- Opowiadanie: Kejdzej - Temporalny ninja - prolog

Temporalny ninja - prolog

W świecie, w którym magia pozwoliła ludziom na kolonizację kosmosu, ostatni ze swojego klanu poszukuje zemsty.  Dzięki swojej mocy może wygrać każdą walkę, powtarzając jej przebieg aż do skutku.  Temporalny ninja szybko przekona się, że jest w błędzie i może ulec tak samo, jak inni. 

Oceny

Temporalny ninja - prolog

Walka to bardzo ryzykowna dziedzina. Jakie mam szanse na wygraną, gdy staję przeciw dobrze wyszkolonemu wojownikowi? Nie znam jego umiejętności, on nie zna moich, obaj walczymy o swoje życie. Wyjdę albo ja, albo on – możemy więc założyć, że obaj mamy pięćdziesiąt procent szans. Jakie jest prawdopodobieństwo pokonania trzech przeciwników pod rząd? Dwanaście i pół procenta, dokładnie tyle. A co będzie, gdy zawalczę jednocześnie z trzema zgranymi i doświadczonymi przeciwnikami? Obliczenia byłyby w tym przypadku jakkolwiek skomplikowane; wiem jedynie, że zakrawa to na cud.

W takiej sytuacji właśnie się znalazłem. Trzech strażników, ubranych w jednolite, niebieskie kombinezony i kaski zasłaniające twarze czarnymi przyłbicami, zupełnie nie utrudniającymi widzenia. Wyszli zza rogu, przy skrzyżowaniu korytarzy. Całkowicie mnie zaskoczyli. Nie mogłem uciec, musiałem walczyć. Byłem spokojny. Jest ich więcej, to nie ulegało wątpliwości. Być może byli lepiej wyszkoleni i wyposażeni. A mimo to miałem pewność, że wygram.

Błyskawicznie ściągnąłem miecz z pleców, skoczyłem na nich. Za wolno, jeden z nich zdążył wyciągnąć pistolet z kabury i wystrzelić. Pocisk przebił moje ramię i poraził mnie prądem. Krzyknąłem z bólu, upadając na kolana. Drugi strażnik sięgnął po szablę i zamachnął się. Nim uderzył, zdążyłem w myślach wypowiedzieć zaklęcie.

Trzech strażników, ubranych w jednolite, niebieskie kombinezony i kaski zasłaniające twarze czarnymi przyłbicami. Doskonale chroniącymi twarz, zupełnie nie utrudniającymi widzenia. Wyszli zza rogu, przy skrzyżowaniu korytarzy. Spodziewałem się tego. Błyskawicznie ściągnąłem miecz z pleców i ruszyłem w ich stronę. Skoczyłem w prawo w tym samym momencie, gdy jeden z nich wyciągnął pistolet i strzelił. Pocisk minął mnie o włos. Odbiłem się od ściany i ciąłem pierwszego z brzegu. Ten zdążył dobyć szabli, sparował cios. Trzeci zaszedł mnie od boku. Nie zdążyłem zrobić uniku ani się zasłonić. Ale zdążyłem cofnąć czas po raz kolejny.

Trzech strażników wyszło zza rogu. Skoczyłem w prawo, gdy ten środkowy wystrzelił. Odbiłem się od ściany. Ciąłem po nogach, przewidując blok pierwszego z brzegu. Krew trysnęła z przeciętej tętnicy udowej, wróg cofnął się i upadł. Naskoczyłem na niego, dobiłem sztychem w krtań, przy okazji unikając ciosu trzeciego z wojowników. Jeszcze tylko dwóch. Obróciłem się tak szybko jak tylko mogłem, jedynie po to, by ujrzeć, jak strażnik po nieudanym ataku szablą sięgnął po pistolet i poczuć, jak pocisk przebija się przez moje serce. Wróciłem po raz kolejny.

Skoczyłem w prawo, odbiłem się od ściany, przeciąłem udo jednego z nich, dobiłem, unikając ciosu. Padłem na ziemię, unikając strzału. Cisnąłem mieczem w tego, który wystrzelił już wcześniej i dobył szabli, jednocześnie rzucając się na tego, który świeżo wyciągnął pistolet. Odsunął się, tnąc mnie po głowie. Cofnąłem.

Trzech strażników leżało martwych. Otarłem miecz z krwi i włożyłem z powrotem do pochwy na plecach. Cała walka trwała obiektywnie jakieś piętnaście sekund. Dla mnie upłynęło pięć minut – musiałem stoczyć ją dwanaście razy, aby wygrać. Życie temporalnego ninjy wymaga cierpliwości, za to nie ryzykuję niczym. Cokolwiek się nie stanie, zawsze mogę cofnąć czas. Najwyżej o pół minuty, ale to wystarcza, by wyjść z każdej opresji.

Jestem najemnikiem wysyłanym samotnie na najcięższe misje. Moje usługi słono kosztują. Nie tylko dlatego, że daję gwarancję na spełnienie powierzonego mi zadania. Ważniejsze jest to, że jestem jedyny w swoim rodzaju.

Cały mój klan został zamordowany. Nie mam pojęcia, w jaki sposób zabito setki wojowników, którzy mogli wygrać każdą walkę, tak samo jak ja niemożliwych do pokonania. Pragnę rozwiązać tą zagadkę, a potem zemścić się na tych, którzy za tym stoją. A do tego potrzebowałem pieniędzy. Dużo pieniędzy.

