
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
***
[Pragnę zaznaczyć, iż jest to jedno z moich pierwszych opowiadań, które gdziekolwiek publikuję (co nie znaczy, że chcę otrzymać łagodniejszą ocenę) i – zasadniczo – zrezygnowałem w nim z fabuły. Wiem, że może to brzmieć dziwnie, chodzi mi jednak by aktualnie pracować nad samym warsztatem, technicznymi aspektami pisania i nie marnować dobrych pomysłów. W sumie to tyle. Będe wdzięczny za powytykanie błędów i udzielenie rady. – Bartaz]
Zamieć. Wirujące płatki śniegu, lekko tańczące w objęciach kochanek. Rozedrgany biały całun, miękko i troskliwie otulający całą krainę. Pogrążający ją w nadobnej ciszy. Składający hołd i ofiarę.
Kłujące w oczy zimno, śpiew skrzących się okruchów lodu, uzależniający smak dziewiczej natury…
Ciemność i ból.
*
Ból w końcu ustąpił. Wicher ucichł, uspokoiła się zamieć wyładowawszy gniew na bezbronnej dolinie.
Kostucha zebrała swe żniwo i pozostawiła mrok.
*
– Gdzie… gdzie jestem? – zapytała cicho pustkę. Rozejrzała się – otaczał ją bezmiar nocy. Wymiar w którym światło nie istnieje.
– W domu Carhintusa – odrzekł z wolna szorstki lecz łagodny i melodyjny, niski głos. – czyli w moim… panno Auril.
Dziewczyna drgnęła.
– Skąd wiecie, jak się nazywam? – spytała. Cicho i pokornie.
– Ja dużo wiem – odparł wymijająco. – Usiądź.
Usiadła. Zorientowała się, że leżała na łóżku, pod kilkoma kocami. Postawiła stopę na podłodze i poczuła przenikliwe zimno. Przesunęła nogę kilka razy w tą i spowrotem. Posadzka była kamiennna.
Usłyszała zbliżający się szelest i poczuła dłoń na ramieniu. Zadrzała pod tym dotykiem. Dłonie nieznajomego były zimne lecz jednocześnie ich dotyk uspokajał, koił.
– Weź – powiedział i wręczył jej jakiś gorący przedmiot. Auril zbadała dłońmi kształt. Wyglądało na to, że to kubek lub puchar.
– Co to? – zapytała lakonicznie. Usłyszała cichy śmiech.
– Od dawna cierpisz na taki słowotok? – zapytał złośliwie. – Puchar oczywiście. Uprzedzę kolejną chwile milczenia i kolejne nieistotne pytanie, w środku jest grzane wino. Musisz się rozgrzać.
Auril ostrożnie przysunęła naczynie do ust. Długo dmuchała w gorący napój nim wzięła pierwszy łyk. Carhintus stał przed nią i obserwował ją w milczeniu. Czuła to.
– I jak? Smakuje aby? – W głosie nieznajomego można było wyczuć drwinę. Auril zmitygowała się zaraz.
– Przepraszam – szepnęła. – I dziękuje. Auril mogłaby przysiąc, że obcy w odpowiedzi pokręcił głową z niedowierzaniem. Milczał jednak.
Auril piła; wino rozgrzewało ją, poprawiało nastrój, ćmiło umysł. W końcu zebrała odwagę i zapytała.
– Dlaczego nic nie widzę? Co się stało?
Usłyszała westchnięcie.
– Oślepłaś – rzekł Carhintus.
Auril krzyknęła, upuściła puchar na posadzkę i rozpłakała się.
Carhintus milczał.
*
Auril siedziała przy stole i powoli, z trudnością jadła. Carhintus siedział na przeciw i przyglądał się w milczeniu, bawiąc pucharem.
Dziewczyna wodziła dłonią po stole; czuła gładką, heblowaną powierchnie blatu. Krzesło było obite miękkim materiałem, łyżka wykonana z zimnego, przyjemnego w dotyku metalu.
– Skończyłam – powiedziała i odsunęła talerz. – Dziękuje.
– Na zdrowie. – Zasalutował jej pucharem. Auril z niejakim trudem odnalazła swoje naczynie i upiła nieco doskonałego wina.
Milczeli chwilę.
– Zima dobiega końca – powiedział. – Cykl się skończył, a koło się zamknęło. A i rozwarło na nowo zarazem. Nadchodzi wiosna, wszystko budzi się do życia… może ty też powinnaś?
Auril milczała zgryzając wargi.
– Nie wiem… – szepnęła w końcu. – Dziwisz mi się? Potrzebuję czasu…
– Rozumiem – przerwał – pamiętaj jednak, że czas nigdy się nie cofa, nigdy nie staje w miejscu, ani nigdy nie przyśpieszy swego biegu. To co było o świcie, to co jest teraz, w południe i to co będzie o zmierchu składa się na wieczność. Każda z tych części nieskończoności jest jednocześnie nieuchwytną chwilą, która przminie oraz momentem który będzie trwać wiecznie. Czas jest wielką pętlą, w każdej chwili zawarta jest przeszłość, teraźniejszość i przysłość. Wieczność trwa, choć my jej nie dostrzegamy.
