- Opowiadanie: Ariz aka Zindir - "Dzieje czarnomaga" - Prolog

"Dzieje czarnomaga" - Prolog

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

"Dzieje czarnomaga" - Prolog

Po dłuższej nieobecności mam przyjemność zaprezentować prolog większego dzieła. Oczywiście, proszę o oceny i komentarze. Mam nadzieję, że oczy nikogo nie rozbolą :)

Pozdrawiam :)

 

Prolog
– Teraz powinno być dobrze. – Mruknął pod nosem zamykając ranę na nadgarstku. Jakiś czas temu odkrył że jego własne słowa wypowiadane na głos w jakiś przedziwny sposób dotrzymują mu towarzystwa. Bardzo rzadko zdarzało mu się z kimś dyskutować, a jeżeli już do tego dochodziło mimo woli, krótkimi odpowiedziami dawał rozmówcy do zrozumienia, że nie potrzebuje towarzystwa. Przez całe lata, spędzone w osamotnieniu otoczył się szczelnym, niewidzialnym pancerzem, ukrywając pod nim swoje myśli i emocje. Ale o czym to on teraz myśli?! Powinien się skupić na pracy, której poświęcił tyle czasu i jeszcze nigdy nie był tak blisko. Blisko? Blisko czego?

– Tak, teraz jest w porządku. – Trzymał na wyciągniętej dłoni niewielki kawałek węgla brunatnego i wyraźnie wyczuwał moc, która od niego biła. Gdyby wpadł na to wcześniej, gdyby się domyślił, powinien się domyśleć. Ale czy na pewno tego nie wiedział? Oczywiście, że wiedział lecz wzbraniał się przed poświęceniem cząstki siebie. Na kawałku węgla wyryty był dziwny znak, runa była poświęcona krwią czarnoksiężnika, i dopiero teraz nabrała mocy. Na bladej twarzy, o niemal kościanym odcieniu pojawił się nikły uśmiech, był to uśmiech dumy. Bo czyż nie doszedł dalej niż wszyscy inni? Czyż nie odtrącił od siebie lęku, który go przepełniał? Tak, tak właśnie było! Z uczuciem triumfu schował nową runę do sakwy razem z innymi i starannie przymocował ją do pasa. Opuszkami smukłych, kościstych palców pogładził bliznę na nadgarstku, ale bogowie było warto! Powolnym krokiem sunął korytarzem w kierunku schodów prowadzących do piwnicy. Zamknął starannie drzwi za sobą, i klucz wsunął do kieszeni. Nie mógł sobie pozwolić na nieostrożność, gdyby ktoś mu przerwał…nie!, Nie wolno o tym myśleć, wszystko pójdzie zgodnie z przewidywaniami. Jednak im bliżej znajdował się kamiennej ściany, za którą znajdowała się jego ukryta pracownia, tym większą odczuwał niepewność. Nie cofnie się, nie teraz. Wyciągnął z sakwy jedną z run i przyłożył ją do ściany mrucząc pod nosem dziwne słowa, powtarzał inkantację kilka razy a jego monotonne słowa odbijały się echem w kamiennym pomieszczeniu. W ścianie pojawiły się drzwi. Zdjął z szyi srebrny klucz naznaczony runami i wsunął go do otworu. W zamku zgrzytnęło i drzwi uchyliły się nieco. Wszystko było tak jak zostawił, ale oczywiście musiało tak być. Nikt po za nim nie dostałby się do tego pomieszczenia. Kilka run zostało ułożonych na kamiennej posadzce, bez wątpienia tworzyły równy okrąg. W jednym miejscu była większa luka niż między innymi runami. Czarnoksiężnik, rozgorączkowany zamknął drzwi na klucz i ruszył w kierunku niewielkiego stolika stojącego pod ścianą. Z niewielkiej szuflady wyciągnął trzy czarne jak noc świece, które zdawały się pochłaniać światło z otoczenia i umieścił je na srebrnym świeczniku, który tak jak klucz został pokryty runami. Jednym ruchem dłoni sprawił że knoty zapłonęły.

