- Opowiadanie: Ajzan - Melodyjka

Melodyjka

Ponieważ to opowiadanie leżało dość długo jako kopia robocza, publikuję je ponownie.

Za betę oraz cenne uwagi bardzo dziękuję mr.marasowi.

 

Poniższy tekst to moja pierwsza próba podejścia do tematu dystopii.

Obrazek jest mojego autorstwa.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Melodyjka

 

1

 

Pod opuszczonym straganem przyczaiła się drobna postać odziana w łachmany. W cieniu głębokiego kaptura duże, czerwone oczy dziecka wodziły za przechodzącymi opodal ludźmi. Sprawdzały, czy nie ma wśród nich stróżów prawa. Na wszelki wypadek, bo o ile na niższych poziomach Grisu patrole Szarych Płaszczy były czymś oczywistym, tak na Placu Szarych Skrzydeł nie były konieczne z powodu innego, ogromnego strażnika.

Ponoć żaden budynek i komin nie miał prawa przewyższać wież Obserwatorium, głównej siedziby władz porządkowych dzielnicy. Kiedy przyczajone za straganem dziecko powiodło wzrokiem w górę, nie mogło wyobrazić sobie, czy komukolwiek udałoby się zbudować coś bardziej imponującego. Wierzchołki identycznych słupów z cegieł sięgały chmur, tnąc je niczym ostrze tkaninę. Jednak sama ich wysokość nie budziła takiego strachu, jak niezliczone stworzenia nieruchomo siedzące na cokołach wokół wież. Każde z nich wyglądało, jakby za chwilę miało sfrunąć w dół i pojmać upatrzoną ofiarę.

Nie mogąc już znieść ani chwili dłużej ich widoku, dziecko z powrotem skryło się pod straganem.

Plac Szarych Skrzydeł to nie miejsce dla takich, jak ono – przypomniało sobie. – Jest zbyt otwarty, jasny, niebezpieczny.

Ale też pełen jedzenia na widoku. Wystarczyłoby tylko wyciągnąć rękę, tak by nikt, ale to absolutnie nikt tego nie zauważył.

Mogło pójść gdzie indziej poszukać pożywienia, lecz czy by je zdobyło? Sklepów oraz placów targowych na niższych poziomach Grisu pilnie strzegły Szare Płaszcze, pistoletami i ostrym słowem skutecznie rozprawiając się ze wszelką nieuczciwością.

Aż zadrżało na wspomnienie tych wysokich postaci spowitych w szarość. Im dłużej o nich myślało, tym wyraźniejszy stawał się ich obraz. Było ich dwóch, niewzruszonych i zagniewanych. Jeden z nich wyciągnął pistolet, nacisnął spust…

Rozległ się huk. Dziecko struchlało jeszcze bardziej, dłońmi objęło rozpalone nagłym bólem gardło. Nie mogło uciec, tylko czekać, co będzie dalej i mieć nadzieję.

Nic jednak nie nastąpiło. Ciszę, która zapadła po urojonym strzale, powoli wypełniał rzeczywisty gwar Placu Szarych Skrzydeł. Spróbowało zaczerpnąć powietrza ustami. W gardle poczuło tym razem tylko lekkie pieczenie, pamiątkę z tamtego okropnego spotkania z Szarymi Płaszczami. Tutaj zaś ich nie było, nie musiało się lękać. Jeśli będzie szybkie, pozostanie niezauważone, zdobędzie jedzenie, zdoła uciec.

 

*

 

Na rynku mijał ciepły, choć wietrzny dzień. Kiedy kolejny podmuch smagnął spacerujących między stoiskami, większość ludzi nawet nie okazała zainteresowania, co najwyżej poprawiła odzienie. Tylko jeden mężczyzna znieruchomiał nagle, bo nie tylko poczuł uderzenie powietrza, ale też dotyk, jakby ktoś klepnął go w nogę, bardzo blisko kieszeni. Wsadził do niej dłoń, a wyczuwszy pod palcami przetarty materiał portfela, uspokoił się i rozejrzał. Ponieważ przed zdarzeniem błądził myślami gdzie indziej, nie zauważył tego, kto go dotknął. Podejrzewał, że to jakiś urwis popędził w głąb targowiska, torując sobie drogę między dorosłymi. Teraz go nie widział, więc zapewne był już daleko. W przekonaniu, że nie ma sensu roztrząsanie spraw, których nie widać, mężczyzna poszedł dalej w swoją stronę. Wkrótce zupełnie zapomniał o całym zdarzeniu.

A tymczasem niewidzialne dla innych dziecko pędziło dalej, unikając w miarę możliwości kontaktu z przechodniami. Nie mogło przestać biec, gdyż gdyby tylko zwolniło choć na moment, zostałoby zauważone.

Z niepilnowanego worka zniknęła garść orzechów. Zaraz potem pochłonięty rozmową z młodą dziewczyną sprzedawca owoców nie zauważył ubycia jednego jabłka. Z kolei kawałek dalej rzeźnik stał odwrócony tyłem do lady, kiedy mała kiełbaska nagle rozpłynęła się w powietrzu. Podobne zjawiska powtórzyły się jeszcze na kilku straganach, lecz nikt niczego nie spostrzegł, co najwyżej zareagował odruchowo na podmuch wiatru.

Targ opasał szerokim łukiem prawie cały Plac Szarych Skrzydeł. Niewidzialny złodziej dobiegł niemal do samego końca, choć stracił mnóstwo sił. Pozostawał jednak niewidoczny. Z kieszeniami pełnymi jedzenia rozglądał się teraz za odpowiednią kryjówką. Odnalazł ją za kolejnym opuszczonym straganem, otoczonym stertami porzuconych skrzyń. Niewiele myśląc wskoczył pod ladę.

Gdyby ktoś tam zajrzał, zobaczyłby żywy stos brudnych szmat z drobnymi dłońmi sięgającymi do kaptura. W docierających do kryjówki promieniach światła błysnęły rozemocjonowane czerwone oczy. Choć kamienie pod osłoniętą ladą były wilgotne, a powietrze pachniało przegniłym drewnem, to jednak dziecko zdołało usadowić się dość wygonie i nabrać tchu.

Pomimo zmęczenia wewnątrz rozpierała je dzika radość z powodu udanej kradzieży, jak również ogromna ulga, bo mimo drobnych potknięć nie zostało przyłapane. Wiedziało jednak, że nie może tu pozostać. Jak tylko odpocznie wystarczająco długo, pobiegnie znów, tym razem jak najdalej od Placu Szarych Skrzydeł.

Powoli łapiąc oddech, słuchało, jak pulsowanie krwi w uszach cichnie, gdy wtem rozległ się kobiecy krzyk:

– Ratunku! Złodziej! Aaa! Puszczaj!

Wrzask dochodził z daleka. Bliższe były pomruki i głosy tych, którzy również usłyszeli wołanie.

Przez szparę w obudowie straganu był całkiem dobry widok na Plac Szarych Skrzydeł, przesłaniany jedynie przez ludzi. Obejmował kawałek Obserwatorium oraz miejsce publicznych egzekucji na środku placu.

W polu widzenia pojawił się ten, który musiał napaść kobietę – biegł szybko, trzymając w rękach skradzioną torbę. Wyglądał na wysokiego młodzieńca. Miał płomieniście rude włosy, lecz nie to zdumiało ukrytego obserwatora najbardziej, lecz jego głupota.

Każdy, kto w tej dzielnicy kradł, bo nic innego mu nie pozostało, wiedział, że aby przeżyć, musi pozostać niezauważony. A ten tutaj nie dość, że dopuścił się jawnej napaści na uczciwą mieszkankę Grisu, to jeszcze zamiast zniknąć w najbliższej ulicy, puścił się biegiem centralnie przez Plac Szarych Skrzydeł, jakby życie nie było mu miłe.

Nikt nie próbował zatrzymać zuchwalca, nikt nie ruszył za nim w pogoń. Nikt nie musiał.

Ludzie widoczni przez szczelinę lękliwie cofnęli się z uniesionymi w górę głowami. Ktoś podniósł rękę, jakby coś pokazywał.

Uciekający rudzielec także spojrzał tam, gdzie inni. W jednej chwili zrozumiał, jaki wielki błąd popełnił. Przyspieszył w nadziei, że zdoła umknąć losowi, który sam sobie zgotował.

Nie zdążył.

Wielki, ciemny kształt opadł na niego z góry i powalił. Ukryte za straganem dziecko wstrzymało oddech, kiedy szara jak kamień, upiorna istota powstała wśród obłoków wznieconego kurzu. Trzymała w szponiastej łapie nieruchomego rudzielca. Zamachała parę razy wielkimi, szarymi skrzydłami i odleciała ze swą zdobyczą do wnętrza Obserwatorium.

W miejscu, gdzie pochwyciła złodzieja, pozostał tylko jego łup. Jak tylko opadł kurz, okradziona właścicielka w milczeniu podniosła torbę i nie marnując czasu, biegiem opuściła Plac Szarych Skrzydeł.

Tymczasem wiatr nie ustawał, obojętny na wydarzenia, które miały przed chwilą miejsce. Silny podmuch smagnął kobietę niczym pędzący na oślep, wystraszony młody człowiek, który za wszelką cenę pragnie uciec z pola widzenia upiornych strażników górnego poziomu Grisu.

 

2

 

Pustą ulicą szło dwóch mężczyzn w szarych płaszczach. Maszerowali równym, energicznym krokiem, czemu nie przeszkadzała prowadzona przez nich rozmowa:

– A słyszałeś, co było wczoraj? – zapytał niższy wzrostem funkcjonariusz.

– Chodzi ci o tego, co go upiór porwał tuż pod centralą?

– Ano, o tym właśnie mówię. Pono chłopak nie żył zanim go przejęli w środku. – W głosie mężczyzny pobrzmiewała zgroza.

Jego wysoki towarzysz prychnął.

– Jak mawia nasz kapitan: za draniami i durniami nie warto płakać – przypomniał koledze – a ten był nimi dwoma.

Niższy stróż prawa przytaknął energicznie, jakby w ten sposób chciał zatrzeć wszelkie podejrzenie, że okazał choćby ślad współczucia kryminaliście.

– Tak, dureń, oczywiście.

– Przynajmniej jeden upiór rozprostował te swoje skrzyła.

– Ehe. – Po chwili namysłu niski dodał: – W sumie to straszne marnotrawstwo.

– Co masz na myśli? – spytał wyższy.

Zatrzymali się przy pełnej śmieci szczelinie między klitkami, które tutaj uchodziły za domy mieszkalne.

– Bo słuchaj, siedzą sobie całymi dniami te skrzydlaki i nic nie robią, bo mają pilnować tylko góry, gdzie jest spokojnie.

Wysoki strażnik prychnął drugi raz.

– A myślisz, czemu tam jest spokój? Gdyby nie upiory, to tam na górze bywałoby równie wesoło, co tutaj.

