Cześć :) Jest to moje pierwsze opowiadanie, a raczej short na tej stronie. Postanowiłam wrócić do pisania po paroletniej przerwie. Chciałabym, by ktoś pomógł wrócić mi do hobby, które niegdyś uwielbiałam.
Z chęcią przyjmę wszystkie uwagi i krytykę :) Dziękuję za pomoc.
Ciemność wypełniła całą jej przestrzeń. Przysłoniła widok na rzeczywistość i sprawiła, że obrazy dnia dzisiejszego stały się ledwie wspomnieniem. Czymś rozmazanym, wręcz nierealnym kłębiącym się w jej umyśle. Niewyraźne kształty tego, co kiedyś widziała, były teraz niczym puzzle, których nie potrafiła złożyć w całość.
Czy to tak wygląda słońce? Pytała samą siebie w myślach, przywołując obraz wielkiej, żółtej kuli.
Nie miała pewności, ale czuła, że wygląd słońca wyryty w jej pamięci był tym prawdziwym.
– Jaka dzisiaj pogoda? – zapytała niepewnie.
Po raz pierwszy odważyła się odezwać do osoby, która uratowała jej życie. Nie wiedziała, kim jest wybawiciel, jak wygląda, czy to kobieta, czy mężczyzna. Nie mogła zobaczyć twarzy ani sylwetki. Mimo to miała wrażenie, jakby znała go bardzo długo. Może to sprawka delikatnego dotyku albo ciepłej dłoni muskającej policzek Alice.
Za każdym razem, gdy zmieniał jej opatrunek, robił to z niezwykłą czułością. Długie palce lekko sunęły, ściągając zakrwawiony bandaż, by w następnej chwili nasunąć na oczy nowy.
Była to jedna z niewielu chwil w jej obecnym życiu, którą wprost uwielbiała. W świecie kompletnie spowitym mrokiem obecność drugiego człowieka dodawała otuchy. Bliskość sprawiała, że nie czuła się aż tak bardzo samotna i zagubiona w teraźniejszości, z jaką przyszło się mierzyć.
– A słońce? Co ze słońcem? – wypytywała podekscytowana, wyobrażając sobie letni dzień z górującą żółtą kulą na niebie.
Przez chwilę panowała niezręczna cisza. Nie wiedziała, czy swoimi nagłymi pytaniami nie zdenerwowała mężczyzny. Zważywszy, że nigdy się do niego nie odzywała, teraz musiała wydać się nad wyraz gadatliwa.
Nie dane jej było długo nad tym rozmyślać. Poczuła bowiem lekki uścisk na ramionach. Mężczyzna pomógł podnieść się do pozycji siedzącej.
– Chcesz sama zobaczyć?
~*~
Pierwsze, co poczuła, to lekką bryzę muskającą policzki. Zapach soli, którą niewątpliwie pachniały włosy swobodnie falujące na wietrze. Szum fal odbijających się od skał i odgłos mew w oddali. Ziarenka piasku wbijające się w bose stopy były teraz najmniejszym zmartwieniem.
Krótki, lecz prawdziwy śmiech wydobył się z krtani. Jak mała dziewczynka okręcała się wokół własnej osi. Promienie słońca padały na twarz, a ona pierwszy raz od dawna poczuła się szczęśliwa.
– Idziemy dalej? – usłyszała dobrze znany jej już głos.
~*~
Złapała łapczywie powietrza, by zaraz znowu znaleźć się pod wodą. Wymachiwała rozpaczliwie dłońmi, próbując wydostać się na powierzchnię. Jednak jej próby kończyły się fiaskiem. Przeszywający ból paraliżował całe ciało, aż w końcu sprawił, że się poddała. Zamknęła oczy, czekając na śmierć.
~*~
– Ace, gdzie mnie znalazłeś? – ugryzła spory kawałek jabłka i obróciła się w stronę okna.
Udawała, że zobaczyła tam coś interesującego i intensywnie się temu przygląda.
– W lesie…w górach? – te pytania kierował bardziej do siebie niż do niej. – Nie pamiętam, to było tak dawno. Czy to ważne, Alice?
