
Połykała łzy. Przez zapuchnięte oczy niczego nie mogła zobaczyć. Obrała miskę cebuli, a teraz się wzięła do szatkowania.
– Jak ona mogła? Nie ma serca… – buczała do siebie.
W sąsiednich daczach letnicy wynosili stoliki i fotele do ogrodów na późną kolację. Wszędzie rozlegały się przyciszone śmiechy i nawoływania. Nastrój beztroskiej letniej nocy powinien ją uspokajać, ale Wieroczka czuła tylko nieznośny smutek. Olga miała przyjechać wieczornym pociągiem.
– Nie wyjdę po nią! – chlipała. – Niech sama nosi bagaże po żwirówce, niech ją ręce bolą!
Ale zagniotła drożdżowe ciasto i zaczęła szypułkować porzeczki.
Olga stanęła w progu z pochmurną miną.
– Znów beczysz?
– Jak mam, Olu, nie beczeć? Dlaczego mi to robisz? – mówiła między jednym chlipnięciem a drugim. – A może zdecydowałaś się nie lecieć? Powiedz Olu, nie lecisz, prawda?
Olga postawiła walizkę w sieni i ruszyła do kuchni.
– A na cóż ci tyle cebuli?
Siedziały na miękkiej otomanie obitej zielonym pluszem. Wieroczka patrzyła na zdjęcie w srebrnej ramce, które przedstawiało dwie dziewczynki w ogrodzie, mrużące oczy od południowego słońca.
– Pamiętasz – zaczęła – gdy byłyśmy małe, wszędzie chodziłyśmy razem, nie można nas było rozdzielić. A w liceum całe lato spędzałyśmy u ciotki Poli…
– Daj już z tym spokój.
Olga była wysoka i muskularna, obcięta na chłopaka. Treningi jeszcze bardziej wyrzeźbiły jej i tak silne ciało. Odkąd zdobyła naszywkę oficera nawigatora, zrobiła się wyniosła i cyniczna. Wieroczka chciała, żeby była choć trochę milsza, może wtedy wszystko lepiej by się układało.
– Nie możesz żyć ciągle przeszłością.
Olga podeszła do półki i bezmyślnie zaczęła wyjmować przypadkowe książki, stawiając je po chwili na miejsce.
– Gdzie trzymasz papiery z waszego starego mieszkania?
Wieroczka nieuważnie pokazała na regał.
– Jeśli polecę, to będzie nasze ostatnie spotkanie, wiesz to, prawda?
– A leć sobie! – załkała Wieroczka. – Może za tysiąc lat odkopią cię na tej głupiej planecie! Nie chcę cię znać!
Zza okna dobiegł śpiew i rzewne dźwięki gitary. Śmiechy i nawoływania gubiły się w szelestach czerwcowej nocy. Świat toczył się swoimi wyjeżdżonymi koleinami i nikt nawet nie wiedział, jak Wieroczka cierpi!
– Nie zostanę na kolacji – powiedziała Olga – przyjechałam tylko się pożegnać.
– Okrutna… – Wieroczka rzuciła się na nią z pięściami, bo długo tamowany żal wreszcie się przelał. Olga mocno chwyciła ją za ręce.
– Zostaw wreszcie przeszłość! Musisz zacząć żyć dziś, zrób jakieś plany, coś osiągnij! Jeśli… jeśli już się więcej nie spotkamy, wyrzuć wszystkie nasze wspólne zdjęcia, a listy spal.
Pod daczę podjechał wojskowy łazik o nieczytelnych numerach. Stały we dwie na ganku i Wieroczce wydało się, że Olga nie wie, co zrobić z rękoma. Podniosła je, jakby miała zamiar ją objąć, jednak tylko niepewnie klepnęła Wieroczkę po łopatce. Podniosła walizkę i wsiadła do pojazdu, nie obejrzawszy się ani razu.
Letnia noc jest krótka, dopiero co ściemniały ostatnie pasma chmur na zachodzie, a już ciężki, szary świt podnosił się spod liści łopuchów. Wieroczka miała zamknięte oczy i kołdrę nasuniętą na głowę, ale wszystko na nic. Nie mogła zasnąć, bo pamięć podsuwała jej obrazy ostatniego wieczoru. Dlaczego była dla Olgi niemiła? Przecież… już nigdy… Jak ma dalej żyć? Nagle natrętnie zabrzęczał telefon w przedpokoju. Wyskoczyła z łóżka i pobiegła, nie zakładając bamboszy.
– Olu, to ty?!
W słuchawce szum.
– Olu, gdzie jesteś? – Wstrzymała oddech i przycisnęła słuchawkę do ucha.
– Jutro wu em będzie… szesnaście… kod dwa, jeden, osiem, zero.
Dalej słychać było tylko długi sygnał.
Wieroczka stała na bosaka na drewnianej podłodze i myślała. Jeszcze pół godziny do świtu, godzinę do pociągu. Dlaczego Wzorcowe Miasto? Czy to znaczy… Gdzie ojca rzeczy? Rzuciła się do szafki. Pusto. Teczka zniknęła.
