
Merrit otworzył oczy, było jeszcze ciemno choć był w stanie wyczuć, że zbliża się poranek. Do jego namiotu wszedł strażnik.
– Proszę mi wybaczyć panie, mistrz Cestus chce pana widzieć – powiedział.
– Dobrze, daj mi chwilę – odrzekł Merrit, a w jego głowie rodziło się pytanie czegóż mógł chcieć Cestus .
Żołnierz skinął głową i wyszedł.
Merrit był Ognistym Strażnikiem, sługą Czarnego Żywiołaka, Ifryta Mrocznego Płomienia, prawą ręką samego Króla Ifrytów oraz należał do klanu skrytobójców, Maricków.
Gdy był już gotowy do wyjścia , do namiotu wszedł jego syn, Victor.
– Już nie śpisz?– zapytał.
– Na to wygląda. Cestus mnie do siebie wzywa– odpowiedział spokojnie Merrit.
– To się rusz – rzekł Victor z uśmiechem.
– Tak bardzo przypominał matkę. – Pomyślał Merrit. – Przygotuj się synu, bo nie wiemy co nas czeka – powiedział z lekkim niepokojem w głosie, klepiąc go po ramieniu.
W odpowiedzi Victor uśmiechnął się lekko i wyszedł. Gdy odsłonił wejście, wschodzące słońce rozświetliło wnętrze namiotu, a oczom mężczyzn na krótką chwilę ukazał się obraz obozu pełnego ludzi.
Mężczyzna wziął kostur i wyszedł za synem kierując się do Cestusa.
Obóz wojenny był ogromny, przybyło ponad dwieście tysięcy Wojowników Żywiołu. Każdy z nich był gotów spełnić wszystkie rozkazy swych władców, Ifrytów. Ich oddanie sięga dawnych czasów, kiedy to Ifryty w spokoju i harmonii panowały nad światem. Wszystkie w tamtym czasie mieszkały w Królestwie Żywiołu, stolicy i sercu całego świata. Niestety idylla ta nie mogła trwać wiecznie. Jeden z Ifrytów, Ifryt Śmierci, zbuntował się i dowodząc stworzoną przez siebie armią Mrocznych, wypędził wszystkich z królestwa i tak zaczęła się era krwawej wojny, która wciąż trwa.
Merrit w końcu dotarł do namiotu dowódcy. Cestus studiował mapę terenu, na którym miała rozegrać się największa bitwa wszech czasów.
Gdy Strażnik podszedł do stołu, Cestus podniósł głowę i z pełną powagą powiedział.
– Mroczni nadchodzą. Zbierz ludzi, zostało nam zaledwie kilka godzin do bitwy.
– Jak to możliwe? Przecież najbliższe tunele są kilka dni drogi stąd! – rzekł zaskoczony Merrit.
– Zwiadowcy donieśli mi, że te plugawce zaczęły kopać przez skały. Musimy być gotowi do bitwy i to teraz – odpowiedział Cestus.
Marick wyciągnął sztylet i kierując ostrze w dół przystawił go do piersi.
– Za chwałę, zwycięstwo i krew naszych braci! – wypowiedział słowa przysięgi wojennej.
Cestus skinął głową i podszedł do Ognistego Strażnika.
– Bracie… uważaj na siebie i nie daj się zabić – powiedział z powagą – no i pamiętaj, że teraz ty stawiasz mi piwo w karczmie – dodał z uśmiechem.
W odpowiedzi Merrit uśmiechnął się lekko i wyszedł.
W tym momencie wszyscy Mistrzowie Żywiołu, zebrali się pod namiotem dowódcy armii i oczekiwali na nowe rozkazy.
Wszyscy jak jeden mąż skierowali swe miecze ku niebu, gdy przed namiotem stanął Ognisty. Merrit popatrzył na nich i rzekł.
