Πρόλογος
Wrzesień 467 rok przed naszą erą.
– Generał! – krzyknął barczysty żołnierz o ciemnych kręconych włosach.
Jego dwaj towarzysze, również cechujący się silną posturą, spojrzeli z podejrzeniem na niego.
– To już czwarta partia w której masz generała, Steliosie – powiedział jeden z nich.
– No i? Po prostu mam szczęście – powiedział z pewnością siebie.
Mężczyźni siedzieli przy niewielkim, drewnianym stoliku i grali w kości. Każdy z nich trzymał gliniany kubek, a w nim pięć sześcianików. Zostały one wykonane z tego samego materiału co naczynie. Na każdym ich boku widniała odpowiednia liczba oczek.
Gra polegała na tym, że wojacy w jednym momencie wyrzucali zawartość kubków na stół w taki sposób, by kości jednego kamrata nie zmieszały się z sześcianami drugiego. Po rzucie następowało liczenie oczek i przydzielanie punktów. Jedna sesja składała się z dziesięciu rzutów. Po rozegraniu całej serii, sumowano punkty. Ten kto miał największa ich liczbę, wygrywał set.
Żołnierze z ubioru przypominali greckich hoplitów, aczkolwiek pod żelazną zbroją posiadali zieloną koszulę z długimi rękawami, schowanymi w karwasze i spodnie tego samego koloru, co górna część odzienia. Za nimi mieścił się namiot w kształcie strzelistego ostrosłupa. Nie był on jedyny w okolicy. Wszędzie wokół mieściło się wiele innych pałatek o podobnym wyglądzie. Przy nich kręcili się też inni wojacy. Jedni ostrzyli broń i polerowali zbroje, wraz z tarczami. Drudzy natomiast prali odzienie, rozmawiali z towarzyszami przy gorzałce oraz mierzyli się w walce na pieści. Ogółem można stwierdzić, że okolica tętniła życiem.
– A słyszeliście co odwalił Achilles? – rzekł do swych kamratów, Stelios.
– Nie – odparł pierwszy z kamratów po lewej.
– Co narobił? – zapytał, drugi na prawicy
– Tydzień temu jego lochagos załatwił z pobliskich ludzkich osad panienki dla całego oddziału. Chłopcy dawno nie moczyli, więc chciał rozładować ich napięcie.
– Pół roku już siedzimy na tej cholernej pustyni…
– Prawda, prawda. Ale wróćmy do tematu. Dziewczynek było koło trzydzieści.
– Tylko tyle?! Na cały oddział?! Przecież to pięćset chłopa. No może trochę przesadziłem. Odliczmy kobiecą część oddziału i ich chłopów, to będzie z trzysta, góra czterysta klientów. Oj biedne te panienki
– Nie miały, aż tak źle. Lochagos nakazał nie naprzykrzać się pannom i czekać cierpliwie na swoją kolej.
– I co? Achilles pewnie stracił cierpliwość? Od zawsze był w gorącej wodzie kąpany.
– Nie, poczekał na swoją kolej.
– Tak? No to co takiego narobił?
– Wszystko zaczęło się od Homera. Nie chciało mu się czekać, więc podczas nieobecności Achillesa wkradł się do jego namiotu i skorzystał z usługi. Wtedy też wrócił sam Achilles. Zobaczył ich w akcji. Zalała go krew. Homera zatłukł na śmierć, a dziwkę obdarł ze skóry.
– Pojeb… I co teraz z nim?
– Siedzi w klatce od pięciu dni i czeka na osąd.
– Pewnie ukrócą go o głowę – powiedział, pierwszy towarzysz Steliosa.
– No co ty! – rzekł drugi – Za zabójstwo innego żołnierza z rozsądnym motywem, dostanie najwyżej miesiąc odsiadki, albo prac obozowych.
– A kurtyzana?
– A od kiedy za zabicie kurwy i to w dodatku ludzkiej, kara się śmiercią?
– Ale za niewysłuchanie rozkazu, już tak.
– Dobra panowie – przerwał, Stelios – Wracajmy do naszej gry.
Żołnierze wrzucili kości do kubka. Każdy z nich zatrzasnął całością i wyrzucił na stół.
– Cztery trójki! – zakrzyknął jeden entuzjastycznie – Skoro już mówimy o naszym pobycie na tym cholernym pustkowiu, jak myślicie? Ile będziemy tu siedzieć? I Po co? A w kwestii Rzeźnika z Atlantydy. Mamy już tylu drakongenów, że Epimeteusz może pokonać go z palcem w dupie. Zamiast tego cały czas gromadzi co raz to nowe siły.
– Słyszałem od naszego lochagosa, że szykuje się ostra jatka. Za kilka miesięcy mamy wyruszyć na kontynent za wielkim morzem – rzekł Stelios.
– Za morze?! Ale po co? Słyszałem, że na tamtych ziemiach prócz dżungli i mieszkających w niej ludzkich dzikusów, nic nie ma. Po za tym jak mamy się tam wybrać? Nie mamy żadnych statków.
– Epimeteusz wynajął chińskiego inżyniera, Xiao Minga, posiadacza największej stoczni w Suzhou
– Suzhou? A gdzie to? – zapytał towarzysz po lewej.
– Jetem żołnierzem, a nie geologiem.
– Chyba mapografem. Geolog zajmuję się ziemią, a nie mapami – poprawił Steliosa, drugi z wojaków.
– Patrzcie jaki mądry! Skąd mam wiedzieć, gdzie mieści się Suzhou? Powtarzam jedynie słowa lochagosa.
Spór przerwała przechodząca koło nich przeszła młoda dziewczyna o długim, złotym warkoczu. Odznaczała się drobną sylwetką, ale dobrze wysportowaną. Nosiła grubą, płócienną koszulę i workowate spodnie. Głowę, przedramiona i uda, owijał niezbyt gruby, płócienny materiał. Każdy z elementów odzienia odznaczał się żywym, czerwonym kolorem. Jedyną metalową ochroną, jaką posiadała, to jednoczęściowe karwasze, przypięte skórzanymi paskami. Jej oblicze owiewała tajemnica. Para czerwonych oczu, która cechowała również żołnierzy, to jedyny element mogący charakteryzować jej prawdziwy wygląd.
