
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Gdy otwieram oczy, widzę tylko kształt, majaczący w czeluści. I wącham odór, smród mięsa, zgnilizny i łajna, wpływający do mych nozdrzy i wpadający do płuc. Wymiotuję, a resztki nieznanego jedzenia spadają w otchłań. Zapewne już wiedzą, co czai się na dole. Ciemna masa zmienia gwałtownie położenie. Czy to Smok? Przebijam wzrokiem mrok. Nie sposób dostrzec bestię. Odwracam głowę w bok i czuję skurcz w szyi. Ból targa mną. Z całą pewnością wywijałbym się niczym ugodzony wąż, jednak łańcuchy oplatające me ciało i nagrzany stalowy pręt nie pozwalają mi na to. Wiszę nad nieznaną przepaścią z niewiadomego powodu. Moi wrogowie z pewnością cieszą się z tego. Jacy wrogowie? Nie posiadam wrogów. Jestem tylko skromnym urzędnikiem państwowym. Zarabiam uczciwe pieniądze i nie mam nic na sumieniu. Mam rodzinę, dzieci i żonę. I bolące zęby. Nawet teraz w tak osobliwej sytuacji, ból daje o sobie znać. Co robię w tej chorej rzeczywistości? Co musiałem zrobić, by znaleźć się właśnie tu? Jakich bogów musiałem zdenerwować? I co mam począć? Słyszę piłowanie… czuję, jak nagrzany pręt drży. Ktoś piłuje go.
– Kim jesteś? – rzucam słowa na wiatr, bowiem nikt nie odpowiada.
Pręt ugina się. Jestem coraz bliżej czeluści. Za chwilę spotkam się twarzą w twarz z nieznanym.
Spadam.
Budzę się zlany potem. Jestem tylko zwykłym urzędnikiem państwowym. I nie mam nic na sumieniu. Tuż obok mnie leży moja żona. Za ścianą śpią z pewnością dzieci. Oddycham spokojnie. Chwytam za okulary leżące na biurku. Nakładam je i mój wzrok w końcu się poprawia. Spoglądam na poranne promienie, wpadające przez balkon. Powstaję z łóżka i wsuwam stopy w ciepłe kapcie. Wchodzę na balkon. Spoglądam z piątego piętra na budzący się do życia Amsterdam.
I wciąż słyszę piłowanie…
Spadam w dół. Powoli, otchłań jest głęboka. Czuję zapach siarki.
I sam już nie wiem, w co mam wierzyć.
"Czy to Smok?
Przebijam wzrokiem mrok.
Nie sposób dostrzec bestię. Odwracam głowę w bok"
Rapujesz tak, że szok. ;)
Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki
Rapujesz tak, że szok. ;)
Z ust mi to obywatelu wyjąłeś.
Tekst nudny i bez sensu, ale podczas czytania czuć jakiś dziwny - raperski - rytm. Czuć też, że to tylko przypadek, a nie intencja autora...
Próbowałam znaleźć jakiś element, który mógłby się podobać, ale nie udało mi się.
Dziwne rymy i ogólny brak sensu. Bardzo lubię krótkie zdania, ale one muszą się układać w zgrabną całość.
Zauważyłam, że pozostałe Twoje teksty są trochę lepsze. Może kombinowałeś ze stylem i "przekombinowałeś" nieco?
Faktycznie, jak się to czyta, to od razu przed oczyma pojawiają się rapujący murzyni w dresach i ze srebrnymi łańcuchami :P
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
Słabe, przeczytałem całość, tylko dlatego, że krótkie.