– Ale pomyśl tylko. – Niższy z Szarych Płaszczy nie zamierzał kończyć tematu dopóki nie zostanie zrozumiany. – Na wieżach siedzi ich chmara. Gdyby choć tylko części rozkazano obserwować dolne rejony…

– To byśmy nie mieli roboty, głupcze – odparł jego towarzysz, po czym, widząc jak przyjacielowi rzednie mina, klepnął go w plecy. – Chociaż masz rację. Gdyby częściej upiory zlatywały niżej, byłoby nam łatwiej. Sam czasem śnię o tym, jak rozprawiają się z całym tym bagnem na Dnie…

Niski mężczyzna pokiwał głową.

– Że też centrala na to pozwa…

W tym momencie trochę odpadów z łoskotem poleciało z góry śmieci na końcu ślepej uliczki. Funkcjonariusze Szarych Płaszczy odruchowo sięgnęli do kabur.

Spomiędzy starych puszek i szmat wyszło coś jasnego i podłużnego. Niższy mężczyzna pomyślał wpierw, że to musi być kot, lecz coś mu się nie zgadzało, a poznał co, gdy stworzenie podbiegło bliżej niego oraz światła.

– To przecież… – Ostatnie słowo zagłuszył wystrzał.

Wyższy funkcjonariusz chybił a jego cel nie zamierzał dać mu drugiej szansy. Szybkimi susami przebiegł prosto pod jego nogami. Mężczyzna krzyknął, obrócił się i znów wystrzelił z podobnym rezultatem. Próbowałby jeszcze, gdyby przyjaciel nie wytrącił mu broni.

– Odbiło ci?! – krzyknął.

– Szczur! – wysoki funkcjonariusz sapnął podniecony. – Nienawidzę szczurów! A ten był ogromny! I biały! A jego oczy…!

– I uciekł! – przerwał mu niższy kolega. – Weź się w garść i nie marnuj naboi!

 

*

 

Strzały nie wywabiły nikogo na zewnątrz – może tylko kilka osób zerknęło przez okna, ale nie było wśród nich pewnego dziecka. W kącie izby opuszczonego domu próbowało udawać kupę porzuconych szmat. Rękoma obejmowało rozpalone gardło, ledwie miało siły oddychać. Zdołało z powrotem zaczerpnąć powietrza dopiero, gdy Szare Płaszcze minęły ruderę.

W tej samej chwili usłyszało ruch. Zrozumiało, iż nie jest samo. Zamrugało parę razy, by lepiej widzieć.

W plamie światła wpadającej przez mętne szyby nie zobaczyło niczego, dopiero na granicy z ciemnością dojrzało błyski pary oczu. Ze strachu, podniosło się do ucieczki. W głowie mignęły mu okropne wspomnienia z wczorajszego dnia.

Nie, to niemożliwe, by to był upiór! One są tam, na górze!

Iskierki w mroku również się poruszyły i w świetle pojawiła się najpierw głowa szczura, potem cała jego reszta.

Dziecko znieruchomiało, teraz bardziej ze zdumienia niż lęku. Gryzonie spotykało codziennie, lecz ten był inny pod wieloma względami.

Wielkością dorównywał kotu. Całe jego ciało pokrywała biała sierść. Światło wpadające przez brudne okno odbijało się w oczach o rzadko spotykanej barwie.

Nie czmychnął, choć to zwykle robiły szczury, kiedy zostały wykryte. Co więcej, wydawał się wręcz zainteresowany drugą istotą w opuszczonym domu. Równie zaciekawione spoglądało na niego dziecko. 

Gdy gryzoń podszedł bliżej, ono również weszło w smugę światła. Przypomniawszy sobie krzyki jednego z funkcjonariuszy Szarych Płaszczy, bladymi dłońmi ściągnęło kaptur i pozwoliło, by białe kosmyki włosów opadły na ramiona.

„Patrz! Jesteśmy tacy sami!” – chciały przekazać czerwone, ludzkie oczy.

Szczur przekrzywił głowę, a dziecko mogłoby przysiąc, że w szkarłatnych ślepiach dostrzegło zrozumienie.

Zrobiło jeszcze jeden drobny krok i gryzoń tym razem cofnął się nieznacznie. Nie uciekł jednak – fakt ten z jakiegoś powodu ucieszył je. Sięgnęło do kieszeni, a widząc niepewność gryzonia, uśmiechem spróbowało zapewnić, że nie zamierza zrobić mu krzywdy.

W fałdach o wiele za dużego płaszcza wymacało parę orzechów zabranych wczoraj z Placu Szarych Skrzydeł. Wyciągnęło jeden i powoli, niemal uroczyście położyło na podłodze. Usiadło z powrotem pod ścianą, gdy tymczasem szczur obwąchał pozostawiony smakołyk. Nagle podniósł wzrok. Zerkał tak to na orzech to na darczyńcę, który gestami oraz minami usiłował zachęcić do poczęstunku.

W końcu szczur uległ i wziął w łapki orzech. Długie, ostre siekacze bez trudu przebiły twardą skorupkę. Łupinki cicho stuknęły o stare deski. Dziecko sądziło, że mając w garści jedzenie, gryzoń ucieknie, lecz tego nie zrobił, tylko w mgnieniu oka pochłonął poczęstunek.

To też przyjęło z nieoczekiwaną radością – oto pierwszy raz od dawna miało do czynienia z kimś, kto nie był mu niechętny i nie próbował zrobić krzywdy. Nie chciało, by ta chwila prysła, więc wyjęło z kieszeni drugi orzech. Tym razem nie położyło go na podłodze, tylko wyciągnęło przed siebie na dłoni.

Doszło do ponownej wymiany spojrzeń ze szczurem, któremu też nikt wcześniej chyba nie zrobił niczego miłego. Powoli przydreptał bliżej. Tak jak poprzednio obwąchał smakołyk oraz przy okazji karmiącą dłoń.

Kilka sekund później kolejne łupinki spadły na podłogę. Po jeszcze chwili drobna dłoń gładziła bez lęku lśniące futro.

 

3

 

Kiedy tylko mogło, dziecko o czerwonych oczach unikało pojawiania się na otwartych przestrzeniach, a jeśli już musiało, to przemierzało je niewidzialne w biegu. Pewnego dnia jednak, włócząc się bocznymi ulicami jednego z wyższych poziomów Grisu, dotarło do Galerii.

Choć rozumiało możliwe ryzyko, nie mogło też powstrzymać ciekawości. Wyjrzawszy zza rogu zobaczyło parę osób. Stały one daleko i raczej nie zmierzały w jego stronę. Przede wszystkim jednak nie były to Szare Płaszcze, więc o ile nie będzie hałasowało, nie powinno zwrócić na siebie ich uwagi – pokrzepione tą myślą podeszło do barierki.

Niczym głębokie cięcia Galerie dzieliły Gris, w pełni ukazując wszystkie poziomy dzielnicy naraz, ułożone niczym warstwy. Im wyżej stały budynki, tym były piękniejsze. Najwspanialsze wznosiły się rzecz jasna na samym szczycie, a ponad nimi wszystkimi wyrastały wieże Obserwatorium.

Na ich widok dziecko przeszył zimny dreszcz. Wydarzenia sprzed kilku dni wciąż żywo malowały mu się we wspomnieniach.

Stanęło na palcach, by lepiej widzieć, co jest niżej.

Sieci rurociągów, torów i kabli przypominały próbę cerowania szczeliny. Po kładkach, tarasach i mostach chodzili ludzie. Kiedy codzienny gwar na Galeriach zakłóciło przeciągłe trąbienie, zwrócili głowy w kierunku źródła hałasu.

Zza łagodnego zakrętu wyjechał po wiszących torach pociąg towarowy. Z komina lokomotywy buchał gęsty, ciemny dym. Stojący na poziomie torów i nieco wyżej odeszli świadomi tego, co zaraz nastąpi. Ci znacznie wyżej natomiast z zainteresowaniem obserwowali, jak równolegle z przejazdem pociągu szczelinę wypełniają spaliny, upodabniając ją do czarnego, wzburzonego strumienia.

Z powodu skupienia na obserwacji oraz hałasu, mały, zakapturzony obserwator nie zauważył nadchodzącego towarzystwa.

Dotarło do niego dopiero wołanie:

– Ej, ty!

Dziecko wzdrygnęło się. Miało nadzieję, że to nie do niego się zwracano.

– Ty w płaszczu, głuchy?!

Zacisnęło mocniej dłonie na barierce. Uciec, czy ignorować dalej? – myślało gorączkowo. Zanim jednak podjęło decyzję, trzech chłopców, starszych i większych od niego, zagrodziło mu drogę. Jeden z nich szarpnięciem obrócił go i ściągnął z głowy kaptur.

– Patrz, Kapitanie, jaki dziwoląg – powiedział chłopak po lewej i zarechotał. Nie był to przyjemny dźwięk.

– Ta, biały jak królik, którego kiedyś miałem – dodał ten po prawej, tak samo rozbawiony. – Nawet oczy ma tak samo czerwone.

Wszyscy trzej mieli równo przystrzyżone fryzury i ubrania w dobrym stanie. Najlepiej wyglądał ten pośrodku, zwany Kapitanem.

Nawet, gdyby ich ofiara potrafiła, to ze strachu nie dałaby rady wykrztusić z siebie czegokolwiek. O ucieczce zaś mogła zapomnieć, bo chłopcy otoczyli ją ciasnym półokręgiem

Kapitan nachylił się.

– Jesteś głuchy, czy niemowa?! – zapytał głośno, co jego towarzysze uznali za bardzo zabawne.

Pchnął dziecko na balustradę. Uderzyło czołem w metalowe pręty i zanim zdążyłoby otrząsnąć się, Kapitan albo któryś z jego rechoczących kamratów, podniósł je tak wysoko, że miało barierkę na wysokości brzucha.

Dym z komina lokomotywy powoli rozwiewał się, ukazując bardzo długą drogę w dół.

– Wyglądasz mi na coś, co wypełzło z Dna – stwierdził Kapitan. – Wiesz, tak się składa, że mój ojciec jest ważną figurą wśród Szarych Płaszczy, a ja, jako przykładny syn, chcę mu pomóc w czyszczeniu porządnych ulic ze wszelkich szkodników. – Przycisnął ofiarę do balustrady. – To jak? Sam wrócisz tam, skąd przybyłeś, czy mamy ci w tym pomóc?

Dziecko było zbyt przerażone, by spróbować się wyrwać. Jaka szkoda, że dar niewidzialności działał tylko, kiedy biegło.

To koniec – pomyślało.

W tej samej chwili jednak, kiedy wydawało mu się, że nie ma dla niego żadnej nadziei, poczuło gwałtowne poruszenie w największej kieszeni płaszcza.

– Coś ma w tych łachmanach, szefie – zauważył jeden z kamratów Kapitana.

– Sprawdź – odparł krótko przywódca bandy. – To pewnie skradziony towar.

Chłopak nie zdążył się nawet schylić. To, co siedziało w kieszeni, wyskoczyło z groźnym piskiem. Wrzask zaatakowanego wystraszył pozostałych.