– Siemasz Kieł! – przywitał ją, Stelios
– No Hej – odparła dziewczyna.
– Co tam porabiasz?
– Przygotowuję się na misję.
– Pewnie tą samą, jak sądzę.
Niewiasta na słowa wojaka mruknęła coś pod nosem z niezadowoleniem.
– Gramy w kości, przyłączysz się?
– Nie mogę. Jutro wyruszam w drogę
– Jak mus, to mus. Innym razem.
– Będę się zwijać.
– Połamania nóg.
Złotowłosa skinęła głową, po czym ruszyła w dalszą drogę
– Chociaż wolałbym, żebyś wróciła w jednym kawałku! Masz najładniejszy tyłeczek w calutkim obozie! Na co ja potem oko zawieszę! – krzyknął, Stelios do oddalającej się dziewczyny.
Ta w odpowiedzi pokazała mu środkowy palec.
– Ty, ja bym na twoim miejscu nie wyjeżdżał z takimi słowami do niej. Pamiętasz co zrobiła z Doroteuszem? – powiedział towarzysz po prawej.
– Gdyby ktoś próbował cię zgwałcić, też tak byś zrobił.
– Ale ucinać kutasa? To już lekka przesada.
– To stąd wziął się jej pseudonim, Krwawy Kieł? – zapytał kamrat siedzący na lewo.
– A co to ma do rzeczy? Zaganiacza urżnęła nożem, a nie zębami
– Rany! Jak ty wszystko dosłownie bierzesz… Wiesz co jest przenośnia? Jak kieł obrysujesz na desce, to masz sztylet.
– Widzisz Steliosie, jaki pomysłowy! Może jeszcze poetą zostaniesz, co?
– Wiesz co? Chrzań się!
Panowie! – rzekł stanowczo, Stelios – Mamy ładny dzień. Słonko grzeje…
– Grzeje? Ono napierdala prosto w łeb! To od tego wszystkim palma odbija.
– Ja tam jakoś się trzymam. Rozchodzi mi się o to, że siedzimy sobie tutaj na luzie i gramy w kości. Nie trzeba mam spięć. A co do pseudonimu naszej złotowłosej dziewojki, wziął się on z jej sposobu ataku. Podobno często szarżuje na przeciwnika z dwoma sztyletami w rekach, co przypomina uderzającego węża z wyszczerzonymi kłami. Tak przynajmniej słyszałem
– Ciekawe dlaczego prze cały czas zakrywa twarz?
– Pewnie ma mnóstwo szram – stwierdził wojak na prawicy.
– Kij ją wie… Oho! Panowie, hierarchia idzie.
Żołnierze spojrzeli na prawo w ich stronę szła kolejna niewiasta. Starsza od złotowłosej. Każdy hoplita którego mijała stawał na baczność i salutował na jej widok. Cechowała ją wysoka i wysportowana postura, brunatne włosy i szrama na prawym oku, które wydawało się ślepe. Ta blizna była jedyną rzeczą jaka szpeciła jej nieprzeciętna urodę. Jako odzienie miała na sobie segmentową zbroję. Każdy element chroniący ciało składał się z dwóch nachodzących na siebie metalowych płyt w kształcie rozwartej litery „V”. Wyjątek stanowiły części osłaniające kończyny. Te składały się ze znacznie większej liczby segmentów. Przy pasie po lewej nosiła miecz, przypominający katanę. Od tradycyjnego japońskiego miecza różnił się tym, że nie posiadał tsuby1. Zamiast tego miał krótki jelec mieczowy o dłuższym ramieniu po ostrej stronie głowni. Łączył się on z rękojeścią, dopasowaną do wygiętej klingi, stanowiącą jedną czwartą długości miecza. Uchwyt owijał piaskowy sznurek, który zapobiegał wyślizgnięciu się miecza z dłoni. Garda jak i trzymadło broni zostały wykonane z nieznanego tworzywa, charakteryzującego się brunatną barwą. Pochwa niczym się nie różniła od sayi2. Do jej wykonania użyto tego samego materiału, jak w przypadku rękojeści i jelca.
Gdy stanęła przed żołnierzami, ci zerwali się z miejsc i zasalutowali.
– Dzień dobry, pani strateg! – powiedział pewnie Stelios.
– Spocznijcie. Wiedzieliście może Kła? – zapytała wojaków
– Przechodziła tędy chwile wcześniej. Mówiła coś o przygotowaniu się do misji, więc pewnie udała się do swego namiotu.
– Znacie ją żołnierzu? – zdziwiła się przywódczyni.
Stelios uśmiechnął lekko pod nosem i oznajmił:
– Od czasu, do czasu wymienimy dwa zdania i tyle.
Przywódczyni pożegnała żołnierzy i udała tą samą drogą co szukana, przez nią dziewczyna. Po jakimś czasie dotarła do strzelistego namiotu, który jak reszta odznaczał się jasnym ubarwieniem. Wyróżniały go jedynie czerwone pasy biegnące po środku każdego z siedmiu boków pałatki.
Gdy pani strateg weszła do namiotu, ujrzała tam Krwawego Kła. Młota niewiasta właśnie przygotowywała ekwipunek w swym namiocie. Siedząc po turecku na posłaniu z grubej tkaniny, przypinała niewielkie sztylety do grubego skórzanego pasa. Rzemień był na tyle szeroki, że z łatwością można było go pomylić z gorsetem.
Złotowłosa spojrzała na swego gościa, po czym zajęła się dalszymi przygotowaniami. Chwyciła leżące obok, dwa duże sztylety o wygiętej głowni i przypięła je do pasa.