Dziewczyna zrobiła naburmuszoną minę, ale nie chciała mu tego pokazać. Obróciła się więc w stronę mężczyzny i posłała mu jednej z wielu fałszywych uśmiechów, którym go obdarzała.
Ciepło dłoni, które niegdyś lubiła, teraz ją brzydziło. Wiedziała już, że ją okłamuje. Nie znała póki co jeszcze powodu, dlaczego to robi.
~*~
Ciepła krew spływała z jej dłoni. Karmazynowa ciecz ofiary znajdowała się wszędzie. Dziewczyna nie wytrzymała tego widoku i zwróciła. Najpierw raz, a potem kolejny i kolejny.
~*~
– Przepraszam, przepraszam, przepraszam…– wypowiedziała to słowo chyba po raz enty, nim nie została obudzona.
Poczuła, jak ktoś potrząsa jej ciałem.
– To tylko sen, to tylko sen. – Ace głaskał ją po włosach, chcąc, by się uspokoiła. – Śpij dalej Alice, to tylko sen.
~*~
Miecz wypadł z jej drżących dłoni. Stróżka krwi powoli toczyła się po przerażonym policzku.
– Dlaczego?
Pytanie skierowała do tego, który ją zdradził.
~*~
– Dlaczego mnie uratowałeś, Ace? – To pytanie nie dawało spokoju, od momentu, gdy koszmary przestały ją nękać.
Przekaz snów był jasny. Zabiła kogoś. Odebrała czyjeś cenne życie. Pozbawiła drugiego człowieka prawa do egzystencji. Była morderczynią.
– A czy potrzebowałem powodu, by cię uratować, Alice? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
Dziewczyna wiedziała, że na tym koniec rozmowy.
– Popełniłeś błąd, Ace.
~*~
Cios mieczem. Szybki, a zarazem precyzyjny. Wystarczyło jedno pchnięcie, by zadać śmiertelny cios. Kolejny sprawił, że ledwo żywy przeciwnik zsunął się do morza.
Ostatnie, co było dane zobaczyć tej osobie, to wielka, żółta kula górująca na nieboskłonie.
Słońce zostało świadkiem tej makabrycznej zbrodni.
– W następnym życiu ci to wynagrodzę… – Czyjaś obietnica podryfowała wraz z wiatrem w stronę zachodzącego już słońca.
Koniec
Komentarze
Witaj, Sleepinrain.
Ciężko mi się wypowiedzieć na temat tego szorta. Nie jestem znawcą językowym, więc tę kwestię zostawię bardziej doświadczonym Użytkownikom, by nie wprowadzać cię w błąd. Zauważyłam przynajmniej jeden błąd w zapisie dialogu. Poza tym nie wiem, czy dzień dzisiejszy to nie jest czasem masło maślane. ;)
Co do treści… Ładnie opisujesz sceny, zrobiłaś pewien klimat, ale w pewnych momentach musiałam zastanowić się, co się dzieje.
Nie jest to opowiadanie, które zostanie ze mną na dłużej. Nie zaszokowało mnie, nie zaskoczyło. Ale jak najbardziej pisz!
Rozumiem, że niedomówienia w tekście czasem dobrze mu robią, ale ten szort składa się wyłącznie z niedomówień, skutkiem czego nie bardzo wiem, Sleepinrain, o czy miałaś nadzieję opowiedzieć.
Mam nadzieję, że Twoje kolejne opowiadania będą ciekawsze i znacznie czytelniejsze.
Wykonanie pozostawia sporo do życzenia.
Czy to tak wygląda słońce? Pytała samą siebie w myślach… ―> Czy tak wygląda słońce? – pytała siebie w myślach…
Wymachiwała rozpaczliwie dłońmi, próbując wydostać się na powierzchnię. Jednak jej próby kończyły się fiaskiem. ―> Tu także nie wygląda to najlepiej.
Proponuję: Wymachiwała rozpaczliwie rękami, usiłując wydostać się na powierzchnię, jednak próby kończyły się fiaskiem.
