- Opowiadanie: paulttrogue - Paul T. T. Rogue - TEORIA UNIFIKACJI - Część druga

Paul T. T. Rogue - TEORIA UNIFIKACJI - Część druga

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Paul T. T. Rogue - TEORIA UNIFIKACJI - Część druga

To czarownica…, myślał Szymon podczas wspinaczki na drzewo. Najpierw otumaniła mnie narkotykami, a potem omamiła swoimi sztuczkami!

Nawet teraz, pół godziny po jego domniemanym zawale – na szczęście okazało się ono wywołanym szokiem i strachem załamaniem psychicznym -, czuł się jakby właśnie zszedł z karuzeli po całodziennej jeździe. W jego głowie panował niepodzielnie chaos, nos krwawił, a żołądkiem wstrząsało raz po raz średniej mocy trzęsienie ziemi, mimo, iż już raz zwymiotował.

Najchętniej zwinąłby się w kłębek i odczekał aż bóle miną, nie mógł sobie jednak pozwolić na taki komfort. Po pierwsze zamierzał za wszelką cenę opuścić cmentarz przed świtem, aby uniknąć wszelkich kontaktów z policją, a po drugie miał z Natalią rachunki do wyrównania.

Żądza zemsty dodawała mu siły. Wspinając się po grubym pniu bez gałęzi pomagał sobie przymocowanymi jednym końcem do jego nadgarstka kajdankami. Drugi koniec trzymał w ręku za wieńczącą go obrożę. Zarzucał go raz po raz odrobinę wyżej wokół pnia tak, że łańcuch obejmując drzewo z przeciwległej strony dawał mu oparcie. Wtedy Szymon szukał odrobinę wyżej niż właśnie stał nowego miejsca, gdzie mógłby oprzeć stopy i powtarzał wszystko od początku.

Liczył na to, że gdy tylko osiągnie położoną jeszcze około metr nad jego głową koronę drzewa będzie mógł przejść po jej grubych gałęziach nad cmentarnym murem, a następnie zeskoczyć po jego drugiej stronie.

A potem zabiorę się za tą sukę!, ślubował sobie w myślach gramoląc się na pierwszą gałąź w zasięgu reki.

Konar był gruby i stabilny.

Czując się już nieco pewniej zawinął łańcuch wokół przedramienia. Zaczął pełznąć po gałęzi w kierunku muru. Moment później był już nad nim, a potem go minął.

Nie udało ci się mnie zabić strachem tak jak Maćka…, pomyślał przypominając sobie najpierw wytrzeszczone oczy swego współlokatora a potem trupią maskę wyłaniającą się z czarnej mgły. Ze złością ogonił się od wspomnień. Wolał nie myśleć o tym, kogo mu przypominała nadlatująca z mroku, półprzezroczysta twarz.

Zawisnął na rekach trzymając się gałęzi – nadal bez trudu znosiła jego ciężar. Od ziemi dzieliły go niecałe trzy metry.

Skoczył.

Lądowanie na trawniku wstrząsnęło nim mimo ugiętych kolan, nie zdołało jednak ugasić płonącej w nim nienawiści. Teraz moja kolej, ty suko!

Wyprostował się i rozejrzał.

Okolica zdawała się być w niepokojący sposób znajoma. Zauważył uwieńczony strzelistą wieżą, opuszczony kościół gotycki z akcentami renesansu, kolejny parking – tu stało parę samochodów należących zapewne do mieszkańców pobliskich domów, które flankowały drogę szybkiego ruchu przebiegającą równolegle do cmentarnego muru -, oraz sady i liczone ogródki. Nieco dalej, ponad dachami domostw, na tle mimo chmur szarzejącego od wschodu nieba zarysowywała się kolejna wieża. Nie był pewien, czy też kościelna, czy ratuszowa. Widok poruszył jakąś ukrytą strunę w jego duszy. Znów, podobnie jak, gdy pierwszy raz ujrzał Natalię, miał uczucie déjà-vu. Zakręciło mu się w głowie.

Co się dzieje, do cholery?

Znajomy widok obudził w nim te same wspomnienia, o których przed pół godziną sądził, że należą do kogoś innego. Teraz jednak był pewien, że widzi obrazy z zapomnianej fazy własnego życia, wywabione szokiem z jego podświadomości.

Nie chciał się z tym faktem pogodzić. Nawet stojąc na progu swego rodzinnego miasta, rozpoznawszy nadlatującą z czarnej mgły trupią maskę, jako twarz młodocianego podpalacza mającego na sumieniu jego rodziców, a jego imię i nazwisko wyryte na nagrobku, obok którego się obudził, Szymon nie dowierzał, że właśnie dogoniła go przeszłość..

Dla pewności – przypuszczał, że miasteczka satelitarne Krakowa były wszystkie do siebie podobne – podążył tropem drogi szybkiego ruchu aż do następnego drogowskazu.

Wspomnienia z dzieciństwa zalewały fala za falą jego umysł. Jakby to było wczoraj, pamiętał widok zgliszczy rodzinnego domu, gdy wrócił nad ranem po nocy spędzonej u swej nowej dziewczyny. Pamiętał uczucie winy, które nim wtedy zawładnęło. Pamiętał, że chciał przynajmniej pomścić rodziców, skoro już nie zginął razem z nimi w płomieniach. Przypomniał sobie, jak czaił się noc w noc w rodzinnym sadzie wierząc, że przestępcy naprawdę wracają na miejsce zbrodni, i jak jego nadzieje się w końcu spełniły.

Nie zamknęli go jednak w poprawczaku…

Z zamyślenia wyrwał Szymona sygnał jego komórki oznajmiający przybycie SMS-a.

Wyciągnął pośpiesznie telefon, włączył i przeczytał wiadomość: „Teraz już wierzysz? Jeśli chcesz się dowiedzieć czegoś nowego o teorii unifikacji, znajdź mnie. Natalia."

– SUKA! – Kipiał ze wściekłości. Nawet mu przez myśl nie przeszło by zawiadomić policje. Zamiast tego postanowił oddzwonić i nawymyślać czarownicy. Zaklął pod nosem, kiedy zauważył, że SMS został wysłany z internetu.

Rzucił okiem na miasta wyszczególnione na drogowskazie. Znajome nazwy przyprawiały go o gęsią skórkę, ale to się nie liczyło. Teraz chciał już tylko zemsty.

– I dowiedzieć się czegoś nowego o teorii unifikacji! – przypomniał sobie głośno. Jak mogłem o niej zapomnieć?