– Szykujesz się na misję? – zagadała przybyszka do dziewczyny.
– Nasi tropiciele wreszcie trafili na jego trop w środkowej Persji. Tym razem mi nie ucieknie – odpowiedziała, dziewczyna nie przerywając zajęcia.
– Ilu masz dostać pod komendę?
– Trzydziestu pierwszej generacji.
Młoda niewiasta podniosła się z posłania i odziała pas. Kobieta w ciężkim pancerzu przyjrzała się jej i rzekła:
– Może powinnaś odpuścić, co?
– Odpuścić? – zdziwiła się złotowłosa
– To już twoje trzecie podejście. Z drugiego ledwo uszłaś z życiem. Wiesz jak może się to teraz skończyć.
– Co cię to interesuje? – warknęła – To moja sprawa, Ateno.
– Po prostu się o ciebie martwię.
– Martwisz… Nie jesteś moim bliskim, tylko osobą, która przyjmuje rozkazy od tego samego dowódcy, co ja.
– Masz rację. Ale widzę w co brniesz. Stoisz nad krawędzią przepaści, której ty najwyraźniej nie widzisz.
– Aha – odparła lekceważąco złotowłosa.
– Rzeźnik z Atlantydy nie jest typowym oprychem, którego możesz pokonać wymyślną taktyką. To że przeżyłaś z nim dwa starcia, było zależne wyłączne od jego woli.
– Chcesz mi powiedzieć, że darował mi życie? On?
– Być może zobaczył w tobie swe własne obicie. Albo zobaczył małą, rozzłoszczoną dziewczynkę, która nie umie się pogodzić tym, co otrzymała od życia. Twe gniewne pokrzykiwania o sprawiedliwości, musiały rozbawić go do rozpuku.
Krwawy kieł w złości wyciągnął sztylet z pochwy. Złapała panią strateg za ramię i wymierzyła nóż w jej stronę.
– Serio? – powiedziała niewzruszona, Atena – Wiesz, że za zabójstwo wyższego rangą dowódcy pójdziesz wisieć. O ile ja cię nie zabiję wcześniej. Lubie cię, naprawdę. Ale to nie powstrzyma mnie przed bronieniem się. Urżnę ci łeb zanim ty zdążyć wykonać jakikolwiek ruch. Zatem jak to będzie? Bawisz się dalej swoją głupią zemstę, czy jednak masz dosyć życia i chcesz dołączyć do swych rodziców w zaświatach? Wybór należy do ciebie.
Po tych słowach, dziewczyna wróciła do zdrowego rozsądku. Pościła kobietę i schowała nóż.
Πρῶτον Ἐπεισόδιον
Dwanaście dni później
Mimo silnego upału, miejskie targowisko w Persepolis pękało w szwach od zebranego tłumu. Lud powolnym krokiem przesuwał się między straganami, zatrzymując co chwila przy stoisku i dokonując. zakupu. Można tu było kupić niemal wszystko, czego się zapragnęło. Od podstawowych artykułów spożywczych, ubrań i drogocennej biżuterii, po zwierzęta hodowlane oraz egzotyczne.
Tamtego dnia na miejskiej agorze stało sporo sprzedawców kóz i bydła, gdyż ostatnimi dniami wzrosła potrzeba ich kupna wśród mieszkańców metropolii. Działo się tak, ponieważ zbliżało się wielkie święto boga Waju – władcy wiatru. Prócz panowania nad niebiosami, idol ochraniał śmiertelnych przed wszelkimi niebezpieczeństwami. Jakość protekcji otrzymywanej przez wyznawcę równoważyła się z hojnością złożonej ofiary, lub od wielkości jego mieszka ze złotem. Wiernym nie wolno było składać zwierząt z własnego chowu. Świadczyłoby to o braku szacunku do samego boga. Tak przynajmniej twierdzili kapłani. Dlatego też mieszczanie kupowali bydło specjalnie przygotowane do rytuału.
Wśród gawiedzi znajdowała się również Kassandra - ciemnowłosa piękność o bladej karnacji, czerwonych oczach, posiadająca dobrze wysportowaną sylwetkę. Mimo widocznych umięśnionych ramiom, nie można było jej odmówić kobiecej subtelności. Miała na sobie brunatną skórzane odzienie, idealnie dopasowane do ciała. Identycznym wykonaniem i barwą odznaczały się również spodnie, które ukazywały jej kobiece kształty. Ramiona zasłaniała biała przewiewna peleryna z kapturem, a biodra opasał czarny pas. Przy nim nosiła jedynie bukłak i mieszek z pieniędzmi.
Mijając stoiska ze zwierzętami, Kassandra dojrzała handlarza niewolników. Rzuciła okiem na ludzi, jakich wystawił na sprzedaż. Jeden z jego „towarów” przykuł jej uwagę. Był nim wysoki mężczyzna o herkulesowej budowie. Odznaczał się rozczochranymi, kasztanowymi włosami oraz bujnym zarostem. Siedział na ziemi, oparty o wysoką masywną kolumnę, do której został przykuty łańcuchem. Brudny i zaniedbany patrzył na ciemnowłosą zimnym spojrzeniem. Jego oczy również miał czerwone tęczówki
– Widzę, że chcecie kupić niewolnika, moja pani – zagadał handlarz, widząc zainteresowanie Kassandry.
Ciemnowłosa szybko wyczuła sztuczność w jego uprzejmości. Jego postawa pełna niechęci wyraźnie mówiła, iż interesuje go jedynie biznes
– Ile chcesz za tego wysokiego? – wskazała palcem na mężczyznę.
– Ten? – handlarz spojrzał na mężczyznę. – Sprzedam go za półtora talenta.
– Półtora talenta!? Czemuż tak drogo? – Kassandra zdziwiła się z nutą rozżalenia.
– To wojownik! I na dodatek ze Sparty!
– Ze Sparty powiadasz… – rzekła zamyślona.