– Przyjaciele! Dziś zmierzymy się ze strachem! Dziś poleje się krew ich i nasza! Dziś każdy jest bohaterem! Tych, którzy przeżyją czeka wieczna chwała! Lecz polegli nigdy nie zostaną zapomniani! To o nich będą śpiewane pieśni!
Wziął głęboki oddech. Wśród żołnierzy dostrzegł Victora, który uśmiechnął się do niego krzepiąco.
– Bracia! – kontynuował – zakończmy czasy terroru! Zakończmy wojnę! Za chwałę, zwycięstwo i naszą krew!
Wojownicy przyłożyli swoje ostrza do piersi.
– Za chwałę, zwycięstwo i naszą krew! – krzyczeli.
Kilka godzin później miliony żołnierzy było w gotowości. Każdy uzbrojony w broń i odziany w zbroję, w napięciu czekał na pojawienie się armii wroga. Na polu panowała kompletna cisza, jednak w oddali słychać już było zbliżające się powarkiwania Mrocznych. Ukształtowanie terenu sprzyjało armii Ifrytów. Wielki wąwóz stał się idealnym miejscem na zasadzkę. Część armii, uzbrojona w łuki pod dowództwem kilku Mistrzów Żywiołu, czekała ukryta na szczycie, u wejścia do wąwozu. Byli oni pierwszą linią ataku, która miała, zatrzymać jak największą ilość wroga. Na wszystkich tych, co zdołają się jednak przedostać dalej, czekała reszta armii, z Merritem na czele.
Wróg był już niedaleko. Kostur drżał Ognistemu w dłoni. Kryształ na jednym jego końcu rozpalił się żywym ogniem, a ostrze z drugiej strony zaczęło się skrzyć.
Sylwetki Mrocznych zaczęły się pojawiać na horyzoncie. Były ich miliony, jak nie dziesiątki milionów. Przewaga liczebna była aż nad to widoczna.
Przez głowę Maricka zaczęły przewijać się wizje mrocznej przyszłości. Szybko jednak otrząsnął się z tego, wiedział bowiem, że strach i zwątpienie to najgorsi doradcy.
Padły pierwsze wystrzały. Lawina strzał i magicznych pocisków runęła na armię wroga. Mroczni padali jak muchy, nie pojmując co się dzieje. Lecz gdy chwila zaskoczenia minęła, plugawce zaczęły przedostawać się do wnętrza wąwozu.
Tam czekał już na nich Merrit.
Powoli ruszył. Szedł w kierunku wrogiej armii bez strachu, a ludzie podążyli za nim. Strażnik przyspieszał coraz bardziej, wojska razem z nim.
Tym razem Mroczni nie dali się zaskoczyć. Ich włócznicy rzucili się na ludzi. Merrit skoczył w piruecie robiąc unik i wbijając grot swej broni w kark Mrocznego. Następnie skierował kryształ w grupę potworów i posłał w ich stronę kulę ognia, która spaliła wszystko na swojej drodze.
Krew lała się wszędzie, wszyscy potykali się o ciała poległych towarzyszy i Mrocznych. Echo krzyków i wrzasków roznosiło się po całym wąwozie.
Merrit zauważył Victora tnącego mieczem każde napotkane warczące ścierwo.
Ognisty Strażnik złapał jednego stwora za łeb.
– Vehettico! – krzyknął naznaczając go i posyłając między jego pobratymców.
Zgnilec zaczął wyć z bólu po czym złapał się za głowę, która po chwili eksplodowała zabijając jeszcze kilku przeciwników.
Nagle rozległ się krzyk, ten głos Merrit był w stanie rozpoznać wszędzie.
– Nie! – krzyknął i odwrócił się w stronę źródła dźwięku. To co ujrzał zmroziło mu krew w żyłach.
Victor klęczał w błocie, otoczony przez wroga. Jeden z Mrocznych, zbliżył się do chłopaka i jednym cięciem poderżnął mu gardło. W ułamku sekundy Merrit wskoczył w grupę napastników tnąc ich grotem i ciskając kulami ognia.