Wracając szybkim krokiem na cmentarz Szymon zastanawiał się jakim cudem przeoczył, że Natalia wiezie ich w jego rodzinne okolice, i czy zrobiła to przypadkowo. Zdecydował że nie. Życie – teraz już znowu wiedział kim jest – nauczyło go, że przypadki rzadko są nimi naprawdę.

Zadarłaś ze złym facetem, suko!

Jego rozmyślania przerwał widok cmentarza. Coraz więcej dziennego światła rozświetlało scenerie, która mimo to nie sprawiała ani o jotę przyjaźniejszego wrażenia. Wiejący od strony miasta wiatr niósł ze sobą zapach spalenizny budzący w Szymonie nieprzyjemne wspomnienia.

Muszę stąd spadać zanim mnie zatrzymają jakieś gliny. Nie miał najmniejszych wątpliwości, że nawet po dziewięciu latach może zostać rozpoznany i pociągnięty do odpowiedzialności, za to, co zrobił podpalaczowi.

W pośpiechu obszedł parking przyglądając się każdemu autu z osobna. W końcu znalazł odpowiadającego jego zamiarom starego, niebieskiego Fiata Uno.

Zapalił skręta i już przy pierwszym pociągnięciu poczuł wypełniającą go nową siłę. Nasłuchiwał przez chwilę.

Nic nie zakłócało panującej wokół ciszy, wziął więc głęboki wdech i rozesłał swe myśli na rodzaj mentalnego sonaru po okolicy.

Ból głowy szybko powrócił.

Niechętnie przerwał inwigilację. Z niezadowoleniem zdecydował, że odtąd będzie musiał polegać tylko na pięciu zmysłach.

Przynajmniej, dopóki skutki uboczne nie wrócą znowu do normy.

Nie wiedząc, czy na pewno nie jest obserwowany, poszedł na ryzyko. Podniósł kamień i rozbił szybę Fiata po stronie kierowcy. Tak jak się spodziewał nie usłyszał żadnego alarmu. Nikt też nie narobił krzyku. Teraz, gdy znał już swoją przeszłość, przypomniał sobie, jak przed rokiem obiecywał sam sobie skończyć z takim życiem.

To wszystko przez ciebie, suko!, przeklął Natalię w myślach uruchamiając samochód spięciem.

 

Pędząc o świcie prawie pustą szosą w kierunku Karkowa oganiał się od wspomnień.

Na daremno.

Nadlatywały samowolnie, podobnie jak podmuchy wiatru przez rozbite okno. Próbował sobie wmówić, że powrót do Krakowa i rozpoczęcie tam studiów psychologii nie mają ani nic wspólnego z ucieczką przed policją dziewięć lat wcześniej, ani z jego późniejszym życiem.

Jaki ja byłem wtedy młody…, wspominał Szymon mimo woli rozpamiętując wizytę policjantów zainteresowanych znalezionymi w piwnicy jego rodzinnego domu zwłokami nastolatka. Obiecał im wtedy – podejrzewali go, ponieważ miał motyw: zemstę – nie opuszczać miasta. Ale kiedy, dzień później, jego pośrednik zawiadomił do o zakończonej sukcesem operacji spieniężenia działki ze zgliszczami, Szymon nie zastanawiał się długo. Podjął pieniądze z polisy ubezpieczeniowej na życie rodziców i uciekł z kraju. Operacje finansowe nie umknęły oczywiście uwadze policji, która zaraz zrobiła na niego obławę. … i głupi!

Szymon wyminął torujący jego pas traktor. O tej porze nie obawiał się ruchu z naprzeciwka. Włączył wycieraczki, bo zaczęło kropić. Próbował skoncentrować się na jeździe. Dodał gazu, ale jego wspomnienia były i tak szybsze.

Wtedy po raz pierwszy odkryłem mój talent…, pomyślał wspominając łapankę na lotnisku, której umknął tylko dzięki wizji swego sobowtóra zidentyfikowanego przy kontroli dokumentów. Wkrótce odkrył, że potrafi odgadywać, co niektórzy ludzie za chwilę do niego powiedzą. Na początku nie wiedział, czy to rodzaj jasnowidzenia, czy telepatii, i jak mógł ten talent dla siebie wykorzystać. Później – wymknąwszy się w końcu z Polski przez zieloną granicę – zauważył, że czasami umie nawet czytać w myślach. Przeważnie rozpoznawał jednak tylko uczucia, rzadko pojedyncze zdania. Tylko w wyjątkowych wypadkach umysł czytanego stawał się dla niego otwartą książką – zastanawiał się, od czego zależy stopień czytelności. Pieniądze po rodzicach wystarczyły, żeby przez rok lub dwa przebijać się przez życie zwiedzając świat. Dużo wcześniej jednak doszedł do wniosku, że potrzebuje jakiegoś celu w życiu. Badanie i pogłębianie jego nowo odkrytych sił zdawało się być idealnym celem, szczególnie, że udało mu się przy ich pomocy pomnożyć swe zasoby pieniężne.

Wspominając swoje rozpoczęte na Uniwersytecie Jagiellońskim studia fizyki – najbardziej fascynowała go figura Alberta Einsteina – Szymon postanowił, podobnie jak jego idol w swojej dziedzinie, znaleźć formułę unifikacyjną. Chciał zaczynając od własnego talentu bezsprzecznie udowodnić istnienie zjawisk paranormalnych i wytłumaczyć mechanizmy kierujące poszczególnymi fenomenami, a następnie odnaleźć łączące je ogniwo; wspólny mianownik. Nazywał go: „Teorią Unifikacji".

Najpierw zaczął zbierać fakty. Jeździł po świecie w poszukiwaniu niewyjaśnionych fenomenów, zjawisk nadprzyrodzonych i cudów. Kolekcjonował dane i katalogował je. Lata mijały, jego akta rosły, a mimo to nie potrafił odnaleźć nic, co łączyłoby wszystkie zjawiska, poza faktem, że nie dało się ich istnienia wytłumaczyć zasadami znanej fizyki.

Wkrótce zorientował się, że nie jest pionierem w tej dziedzinie. Jego poprzednicy próbowali wytłumaczyć niewyjaśnione zjawiska na dwa sposoby: spirytystyczny lub animiczny. Bazujący na wierze w życie po śmierci spirytyzm – Szymona czuł się z powołania naukowcem – nie pociągał go, szczególnie, że pracując w tym kierunku nie widział żadnych szans znalezienia pożądanej – jego zdaniem biochemicznej albo zgoła matematycznej formuły.

Wiara nie da się opisać równaniem, przypomniał sobie swoje myśli z tamtych czasów równocześnie wyprzedzając malucha.

