Było to pięć lat po wielkiej wojnie i trzy lata po tej mniejszej. Wszyscy w wiosce myśleliśmy, że teraz cały świat zapomni sobie o nas i znów będzie tak dobrze jak wcześniej.
Jak możecie się domyślać, gdyby nic się nie wydarzyło to i opowieść by nie powstała.
Tamtego dnia Antek wpadł do chaty tak gwałtownie, że aż kocur śpiący na moich kolanach podskoczył ze strachu i czmychnął w kąt.
– O… o… – Nie mógł złapać oddechu chłopak. – Obcy idzie!
Wtedy zrozumiałem, że gwałtowność chłopaka była w pełni uzasadniona.
– Prowadź – krzyknąłem. Gdy chłopiec wybiegł, ruszyłem za nim, nie przejmując się brakiem okrycia, mimo ziąbu srogiego.
Stojąc koło chaty Wirłowów, zobaczyłem jak oddala się od pobliskiego lasu, a przybliża do naszej wioski. W czerwonym wdzianku koloru Pokonanej Gwiazdy. Rysy jego twarzy były skryte za długimi, siwymi włosami i brodą. Na placach nosił brązowy worek. Czapka z białym pomponem sprawiała, że wydawał się niegroźny, a nawet przyjazny.
– Witajcie dobrzy ludzie! – krzyknął, gdy tylko znalazł się w zasięgu naszego słuchu. – Czy wyszedłbym na gbura, gdybym poprosił o schronienie na noc i możliwość ogrzania się przy ognisku?
Wiedziałem, że wszystkie oczy mieszkańców wioski utkwione są we mnie. Bycie wodzem to nie tylko przywileje, ale również obowiązki.
– Gość w dom, Bóg w dom, jak to gadają – powiedziałem serdecznie zmuszając się do uśmiechu. – Jasne, że podzielimy się schronieniem i ciepłem, a może i coś do strawy damy.
Nieznajomy uśmiechnął się.
– Dzięki wam wielkie. Nazywam się Mikołaj. – Wyciągnął do mnie rękę.
– Maciej. – Uścisnąłem jego dłoń. – Chodźcie za mną, ja mam przestronną chałupę.
Dziad skinął głową i ruszył za mną. Wiedziałem, że tłum rozejdzie się, gdy nieznajomy zniknie za moimi drzwiami.
Tak też się stało.
***
Gdy nieznajomy ściągnął płaszcz okazały się dwie rzeczy. Po pierwsze – to nie tylko gruba wełna sprawiała, że było okrągły – był też po prostu gruby. Po drugie koszulę także miał w kolorze czerwonym przeplataną białą nicą. Wyglądał jak nędznik, jednak ubiór miał drogi.
Szybko podbiegł do pieca gdzie palił się ogień. Wystawił dłoni ogrzewając się.
– Magda – odezwałem się do żony, która także już wróciła do chałupy. – Weźże zupę nagrzej, coby Mikołaja należycie ugościć.
Kobieta szybko wzięła się do roboty.
– Co tam w szerokim świecie słychać? – zapytałem, kładąc koło Mikołaja taboret. Sam usadowiłem się na zydelku koło niego.
– Szczerze powiem, że niewiele wiem. Cały czas jestem w drodze, a wioski dość spokojne, jak to w zimie.
– Ano spokojne – potwierdziłem, ciesząc się, że nie będę musiał opowiadać obcemu o nas. – Co was podkusiło, żeby w taką zimę wyruszyć.
– Cóż poradzić, że Pan nasz urodził się w zimie. Chcę przed końcem okresu świątecznego do bratanicy dotrzeć, a ona prawie po drugiej stronie kraju. Nie stać mnie na pociąg, więc chadzam od wioski do wioski organizując jasełka. Dla dzieci to zawsze przyjemne, a i ja zdobędę ciepły prowiant.
Nie podobała mi się jego historia, ale nic nie powiedziałem.
– Chcecie przedstawienie? Mogę przebrać dzieciaki i nauczyć ich krótkich rólek. Odwiedzimy każde gospodarstwo we wsi, trochę kolęd zaśpiewamy. Co wy na to?
– Zwołam zebranie wioski – odpowiedziałem. – Zobaczymy czy wszystkim spodoba się twój pomysł.
Wychodząc, wskazałem gestem Magdzie, żeby nie spuszczała oczu z gościa. Przed domem gwizdnąłem głośno i krzyknąłem:
– Zebranie!