***
Olga skończyła akademię lotniczą tamtej wiosny. Po uroczystościach siedziały obydwie w kawiarni i rozmawiały o planach na przyszłość. Wieroczka przyniosła kwiaty zawinięte w szeleszczący celofan.
– Czy misja nie dotyczyła lotu na Księżyc? – zapytała ponuro.
– Podbój układu słonecznego zostawiamy innym. My patrzymy dalej. Celem jest Proxima Centauri. Kosmos. Kto zawładnie przestrzenią międzygwiezdną, ten będzie panował nad drogami, którymi ludzkość podąży w ciągu najbliższego tysiąca lat.
Olga rzucała frazesami, które Wieroczka słyszała już tysiąc razy. Nasłuchała się ich w czasie spotkań na daczy, na których koledzy ojca głównie pili i palili śmierdzące papierosy. Nigdy nic z ich dyskusji nie wynikało, bo kończyły się bełkotem i rzężeniem. Papa doprowadzał ich potem do porządku, ścierał wymiociny i płacił za taksówki.
– Powiedz ojcu, żeby porozmawiał z dyrektorem programu kosmicznego. Chcę się tam dostać. Nie ma rzeczy, której by kochany tatuś dla ciebie nie zrobił. – Olga stwierdziła to z ledwo wyczuwalną pogardą, a Wieroczka po raz pierwszy zaczęła się zastanawiać, kim tak naprawdę jest dla niej. Przyjaciółką?
Poprosiła papę, żeby Oldze nie pomagał. Ojciec uniósł brwi.
– Córuś, wiesz, że nic na to nie poradzisz, skoro Olga tak chce… To wszak jej życie.
Zacisnęła ze złością pięści. Jeszcze zobaczymy, czy nic nie poradzi! Nie ma mowy, żeby Olga poleciała gdzieś na jakąś gwiazdę i tam się usmażyła!
***
Wieroczka wysiadła na stacji Buduszczeje. Wyjęła przepustkę i pokazała strażnikowi przy wyjściu. Ten rutynowo, nachalnie, popatrzył jej w oczy i pokazał ręką, że może iść. Ponaglona tajemniczą wiadomością i pchana niepokojem o Olgę znalazła się we Wzorcowym Mieście, o którym myślała, że nigdy tu nie wróci. Rozejrzała się. Wszystko pozostało niezmienione, tak jak zapamiętała. Szeroka arteria, którą mogły jechać kolumną czołgi i działa samobieżne, prowadziła ku centralnemu placowi. Wycieczki pionierów, równo czwórkami, maszerowały po głównej ulicy. W kiosku wyłożony magazyn „Ogoniok” prezentował na pierwszej stronie zdjęcie rakiety Sojuz. Dziewczyna założyła torbę na ramię i wsiadła do trolejbusu, który z cichym brzęczeniem podjechał na przystanek.
Bez zainteresowania spoglądała przez szybę. Wszystko wydawało się normalne. Matki odprowadzały dzieci w dietskij sad, aby przyjść po nie w sobotę i zabrać do domu na jeden dzień. Same udadzą się zaraz do wyznaczonych zakładów pracy. Milicjantka wyglądająca jak automat kierowała ruchem na skrzyżowaniu, a młodzież w szkolnych mundurkach pod opieką kaowców zmierzała na miejsce zbiórki na szkolnym placu. Pozostawało również to, co niewidoczne, a o czym Wieroczka wiedziała od papy. Głęboko pod ziemią w betonowych bunkrach był prowadzony ciągły nasłuch, nie tylko mieszkańców Wzorcowego Miasta, ale całego obwodu.
Wysiadła przy Memoriale i weszła do sklepu „Uniwermag”. Za ladą kobieta w nieokreślonym wieku, z idealnie nałożonym krzykliwym makijażem witała klientów swoim szklanym uśmiechem. Wieroczka podała kod, a kobieta poprowadziła ją na zaplecze. Posłusznie zostawiła bagaż i pozwoliła się obszukać. Ekspedientka popchnęła ją lekko i dziewczyna znalazła się w jakimś magazynowym pomieszczeniu, wyłożonym bladoniebieskimi kafelkami. Pośrodku stało krzesło, pod ścianą stolik. Nagie światło żarówki szczypało w oczy.
***
– Wiero, musi nam pani pomóc. – Oficer przypominał jej ojca. Lekko zgarbiony, z siwymi włosami na skroniach. Okulary, które mu się zsunęły, przypomniały jej rozmowy, które prowadzili z ojcem w jego pracowni, bo wtedy też mu się okulary podobnie zsuwały. Nagle tak bardzo zatęskniła za papą, że poczuła ukłucie w sercu.
– Ależ ja nic nie wiem… – jęknęła.
Wasiliew pokręcił głową.
– Nie, nie. Pani, Wiero, ma klucz do przyszłości ludzkości. – Wydmuchał dym z papierosa.