Dokonawszy w ten sposób wyboru zwrócił swą uwagę na animizm koncentrując się na ewolucji ludzkiego mózgu. Na tym polu widział znacznie większe szanse powodzenia, jako że mógł polegać zarówno na odkryciach z dziedziny psychologii jak i neurologii – naukach ocierających się o przedmiot jego badań. Z nowym zapałem rzucił się w wir pracy, ale mimo wszystko zawiódł.

W końcu, po niemal ośmiu latach bezowocnych poszukiwań, które zamieniły go w ludzki wrak nieodwracalnie zatruwając psychikę do tego stopnia, że czasami tygodniami nie umiał spać, poddał się. Postanowił się ustatkować: znaleźć żonę i założyć rodzinę. Pierwszym korkiem na jego nowej drodze życia miał być nowy zawód. Jako że z biegiem czasu psychologia stała się jego hobby tak, iż nie umiał sobie wyobrazić bez niej życia, zdecydował się podjąć studia właśnie w tym kierunku. Kraków był jego ojczyzną, wybrał więc ponownie Uniwersytet Jagieloński, ślubując sobie jednak nigdy więcej nie wrócić do rodzinnego miasteczka. Aby jednak naprawdę zacząć od początku musiał się najpierw pozbyć swej starej tożsamości. Spalił stare i kupił nowe dokumenty. Na tym jednak nie poprzestał. Chciał naprawdę zacząć od zera, zapomnieć o przeżyciach starego życia i pozbyć się w ten sposób dręczących go dzień i noc koszmarów. Nie przebierając w środkach przeprogramował swój umysł za pomocą autohipnozy wykorzystując w ciągu lat nabytą wiedzę okultystyczną.

Teraz jadąc pustą szosą w kierunku Krakowa pamiętał znowu mroczną cysternę wypełnioną mineralizowaną wodą, której temperatura była elektronicznie mierzona i automatycznie dopasowywana do jego aktualnej temperatury tak, aby czuł się w niej bezcieleśnie. Przypominał sobie stroboskopowe błyski oślepiającego światła połączone w jedność z usypiająca muzyką klasyczną. Przede wszystkim jednak słyszał w głowie znów swój własny głos, tylko trochę zniekształcony przez wmontowane we wieko cysterny głośniki, odliczający monotonnie wstecz.

Dziesięć… dziewięć… osiem… siedem…

Otrząsnął się z letargu.

Cholera, same wspomnienie może zahipnotyzować!

Z naprzeciwka nadjeżdżał radiowóz.

Szymon skontrolował swój wygląd w lusterku wstecznym i zaklął w myślach. Jego twarz była ciągle jeszcze umazana krwią Maćka.

Szybko wytarł się w rękaw swetra.

Tylko do tej pory jeszcze nie całkiem skrzepła cześć krwi – dużo mniej niż jej połowa – wsiąkła w czarną wełnę.

Licząc na to, że uda mu się ukryć w szarówce świtu, zwolnił do przepisowej prędkości.

Radiowóz zbliżał się szybko.

Nagle rozbłysły długie światła.

 

Szymon automatycznie zasłonił prawą ręką oczy pozostawiając lewą zaciśniętą kurczowo na kierownicy.

Policyjny wóz przemknął obok.

Jeszcze długą chwilę po zniknięciu radiowozu za zakrętem Szymon wpatrywał się we wsteczne lusterko. Obawiał się, że policja się rozmyśli i zawróci, by go skontrolować. W końcu doszedł jednak do wniosku, że mu się upiekło.

Nie chcąc dłużej polegać na swym szczęściu Szymon zjechał na pierwszy lepszy parking ze stacją benzynową. Bogato ozdobiona neonami rudera wyglądała, jakby jeszcze za czasów komunizmu potrzebowała remontu. Teraz strach było wejść do budynku, nie mówiąc już o położonej na jego tyłach toalecie.

Mimo to nie zwlekał ani sekundy. Postawił kołnierz swej kurtki i wkuliwszy głowę miedzy ramiona ruszył truchtem w kierunku lekko uchylonych drzwi, na których jakiś uzdolniony łobuz wysprejował tryskającego spermą członka.

Mam nadzieje, że ta żałosna ruina nie zawali się właśnie teraz!

Drzwi zaskrzypiały najprawdopodobniej nie oliwione od czasów wojny. Skierował się prosto do zawieszonego na przeciwległej stronie lustra, które było tak porysowane, że ledwo sam siebie rozpoznał. Szymon starał się patrzeć prosto, na umieszczoną pod lustrem, pokrytą warstwą brudu umywalkę, ignorując umyślnie położone po jego prawej ręce trzy pisuary oraz, o krok dalej, dwie kabiny pozbawione drzwi.

Odkręcił kurek oznaczony czerwoną kropką.

Popłynęła brunatna woda.

Szymon odczekał, aż jej kolor zmieni się na w miarę przeźroczysty, a potem chlusnął nią sobie w twarz. Powtórzył całą akcję trzy razy.

Po zakończonych niepowodzeniem poszukiwaniach ręczników wytarł twarz w sweter starannie unikając uprzednio pobrudzonego krwią miejsca. Plamy wody i krwi zniknęły prawie całkowicie na tle czarnej wełny.

Wtem za jego plecami rozległo się znajome skrzypnięcie.

– Mogę w czymś pomóc? – usłyszał zza pleców.

Na zamazanej twarzy w lustrze resztki krwi zmieszały się z nadal lekko brunatną wodą w jednolitą maskę. Szymon odwrócił się powoli.

W drzwiach stał paląc skręta około dwudziestoletni mężczyzna. Jego ubiór oraz fryzura – sięgające mu prawie do pasa, rozczesane na przedziałek włosy zdawały się pochodzić z lat sześćdziesiątych i być tym samym niewiele młodszej daty niż stacja benzynowa – afiszowały go jako hippisa.

– Można dostać tu jakiś ręcznik? – zapytał Szymon wyraźnie i powoli wymawiając każde słowo. Bał się, że wewnętrzne napięcie przeskoczy na struny głosowe zdradzając w ten sposób jego nieczyste sumienie.

– Nie ma? – Hippis potarł z zakłopotaniem pryszczatą twarz. – Proszę poczekać. Zaraz przyniosę.

Szymon wolał poczekać na zewnątrz. Zastanawiał się, czy hippis w rzeczywistości nie dzwoni właśnie po policje. Nie mógł wykluczyć z całą pewnością, że młody mężczyzna dostrzegł jednak różnicę między brunatną wodą a krwią.

I co wtedy? Szymon wolał o tym nie myśleć. Nie był pewien, czy byłby w stanie zrobić to, co jego zdaniem musiałby zrobić, aby uniknąć aresztowania. Przecież chciałem z tym gównem raz na zawsze skończyć!