– Ace, gdzie mnie znalazłeś? – ugryzła spory kawałek jabłka i obróciła się w stronę okna. ―> – Ace, gdzie mnie znalazłeś? – Ugryzła spory kawałek jabłka i obróciła się w stronę okna.
– W lesie…w górach? ―> Brak spacji po wielokropku.
…i posłała mu jednej z wielu fałszywych uśmiechów, którym go obdarzała. ―> …i posłała mu jeden z wielu fałszywych uśmiechów, którymi go obdarzała.
Nie znała póki co jeszcze powodu, dlaczego to robi. ―> Nie znała jeszcze/ na razie powodu, dlaczego to robi.
– Przepraszam, przepraszam, przepraszam…– wypowiedziała… ―> Brak spacji po wielokropku.
…wypowiedziała to słowo chyba po raz enty, nim nie została obudzona. ―> …wypowiedziała to słowo chyba po raz enty, nim została obudzona.
Stróżka krwi powoli toczyła się po przerażonym policzku. ―> Dlaczego kobieta pilnująca krwi toczyła się po policzku?
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Pomysł jest, ale chyba na bardziej rozbudowany tekst. Tutaj mam wrażenie, że jestem świadkiem trailera. Pojedyncze sceny próbują budować relacje między tytułowymi bohaterami, ale przez brak tła i kontekstu nie mam pojęcia, z której strony do nich podejść.
Same sceny jednak napisane ciekawie, zajmująco.
Tak więc jest tu potencjał, ale to zbyt szortowy szort. Taki trailer większego koncertu fajerwerków.
Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?
Czymś rozmazanym, wręcz nierealnym kłębiącym się w jej umyśle
Wtrącenie: rozmazanym, wręcz nierealnym, kłębiącym się.
Niewyraźne kształty tego, co kiedyś widziała, były teraz niczym puzzle, których nie potrafiła złożyć w całość.
Czym to się różni od normalnego działania pamięci? (Czy powinnam się udać do neurologa?)
wygląd słońca wyryty w jej pamięci był tym prawdziwym.
Jest (consecutio temporum nie występuje w polszczyźnie, nie kalkuj go z angielskiego). I – w przeciwieństwie do czego? Dlaczego miałby być nieprawdziwym?
lekko sunęły, ściągając zakrwawiony bandaż, by w następnej chwili nasunąć
To sunięcie bardzo mi nie gra. Jest jakieś takie… nieadekwatne.
Była to jedna z niewielu chwil w jej obecnym życiu
Czyli to była jedna chwila?
kompletnie spowitym mrokiem
"Kompletnie" to anglicyzm.
Bliskość sprawiała, że nie czuła się aż tak bardzo samotna i zagubiona w teraźniejszości, z jaką przyszło się mierzyć.
Strasznie mnie o tym zapewniasz. Dlaczego sądzisz, że nie uwierzę?
wieje lekki wiatr
Wiatr się zwykle słyszy, zwłaszcza będąc niewidomym.
Teraz przynajmniej wiedziała, że to mężczyzna
Nie rozmawiali wcześniej?
z górującą żółtą kulą na niebie.
Szyk: z żółtą kulą górującą na niebie. Górowanie nie jest immanentną cechą kuli.
Nie dane jej było długo nad tym rozmyślać. Poczuła bowiem lekki uścisk na ramionach.
Niezbyt to naturalne. Przynajmniej połączyłabym te dwa zdania, ale ja w ogóle mam skłonność do dłuższych, weź na to poprawkę.
Mężczyzna pomógł podnieść się do pozycji siedzącej.
Tu chyba nie obejdzie się bez zaimka.
Pierwsze, co poczuła, to lekką bryzę
Pierwsza, co poczuła, to lekka bryza. Bryza łączy się tu z "pierwszym", nie z czasownikiem.
Zapach soli, którą niewątpliwie pachniały włosy
Bardzo dziwnie to brzmi, trudno rozplątać.
Ziarenka piasku wbijające się w bose stopy były teraz najmniejszym zmartwieniem.
Kto się tym martwi? (Przejdź się po szyszkach :D)
Krótki, lecz prawdziwy śmiech
Śmiech może być szczery, ale prawdziwy?
usłyszała dobrze znany jej już głos.