Cel mojej obecnej misji był dość trywialny – skrytobójstwo. Moją ofiarą stanie się Magnus Blaxe, zwany czasem Dłonią Śmierci, Złotym Żniwiarzem bądź Mistrzem Chaosu. Żywa legenda, biznesmen, filantrop, czarodziej znający kilka szkół magii, admirał drugiej co do wielkości floty w układzie, cesarz planety Dovanis, imperator Coloris i król jej księżyca, Lightoo. Zbierał kolejne tytuły jak znaczki pocztowe. Ponoć miał w planach podbój kolejnego ciała niebieskiego, by tam ogłosić się Wielkim Chanem. Obecnie trudnił się kosmicznym piractwem – i nie chodziło tu bynajmniej o przepisywanie zwojów z zaklęciami bez zgody Kapituły, choć to z pewnością też robił.

Jego rozbuchane ego przewyższała chyba jedynie liczba ludzi, którzy chcieli go posłać do piachu. Nic dziwnego, że któryś postanowił wreszcie zainwestować w zatrudnienie prawdziwego profesjonalisty. W najlepszego, jedynego w swoim rodzaju skrytobójcę.

Póki co, misja szła gładko. Teleportowałem się na jego statek. Na ślepo, Magnus maskował swoje koordynaty. Udało mi się trafić dopiero za trzydziestym drugim razem. Zabijanie jego strażników szło mi znacznie sprawniej. Odszukanie Magnusa na tak wielkim okręcie sprawiało trochę kłopotów, ale w próżni nie miał dokąd uciec, spełnienie zadania pozostało jedynie kwestią czasu.

 

***

 

Drzwi rozsunęły się. Do pokoju wpadł przerażony oficer, prawie strącając kryształową wazę stojącą na jadeitowym podeście. Ukłonił się nisko i wykrzyczał:

– Wasza wysokość! Jesteśmy zgubieni! Zaatakował nas… – przełknął głośno ślinę – temporalny ninja!

Mężczyzna rozpostarty na szerokim, obitym aksamitem fotelu nawet nie spojrzał w stronę podwładnego. Lewą dłonią, zakrytą czarną rękawiczką, sięgnął po diamentową szklankę. Prawą, nieurękawiczoną, nalał sobie whiskey, która leżakowała w czasach, gdy ludzkość dopiero odkrywała magię. Spokojnie upił dwa łyki i dopiero wtedy zareagował na obecność oficera.

– Ach tak, ninja – powiedział tak beznamiętnie, jakby jego życie nie było w żaden sposób zagrożone – Cofa czas, interesujące. Wysadźmy więc statek w powietrze.

– Panie, to niemożliwe!

– Och, masz rację, Edmundzie! – przyznał admirał – Przecież jesteśmy w kosmosie. Wysadzimy statek… w próżnię.

– Jak rozkażesz, wasza wysokość – oficer otarł pot z czoła – Przypomnę tylko, że Lewiatan to największy i najnowocześniejszy galeon naszej floty. Nie wspominając o załodze, nie dla wszystkich starczy szalup ratunkowych.

– Trudno – Magnus wzruszył ramionami – kupię sobie nowy statek. I nowych ludzi. Stać mnie.

– To na nic! Ninja przewidzi wszystkie nasze ruchy, powstrzyma nas, cokolwiek zrobimy!

– Jego moc jest ograniczona – Magnus Blaxe pociągnął kolejny łyk alkoholu – Nie może cofać się za daleko, inaczej uratowałby swój klan. Uciekniemy po cichu, a potem wysadzimy galeon. Gdy dopadnie go eksplozja, przesunie się kilka chwil w przeszłość. Będzie szukał rozwiązania, ale nie znajdzie. Wybuch zabije go ponownie. Jak zając zamknięty w klatce, będzie skakał i skakał. Aż wreszcie zda sobie sprawę, że niezależnie od tego, ile razy będzie próbował zmienić swój los, nie zdoła powstrzymać autodestrukcji. Uwięzi swoją świadomość w czasowej pętli, aż w końcu podda się i umrze. Genialne, prawda?

– Tak jest, panie admirale – Edmund ukłonił się nisko – Plan waszej cesarskiej mości jest idealny. Wykonam go.

Nagle Magnus cisnął szklankę w stronę oficera. Ten nie zdążył się uchylić, diamentowe naczynie rozprysło się na jego głowie.

– Kretyn – wycedził spokojnie admirał – Ten plan byłby czystym marnotrawstwem. Nie mogę pozwolić sobie na zniszczenie Lewiatana. Stać mnie na kolejnego, ale do tego mam już sentyment. Na szczęście ułożyłem znacznie lepszy plan na powstrzymanie płatnego zabójcy. Każ wszystkim ignorować intruza. Wziąć wolne. Niech odpoczną. Gdy zobaczą ninję, mają natychmiast zejść mu z drogi. Poczekam, aż do mnie przyjdzie.

– Poprzedni plan miał sens – Edmund ścierał krew z rozciętego czoła – ale ten to już czyste szaleń… znaczy się, rozkaz wasza wielmożność!