– Pani kochana! Wie pani co ich trzystu zrobiło naszym pod Termopilami?
Wtem zwróciła się po helleńsku do wysokiego niewolnika:
– Ἐ σύ! Ὡς λέγεσαι? (Ej ty! Jak się nazywasz?)
Wojownik przeszył Kassandrę lodowatym spojrzeniem, mówiąc:
– Ἁλέκσανδρος, κυρία μοῦ. (Aleksander, moja pani)
– Czy to prawda, że pochodzisz ze Sparty? – zapytała Kassandra.
– Tak, moja pani.
W odpowiedzi zbadała go wzrokiem i zwróciła się do handlarza:
– Czy miał coś przy sobie?
– Tak. Zbroję, którą niestety już sprzedałem, jakieś inne szpargały. A! I miecz, który jeszcze mam.
– Pokaż mi go – rzekła Kassandra.
Mężczyzna wszedł na stojący obok wóz. Przeszukał, mieszczącą się w nim górę rupieci i wyciągnął dwumetrowy miecz. Broń wyglądała tak samo jak miecz, który nosiła Atena. Kupiec przytaszczył oręż, który był o dwie głowy większy od niego i wręczył go kobiecie. Kassandra oglądając z zaciekawieniem miecz rzuciła okiem pochwę. Jej uwagę przykuła wąska szczelina biegnąca wzdłuż jej zewnętrznej strony. Pobadała jeszcze przez chwilę nietypową konstrukcję miecza, po czym postanowiła go wyciągnąć z pochwy. Gdy wysunęła kawałek ostrza, broń samowolnie wyskoczyła z wąskiego otworu od spodu, prezentując swoją grację. Długa na pięć stóp głownia była zakrzywiona i jednosieczna od wypukłej strony. Zaokrąglone zakończenie miecza błyszczało w promieniach słońca.
– A więc po to jest ten wąski odstęp… Niestety, sam miecz jest dość nieporęczny – rzekła, wykonując parę machnięć w powietrzu.
– Ale ile głów może ściąć za jednym zamachem – stwierdził handlarz.
– Ten miecz nie przypomina żadnej helleńskiej broni – zwróciła się do Aleksandra.
– To prawda. Dostałem ją od przyjaciela z Dalekiego Wschodu w ramach podziękowania za gościnę – stwierdził wojownik.
Kasandra w odpowiedzi lekko się uśmiechnęła. Następnie rzekła do kupca:
– Wezmę to ostrze wraz niewolnikiem.
– Za to będę chciał dwa talenty i trzydzieści min, moja pani – rzekł mężczyzna.
– Co? Sam niewolnik kosztuje za dużo. Zdecydowanie za dużo. Co powiecie na jeden talent i sześćdziesiąt min za całość, handlarzu?
– To może dwa talenty i dwadzieścia min?
– Talent i siedemdziesiąt min.
– Dwa talenty i dziesięć min.
– Dwa talenty. To moje ostatnie słowo.
– To przynajmniej dwa talenty i pięć min, moja pani. Żonę i dzieci mam do wykarmienia.
– Dwa talenty albo nic! – powiedziała stanowczo.
– Mężczyzna spochmurniał, drapiąc się po głowie.
– To jak, stoi? – powiedziała z uśmiechem Kassandra, wyciągając rękę.
– Ach! Niech będzie… Stoi! – skrzywił się handlarz, uścisnąwszy dłoń klientki.
Następnie zbliżył się do Aleksandra i wyciągnął klucze.
– Rusz ten swój zawszony tyłek! – powiedział, wyciągając klucze.
Wysoki wojownik w milczeniu podniósł się z ziemi. Kupiec przykucnął i zdjął kajdany z jego nóg. Oswobodzony szermierz zbliżył się do Kassandry, przyglądając się jej podejrzliwie.
Ta spojrzała mu w oczy na chwilę, po czym odpięła z pasa mieszek z pieniędzmi. Przeszukała jego zawartość szukając odpowiedniego nominału. Kiedy znalazła dwie monety o wartości dwóch talentów, zwróciła się do kupca.
– Oto twoje pieniądze, handlarzu.
– Dziękuję. Robienie z tobą interesów to cała przyjemność, moja pani – ukłonił się mężczyzna z sztucznym uśmiechem.
– Przyjemność po mojej stronie.
Kassandra ruszyła razem z zakupionym “towarem” w dalszą drogę. Handlarz zerknął na oddalającą się, po czym zwrócił się do swego sąsiada, który sprzedawał przyprawy:
– Widziałeś Narzesie? Piękna, ale chciwa, jak stara żydówka.
-I te czerwone ślepia… Nie powinieneś wchodzić w konszachty z diabłami. Nie przed wielkim świętem. Możesz zostać przeklęty przez bogów – pouczył go kupiec.
– Jakbym odmówił, to ta czarcia suka by mnie przeklęła. Wolę nieprzychylność bogów, niż klątwy demonów. O wysokich podatkach, nałożonych przez naszego wielce panującego nam „Króla Bogów” to nawet nie wspomnę. Jebany Artakserkses…
– Nie bluźnij! Przecież to dziecię bogów.
– Dziecię bogów? No proszę cię. Pamiętasz co stało się z Kserksesem, dwa lata temu?
– No zmarł.
– Zmarł? Nie. Ukatrupił go jego własny syn.
– Jak śmiesz oskarżać naszego wspaniałego władcę!
– Ja nie oskarżam, tylko stwierdzam fakty. Połowa imperium w to wierzy. Mówię ci, że jeszcze za mojego żywota Artakserkses podzieli los ojca.
-Ty po prostu zazdrościsz jego wysokości i tyle! Wpienia cię, że po śmierci będzie ucztował z bogami przez całą wieczność.
– Oj Narzes, Narzes… Jesteś, jak ta poczciwa krowa. Zeżre i wypije wszystko co jej pod mordę dadzą.