– Co jest…?! – Kapitan nie dokończył pytania, bo biała smuga przeskoczyła na niego. – Au!!! Aaa!!! Złaź, potworze!

Aby zrzucić z siebie szczura, musiał wypuścić swą ofiarę. Ona zaś pojęła, że to jej jedyna szansa na ucieczkę.

 

*

 

Niewiele brakowało, a zleciałoby na sam dół. Mogło też trafić do Szarych Płaszczy i tym razem nie skończyłoby się tylko na ostrzegawczym strzale paraliżującym, który z bliska potrafił być tak silny, że trwale uszkadzał trafione organy.

Kryjówkę znalazło w przestrzeni między budynkami zakładów, służącej za wysypisko śmieci. Jakiś czas później wśród cieni zwartych murów rozległy się ciche gwizdy, krótka melodyjka składająca się z zalewie trzech dźwięków.

Czujne dziecko wyczekiwało. Targały nim uczucia niepokoju, tęsknoty oraz wdzięczności.

To dzięki białemu szczurowi zdołało uciec. Nie został poproszony, a mimo to zaatakował Kapitana i jego kamratów. Oby wyszedł cało z tej konfrontacji.

Zagwizdało po raz drugi tę samą melodyjkę i znowu nie otrzymało odpowiedzi.

Może powinno samo pójść poszukać szczura?

Nie, nie wróci na Galerie, tam było zbyt niebezpiecznie.

Ale gdzie w takim razie mógł być szczur?

Gdziekolwiek, bo Gris był ogromną dzielnicą, ono zaś uciekło bardzo daleko.

Gdy trzy gwizdy ponownie zaburzyły ciszę wysypiska, wyczerpane dziecko oparło głowę o śliski mur.

Ocknąwszy się, nie było pewne, ile czasu minęło. Zaalarmował je szelest i jak zwykle w takich sytuacjach, przygotowało się do ucieczki.

Zza sterty gratów wyszedł biały szczur o czerwonych oczach.

Na widok przyjaciela, o którym zaczynało myśleć, że utraciło go na zawsze, dziecko przepełniła radość. Także gryzoń musiał być rad, bo przydreptał żywiej.

W półmroku białe futro zdawało się emanować własnym słabym światłem, na którego tle całkiem dobrze było widać ciemne plamy na pyszczku. Gryzoń miał bardzo ostre zęby i był niesamowicie szybki, ale czy byłby w stanie zagryźć wszystkich członków bandy Kapitana?

Jakby w odpowiedzi szczur pokręcił głową i to zupełnie wystarczyło.

Niestety, przyjaciele nie zdążyli nacieszyć się ponownym spotkaniem, bo gdzieś niedaleko padły strzały.

 

4

 

O wydarzeniach, które potem miały miejsce, opowiadano z powagą, żalem, złością lub trwogą. Historycy usiłowali znaleźć pierwotną przyczynę, lecz jak to zwykle bywa z przełomowymi momentami w dziejach, ich geneza była skomplikowana i rozmyta. Tym jednak, których zadowalała prosta odpowiedź, wystarczyło, że wszystko zaczęło się od rudowłosego chłopaka zabitego na Placu Szarych Skrzydeł przez upiora.

Smutek i niedowierzanie jego licznej rodziny, mieszkającej na jednym z niższych poziomów, w ciągu kilku dni przerodziły się wśród niektórych jej członków w nieokiełznany gniew. Ujście dla niego znaleźli w spontanicznym i z góry skazanym na niepowodzenie ataku na lokalny komisariat Szarych Płaszczy. Agresorów strażnicy szybko unieszkodliwili, niektórych na dobre, lecz to wystarczyło, by rozniecić iskrę, dotychczas ledwie migocącą w sercach ludzi najbardziej dotkniętych przez utrzymywany strachem i przemocą porządek.

Coraz częściej dochodziło do zamieszek. Grupy ruchu oporu śmielej dawały o sobie znać. Głośniej wypowiadano słowo „rewolucja”. Władze dzielnicy nie miały zamiaru do niej dopuścić.

 

*

 

Dziecko o czerwonych oczach również poczuło wicher zmian. Słyszało toczące się na ulicach walki, parę razy w ostatniej chwili uciekło z pola bitwy. Częściej też widywało Szare Płaszcze. Rośli mężczyźni wyglądali groźniej niż kiedykolwiek. Sprawiali wrażenie, że mogą zastrzelić za samo spojrzenie im prosto w oczy.

W tym pełnym niebezpieczeństw czasie tylko obecność szczura działała na nie kojąco. Miało kogoś, na kim mogło polegać. Wystarczyły trzy gwizdy i gryzoń był już u boku pełen gotowości i ciekawości.

Gdy pewnego dnia otworzyło oczy, poczuło przed sobą bułkę. Po dokładnej jej inspekcji przy słabym świetle „pożyczonej” jakiś czas temu świeczki, odkryło ślady zębów. Szczur siedział cierpliwie w pobliżu.

W podzięce dziecko rozdzieliło dłońmi twardą bułkę na dwie nierówne części. Mniejszą oddało przyjacielowi.

Powoli przeżuwając kolejne kęsy, myślało o tym, jak to teraz jest trudno. Z powodu wzmożonej aktywności Szarych Płaszczy bało się oddalać od obecnej kryjówki w pomieszczeniu dostępnym jedynie przez szyb wentylacyjny na opuszczonej stacji metra. Wodę cichcem podbierało z pobliskiej studni publicznej, lecz z jedzeniem nie było tak łatwo – na nie szczur sam wychodził zapolować.

Często, kiedy myślało nad czymś intensywnie, dziecku wydawało się, że biały przyjaciel go słucha. Niestety, w drugą stronę to nie działało.

Popatrzyło na szczura, który siedząc na tylnych łapach, drobnymi, szybkimi kęsami pochłaniał swój kawałek bułki.

Wcześniej nie poświęcało wiele uwagi niezwykłości przyjaciela. Był inny, tak samo jak ono i to wystarczyło. Właściwie, to o sobie też niewiele myślało. Miało białą skórę, siwe włosy oraz czerwone oczy, z jakiegoś powodu też w biegu stawało się niewidzialne. Trzy pierwsze cechy stanowiły przeszkodę, ostatnia ułatwienie. Nie wnikało, dlaczego nie jest takie, jak inni ludzie. Szczur natomiast je fascynował. Nie nadało mu imienia, bo po co silić się na coś, czego nie można wysłowić? Po prawdzie, ono również nie znało swego imienia, a jeśli kiedyś miało, to zapomniało. Odkąd pamiętało, żyło na ulicach jak wyrzutek, bez domu i kogoś bliskiego. Do teraz.

Szkarłatne ślepia błysnęły w słabym świetle świecy i dziecko uświadomiło sobie, iż szczur również na nie patrzy. Przełknęło bułkę i przywołało go ruchem dłoni. Gryzoń usadowił się wygodnie w skrzyżowanych nogach gotowy na pieszczoty.

Pod białym futrem wyczuwalne były wypukłości – kolejna niezwykła cecha – po dwie na głowie i grzbiecie. Już na samym początku ich znajomości szczur dał o zrozumienia, że nie lubi, gdy je dotykano. Sztywniał wtedy, jakby to były bolące rany.

Nie jesteś zwyczajnym szczurem, prawda? – pomyślało dziecko.

Gryzoń wpatrywał się w nie, ale nie wykonał żadnego ruchu, który mógłby być odpowiedzią.

Na pewno nie – uznało. – Ale w takim razie czym?

W cieplejsze dni do Grisu przybywał wędrowny teatr. Ludzie w kolorowych kostiumach, przedstawiali na ustawionej na placu scenie bajki oraz opowieści zza wysokich murów dzielnicy, terenów owianych tajemnicą dla większości widzów. W tych historiach występowały różne niesamowite istoty. Niektóre z nich potrafiły ukrywać się przed innymi pod postacią zwierząt, zwykle tych uważanych za paskudne, jak na przykład szkodniki. Ujawniały się dopiero komuś szlachetnemu, godnemu poznania ich tajemnicy, komu mogłyby służyć wiernie.

Ciekawe, czy szczur mógłby być jednym z takich stworzeń?

Ten nie odpowiedział

Co ja sobie wyobrażam! – skarciło siebie w myślach.

Nie do końca rozumiało pojęcie szlachetności, lecz z całą pewnością ono takie nie było. Poza tym, nawet jeśli te cudowne istoty istniały naprawdę, to nie mogłyby żyć w miejscu tak okropnym jak Gris.

 

*

 

W manierce skończyła się woda. Przełknąwszy ostatni łyk, dziecko nie bez niechęci uznało, że trzeba iść uzupełnić zapas. Zgasiło świecę i po przeczołganiu się przez szyb wentylacyjny, wyszło na opuszczoną stację.

Od czasu wybuchu zamieszek i wzmożenia aktywności Szarych Płaszczy, zaczęło prowadzić nocny tryb życia – wtedy można było łatwiej się ukryć. Po omacku, pokonało dystans dzielący je od ledwie zarysowanych w mroku schodów wiodących w górę.

Na niewielkim placu światło dawały z rzadka poustawiane latarnie. Było tu pusto i cicho. Z obawy przed rozróbami większość mieszkańców pobliskich domów opuściła w pośpiechu ten rejon. Ci zaś, którzy nie mogli zdobyć się na ucieczkę, udawali, że ich również nie ma.

Dwie postacie podbiegły do studni. Szczur wskoczył na krawędź betonowego cylindra, tuż obok solidnego, metalowego wiadra. We dwójkę zdołali zepchnąć je do środka. Łańcuch dzwonił wściekle, kiedy odwijał się z walca. Hałas zakończył odległy plusk. Prosta linia ze stalowych krążków przekrzywiła się w stronę, w którą zmierzał nurt w rurze kanału wodnego.

Gryzoń na posterunku wypatrywał zagrożeń, gdy tymczasem dziecko dopadło kołowrotu. Mechanizm był dość oporny i musiało włożyć wiele sił, aby wciągnąć wiadro z powrotem.

Słyszało już chlupot wylewanej wody, gdy szczur zapiszczał ostrzegawczo. Przypominał teraz psa myśliwskiego, który wskazuje zwierzynę. Głowę miał skierowaną na wiszącą na jednym z budynków tablicę informacyjną. Gdy spojrzenia obu par czerwonych oczu skrzyżowały się, szczur zeskoczył ze studni i pognał przed siebie. Przystanął w połowie drogi do tablicy i dziecko zrozumiało, że chce, aby za nim podążyło. Puściło kołowrót. Za nim łańcuch znów zgrzytał, kiedy obciążone wiadro spadało z jeszcze większym impetem niż poprzednio.

Ponieważ nie umiało czytać, rzadko kiedy zwracało uwagę na tablice informacyjne, o ile nie wisiały na nich listy gończe z podobiznami poszukiwanych. Od dawna obawiało się znaleźć wśród nich swoją twarz.

Dość blisko tablicy stała rozpalona latarnia. W jej słabym świetle zobaczyło kartkę z wizerunkami: szczura i młodego człowieka. Obaj mieli jasne włosy i czerwone oczy.