Coraz bardziej nerwowy zaczął mimo woli wspominać czyny, do których zmusiły go badania nad teorią unifikacji. Nie był dumny z tego co robił, co szybko zaczęło odzwierciedlać się w coraz intensywniejszych koszmarach i w końcu doprowadziło do zakończenia jego badań. Tylko raz, gdy udało mu się pomścić złożoną w ofierze rodzinę wybijając do nogi obskurną sektę, powiedział sobie, że nie zmieniłby zdania, nawet gdyby ponownie znalazł się w podobnej sytuacji.

– Ale ten chłopak niczemu nie jest winien… – wyszeptał sam do siebie, żując nerwowo dolną wargę. – To Natalia jest odpowiedzialna za śmierć Maćka. To z nią się muszę policzyć!

Jeśli okaże się, że Maciek przedawkował, a ta suka wpadła w panikę i zostawiła mnie na cmentarzu jako kozła ofiarnego, to ją oszczędzę. Jeżeli jednak to ona go zabiła… Szymon już w przeszłości nie zwykł okazywać mordercą litości, i nie zamierzał się zmieniać.

Gdy w końcu dostał papierowy ręcznik, wytarł się, podziękował, a potem czym prędzej odjechał.

Już na szosie zapalił następnego papierosa i dodał gazu. Chciał jak najszybciej zniknąć w anonimowej masie samochodów na Karkowskich drogach.

Przedmieścia Krakowa przywitały go zapachem spalin. Ruch zgęstniał, mimo iż była sobota. Zwolnił do pięćdziesiątki, aby nie podpaść porannym patrolom. Skierował Fiata na Kazimierz. Jego celem była „Melina". Pamiętał dobrze słowa Natalii o jej mieszkanku zaraz za rogiem.

Parkując Fiata na skraju dzielnicy Szymon nakazał sobie tam później wrócić z kanistrem benzyny. Nie zwykł zostawiać śladów.

Zanim odszedł od samochodu, tknięty nagłym impulsem, wyjął z bagażnika klucz do wymiany kół. Schował go pod kurtką i przeszedł na drugą stronę ulicy. Gdy ruszył chodnikiem w kierunku „Meliny" jego myśli kręciły się wokół jednego tematu – tak jak jeszcze przed rokiem -, znów szukał teorii unifikacji.

Jeśli dziś dokonam przełomu… jeżeli naprawdę dowiem się czegoś nowego od tej czarownicy, oznaczać to będzie, że wszystko na świecie porusza się cyklicznie… Najpierw odkrycie moich paranormalnych sił, a teraz przełom w badaniach…, rozmyślał jednocześnie żałując, że zrywając ze starym życiem spalił swe wieloletnie notatki. Postanowił przy następnej okazji pogrzebać we wspomnieniach, a tymczasem zanotował w pamięci: Jeśli to prawda, to okres cyklu wynosi dziewięć lat!

„Melina" była już zamknięta. Pomyślał, że w takim razie musi być już po siódmej rano. Jego komórka potwierdziła to przypuszczenie. Nie mogąc zasięgnąć języka na temat Natalii w lokalu, zaczął zataczać kręgi wokół bloku budynków, do których należała „Melina", rozglądając się za czarnym Vanem czarownicy.

Może ona naprawdę przewozi nim zwłoki?, zastanawiał się przypominając sobie nocny żart Natalii.

Samochód naprawdę parkował tuż za rogiem.

Nie namyślając się wiele Szymon wyciągnął komórkę i wybrał numer domowy Natalii uprzednio blokując wyświetlanie własnego numeru. Odczekał parę dzwonków, ale nikt nie odbierał.

Chyba nie ma jej w domu…

Wiedział, że mieszkanie dziewczyny musi być blisko, ale nie miał pojęcia, gdzie konkretnie. Postanowił poczekać.

Rozejrzał się za jakąś kryjówką. Nie znalazłszy nic lepszego wpełzł pod Vana Natalii upewniwszy się wcześniej, że nikt go nie obserwuje. Sytuacja ponownie wzbudziła w nim wspomnienia, gdy napędzany żądzą zemsty noc w noc leżał na czatach i czekał na pojawienie się podpalacza.

Taaa… wszystko dzieje się w cyklach!

 

Czas zaczynał mu się dłużyć. Czekał już dobrą godzinę wspominając przeszłość.

Przed dziewięcioma laty dopiero po tygodniu zaczął rozważać opcję zmiany taktyki – nienawiść w jego sercu nie pozwalała mu się poddać -, gdy nagle pojawił się nastolatek na rowerze. Pamiętał jakby to było wczoraj, jak uważnie śledził każdy ruch dzieciaka. Obserwował jak krąży wśród zgliszczy zatrzymując się co chwilę by pogrzebać rękoma w popiele, pogłaskać sterczące kikuty niedopalonych belek lub wszechobecne pręty. Gdy młodzieniec w końcu przystanął w miejscu, gdzie wcześniej znajdowała się sypialnia rodziców Szymona – tam też znaleziono ich zwęglone zwłoki – i zaczął się onanizować, Szymon nabył pewności, że nastolatek bynajmniej nie był tylko zwykłym gapiem przywiedzionym na miejsce pożaru przez ciekawość. Nie zwlekając dłużej wyskoczył ze swej kryjówki i dopadł chłopaka. Okładał go tak długo pięściami, aż ten stracił przytomność. Nie chciał karać niewinnego, więc zawlókł nieprzytomnego do ocalałej z pożaru piwnicy. Związał go i ocucił.

Gdybym już wtedy miał mój talent… Szymon wołał nie myśleć o tym, co musiał zrobić nastolatkowi, zanim ten w końcu się przyznał. Chłopak powiedział, że się po prostu nudził i zobaczywszy we wiadomościach reportaż o podpalaczach chciał zostać jednym z nich; stać się sławny.

W końcu przyszedł czas kary. Stosując się do starotestamentalnej zasady „oko za oko, ząb za ząb" Szymon oblał chłopca benzyną i podpalił.

Na tym się jednak nie skończyło. Przenikając w czasie swych prac nad teorią unifikacji coraz bardziej w światek obskurnych sekt i okultyzmu zaczął śnić o podpalaczu. Niejednokrotnie budził się zlany potem, parę razy nawet pomoczył się we śnie. W końcu to właśnie takie nocne zmory, z żądnym sławy nastolatkiem w roli głównej, popchnęły go do porzucenia badań.

A wczoraj w nocy widziałem go na jawie! Znów poczuł gęsią skórkę na całym ciele.