Wkrótce Ciemnowłosa i wykupiony przez nią mężczyzna opuścili pałacowy dziedziniec. Wyszli prosto na główną aleję, pękającą w szwach od wędrującego ludu. Prowadziła ona do głównej bramy wschodniej.
Przedzierając się przez tłumy, Aleks podążał za Kassandrą, która zwinnie mijała ludzi zostawiając wojownika daleko w tyle.
– Hej, zaczekaj! – krzyknął za swą wybawicielką.
Ta niespodziewanie skręciła w lewo, wchodząc w wąską uliczkę miedzy budynkami, stającymi przy głównej drodze. Jej nagły ruch zaskoczył wojownika. Szybko nabrał podejrzeń i przyspieszył kroku. Idąc już tą samą wąską drogą, zobaczył Kassandrę na jej końcu. Ponownie odbiła na lewo i znikła za rogiem budynku. Aleks ruszył w pogoń. Chwilę później wpadł do alejki na lewo. Tam ujrzał ciemnowłosą stojącą dwie stopy przed nim. Ledwo zdążył przed nią wyhamować. Spojrzał na nią z wyrzutem. Ta również rzuciła na niego okiem. Jej mina na twarzy wyraźnie dawała do zrozumienia wykupionemu mężczyźnie, że oczekuje jakiejś jego reakcji.
– Mogę dostać mój miecz? – odezwał się, przerywając milczenie.
Ta zaskoczona jego wypowiedzą, zmarszczyła brwi. Spodziewała się usłyszeć zupełnie coś innego. Po chwili namysłu oddała mu jego ostrze i zapytała:
– Pamiętasz mnie w ogóle?
– Nie – podparł wojownik marszcząc brwi.
– Oczywiście, że nie – dodała z przekąsem – Jestem Kassandra. Może teraz coś ci świta?
– Kassandra… Kassandra… – powiedział zamyślony – Nic sobie nie przypominam.
Ciemnowłosa zamyśliła się analizując zachowanie Aleksa. Wyglądało na to, że w ogóle jej nie pamięta. Przeszła jej myśl o jego intencjonalnym udawaniu amnezji. Ale z drugiej strony znała go na tyle dobrze, że była w stanie rozpoznać, kiedy nie mówił jej prawdy.
– A pamiętasz swoje… Nie imię mi podałeś – szybko się poprawiła – Pamiętasz jak nazywał się twój ojciec?
– Prometeusz.
– A kim on był?
– Hegemonem Atlantydy
– Jaki otrzymałeś tytuł po wygranej bitwie z ludzkimi najeźdźcami?
– Wielkiego Stratega.
– To pamiętasz to, a nie pamiętasz mnie?
– Czego chcesz ode mnie? – zapytał podejrzliwie Aleks.
Nie wykazywał zbytnio zainteresowania osobą Kassandry. Nie dociekał kim ona jest, ani co go z nią łączy. Jego uwaga była skupiona na zupełnie na czymś innym. Co rusz nerwowo oglądał się za sobą. Rzucał też okiem na drugi koniec drogi za jej plecami i na dachy budynków.
– Czy możesz przestać rozglądać się jak obłąkany? To nie jest żadna zasadzka. Oddałam ci miecz i wydałam na ciebie, aż dwa talenty. Wiesz co można kupić za takie pieniądze?
– Za moją głowę dają dziesięciokrotność tej sumy – stwierdził Wojownik
– To sporo. Po części rozumiem twoją podejrzliwość. Sporo zabójców pewnie chciało urżnąć ci łeb.
– Dokładnie było ich stu trzydziestu czterech. Używali Lykantropskich tropicieli, którzy prowadzili ich do mnie, po przez wyczucie mego zapachu. Więc wpadłem na pomysł by zmieszać w jakiś sposób mój zapach z zapachami innych ludzi. Cuchnący niewolnicy byli strzałem w dziesiątkę. Wkręciłem się do perskiego handlarza niewolników. Przez miesiąc miałem spokój. Dzięki temu mogłem rozplanować moje dalsze ruchy. Niestety pojawiłaś się ty i wszystko spieprzyłaś!
– Och no wiesz, jakbyś siedział tam z tabliczką z hasłem "Siedzę tutaj z własnej woli. Nie wykupuj mnie", sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej – ironizowała Kasandra – Znalazłam cie tutaj przez przypadek. Wracałam z Hellady i akurat zahaczyłam o Persepolis. I proszę! Znalazłam ciebie. Ale skoro mówisz, że spędziłeś miesiąc na głębokich rozmyśleniach, na pewno już sobie wszystko poukładałeś. Pewnie wiesz, gdzie znajduję się osoba która tak zawzięcie na ciebie poluje. Wiesz jak tam trafić. Więc moja propozycja jest już spóźniona. Po za tym nie pamiętasz mnie. Skąd możesz wiedzieć, czy warto mi zaufać.
Nastała cisza. Wojownik rozmyślał nad zaszłą sytuacją
– No nic na mnie już czas Powodzenia – odparła z uśmiechem Kasandra, po czym minęła Aleksa i ruszyła przed siebie.
– Jaką dokładniej miałaś propozycję? – zapytał nagle Aleks.
Ciemnowłosa odpowiedziała milczeniem idąc dalej.
– Hej! Zaczekaj!
* * *
Miasto Indry leżało w dżungli w środkowej części północnych Indii. Wielkością i strukturą metropolia niczym nie różniła się od Persepolis. Jedynie blokowa perska architektura została zastąpiona indyjskimi płaskorzeźbami. One właśnie zdobiły mury i najważniejsze budynki w mieście. Płaskorytom towarzyszyły też trójwymiarowe posągi bóstw i piętrowe kolumnady składające się z niewielkich kolumn. Jedynie domy zwykłych obywateli niczym nie różniły się od perskich. Tłoczą ce się czworokątne konstrukcje czasami przedzielone jakąś wąską uliczką.