Milczała. Gorzko uśmiechnęła się w duchu.
– Wynalazek ojca to już przeszłość. Od tego czasu nauka zdążyła ulepszyć wszystko, co było związane z nowym programem rakietowym. Ojciec zresztą nie przykładał do tego dużej wagi. – Postanowiła kłamać. Cóż innego jej zostało?
– Nie rozumie pani. My nie chcemy p o w i e l a ć i budować ładu, który będzie technokracją. Przeflancować socjalizm, pozytywizm i materializm na nowe planety, to znaczy postęp, nowoczesność, rozum, matematykę… Nie o to nam chodzi.
– Jak to…? Czy program kosmiczny nie zakłada właśnie postępu w imię rozwoju ludzkości? Podboju kosmosu i obalenia przeszkód, które mogłyby hamować rozprzestrzenianie się idei społecznej sprawiedliwości? – Chciała zyskać na czasie, więc podjęła tę dyskusję. Odkąd zabrali ojca, nie wierzyła w żadne idee.
– Pani na pewno już to wie, bo pani, Wiero, jest mądra. – Zgasił papierosa i zaczął chodzić po pokoju, splótłszy ręce na plecach. – Nasze idee się niebawem skończą. I to nie za sprawą imperialistycznych zakusów zachodnich mocarstw, o nie. Nowoczesność musi się skończyć. Wyhoduje na swym łonie tego, kto zada jej cios w plecy.
Wasiliew zdjął okulary i już nie wyglądał jowialnie, a podobieństwo do ojca Wieroczki prysło.
– Pani wie bardzo dobrze, o czym mówię.
Wieroczka wiedziała. Przegadali na ten temat z ojcem długie godziny.
– Córuś – mówił – nie przywiązuj się do niczego, bo to wszystko zniknie.
– Jak to, papo, zniknie?
– Przeznaczeniem wszechświata i ziemi, i naszego tak cudownie idealnego miasta, i w ogóle każdego atomu jest decentryzm, peryferyjność i rozszczepienie. Pokolenie, które przyjdzie po nas, będzie wznosić hasła wolności i tolerancji dla absurdu, dewiacji i zniszczenia. Nauka będzie niekończącym się ciągiem hipotez i opinii, a wszystko stanie się przedmiotem prześmiewczej manipulacji.
– Czy to możliwe? – pytała. – Dlaczego ktoś chciałby zniszczyć ten z trudem wypracowany ład?
Później, huśtając się w ogrodowym hamaku, rozmyśliwała nad tymi problemami. Ufała ojcu całkowicie, więc bała się tego irytującego i niepokojącego post-ładu, który miał nadejść. Pierwszym zwiastunem rozpadu jej świata było aresztowanie papy.
– Wykorzystując przewidywania pani ojca – Wasiliew mówił dalej – będziemy w stanie stworzyć taką cywilizację, która nie upadnie i nie ewoluuje w antytezę modernizmu. Zwrócimy się w stronę wieczności! Ludzkość od początku próbowała zniewolić czas, osiągnąć nieśmiertelność, ale do tej pory nigdy się to nie udało, gdyż dialektyka dziejów nieuchronnie prowadzi do kwestionowania poprzedniego porządku.
Wiera nie słuchała uważnie, myślała o ojcu. Zanim go wyprowadzili, zapytał, czy może się pożegnać z córką. Oficer operacyjny się zgodził.
– Jeśli znalazłbym lekarstwo na degrengoladę wszechświata, to ono pozwoliłoby ci żyć, pamiętaj. – Tak się pożegnał z Wieroczką.
Poprosiła o papierosa. Wasiliew podał jej ogień, a ona zaciągnęła się głęboko. Dla niej stało się jasne, że Wasiliew już zdradził społeczeństwo i potrzebuje odkrycia papy, żeby przeprowadzić jakąś swoją gigantyczną polityczną grę. Papa mówił, że ten pragnie zmiany systemu, komu nie wystarcza już władza, którą ma… Najprawdopodobniej Wasiliew chce kartą programu międzygwiezdnego zagrać o zmianę kursu…
– Przypuszczamy, że mikrofilm jest wciąż w domu profesora.
Odrzuciła swoje długie włosy do tyłu i popatrzyła chłodno na pułkownika.
– Znajdę go dla pana.
– Czego pani oczekuje w zamian?
– Olga zostanie na Ziemi. Nie poleci.
Wasiliew wzruszył ramionami.
– Pani przyjaciółka nie ma tu żadnej przyszłości, a w programie kosmicznym mogłaby się wybić… ale cóż, jak pani chce.
– Jak to – po plecach przeszły jej ciarki – czy Oldze coś grozi?
– No przecież nasze służby nie pozwolą, żeby tak zaawansowany oficer chodził i rozpowiadał na prawo i lewo o tajnym locie. Oj, Wiero, ma pani głowę nabitą ideałami.