Teraz, po dziewięciu latach, żałował, że zabił chłopaka. Zastanawiał się czy oddanie go w ręce sprawiedliwości nie byłoby lepszym rozwiązaniem.

Nie musiałbym uciekać… nie skalałbym się tym całym okultystycznym gównem… Pewnie już bym teraz był ustawionym psychiatrą… albo fizykiem, zamiast zaczynać od zera ofiarując całą moją osobowość! Ostatnie wspomnienie bolało najbardziej. Chcąc uciec na dobre od koszmarów Szymon wykorzenił ze swego umysłu prawie wszystkie wspomnienia. Zostawił jedynie śmierć rodziców w pożarze – wychodził z założenia, że tak kluczowych zdarzeń i tak nie da się całkowicie wymazać – oraz wiedze o jego paranormalnym talencie. Miał nadzieję, że umiejętność czytania w myślach pacjentów pozwoli mu zostać lepszym psychologiem. Nawet zdołał sobie wmówić, iż nastoletni podpalacz został schwytany przez policję i w końcu wylądował w poprawczaku.

Wszystko wraca do punktu wyjścia… Szymon zastanawiał się, czy jest to również jakaś część teorii unifikacji, podobnie jak cykliczność wydarzeń. Wyczuwał instynktownie, że był to aspekt tego samego prawa, którego on jednak jeszcze nie umiał jeszcze opisać.

Druga szansa?, rozmyślał leżąc na czatach pod Vanem Natalii. A może szansa naprawić błędy przeszłości?

Miał nadzieje, że w przypadku czarownicy nie będzie musiał się posunąć aż tak daleko jak z podpalaczem. Właściwie nie chciał robić dziewczynie krzywdy – jego złość na nią z powodu swego uwiezienia na cmentarzu minęła – z drugiej strony jednak nie mógł zapomnieć losu Maćka, a co za tym idzie pozwolić, aby czarownica nadał bezkarnie zabijała.

Poza tym koniecznie chciał się dowiedzieć, co ona wie o jego przeszłości i jak działały jej sztuczki.

No i o teorii unifikacji, dodał w myślach przypominając sobie SMS-a Natalii.

Najpierw zobaczył trampki. Wyglądały znajomo. Przypomniał sobie od razu, że była to wczoraj wieczorem jedyna nie całkowicie czarna część ubrania czarownicy. Zaraz potem pomyślał o śladach na prowizorycznym grobie, w którym znalazł Maćka. Ponownie zawrzał złością.

Dla pewności podpełzł bliżej krawężnika i zerknął z pod podwozia na przechodzącą. Natalia nosiła ciągle jeszcze to samo ubranie co w piątek. Co krok spod jej czarnego płaszcza wysuwały się nogawki jej czarnych jeansów. Szymon dostrzegł na nich plamy ziemi. Przykrytą kapturem dresu głowę czarownica pochylała nisko jakby wypatrując ukrytych między popękanymi płytami chodnika tajemnic. Nie spieszyło jej się.

Szymon właśnie zamierzał wyskoczyć ze swej kryjówki, gdy nagle dostrzegł kolejnych przechodniów. Na podstawie ograniczonego widoku z pod samochodu zdecydował, że to jakaś kobieta na wysokich obcasach wyprowadzała właśnie na spacer swojego psa.

Wstrzymał na wszelki wypadek oddech, ale pies nie zainteresował się nim goniąc od drzewa do drzewa, obwąchując pnie i znacząc swój rewir.

Tymczasem Natalia przeszła na drugą stronę ulicy.

Szymon odwrócił głowę na drugą stronę i odczekał cierpliwie, aż w zasięgu jego wzroku ponownie pojawią się jej trampki. Śledził je, dopóki nie zobaczył, jak wchodzą po trzech kamiennych, prowadzących na ganek stopniach i nie przystając ani na chwilę znikają za znajdującymi się tam drzwiami.

Zaklął w duchu. Zamierzał obezwładnić Natalie jeszcze na ulicy. W najlepszym wypdku w momencie, gdy czarownica będzie wchodzić do domu. Teraz jednak kobieta z psem pokrzyżowała mu szyki.

Kiedy okolica w końcu opustoszała, Szymon szybko wyczołgał się spod samochodu i ruszył w kierunku drzwi, za którymi zniknęła Natalia. Zgodnie z jego przypuszczeniem w trzymającej się na pierwszy rzut oka tylko na tynku kamienicy nie było ani śladu domofonu.

Nawet nie ma zamka w drzwiach, zauważył wchodząc do tonącej w mroku klatki schodowej. Po jego lewej ręce wisiały na ścianie ozdobione przez kolorowe graffiti skrzynki pocztowe, tuż obok znajdowała się niegdyś winda, po której został już tylko szyb. Dookoła pustego szybu pięły się ku górze spiralne schody opisując raz po raz obwód klatki schodowej o przekroju kwadratu. Szymon nasłuchiwał chwile.

Budynek zdawał się być pogrążony w całkowitej ciszy.

Cholera, gdzie ona mieszka? Tak jak się obawiał, nie znalazł na skrzynkach pocztowych nazwisk tylko numery.

Wyciągnął komórkę i wybrał numer Natalii.

Mimo iż odczekał co najmniej dziesięć sygnałów nie usłyszał dzwonka.

Zawiedziony schował telefon.

Zamyślił się.

Po chwili wiedział już jak znaleźć Natalię.

Zapalił skręta, żeby się wzmocnić, po czym ruszył schodami do góry. Przy każdych drzwiach przystawał na moment. Nasłuchiwał i równocześnie wytężał umysł szukając mentalnych śladów obecności ludzkiej w mieszkaniu za drzwiami: pomyślanych słów, zdań lub przynajmniej jakiś emocji.

W trzech mieszkaniach panowała mentalna cisza, ale tylko zza jednych drzwi słyszał wyraźnie odgłosy.

Mógł to być również pies – talent Szymona działał tylko na ludzi – ale postanowił zaryzykować.

Kopnął w drzwi na wysokości zamka.

Spróchniałe drewno framugi poddało się już za pierwszym razem.

Przygotowany na wszystko, z kluczem do wymiany kół nad głową, wpadł do mieszkania.

– Witaj Szymon! – odezwała się odwrócona do niego plecami Natalia. Stojąc w oddzielonej sofą od reszty pokoju kuchennej wnęce nalewała właśnie wodę z czajnika do kubka. Kilka dalszych kubków nie do kompletu stało tuż obok. Po drugiej stronie sofy skierowanej przodem na staroświecki telewizor, pośrodku kuchnio-pokoju, królował asekurowany z dwóch stron krzesłami stół. Obok niego znajdowała się najwyraźniej niedawno tam ustawiona deska do prasowania z leżącym na niej, włączonym do prądu żelazkiem. Kompozycji dopełniał kosz pełen prania na pokrytej parkietem podłodze.