Dziweczyna dalej milczała zaś Carhintus kontynuował.
– Ty jeszcze możesz wybierać. Każdy sam piszę własną historię, jednak zdarza się, iż pióro się złamie. Na to nie ma rady, nie od nas to zależy. Jedyne co możemy począć to wybrać czy podrzemy już zapisaną karte czy naostrzymy nowe pióro. Lub czy też przestaniemy pisać i pozwolimy by atrament wyparował?
Carhintus milczał chwilę, poczym wstał.
– Dobranoc Auril.
*
Stali przed wejściem. Pierwszy raz na świeżym powietrzu. Słońce grzało przyjemnie, lecz dął chłodny wiatr. Z dala słychać było radosny świergot ptaków w zaroślach i koronach drzew, cieszących się z nadejścia wiosny i gotowych do uwijania gniazd.
– Myślałam nad tym co wtedy mówiłeś – powiedziała cicho. – I przyznaję… miałeś rację.
Carhintus czekał milcząc.
– Wiosna – wciągnęła głeboko powietrze – tak… Tak pachnie i brzmi wiosna. Zapach świeżej trawy i kwiatów, bzyczenie pszczół zbierających nektar, piękny koncert świerszczy, ćwierkanie ptaków… słońce grzeje, wieje wiatr. Wiosna! Tak oto nadeszła wiosna i kończy się moja dobrowolna niewola w czterech ścianach. – Odwróciła się gwałtownie w stronę Carhintusa – Odchodzę. Dziś. Zaraz. Muszę.
– Rozumiem. Rozumiem i popieram. Wystarczy – dość długo kontemplowałaś swoją gorycz i żal. Idź, nie zawracaj, nie zbaczaj z drogi, a – jak da los – kiedyś ujrzysz przed sobą kres drogi. Nie przypadkiem użyłem tego słowa, nie próbuj udawać. Chociaż bowiem jesteś teraz niewidoma dalej potrafisz, jeżeli zechcesz dostrzec to co ukryte. Nie próbowałaś i tyle. A takich darów nie traci się wraz ze wzrokiem. Wierz mi.
Auril milczała chwilę.
– Dziękuje – rzekła. – I przepraszam.
Carhintus westchnął ciężko.
– Chcąc przeżyć choćby do zmroku, musisz oduczyć się ciągłego przepraszania, dziękowania, proszenia i kłaniania. Tak postępując jeszcze przed zmierchem gardło poderżnie ci pierwszy napotkany podróżny. A spostrzegłszy, że nie masz sakiewki, chociaż sobie poużywa… dopóki będziesz ciepła.
Auril przęłknęła głośno ślinę.
– Idź już. Powodzenia i szczęścia! Niech fortuna ma cię w swojej opiece dziewczyno. Nie dziękuj! Żegnaj!
Ciężko wczuć się w sam tekst. Zdania jakieś takie puste. "Dwa słowa <kropka> Dwa słowa <kropka>" Trochę jak maszyna. Nie wyłania się z tego żaden nastrój, klimat.
Pozdrawiam.
Nie, no rozwaliłeś mnie okrutnym śmiechem opadających sosnowych igieł- ja rozumiem, poetyckie klimaty, ale według mnie przeszarżowane. Zresztą jak cały wstęp.
"Rozejrzała się - otaczał ją bezmiar nocy."- dla mnie to brzmi jak sofizmat. Nie mogła się rozglądnąć w ciemności, tego czasownika używa się jedynie w przypadku, gdy podmiot coś widzi.
Brakuje sporej ilości przecinków. Mój chomik zaczyna się niepokoić...
"Carhintus stał przed nią i obserwował ją w milczeniu. " nią- ją
"Dłonie nieznajomego były zimne lecz jednocześnie ich dotyk uspokajał, koił."- to poczuła dłoń, czy dłonie?
Scena, w której dowiedziała się o kalectwie jest nienaturalna aż do bólu...
"- Rozumiem - przerwał - pamiętaj jednak, że czas nigdy się nie cofa, nigdy nie staje w miejscu, ani nigdy nie przyśpieszy swego biegu. (...) Czas jest wielką pętlą, w każdej chwili zawarta jest przeszłość, teraźniejszość i przys(z)łość. Wieczność trwa, choć my jej nie dostrzegamy." - znów się zagalopowałeś. Gościół prezentuje dwa przeciwstawne sposoby myślenie co do czasu.
"Dziweczyna"- spróbuj tak powiedzieć do zaprzyjaźnionej dziewczyny (^^).
Wiem, że ślepy dziad-lirnik występuje często w ukrainskiej kulturze, ale nie lekceważ tego kalectwa. Ślepa osoba nie może sobie tak po prostu wyjść i pójść w świat.
Dobrze, że zaznaczyłeś rezygnację z fabuły, ponieważ bym cię objechał:).
Jeśli chodzi o warsztat- w sumie nie najgorzej.
