
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Dzień jak co dzień. Szara codzienność. Wstałem z okropnym bólem głowy, po całonocnej libacji. Zajrzałem do lodówki. Na ostatniej półce, kawałek wpół obgryzionego kabanosa.Wkurzony zatrzasnąłem drzwi. Aż w uszach mi zadzwoniło, gdy pusty słoik po marmoladzie opił się o szklaną półeczkę. W kieszeni znalazłem cztery monety, akurat na jedna flaszkę.Ręce z pośpiechu, nie utrzymały klamki i drzwi przytrzasnęły mi ogon.Echo moich brzydkich słów rozniosło się na klatce schodowej. Natychmiast w drzwiach swoim mieszkach pojawili się sąsiedzi, szukający choć najmniejszej plotki do obmówienia. Nie zwróciłem szczególnej uwagi na nich. Spieszyłem się przecież po moje „źródło życia"…
* * *
Wlokąc się tak, wąskimi ścieżkami, mijający wysokie bloki życia codziennego, w łapie trzymając butelke z moim największym skarbem, nie zauważyłem kroczących za mna policjantów. Spisali mnie. Jak zawsze w takich sytuacjach, pokazałem kto jest mądrzejszy, więc zgarnęli mnie na izbe wytrzeźwień. Potem przesłuchiwali, gadali swoje, ale ja i tak niczym się nie przejmowałem. W końcu mnie wypuszcza i znowu pójde chlać….
* * *
Przez mgłe usłyszałem dzwonek. Obróciłem się na drugi bok, ale ktoś dalej się dobijał.Wszystko we mnie wrzało. Otwarłem i wrzasnąłem: „ czego?" . Był to listonosz z poleconym.Podał list i powiedział : „ tu podpisać". Podziękował i poszedł. Echo rozniosło huk zamykanych drzwi. Najciekawsi sąsiedzi, podglądali przez „judasza". Rozerwałem pazurami koperte. Była to wiadomość z sądu. Że mam się stawić dnia 16. 08. 2009 r. o godz. 12.00 w Sali nr 37 w sądzie okregowym przy ul. Chopina 4 jako oskarżony, w sprawie przymusowego lecznia odwykowego. Ogień stanął mi w gardle. Nie potrafiłem nawet zapalić fajki. Teraz to już musiałem się napić…
* * *
Południe. 12.30. Siedze na ławce oskarżonego w kajdankach. Doprowadzony siła, bo zapomniałem o rozprawie, choć w cale się na nia nie wypierałem za specjalnie, siedze dość spokojnie. Nie chciałem nic zeznawać, mówic czegokolwiek. Rozprawa trwała dwie godziny. Pamiętam ją niezbyt dokładnie. Po zakończeniu, odwieźli mnie do zakładu. Okropnie tęskniłem za „źródłem życia", ale wiedziałem ze i tak nikt mi go nie poda, ani mnie stad nie wypuszcza. Spędziłem tam kilka miesięcy. miesięcy choc zabrzmi to smiesznie, były to najpiękniejsze miesiące mojego życia. Na terapiach było cieżko, nie powiem. Musiałem się tłumaczyc przed piętnasto osobowa grupą, która tak naprawde miała takie same poblemy, albo jeszcze gorsze. To własnie na tych zajęciach zrozumialem ze nie jestem sam. Ktos się mna wreszcie zaczął opiekować. To własnie tam poznałem prawdziwe „źródło mego życia", moja miłość. I choć była ona moja terapeutka, teraz jest przyjaciółka, i największym skarbem.
* * *
Nowe mieszkanie, nowe zycie. Nowa nadzieja na lepsze czasy. Zmieniłem ooczenie, mieszkam z moja zoną. Ja dostałem prace jako ochroniarz w pobliskim warzywniaku, a Ona piekna smoczyca, pracuje w przedszkolu „wesołe smoczątka". Zyjemy skromnie, ale szczesliwie i to jest najważniejsze. To ona nadala mi sens zycia, wyciągnęła z nałogu, który kiedys był dla mnie nie do rozwiązania, a przecież pomoc była tak blisko. Teraz myslimy na powiekszeniem naszej rodzinki o male smoczatka. Ktoś w koncu na starość musi nam polerować nasze skrzydełka…
Tekst przeleciał przez ze mnie jak woda. Przeciętne, ani bardzo dobre ani bardzo złe. Rażący jest brak "ś,ć,ź itd." Zdarzyła się również mała litera po kropce ale tego już się nie czepiam, mi też się to przytrafia kiedy piszę późno, albo szybko. Oceniłbym na przyrządzone na parze trzy.
Aż w uszach mi zadzwoniło, gdy pusty słoik po marmoladzie opił się o szklaną półeczkę.
A nie odbił od szklanej półeczki, przypadkiem?
Natychmiast w drzwiach swoim mieszkach pojawili się
No, bardzo proszę. To jest test na spstrzegawczość dla czytelników?
Przez mgłe usłyszałem dzwonek.
Jak przez mgłę. Bo przecież mgły tam nie było.
Spędziłem tam kilka miesięcy. miesięcy choc zabrzmi to smiesznie, były to najpiękniejsze miesiące mojego życia.
Powtórzenia.
Nagminny brak polskich liter, zapodanych powyżej przez Rakosza08. Literówki wypaczające sens treści. No i skrótowo potraktowana fabuła. W miejsce smoka możnaby wstawić kogokolwiek/cokolwiek i nikt by nawet tego nie zauważył, a gdyby to był na przykład wampir, opowiadanie dałoby radę wysłać nie na Dragonezę, tylko jakiś konkurs wampiryczny. I to wcale nie jest zaletą tego mizernego opowiadanka. Słabiutko.
Trochę niedopracowane i zgadzam się z przedmówcą, że ten wątek smoka jest taki "na odczep się". I z fantastyki widzę tutaj tylko napis "smok" (oczywiście nie traktuj tego złośliwie - sama również "fantastyczką" przednią nie jestem) .Ale ciekawy życiowy pomysł, dość smutny, ale z optymistyczną puentą: warto mieć kogoś bliskiego, warto mieć cele , wtedy łatwiej porzucić nałogi. pozdrawiam
"choć w cale się na nią nie wypierałem specjalnie"? - Calowe łuski ułożone we wzorki i prane naprzemiennie, czy jak?
OK, do konkursu. :)