 

***

 

Przekradałem się przez kolejne korytarze, wciskałem się w szyby wentylacyjne. Nie napotkałem już żadnego patrolu. Nie spodziewałem się, że tak wielki statek będzie tak słabo chroniony.. Przeszedłem koło kwater załogi. Dobiegał z niech wesoły gwar. Ludzie Magnusa świetnie się bawili, całkiem zaniedbując bezpieczeństwo admirała. Nagle drzwi pomieszczenia rozsunęły się, wyszło z niego dwóch strażników. Spostrzegli mnie. Już chciałem cofnąć czas i wybrać inną drogę, lecz nagle odwrócili wzrok i poszli w swoją stronę, zupełnie nie zwracając na mnie uwagi. Czyżbym nieświadomie opanował sztukę niewidzialności? Czy może załoga Magnusa straciła czujność rozochocona dotychczasowymi sukcesami? Albo to jakiś podstęp…

Tak czy inaczej, mój cel się nie zmienił. Jeszcze tylko kilka chwil dzieliło mnie od spotkania z admirałem.

 

***

 

Dotarłem do celu. Stałem przez rozsuwanym drzwi ze złota, platyny i irydu, z płaskorzeźbami przedstawiającymi Magnusa w zwycięskich pozach bądź walczącego z hordami wrogów. Zdawałem sobie sprawę, że te sceny nie są jedynie rojeniami ogarniętego manią wielkości człowieka. Były absolutnie prawdziwe, jego umiejętności bojowe stały na najwyższym poziomie. Siła admirała stanowiła niewytłumaczalny fenomen, gdyż częściej widziano go przy kielichu niż na sali treningowej. Spodziewałem się, że może być przeciwnikiem tak ciężkim, że nawet mimo ciągłego cofania czasu nie będę w stanie go pokonać. Dlatego na tę misję przygotowałem coś specjalnego.

Na ogół brzydzę się bronią palną, sprzeczną z etosem wojowników mojego klanu. Czasem jednak warto odstawić na bok swoje osobiste preferencje i skupić się na maksymalnej skuteczności. Kupiłem rewolwer, nowatorski wynalazek, mieszczący w sobie nie jeden, a sześć kul z kryształów radhelium. Kosztował mnie tyle, co pół wypłaty z przeciętnego zlecenia. Niby mógłbym wybrać wielokrotnie tańszy jednostrzałowiec – wszakże mógłbym powtarzać strzał w nieskończoność – zdecydowałem się jednak zainwestować w lepszą broń, na wypadek, gdyby admirała nie dało się zabić jednym strzałem.

Wyciągnąłem rewolwer, rozsunąłem drzwi. Wpadłem do środka. Magnus siedział rozpostarty na swoim fotelu, nieświadom nadciągającej śmierci. Wycelowałem, nacisnąłem spust trzy razy. Myślałem, że podziurawię go jak sito, tymczasem on przechylił się w prawo, a kule przebiły jedynie aksamitny tron. Jakim cudem uniknął tak szybkiego i niespodziewanego ataku? Ten refleks, ta szybkość! Jego ruchy były nadludzkie. Przekonałem się, że krążące o Magnusie legendy wcale nie przesadzały. One wręcz nie doceniały jego potęgi.

Zwinnym ruchem poderwał się z fotela, sięgnął po oparty o biurko rapier. Wypaliłem znowu, opróżniając magazynek z reszty nabojów. Admirał wygiął się w tył, pociski przebiły jego wizerunek, uwieczniony na pokrywającym ścianę gobelinie. Odrzuciłem bezużyteczny rewolwer, strącając nim drogocenną wazę. Sięgnąłem po katanę. W tym czasie Magnus przeskoczył stół, znalazł się trzy kroki ode mnie. Wymierzył we mnie ostrzem.

– A więc tak wygląda słynny temporalny ninja – powiedział, lustrując mnie od dołu do góry – Człowiek, który jest pokonywany setki razy, a jednocześnie nie da się go pokonać. Od zawsze chciałem z kimś takim zawalczyć. Stawaj!

Ja z kolei nie miałem najmniejszej ochoty pojedynkować się z kimś takim. Cofnąłem czas.

Wpadłem do pokoju, pierwszy strzał oddałem prosto w admirała. Drugi i trzeci na prawo od niego. Tym razem wychylił się w lewo! Poderwał się, sięgnął po rapier. Strzeliłem raz. Wiedząc, że się schyli, od razu wskoczyłem na biurko, chcąc oddać kolejne strzały od góry, gdy będzie wychylony. Tym razem jednak uniknął pierwszego pocisku piruetem. Kolejne dwa strzeliłem po jego lewej i prawej. Tym razem po prostu stał w bezruchu. Znów przeniosłem się w przeszłość.

Wpadłem, oddałem sześć szybkich strzałów, w niego i wszystkie możliwe strony, w które mógł uniknąć. Dwa ostatnie pociski wystrzeliłem z rozpędu, gdy już za czwartym zauważyłem, że Magnusa wcale nie było w jego fotelu. Stał po mojej lewej, tuż za piedestałem z drogocenną wazą.

– Ładnie strzelasz, jak na ninję. – Blaxe klasnął kilka razy gołą dłonią o urękawiczoną – Ale widać od razu, że to nie twój rodzaj broni. Sięgnij po miecz, zmierzmy się.

Miał rację, nie czułem się dobrze z pistoletem w ręku. Niestety, ta broń mogła być moją jedyną szansę na pokonanie Magnusa. Cofnąłem czas po raz kolejny.