– Niech będzie co ma być. – Odwrócił się i sztywnym krokiem ruszył do runicznego kręgu. Gdy się tam znalazł, wszedł w środek kręgu, wyciągnął świeżo zdobytą runę poświęconą jego własną krwią, krwią czarnoksiężnika i położy ją w miejsce gdzie następował większy niż zazwyczaj odstęp. W następnej chwili wszystko potoczyło się nieprawdopodobnie szybko. Runy wokół niego zapłonęły bladym niebieskim światłem, które z każdą chwilą się nasilało niemal go przy tym oślepiając. Poczuł jak zimne krople potu spływają mu wzdłuż krzyża, nagle zrobiło się całkowicie ciemno i czarnoksiężnik zdjęty nagłą grozą odpłyną w nieznaną sferę.

 

***

 

Czarnoksiężnik opadał w ciemności nie wiedząc dokąd się udaje, czuł się inaczej, czuł się pusty. W duchu przeklinał swoją głupotę. Teraz patrząc na to z tej dziwnej perspektywy, będąc zawieszonym w nicości zaczynał żałować. Czuł się oszukany, oszukany przez własny rozum. Powieki jak i usta były mocno zaciśnięte. Wydawało mu się że czas nie ma tu znaczenia, że na spadanie ma całą wieczność. Ta myśl była straszna, spadać przez całą wieczność z towarzyszącą niepewnością że za chwilę może rozbić się o jakieś twarde podłoże, którego nie widać. Co gorsza zaczynał podejrzewać że siły życiowe same go opuszczają. W końcu w pewnym momencie stracił świadomość.

– Wstań Zeddoliosie, już pora. – Spokojny, kobiecy głos wybudził czarnoksiężnika z omdlenia. Czuł, że leży na czymś twardym, dłonią pogładził gładką powierzchnię nadal bojąc się otworzyć oczy. Czy to tylko był zły sen? Koszmar, który się skończył? Nie ty głupcze! Przecież nie znałeś tego głosu. Powoli pełen obaw otworzył oczy i rozszerzył je ze zdziwienia. Nad jego ciałem pochylała się piękna, blada twarz kobiety o pełnym smutku spojrzeniu. Długie, czarne jak noc włosy opadały jej na ramiona i skrzydła. Była taka…skrzydła? Poderwał się na równe nogi co chyba nie było najlepszym pomysłem, gdyż w głowie zaczęło mu wirować. Zdołał utrzymać się na nogach i z rozdziawionymi ustami rozglądał się dookoła. Znajdował się w dziwnym, ponurym miejscu. Takiego krajobrazu nigdy jeszcze nie widział. Z jednej strony rozciągał się czarny las, z drugiej szeroka równina i ani jednej żywej duszy prócz tego czegoś. Przeniósł zaniepokojone spojrzenie na kobietę z czarnymi skrzydłami. Powoli przełkną ślinę by po chwili wydusić ze ściśniętego gardła krótkie pytanie.

– Kim…kim jesteś? – Słyszał że głos ma słaby, ledwo słyszalny. Jak długo leżał na tej ziemi? Dlaczego była taka gładka? Gdzie on do cholery jasnej trafił?! Kobieta uśmiechnęła się choć jej twarz nadal wyrażała jedynie niezmącony smutek. Jej spojrzenie zdawało się przeszywać go na wskroś, tak jakby zaglądało w jego duszę. Wzdrygnął się na myśl o tym, co nie uszło uwadze kobiety.

– Jestem Aniołem Śmierci. – Odpowiedziała spokojnie choć w jej głosie dało się wyczuć żal. Co gorsza żal był skierowany jakby w jego kierunku. Czarnoksiężnik z ulgą zdał sobie sprawę że nie utracił w tym miejscu swoich zdolności. Już miał zadać kolejne pytanie kiedy Anioł Śmierci go uprzedził.

– Czy wiesz dlaczego tu trafiliśmy? – Widocznie zauważyła nic nie rozumiejące spojrzenie jakie czarnoksiężnik rzucił w jej stronę gdyż nie czekała na odpowiedź.

– Tak, Zeddoliosie, trafiłam tu z Tobą. Wyznaczono mnie jako twego opiekuna w świecie żywych, ale ty nie chodzisz łatwymi ścieżkami, nie da się tobą pokierować. Jesteśmy w domenie śmierci i zapomnienia.

W domenie śmierci i zapomnienia? Zeddolios starał się zastanowić nad tymi słowami lecz odpowiedź była zbyt oczywista, on po prostu nie chciał przyjąć jej do wiadomości. To było zbyt okrutne, zbyt niesprawiedliwe i…wstrząsające? Dobrze wiedział na co się porywa, nie przypuszczał jednak że konsekwencje tego będą takie straszne.

