
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Rozległ się dźwięk tłuczonego szkła. Fragmenty szyby rozprysły się po chodniku, gdy mężczyzna sięgał ręką do wnętrza lokalu. Drgał lekko przy dźwiękach głośnego alarmu. Chwilę później zaczął biec.
Odkąd zmienił się burmistrz, zmienił się rząd. Odkąd zmienił się rząd, zmieniło się prawo. Odkąd zmieniło się prawo, zmieniło się miasto. I nic już nie było tak jak dawniej. Wraz z mianowaniem Poisona na nowego władcę liczba przestępstw spadła do zera; za każde wykroczenie pozbawiano życia. Nic więc dziwnego, że złodziej pędził w dół ulicy jak szalony, obawiając się spojrzeć za siebie. Nie musiał, by wiedzieć o pościgu. W jednej chwili przypomniał sobie wszystkie publiczne egzekucje, które przyszło mu oglądać – pod przymusem czy z własnej woli – w ciągu ostatnich pięciu lat. Pot obficiej skropił mu czoło. Teraz już nie mógł zawrócić, śmierć wyczuła jego ślad.
Ścigali go i wiedział o tym. Trzy ciemne postacie wyłoniły się z mroku nocy kilka chwil po uruchomieniu alarmu. Zatrzymały się przy sklepie tylko po to, by ocenić sytuację, potem ruszyły za uciekającym.
Wielu podziwiało Strażników. Poruszali się bezszelestnie, nawet stąpając po tłuczonym szkle, z szybkością, której trudno było dorównać. Lekkie, ciemne zbroje, skonstruowane tylko na ich użytek, pozwalały na nieskrępowane ruchy, stanowiąc jednocześnie doskonałą ochronę przed obrażeniami. W ciemnościach tylko czerwone diody przysłaniające oczy dawały złudne wrażenie ich obecności. Poison mówił, że to one są największą siłą jego osobistej armii stróżów, przysłaniały im obraz świata, ukrywając jego prawdziwe oblicze, co pozwalało łatwiej zabijać. Ale to było kłamstwo, jak wszystko, o czym zwykł mówić publicznie.
Skręcili w wąską uliczkę, nie zwalniając biegu. Dzięki noktowizorom doskonale widzieli w ciemności; termowizory o niezwykłej wręcz czułości pozwalały dostrzec nawet najdrobniejsze źródła ciepła, pozostawione przez ich ofiarę, była niedaleko. Przyśpieszyli.
Złodziej uciekał nie pozwalając sobie na postój. Wiedział, że ucieczka jest jego jedynym ratunkiem, choć zdawał sobie sprawę, że jest niemożliwa. Nie przed Strażnikami. Nie miał czasu, by się chować, zresztą i tak by go znaleźli. Musiał uciec, musiał za wszelką cenę.
Nie wiedział, dokąd biegnie. W ciemnościach potykał się o śmieci rozrzucone po zaułku, ranił o cegły wystające ze ścian, obijał o kosze ustawione wzdłuż drogi i wiedział przy tym, że każdy najdrobniejszy ślad, jaki pozostawi za sobą, sprowadzi ich na jego trop. Burmistrz wielokrotnie straszył ludność ich wyszkoleniem i zdolnościami bojowymi, nie bezpodstawnie. Przed Strażnikami jeszcze nikt nie uciekł.
Zaczęło padać. Ciężkie krople przykryły miasto płaszczem deszczu. Dla Strażników oznaczało to zatarcie śladów ciepła, pozostawionych przez złodzieja. Przy najbliższym rozwidleniu rozdzielili się, chcąc przemierzyć jak największy teren. Trzy czarne duchy rozproszyły się w poszukiwaniu ofiary.
Gdy spadł deszcz pozwolił sobie na zerknięcie przez ramię. Zobaczył tylko ciemność, ale, dobrze wiedząc, że ta bywa dwulicowa niczym kobieta, nie zwolnił tempa. Był wykończony, kilkakrotnie bliski upuszczenia swej zdobyczy, nie pozwolił jej jednak wypaść z mocno zaciśniętych na piersiach rąk. Była zbyt cenna.
Uderzenie w ramię rzuciło nim o przeciwległą ścianę. Osunął się lekko oszołomiony. Próbował szybko wstać, gdy nagły impuls przeszył bólem jego lewą nogę, paraliżując nerwy. Padł na beton. Zdołał podnieść wzrok, by spojrzeć wprost na końcówkę lufy przystawionej do jego twarzy. Czerwone diody lśniły w mroku nieco z tyłu.
– Naprawdę jesteś gotów za to zginąć? – spytał Strażnik metalicznym, cichym głosem. Czekał na odpowiedź.
Złodziej zdołał usiąść, nie przestając wpatrywać się w broń wycelowaną wprost w jego spocone czoło. Był przerażony. Gdy usłyszał pytanie, drgnął gwałtownie jakby padł strzał. Spojrzał na Strażnika.
Ten nie poruszał się w żaden sposób, wyglądał jak posąg z czarnego kamienia. Nie oddychał, nie drgał, nie mrugał. Nie reagując pozwalał, by krople deszczu przykryły jego zbroję.
– Naprawdę jesteś gotów za to zginąć? – powtórzył pytanie.
Złodziej odpowiedział niepewnie:
– Dlaczego nie? Skoro ty jesteś gotów za to zabić.
Wydawało się, jakby czerwone ślepia błysnęły nieco jaśniej. Potem padł strzał.
Trzy czarne postacie spotkały się przy głównej ulicy, by odejść, zlewając się z ciemnością nocy. Do tego przecież zostały wyszkolone.
