ostro zakończone kije którymi jęli dźgać rozjuszonego Dziada. Ten, wymachując tasakiem, chciał ruszyć na wycofujących się teraz śmiałków. Jednak nie zdążył zrobić nawet dwóch kroków, gdy wyrosła przed nim ściana ognia odcinająca go od szóstki towarzyszy. Stanął w miejscu i tępym, przerażonym wzrokiem począł wpatrywać się w płomienie. Ochotnicy stojący na skałkach zaczęli obrzucać go butelkami z oliwą. Ocknął się dopiero, gdy żywioł ogarnął go prawie całkowicie. Ryknął nieludzkim głosem i upadł mordą w błoto. Gdy wszyscy myśleli że już po wszystkim Bolek krzyknął nagle:
– Kurwa! Odejdźcie od niego!
Od strony lasu nadciągnęła ściana deszczu. Wszyscy rozbiegli się i tylko Jarząbek pozostał na miejscu. Gęsta ulewa ugasiła płonącego potwora , który z wysiłkiem podniósł się z ziemi. Zgasły pochodnie i zapanowały ciemności. Dziad natarł na Jarząbka uderzając z góry. Ten odskoczył, cudem unikając ogromnego tasaka. W blasku pioruna zobaczył pokrytą bąblami gębę swojego przeciwnika. Doskoczył do niego i wbił mu miecz pod żebro. Następnie wpełznął na jego plecy i wyciągnąwszy z rękawa mały nożyk, zaczął dźgać go w kark. Monstrum miotało się na wszystkie strony próbując zrzucić napastnika. Ten jednak nie ustawał. Gęsta jucha tryskała we wszystkie strony. Niespodziewanie Dziad zebrał się w sobie i z ogromną siłą rozprostował ramiona tak, że Jarząbek zleciał i łupnął głową o kamień. Na chwilę go zamroczyło, a kiedy otworzył oczy, ujrzał opadający tasak. Skulił się czekając na uderzenie, które jednak nie nadeszło. Za to powietrze rozdarł wrzask bestii. Bolek wstał szybko i zobaczył, że jeden z ochotników, Dąbko, w ostatniej chwili przebił pokrakę włócznią. Chciał jeszcze uskoczyć, ale był zbyt wolny. Doprowadzony na skraj szaleństwa Dziadyga jednym silnym cięciem rozciął go na pół. Krew i wnętrzności rozlały się wokoło, tworząc miazgę przypominającą mielone mięso. Bolek, gdy to zobaczył, dostał nagłego przypływu siły. Poderwał się z impetem i jednym cięciem pozbawił maszkarę trzymającej tasak ręki. Następnie rozorał jej brzuch tak, że bebechy chlusnęły na ziemię. Dziad zacharczał i rzygnął posoką, po czym runął jak długi. Zaślepiony gniewem Bolek odrąbał mu głowę, a gdy zobaczył, że stwór jest martwy, zemdlał z wyczerpania.
IV
Obudził się w łóżku. Przez chwilę siedział zdezorientowany i dopiero gdy do pokoju weszła córka sołtysa trzymając w dłoniach talerz z gorącą zupą, przypomniał sobie gdzie jest. Uśmiechnął się pod nosem, wstał i razem z dziewczyną wyszedł z izby. Uradowany Eustachy już na niego czekał.
– Siadaj Bolku, nie wiem jak Ci dziękować. – Podał mu niewielki mieszek wypełniony monetami. – Cała wioska się zrzuciła. Nie jest to wiele, ale na pewno przyda ci się w twoich podróżach. Ponadto możesz u mnie mieszkać ile chcesz, zawsze jesteś mile widziany w Gąsiorogach.
– Dziękuję – odpowiedział Bolek zmęczonym głosem. – Nie zrobiłem tego dla pieniędzy, aczkolwiek w mojej sytuacji każdy grosz się przyda i jestem wdzięczny za ten dar. A teraz, chyba muszę się napić.
– Oczywiście, oczywiście.