– Czy ja nie żyje? – Jedynie to pytanie wśród tysiąca jakie kłębiły się po jego głowie był w stanie teraz wypowiedzieć na głos. Czuł, że głos może zaraz odmówić mu posłuszeństwa. Stał sztywny ze strachu a zarazem czuł się tak niesamowicie lekko. I znowu ten smutny uśmiech, ale…tak delikatne zaprzeczenie głową. Zeddolios zauważył niewielką iskierkę nadziei.

– Żyjesz jeszcze, lecz lepiej by było dla Ciebie gdybyś umarł. – Uczucie ulgi jakie właśnie odczuł nie było porównywalne z niczym co do tej pory przeżył. Jego radość była tak wielka że nawet apokalipsa nie zdołała by jej stłumić.

– Zatem chcę wracać. Jak to zrobić? – Kolejny smutny uśmiech, który nie wróżył nic dobrego. Anioł śmierci odwrócił się do niego plecami i ruszył w stronę mrocznego lasu nakazując mu gestem dłoni by podążał za nim. Więc ruszył. Szedł starając się nie uronić nawet słowa.

– Teraz jeszcze nie możesz odejść. Musisz się wiele nauczyć i poznać cenę jaką poniesiesz za tę wiedzę…

– Nauczyć? – Przerwał jej niecierpliwie i zatrzymał się w miejscu. Jaki miał wybór? Właściwie wiedzę chciał zdobyć, teraz jednak wolałby ze wszystkich swoich pragnień zrezygnować, wolałby utracić swój dar. Coś jednak mu podpowiadało że to nie jest już możliwe, poszedł za daleko w pogoni za swoimi pragnieniami. Z zamyślenia wyrwały go słowa Anioła Śmierci.

– Zaczniemy jutro. – Kobieta rozłożyła piękne, czarne skrzydła i wzbiła się w powietrze. Co ona mówiła? Nie wchodź do lasu czekaj na skraju? Nie zamierzał tam włazić a jakże!

Pogrążony w myślach usiadł tam gdzie stał. O dziwo nie odczuwał już ani zmęczenia ani głodu. Zupełnie jakby takie przyziemne konieczności były tutaj całkiem zbędne. Nauka? Jaka nauka go czekała? Jak długo potrwa i czy uda mu się powrócić do świata życia. Z drugiej strony tak tu cicho, tak spokojnie. Zaczął odczuwać tęsknotę do tego miejsca i zdał sobie sprawę że to może być niebezpieczne. Nie musi się stąd wydostać za wszelką cenę. Z takim właśnie postanowieniem położył się wygodnie na twardej ziemi z niecierpliwością oczekując następnego dnia. Odrobina snu dobrze mu zrobi, może chociaż na chwilę przestanie myśleć o sytuacji w jakiej się znalazł. Jednocześnie żywił nadzieję że Anioł Śmierci go obudzi gdy nadejdzie odpowiednia pora.

 

***

 

Czas snu minął nieprzerwanie, żadnych snów jednak czarnoksiężnik nie doświadczył. Powoli błądząc jeszcze swobodnie samymi myślami otworzył oczy. Na początek niczego nie pojął i leżał z obojętnym wyrazem twarzy na gładkiej ziemi. Po dłuższej chwili dopiero zaczęło do niego docierać co widzi. Poderwał się w błyskawicznym tempie i odskoczył do tyłu zdjęty grozą. To nie Anioł śmierci, z którym wczoraj rozmawiał, to w ogóle nie była kobieta! Przez chwilę stał oszołomiony czując jak uczucie grozy ściska go za gardło. Nie potrafił wyrzucić z siebie żadnego słowa.

Mężczyzna z na wpół przegniłą twarzą. Odziany w obszerny czarny habit z kapturem zarzuconym na głowę, za co czarnoksiężnik w duchu dziękował Wysuszona skóra na dłoniach, straszliwie blada cera przywodząca na myśl upiora…och…

– Czas zacząć nauczanie. Wyspałeś się? Dziwnie wyglądasz. – …i ten głos. Zupełnie niepodobny do żadnego innego jaki słyszał Zedd. Stał jak w transie, skamieniały z wrażenia i dopiero gdy szok mijał zdołał niejako pozbierać resztki swojej odwagi i złożyć ją w większą całość, która nadal trzymałaby go na nogach.