Tym razem nie wchodziłem do pokoju. Odszukałem najbliższy szyb wentylacyjny. Podskoczyłem i chwyciłem się jego kratki. Wyrwałem ją, miękko opadłem na ziemię, odłożyłem stal na bok. Znów skoczyłem, wciskając się do ciasnego otworu. Czołgałem się z nadzieją, że uda mi się trafić we właściwe miejsce. Prawo, lewo, prosto? Ruszyłem prosto. Trafiłem na ślepy zaułek. Wycofałem się. W przeszłość, to dla mnie dużo łatwiejsze niż pełzanie w tył. Tym razem wczołgałem się we właściwy wlot. Szyb wentylacyjny, prowadzący do komnaty Magnusa znajdował się za gobelinem. Gdy znalazłem się tuż przy wyjściu, mogłem dostrzec przez tkaninę mój cel. Admirał nalewał sobie whiskey do szklanki, pochylając się w fotelu. Potem rozsiadł się w nim wygodnie, oparcie całkowicie go zasłaniało. Ale aksamit nie mógł ochronić go przed pociskiem. Wiedziałem, gdzie będzie miał głowę. W ciasnym tunelu ledwo udało mi się wyciągnąć pistolet. Wycelowałem, nacisnąłem spust cztery razy.

– Schyliłem się, ninjo! – usłyszałem głos zza fotela – Nie zastrzelisz mnie, choćbyś powtarzał to milion razy. Zejdź tu i stań do pojedynku jak mężczyzna!

Czułem, że to nie ma sensu. Ale miałem dość ciągłego strzelania i pudłowania. Rozciąłem gobelin mieczem i wyskoczyłem z rury. Zrobiłem efektowne salto, wylądowałem tuż za tronem. Magnus wstał, mocno kopiąc fotel. Mebel uderzył mnie i obalił na ziemię. Wstałem sprężynką, w samą porę by zablokować cios admirała, spadający z góry. Odskoczyłem w tył, unikając cięcia po nogach. Zaatakowałem z prawej, po ukosie. Magnus zbił mój cios i kontratakował. Znów zmusił mnie do osłony. Wciąż uderzał, musiałem cofać się coraz bardziej, aż dotarłem blisko ściany z gobelinem. Odbiłem się od niej, przeskoczyłem ponad moim przeciwnikiem. Wykonałem salto, celując oburącz mieczem w jego głowę. Zablokował i ten błyskawiczny atak, po czym kopnął mnie, obalając na ziemię. Cofnąłem czas.

Rzuciłem się w bok, unikając przewracającego się fotela. Nasza stal znów zetknęła się w pojedynku. Znów wymienialiśmy ciosy, żaden z nas nie mógł przebić się przez obronę drugiego. Podczas walki dotarło do mnie, że mój przeciwnik wcale nie jest tak szybki i sprawny, jak początkowo go oceniłem. Więc jakim cudem unikał pocisków z rewolweru?

– Dlaczego! – Krzyknąłem, odbijając jego cios. – Nie! – Wyprowadziłem kontrę, którą zblokował. – Mogę! – Uskoczyłem przed uderzeniem po nogach. – Ciebie! – Zbił cios z góry. – Pokonać! – Zwinnym ruchem wytrącił mi broń z rąk.

– Bo tak samo jak ty, jestem człowiekiem nie do pokonania – odparł, uśmiechając się – Postrzał z twojego pistoletu bolał jak cholera, a trafiłeś mnie już parę razy. Swoją kataną też nieźle mnie posiekałeś. Tylko co z tego, skoro twoje sukcesy pozostały jedynie w mojej pamięci?

Zamarłem. Nie mogłem uwierzyć w to, co mówił, choć to wyjaśniałoby wszystko. Tylko mój klan posiadł tę umiejętność, a jestem ostatnim jego członkiem. Czyżbym się mylił? Czyżby Blaxe należał do żywych przedstawicieli mojego klanu?

– Skoro żaden z nas nie może wygrać tej walki – Magnus teatralnym gestem wbił rapier w dywan z niezwykle drogich tkanin i futer wymarłych gatunków – po prostu porozmawiajmy.

Postawił przewrócony fotel, rozsiadł się na nim. Wskazał krzesło naprzeciwko.

– Możesz usiąść. Zaraz wszystko opowiem.

Zająłem miejsce. Admirał wyciągnął spod blatu dwie diamentowe szklanki. Nalał do jednej z nich drogiej whiskey. Gdy chciał polać do drugiej, powstrzymałem go gestem.

– Tak, wiem, że nie pijesz alkoholu, bo zawsze musisz mieć wyostrzone zmysły. – Powiedział, lecz mimo to wlał whiskey do naczynia. – Widzę twoje myśli. Wiesz przecież, że znam magię umysłu, prawda? Spokojnie, znam też iluzję. – Płyn z mojej szklance nagle stał się bezbarwny. – To od samego początku była jedynie woda. Też potrzebuję skupienia.

– Mimo to i tak nie skosztuję – powiedziałem – Musiałbym ściągnąć maskę, żeby się napić.

– Spokojnie, wiem, jak wygląda twoja twarz. Gdy podczas naszego starcia przebiłeś mnie mieczem, zerwałem ci chustę, zanim cofnąłem czas. Twoja tożsamość i tak jest mi znana, nie masz czego ukrywać.

Nie uwierzyłbym mu, gdyby mnie tak nie suszyło w gardle. Zdjąłem chustę i wychyliłem zawartość naczynia. Natychmiast wyplułem, czując palącą gorycz. Magnus roześmiał się głośno.

– W piekle mają specjalny kocioł dla tych, którzy marnują dobrą whisky, przyjacielu. – Sięgnął po butelkę spod biurka i kolejne naczynie. – Wybacz, nie mogłem się powstrzymać. Tym razem naprawdę dostaniesz wodę. – Wypełnił nową, diamentową szklankę przeźroczystą cieczą. – Smacznego!