Kapitan twierdził, że jest synem ważnej szychy wśród Szarych Płaszczy.

Szukają nas za tamto na Galeriach! – uświadomiło sobie ze zgrozą.

Dlaczego nie zauważyło tych plakatów wcześniej?! Czyżby dopiero dziś zostały rozwieszone?!

Poczuło jak szczur wspina mu się po nogawce, a potem płaszczu. Objęło go. Gryzoń popatrzył na nie, jakby wiedział, że to przez jego agresywny atak oboje zostali kryminalistami.

Teraz nic tego nie zmieni – pomyślało.

W tym momencie ciszę nocną przerwał huk gdzieś w oddali. Szczur stał się czujny, a dziecko zesztywniało. Zanim odzyskało panowanie nad sobą, na plac wbiegły Szare Płaszcze. Jeden wyciągnął pałkę, drugi pistolet.

– Ruchy, stary! – krzyknął jeden do drugiego. – Kolejne rozróby, psiakrew! Nasi potrzebują wsparcia!

Szare Płaszcze zniknęły w następnej ulicy. Pędząc w stronę miejsca wybuchu, żaden z nich nie zauważył stojących w pobliżu poszukiwanych.

Niedobrze, źle, niebezpieczeństwo – myślał mały przestępca.

Muszą się ukryć, tylko gdzie?

Oboje spojrzeli na schody do nieczynnej stacji metra. Prędzej czy później zamieszki dotrą i tutaj, a wtedy ktoś z Szarych Płaszczy lub inny zajrzy do szybu wentylacyjnego… Nie, trzeba uciekać gdzie indziej. Tu już nie jest bezpiecznie.

Ze zdenerwowania dziecko poczuło ucisk, niemal dokładnie taki sam, jak wtedy, kiedy Kapitan przymierzał się do zrzucenia go na samo Dno.

Przełknęło ślinę. Może… tam? Szare Płaszcze nigdy nie schodziły tak nisko, więc być może istniała dla niego i szczura szansa.

Decyzję o ucieczce przypieczętowały strzały i krzyki znacznie bliższe od huku.

Stopy jakby same rzuciły się do ucieczki. Minęły studnię, zejście do metra i dotarły na rampę za paroma zakrętami. Pędząca w dół, zaślepiona przez strach, niewidoczna postać straciła zupełnie panowanie nad sobą. Nie widząc własnych nóg, nie wiedziała po czym stąpa.

 

5

 

Otaczała je ciemność – dziecko uświadomiło sobie. Na wszelki wypadek zamrugało parę razy. Niczym żarówka tuż przed oczami rozbłysło wspomnienie chwili, gdy straciło równowagę i uderzyło głową o twardą drogę.

Przyłożyło sobie dłoń do piekącego czoła. Ku swemu zdziwieniu odkryło pod palcami kawałek materiału owinięty wokół głowy.

Leżało na czymś, co mogło być starym materacem.

Czy schwytano je i siedzi teraz w owianym złą sławą areszcie w piwnicach Obserwatorium? Zadrżało, podsunęło do twarzy pled, którym zostało okryte – pachniał ziemią i wilgocią.

Słuchało, ale panowała ogłuszająca cisza. Żadnych jęków innych więźniów, kroków strażników, desperackich uderzeń o drzwi. Nic. Było samo w ciemności.

Szczur! – przypomniało sobie o przyjacielu. – Gdzie on jest?! Czy zostali rozdzieleni?! Aby się o tym przekonać, istniał tylko jeden sposób.

Trzy krótkie, niepewne gwizdy odbiły się echem od nie tak znowu odległych ścian. Dziecko trwało w nerwowym oczekiwaniu dość długo, zanim postanowiło ponownie zagwizdać. Znów odpowiedziała mu cisza. Odczekało jeszcze kilka minut, które okazały się męczarnią, i znów zawołało szczura z podobnym rezultatem.

Wreszcie, ignorując tępy ból i zawroty głowy, najpierw podniosło się do pozycji klęczącej, potem na chwiejne nogi. Obojętnie z jakiego powodu i gdzie się właściwie znalazło, musiało stąd wyjść. W tej ciemności nie wytrzyma ani chwili dłużej.

Powoli, acz z determinacją, szło wsparte o zimną ścianę z nierównych cegieł. W pewnym momencie natrafiło na coś, co mogło być drewnianymi drzwiami. Zastukało w nie, a mając pewność, że za nimi jest wolna przestrzeń, zaczęło szukać klamki. Ku swej cichej radości odnalazło ją, a także stary rygiel, który zdołało odsunąć.

Najpierw pchnęło drzwi. Ani drgnęły, więc nie tracąc nadziei pociągnęło je ku sobie z całej siły. Opornie i ze straszliwym skrzypieniem ustąpiły i twarz wyzwolonego musnął chłód świeżego powietrza.

Po drugiej stronie krzywe, wąskie schody prowadziły stromo pod górę. Zanim jednak dziecko weszło na pierwszy stopień, zerknęło za siebie w ciemność, z której zdołało uciec. Stąd pomieszczenie bardziej niż celę przypominało piwnicę.

Spróbowało zagwizdać jeszcze raz i jak poprzednio, odpowiedziała mu cisza. Westchnęło ciężko, zasmucone kolejną rozłąką z przyjacielem. Bało się nawet myśleć, iż straciło go na dobre.

Kto mnie tu przyniósł i dlaczego? Co ten ktoś zrobił ze szczurem? – zastanawiało się. – Gdzie właściwie jestem?

Aby się o tym przekonać, musiało dostać się na szczyt schodów.

 

*

 

Z powodu osłabienia wspinaczka trwała długo, lecz została zwieńczona sukcesem. Wyszło na wąską ślepą uliczkę między dwoma wysokimi budynkami. Kiedy spojrzało w górę, ujrzało, że stykają się one ze sobą. To je zaniepokoiło, ale poszło dalej w stronę tego, co wyglądało na otwartą przestrzeń.

Okazała się ona szeroką ulicą bez wyraźnego rozdzielenia dróg dla pieszych i pojazdów, Pokrywała ją błotnista ziemia, a przez środek biegło coś na kształt strumyka. W miejscach, gdzie stało największe bagno, poukładano kawałki przegniłego drewna, kamienie i inne większe śmiecie. To było jednak nic w porównaniu z kamienicami. W opuszczonych budynkach, brakowało okien i drzwi. Ściany miały popękane, a niektóre całkowicie się rozpadły lub były ku temu bliskie. Zupełnie jakby od wielu lat dźwigały olbrzymi ciężar i powoli, jeden po drugim traciły siły.

Iskierka zrozumienia rozbłysła w umyśle dziecka. Uniosło wzrok. Na ulicę nie dochodziło wcale tak dużo światła z powodu gęstej plątaniny kładek, kabli, rur i torów powyżej.

Przełknęło ślinę. Iskierka wybuchła niczym pożar. Poczuło, że miękną mu i tak już słabe kolana.

Wbrew sugestiom Kapitana, jeszcze nigdy nie było na Dnie. Zła sława najniższego poziomu Grisu jeszcze do niedawna odstraszała je o zejścia tak głęboko. To tu, według zasłyszanych opowieści, ukrywali się najgorsi przestępcy – przypomniało sobie ze zgrozą.

Ależ było głupie sądząc, że tu będzie bezpieczne! Jednakże, czy mogło być złe tylko na siebie? Nie wiedziało przecież, jak się tu znalazło.

Kątem oka dostrzegło ruch. Wzdłuż płytkiego strumyka szła kobieta w łachmanach. Kiedy zorientowała się, że jest obserwowana, stanęła. Z jej ust wyszedł charkotliwy krzyk.

– Straszydło wyszło z kryjówki! – zawołał ktoś z drugiej strony, tym razem mężczyzna. Wskazywał palcem na dziecko.

Zewsząd jakby znikąd pojawiali się kolejni mieszkańcy Dna. Brudni, obdarci, o nieprzyjemnych wyrazach twarzy ludzie zamknęli łukiem wyjście ze ślepej uliczki. Przekrzykując siebie nawzajem, wrzeszczeli na skołowanego młodego człowieka, który próbował zrozumieć, co się dzieje. Najwyraźniej został wzięty za widmowego upiora, który od jakiegoś czasu straszył po nocach okolicę, zaś za dnia ukrywał się w strzeżonych przez siebie piwnicach ruder. Teraz jednak, kiedy potwór odważył się opuścić leże przed zmrokiem, mieszkańcy Dna poczuli się silniejsi i gotowi wyeliminować go, dopóki mieli szansę.

– Patrzcie go, próbuje nas przekonać, że to nie on! – zawołała brudna kobieta w odpowiedzi na gorące przeczenia oskarżonego.

– Nas nie nabierze! Biały jak sama śmierć, a oczy ma czerwone od krwi!

– Zabijmy go, póki słaby!

Z ust dziecka wydostał się wtedy rozpaczliwy jęk – jedyny odgłos, jaki umiało z siebie w tej chwili wydobyć. Nic innego już mu nie pozostało. Na przeciśnięcie się przez półpierścień złożony z mnóstwa strasznych osób nie miało najmniejszych szans. Powrót do piwnicy też nie wchodził w rachubę, gdyż cały ten tłum mógł bez trudu obrócić zamknięte na rygiel drzwi w stos starego drewna z domieszką złomu.

A przecież przez moment sądziło, że na Dnie będzie bezpieczne.

Ktoś zarechotał.

– Słyszycie jak kwili o litość?! Nie weźmie nas na płacz i udawanie dziecka!

U kogoś innego błysnęło ostrze noża. Kilku mężczyzn wyszło przed resztę. W tym samym momencie biały szczur wyskoczył niespodziewanie ze ślepej uliczki, gotowy do ataku. Po wypluciu czegoś z pyska zasyczał groźnie.

Uzbrojeni mężczyźni byli zaskoczeni niemniej od ich ofiary.

– Jest ich dwóch?! – krzyknął któryś.

– Nie cofajcie się! Weźmiemy obu! – odrzekł inny.

Biała sierść na grzbiecie szczura zjeżyła się. Czerwone ślepia zapłonęły żądzą mordu. Stojąc tak, gotowy walczyć z każdym, kto podejdzie bliżej, wydawał się większy.

To bez sensu – pomyślało przerażone dziecko – nie dasz rady! Jest ich zbyt wielu, to nie Kapitan i jego dwaj pomagierzy, tylko wściekły tłum, który naprawdę chce nas zabić!

Szczur obrócił głowę w jego stronę. Wyraz pyska przez ten krótki moment wydawał się inny: smutny i przepraszający.

Uzbrojeni mężczyźni wykorzystali nieuwagę gryzonia do podejścia jeszcze bliżej. Ten w mgnieniu oka wrócił do poprzedniej pozycji. Wydał z siebie przeciągły, przeszywający do szpiku kości pisk, lecz to nie on znów wstrzymał motłoch i przeraził wszystkich obecnych.