Krwawy kieł i Atena dotarły właśnie pod wschodnią bramę miasta. Pilnującym wejścia strażnikom okazały przepustki. Ci po krótkich oględzinach zawołali by otworzono podwoje. Wielkie wrota rozwarły się z jękiem przed niewiastami, a te wjechały do indyjskiej polis. Główna ulica, na której się znaleźli, nie odznaczała się tłocznością, mimo że przechadzali się po niej ludzie. Widok egzotycznych przybyszów nie zdziwił mieszkańców (Atena i Krwawy Kieł znacznie odbiegały od miejscowego ludu ubiorem, jasną karnacja skóry i kolorem włosów). Zachowywali się tak jakby byli przyzwyczajeni do takich gości, a ich aparycja nie robiła już na nich żadnego wrażenia.
Kobiety minęły kilka przecznic, aż w końcu dotarły do brzegu rzeki, która wijąc się przecinała dzieląc miasto na dwie części. Tutaj można było odnaleźć odpowiedź, na brak tłumu na ulicach. Obrzeża okupowały masy ludzi. Śmiało można było rzec, że większość mieszkańców miasta przebywała właśnie tutaj. Część hindusów zanurzała się wodzie do pasa i odprawiała modły. Przeważnie robiła tak męska część społeczeństwa. Kobiety zajmowały się praniem, a dzieci bawiły się, pluskając się w wodzie.
– Za każdym razem kiedy tu jestem i widzę coś takiego, czuję się jakbym znalazła się w schronisku dla obłąkanych – powiedziała złotowłosa obserwując ludzi nad rzeką.
– Ta rzeka jest dla nich święta. Całe ich życie skupia się na niej. Wszystkie ich świątynie leżą tuż przy rzece. Targowiska i karczmy również. Nawet domy rozkoszy pobudowali tuż przy brzegu rzeki – stwierdziła Atena.
Ich relacja, mimo iż ostatnio uległa znacznemu ochłodzeniu ze względu na incydent w obozie, wróciła do swego dawnego stanu. Miały dość bliską znajomość. Zwłaszcza widoczne było emocjonalne zaangażowanie Krwawego Kła. Brunatnowłosa wojowniczka, mimo iż ukazywała zainteresowanie dziewczyną, starała się jednak trzymać ją na dystans. Traktowała ją raczej jak towarzysza broni, który w każdej chwili może zginąć.
Wreszcie kobiety natrafiły na most, przez który mogły się przeprawić na druga stronę. Ta część miasta była znacznie mniejsza od poprzedniej. Mieściły się tutaj ośrodki rzemieślnicze, młyny, piekarnie oraz fort, do którego zmierzały niewiasty. Warownia cechowała prostą konstrukcją na planie prostokąta. Masywne mury skutecznie chroniły budynki wewnątrz. Sześć Baszt (dwie stały przy bramie, cztery zostały rozlokowane na krawędzi fortyfikacji) pozwalało na skuteczną obserwację całej panoramy miasta. Ich część obronną osłaniał półkulisty taras osadzony na siedmiu kolumnach.
Atena i Kieł podjechali pod bramę, przy której nie było żadnych żołnierzy. Wtem z lewej wierzy przy wejściu wychylił się żołnierz odziany w ten sam pancerz co wojacy z obozu.
– Pani strateg przybyła! Otworzyć bramę! – krzyknął donośnie wartownik z baszty.
Wewnątrz twierdzy panował ruch. Żołnierze pochłonięci swoimi obowiązkami nie zauważyli przybycia ich dowódcy. Jedni toczyli sparingi walcząc dowolna bronią. Miało to w części odwzorowywać sytuację podczas prawdziwej bitwy. Drudzy rozprostowywali ciało ćwiczeniami. Inni rozładowywali wozy z zapasami. Mając jedynie płócienne odzienie znosili worki do pobliskiego magazynu. Wszystko to działo się pod czujnym okiem kapitanów.
Wraz z przybyciem Ateny i Złotowłosej, kasztel opuścił postawny mężczyzna o krótkich, ciemnoblond włosach. Gładko ogolona twarz ujawniała szeroką i silnie rozwiniętą żuchwę, która dodatkowo podkreślała jego majestatyczność. Kolor jego oczu wyróżniał się od reszty posiadających czerwone tęczówki, złocistym kolorem. Podobnie jak i żołnierze, nosił zielony ubiór. Wyróżniał go jedynie wygląd zbroi, która była segmentowa.
– Witaj z powrotem, dowódco! – krzyknął donośnie, salutując Atenie.
Reszta spojrzała się w jego stronę. Gdy zauważyli obecność brunatnowłosej, przerwali swoje zajęcia. Stanęli na baczność przed nią i zasalutowali.
– Dobra wystarczy tego! Wracać do roboty! – rzekła , przywódczyni.
– Ile razy mówiłam ci, Kratosie, że nie muszą mi salutować za każdym razem, kiedy się tu pojawiam – zwróciła się do mężczyzny, który pozdrowił ją jako pierwszy.
– Odpowiednie pozdrowienie wyższego rangą dowódcy, jest oznaką szacunku dla jego osoby – powiedział tonem wykładowcy, jegomość.
Atena westchnęła ciężko, po czym z siadła z rumaka. Krwawy kieł uczynił to samo. Kastor nie tracąc czasu zawołał jednego ze swoich podwładnych i kazał zaprowadzić konie do stajni. Potem zaprowadził niewiasty prosto do kasztelu. W środku weszli do ogromnej sali, która zajmowała niemalże cały parter. Prócz geometrycznych malowideł na ścianach, kliku kamiennych podpór trzymających strop i czar z ogniem oświetlających pomieszczenie, nie znajdowało się tu nic ciekawego. Na drugim końcu hali mieściły się drewniane schody prowadzące na górę. Pod nimi biegło zejście, które prawdopodobnie prowadziło do podziemi.
– Na długo dowódca zostanie? – zapytał Kratos.