Spodziewałem się kolejnego żartu. Ostrożnie zmoczyłem usta. A potem wypiłem wszystko jednym haustem. Nigdy wcześniej nie próbowałem tak krystalicznie czystej wody.

– Skąd masz moc cofania czasu? – spytałem.

– To zaczęło się dawno temu. – Blaxe pociągnął spory łyk alkoholu. Zapowiadało się na długą opowieść. – Studiowałem magię umysłu w prestiżowej akademii. Ale nie byłem dobrym studentem. Z natury jestem leniwym człowiekiem. Nie zawsze wstawałem na poranne wykłady, często piłem i grałem w karty na pieniądze. Mimo to jakoś mogłem zdać, jako człowiek całkiem bystry. Niestety, cały rozum straciłem, gdy się zakochałem. Wciąż pamiętam tą piękną studentkę iluzji, którą poznałem na zajęciach z szermierki. Zepsułem jej treningowy miecz, potem próbowałem jej go naprawić. Dużo wtedy rozmawialiśmy, później spotykaliśmy się częściej, staliśmy się parą. Spędzając z nią czas zaniedbałem naukę jeszcze bardziej, ale i tak dawałem radę. Gorzej się stało, gdy ona zapragnęła studiów na Alreanie, planecie tak bardzo odległej od Ziemi. Wówczas bałem się obcych światów, czułem się obco poza domem, często wracałem w rodzinne strony. Nie poleciałem z nią. Obiecała, że będziemy często rozmawiać poprzez ansible. Niestety, robiła to rzadko. Tłumaczyła się brakiem czasu, ale wiedziałem, że kłamała. Po prostu przestało jej na mnie zależeć. A ja usychałem z tęsknoty. Dopiero wtedy naprawdę mocno się zapuściłem. Piłem już nie dla towarzystwa, a z rozpaczy. Mocno zamknąłem się w sobie, nie mogłem się na niczym skupić. W końcu z nią zerwałem, ale od tego wcale nie zrobiło mi się lepiej. 

Czułem przygnębiającą samotność. W takim stanie nie mogłem skutecznie się uczyć. Szybko wyleciałem z akademii. Rodzina przestała mnie utrzymywać, zawiodłem ich. Nie mogłem wrócić do domu. Musiałem zacząć utrzymywać się sam. Zbyt dumny i leniwy na prostacką i męczącą fizyczną pracę gorączkowo myślałem nad tym, jak szybko się wzbogacić. Próbowałem handlu, gdzie mogłem wykazać się umysłowymi sztuczkami, których zdążyłem się trochę nauczyć. Niestety, to nie wystarczyło, utonąłem w długach. Poniżony, zdesperowany, wściekły. I zdeterminowany, aby wreszcie poprawić swój los. Zostałem więc płatnym zabójcą, takim jak ty.

Moje zdolności były niskie. Trochę magii i machania mieczem, poza tym żadnego doświadczenia w mordowaniu czy skradaniu się. Braki w umiejętnościach nadrabiałem niską ceną, przynajmniej w porównaniu ze stawkami prawdziwych zawodowców. Niemniej, ceną wystarczająco dużą, by pierwsze zlecenie pokryło większość moich długów. Zlecenie nie było trudne, przynajmniej od strony technicznej. Emocjonalnie kosztowało mnie wiele. Odebranie życia myślącej istocie stanowiło dla mnie wówczas spore wyzwanie. Wyrzuty sumienia męczyły mnie przez miesiąc. Pominę szczegóły tamtej misji, nie są one ważne dla tej historii. Ważne dla nas jest drugie zlecenie. Moim celem stał się człowiek nazywany Sulto.

Magnus przerwał swój monolog. Przez dłuższą chwilę milczał, w zadumie przyglądając się bursztynowej whisky. Sulto. Jeden z wielu pseudonimów mojego mistrza. Przypadek? Nie przerywałem jednak opowieści, nie zdradziłem się najmniejszym gestem. Blaxe kontynuował:

– Niewiele dowiedziałem się na jego temat od mojego zleceniodawcy. Informacje musiałem zebrać sam. Zasięgając języka w różnych miejscach dowiedziałem się, że nie mam szans na wykonanie zadania. Miałem zabić temporalnego ninję. Takiego jak ty, niemożliwego do pokonania. Nawet zamordowany we śnie zdąży cofnąć czas i ocalić swoje życie, tak mi powiedzieli. Ale nie zamierzałem się poddać. Naprawdę potrzebowałem tych pieniędzy. Długo myślałem, jak pokonać niepokonanego. I znalazłem rozwiązanie. Sulto musiał zginąć, nie wiedząc, że umiera. Jedyne, co przyszło mi na myśl, to odpowiednia trucizna. Za niewielką opłatą stary znajomy z wydziału chemii wykradł dla mnie trochę laboratorium specyficznej neurotoksyny. Dał mi małą fiolkę z niepozornym płynem, nie różniącym się barwą od wody. Po trzech dniach od spożycia trucizny serce spowalniało podczas snu. Człowiek umierał, nie czując nic. Dokładnie tego potrzebowałem.