Na ich oczach szczur rósł. Z każdą sekundą jego ciało stawało się niemal podobne do ludzkiego. Z dwóch wypukłości na grzbiecie wystrzeliło coś podobnego do błoniastych skrzydeł, na głowie wyrosła para krótkich rogów. Pisk stopniowo przeszedł w złowróżbny warkot, zaś koniec transformacji zwieńczył ryk, od którego stawało serce. Była w nim nie tylko czysta furia, ale też przesłanie: To ja jestem waszym straszydłem, a nie to dziecko! Podejdźcie bliżej, a pożałujecie!

Teraz wielkością dorównywał rosłemu mężczyźnie stojącemu na czworakach.

Większość zebranych, także tych uzbrojonych, cofnęła się. Tylko na jednym dryblasie groźba potwora nie zrobiła wystarczającego wrażenia. Z kijem najeżonym gwoździami ruszył naprzód. Nie zdążył wykonać zamachu, bo stwór go dopadł. Bez najmniejszego trudu wyrwał mu broń i rzucił nią w tłum. To samo zrobił po chwili z samym mężczyzną.

Do niedawna agresywny motłoch rozpierzchł się we wszystkie strony. Także ranni i powaleni zdołali jakoś opuścić najbliższy zasięg potwora, który zaryczał jeszcze raz ostrzegawczo.

Ostatecznie u wylotu ślepej uliczki zostały tylko dwie postacie.

 

6

 

Bestia opadła z powrotem na cztery łapy. Pysk miała chudy, z nosem jak u nietoperza. Ponad zmierzwionymi włosami sterczały rogi oraz spiczaste uszy, zaś za uchylonymi wargami ostre zęby.

Jeśli wcześniej dziecko czuło odrętwienie, tak teraz zdołało zrobić krok do tyłu. Potwór pozostał na swym miejscu. Nie wyglądał teraz, jakby zamierzał je zaatakować. Z wąskich, czerwonych oczu powoli odpłynęła żądza mordu, zastępiona przez niepewność.

Niedoszłej ofierze rzeczywistość przesłonił obraz upiora z Placu Szarych Skrzydeł, trzymającego w szponiastej łapie rudowłosego chłopaka, za chwilę zastąpiony przez scenę, gdzie biały stwór rzucił człowiekiem w tłum. Oba wydarzenia przeplatały się, tworząc niewyraźną, straszliwą historię.

Nie mogło, a może nie chciało uwierzyć, iż ten kogo uważało za przyjaciela, okazał się… czymś innym. Wszelkie oznaki, które wcześniej je zastanawiały, lecz nie umiało, czy wręcz nie chciało znaleźć dla nich wyjaśnienia, nagle nabrały sensu. Żaden szczur nie mógł być aż tak niezwykły i pozostawać tylko gryzoniem.

Cofnęło się jeszcze o jeden krok i coś opadło mu na oczy. Szybkim szarpnięciem zerwało to z głowy. Uwolnione od kawałka materiału czoło zapulsowało bólem i dziecko odruchowo przyłożyło do niego dłoń. Pod palcami wyczuło tym razem lepkiego strupa. Zerknęło szybko na szmatkę, która okazała się zakrwawionym opatrunkiem.

Pod wpływem nagłej myśli postąpiło jeszcze jeden drobny krok, ale tym razem do przodu. Stwór nie cofnął się. Przed nim leżało coś, co jeszcze jako szczur przyniósł ze sobą. Okazało się, że to ciemna kiełbasa. Spojrzało na nią, potem stworowi prosto w czerwone ślepia.

To ty mnie tu sprowadziłeś? – tak brzmiało ukształtowane przez nie w myślach pytanie.

Zawstydzony stwór powoli skinął głową.

Strach dziecka teraz był raczej śladem po wcześniejszych wydarzeniach. Sięgnęło po kiełbasę, z której starło ziemię nieupapranym krwią kawałkiem szmatki. Zdołało przełamać kawałek mięsa na dwie części. Większą chciało oddać stworowi.

Ten, który do niedawna był szczurem, wyciągnął szponiastą łapę. Był zaskoczony i niepewny, jak w chwili pierwszego spotkania. Nie wziął jednak ofiarowanego mu jedzenia. Zmarszczył brwi i zastrzygł uszami.

Coś się działo – wyczuli to oboje.

Z bardzo daleka dobiegły odgłosy walki. Zerknąwszy za siebie, stwór zasyczał. Jak poprzednio przekaz był zrozumiały, mimo braku słów: Wracaj do środka!

 

*

 

Jeszcze zanim nieprzytomne dziecko trafiło na Dno, na górze władze dzielnicy, zaniepokojone coraz częstszymi zamieszkami i innymi aktami agresji wobec Szarych Płaszczy, dokładnie przeanalizowały sytuację.

Najgorzej było na niższych poziomach. To stamtąd niczym zaraza niósł się coraz wyżej buntowniczy duch.

Zwykłe demonstracje siły, aresztowania i publiczne egzekucje nie dawały już oczekiwanych skutków, tylko wręcz przeciwne. Władze musiały raz a dobrze pokazać buntownikom oraz ich stronnikom, iż podobna działalność nie była i nie będzie tolerowana w Grisie. Potrzebowały wydarzenia, które tak nimi wstrząśnie, że nie ośmielą się więcej podnieść głosu i ręki na ustalony porządek.

Żeby osiągnąć ten cel, trzeba było dokładnie wyczyścić ze wszelkiego brudu i śmiecia wszystkie zakątki dzielnicy, także te najgłębsze.

 

*

 

Dziecko o mały włos nie spadło ze stromych schodów, kiedy zbiegało nimi z powrotem do mrocznej piwnicy. Stwór podążył za nim, lecz stanął u szczytu. Kiedy zamykało drzwi na zasuwę, obrócił głowę w stronę wylotu zaułka.

Znowu otoczyła je ciemność. Spojrzało w mroczną głębię. Czy oprócz starego materaca było tu jeszcze coś, czym mogłoby zabarykadować drzwi? Idąc wcześniej od legowiska, nie natrafiło na nic podobnego. Jednak nawet jeśli gdzieś coś takiego tu było, to nie miało sił na szukanie. Nogi mu drżały, serce waliło jak młot, ledwie mogło złapać oddech, jego gardło płonęło, przed oczami widziało w mroku kolorowe plamy.

Przycisnąwszy plecy do drzwi, opadło na zimną podłogę. Stąd nie słyszało jeszcze strzałów i krzyków.

Oby zawierucha nas ominęła – łudziło się.

Trapiło je złe przeczucie, że to Szare Płaszcze zeszły tu za poszukiwanymi… Nie, przecież oni nigdy nie zapuszczali się na Dno.

Ale ostatnio nic nie było takie, jak dawniej.

Silny dreszcz wstrząsnął dzieckiem, przełknęło ślinę, która wcale nie ugasiła bólu w gardle. Za wszelką cenę starało się nie rozpłakać.

Miało dość! Dlaczego musiało żyć w ciągłym strachu? Czy nie może inaczej?

Pokręciło głową. Przecież wiedziało, że nie może. W tej paskudnej dzielnicy ktoś taki, jak ono, nie mógł być niczym innym, tylko szkodnikiem. Nie pasowało nigdzie ani na dole, ani na górze.

Z nagle przypomnianych sobie opowieści o życiu poza wysokimi murami Grisu powstał obraz spokojnego życia, czystych ulic i niewyobrażalnego piękna, równie cudowny, co nieosiągalny. Nie mogło znowu dać się ponieść niedorzecznym marzeniom. Nie po tym, kiedy ostatnie sprowadziło je tutaj.

Nadal ściskało w dłoniach szmatkę oraz oba kawałki kiełbasy. Mnąc materiał, znów pomyślało o legowisku ze starego materaca i pledu, następnie o tym, jak szczur sztywniał, ilekroć dotknęło dziwnych wypukłości na jego ciele, o których teraz wiedziało, że ukrywały rogi i kikuty skrzydeł.

Czy zniósł je aż tutaj, bo tak ono chciało, czy też również uważał, że tutaj będą bezpieczni?

 

*

 

Wbrew nadziejom, zawierucha na zewnątrz wcale nie ominęła zaułka. Coraz głośniejsze i wyraźniejsze stawały się strzały, wrzaski, ryki i przeciągłe gwizdy – zupełnie jakby Szare Płaszcze postanowiły w końcu wziąć się za czystki na Dnie.

Dziecko nawet nie próbowało wyobrażać sobie, co może dziać się na zewnątrz.

A co robił biały stwór? Czy strzegł dostępu do piwnicy, jak to czynił, gdy ono było nieprzytomne? Chciało wierzyć, że jeśli przyjdzie do walki, to zdoła je ochronić, jak wtedy przed bandą Kapitana oraz motłochem, z którym zadarł, usiłując zapewnić rannemu najlepszą możliwą opiekę w warunkach najniższego poziomu Grisu.

Choć każdy dźwięk przyprawiał je o dreszcze, to ze strachu nie mogło też ruszyć się z miejsca.

W końcu usłyszało znajomy ostrzegawczy warkot oraz męskie głosy:

– A co to, kur…?!

– Strzelaj, durniu! Wzywam wsparcie!

W ciągu następnych kilku sekund miało miejsce wiele rzeczy. W zaułku rozległ się jeden strzał, a tuż po nim urwany krzyk oraz uderzenie czegoś ciężkiego o twardą ziemię. Równocześnie powietrze przeszył długi gwizd, po chwili także nagle uciszony. Za późno jednak, gdyż posiłki zostały wezwane.

Nadbiegły kolejne Szare Płaszcze i od razu otworzyły ogień w stronę białego stwora, który stękał przy każdym trafieniu. Tłem dla strzałów był kolejny przeciągły gwizd. Wkrótce wszystkie te dźwięki zastąpiły następne krótkie wrzaski.

Ledwie ucichł ostatni, gdy w zaułku wylądowało ciężko coś, co biały stwór przywitał rykiem. Odpowiedziały na niego co najmniej dwa, niemal identyczne.

To już koniec! – pomyślało pozbawione nadziei dziecko.

Jeśli stwór przegra tę walkę, to nawet jeśli ono ukryje się w najgłębszym kącie piwnicy, zostanie wytropione i schwytane przez upiory. Dla nich stare drzwi z prostym ryglem nie stanowiły żadnej przeszkody.

Na zewnątrz rozgorzała zacięta walka co najmniej trzech bestii, jednej przeciw pozostałym. Nieludzkie, pełne bólu jęki mogły jedynie sugerować przebieg starcia. Koniec nastąpił, kiedy najpierw upadło jedno ciało, a potem drugie zjechało w dół po schodach. Z hukiem uderzyło o drzwi.

Powróciła cisza prawie całkowita, jeśli nie liczyć masakry w oddali. Jedna bitwa ustała, lecz nastąpiła kolejna, tym razem w głowie dziecka. Bało się wyjść na zewnątrz, lecz jednocześnie trapiło je zmartwienie o białego stwora. Mimo wszystko wciąż byli przyjaciółmi – uświadomiło sobie. Był inny, czy to jako szczur, czy upiór i zawsze troszczył się o nie.