– Merra! – krzyknął wbijając kostur w ziemię, a potężna fala energii odrzuciła wrogów. Strażnik uklęknął przy ciele swojego syna. Oczy napełniły mu się łzami smutku i wściekłości.
Victor miał zaledwie siedemnaście lat. Był młody i niezwykle potężny jak na swój wiek, a teraz leżał martwy. Merrit usłyszał za sobą znienawidzony przez siebie dźwięk. Uniósł głowę i zobaczył plugawca. To był ten , który zabił jego syna. Strażnik rozpoznał w nim generała Mrocznych, Xantosa, prawą rękę Ifryta Śmierci.
Xantos rzucił się w kierunku Ognistego Strażnika. Marick złapał kostur, jednym ruchem wyciągnął go z ziemi i odparł atak. W tym samym momencie wykonał obrót i zaatakował grotem generała, lecz ten zablokował cios gołą ręką.
– Człowiek nie wygrać z nami! Człowiek zginie! – warknął.
– Może – odpowiedział Merrit – ale ty razem ze mną gnido! – dodał, po czym szarpnął kosturem ucinając potworowi palce.
Xantos warknął z bólu, lecz od razu zaatakował. Jego klinga była ogromna i ciężka, więc trudno mu było trafić Merrita, który górował nad nim zwinnością i szybkością.
Strażnik ciął Xantosa raz za razem, lecz ten wydawał się nie zwracać na to uwagi. Wymiana ciosów trwała nieustannie. Potężne ataki Mrocznego sprawiły, że Merrit zaczął się cofać. Został przyparty do skalnej ściany. Wróg wciąż napierał nie pozwalając na kontratak. W pewnym momencie uderzenia ustały, a Xantos stanął z uniesioną bronią i niedowierzaniem w oczach. Z klatki piersiowej potwora wystawało ostrze. Ktoś przebił generała mieczem. Zza pleców plugawca Merrit dostrzegł dobrze mu znaną sylwetkę. To Cestus.
Nim którykolwiek z nich zdążył zareagować, potwór odwrócił swą klingę i wbił ją obok ostrza Cestusa przebijając siebie i jego.
Ciało Dowódcy padło bez życia na ziemię.
– Nie! – krzyknął Ognisty.
Wściekłość, niedowierzanie i bezgraniczny smutek ogarnęły Merrita. Najpierw śmierć ukochanego syna, a teraz swojego dowódcy i zarazem najlepszego przyjaciela. To było już za wiele dla Strażnika. Nieopanowana żądza krwi zawładnęła nim. Z furią uniósł swój kostur i wbił kryształ w wciąż stojące ciało plugawca.
– Teraz zdechniesz – wysyczał Ognisty Strażnik – Nero Ahith Exima!
Kryształ zapłonął żywym ogniem. To zaklęcie było ostatecznością, uwalniało całą moc doprowadzając tym samym do zniszczenia kryształu.
Nastąpił olbrzymi wybuch. Ogień zaczął trawić wszystko dookoła. Zewsząd było słychać krzyki, których Merrit nie był w stanie usłyszeć. Całą uwagę miał skupioną na swojej broni utkwionej w palącym się ciele Xantosa.
Blask kryształu stawał się coraz jaśniejszy, ogień wydawał się gorętszy, gdy nagle… Zapanowała zupełna cisza i zapadła kompletna ciemność.
Zewsząd unosił się gęsty dym. Czuć było swąd spalonego mięsa. Merrit powoli otworzył oczy. Jego odrętwiałe ciało odmawiało posłuszeństwa. Początkowe znieczulenie zaczęło przeradzać się w potworny ból. Z wielkim trudem zdołał usiąść podpierając się poparzonymi rękami. Zdezorientowany zaczął się rozglądać wokół siebie. Na początku nie zdawał sobie sprawy z tego co widzi, lecz po chwili wszystko zaczęło wracać. Minione wydarzenia pojawiły się w jego głowie niczym najgorszy koszmar, z którego nie był w stanie się obudzić. Z wielkim bólem Marick stanął na nogi.