Odnalazłem Sulto, który jak gdyby nigdy nic pił sake w barze. On najwyraźniej nie wyznawał twojej zasady, tej o wiecznie potrzebnej przytomności umysłu. Za bardzo ufał swojej magii czasu. Dosiadłem się koło niego. Prosta, prymitywna telekineza wystarczyła mi, bym strącił kieliszek z tacy przechodzącego nieopodal kelnera. Ninja obrócił się w stronę, z której dochodził dźwięk tłuczonego szkła. Ta chwila mi wystarczyła, bym wlał kilka kropel trucizny do kufla Sulto. Wypił, niczego nie podejrzewając. Zmarł spokojnie, bez najmniejszego bólu.

Zleceniodawca był zachwycony! Wypłacił mi należną nagrodę i od razu dał mi następne zadanie. Na innego temporalnego ninję. Ten był znacznie cięższy do odnalezienia, ukrywał się naprawdę dobrze, niczego nie mogłem się o nim dowiedzieć. Dowiedziałem się za to trochę o samym klanie. Traf chciał, że zbliżała się druga pełnia w roku, wasze wielkie święto, Kshushu, dzień upamiętniający narodziny waszego pierwszego kage. Jedyna uroczystość, na którą do waszej wioski wracają wszyscy ninja, a więc także mój cel. Wciąż nie znałem jego tożsamości. Nie miałem więc innego wyboru, jak zabić wszystkich – Magnus dopił whisky do dna.

Zamarłem.

– Zrobiłem głęboki podkop, dotarłem do źródła waszej studni. I zatrułem ją końską dawką trucizny. Oni wszyscy umierali bez bólu. Naprawdę. – Czułem, jak gotuje się we mnie krew. Po tylu latach spotkałem tego, kto wymordował moją rodzinę. I nie mogłem zrobić nic. Czułem taką samą bezsilność, jak wtedy, gdy widziałem ich martwe ciała. Chciałem sięgnąć po miecz, chciałem z furią ciąć Magnusa, wkładając w cios moją całą nienawiść. Ale wiedziałem, że to nie ma sensu, nie dało się go pokonać. Nagle zdałem sobie sprawę, że też jestem już martwy. Piłem co innego niż Blaxe. Z pewnością truciznę. Pół minuty już dawno minęło, nie miałem po co cofać czasu. Z trudem powstrzymywałem łzy bezradności i złości.

– Zamordowałeś ich… – wydyszałem wściekły.

– Nie wybaczysz mi nigdy. – Magnus spuścił wzrok. – A robiłem przecież to samo, co ty. Starałem się przeżyć, wykonując zadania. Myślałem, że mnie zrozumiesz.

– Miałeś zabić jednego człowieka, a nie cały klan! – Uderzyłem pięścią w stół.

– Miałeś zabić tylko mnie, a zabiłeś moich trzech strażników. W razie potrzeby wymordowałbyś całą załogę, ba, posłał do piekła całą moją flotę, jeśli byłby to jedyny sposób na wypełnienie misji. Dosięgnięcie celu wymaga czasem dodatkowych ofiar. Wiem, że to ciężkie, ale spróbuj na chwilę odłożyć osobiste urazy. Opowiem historię do końca.

– Nie masz po co jej dokańczać. – Odparłem. – Już jestem martwy. Otrułeś mnie. Byłem naiwny, nieostrożny. Wygrałeś. Po raz kolejny.

– Wcale nie jesteś otruty, przyjacielu. – Admirał uśmiechnął się lekko. – Wiem, to marne pocieszenie. Dasz mi dokończyć opowieść?

Przytaknąłem. Co innego mogłem zrobić?

– Gdy miałem pewność, że wszyscy już umarli, wkroczyłem do wioski. Szukałem ciała ninjy ze zlecenia, musiałem też sfabrykować ślady walki, nie chciałem by mój podstęp z trucizną został odkryty. Poczułem tam magię i tajemnicę spowijającą to miejsce. Przyzywały mnie. Rozejrzałem się bardzo dokładnie, przeszukałem waszą świątynię. Znalazłem ukryte zwoje, zawierające sekret waszej techniki cofania czasu. Wcześniej tak jak wszyscy inni wierzyłem w to, że te zdolności to sekret waszej krwi i nikt spoza rodziny nie może ich posiąść. Tymczasem techniki okazały się całkiem proste do nauczenia, gdy już się je poznało. Co więcej, tradycjonalizm klanu ograniczał ich rozwój. Udało mi się nie tylko je opanować, lecz także znacznie rozwinąć. Dziś mogę sięgać w przeszłość znacznie głębiej niż te kilkanaście, kilkadziesiąt sekund. Mogę cofnąć czas nawet o miesiąc. Twoja moc pozwala jedynie wygrywać bitwy. Ja zaś mogę wygrywać wojny. Początkowo wykorzystywałem nowo poznane techniki do swawoli. Zapożyczałem się na potęgę, organizowałem wielkie przyjęcia, orgie, gdzie alkohol lał się strumieniami. Gwałciłem najpiękniejsze kobiety, mordowałem przypadkowych ludzi, urządzałem wielkie awantury dla czystej zabawy. Bo mogłem. A potem wracałem do dnia, gdy to wszystko się nie wydarzyło, by uniknąć jakichkolwiek konsekwencji. I wszystko powtarzałem.