Zdołało zebrać w sobie tyle sil, by spróbować wstać. Jednym szarpnięciem odsunęło rygiel, lecz dopiero po kilku długich sekundach wahania powoli uchyliło drzwi. Za nimi po raz pierwszy ujrzało szarego upiora z tak bliska. Przyćmione bielmem oczy patrzyły na nie martwym wzrokiem. Z głębokich ran na szyi spływała krew. Jej świeży zapach był tak mdlący, że nie zdołało powstrzymać wymiotów. Przetarłszy rękawem usta, spojrzało na szczyt schodów. Z ostatniego stopnia ku dołowi opadała bezwładnie szara łapa. Także spod niej spływał kaskadami ciemny strumień.

Ponieważ nie miało sił na rozbieg i skok, musiało przejść po trupie do schodów, a na nich uważać, by się nie poślizgnąć.

Zwymiotowało drugi raz, kiedy zobaczyło wszystkie ciała zaścielające wąski zaułek. Rozszarpani ludzie leżeli skąpani we własnej krwi. Nad trupami ledwo górowała tylko jedna postać.

Samotna walka pozostawiła stwora w stanie niewiele lepszym od Szarych Płaszczy. Posoka wypływała z licznych ran po pazurach, zębach i od kul, plamami pokrywała łapy i pysk. Z kolejnego starcia nie ujdzie z życiem.

To, czego już dokonał, budziło u patrzącego przerażenie i odrazę, lecz gdyby nie pozabijał ich wszystkich, oni nie mieliby litości dla nich.

Zupełnie wyczerpany stwór upadł u stóp dziecka, które spróbowało nim bezskutecznie potrząsnąć.

Jeśli umrze, to nigdy sobie tego nie wybaczy! Było złe na siebie, bo to przez jego niemądre pragnienia i decyzje się tu znaleźli. Miało jakąś dziwną nadzieję, że jeżeli tylko stwór przeżyje, może jeszcze wszystko inne obróci się na lepsze. Musiało tylko jak najszybciej zawlec go do piwnicy, gdzie starym pledem zdoła opatrzyć mu rany. Potem wejdą głębiej – jeśli dobrze rozumowało, pod kamienicą ciągnął się cały system piwnic.

Mimo drżenia warg, zdołało zagwizdać tuż przy jego uchu. Trzy krótkie dźwięki podziałały niczym zaklęcie. Zdezorientowany stwór otworzył oczy. Siląc się na uśmiech, dziecko położyło sobie na barkach ubroczone krwią ramię. Pomogło przyjacielowi podnieść się na kolana.

Nie mieli czasu. W każdej chwili mogli nadejść kolejne Szare Płaszcze wraz z upiorami.

Już mieli ruszyć ku kryjówce, kiedy usłyszeli za sobą ludzki jęk. Jeden z funkcjonariuszy jakimś cudem przeżył. Mężczyzna z rozciętą połową twarzy posyłał im pełne nienawiści spojrzenie jedynego całego oka. Wsparty na jednej ręce, w drugiej trzymał wymierzoną w nich broń.

Dla dziecka w tym momencie czas się zatrzymał. Pomyślało, iż może będą mieli szansę, gdy pobiegnie i stanie się niewidzialne. Ale było na to zbyt słabe, nie da rady, chyba że zostawi stwora, a tego nie mogło zrobić – nie po tym, co on już dla niego uczynił. Tym razem to ono weźmie sprawy we własne ręce. Gotowe było stanąć przed tym, który chciał im zrobić krzywdę.

Wytrąci mu z ręki broń i dobije – od momentu dostrzeżenia ciągle żywego funkcjonariusza Szarych Płaszczy do tego postanowienia minęła sekunda, może dwie. Mężczyzna nie poświęcił tyle czasu na rozważania. Bez wahania nacisnął spust.

Najpierw dziecko poczuło uderzenie, jakby ktoś rzucił w nie z całej siły rozżarzonym kawałkiem węgla. Straciło dech i władzę nad swym ciałem. Z dolnej części pleców, gdzie zostało trafione, niczym kręgi na wodzie bardzo szybko rozchodziły się gorąco i ból. Kiedy dotarły do nóg, upadło na kolana.

Miało wyjątkowo nieprzyjemne, aczkolwiek znajome wrażenie, że zostało wrzucone do ognia. Płonęła każda część jego ciała, organ, kość, żyła.

Lichymi resztkami sił zdołało uczepić się białego stwora. Chciało go przeprosić za to, że nie dało rady.

Ostatnie, z czego zdało sobie sprawę, to obejmujące je ostrożnie łapy przyjaciela oraz cichy pomruk, a w nim ukryte słowa: Nie masz powodu, by błagać o wybaczenie. Dzięki twojej szczerej gotowości, by przyjść mi z pomocą, wracają do mnie utracone niegdyś siły. Nie pozwolę, by poświęcenie, na jakie od bardzo dawna nikt się dla mnie nie zdobył, poszło na marne.

 

7

 

Wydarzeniu temu nadano nazwę Wielkich Porządków. W ciągu zaledwie jednego dnia aresztowano kilkuset mieszkańców najniższego poziomu Grisu. Nieoficjalnie mówiono również, iż więcej ludzi zginęło podczas stawiania oporu lub ucieczki przed upiorami. Dokładnej sumy strat po stronie Szarych Płaszczy nigdy nie podano do wiadomości, ale nikt nie ukrywał, iż także ich szeregi zostały mocno przetrzebione.

Tak gwałtownym posunięciem władze dzielnicy na krótko odniosły oczekiwany skutek, bo raz wywołanej lawiny nie zatrzymają w pośpiechu postawione mury, tylko zostaną przez nią pochłonięte i dodadzą sił.

Ci, co brali udział w powstaniu, opowiadali potem o tym, co widzieli. Krążyło wiele mniej lub bardziej wiarygodnych historii.

Aby zapobiec epidemii, po Wielkich Porządkach na Dno zostały wysłane ekipy zbieraczy trupów. W jednej ze ślepych uliczek znaleziono dwanaście ciał Szarych Płaszczy – tak przynajmniej można było sądzić po ilości znalezionych głów – oraz dwóch upiorów. Ponoć ich wszystkich coś musiało rozszarpać na strzępy. Według kobiety, należącej do tej grupy czyścicieli, jednemu facetowi sprawca nie tylko poharatał i urwał głowę, ale też wbił głęboko do gardła pistolet.

Z kolei ocalały mieszkaniec Dna twierdził, że na krótko przed nadejściem Szarych Płaszczy, w okolicy tamtego zaułka miał się kręcić potwór o czerwonych oczach.

Najniezwyklejszą opowieścią była jednak ta o białym upiorze.

Wkrótce po rozpoczęciu Wielkich Porządków, nieliczni mieszkańcy wyższych poziomów Grisu, którzy mieli odwagę obserwować czystki z góry, zobaczyli skrzydlatego stwora, jaśniejszego niż inne upiory. Niczym orzeł szybował przez Galerie, by ostatecznie wznieść się ponad najwyższe budynki i przelecieć nad murami dzielnicy.

Niektórzy ze świadków mogliby przysiąc, że ta niezwykła istota trzymała coś lub kogoś w ramionach.

 

*

 

Dziecko miało wrażenie, że spoczywa na rozżarzonych kamieniach. Nawet najdrobniejszy ruch sprawiał mu niewyobrażalny ból. Jedynie ukojenie dawał powiew zimnego powietrza uderzający na nie z boku.

Spróbowało otworzyć oczy. Nad sobą ujrzało kolorowe plamy. Mruganie i mrużenie polepszyły obraz o tyle, że jeden z kształtów stał się wyraźniejszy. To była jasna twarz o czerwonych oczach na tle błękitnego nieba.

Pośród świstu wiatru dosłyszało trzy krótkie dźwięki. To nie były gwizdy, ale i tak rozpoznało znajomą melodyjkę. Przyniosła ze sobą dziwny spokój oraz obietnicę. Krzyki, strzały, Szare Płaszcze, upiory, Dno, Gris – wszystko to było daleko, niczym stare wspomnienie. Gdziekolwiek biała istota je zaniesie, oboje będą bezpieczni.

Ból pleców usiłował przypomnieć o sobie, tak samo jak pewne uciążliwe pytania, wymagające odpowiedzi. Ale one mogą jeszcze trochę zaczekać.

Wtulone w przyjaciela wkrótce zapadło w sen. Mimo przeciwności, od bardzo dawna nie spało tak dobrze. Śniło o stworzeniach i miejscach, które kiedyś widziało na deskach wędrownego teatru, nierealnych w swej cudowności, a mimo to ponoć prawdziwych. Było wśród nich także białe stworzenie o czerwonych oczach, z nich wszystkich najprawdziwsze.

Koniec

Komentarze

ładna i nieźle napisana historia, ale trochę niezgodności gramatycznych zawiera, np.:

“Plac Szarych Skrzydeł to nie miejsce dla takich jak ono – przypomniało sobie wystraszone. Było otwarte, jasne, zbyt niebezpieczne.” – Kto był otwarty, jasny i zbyt niebezpieczny – plac czy dziecko?

pozdr.

Podobało mi się, choć pozostawiło mnie z pewnym niedosytem w kwestii kim/czym jest dziecko (młodym szczurem?). Lubię niedopowiedzenia, ale tu trochę mnie pokonały ;) Smokoszczur, bo tak go sobie wyobrażam, dobry.

Mam też troszkę problemu ze światem: jest taki typowo fantasy w zasadzie, nie ma wyraźnych wyróżników urban fantasy, ale ta broń palna, nazwana na końcu pistoletem? To chyba jedyny element, który zgrzyta mi w świecie.

 

Drobiazgi:

 

“Wiatr poruszył kilkoma kamyczkami.” – to by musiał być spory wicher, bo zwykły wiatr rzadko porusza leżące na ziemi przedmioty, zwłaszcza trochę ciężkie, a nawet przecież liście unoszą się nad ziemię dopiero przy sporym wietrze

 

“nie skończyłoby się tylko na ostrzegawczym strzale paraliżującym, który z bliska był tak silny, że trwale uszkodził krtań.” Dlaczego akurat krtań? I chyba uszkodziłby lub uszkadzał

 

“utrzymywany terrorem porządek” – terror mi tu zgrzyta

 

“Z ust dziecka wyszedł rozpaczliwy jęk“ – wydostał się?

 

“Strach wciąż trzymał dziecko” – tak to trochę brzmi, jakby strach był fizyczny, był osobą, może jednak coś w rodzaju ‘dziecko wciąż czuło strach, który stanowił już jednak tylko ślad…’

 

“Wytrąci mu z rąk pistolet i dobije“ – raczej z ręki? ale zob. uwaga powyżej

http://altronapoleone.home.blog

Niby nic nowego, historia, jakich wiele…

…ale zassała i nie chciała puścić. Pięknie opisujesz uczucia, rodzącą się przyjaźń – poezja po prostu. Właściwie reszta dosyć stereotypowa, ale wciąga jak bagno. Interesujący pomysł z narracją trzecioosobową. Super mi się podobało.