Spotkały się w ich starym miejscu, przy karuzeli. Była zrobiona z postawionej na sztorc pustej rakiety taktycznej i odmalowana na standardowy bladoniebieski kolor. Łańcuchy drżały, lekko skrzypiąc, a puste siedziska obijały się o siebie. Wieroczka znów na chwilę zanurzyła się we wspomnieniach. Z Olgą przychodziły tu, żeby się pokręcić i odpychając nogami, wzbijały tumany kurzu. Szybko jednak odgoniła obrazy z przeszłości.
– Olu! Gdzie jest mikrofilm?
– Nie wiem.
– A rzeczy papy?
– Nie było go w nich.
Olga podała jej teczkę. W środku znajdowały się dokumenty, pełnomocnictwa i pozwolenia, mało znaczące notatki. Wszystkie wyniki pracy naukowej ojca zostały zabrane przy rewizji.
– Olu, co my teraz zrobimy?
– Spójrz na to.
– Lista zakupów?
Urodziny Wieroczki, sto lat córuś!
43 dkg smalcu
1, 5 kg białej przesianej mąki
wiśniówka z piwniczki
konfitura różana (zostały jeszcze dwa słoiczki)
8 dkg drożdży
tuzin jaj, najlepiej od Walentyny
35 dkg cukru
mleko na rozczyn wedle wyczucia
Wieroczce łzy zakręciły się w oczach.
– Ach, papa robił dla mnie pączki. To były ostatnie wspólne urodziny, powiedziałam, że nie chcę tortu, że tort smakuje ohydnie… – Otarła łzy. – Dziwne.
– Co jest dziwne?
– Do pączków nie dodaje się wiśniówki, tylko spirytus…
– A kto kupuje czterdzieści trzy deko smalcu?
Wieroczka jeszcze raz przeczytała spis ingrediencji. Zmarszczyła czoło.
– Och! – Cicho powiedziała do siebie.
Złożyła powoli kartkę na czworo i spojrzała na Olgę.
– Olu, nie szukajmy wynalazku papy. Proszę. Mogłybyśmy żyć jak dotychczas, zostawić innym troskę o przyszłość…
– Ogłuchłaś?! Bez wynalazku twojego ojca będę niczym! Co innego ty, wszędzie masz znajomych tatusia, którzy ci pomogą. Nigdy nie musiałaś o nic walczyć! Co ty w ogóle wiesz?!
– Olu, nie mów tak.
– Wcale się nie zdziwię, jeśli film zatrzymasz dla siebie!
Wieroczce zadrżały usta. Nie chciała tu być i nie chciała tego słyszeć.
– Czy ty kiedykolwiek myślałaś o mnie… Czy kiedykolwiek wzięłaś moją prośbę na poważnie?
– Zachowujesz się wciąż, jakbyś była najważniejsza, jakby wszystko, cały wszechświat, był stworzony tylko dla ciebie! Owszem, myślałam. Żeby się znaleźć jak najdalej od ciebie!
Olga ciężko dyszała, a Wieroczce krew uderzyła do głowy i zaczęła pulsować w skroniach.
– Chcesz uciec? Powiedz to wprost, że lecisz tam, bo to dla ciebie cholerna okazja, żeby stąd na zawsze uciec!
– Ja uciekam? Ja? – Olga podeszła tak blisko, że Wieroczka poczuła jej oddech na swoim policzku. – Ty i twoje wspomnienia! Uciekasz w przeszłość, bo wtedy byłaś oczkiem w głowie tatusia! Wyniosła i protekcjonalna. O Boże, jak ja was nienawidziłam!
***
Znów znalazły się na letnisku, lecz nic nie było już takie samo. Wieroczka zdawała się była tego nie dostrzegać. Odwrócona do Olgi plecami, zalewała wrzątkiem imbryk i kroiła drożdżowy placek.
– Co masz zamiar zrobić? – Głos Olgi drżał.
Wieroczka przyniosła do stołowego eleganckie filiżanki z kompletu Łomonosowa.
– Olu, ja w i e m, że to ty doniosłaś na papę.
– Skąd…? To znaczy… – Głuche milczenie. – Ja… ja nie miałam wyjścia.
– Nie winię cię.
Rozłożyła talerze i widelczyki do ciasta.
– Napijmy się wiśniówki. Papa nastawił ją ostatniego lata przed aresztowaniem.
Wyjęła z serwantki dwa kryształowe kieliszki.
– Wiem, gdzie jest mikrofilm.
Patrzyły na siebie, jakby widziały się po raz pierwszy, jakby nie łączyła ich ani jedna chwila przeszłości. W oczach Olgi gnieździł się drapieżny strach, a we wzroku Wiery była jedynie beznamiętna naukowa ciekawość.
– Oddaj mi go, proszę!
Pokręciła głową.
– Nie, Olu. Nawet nie umiecie wykorzystać odkrycia papy.
Obojętnie zaczęła napełniać kieliszek nalewką. Rubinowy płyn dosięgnął brzegu, a potem wylał się szeroką strugą, wsiąkając w białą serwetę. Kiedy nic już nie zostało, podstawiła dłoń i z flaszki wypadła mała fiolka. Otworzyła ją. W środku znajdował się mikrofilm.