Na całym polu bitwy widoczne były fragmenty zwęglonych ciał towarzyszy i wrogów. – Czyżbym jako jedyny przeżył tę masakrę?– pytanie to kotłowało się w jego głowie. Krew ciekła z jego zranionego boku, który wcześniej przebił kawałek połamanego kostura.
Pancerz był w strzępach, a po kosturze zostało jedynie ostrze. Merrit podniósł resztki broni i ruszył tam gdzie znajdował się obóz ich armii.
Pożoga strawiła wszystko na swej drodze. Po namiotach zostały kupki popiołu, a po koniach zwęglone kości.
Nad zgliszczami w oddali majaczyła wieża Mistrza Ognia. Znajdowała się ona dwa dni drogi od miejsca bitwy, w wiosce Narik.
Widok ten sprawił, iż Merrit zaczął rozumieć, że cała ta tragedia była z góry przesądzona.
Jako ostatni żyjący wojownik Władców Żywiołu miał teraz tylko jeden cel. Zemścić się na prawdziwym winowajcy. Lecz najpierw musiał opatrzyć ranę.
W gruzach znalazł nadpaloną strzałę. Przysiadł pod głazem, chwycił grot i rozgrzał go do czerwoności. Zabójca wiedział co musi teraz zrobić.
– To zaboli tylko chwilę… tylko chwilę…– Powtarzał w myślach i przyłożył rozgrzany metal do rany. Ból był ogromny. Po krótkim odpoczynku, podniósł się i ruszył do miejsca gdzie wszystko się zaczęło.
– On musi zginąć! Musi…– Jedynie zemsta trzymała Merrita przy życiu.
Narik było teraz opustoszałą wioską z Cytadelą Maricków w jej centrum. Nie licząc żebraków błagających o pomoc, ulice były prawie wyludnione.
Gdy Marick dotarł do bram, zobaczył coś co wzbudziło w nim jeszcze większą nienawiść. Martwe ciała mieszkańców, osób które przysięgał strzec, leżały zrzucone w jedno miejsce jak sterta śmieci.
Odwrócił wzrok i przyspieszył kroku kierując się do wieży, gdzie znajdowała się komnata jego mentora.
Cała twierdza była pusta, wszyscy polegli w bitwie. Był tam teraz jedynie Merrit i Ghaart, jego mistrz.
Zabójca powoli wszedł do komnaty trzymając ostrze kostura. Ghaart podniósł głowę znad książki.
– Wiedziałem, że żyjesz – Uśmiechnął się. Choć był to raczej grymas jaki można było zobaczyć u splugawionych.
– Ty potworze!! Wiedziałeś, że idziemy na śmierć!!- Merrit nie mógł opanować wściekłości.
– Śmierć była nieunikniona – odpowiedział mistrz – a ty przeżyłeś żeby co? Zginąć tu i teraz? Myślisz, że jesteś w stanie cokolwiek mi zrobić? Spójrz na siebie! Jesteś wrakiem, cieniem dawnego siebie! Spoczniesz teraz razem z tymi trupami gnijącymi pod murami naszej cytadeli!! Tymi biedakami w wiosce błagającymi o chleb, którym i tak nie zostało wiele czasu – Oczy Ghaarta zmieniły kolor na czarny i zaczął unosić się z nich delikatny dym. Był spaczony.
– Uwielbiasz patrzeć jak biedni umierają błagając Cię byś ich nakarmił? Szczycisz się tym, że ludzie, których miałeś chronić leżą martwi pod murami? Marickowie mieli pomagać ludziom, a nie ich mordować! – krzyknął Strażnik.
Tego było już za wiele… Merrit ścisną ostrze mocniej.
– No dalej! Spróbuj mnie zabić! – warknął zdrajca, a krew zaczęła wypływać z jego oczu.