Hmm. No to zaczynamy. "spowrotem" - "z powrotem".
"- Przepraszam - szepnęła. - I dziękuje. Auril mogłaby przysiąc, że obcy w odpowiedzi pokręcił głową z niedowierzaniem. Milczał jednak." - tu powinieneś przenieść drugie zdanie do nowej linijki, bo wygląda, jakby był to ciąg dalszy dialogu.
"na przeciw" - "naprzeciw"
"Z dala słychać było radosny świergot ptaków w zaroślach i koronach drzew, cieszących się z nadejścia wiosny i gotowych do uwijania gniazd" - Nierzadki błąd na tej stronie. Ze zdania wynika, że korony drzew cieszyły się z nadejścia wiosny. MOże lepiej byłoby napisać coś takiego "Z dala, wśród zarośli i w koronach drzew, słychać było radosny świergot ptaków, cieszących się..."
Oprócz tego sporo literówek i błędów interpunkcyjnych. Często w wyrazach brakuje Ci litery "z", a przed słowami takimi, jak "lecz", "ale", "który", zawsze stawiamy przecinki. Tak samo jak przed rzeczownikiem w wołaczu albo tutaj: "czekał, milcząc". W tym zdaniu: "Myślałam nad tym co wtedy mówiłeś" przecinek powinien znajdować się przed "co". Często też brakuje Ci "ogonka" tudzież jest on nadmiarowo, np. w "dziękuję".
No, nie było tak źle. Ortografia bez większych błędów, czyta się szybko i przyjemnie, tylko ta interpunkcja i literówki są "solą w oku" tego tekstu. Mnie się podobało i, gdybym mógł, wystawiłbym 4. No i witam nowego membera!
Carhintus stał, Carhintus milczał,Carhintus siedział,Carhintus kontynuował,Carhintus westchnął - to mi się rzuciło w oczy w tym krótkim tekście. Ponadto tekst mi się podobał. Napisany w spokojnym tonie, a jednak emocje są wpisane w tło.
Pzdr
Poza tym - nie ponadto i przepraszam za brak spacji po przecinkach...echhh <skrucha>
Lassar i Lord Kovir wskazali najistotniejsze Twoje pomyłki. O ile literówki są "do wybaczenia", bo komuż się one nie zdarzają, o tyle reszta wymaga odrobiny ćwiczeń.
Powodzenia.
Dziękuję wszytskim, zaś imiennie (chyba nikt się nie obrazi) Lassar'owi oraz Lordowi Kovir'owi.
@Lassar
Co do wstępu, to z założenia miałbyć nieco przekombinowany (cóż... może ostatecznie wyszedł "nieco" zbyt przekombinowany).
[quote] To poczuła dłoń, czy dłonie? [/quote] Hmm... w sumie masz rację. Tylko tak się zastanawiam - w pierwszym zdaniu napisałem, że poczuła dłoń - owszem - zaś w drugim, iż dłonie były zimne. Czy jednak nie byłoby dziwnym gdyby dłonie różniły się temperaturą? Podczas pisania, podświadomie, przyjąłem to jako taki aksjomat, bo gdybym napisał, że dłoń była zimna to można by właśnie przypuszczać, że różnią się temp. Czy rozumuję logicznie?
@ Lord Kovir
[qoute] "Z dala słychać było radosny świergot ptaków w zaroślach i koronach drzew, cieszących się z nadejścia wiosny i gotowych do uwijania gniazd" - Nierzadki błąd na tej stronie. Ze zdania wynika, że korony drzew cieszyły się z nadejścia wiosny. [/quote] Słuszna uwaga - na to nie zwróciłem uwagi... Hmm...
@ Lassar
"Dobrze, że zaznaczyłeś rezygnację z fabuły ponieważ bym cię objechał :)" Hehe, no nie dziwię się - gdybym sam zobaczył takie opowiadanie, bez stosownej informacji i pomyślał, że ktoś twierdzi, że to ma fabułę... to sam również chyba bym się nie powstrzymał :)
BartazieFA. Lassarowi, Lordowi Kovirowi...
Co jest z tymi apostrofami? Tak Ci się podobają, czy co? Nie zawsze są potrzebne...
@ AdamKB
[qoute] Tak Ci się podobają, czy co? [/quote] Przyznaję, że owszem. Ot, taka moja fanaberia (wiem, że nie zupełnie zgodna z zasadami ale cóż...)
Faktycznie trochę przekombinowane w paru miejscach. Ja zresztą osobiście nie lubię takich utworów. Ta poetyckość,wygłaszane przez starca wzniosłe mądrości, filozoficzne gadki... To stanowczo nie dla mnie.
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
Klimat jakis w planie byl, jak sie domyslam. Efekt mniej wiecej osiagniety, pod warunkiem, ze usuniesz w cholere zdanie "Krzyknela i upuscila puchar" itp.
Mnie sie podobalo, ale jestem nieobiektywna, bo kiedys pisalam w bardzo podobnym klimacie i mam sentyment.