– Kim jesteś? – Ze zdziwieniem zauważył że przez gardło, które w pewnym momencie stało się całkiem suche, przedostały się jakiekolwiek dźwięki. Spojrzał odważniej na marę, która stała tuż przed nim w całej swojej, przygnębiającej i odrzucającej szpetocie. Bogowie, a ta bladość! Wcale nie spodobało mu się to co zobaczył. Usta wykrzywione w niepojętym grymasie, który mógł nieco przypominać pogardę, oczy wypełnione złośliwym błyskiem satysfakcji, wysoko uniesione, łukowate pozostałości po brwiach, kiedyś zapewne pięknych.

– Jestem Twoim nauczycielem. – W jednej chwili czarnoksiężnik poczuł nagłe zawroty głowy i musiał usiąść aby nie popaść w upojne omdlenie. To nie możliwe! Nie on…ona miała…nie on. Poczuł się zdradzony, oszukany. Spojrzał błagalnie na straszną istotę dokładnie przyglądając się każdemu szczegółowi postaci. Wysoka, dumna postać spowita w obszerny, poszarpany, czarny płaszcz, przegniłe ciało, wysuszona skóra, blada jak sama śmierć z wielkimi poszarpanymi skrzydłami jarzącymi się jasnym blaskiem na opierzeniu, a spowity nieprzeniknioną czernią szkielet skrzydeł. Zupełnie jakby każda kość w jego ciele była nie biała a czarna.

– Czyżbyś brzydził się moim wyglądem? – Głos "Nauczyciela" jak tytułował się upiór, wyrwał Zeddoliosa z zamyślenia. Czarnoksiężnik zdał sobie sprawę że rzeczywiście swoją postawą mógł wyrażać obrzydzenie jakie odczuwa na widok tej istoty. Z wysiłkiem przełknął ślinę nie będąc w stanie odpowiedzieć na zadane pytanie. Mara jednak jak się zdawało w ogóle na nią nie czekała. Jegomość kontynuował nie wzruszony obarczając winą czarnoksiężnika. – Widać pora na pierwszą lekcję. Stałem się taki przez podobnych tobie. Wszyscy jesteście splugawieni. Poznałeś co to wiedza, poznałeś co to potęga, ale nie potrafiłeś pojąć znaczenia żądzy, która cię tu ściągnęła. Tylko od ciebie zależy co się z tobą dalej stanie. Czekają cię wybory jakich jeszcze nie dokonywałeś. Twoja żądza jak i wszystkich przed tobą jest taka sama. To tym sposobem straciłem swoją urodę, każdy kto trafia pod moją opiekę zadaje mi cios, który skupia się na moim wyglądzie. Pojąłeś lekcję? Ta była łatwa…

I tak czarnoksiężnikowi zaczął mijać czas na nauce, ile dokładnie się nie dowiedział, wedle tego co mówił upiór czas nie miał tu w ogóle znaczenia i nikt nie zwraca na niego uwagi. Powoli poznawał cenę jaką przyjdzie mu zapłacić za poznaną wiedzę i zdobyte umiejętności. Mara zabierała Zedda w podróż myślą w czasy tak odległe, że nie był w stanie tego pojąć, poznał sam początek, ewolucję życia jaka miała miejsce przed milionami lat, sekrety zaginionych miejsc i pradawnych cywilizacji. Widział rasy o jakich nigdy nie słyszał, podziwiał rośliny jakich nigdy nie widział. Był światkiem kataklizmów i epidemii przeróżnych chorób, poznawał tajniki magii leczniczej, tajemnice ukrytych grobowców i zakopanych skarbów stały przed nim otworem. Widział gdzie znajdują się dawne dzieła i poprzysiągł że odzyska stracone dzieła. Dowiedział się bowiem iż ceną jaką musi zapłacić za całą tę wiedzę będzie częściowo pogłębianie każdego z jej aspektów. Mimo wszystko czarnoksiężnik zdobył także wiedzę na temat śmierci. Jedna z najgorszych podróży w jakie zabrał go upiór. Wylądował w otchłani i poruszał się w cieniu królestwa śmierci. Wiedział jaki los wybrał sobie gdy już tutaj trafi. Nie było dla niego nadziei po za słowami mary. Mówiła ona że zanim wróci do swojego świta zostanie mu przedłużone życie. Na jak długo? Miało to pozostać niewiadomą.