Olga z napiętymi do granic możliwości wszystkimi mięśniami gotowała się do skoku. Wiera kątem oka widziała grube krople potu na jej czole i powoli sięgnęła po zapalniczkę. Strzelił płomień. Bez wahania przyłożyła go do celuloidowej taśmy. Olga rzuciła się do przodu, strącając ze stołu porcelanę, która z trzaskiem rozprysła na wszystkie strony, chwyciła Wierę za nadgarstek, próbując zgasić zapalniczkę, drugą zaś rękę zacisnęła na gardle. Olga była silniejsza i Wieroczce zaczęło brakować tchu. Przecież ona mnie udusi… Wieroczka wolną ręką rzuciła mikrofilm pod kredens, a Olga schyliwszy się, żeby go podnieść, zwolniła uchwyt.
– Przepraszam Olu – szepnęła Wiera i rozbiła jej na głowie imbryk. Dziewczyna osunęła się nieprzytomna.
Za chwilę do domu wpadło dwóch funkcjonariuszy, ale było już za późno. Film zdążył się już stopić w popielniczce.
Papa miał rację. Nie można zatrzymać przeszłości. Nawet jeśli kierunek rozwoju wszechświata nie jest wyraźnie określony albo przez nas zdefiniowany, to nie jest możliwe przeżywanie wciąż na nowo arkadii dzieciństwa, beztroskiej młodości, przeszłego szczęścia. Próbujemy odtworzyć warunki wyjściowe, mając nadzieję, że znów znajdziemy się w tamtym czasie. W tamtym życiu. Teraz widziała wszystko jasno. Jeśli nie może żyć w przeszłości, zostaje jej tylko stworzenie własnego nowego ładu.
Podeszła do telefonu i wykręciła numer.
– Chcę polecieć na be Proxima Centauri. Przeczytałam dokumenty ojca o wynalazku, a jedyny mikrofilm spaliłam.
Chwila milczenia.
– Dobrze Wiero, proszę wsiąść do pociągu o szóstej dwanaście – odpowiedział Wasiliew. – Przejdzie pani odpowiednie szkolenie i wyślemy tam panią.
Wiera pokiwała głową. Dla władzy wsadzanie ludzi do rakiet i wysyłanie ich w kosmos z całkowitą pewnością, że nigdy nie wrócą na Ziemię żywi, było rzeczą codzienną.
Olga, która ocknęła się jakiś czas temu i próbowała wytrzeć krew ze skroni, zacisnęła usta z wściekłości.
– Lecisz?! Ty?!
Wieroczka wzruszyła ramionami.
– Będziemy miały dużo czasu, żeby wyjaśnić sobie kilka spraw. Może nawet uda nam się zaprzyjaźnić na nowo, kto wie?
***
Wieroczka nie dowiedziała się, czy recepta na szczęśliwą przyszłość i sprawiedliwy świat faktycznie istniała. Ostatnio zaczęła się wręcz zastanawiać, czy papa naprawdę odkrył ten perfekcyjny algorytm, czy tylko chciał zapewnić córce bezpieczeństwo… Ale cóż, nawet bez odkrycia, które w sumie kosztowało go życie, zbudowanie idealnego społecznego ładu, choćby i na obcej planecie, nie będzie takie trudne, prawda?
Napisane całkiem zgrabnie, chociaż sama historia sprawia wrażenie płytko poprowadzonej – w sensie takim, że jakoś nic szczególnego się w niej nie działo. Może to przez to, że jakoś chaotyczne te fragmenty i nie zawsze wiadomo, kiedy co się dzieje. Komentarz z telefonu, więc nie będę się rozpisywał bardziej.
Cześć, Chal:)
Hmm. Prowadzisz dziwną narrację: łzawa Wieroczka i zdecydowana Olga i na końcu ją zmieniasz. zabieg ciekawy, ale łzawość wejścia jest spora. W początkowych fragmentach Wieroczkę zdrabniasz, zmiękczasz, a drugą wyostrzasz ale ciut niezdecydowanie. Poszłabym chyba w neutralność i niech czytelnik domyśli się sam. To jest spotkanie dwóch osób. Gdyby nie podkreślanie odczuć Wieroczki i zdrobnienie, nie zgrzytałyby mi łopiany i sielanka dookoła, a tak coś chrzęści.
Kurcze, zdaje mi się, że za dużo chciałaś w tym opku “upchać”: relację dwóch przyjaciółek, ojca, kosmos, przemycić trochę poglądów z socjosf. Wydaje mi się, że nie masz wystarczająco zbudowanych bohaterów (kim i jacy są, bo dlaczego trochę mogę się domyślić, ale za mało), kosmos i wynalazek ojca, system i Wzorcowe miasto.