– Skoro tu jestem, to raczej zostanę na kilka dni – odparła Atena.
– Świetnie! Każę przygotować pokoje.
– Ja nie zostaję – odezwała się złotowłosa – Jeszcze dzisiaj mam zamiar wyruszyć w drogę.
– Owszem zostaniesz. Drakongenów dostaniesz dopiero jutro.
– Jutro?! – oburzył się Kieł – Będę o cały dzień to tyłu!
– Tak się spieszysz? A plan działania to co? – zapytała przywódczyni.
– Jak mam planować, jak nie znam sytuacji, w której się znajdę, przy starciu.
– Spieprzyłaś dwa starcia tym sposobem. Musisz nauczyć się planować ruchy z wyprzedzeniem. Po za tym drakongenów też należy odpowiednio przygotować, a to trochę zajmuję.
Złotowłosa mruknęła coś pod nosem, niezadowolona z obecnej sytuacji. Nie chciała żadnych postojów. Chciała jak najszybciej dorwać swój cel, pozbawiając go jakiekolwiek szansy na ruch.
– Czy mam powiedzieć kucharzowi by przygotował coś do jedzenia? – zapytał swoją przełożoną, Kratos
– Zdecydowanie. Padam z głodu.
– Poproś o dwie porcje – dodała, spoglądając na złotowłosą.
– Sługa ukłonił się Atenie i opuścił salę. Pani strateg, żeby zabić czas oczekiwania na posiłek, postanowiła złożyć wizytację jednostkom jakie tu stacjonują. Zabrała se sobą Krwawego Kła i udała się do podziemi. Po zejściu na dół podjęła jedną z palących pochodni usadowionej na ścianie i wtargnęła w ciemności.
Niewiasty przeszły długi korytarz, aż dotarły do żelaznych drzwi. Za nimi mieściło się sporych rozmiarów pomieszczenie wypełnione sprzętem laboratoryjnym. Na trzech długich stołach, mieściły się kolby o różnej wielkości i kształcie. Towarzyszyło im kilka destylatorów i reszta przyrządów. Przy ścianie stały regały z książkami, naczyniami wypełnionymi substancjami i metalowymi narzędziami. Zapach chemikaliów dawał się kobietom we znaki.
Przy jednym ze stołów siedział łysy mężczyzna w średnim wieku i dość wątłym ciele. Nosił na sobie brązowy kaftan, czarne spodnie oraz buty. Drapiąc się po swej doktorskiej białej bródce, dotykał palcem podłużne kolby. Naczynia po syknięciu się z jego opuszką w mgnieniu oka spowijał je lód. Gdy zamroził ostatnią fiolkę, zwrócił się w stronę niewiast. Na widok Ateny zerwał się z drewnianego taboretu.
– Witaj, moja pani – ukłonił się, jegomość.
– Dobrze cię znów widzieć, Chionogenosie. Jak się miewają sprawy?
– Jeżeli chodzi o to… – przerwał swoją wypowiedź i spojrzał podejrzliwie na Krwawego Kła – Kim jest ta dziewczyna?
– Jest jedną z nas. Możesz mówić swobodnie.
– Widziałaś Kratosa?
– Tak.
– Jak wrażenia?
– Wciąż zachowuje się jak lokaj, niż jak dowódca. Myślałam, że mu przejdzie
– Coś czułem, że za mała dawka antidotum.
– Antidotum?
– Zmieniliśmy podejście co do dawkowania drakongenom Nusoarchonu. Środek podajemy im już w fazie embrionalnej. Mieszamy go z enzymami odżywczymi.
– A to nie wpływa źle na rozwój zarodka?
– Miary dawek, jakie są implementowane, nie wykazują na pojawienie się jakichkolwiek anomalii. Ale porozmawiajmy o zaletach. Taka forma lepiej przystosowuje organizm drakongena do działania Nusoarchonu. Zmniejsza się szansa na pojawienie się skutków ubocznych, jakie występowały przy dawkowaniu po wykluciu. Najmocniejszą jednak stroną jest totalne posłuszeństwo osobnika i całkowite uśpienie instynktów.
– To chyba niedobrze. Jak ma przetrwać bitwę pozbawiony instynktów?
– I tu wchodzi stosowanie antidotum, które zmniejsza stężenie Nusoarchonu we krwi, a to osłabia działanie środka. Kształtowanie świadomości drakongenów tym sposobem jest łatwiejsze oraz lepiej przystosowane do metody prób i błędów.
– Korespondowałeś o tym z innymi wylęgarniami?
– Oczywiście. Już otrzymałem pierwsze raporty. Efekty są zdumiewające.
– Ilu rośnie w komnacie?
– Pięciuset. Teraz hoduję jedynie trzecią generację. Druga ma gorszą tolerancję na Nusoarchon, a pierwsza to szkoda gadać.
– Skoro mówimy o pierwszej generacji. Mamy jakiś osobników na zbyciu?
– Powinniśmy mieć z setkę.
– Przygotuj na jutro trzydziestu dla mojej towarzyszki.
Atena poprosiła jeszcze Chionogenosa by pokazał jej komorę wylęgową. Łysy mężczyzna spełnił jej życzenie. Cała trójka opuściła laboratorium drzwiami mieszczącymi się na przeciwko wyjścia. Tam biegł kolejny korytarz. Spowijały go ciemności, jak przypadku pierwszego przejścia. Po drodze trafili na drugi hol, który przecinał im drogę. Minęli go idąc dalej przed siebie. Chwile później dotarli pod szerokie, dwuskrzydłowe drzwi. Za nimi mieściła się przestrzenna komnata. Większość jej powierzchni zajmował prostokątny zbiornik, głęboki na metr. Wewnątrz leżał tuzin kokonów, odznaczających się sporymi rozmiarami. Pokryte brunatną błoną, która falowała w hipnotycznym rytmie. Przy basenie stali czerwonoocy mężczyźni polewający zarodki wodnistą substancją za pomocą specjalnych sikawek.