 

***

 

Otworzył oczy i uważnie przyglądał się temu na co natrafiło spojrzenie. Pierś unosiła się w szaleńczej pogoni za oddechem. Każde uderzenie serca było wyczuwalne tak jak nigdy dotąd. oto przed oczami ujrzał najwspanialszy widok odkąd sięgał pamięcią, a zdawało mu się że upłynęły całe wieki. Kamienny strop sufitu w ukrytym pomieszczeniu znajdującym się w piwnicy cieszył oczy Zedda. Uspokoił oddech i powoli podniósł się do pozycji siedzącej. Dookoła niego leżały niewielkie sterty popiołu układające się w krąg. Czy to był tylko sen? Czy runy tak zamąciły w jego umyśle? Woda…trzeba się napić. Podniósł się i jęknął cicho czując skurcze w łydkach. Jak długo leżał na podłodze? Zaraz sprawdzi. Podchodząc do niewielkiego stolika sięgnął po dzban z wodą. To co ujrzał pozbawiło go wszelkich złudzeń. Nie wiedział jak nazwać doświadczenia jakich doznał lecz z pewnością wykraczało to po za pojęcie snu. Twarz jaką widział w tafli wody, nie należała do niego. Była stara, włosy zostały gęsto usiane siwizną, oczy przybrały kolor nieprzeniknionej czerni. Skóra była blada jak…jak u upiora. Z kolejnym jękiem odsunął od siebie dzban, po raz pierwszy odczuwał że stracił całkowicie inicjatywę. Odczuwał gniew i poczucie bezradności. Nagle wszystkie słowa mary okazały się bolesnym ciosem. Dowiedział się przecież, że teraz jest częścią siebie w innym wymiarze czasu i przestrzeni. Był tutaj i jednocześnie tam. To wszystko stanowiło bezustanne przypomnienie że odważył się sięgnąć po to co się jemu nie należało. Po wiedzę, którą będzie w sobie nosił niczym niekończące się brzemię. I ostrzeżenie, jak długo będzie żył? Setki lat czy może kilka dni? Może mój czas już się kończy? Odrzucił od siebie te myśli, były zbyt przerażające. Usiadł na stołku przy stoliku i złożył dłonie na jego blacie. Pogrążony w myślach spędził tak wiele godzin zastanawiając się nad sobą i nad zmianami jakie zaszły w jego dotychczasowym życiu. Po wielu przemyśleniach podjął decyzję. Postanowił pogłębiać zdobytą wiedzę tak jak to było ustalone z marą. Chciał odnaleźć wszystkie ukryte zapiski, które mogłyby pogłębić jego wiedzę magiczną. Przeszukiwał pradawne twierdze i siedziby magów, zwiedzał zakurzone katakumby pełne złośliwych niespodzianek. Odrzucił od siebie żądzę władzy i bogactwa skupiając się na własnym rozwoju. Wyznaczył sobie cel by dążyć do lepszego jestestwa i odkupić swoje winy. znacznie zmienił się jego charakter zupełnie tak jak sam wygląd. Zdobył komplet szat czarnoksiężnika z zamierzchłych czasów obszytych magicznymi runami. Wszystkie szaty były czarne ze srebrnymi motywami runicznymi. Pasowało to do jego nowego wyglądu, podkreślało jego bladość i dodawało mu dostojeństwa jakiego wcześniej w sobie nie widział. Czół jednak ciężar jaki go przygniatał, wiedział że nie może być pewny i jest skazany na łaskę zapomnienia.