Olga była wysoka i muskularna, obcięta na chłopaka
Spróbuj poszukać bardziej charakterystycznych dla postaci opisów, mniej standardowych. zobacz, jak robi to M.Axellson. Nie chodzi mi o to, że zawsze są niepotrzebne, ta muskulatura intryguje i niepokoi, bardziej chciałabym powiedzieć/napisać, że opisy zewnętrzne są mało mówiące, gdy przede wszystkim bazują na: wysokości, fryzurze, często też oczach.
Treningi jeszcze bardziej wyrzeźbiły jej i tak silne ciało.
Może wyboldowane usunąć?
Jeszcze zobaczymy, czy nic nie poradzi! Nie ma mowy, żeby Olga poleciała gdzieś na jakąś gwiazdę i tam się usmażyła!
To myśl, Wieroczki i umieszczona bezpośrednio po kwestii dialogowej trochę mi haczyła. Pomyśl jak takie rzeczy zapisywać? Naturalnie są standardy i możesz z nich skorzystać, ale nie wiem, czy chcesz?;)
Chal, podsumowując, coś pod tym jest, lecz jestem krytyczna, bo „łapię” tylko relację dziewczyn, reszta jest czarną dziurą, bo bardzo ogólne i w związku z tym zdaje się niepotrzebne. Nie chcę spoilerować, więc nie będę się rozwodziła. Nie jestem poprawiaczem i nie potrafię precyzyjnie pokazać co tak, a co nie (nawet dla samej siebie). Generalnie za dużo napoczętych wątków/myśli. Chyba szłabym konsekwentnie przez bohatera bądź problem/dylemat i obcinałabym boki, bo wątek z degrengoladą ludzkości jest niejasny. Przesłanie recepty – jasne:). Twój pomysł, choć znane wątkki ogrywa, jest ok, ale konieczne byłoby pogłębienie postaci i dopracowanie przyjaźni dziewczyn i Wzorcowego Świata. Co dziwne, mocniejszą osobą zdaje mi się Olga. Może zrobić z niej bohatera.
Od względem poprawności – ok, w kilku miejscach przestawiłabym szyk, ale to subiektywne wrażenie, więc nie ma sensu o tym pisać.
srd pzd:)
piątkowa asylum
Edit. Dopisuję słowo, ponieważ myślę jeszcze o Twoim opowiadaniu. Może tu się prosi o rozbudowanie historii, aby w pełni wybrzmiała, ponieważ czytało się dobrze, a fragmenty były intrygujące.
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Asylum
dzięki za tak obszerny komentarz, z tego powodu, że poruszasz kilka ważnych rzeczy, muszę go (komentarz) jeszcze przemyśleć. Z odpowiedzią jeszcze wrócę.
Co trzeba czytelnikowi wyjaśniać, a czego nie – to zawsze jest problem i to też muszę sobie przemyśleć.
Chal, fajnie, że odpowiedziałaś:) Wracam czasami myślami do zabiegu, którego użyłaś. Sam z siebie wydaje mi się dobry, tylko w czytaniu “nie wchodziło”. Myślę, że potrzeba więcej komentarzy, aby sprawdzić.
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Asylum
Trudno mi się odnieść tak obiektywnie do swojego tekstu, bo autor raczej nie nabędzie dystansu do tego, co wytworzył, wprost przeciwnie, zazwyczaj jest zachwycony, że takie to świetne. Wydaje mi się, że to opowiadanie nie ma typowej konstrukcji, którą mają teksty o tej długości zamieszczane na portalu. Bardzo często wszystko zorganizowane jest wokół kulminacyjnego twistu lub suspensu, więc skoro tutaj tego nie ma, to może stąd wrażenie, że potrzeba rozwinięcia bohaterów i dopowiedzeń do fabuły?
Relacja między bohaterkami w zamierzeniu wcale nie miała zdominować problemu rozpadu świata modernizmu i socjalizmu i utopii idealnego społeczeństwa, ale widocznie się to tym razem niezbyt udało, kurczę.
Olga nie nadaje się na główną bohaterkę, bo świat widziany jej oczami byłby strasznie prosty. W opowiadaniu potrzebne są tylko jej mięśnie ;)
Chyba nie wszystko jeszcze załapałam z komentarza, ale się w niego wgryzę. Pozdrawiam!
Chal, z tym właśnie dla mnie jest kłopot. Niewiele tu utopijnego świata, prócz rozmowy na zapleczu sklepu, w niej są tylko pojęcia. Zerknij na proporcje. On w niewielkim stopniu ujawnił się w życiu bohaterki.
Mamy dwie bohaterki, lecz dla mnie obie są silne, a przynajmniej silnie motywowane.
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
“Więcej utopii, więcej utopii…” no i jestem w rozdarciu, Asylum. Z jednej strony chciałabym zbudować taką anty-modernistyczną utopię, już gotową, na jakiejś planecie obcej gwiazdy, a z drugiej dla mnie sam proces, prowadzący do podjęcia decyzji przez bohaterkę o porzuceniu Ziemi i sprawnie działającego komunizmu jest ciekawy, i w ogóle pytanie o to, po co ludzie chcą tego idealnego społecznego porządku.