– Ale smród! – rzekła złotowłosa, przyciskając płótno owijające jej głowę do ust.
To zapach wydzieliny wydalanej przez Kokony. Są to odpady po wchłonięciu pożywki zmieszanej z nusoarchonu. Prościej mówiąc to są ich odchody – stwierdził Chionogenos
– Kiedy się wyklują? – zapytała Atena.
– Za dwa, góra trzy tygodnie.
Łysy mężczyzna pokazał jeszcze Brunatnowłosej jak przyrządzają mieszankę odżywczą dla embrionów w kokonach. Po zobaczeniu tego wszystkiego, pani strateg postanowiła wrócić na powierzchnię. Chiogenos zaprowadził ja oraz Krwawego Kła z powrotem do laboratorium, a następnie w stronę głównej sali kasztelu. Tam je zostawił i wrócił do swej pracowni.
Kobiety poszły same na piętro, gdzie udały się do jadalni. Wnętrze pokoju, w którym spożywano posiłki cechowało się, jak większość pomieszczeń kasztelu, sporą przestrzennością. Na środku stał długi stół, a wokół niego mieściło się dziesięć krzeseł. To jedyne meble jakie można było tu znaleźć. Dwa okna obsadzone na prawej dłuższej ścianie rozjaśniały salon.
– Jak ja nie cierpię kriotropów i ich naukowego pieprzenia – mruknęła Złotowłosa.
– Chiogenos nie jest, aż taki zły. Zmam gorsze przypadki – stwierdziła Atena
– Zawsze mnie zastanawiało po jakiego grzyba Epimeteusz pierze umysły tym drakongenom. Aż tak obawia się buntu z ich strony.
– Stanowią teraz większość jego podwładnych. Są silniejsi, od nas daimonów, wytrzymalsi, szybsi. Ale ograniczenie ich wolnej woli nie jest robione w obawie przed buntem. Epimeteusz uważa, że swobody społeczeństwa muszą być kontrolowane. Społeczeństwo z ograniczoną wolnością, nie zrobi krzywdy sobie, ani otaczającemu go środowisku.
Krwawy Kieł nie sympatyzował z tymi poglądami. Nie z powodu odmienności jej własnych idei, lecz z braku zainteresowania jakimikolwiek światopoglądami. Uważała, że rozmyślenia nad strukturą funkcjonowania świata nie mają zastosowania praktycznego. Rozpraszają jedynie umysł, który powinien skupić się na realizacji wyznaczonych celów.
– Ty również podzielasz jego zdanie? – zapytała Atenę.
– Nie – odpowiedziała krótko.
– Nie boisz się, że Epimeteusz cię… no wiesz – przejechała pacem po szyi – Za odmienne poglądy?
– Epimeteusz zna mój pogląd na ten temat. Umówiliśmy się, że nie będziemy sobie wchodzić w drogę.
– Umowę zawsze można zerwać.
– Znam Epimeteusza od tysiąca pięciuset lat. Mimo chwiejnej reputacji, jedno wiem dobrze. Potrafi dotrzymać obiecanego mi słowa.
Kobiety siadły przy stole. Krwawy Kieł siadł przy węższej części stołu. Jej towarzyszka siadła obok, wprawiając ją w lekkie zakłopotanie.
– Kiedy dokładnie dostanę tych drakongenów?
– A ty dalej swoje. Nie możesz na chwilę przestać? Za bardzo przywiązujesz się do swych obowiązków. Wyluzuj trochę. Zaraz będzie żarcie. Zjemy, napijemy się, pogadamy.
Złotowłosa westchnęła ciężko na słowa przywódczyni.
– Opowiedz mi o tym żołnierzu – powiedziała pani strateg.
– Jakim żołnierzu? – zdziwił się krwawy kieł
– No o tym, którego spotkałaś, po rozmowie z Epimeteuszem
– Śledzisz mnie? – zapytała z podejrzeniem, złotowłosa.
– Nie. Spotkałam go po drodze, gdy szłam do ciebie. Zapytałam się, czy zastanę cię w namiocie. Jak się nazywa?
– Stelios.
– Hmm… Niebrzydki. I ma najwyraźniej chrapkę na ciebie.
– Ale ja nie mam chrapki na niego.
– Ach! No tak. Zemsta ważniejsza
– Daj spokój, Atena.
– Ciekawe, czy twoi rodzice pragnęliby byś poświęcała wszystko dla ich sprawy? Pewnie chcieliby abyś założyła rodzinę. Żebyś miała życie wypełnione szczęściem.
– Moi rodzice nie żyją. Ich pragnienia są teraz bez znaczenia – powiedział chłodno Krwawy Kieł.
Atena odpuściła sobie dalsze drążenie tematu. Widziała w jej oczach nieugiętą determinację. Determinację, którą już kiedyś zobaczyła w kimś innym. Wiedziała jaki koniec czeka Krwawego Kła. Dostrzegła już pierwsze symptomy przepoczwarzania się tej biednej dziewczyny w bestię, zniewolonej przez gniew i nienawiść. Jej pierwszą ofiarą stanie się oprawca , który przyczynił się do urodzenia się w niej tych nikczemnych uczuć. Głód zostanie poskromiony, ale nie minie sporo czasu, zanim powróci z powrotem i to ze zdwojoną siłą.
Chwilę później służba wyłożyła na stół jadło i picie. Pani strateg z zaciekawieniem spoglądała na swoją towarzyszkę. Nigdy jeszcze nie miała okazji zobaczyć jej twarzy, a teraz jest ku temu okazja. Gdy złotowłosa sięgnęła za pasek płótna na twarzy, poczuła ekscytację. Emocje opadły, jak Krwawy Kieł odsłonił jedynie usta.
– Serio? Zamierzasz jeść z tym na głowie – powiedziała z lekkim rozczarowaniem.
Dziewczyna nie reagując na komentarz Ateny zabrała się za ucztę.