Szyk: dobrze już jej znany głos.
Złapała łapczywie
Dwa grzyby w barszcz. Chwytała powietrze? A tak, jak jest, to właściwie powtórzenie.
Się wydostać. "Się" nie musi być na końcu – przesuwanie go poprawia rytm zdań, spróbuj.
Jednak jej próby kończyły się fiaskiem.
Strasznie rozwlekły i mało dynamiczny ten opis tonięcia. Tak miało być?
bardziej do siebie niż do niej
Bardziej do siebie, niż do niej. To pytania – czy facet się zastanawia po prostu?
jednej z wielu fałszywych uśmiechów, którym
Jeden i którymi. Takich błędów autokorekta nie wyłapie, a zmęczony autor ich nie widzi. Zalecam betę.
Ciepło dłoni, które niegdyś lubiła, teraz ją brzydziło.
Kolokwialne, jak dla mnie – zbyt. I – ile czasu minęło?
póki co jeszcze
Dwa razy to samo – wybierz albo "póki co", albo "jeszcze".
Karmazynowa ciecz ofiary znajdowała się wszędzie.
To wygląda jak dzieło Joeya z tezaurusem… jest tak purpurowe, że śmieszne. I całą atmosferę szlag trafił.
Dziewczyna nie wytrzymała tego widoku i zwróciła.
Przez moment nie wiedziałam, o co Ci chodzi. Zwymiotowała. Nie bójmy się tego słowa.
po raz enty
To jest, primo – kolokwializm, i secundo – kolokwializm wyrażający nie dużą liczność czegoś, ale znudzenie tym. Czy można być znudzoną własnym koszmarem?
nim nie została obudzona.
Zanim została obudzona.
Poczuła, jak ktoś potrząsa jej ciałem.
Jakieś nie do końca spójne… Nie od razu zobaczyłam, że to jest właśnie budzenie, tak być nie powinno.
chcąc,
Zbędne.
Śpij dalej Alice
Śpij dalej, Alice. Przed wołaczem dajemy przecinek.
For the last time, części ciała nie mogą być przerażone.
Przekaz snów był jasny. Zabiła kogoś.
Wiesz, mnie się kiedyś śnił nieskończony tramwaj. To nic nie znaczy.
Odebrała czyjeś cenne życie. Pozbawiła drugiego człowieka prawa do egzystencji. Była morderczynią.
Rozumiem, że to dla niej wstrząs, ale – nie przesadzasz trochę?
A czy potrzebowałem powodu, by cię uratować, Alice?
A to całkiem sensowna odpowiedź. Plusik.
Cios mieczem. Szybki, a zarazem precyzyjny. Wystarczyło jedno pchnięcie, by zadać śmiertelny cios.
Powtórzenie ("cios"). Mało dynamiczne, ale zaczynam podejrzewać, że nie o dynamikę Ci tu chodzi – mimo to nie jestem przekonana do tej wizji.
przeciwnik zsunął się do morza
Nie "osunął"?
Ostatnie, co było dane zobaczyć tej osobie
To sztucznie brzmi.
wielka, żółta kula
Grupa nominalna. Bez przecinka.
tej makabrycznej zbrodni
Za mało wiemy, żeby o tym orzekać. "Przeciwnik" wskazuje na uczciwy pojedynek, nie morderstwo.
Czyjaś obietnica podryfowała wraz z wiatrem
Podryfowała z wiatrem (przecież wiatr nie dryfuje).
No, to miał powód (pokuta za przeszłe życie?), czy go nie miał? O co chodzi? Nie, pochwalić nie mogę, przykro mi. Trudno mi nawet wskazać Twoje mocne strony – może mogłoby taką być budowanie nastroju, ale zabijasz go niezręcznym doborem słów, purpurą i "stróżką" (no, doprawdy, takie niedbalstwo fatalnie świadczy o powadze Twoich pisarskich zamiarów, nawet ja nie jestem tak leniwa – a leniwa, zapewniam, jestem). Jedyne, co mogę Ci dać, to kotek.