Utopia jest w Twoim opku, ale niezarysowana – dla mnie – wystarczająco, brakuje konkretów. Muskasz słowami, a świat w niewielkim stopniu zmieniony, podobnie reakcje ludzi.
A tożeś mnie zainrygowała, dlaczego musi być antymodernistyczna? Proces jest ciekawy, lecz nie gwiezdny, a że komunizm za mało zaznaczone, poza tym co to jest komunizm – ale to na długą dyskusję, a przedtem trzeba byłoby ustalić o czym rozmawiamy, tj. o jakich myślach. Słabo to się nadaje, taka dyskusja, na pisemność. Jak napiszesz opko, możemy na konkretach “rozwalać”.
Po co ludziom idealny społeczny porządek – bardzo ciekawe! lecz poprzedza je pytanie – jaki ma być ten idealny społeczny porządek. Tego nie ma w Twoim tekście, IMHO.
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
jaki ma być ten idealny społeczny porządek. Tego nie ma w Twoim tekście
Szczerze mówiąc, to się zastanawiałam, czy wstawiać i szczegółowo opisywać tę drugą utopię, bo przecież jedna, idealny ustrój, już jest w opowiadaniu we Wzorcowym Mieście o totalnej kontroli. Myślałam, że to może za dużo. Cieszę się, że o tym wspomniałaś, bo mam nad czym myśleć :)
:D Myśl i pisz ale… na to myślenie za dużo czasu nie poświęcaj, szkoda czasu, trzeba żyć. Nie zaniedbuj życia. Kurcze, nikt tutaj nie zajrzał, a potrzebowałybyśmy, wiem, że i Reg, gdy wyrobi się z kolejką zajrzy. Użyszkodników rozumiem, bo zalew konkursów byłych i przyszłych, a nas tak mało, za mało.
“Totalna kontrola” – dla mnie niejasna, clue tkwi w szczegółach, przez różne rzeczy można ją powodować i sprawować, poza tym pytanie, co znaczy dla Ciebie – “totalna”. Pisz kolejne opko i dawaj mnie na betę, będziemy gadać, mnie takie sprawy bardzo obecnie interesują!:D
PS. Skarżę do biblio za poprawność napisania i mocno zarysowany prawdziwy konflikt. Trochę ryzykuję, ponieważ nie znam się na poprawnym pisaniu (za dużo błędów sama popełniam), za to starcie jest na sto procent.
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Strasznie miła taka zachęta! Dzięki wielkie, że w ogóle chciało ci się przeczytać i podzielić uwagami!
:D, dyżur, a i Ty odpowiadasz, wtedy łatwe:)
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Przyznam, że się potykałam przez całe opko. Nie rozumiem nagłej zmiany charakteru Wieroszki, nie widzę nic, co mogłoby tę zmianę zainicjować, a bez tego trudno mi uwierzyć, że ubeczana, osamotniona kobieta tak się zmieniła.
Myślę, że we wszystkich realnie istniejących totalitaryzmach w mniejszym lub większym stopniu stosowana była zasada odpowiedzialności zbiorowej i pewnie w większości wymyślonych utopii również. To element panowania nad ludźmi. Niepokorni ryzykują nie tylko swoim życiem i swoją przyszłością, ale także życiem najbliższych. Tymczasem w tym przypadku, mimo aresztowania ojca, Wieroczka zachowała przepustki, przyjaciół, nikt nie przeszukał domu.
I samo to, że mimo aresztowania ojca, dziewczyna dobrowolnie idzie na spotkanie z przedstawicielem reżimu, też wydaje mi się dziwne. Nie obeszło jej to? Jak zdołała wyjaśnić sobie postępowanie władz? W tym momencie jeszcze przecież nie wiedziała, że Wasiliew rozgrywa swoją partię.
Takich pytań mam więcej. Trochę mi się to nie klei.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Irka
Odpowiadając na wątpliwości, tak jak ja to widziałam pisząc: przemiana bohaterki jest pozorna, nigdy nie była naiwna, tylko sprawia takie wrażenie, bo chce zatrzymać przyjaciółkę dla siebie. Nigdy też nie krytykuje władzy, bo akceptacja reżimu i autorytarnego porządku jest charakterystyczna dla prawie każdego “ruskiego człowieka” i dla niej też. Innymi słowy, wcale nie jest dysydentką, wprost przeciwnie, korzysta z przywilejów. Ba, jest pewna, że jest w stanie stworzyć jeszcze lepszy system kontroli na innej planecie.
Może to temat na coś dłuższego, jak pokazuje Twój komentarz, bo można by szerzej wyjaśnić jej działanie.
Dzięki za odwiedziny!