Kilkanaście następnych dni Jarząbek spędził na odpoczynku. Po dwóch tygodniach pobytu u Eustachego zdecydował się w końcu wyruszyć w dalszą drogę. Złożył kwiaty na grobie Dąbka, pożegnał mieszkańców, spakował rzeczy i ruszył w stronę gór. Gdy był już daleko, spojrzał za siebie. Wioska zniknęła za niewielkim pagórkiem, ale wciąż widać było zatkniętą na wysokim palu głowę Dziada Borowego, który martwymi oczyma spoglądał, jak jego pogromca odchodzi w siną dal.
Od momentu lektury „Inwazji Marsjan" czuję do Cię, Fasoletti, sentyment, więc bywa, że czytuję to, co zamieszczasz na NF. Rozpoznaję Twoją ksywę i tylko dzięki temu potrafię opanować zgrozę ogarniającą mnie na widok liczby 2700 z hakiem wskazującej nadnaturalny przyrost opowiadań. Raz Twoje teksty są lepsze, raz gorsze, ale większość ma „jajo" i czuć w nich coś, co można określić jako „pisanie z entuzjazmem". To fajne. Jednak poprawiony pierwszy Bolek Jarząbek nie jest dobry. W zasadzie jest o niczym, przypomina sprawnie napisane wypracowanie na temat zadany uczniom przez zdewiowaną panią polonistkę; „Opowiedz, jak Bolek Jarząbek na śmierć zaciukał Dziada Borowego". Opowiedziałeś. Za wypracowanie 4+ (i tak nie „posprzątałeś" w nim wystarczająco starannie), za tekst o zacięciu literackim, utrzymany w formie baśni, zaledwie 2+. Bo każda baśń zawiera w sobie jakąś tajemnicę, a rolą autora jest jej wyjaśnienie i odpowiednie spuentowanie całości, czyli tak, jak zrobiłeś np. w „BJ & wąpierz z Prątkowa". Tajemnicą była przyczyna, dla której szajba odbiła Dziadowi Borowemu - Ty fakt ten totalnie a bezprawnie olałeś. Boluś słusznie zapytał: " Co doprowadziło go do takiego szaleństwa?". Odpowiedzi jednak nie uzyskał ani on, ani czytelnik. Więc tak jak na wstępie: pierwszy Jarząbek, nawet jako rozbiegówa powołująca do życia tytułowego bohatera cyklu, rzeczonego Jarząbka, nie jest dobra.
Chciałabym, abyś kogoś, Fasoletti, poznał, bo sądzę, że to Twoja bratnia dusza. Bolek Jarząbek także będzie zadowolony z kamrata. Otwórz ten LINK, przeczytaj pięć stron wątku i powiedz, jak Ci się podoba.
Dzięki, no cóż, za przerobienie tego opowiadania wziąłem się w sumie z nudów. Wyszło jak wyszło, niestety. Oryginał był jeszcze gorszy :P
A ten Dąbrowa fajny, przeczytałem na razie dwie części, bo jest wcześnie, ale nadrobię jak z pracy wrócę.
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
Zwykłe zgrabnie napisane opowiadanie, ale takich jest mnóstwo więc oryginalnego pomysłu nie było. Jak dla mnie przecietne. Tak jakby wykonał je rzemieślnik, a nie pisarz:(
Ale za to krotkie, a to jest plus zwykłych lub niedobrych opowiadań:D
Fasoletti, nie jest żle, ale wyszła tylko taka historyjka "bez jaj".
Nie widzę ani głębszego sensu, ani próby zabawy z konwencją, ani pomysłu (choć mogę się mylić).
Co gorsza, bardzo się ciągnie.
Niemniej, ponieważ widziałam inne Twoje teksty, myślę, że to był tylko taki "wybryk".
Dałabym 3
w baskerville, zajrzyj do "John Horseshaker - Od zera do bohatera". Tam jest więcej robienia sobie jaj w typowym dla mnie stylu, a troszki mało komentarzy pod tym jest :P Innych też zapraszam do komentowania tamtego opka.
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.