Pachniało świeżą kawą.

– Wolisz kawę czy herbatę? – zapytała czarownica spoglądając na niego przez ramie. W domu zdjęła kapuce dresu tak, że jej spięte w koński ogon, czarne jak smoła włosy smagały ją przy każdym ruchu głowy po plecach.

Oniemiały z wrażenia Szymon opuścił uzbrojoną rękę.

– Zdecyduj się zanim ostygnie woda!

– Herbatę – wybąkał Szymon powoli wracając do siebie.

Natalia odwróciła się jakby nigdy nic do kubków, odstawiła czajnik i sięgnęła do regału obok.

Wykorzystując ten moment nieuwagi Szymon doskoczył do niej, chwycił za kucyk i pociągnął ku ziemi jednocześnie uderzając swą prowizoryczną bronią w zgięcie kolana.

Pozbawiona równowagi czarownica krzyknęła bardziej z zaskoczenia niż z bólu i runęła na posadzkę.

Nie przygotowany na to, że tak łatwo mu pójdzie, Szymon próbował uniknąc upadającego ciała.

Prawie mu się udało. Padająca jednak jak ścięte drzewo czarownica wytrąciła mu z ręki klucz do wymiany kół i pogrzebała go pod sobą przy akompaniamencie głośnego huku.

Nie zwlekając ani chwili Szymon złapał za jeden z leżących na kuchennym blacie noży i opadł okrakiem na brzuch leżącej. Wolną ręką powalił próbującą właśnie wstać dziewczynę na ziemie, po czym przyłożył jej nóż do gardła.

– Nie ruszaj się, bo cię zabije!

Natalia znieruchomiała.

– A teraz gadaj: co zrobiłaś z Maćkiem! – rozkazał.

– Z tym palantem, co kazał nazywać się „Maxem", bo miał wielkie jaja? – odpowiedziała pytaniem rozeźlona czarownica.

– Jak go zabiłaś?

– Ja? To ty jesteś winień jego śmierci!

Szymon chwycił Natalię wolną ręką za włosy i wzmocnił nacisk na nóż.

– Jeśli mnie jeszcze raz okłamiesz – wycedził zimno – odetnę ci ucho i każę ci je zjeść. Następne będzie drugie ucho… a potem wykuję ci oczy! W końcu powiesz mi prawdę!

Nagle w oczach Natalii rozbłysły łzy.

– Ale to prawda. – Jej głos drżał i łamał się przy każdym słowie. – To chyba pod wpływem tego Absyntu… a może przez te halucynogenne grzybki? Nie wiem. W każdym razie ty zacząłeś opowiadać niestworzone historie… wczoraj na cmentarzu… o twoich podróżach… Mówiłeś, że byłeś w Tybecie, by się uczyć od Lamów, a w Indiach odwiedziłeś Jogów. Potem opowiedziałeś nam od Druidach w zachodniej Irlandii i indiańskich szamanach z Kanady i Meksyku.

Jeśli to prawda… Z każdym słowem Natalii Szymon czuł narastające na dnie jego żołądka, nie zwiastujące nic dobrego, zimno. Raz za razem przechodziły go ciarki. Miałem się lepiej tego gówna nie tykać. A szczególnie halucynogenów. Gdybym się nie dał wrobić w tą imprezę na cmentarzu wszystko byłoby po staremu!

– Na Haiti podobno zagłębiałeś wiedzę kapłanów voodoo, a w Japonii należałeś do stowarzyszenia fotografującego rodziny krótko po śmierci ich bliskich. Na zdjęciach podobno czasami pojawiały się duchy…

Nie wiedziałaby tego, gdybym faktycznie o tym nie wspomniał…

– Ten Pół-mózg, Max powiedział, że to wszystko bujda, i że szpanujesz, żeby się dobrać do mojej cipki…

To do niego podobne…, pomyślał Szymon.

– Powiedziałeś, że udowodnisz mu, że to prawda. – Natalią wstrząsnął dreszcz, jak gdyby tylko niechętnie wracała myślami do minionej nocy.

– Dalej! – nalegał Szymon.

– Powiedziałeś, że przywołasz ducha, a potem za jego pomocą odczytasz myśli Maxa.

Aha…

– Potem zacząłeś mówić coś w jakimś dziwnym języku. Zdawało mi się, że pleciesz trzy po trzy, ale nagle zrobiło się bardzo zimno.

To musiał być wiatr…

– Zamknąłeś oczy mrucząc pod nosem, a potem zacząłeś coś pisać… Gdy ten palant zobaczył, co piszesz, o mało nie dostał zawału. Zbladł jak kreda i zaraz kazał ci przestać… Krew puściła ci się z nosa, ale ty pisałeś dalej… same świństwa… o nim i o mnie…

To może być prawda…

– A potem pojawił się duch.

– Co?

– Zjawa! Wyglądała jak niewyrośnięty nastolatek… to musiała być ten duch, którą przyzwałeś do pomocy… No i wtedy ten zboczeniec naprawdę dostał zawału, a ty straciłeś przytomność.

Szymon potrzebował chwilę zanim pozbierał myśli.

– Wszystko pięknie i ładnie opowiedziane, ale coś się tu nie trzyma się tu kupy.

– O co chodzi?

– Skąd wiedziałaś, ze interesuje się teorią unifikacji? Napisałaś mi o tym w SMS-ie!

– O tej teorii też wspominałeś wczoraj w nocy!

Szymon cofnął się myślami w przeszłość.

– To TY pierwsza o tą teorię spytałaś. Jeszcze przed „Meliną"!

– Przypadek? – Natalia uśmiechnęła się niewinnie.

– A dlaczego mnie zostawiłaś na cmentarzu przykutego kajdankami do trupa? Dlaczego pochowałaś Maćka?

– Bałam się, że jego śmierć może zostać powiązana z moją osobą. W końcu to moją trawkę paliliśmy, to był mój Absynt i moje grzybki! Ty byłeś tam, na miejscu, zakrwawiony i nieprzytomny, mój kozioł ofiarny.

Szymon był skonsternowany. Próbował przeanalizować jeszcze raz sytuacje. Historia Natalii zdawała się być sensowna, dopóki człowiek wierzył w duchy.