Odniosłam wrażenie, że między przyjaciółkami panowały dziwne stosunki, zgoła nie takie, jak pragnęła widzieć je Wiera. Wzmianki o przeszłości Wiery i ojca, zdały mi się na tyle mgliste, że nie bardzo wiem, co tam się tak naprawdę wydarzyło, ani dlaczego dawne odkrycia papy są teraz takie ważne – chyba nie zrozumiałam opowiadania. :(
Szeroka arteria, którą mogły jechać w kolumnadzie czołgi… ―> Czy czołgi na pewno jechały w kolumnadzie, czy raczej: Szeroka arteria, którą czołgi mogły jechać w kolumnie…
Za SJP PWN: kolumnada «rząd lub kilka rzędów kolumn pełniących funkcję dekoracyjną i konstrukcyjną»
Nagie światło żarówki szczypało w oczy. ―> Raczej: Światło nagiej żarówki szczypało w oczy.
…rozmyśliwała nad tymi problemami. ―> …rozmyślała o tych problemach.
Odrzuciła swoje długie włosy do tyłu… ―> Zbędny zaimek – czy odrzucałaby cudze włosy?
…zalewała wrzątkiem imbryk i kroiła drożdżowy placek. ―> Jednocześnie???
Czy na pewno zalewała imbryk, czy raczej: …nalała wrzątku do imbryka i pokroiła drożdżowy placek.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
regulatorzy
Dzięki za przeczytanie i uwagi, z którymi jednak nie do końca się zgadzam. Nagie światło czy rozmyśliwanie traktuję jako zabiegi językowe, całkiem celowe. Czołgi poprawione.
Martwię się, jako autor, że opowiadanie nie jest w stu procentach zrozumiałe, ale z drugiej strony się cieszę, że dziwna, zgrzytająca pseudo-przyjaźń bohaterek z niego jakoś wychodzi.
Chalbarczyk, to Twoje opowiadanie i wyłącznie od Ciebie zależy, jakimi słowami będzie napisane.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
regulatorzy
Dziękuję za wyłapanie błędów. Pozdrawiam!
Bardzo proszę, miło mi, że mogłam się przydać. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
No, przyjaciółeczki warte siebie… Mam wrażenie, że ich uczucia zdominowały tekst. Chętnie dowiedziałabym się więcej o tym odkryciu ojca, o przyczynach aresztowania, o utopijnym społeczeństwie… A nie tylko o dwóch młodocianych jędzach.
Wydaje mi się również, że scenki nie są poukładane chronologicznie – najpierw ostatnie pożegnanie tuż przed odlotem, a potem jeszcze sporo intryg. Nie przepadam za takim zabiegiem, ale to kwestia gustu.
Ogólnie – wizja podboju Kosmosu w triumfalnym pochodzie socjalizmu trochę straszna.
Babska logika rządzi!
Finkla
Czy ujawnienie recepty na szczęśliwą ludzkość i idealny społeczny ustrój nie byłoby zbyt niebezpieczne?
Dzięki za odwiedziny!
Na pewno. Pytanie, dla kogo. ;-)
Babska logika rządzi!
– Jak mam[+,] Olu[+,] nie beczeć?
Powiedz[+,] Olu, nie lecisz, prawda?
Okulary, które mu się zsunęły, przypomniały jej rozmowy, które prowadzili z ojcem w jego pracowni, bo wtedy też mu się okulary podobnie zsuwały.
Nie podoba mi się to powtórzenie.
Czy program kosmiczny nie zakłada właśnie postępu w imię rozwoju ludzkości? Podboju kosmosu i obalenie przeszkód, które mogłyby hamować rozprzestrzenianie się idei społecznej sprawiedliwości?
To też mi się nie podoba. Czy program nie zakłada postępu, podboju i obalenia… Tak to widzę. Nie zakłada (czego?) obalenia.
No. Przeczytałam. Trochę mi mało Wzorcowego Miasta, chętnie dowiedziałabym się nieco więcej. Nie bardzo też rozumiem, czemu Wiera tak się przyczepiła do Olgi – w senie rozumiem, że to jej przyjaciółka z dzieciństwa, więc jej na niej zależy, ale po co tak ingeruje w jej życie?
Ogólnie podobało mi się :)
Przynoszę radość :)
Anet – poprawiłam, co mogłam.
Nie podoba mi się to powtórzenie.
I mnie również, ale nie mam pomysłu, jak to ulepszyć.
Dlaczego Wieroczka przyczepiła się do Olgi? Bo chce mieć ją na własność. Lecąc w kosmos Olga wreszcie zyskałaby wolność od Wiery i jej planów, dlatego ta druga zrobi wszystko, aby jej podróż międzygwiezdna nie doszła do skutku. Myśli, że jest przyjaciółką Olgi, ale nie ma wobec niej ani krzty empatii. Zresztą, Wieroczka jest wytworem systemu, dzieckiem modernizmu i socjalizmu i wszystkich będzie traktować jako narzędzia do osiągania własnych celów.
Wzorcowe Miasto – wydawało mi się, że to temat na inną opowieść, więc tutaj jest tylko tłem :)
Dziękuję za przeczytanie i cieszę się, że trochę się spodobało. Pozdrawiam!