Niestety, jest kilka upiorków ;):

– “powiodło wzrok w górę po jednej z dwóch wież” – wzrokiem;

– “Każde z nich wyglądała” – wyglądało;

– “Wszelkie ucichły” – ale co ucichło?;

– “porywały kolejne drobiny do powoli rosnącej lawiny” – e rosnącą lawinę;

– “to by tam na górze bywałoby”;

– “stertę bezwładnie rzuconych szmat” – bezładnie;

– “podniosło się o ucieczki” – do ucieczki;

– “Nie, to nie możliwe” – niemożliwe, ten błąd się powtarza;

– “weszło do światła” – w plamę światła albo smugę światła;

– “przed siebie w otwartej dłoni” – na dłoni;

– “o którym zaczynało myśleć, że utraciło na zawsze” – brakuje “go”;

– “wciągu” – w ciągu;

– “ulicach walki. parę razy” – po kropce wielką;

– “groźniej niż kiedykolwiek, Sprawiali” – a po przecinku małą;

– “trudnej było zdobyć” – trudniej;

– “aby wciągnąć wiadro z powrotem na górę” – a w dół da się wciągnąć?;

– “psia krew” – psiakrew;

– “jeszcze o niedawna odstraszała je o zejścia tak głęboko” – coś uporczywie “do” zamienia się w “o”;

– “Jest ich zbyt wiele” – zbyt wielu;

– “a na głowie para krótkich rogów” – brakuje czegoś – “wyrastała para rogów”?;

– “odpływała rządza mordu” – feee, żądza;

– “Strach wciąż trzymał dziecko” – a strach to kto? to trzeba przerobić;

– “wyciągnął łapię” – łapę;

– “Nie wziął jednak ofiarowanemu mu” – ofiarowanego;

– “Mnąc je w dłoni” – jak można gnieść kiełbasę?;

– “W zaułku padł jeden strzał, a tuż potem urwany krzyk” – krzyk też padł?;

– “Rozszarpani luzie” – ludzie;

– “a tego nie mógł zrobić” – konsekwentnie: mogło;

– “zebrała ze dwanaście ciał” – to brzmi niezręcznie.

Na siłę mógłbym doczepić się jeszcze do lokalizacji piwnicy – jakaż to piwniczka wychodzi na zaułek? Komu takie coś byłoby potrzebne? Gdzieś tam brak kropek i przecinków.

 

Reasumując i parafrazując – dla mnie fascynujący koncert fajerwerków.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Smokoszczur, drakaina? Ja go wyobrażam sobie raczej jako wąpierzogargulca. :-) Zażut o brak oryginalności świata biorę na klatę – jak wspomniałam we wstępie, to moje pierwsze opowiadanie tego typu. Błędy poprawię najpóźniej do jutra.

Staruchu, czy masz na myśli pisanie z perspektywy bohatera płci nieokreślonej?

Smokoszczur – no cóż, mnie się tak skojarzył ten moment, kiedy dziecko wyczuwa te wypustki i coś tam pod skórą. Gargulca w tym zupełnie nie widzę, ale może dlatego, że niedawno na inny konkurs sama napisałam opowiadanie o gargulcach, więc mam swoje o nich wyobrażenie. A wąpierz to w ogóle co ma być? Bo zasadniczo jedyne znane mi znaczenie tego słowa to zniekształcone, w celu stworzenia pseudoetymologii wampir.

 

http://altronapoleone.home.blog

Z tego co wiem, wąpierz to wampir bardziej ludowy, daleki od typu arystokratycznego.

Yes, Ajzan – trochę nieprecyzyjnie się wyraziłem :).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Klimat mroczny uzyskałaś, nie ma co mówić. Czuć grozę, strach, w ogóle nieszczególny świat i czasy. Nawet opowieść jest jakaś, choć to nie jest mocno porywająca fabuła. Czytałem wczoraj i dzisiaj musiałem sobie ciut odświeżyć opowieść. To, co na pewno zapamiętałem i nie musiałem sobie przypominać, to “dziecko”.

Muszę przyznać, że nie zrozumiałem zamysłu tego bezpłciowego określenia. Na pewno buduje to dystans względem bohatera, jest odstawiony ode mnie, czytelnika. Jak dziecko z domu dziecka, chociaż tam się tak nie mówi. Gdy ktoś powie “dziecko, podejdź tu do mnie”, od razu buduje dystans i to świadomie. Taki był też Twój zamiar? Jednak przede wszystkim, wpływa to na sporą ilość powtórzeń w niektórych miejscach.

 

Opowiadanie fragmentami brzmi jak horror, a to akurat uważam za zaletę. :)

Pozdrawiam.

Świat – standardowa dystopia (zawsze na dole jest najgorzej), ale z przyjemnymi dodatkami.

Skąd właściwie dziecko wiedziało, jak wygląda? Włosy jasne, z oczami już gorzej. A tu rozpoznaje siebie na plakacie.

Fabuła interesująca, ciekawa byłam, co będzie dalej.

Bohaterowie fajni, mają jakieś swoje cechy charakterystyczne. Wiadomo, co ich połączyło. Oprócz albinizmu.

Legendy w ogóle nie widzę.

Wykonanie nie najgorsze, ale czasami coś zgrzyta. Raz nawet bardzo głośno.

Wszelkie ucichły.

Czegoś tu brakło.

Z wąskich, czerwonych oczu powoli odpływała rządza mordu,

Sprawdź w słowniku, co znaczy “rządza”. Możesz się zdziwić.

Babska logika rządzi!

Zdołałaś mnie zainteresować historią, ale jak Drakaina, chciałabym coś wiedzieć więcej o dziecku. Podoba mi się, że nie jest określonej płci – czy to sugestia, że może być hermafrodytą? Sądząc po opisach, dziecko jest wyrośnięte, więc może być świadome płci. No chyba, że… No właśnie, masz duże pole do popisu: jest z jakiejś grupy, która nie wyróżnia płci? Krewni tak określali? Mój umysł zdecydowanie w tym kierunku poszedł. 

Elementy horroru na bardzo duży plus, bo uwielbiam. 

Miłe czytadło. Fajnie, że eksperymentujesz z fantasy, myślę, że warto, żebyś jeszcze więcej tak popisała :)

 

Z tą, jak by to ująć, nijakością głównego bohatera było tak, że pierwotnie chciałam podać jego płeć przy okazji jakiejś sceny. Jeden z możliwych scenariuszy był taki, że w którymś momencie dziecko podniesie szczura, spojrzy w dół i stwierdzi, że oprócz koloru włosów i oczu jest jeszcze jedna rzecz, która ich łączy. Niestety, kiedy pisałam, nie znalazłam odpowiedniego miejsca na podobną rewelację, bo limit gonił, a potem, kiedy usunęłam sporo niepotrzebnych fragmentów, zmiana płci dziecka byłaby zbyt skomplikowana do wprowadzenia w większości tekstu na czas.

Poza tym pomyślałam, że to może być niezły eksperyment, czy dam radę pisać o kimś o nieokreślonej płci. Po komentarzach widzę, że opinie w tej kwestii są mocno mieszane, ze szczególnym uwzględnieniem powtórzeń.

Myślę, że przynajmniej część z tych dotyczących dziecka udało mi się usunąć, Darconie. Poprawiłam też wskazane przez Starucha, Finklę i drakainę błędy. Bardzo Wam dziękuję za wszystkie uwagi. Deirdriu, Twój pomysł z hermafrodytą podoba mi się i być może wykorzystam w późniejszych tekstach. :-)

Jeśli zaś chodzi o motyw konkursowy, to dopisałam wczoraj i dziś kilka linijek podkreślających legendę. Nie chciałam za bardzo iść z tym tekstem utartą drogą bohatera, który dokonuje czegoś niezwykłego i staje się legendą.

Wiem, że w tekście jest jeszcze kilka niejasności. W ostatnich poprawkach również próbowałam je wyjaśnić, ale części się nie da się zgrabnie wpleść do tego opowiadania w obecnej formie. Na przykład, nie mogę tu nigdzie wsadzić informacji, że dziecko miało w kieszeni kawałek potłuczonego lustra, w którym mogło się przeglądać przy dobrym oświetleniu, Finklo. Poza tym wydaje mi się, że mogło ono być świadome swojego wyglądu z innych powodów:

– wędrując po dzielnicy, mogło natrafić na jakąś lustrzaną powierzchnię,

– inni ludzie wytykali mu dziwaczny wygląd – w tekście dałam na to przykłady.

Podsumowując, bardzo cieszę się, że to opowiadanie spotkało się z całkiem ciepłym przyjęciem, pomimo licznych usterek. Jeszcze raz bardzo wszystkim dziękuję i pozdrawiam.

Nie chciałam za bardzo iść z tym tekstem utartą drogą bohatera, który dokonuje czegoś niezwykłego i staje się legendą.

Brawo dla tej pani! Tak trzymać.

 

A w kwestii dziecka – mnie się szalenie podoba jego niedookreśloność, aczkolwiek, jak pisałam, jednocześnie chciałabym o nim coś więcej wiedzieć. Cały czas miałam wrażenie, że ono nie jest do końca człowiekiem (stąd przez chwilę pomysł, że jest młodym zaginionym szczurem, bo one są takie trochę zmiennokształtne, a trochę w ogóle nieokreślone – ale chyba sobie nadinterpretowałam).

http://altronapoleone.home.blog

Interesujące i wciągające. Uniwersum to typowy steampunk, ale relacja dziecko-szczur i ich losy ukazana bardzo zajmująco. Ładnie tworzysz też klimat miasta, jego nierówności i panującej tam atmosfery.

Podsumowując: okraszony bardzo ładnie opisanymi emocjami koncert fajerwerków. Ode mnie klik.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Dziękuję, NoWhereManie. ^^

Naprawdę jest tu steampunk? Celowałam w te klimaty, ale musiałam ograniczyć opisy świata i chyba jedynym śladem, jaki pozostał, są pociągi, a to chyba mało.

Przeczytałam opowiadanie. Kwalifikuje się do konkursu.

 

Uwagi:

 

wilgotne(+,) a powietrze pachniało przegniłym

No, o tym mówię! – nNiski mężczyzna

Szczur przekrzywił głowę(+,) a dziecko mogłoby

Do teraz(+.)

po nogawce spodni(+,) a potem płaszczu

błotnista ziemia(+,) a przez środek biegło

śmierć(+,) a oczy ma czerwone

` Trapiło je złe przeczucie ← coś tu poszło nie tak

Nie masz powodu, by błagać o wybaczenie,.

nierealnych w swej cudowności(+,) a mimo to ponoć

 

Opinia o fabule po zakończeniu konkursu.

Życzę powodzenia :)

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Czy na rysunku celowo i szczur, i dziecko mają czerwone oczy? To by pasowało do mojej teorii o ich pokrewieństwie ;)

 

Btw dla mnie to nie jest klasyczny steampunk, ale świat może istotnie trochę okołosteampunkowy, jeśli przyjąć szeroką definicję. W każdym razie klimatyczny, a to się liczy.

http://altronapoleone.home.blog

Tak, oboje mają czerwone oczy, ale spokrewnieni ze sobą nie są.

