- Opowiadanie: Mientof - Wojny Wrońskie, część I. Asasyn

Wojny Wrońskie, część I. Asasyn

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Wojny Wrońskie, część I. Asasyn

Pusto.

Pustynia.

Pusto, jeśli nie liczyć trzech osób.

Na gorących piaskach Pustyni Learcre leżeli dwaj mężczyźni, obsypani piaskiem. Niezauważalni. Z pisaku wystawała lufa karabinu snajperskiego.

– Słuchaj. – zaczął jeden z nich. Patrzał przez lornetkę na stojącego w oddali, sto merów przed nim, alitara. – A może nie musimy zabijać akurat tego. Wiesz, w Imperium Wrońskim jest pełno alitarów. Może to nie ten co konspiruje, co?

– To ten.– warknął drugi, celujący przez snajperkę. – Posłuchaj co mówi.

Poprzez pustynny wiatr dało się słyszeć strzępki alitarskiego.

– Qest-ce? … Crow probablement fou …. Non, ici est vide …. Qest-ce que souhaite vol …. mhm, pas de réception

Trzymający lornetkę już chciał coś powiedzieć; poczuł uderzenie w plecy.

– Zrób mi przysługę i zamknij się. – wycedził snajper.

Wystrzelił.

Ołów poleciał w stronę alitara.

Trafił. Prosto w skroń.

 

 

Uli Var, czyli owy strzelec siedział wygodnie w fotelu, czekając na reportaż z posiedzenia Rady Ras. Wojna z Wroną była coraz bardziej wyczerpująca, tym bardziej, że po jego stronie była cała rasa urieli. Unia Rasowa dużo straciła. Obecnie należały do niej cztery rasy. A właściwie cztery państwa. Imperium Alitarskie, największe, Cesarstwo Ludzkie, drugie co do wielkości, najmniejsze Królestwo Kirtów i jedyne kapitalistyczne – Republika Irinów. Były to państwa sąsiadujące ze sobą. Poza pasmem Niezamieszkanych Rejonów, do których należała Pustynia Learcre, gdzie żyła dziko większość urieli mieściło się Imperium Wrońskie. Kilkanaście lat wcześniej, w 1341 roku Czwartej Ery rozpoczął wojnę z Unia Rasową. Rozpoczęło to trwające już czternaście lat Wojny Wrońskie.

Var był młody – miał dwadzieścia dziewięć lat i od ukończenia Akademii Wojskowej walczył przeciw Wronie. Bo co to, do cholery, ma znaczyć?! Nie mogą dać mu wygrać.

Na ekranie telewizora spikerka oznajmiła, że czas na sprawozdanie z posiedzenia Rady Ras.

Ogółem – nie ustalili nic ważnego.

Tylko podwyższyli podatki.

 

 

Var stąpał po cichu. Miał na sobie jednoczęściowy, czarny kombinezon z giętkiego stopu chroniącego. Nie mógł założyć zbroi. Od razu ktoś by go usłyszał. Na plecach miał miecz. Nienawidził mieczy. Nienawidził też ich nosić na plecach. Ale nie mógł go przypasać, bo szorowałby po ziemi podczas skradania. Nie mógł też wziąć broni palnej bo pogubił tłumiki.

Przemknął holem głównym Bazy Imperium Wrońskiego na Pustyni Learcre.

Powoli wspiął się po schodach.

Nagle krew odpłynęła mu z twarzy.

W jego stronę szedł strażnik.

Uli powoli wyciągnął miecz z pochwy. Była to mocna katana. Jednym zwinnym ruchem Var wskoczył na barki strażnika i wkuł mu ostrze w serce.

„Zbyt wolno" – pomyślał asasyn i zaczął wspinać się dalej.

W końcu doszedł do celu – naczelnika straży, niskiego uriela.

Zabójca podszedł do niego i trzepnął w plecy. Uriel jęknął cicho, ale Uli wymierzył mu kolejnego kopniaka pozbawiającego przytomności.

Usadził go na krześle i poszukał sznura. „Muszą mieć w strażnicy jakiś sznur" – pomyślał.