Przed Strażnikami nikt nigdy nie uciekł. Złodziej, kulejąc, powtarzał sobie to zdanie. Przed Strażnikami nikt nigdy nie uciekł. Ze sparaliżowaną nogą dostał się do starego budynku z wielkiej płyty, gdzie mieszkał razem z córką. Przed Strażnikami nikt nigdy nie uciekł. Ośmioletnia dziewczynka spała na podłodze, zawinięta w postrzępione koce; oddychała nierówno, co chwilę dławiąc się napadami kaszlu. Przed Strażnikami nikt nigdy nie uciekł. Złodziej schylił się, by położyć małego, pluszowego misia przy jej głowie, a sam usiadł w kącie pomieszczenia wbijając wzrok w ciemność. Przed Strażnikami nikt nigdy nie uciekł. Szlochał przerażony, kuląc się, zaciskał ręce wokół kolan; w sparaliżowanej nodze wracało czucie. Przed Strażnikami nikt nigdy nie uciekł. Czerwone ślepia patrzyły na niego z każdego miejsca w pokoju, wywołując przerażenie porównywalne z szaleństwem.
Przed Strażnikami nikt nigdy nie uciekł.
I nie ucieknie.
Sama nie nie wiem co o tym myśleć. Nie trzyma mnie w napięciu, ale jest nieźle napisane. Może gdyby było dłuższe, to udało by się wypracować klimat. Zakończenie nie wzbudziło we mnie żadnych uczuć. Uważam tylko za bezsens kradzież pluszaka. Wiem, że miało to pokazać jak on kocha dziecko i litość Strażnika, ale... skoro byli biedni, to nie lepiej ukraść jedzenie? Taki chleb choćby. Ale to takie moge osobiste przemyślenia. Poniżej kilka uwag:
Strzępy szyby - strzępy to mogą być, ale jakiegoś materiału, zmień na odłamki lub kawałki.
zaleźli - znaleźli
unieruchamiając nerwy - nie można unieruchomić nerwów. Można je znieczulić, by nie reagowały na bodźce (to robią np. tabletki przeciw bólowe).
Jedyne co w tym opowiadaniu jakoś się broni to pomysł. Styl i język pozostawiają wiele do życzenia (albo wiele do redakcji).
Jak słusznie zauważyła lady_madder, szyba nie rozpada się na strzepy, ale na kawałki (odłamki, szklane igły, jak wolisz).
", gdy mężczyzna sięgał ręką do wnętrza lokalu. Drgał lekko przy dźwiękach głośnego alarmu. " Mężczyzna czy lokal drgał? Podmiot domyślny wymaga, by poprzednie zdanie było precyzyjne.
"śmierć wyczuła jego ślad." - mogła wyczuć trop albo podązyć śladem. Ta konfiguracja brzmi dziwacznie.
". Ciężkie krople przykryły miasto płaszczem deszczu. " - krople są w ciągłym ruchu. Nie mogły przykryć płaszczem- przykryć to może śnieg, ale nie deszcz.
Ponadto: IMIESŁOWY ! (słowa odpowiadające na pytania "jaki" lub "jak", nie będące przymiotnikami). Z imiesłowami trzeba uważać, bo w tekście literackim wyglądają źle, szczególnie w nadmiarze. U ciebie wprost królują imiesłowy: kuląc się, wiedząc.... Są w każdym zdaniu. Nie przejmuj się, ja też tak pisałam dopóki mnie za to nie opieprzono. Kwestia treningu.
Bardzo często powtarzasz też słowo "poszukiwanie" (i "poszukiwać" w różnych osobach i odmianach).
Nie wiem ile masz lat, daję 3 (dam 4 jeśli jesteś w gimnazjum). Spróbuj przeredagować tekst, bo pomysł nie jest głupi i fajnie rozładowujesz napięcie przy zakończeniu.
"Wiedział, że ucieczka jest jego jedynym ratunkiem, choć zdawał sobie sprawę, że jest niemożliwa" . Nie jest to oksymoron, ale brzmi naiwnie.
No i po cholerę bohater kradł pluszaka, wiedząc, że "ucieczka jest niemożliwa"?
Używasz prostych konstrukcji, prostych zdań, prostych motywów...
Nie wiem, w jakim jesteś wieku. Jeśli w bardzo młodym - to pisz, czytaj, doskonal swój warsztat. Aby napisać kilka dobrych stron, trzeba najpierw napisać całe mnóstwo niedobrych... i tyle.
Zgadzam się z przedmówcami - tekst nie zachwyca, a końcówka jakoś do mnie nie trafia. Może gdyby go rozwinąć, popracować nad nim, zyskałby jakąś wyrazistość, a tak, niestety ginie w tłumie. Tak jak wspomniał Ajwenhoł - jeśli jesteś w młodym wieku, dużo czytaj i pisz, a z pewnością będą lepsze efekty. Zanim coś tutaj wrzucisz, pokaż opowiadanie komuś z Twojego otoczenia (jeśli znasz kogoś, kto ma jakieś pojęcie o korekcie etc.), ew. daj tekstowi "poleżeć" kilka dni - gdy się potem do niego wraca, łatwiej wychwycić własne błędy. Trening czyni mistrza, więc im więcej będziesz pisać i czytać, tym lepsze będą efekty. Ważne jest, by mieć w sobie zacięcie, determinację i się nie poddawać, nawet jeśli będzie na Ciebie spadać fala krytyki. W końcu nie od razu Rzym zbudowano :).
Pozdrawiam!
A ja chciałabym się dowiedzieć, dlaczego zmieniono tytuł na cz.I, a nie poprawiono błędów, co? Masz jeszcze trochę czasu i popraw to, na co zwrócono tu uwagę.
A ja nie kapuje zakończenia. To zastrzelili go, czy nie?
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.