Takie życie, pełne pustych rozrywek, pozbawione jakiegokolwiek celu, dość szybko mi się znudziło. Wziąłem się solidnie za siebie. Nieograniczoną ilość czasu i wiecznie pożyczanych pieniędzy wykorzystałem, by kupić księgi i nadrobić zaległości w nauce magii. Chciałem też stać się legendarnym szermierzem. Niestety, do przeszłości wraca jedynie świadomość, a nie wysiłek tudzież pamięć mięśniowa. Tych zdolności musiałem nabyć, pozwalając na upływ czasu. Tak samo wyglądała moja droga do pomnożenia mojego majątku. Znów zająłem się handlem, tym razem jednak mogłem pozwolić sobie na dowolne ryzyko, naprawiać błędne decyzje i nie ponosić żadnych strat. Szybko stałem się najbogatszym człowiekiem w kraju.

Zapragnąłem sięgnąć po władzę. Poleciałem na Dovanis, wówczas planetę szarganą przez wewnętrzne wojny. Z oddziałem elitarnych najemników postanowiłem zjednoczyć ten świat. Wygrywałem bitwy z dziesięciokrotnie liczniejszymi przeciwnikami. Oczywiście, nie za pierwszym razem. Ogłosiłem się cesarzem całej planety.

Dalszą historię pewnie już znasz. Tak stałem się tym, kim dziś jestem. Teraz robię więcej dobrego niż złego, wbrew obiegowej opinii. Tam, gdzie panują moje rządy, ludzie są wolni, płacą naprawdę minimalne podatki, żyją w szczęściu i dobrobycie. Wcześniej uciskała ich tyrania, bądź cierpieli przez chaos. Ja znalazłem równowagę. Statki, które napadam, bawiąc się w pirata? To w większości inni piraci bądź przemytnicy czy łowcy niewolników. Gdy mam wszystko, nie muszę już czynić zła, choć oczywiście moje ręce zawsze będą zbrukane krwią. Moje podboje po prostu tego wymagają. Niemniej, ostatecznie prowadzę ludzkość ku lepszej przyszłości. Dzięki temu, że jestem jednym z dwóch ludzi, którzy mogą zmienić przeszłość. Bardzo się ucieszę, jeśli obaj będą po tej samej stronie barykady. – Magnus wyciągnął do mnie rękę. – Możemy działać razem.

– Mam pracować dla mordercy mojego mistrza? – Spytałem sucho.

– Byłem jedynie narzędziem w czyichś rękach. – podkreślił z mocą – To wina mojego dawnego zleceniodawcy. To na nim powinieneś się zemścić. Pomogę ci go odnaleźć, jeśli będziesz dla mnie pracował. A za każde zlecenie dostaniesz trzy razy tyle, co za moją głowę.

Wielokrotnie myślałem o spotkaniu z tym, który zniszczył mój klan. Wyobrażałem sobie, jak przebijam mu gardło. Albo jak z całej siły biję po twarzy, aż do śmierci. Powoli kroję kawałek po kawałku, torturując godzinami ostrzami i gorącym żelazem. To nie były miłosierne wizje. Rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Nigdy bym nie pomyślał, że uścisnę mu dłoń i podpiszę z nim kontrakt.

I tak nie mogłem go pokonać, a jego oferta opłacała mi się bardziej niż jakakolwiek poprzednia. Co nie oznacza, że całkowicie pozbyłem się swojej nienawiści do admirała. To będzie bardzo kruchy sojusz.

– Podjąłeś słuszną decyzję, obiecuję, że się nie zawiedziesz. – Blaxe schował pergamin z umową do szuflady. Położył na blacie małą kapsułkę. – Weź jeszcze to.

– Co to jest?

– Odtrutka. Woda była zatruta. Tak na wszelki wypadek, jakbyś jednak odmówił. – Magnus roześmiał się głośno.

Ciężko będzie mi się z nim współpracowało. Ale dla zemsty warto się poświęcić. Na kimkolwiek miałbym jej dokonać.

Koniec

Komentarze

Walka to bardzo ryzykowna dziedzina.

Really? Pierwszy akapit zapowiada jajcarza al'a Deadpool, czy Harry Dresden, który na dodatek nie zna się na statystyce. Mrrr.

jakkolwiek skomplikowane

Cokolwiek skomplikowane.

jednolite, niebieskie kombinezony i kaski zasłaniające twarze czarnymi przyłbicami

Nie "jednakowe"? Bo kiedy piszesz "niebieskie", wyobrażam sobie tkaninę bez wzorków.

Wyszli zza rogu, przy skrzyżowaniu korytarzy.

Wyszli zza rogu korytarza. Bardzo poszarpane zdania, ale to ma być dynamiczne, jak sądzę.

 Jest ich więcej, to nie ulegało wątpliwości. Być może byli lepiej wyszkoleni i wyposażeni. A mimo to miałem pewność, że wygram.

Przed chwilą się o to martwił? I zdecyduj się na czas: Było ich więcej, widziałem. Niewykluczone, że mieli lepszy sprzęt i szkolenia, ale byłem pewien, że z nimi wygram.

 Błyskawicznie ściągnąłem miecz z pleców, skoczyłem na nich.

Rozdziel kropką, nie przecinkiem. "Ściągnął" miecz? Nie powinien go dobyć?

 Pocisk przebił moje ramię

Powolna ta walka. "Moje" to anglicyzm: Pocisk przeszył mi ramię.

Czy save scumming to na pewno dobra metoda? Ja zachowałabym takie sztuczki na specjalne okazje, ale to Twój wybór.

 Krew trysnęła z przeciętej tętnicy udowej

On ma czas na takie obserwacje? Skąd dokładnie tryska krew?

 Obróciłem się…

Obróciłem się, by ujrzeć, jak strażnik chwyta za pistolet. Pocisk trafił mnie w serce.