Ale ja wiem, że żadnych duchów nie ma!, pomyślał z determinacją. Kapłani voodoo tak długo straszyli swe ofiary śmiercią, aż te w końcu same wmawiały sobie choroby i na nie umierały. Zdjęcia duchów w Japonii bez wyjątku okazały się fałszerstwami, a moc lamów, druidów i szamanów bazowała na ich silnej woli i dalej rozwiniętym umyśle… a więc i zjawa na cmentarzu musi być jakaś sztuczką!

Ale jeśli nie było ducha, to skąd ona wie o podpalaczu? Czyżbym im i o tym opowiadał? Szymon wątpił by posunął się aż tak daleko, szczególnie, że w czasie imprezy sam jeszcze wierzył, że chłopak wylądował w poprawczaku. Dopiero szok i mój strach zniszczyły te fałszywe wspomnienia…

Instynktownie nie wierzył Natalii, tak samo jak nie wierzył w przypadki, nie wiedział jednak jak udowodnić jej, że czarownica go okłamuje. Spróbował po raz kolejny ją czytać.

Ponownie bezowocnie.

Natalia uśmiechnęła się mimo naciskającego na jej gardło noża.

– Możesz mnie już puścić?

– A co z tymi dziwnymi kajdankami? – Szymon zaprezentował owinięty o jego przedramię łańcuch. -Może one też już tam były? Może to też był tylko przypadek?

– Nie, zabrałam je ze sobą, bo chciałam się z wami zabawić – odpowiedziała wzruszając lekko ramionami Natalia. – Udając, że się wam chcę oddać, chciałam was namówić do założenia kajdanek, a potem was postraszyć duchami. To swego rodzaju skrzywienie zawodowe – taka inicjacja dla niedoszłych psychologów. Skąd mogłam wiedzieć, że ty przywołasz prawdziwego ducha?

Cholera, ona ma na wszystko przygotowaną odpowiedz!

Miał właśnie zamiar puścić ją wolno – niezadowolony, że czarownica jednak umknie sprawiedliwości -, gdy nagle przypomniał sobie jej SMS-a.

– Zaraz! – wykrzyknął triumfująco. – Jeśli mnie chciałaś zostawić na cmentarzu jako kozła ofiarnego, to po co ten SMS? Po co wzmianka o teorii unifikacji? Jeśli się bałaś glin, po co zostawiać taki trop? NIE, ty CHCIAŁAŚ, żebym do ciebie przyszedł. W ogóle nie byłaś zaskoczona, gdy wpadłem do twojego mieszkania!

W odpowiedzi Natalia roześmiała się.

– Co cię tak śmieszy, do cholery?

– Przyłapałeś mnie w końcu. A już myślałam, że się wywinę… ale szczerze mówiąc, nie chciałabym zatajać przed tobą prawdy.

Szymon zmrużył oczy.

– Zabiłaś Maćka…

– Tego zboczeńca? Z największą przyjemnością!

– Ty suko! Odpowiesz mi za to! – Uderzył głową Natalii o parkiet. Wzmocnił chwyt na nożu gotów rozpłatać jej w każdej chwili gardło. – Wybiła twoja ostatnia godzina!

– Zabij mnie, a nigdy się nie dowiesz, skąd tyle o tobie wiem.

– Opowiedziałem wam wszystko po pijanemu.

– A o młodocianym podpalaczu, którego torturowałeś w piwnicy rodzinnego domu, aby pomścić matkę i ojca, też?

– Może…

– Nic nam nie powiedziałeś. Ten palant, Maciek, nie dał ani tobie ani mnie dojść do głosu. Non stop coś pierdzielił.

– Kłamiesz! – warknął.

– Zabij mnie, a nigdy się nie dowiesz, w jaki sposób objawił ci się duch podpalacza na cmentarzu… I oczywiście ani słowa o teorii unifikacji.

– Nic o niej nie wiesz. Zwabiłaś mnie tu pustymi obietnicami!

– Naprawdę? No to na co czekasz?

Nie dając za wygraną Szymon jeszcze raz sięgnął myślami do umysłu Natalii. Znowu nie udało mu się odczytać nawet cienia uczucia.

– I co? Nie potrafisz czytać w moich myślach, tak jak w twoim kumplu?

– Skąd wiesz o moim talencie? – Szymon był pewien, ze nigdy, pod żadnym pozorem i w żadnych okolicznościach, nie wyjawiłby nikomu swego największego sekretu.

– Chcesz odpowiedzi? To mnie puść!

– Okay… ale nie próbuj żadnych sztuczek! – Szymon wstał niechętnie i odsunął się o krok gotowy w każdej chwili zaatakować.

– Zaczęło się już robić niewygodnie. – powiedziała Natalia podnosząc się mozolnie z podłogi i strzepując niewidzialny bród z jeansów. Nagle spoważniała. – Zdałeś egzamin, Szymciu. Gratuluję!

Zmarszczył pytająco brwi.

– Zostałeś uznany godnym przyjęcia do „Kręgu Wskrzeszonych"! – wyjaśniła.

 

Siedzieli naprzeciwko siebie przy stole. Czekając na wyjaśnienia Szymon gapił się na Natalie przez opary herbaty wydobywające się z kubka miedzy jego dłońmi. Zaraz obok, na blacie stołu, w zasięgu jego ręki leżał nóż kuchenny. Słowa dziewczyny wywarły na nim duże wrażenie, nie zamierzał jednak oddawać przewagi z ręki. Zaciekawiła go tak ona jak i jej historia, a skoro chciała mu ją dobrowolnie opowiedzieć, pozwolił jej usiąść przy stole i napić się kawy. Pamiętając o zdolnościach trucicielskich czarownicy nie miał zamiaru nawet próbować podanej mu herbaty.

Natalia siorbnęła przerywając tym samym panującą w kuchni ciszę.

– Co to za egzamin i co to za „Krąg Wskrzeszonych"? – nie wytrzymał w końcu Szymon.

– To długa historia.

– To ją streść.

– Niech będzie. – Natalia pociągnęła jeszcze jeden, tym razem spory łyk kawy. – Możesz mi wierzyć lub nie – to twoja sprawa – ale tak naprawdę poznaliśmy się na oazie…

Szymon skinął głową na znak, że zrozumiał.

– Dużo dyskutowaliśmy. Przeważnie na temat opisywanych w Biblii zjawisk nadprzyrodzonych, a szczególnie czynionych przez Jezusa cudów. Wkrótce okazało się, że wszyscy interesujemy się psychologią. Niektórzy zawodowo, a inni – tak jak na przykład ja – jako hobby. Ale już rok później zapisałam się na psychologie… Chciałam mieć dostęp do najnowszych wyników badań, słyszeć o najbardziej pokręconych teoriach i przy pomocy najlepszych mentorów wywalczyć sobie drogę do czołówki światowej.