Merrit nie zawahał się ani sekundy dłużej. Resztkami sił wyskoczył ku swojemu dawnemu mistrzowi. Ghaart ryknął i również ruszył. Ognisty wiedział, że mentor musi zginąć. Zrobił szybki obrót unikając miecza plugawca i poderżnął mu gardło.
Krew trysnęła na podłogę i książki.
– Nigdy nie byłem i nie będę taki jak ty – powiedział – nawet Matka widziała w tobie potwora ojcze… – Nagle oczy martwego Ghaarta wróciły do naturalnego koloru.
Merrit uklęknął przy nim delikatnie zamykając mu je.
– I co teraz? Zostałem sam. – Pomyślał Ognisty Strażnik.
Nie wiedział co go teraz czeka, lecz był pewien jednego. Musiał odbudować to co zniszczył jego ojciec.
Trwało to dziesiątki lat, ale bractwo w końcu powróciło do dawnej siły.
Każdy Ifryt odzyskał wcześniej utraconą armię, a wioska Narik przerodziła się w miasto, gdzie wielu znalazło schronienie.
Merrit czuł się coraz słabszy, wiedział że nie zostało mu wiele czasu. Gdy podszedł do okna dawnej komnaty swojego Mistrza, zobaczył potęgę swych podopiecznych. Był pewien, że dadzą radę poprowadzić Maricków bez niego.
Odszedł wolnym krokiem od okna i spojrzał na piedestał, na którym leżała głowa golema. Osiągnął tyle ile mógł, a nawet więcej.
Merrit ociężale usiadł na krześle przy biurku. Wiedział, że to już koniec.
– Taki zmęczony – Pomyślał i powoli zamknął oczy.
TrancePL221, bądź uprzejmy wyedytować tekst tak, aby nadawał się do czytania, bo taki zwarty blok tekstu jest nie do przełknięcia.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Jak najbardziej zajmę się tym jak tylko dotrę do domu.
Rzuciłam okiem na ponownie wstawiony tekst. Choć jest lepiej wyedytowany, to wykonanie budzi wiele wątpliwości ― masz źle zapisane dialogi, nadużywasz wielkich liter, interpunkcja pozostawia bardzo wiele do życzenia. Poniżej przykłady z początku tekstu:
-Proszę mi wybaczyć Panie, mistrz Cestus chce Pana widzieć– powiedział. ―> Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza. Brak spacji przed półpauzą. Formy grzecznościowe piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie. Winno być:
– Proszę mi wybaczyć panie, mistrz Cestus chce pana widzieć – powiedział.
Tu najdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: http://www.forum.artefakty.pl/page/zapis-dialogow
Gdy w końcu się ubrał, do Jego namiotu wszedł Victor. ―> Gdy w końcu się ubrał, do jego namiotu wszedł Victor.
Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.
-Przygotuj się Synu bo nie wiemy co nas czeka… ―> – Przygotuj się synu, bo nie wiemy co nas czeka…
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Autorze, INTERPUNKCJA! Przecinki w języku polskim wbrew pozorom na poziomie podstawowym nie są bardzo trudne, a brak kropek to już naprawdę skandaliczne traktowanie zarówno własnego tekstu, jak i potencjalnego czytelnika.
PS. Usłyszysz to prędzej czy później, więc może lepiej prędzej: fragmenty nie cieszą się popularnością na tym forum. Lepiej wrzucać zamknięte opowiadania, choćby i z uniwersum fragmentów.
http://altronapoleone.home.blog
Proponuję skorzystać z rad w komentarzach, poprawić interpunkcję i dialogi. Wtedy tekst będzie się czytało znacznie łatwiej. Wrócę po zmianach.
Nie umiem odnieść się do treści skupionej na walce, bo nie znam się na niej, w dodatku walka/ sceny batalistyczne nie są stanie mnie niczym zainteresować. Ponadto mam niejasne wrażenie, że przeczytałam nie opowiadanie, a zaledwie fragment czegoś większego i pewnie dlatego niewiele z lektury zrozumiałam.
Wykonanie pozostawia bardzo wiele do życzenia.