***
Byłem przeciwny, jednak zebrani w sali mieszkańcy wsi entuzjastycznie zareagowali na pomysł jasełek. Jak mówili – brakowało im rozrywki. Szczególnie pozytywnie nastawione do przedstawienia były dzieci, które chciały w nich zagrać. W tym i wasz tata.
Nie podobało mi się to, ale uległem.
***
Od rana dnia następnego trwały próby czerwonego grubasa z dziatkami. Dzieci było sporo, a strojów przywiezionych przez mężczyznę tylko trzy, dlatego uradzono, że w każdym gospodarstwie aktorzy będą się zmieniać.
Czułem w kościach, że dzieje się coś niedobrego. Widząc, że nieznajomy jest zajęty, użyłem prawdziwego nosa, jednak jedyne co wyczułem od gościa, to mięta.
Czy też może… Aż mięta. Kamuflaż być może mógł zmylić psy, ale ja wiedziałem, że jeśli kogoś stać na miętę, to stać go też na bilet.
***
Odczekałem, aż pielgrzymka ruszy wraz z Mikołajem. Chciał przejść się ze swoim tobołkiem, ale z uśmiechem mu tego zabroniłem, mówiąc żeby się nie przemęczał. Widać, też byłem dobrym aktorem, skoro uwierzył w moje dobre słowo.
Gospodarstw u nas jest kilka, więc miałem trochę czasu. Zacząłem przeszukiwać worek gościa, jednak na pierwszy rzut oka nic nie znalazłem. Dopiero w prawdziwej postaci zdołałem odkryć schowek ukryty w szwie.
Kilka zwiniętych kartek – mapa i kilka legend na nasz temat. Czyli wiedział, lub przynajmniej podejrzewał, kim jesteśmy. Do tamtej chwili wątpiłem w to, że ludzie potrafią być aż tak głupi.
***
W końcu jasełka trafiły pod mój dom. Pozwoliłem dzieciakom odegrać sztukę, która, swoja drogą, nie była zbyt dobra.
– Wspaniałe jasełka – skłamałem. – Możecie nas na chwilę zostawić, dzieciaki?
Te posłusznie poszły się pobawić w strojach aniołka, diabełka i nie miałem pojęcia czego jeszcze.
– Chciałbym cię o coś spytać – powiedziałem do Mikołaja, wskazując znany mu taboret.
– Śmiało – uśmiechał się, siadając. – O co chodzi.
– O to. – Wręczyłem mu kilka kartek. Gdy tylko je zobaczył, zbladł strasznie.
– Wszystko mogę wytłumaczyć – zaczął. – Interesuję się legendami. Poza tym w naszej ojczyźnie jest jeszcze dużo białych plam. Nieźle płacą za dokładne mapy.
– Nie wątpię. – Wyzbyłem się udawanej dobroci w głosie. Mikołaj najwyraźniej to usłyszał, może zobaczył coś w moich oczach. W każdym razie wyciągnął nagle rewolwer ukryty w rękawie i wystrzelił mi w głowę. Jedynie refleks sprawił, że zasłoniłem się prawdziwą dłonią i zatrzymałem kulę.
– Srebrna – westchnąłem. Machnąłem ręką wytrącając mu broń z ręki, która upadał po drugiej stronie chaty. – Zbytnio ufasz legendom.
Mikołaj nie miał najwyraźniej ochoty na dalsze pogaduchy i z przerażeniem w oczach wybiegł z mojego domu. Nie przejąłem się tym – wręcz spodziewałem się tego. Pomyślałem, że dobrze mi zrobi rozruszanie starych kości.
Przemieniłem się w całości, rogami lekko porysowałem sufit. Wyprężyłem się i na czterech łapach pognałem za zbiegiem. Nie uciekł daleko. Gdy go dopadłem krzyczał przez sekundę, a później było po wszystkim. Krew obficie zrosiła śnieg nadając mu różową barwę.
Zobaczyłem, że całą scenę widziały, wciąż jeszcze przebrane, dzieci. Wróciłem do swojej postaci i wytłumaczyłem im, jak ten zły człowiek chciał na nas sprowadzić zagładę albo niewolę.
Na naukę nigdy nie jest za wcześnie.
***
Tej nocy musieliśmy się przenieść pomimo chłodu. Co prawda obcy był tylko jeden, jednak nie wiadomo, czy nie zgadał się z naszymi wrogami. I osiedliliśmy się tutaj.
Pamiętajcie, nawet świetny przywódca może popełniać błędy, zbytnio słuchając stada, dlatego powinnyście się uczyć na moich błędach.
Wasz tata wyciągnął z tego naukę, dzięki czemu od lat mieszkamy w jednym miejscu. I cieszymy się, że świat o nas zapomniał.