Udało się. Znalazł po dwudziestu minutach.

Natomiast wody którą mógłby ocucić naczelnika szukał dwie minuty.

Wrońscy żołnierze to mieli luksus.

– No, hej. – warknął Uli gdy naczelnik się obudził.

– Du Schlampe! – mruknął naczelnik

Var wkurzył się. To był język kirtów. Nie znał języka kirtów.

 

 

 

Koniec

Komentarze

Nie no, ludzie, naprawdę... chociaż odrobinę samokrytyki...

2. Byłoby 1, gdyby nie brak ortografów...

Uprzedzam, Winnetou, że zaboli.
Jedna wielka bzdura. Cytaty i komentarze do nich zajęłyby dziesięć razy więcej miejsca od całego tekstu.
Z piasku wystawała jedynie lufa snajperki, a ten, kto tę snajperkę dzierżył w rąsiach, celował PRZEZ snajperkę. Miałeś w ręku, chłopie, chociaż pistolet na kapiszony?
Jedynka za treść.

P.S. A co do ortografów... --- hmm... --- nazwy ras piszemy dużą, czy małą?

Raczej zależy od autora, jako że w codziennym życiu się z takimi problemami nie spotykamy:).

Tjaa? Od widzimisię autora, czy od zasady?

Od widzimisię autora, czy od zasady?
W przypadku fantasy optowałbym właśnie za widzimisię autora. A nawet jeśli spojrzelibyśmy pod kątem zasad, to "rasy" (w rozumieniu fantastyki nie będące narodowościami) w świecie realnym nie istnieją, ale podchodzą pod gatunki zwierząt - a nazwy gatunkowe w j. polskim przyjęło się pisać z małej litery. 

Wyłóż, czym jest "rozumienie fantastyki". Fantastykę piszemy po polsku, jak mi się (może głupio) wydaje, więc i odpowiednie reguły, jak mi się (może niesłusznie) wydaje powinny być stosowane.
EOT.

Wyłóż, czym jest "rozumienie fantastyki"

(w rozumieniu fantastyki nie będące narodowościami)


'Polak', 'Niemiec', 'Rosjanin' itp. piszemy z wielkiej litery - są to narodowości. Natomiast 'gnom', 'ork' itp. piszemy (zwykle) z małej - są to rasy. Ale w zasadzie nie da się określić CZYM są rasy - ani to narodowości, ani gatunki, ani podgatunki... Dlatego moim skromnym zdaniem - o tym, CZYM są rasy w konkretnym universum decyduje jego autor. A tym samym decyduje o zasadach pisowni w tej kwestii.   

 

A jeśli chodzi o ten konkretny przypadek, to z tekstu nie umiem wywnioskować na 100%, czy alitarowie i kirtowie to narodowości, rasy, gatunki czy jeszcze co innego...

Imperium Alitarskie, Królestwo Kirtów, Republika Irinów, Cesarstwo Ludzkie.
Jeszcze jakieś wątpliwości?
P.S. To czwarte śmieszy mnie.

Jeszcze jakieś wątpliwości?

Niby czemu wnioskujesz, że "Imperium Alitarskie, Królestwo Kirtów i Republika Irinów" to państwa ludzi? Równie dobrze można napisać "Imperium Elfów", a "elf" nadal będzie poprawne... 

Z resztą, to czysto akademicka dyskusja, dopóki sam autor się nie wypowie jaki był jego zamysł. A to prędko nie nastąpi, patrząc na oceny jakie mu daliśmy...

Niby temu, że są to nazwy własne, utworzone od nazw ludów, które dane kraje, imperia, królestwa potworzyły.
Elfy zostały tak spospolitowane i spostponowane, że wcale mi ich nie żal, niech się piszą małą, jak kto chce.
Autor się raczej nie wypowie, myślę. Gdy ktoś każe celować przez karabin, a potem wysyła kogoś z kataną przytroczoną do pleców na misję wywiadowczą, to lepiej zrobi, siedząc cicho i wyciągając wnioski na przyszłość.

Nowa Fantastyka