Merrit otworzył oczy, było jeszcze ciemno choć był w stanie wyczuć, że zbliża się poranek. ―> Powtórzenie.
Proponuję: Merrit otworzył oczy. Choć było jeszcze ciemno, potrafił wyczuć, że zbliża się poranek.
…czegóż mógł chcieć Cestus . ―> Zbędna spacja przed kropką.
Gdy był już gotowy do wyjścia , do namiotu… ―> Zbędna spacja przed przecinkiem.
– Już nie śpisz?– zapytał. ―> Brak spacji po pytajniku.
– Na to wygląda. Cestus mnie do siebie wzywa– odpowiedział… ―> Brak spacji przed półpauzą.
– Tak bardzo przypominał matkę. – Pomyślał Merrit. – Przygotuj się synu, bo nie wiemy co nas czeka – powiedział z lekkim niepokojem w głosie, klepiąc go po ramieniu. ―> Myśli zapisuje się inaczej niż dialog. Dialog zaczyna się od nowego wiersza.
Tak bardzo przypominał matka – pomyślał Merrit.
– Przygotuj się synu, bo nie wiemy co nas czeka – powiedział z lekkim niepokojem w głosie, klepiąc go po ramieniu.
Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać myśli: http://www.jezykowedylematy.pl/2014/08/jak-zapisac-mysli-bohaterow/
…oczom mężczyzn na krótką chwilę ukazał się obraz obozu pełnego ludzi.
Mężczyzna wziął kostur i wyszedł za synem kierując się do Cestusa. ―> Powtórzenie.
…swych władców, Ifrytów. Ich oddanie sięga dawnych czasów, kiedy to Ifryty w spokoju i harmonii panowały nad światem. Wszystkie w tamtym czasie mieszkały w Królestwie Żywiołu, stolicy i sercu całego świata. Niestety idylla ta nie mogła trwać wiecznie. Jeden z Ifrytów, Ifryt Śmierci… ―> Powtórzenia.
…dodał z uśmiechem.
W odpowiedzi Merrit uśmiechnął się lekko i wyszedł. ―> Powtórzenie.
To o nich będą śpiewane pieśni! ―> To o nich będą śpiewać pieśni!
Wojownicy przyłożyli swoje ostrza do piersi. ―> Zbędny zaimek. Czy przykładaliby do piersi cudze ostrza?
…miliony żołnierzy było w gotowości. ―> …miliony żołnierzy były w gotowości.
Każdy uzbrojony w broń i odziany w zbroję… ―> Wystarczy: Każdy uzbrojony i odziany w zbroję…
Przewaga liczebna była aż nad to widoczna. ―> Przewaga liczebna była aż nadto widoczna.
…naznaczając go i posyłając między jego pobratymców. ―> Czy oba zaimki są konieczne?
Merrit usłyszał za sobą znienawidzony przez siebie dźwięk. ―> Jak wyżej.
To był ten , który zabił jego syna. ―> Zbędna spacja przed przecinkiem.
Na całym polu bitwy widoczne były fragmenty zwęglonych ciał towarzyszy i wrogów. – Czyżbym jako jedyny przeżył tę masakrę?– pytanie to kotłowało się w jego głowie. Krew ciekła z jego zranionego boku… ―> Na całym polu bitwy widoczne były fragmenty zwęglonych ciał towarzyszy i wrogów. Czyżbym jako jedyny przeżył tę masakrę? – pytanie to kotłowało się w głowie. Krew ciekła ze zranionego boku…
– To zaboli tylko chwilę… tylko chwilę…– Powtarzał w myślach… ―> To zaboli tylko chwilę… tylko chwilę… – powtarzał w myślach…
– On musi zginąć! Musi…– Jedynie zemsta trzymała Merrita przy życiu. ―> Brak spacji po wielokropku.
Nie licząc żebraków błagających o pomoc, ulice były prawie wyludnione. ―> Skoro to wioska, to skąd tam żebracy i ulice?