– Chciałaś zrobić karierę – podsumował Szymon.

– Tak… i oczywiście mieć dojście do eksponatów.

Szymon zmarszczył ponownie brwi.

– Do trupów – wyjaśniła Natalia wzruszając ramionami. – Najbardziej interesowała nas historia Łazarza. Założyliśmy „Krąg Wskrzeszonych".

– Odwaliło wam.

– Nie, szukaliśmy sensu w Biblii wychodząc z założenia, że pokazuje ona drogę ewolucji człowieka. Staraliśmy się poznać ukrytą w niej prawdę, odnaleźć ogniwo łączące ten świat ze światem umarłych… aby w końcu posiąść opisywane tam umiejętności. Oczywiście dla dobra ludzkości.

– Oczywiście – wtrącił Szymon z przekąsem, po czym zauważył zaniepokojony: – „Chcieliście"?

– Sorry, nadal chcemy. – Natalia potrząsnęła z niezadowoleniem głową. – Najpierw badaliśmy zwłoki wykradane z kostnicy medycznego fakultetu. Zawsze tylko jedne na raz. Szczerze mówiąc dziwię się, że nie zrobiła się z tego żadna afera, no ale do rzeczy… Nauczyliśmy się dużo poddając zwłoki różnym eksperymentom: na przykład w polu magnetycznym, albo stymulując ich członki prądem o specyficznej częstotliwości, którą odkrył jeden znajomy matematyk – jest zakodowana w Biblii. Poza tym robiliśmy zdjęcia aury trupów i analizowaliśmy je. Wstrzykiwaliśmy im do mózgów substancje promieniotwórcze i obserwowaliśmy ich rozpad… i tak dalej i tak dalej. Nie chce cię teraz zanudzać, bo i tak się o wszystkim dowiesz, jak do nas dołączysz – w końcu zdałeś egzamin, a ja wiem, że szukasz prawdy.

– Szukam teorii unifikacji… już od lat – przyznał Szymon z niesmakiem.

– A widzisz! – Natalia uśmiechnęła się do niego, jakby od wczorajszego wieczora nic nie zaszło. – Jak już wspomniałam, nauczyliśmy się od trupów dużo. Nawet bardzo dużo…

Może to dlatego nie potrafię jej czytać?

– W końcu jednak nasze badania natrafiły na – jakby to powiedzieć… na swego rodzaju granice: wykradane trupy były po prostu za stare. Poszukaliśmy więc sobie świeższych.

Dopiero po chwili dotarło do Szymona, co się kryje za słowami Natalii.

– Zabijaliście ludzi?

– To było jedyne wyjście, żeby kontynuować! Zrozum, Szymciu, musieliśmy to po prostu zrobić… to był kolejny logiczny krok – nie do ominięcia! Oczywiście nie braliśmy nikogo ważnego. Zadowalaliśmy się żebrakami. Od czasu do czasu udało nam się złowić jakąś prostytutkę, czasami Cygana, albo Muzułmanina… słowem ludzkie śmieci. A jednak przyczynili się oni do największego osiągnięcia w dziejach ludzkości.

– To znaczy? – Szymon miał nadzieje, że udało mu się ukryć niechęć w jego głosie tak dobrze, jak zwalczyć nachodzące go przy każdym słowie Natalii mdłości.

– Nieśmiertelność!

Szymon zdmuchnął parę znad kubka, by spojrzeć Natalii z niedowierzaniem w oczy.

– Nie, niestety nie udało się jeszcze. – Dziewczyna wyprzedziła jego pytanie. – Ale nie jesteśmy daleko. Szczerze mówiąc mamy nadzieje, że ty nam pomożesz.

– Ja?

– Nie udawaj. Zrobiłam Ci zdjęcie, przeanalizowałam aurę… Masz w sobie coś specjalnego.

– Jak już wiesz, dużo podróżowałem…

– To nie wszystko. Jest w tobie coś specjalnego. Nie umiem jeszcze powiedzieć, co, ale bez wątpienia coś tam jest…

Poczuł się mile połechtany mimo, iż wiedział, że Natalia nim manipuluje. Zapalił skręta by wygrać na czasie.

– Poza tym wiem, że umiesz czytać w ludzkich myślach. Za słabo, by się przebić przez moją mentalną barierę, ale umiesz – masz więc talent! Widujesz też czasami swojego sobowtóra…

– Jak dotąd tylko raz. – Szymon przypomniał sobie z niesmakiem widok siebie samego wpadającego w ręce policji, która przy próbie ucieczki robi z niego sito.

– Aha, i wiem jeszcze, że czerpiesz energię z ognia – dlatego tyle palisz.

– A skąd ty właściwie to wszystko wiesz? – Szymon miał nadzieję, że jego pytanie zabrzmiało obojętnie. Właśnie na to pytanie najbardziej pragnął poznać odpowiedź.

– Chcesz się nauczyć więcej? – spytała Natalia zamiast odpowiedzi.

Szymon udał że się zastanawia. Ci „Wskrzeszeni" to jakaś banda świrów… gorzej: to mordercy. Wielokrotni mordercy! Psychole ZASŁUGUJĄ na karę!

– I jak?

– Tak, chcę! – odparł. Ale najpierw powiedz mi, co miał Maciek z tym wszystkim wspólnego?

Natalia roześmiała się beztrosko. – Cóż, sam się w to wpakował. Nam chodziło wyłącznie o ciebie. Chodziło o test. Chcieliśmy wiedzieć czy podołasz próbom… czy przezwyciężysz strach… czy jesteś powołany do… do WYŻSZYCH CELÓW!

– Jestem – jak najbardziej… I co teraz?

– Wkrótce poznasz moje siostry i moich braci z „Kręgu Wskrzeszonych".

Z największą przyjemnością, ale pojedynczo i na moich warunkach!

– Oni odpowiedzą na twoje pytania. Zapewniam, że spodoba Ci się!

Ale im z pewnością nie!, pomyślał Szymon po czym wiedząc już jak się dobrać do „Wskrzeszonych" dodał głośno: – Możesz mi zrobić świeżej herbaty? Ta już wystygła.

Koniec

Komentarze

Bardzo dobre, nie moge przestac czytac.Nie mozna by tak troszke przyspieszyc opublikowania? To opwiadanie jest po prostu jak dobry, straszny flim na ktorym patrzy sie przez palce...

Jeszcze raz dzięki! :D
Ostatnią, 3. część, zamierzam wstawić dziś w nocy...
Jak Ci się tak podoba, to podaj wieść dalej... ucieszyłbym się też z paru ocen ;o)))
Pozdrowienia dla wszystkich czytelników!

Nowa Fantastyka