Koniec

Komentarze

- Teraz powinno być dobrze. - Mruknął pod - mruknął. Z małej.
Gdyby wpadł na to wcześniej, gdyby się domyślił, powinien się domyśleć. - to nie może być w jednym zdaniu, bo źle brzmi.
Na bladej twarzy, o niemal kościanym odcieniu pojawił się nikły uśmiech, był to uśmiech dumy. - Albo nowe zdanie albo: ...nikły uśmiech - uśmiech dumy. Jeśli już.
Z uczuciem triumfu schował nową runę do sakwy razem z innymi i starannie przymocował ją do pasa. - brzmi, jakby to runę przymocował do pasa, nie sakwę.
Opuszkami smukłych, kościstych palców pogładził bliznę na nadgarstku, ale bogowie było warto! - Końcówka nie pasuje mi do początku. Albo rozdziel, albo może zrób coś takiego: ...na nadgarstku. Bolało. Piekielnie bolało, ale, bogowie, warto było.
Zamknął starannie drzwi za sobą, i klucz wsunął do kieszeni.
Wyciągnął z sakwy jedną z run i przyłożył ją do ściany mrucząc pod nosem dziwne słowa, powtarzał inkantację kilka razy a jego monotonne słowa odbijały się echem w kamiennym pomieszczeniu - 
I znowu...podziel to na dwa zdania.  ...dziwne słowa. Powtarzał ...
Kilka run zostało ułożonych na kamiennej posadzce, bez wątpienia tworzyły równy okrąg. - druga część nijak nie pasuje do pierwszej. Zła konstrukcja.
No i pod koniec jest niemal runa na runie. Pod koniec pierwszego akapitu, bo dalej nie dotarłam. Pierwsze zdanie też mi się nie podoba, ale nie wymieniam tutaj.
Ogólnie... większość zdań mi nie brzmi. Potem doczytam, to powiem co myślę o pomyśle jako takim.

Czytałeś książki D&D, serie Forgotten Realms albo Dragonlance?
Nadawałoby się może na wątek poboczny podczas sesji RPG, ale nie na opowiadanie.
" Ta myśl była straszna, spadać przez całą wieczność z towarzyszącą niepewnością że za chwilę może rozbić się o jakieś twarde podłoże, którego nie widać". Wieczność jest wieczna, chyba, że nagle się skończy?
" Nad jego ciałem pochylała się piękna, blada twarz kobiety o pełnym smutku spojrzeniu. Długie, czarne jak noc włosy opadały jej na ramiona i skrzydła" - Podmiot pierwszego zdania to "twarz". Zaimek dzierżawczy "jej" z drugiego musi tutaj odnosić się do podmiotu pierwszego. Czyli wychodzi, że twarz miała włosy, ramiona, skrzydła...
"Wcale nie spodobało mu się to co zobaczył". Myslisz, że "nie podobanie" to odpowiednie określenie? Gdybym zobaczył takiego nauczyciela, byłbym przerażony, osłupiały... Magowi mogłoby się nie podobać, gdyby np. jego uczeń zrobił balangę w pracowni, a na stoliku alchemicznym tańczyłyby roznegliżowane panienki...
" Powoli poznawał cenę jaką przyjdzie mu zapłacić za poznaną wiedzę i zdobyte umiejętności" - tak piszesz, ale w dalszej części akapitu Twój mag poznaje mnóstwo całkiem ciekawych rzeczy i nie wiadomo do końca, co to miała być za cena... Chyba, że było nią wysłuchiwanie zrzędzenia marudnego nauczyciela.
 "Mówiła ona że zanim wróci do swojego świta zostanie mu przedłużone życie" - czyli wróci i nic mu się nie stanie. Nie spoiluj! To XIX-wieczna maniera, coś w stylu: "Kiedy Tom szedł spokojnie do kuwety, nie przypuszczał, że już za chwilę Jerry zrzuci mu kowadło na głowę".
A fakt, że po przebudzeniu mag patrzy w swoje odbicie w dzbanku wody świadczy o tym, że nie byłzbyt długo poza czasem, czy w otchłani, czy gdzie tam on był.
A za użycie słowa "czół" osobiście urywam głowę.

Ale zdanie "Pierś unosiła się w szaleńczej pogoni za oddechem" jest dobre, jędrne, czyli potrafisz coś dobrze napisać, jeśli Ci się chce...

No i przecinki, przecinki, przecinki...

Prosze o więcej ; ] Poprawię nocą, jak czas się znajdzie :)

Chociaż nie. Rezygnuję łatwiej będzie napisać coś od nowa niż zmieniać konstrukcje większości tekstu (tak, bo gdy spojrzałem na to ponownie, doszedłem do wniosku że jedynie część jest okay). Ale komentarze mile widziane, zerknę tu co jakiś czas by sprawdzić czy nic się nie pojawiło.

Ciekawy początek :) Znalazło się tu trochę literówek i niezręcznie sformułowanych zdań, ale to może się zdarzyć każdemu.

Przy okazji zapraszam do lektury moich opowiadań licząc także na komentarze.

Nowa Fantastyka