Choć był to raczej grymas jaki można było zobaczyć u splugawionych. ―> Nie brzmi to najlepiej.
– Ty potworze!! Wiedziałeś, że idziemy na śmierć!!- Merrit… ―> Brak spacji przed dywizem, zamiast którego powinna być półpauza.
Z reguły stawia się jeden wykrzyknik. W uzasadnionych przypadkach można postawić trzy. Dwóch wykrzykników raczej się nie stawia.
…błagając Cię byś ich nakarmił? ―> …błagając cię, byś ich nakarmił?
…nawet Matka widziała w tobie potwora ojcze… ―> Dlaczego wielka litera?
Merrit uklęknął przy nim delikatnie zamykając mu je. ―> Merrit uklęknął przy nim, delikatnie je zamykając.
– I co teraz? Zostałem sam. – Pomyślał Ognisty Strażnik. ―> I co teraz? Zostałem sam – pomyślał Ognisty Strażnik.
…komnaty swojego Mistrza, zobaczył potęgę swych podopiecznych. ―> Czy oba zaimki są konieczne?
– Taki zmęczony – Pomyślał i powoli zamknął oczy. ―> Taki zmęczony – pomyślał i powoli zamknął oczy.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Pogubiłam się bardzo szybko. Kim są Ifryci, bogami, czarnoksiężnikami, królami? Przeciw czemu bądź komu zbuntował się Ifryt śmierci?
W jednym momencie piszesz:
Obóz wojenny był ogromny, przybyło ponad dwieście tysięcy Wojowników Żywiołu.
a w następnym:
Kilka godzin później miliony żołnierzy było w gotowości. Każdy uzbrojony w broń i odziany w zbroję, w napięciu czekał na pojawienie się armii wroga.
To ilu ich w końcu było, tysiące czy miliony. Dorzucasz do tego miliony przeciwnika i chcesz ten tłum zmieścić na jednym polu bitwy. Sorry, ale to się nie da.
Merrit w końcu dotarł do namiotu dowódcy. Cestus studiował mapę terenu, na którym miała rozegrać się największa bitwa wszech czasów.
Gdy Strażnik podszedł do stołu, Cestus podniósł głowę i z pełną powagą powiedział.
– Mroczni nadchodzą. Zbierz ludzi, zostało nam zaledwie kilka godzin do bitwy.
– Jak to możliwe? Przecież najbliższe tunele są kilka dni drogi stąd! – rzekł zaskoczony Merrit.
– Zwiadowcy donieśli mi, że te plugawce zaczęły kopać przez skały. Musimy być gotowi do bitwy i to teraz – odpowiedział Cestus.
Marick wyciągnął sztylet i kierując ostrze w dół przystawił go do piersi.
Z tego fragmentu wynika, że Cestus był w namiocie sam, gdy przyszedł do niego Merrit, a w następnej chwili w namiocie pojawia się Marick. Kim on jest i skąd się wziął?
Dalej Merrit rusza w bój, widzi śmierć syna, a potem dowódcy i przyjaciela, wkurza się, sięga po broń ostateczną i zabija wszystkich dookoła. Następnie wraca do przytomności i rusza zabić gościa, który jest za to wszystko odpowiedzialny i – jak rozumiem – nie należy do armii Ifryta śmierci, a wręcz przeciwnie jest teoretycznie po tej samej stronie. Wybacz, ale to się kupy nie trzyma. Dla mnie Merrit to facet, którego poniosło zafundował światu małą apokalipsę, a potem odrzucił wszelką odpowiedzialność za to, co zrobił i zwalił ją na kogoś innego, kto na dodatek okazał się jego ojcem.
Skąd w ogóle pomysł zdrady Ghaarta i na czym ta zdrada miałaby polegać? Skąd w ogóle wziął się w tej opowieści Ghaart?
Obawiam się, że musisz popracować nie tylko nad problememi językowymi, ale też logiką zdarzeń w tekście.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Nie porwało mnie :(
Przynoszę radość :)