Dziękuję za punkt, Naz. Wskazane błędy poprawię przed upływem terminu.

Plac Szarych Skrzydeł to nie miejsce dla takich jak ono – przypomniało sobie wystraszone. Było otwarte, jasne, zbyt niebezpieczne.

Ale też pełne jedzenia na widoku.

Wystraszone dziecko było zbyt niebezpieczne (i pełne jedzenia na widoku) czy plac? ;)

Do teraz

Zabrakło kropki.

Mam wrażenie, że miejscami gubi się podmiot:

Szkarłatne ślepia błysnęły w słabym świetle świecy i uświadomiło sobie, iż szczur również na nie patrzy. Przełknęło bułkę i przywołało go ruchem dłoni.

 Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Ostatnie poprawki naniesione.

Bardzo interesujące opowiadanie. Obecnie gdy widzę ponad 50 tyś znaków to nastawiam się na dłużyzny, ale u Ciebie akcja nie przystaje. Gdzieś kiedyś świta mi jakiś film dok. czy reportaż o mordowaniu albinoskich dzieci w Afryce, a Ty bardzo ładnie pokazałaś prześladowanie odmienności. Co do steampunku to właśnie te pociągi na “wiszących mostach”​ mi nie pasują ;) bo jakoś sobie tego nie mogę wyobrazić. Trafiają się też pomniejsze “litrówki”​, ale to drobiazgi. Dziecko którego nie widać jak biegnie, interesujący pomysł, o gargulcach nie wspominając ;)

O tym, co się dzieje w Afryce czytałam, ale zupełnie o tym nie myślałam, podczas pisania tego opowiadania. Bardziej inspirowałam się “Kształtem Wody” del Toro.

A jeśli chodzi o steampunk, to miał być, ale nie było miejsca.

Bardzo dziękuję, enderku. ^^

Jak mi się to podoba..

Świetne opowiadanie, Ajzan!

Bardzo zacna historia o przyjaźni dziecka z osobliwym szczurostworem. Zupełnie nie przeszkadza mi, że niewiele o nich wiem, wystarczają porządnie i ciekawie opisane koleje losu obu istot. Nie przeszkadzał mi też niedoprecyzowany świat, w którym rzecz się dzieje, bo podobna historia mogłaby się wydarzyć w każdym z dowolnie wymyślonych światów.

Mam nadzieję, Ajzan, że poprawisz usterki, bo nie chciałabym wycofywać Melodyjki z Biblioteki.

Bardzo podoba mi się ilustracja – gratuluję talentu! ;)

 

za ko­lej­nym opusz­czo­nym stra­ga­nem, oto­czo­nym przez ster­ty po­rzu­co­nych skrzyń. –> Raczej: …oto­czo­nym ster­tami po­rzu­co­nych skrzyń.

Nie wydaje mi się, aby to skrzynie otoczyły stragan i ułożyły się w sterty.

 

w oczach o rzad­ko spo­ty­ka­nej bar­wie –> Brak kropki na końcu zdania.

 

Rów­nie za­cie­ka­wio­ne spo­glą­da­ło na nie dziec­ko. –> Piszesz o szczurze, a ten jest rodzaju męskiego, więc: Rów­nie za­cie­ka­wio­ne spo­glą­da­ło na niego dziec­ko.

 

– Wy­glą­dasz mi na coś, co wy­peł­zło z Dna.Stwier­dziłł Ka­pi­tan. –> – Wy­glą­dasz mi na coś, co wy­peł­zło z Dna – stwier­dził Ka­pi­tan.

 

Tar­ga­ły je uczu­cia nie­po­ko­ju, tę­sk­no­ty oraz wdzięcz­no­ści. –> Raczej: Tar­ga­ły nim uczu­cia nie­po­ko­ju, tę­sk­no­ty oraz wdzięcz­no­ści.

 

Ale gdzie wtedy mógł być szczur? –> Ale gdzie w takim razie mógł być szczur?

 

lecz samo to jedno zda­rze­nie wy­star­czy­ło… –> …lecz to jedno zda­rze­nie wy­star­czy­ło

 

Sły­sza­ło to­czą­ce się na uli­cach walki, parę razy w ostat­niej chwi­li ucie­kło z pola bitwy. Czę­ściej też wi­dy­wa­ło na uli­cach Szare Płasz­cze. –> Powtórzenie.

 

i szczur czę­ściej sam wy­cho­dził za­po­lo­wać –> Brak kropki na końcu zdania.

 

Ci zaś, co nie mogli zdo­być się na uciecz­kę… –> Ci zaś, którzy nie mogli zdo­być się na uciecz­kę

 

Szu­ka­ją nas za tam­ten in­cy­dent! – uświa­do­mi­ło sobie. –> Dziecko znało takie słowo jak incydent?

 

Po­czu­ło jak szczur wspi­na mu się po no­gaw­ce spodni… –> Wystarczy: Po­czu­ło jak szczur wspi­na mu się po no­gaw­ce

Czy, poza spodniami, jakaś część garderoby ma nogawki?

 

naj­pierw pod­nio­sło do po­zy­cji klę­czą­cej, potem na drżą­ce nogi. –> …naj­pierw pod­nio­sło się do po­zy­cji klę­czą­cej, potem na drżą­ce nogi.

 

Ku swej ci­chej ra­do­ści od­na­la­zło ją razem ze starą za­su­wą, którą zdo­ła­ło od­su­nąć. –> Ze zdania wynika, że dziecko nie odnalazło klamki samo, a ze starą zasuwą.

Odsuwanie zasuwy nie brzmi najlepiej.

Proponuję: Ku swej ci­chej ra­do­ści od­na­la­zło ją, a także stary rygiel, który zdo­ła­ło odsunąć.

 

w stos sta­re­go drew­na z do­miesz­ką złomu –> Brak kropki na końcu zdania.

 

W czer­wo­nych ślie­piach wciąż pło­nął gniew… –> Literówka.

 

ob­ró­cił głowę w stro­nę wy­lo­tu z za­uł­ka. –> …ob­ró­cił głowę w stro­nę wy­lo­tu za­uł­ka.

 

Mimo drże­nia warg, zdo­ła­ło zło­żyć je w har­mo­nij­kę i za­gwiz­dać tuż przy jego uchu. –> Można złożyć usta w dzióbek, ale nie wiem jak można złożyć usta w harmonijkę?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję, Reg. ^^

Usterki poprawię w ten weekend.

;D

OK.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Poprawione. :-)

Jako ciekawostkę dodam, że pozę i ujęcie przerysowałam z tego zdjęcia.

Ajzan, zdjęcie fajne, ale Twój rysunek znakomicie ilustruje sens opowiadania. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Miło słyszeć (czy raczej: czytać). ^^

A mnie miło patrzeć na Twoją ilustrację. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Główny motyw dość typowy dla fantasy, podrasowany na steampunkowych “Nędzników”. Ale bardzo ładnie napisany, bez szarżowania, subtelnie, chciałbym powiedzieć, że w Twoim stylu, bo ciągle mam w pamięci najbardziej niedocenione opowiadanie z “Pierwszego razu”.

Najbardziej podobała mi się scena oswojenia szczura. Fajny też pomysł z tym pociągiem łączącym poziomy miasta (choć nie do końca potrafiłem to sobie przestrzennie wyobrazić). 

Trafiło się kilka niezamierzonych powtórzeń, np.:

Na przeciśnięcie się przez powoli zacieśniający się

Zdołało zebrać w sobie tyle sil, że zdołało wstać

Jeśli dojdzie do kolejnego starcia, nie ujdzie z niego z życiem.

Pomysł z tą bezpłciowością “dziecka” chyba przekombinowany. Użycie formy nijakiej trochę mieszało przy podmiotach domyślnych, gdyby to była “dziewczynka” chyba rzadziej miałabyś kolizję dwóch możliwych podmiotów.

Końcowa scena przypomniała mi “Skrzydła nocy” Silverberga :)

Dziękuję, coboldzie.

Kolejną porcję poprawek naniosę za jakiś czas.

Cieszę się, że się podobało. Wygląda na to, że subtelność jest tym, w co powinnam mierzyć przy pisaniu.

Noszę się z zamiarem przerobienia w przyszłości tego opowiadania na krótką powieść, gdzie rozwinę niektóre wątki. Mam nawet imię dla dziecka. które mogłabym używać zamiennie.

Mati? I zgaduj sobie, czytelniku, czy to Mateusz, czy Matylda? ;-) Pat? Domino? Albo coś podobnego?

Babska logika rządzi!

Na potrzeby innego opowiadania szukałam wykazów imion idealnych da dzieci obu płci. ale w języku polskim nie ma takich, nie licząc ksywek. Poza tym w rozszerzonej wersji tego opowiadania chciałabym pozostać przy obojnactwie głównego bohatera, bez konieczności określania jego płci, więc postanowiłam wybrać jakiś słowo niebędące imieniem. Na chwilę obecną stanęło na Ladaco.

Kolejna porcja poprawek naniesiona.

 No i kolejny, konkursowy tekst na wysokim poziomie. Dystopia może i typowa, ale ozdobniki świata nadają mu całkiem ciekawego i oryginalnego charakteru. Pomysł na bohaterów też niczego sobie. Znów jestem zmuszony ;-) napisać:

Dobra robota!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Miło mi to czytać, thargone. :-)

Wciągający, nieźle napisany tekst, choć momentami gramatycznie coś mi tam nie pasuje. Niby nie wychodzisz poza schematy głównym wątkiem, ale mimo to tekst wchłania i nie puszcza. Dodatkowo jest tu kilka fajnych pobocznych pomysłów oraz parę niedopowiedzeń, które w ostatecznym rozrachunku zupełnie nie przeszkadzają. Bardzo dobre opko :)

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Nie ruszyło mnie.

Styl do mnie nie przemówił.  Nie jest zły. Ale czegoś mi zabrakło. 

Historia niby też jest ok. Akcja płynie wartko. Bohaterka ma masę przygód, świadczących o pomysłowości autorki. Jakoś nie trafiają do mnie historię o przyjaźni zwierzaka z człowiekiem lub inną istotą rozumną. Może dlatego że nigdy nie miałem zwierzaka i nie lubię tego typu ckliwości.  Fabule  też czegoś zabrakło. 

 Legenda jest i tu się nie przyczepię.

Podsumowując, czegoś to zabrakło i wkradły się nuty fałszu. Pozdrawiam!

 

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

Hurra, pierwsze opowiadanie w Bibliotece! Dziękuję!

Bo to ładne było blush

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Miś przeczytał od początku do końca. :) To znaczy bez przerw. Nieprzyjemny świat, a w nim interesująca przyjaźń dwóch istot innych od spotykanych powszednio. A gdyby motyw takiej przyjaźni wykorzystać w dzisiejszym ‘dobrym’ świecie?

Nowa Fantastyka