Wróciłem – czy cofnąłem się? Przecinek przed "jak".

 tego, który świeżo wyciągnął pistolet

Tego, który właśnie wyciągnął pistolet.

Cokolwiek się nie stanie, zawsze mogę cofnąć czas.

Jak zginie, też? To na pewno nie wystarcza w każdej okazji, choć bohater może być zbyt pewny siebie (wtedy musisz mu jasno pokazać, jak bardzo się myli – tu diaboliczny śmiech).

 Jestem najemnikiem wysyłanym samotnie na najcięższe misje.

Jestem najemnikiem. Pracuję sam i wypełniam najtrudniejsze zadania.

 Nie tylko dlatego, że daję gwarancję na spełnienie powierzonego mi zadania. Ważniejsze jest to, że jestem jedyny w swoim rodzaju.

Gwarancję spełnienia zadania. Co to za ekonomia?

 Cały mój klan…

Klan został wymordowany. Nie ma niepokonanego wojownika (jeśli budujesz bohatera jako zbyt pewnego siebie, nie wycinaj tego, ale bądź świadomy). Przecinek przed "jak". Zdecyduj się na czas – jeśli "pragnę" to "potrzebuję" (pisz w czasie teraźniejszym, albo przeszłym – ale konsekwentnie). Motywacja ninjy jest mało oryginalna, żeby nie powiedzieć zgrana.

 Cel mojej obecnej misji był…

Skrytobójca nie zostawia całego korytarza we krwi. Po co Facetowi o Wielu Tytułach jeszcze piractwo? Nie ma co robić? Zarządzać swoim imperium?

 Jego rozbuchane ego przewyższała chyba jedynie liczba ludzi

To nielogiczne. Ego nie jest wyrażalne liczbą.

 Teleportowałem się na jego statek. Na ślepo

Duże ryzyko wylądowania w przestrzeni.

 Drzwi rozsunęły się…

Nagle coś opisujesz – wcześniej ninja poruszał się właściwie na białym tle. Może jakieś korytarze? Krzyczący oficer jest komiczny, zwłaszcza, kiedy przełyka ślinę – jego wypowiedź przywodzi na myśl jakąś parodię Gwiezdnych Wojen.

 Mężczyzna rozpostarty…

Mężczyzna rozparty w obitym aksamitem fotelu nie raczył podnieść wzroku. Całą uwagę poświęcił kryształowej szklance i butelce whiskey, pochodzącej z czasów, gdy ludzkość dopiero odkrywała magię. Powolnym gestem lewej dłoni w czarnej rękawiczce uniósł szklankę do światła.

– Prawdziwe dzieło sztuki, nie sądzisz, Edmundzie?

Upił łyk i zamknął oczy, odchylając się w fotelu.

 

Dialog jest, przepraszam, absurdalny aż do śmieszności. Edmund panikuje, po czym przestaje, szef ma to gdzieś, a żaden nie pomyśli, że można by ninję na przykład wkleić w jakiś lepki płyn, zagazować, wyrzucić w próżnię, posłać przeciw niemu tak duży oddział, żeby się za Chiny nie wykaraskał… Zamiast robić ze Złego Gościa tekturę, może dasz mu jakieś dążenia? I nie, "podbić świat" się nie liczy.

 Ten nie zdążył się uchylić, diamentowe naczynie rozprysło się na jego głowie.

Da się krócej: Diamentowe naczynie rozprysło się na jego głowie.

 wycedził spokojnie

Zawsze cedzi się spokojnie. "Cedzić" to mówić przez zęby.

 Nie mogę pozwolić sobie na zniszczenie Lewiatana. Stać mnie na kolejnego, ale do tego mam już sentyment.

What…?

lepszy plan na powstrzymanie

Plan powstrzymania. Magnus potrzebuje inteligentniejszych (i mniej wazeliniarskich) podwładnych – polecam Listę Złego Lorda.

 Czyżbym nieświadomie opanował sztukę niewidzialności?

On tak na serio?

 Stałem przez rozsuwanym drzwi ze złota, platyny i irydu

Drzwiami. On na oko odróżnia platynę od irydu?

 Zdawałem sobie sprawę…

Krócej: To nie był wyraz megalomanii – każda scenka była wzięta z oficjalnych nagrań bitew, w których admirał walczył.

 przeciwnikiem tak ciężkim

"Ciężki" nie zawsze może zastąpić "trudny".

 Na ogół brzydzę się bronią palną…

Mój klan gardzi bronią palną. Ale wykonanie zadania bywa ważniejsze od moralnych skrupułów – kupiłem rewolwer, najnowszy wynalazek, z którego można bez przeładowania wystrzelić aż sześć kul z kryształu radhelium. Kosztował tyle, co połowa mojego przeciętnego honorarium, znacznie więcej, niż zwyczajny jednostrzałowiec, ale nie byłem pewien, czy jedna kula wystarczy.

 Wyciągnąłem rewolwer…

Z nową zabawką w ręku wpadłem do gabinetu, wycelowałem w rozpartego beztrosko w fotelu admirała. Pociągnąłem spust, raz, drugi, trzeci – a on tylko się uchylił. Trafiłem w oparcie fotela. Uchylił się. Żaden człowiek nie mógł być tak szybki!

 Admirał wygiął się w tył

D'you think it's air you're breathing now?

 Odrzuciłem bezużyteczny rewolwer, strącając nim drogocenną wazę.

Nie ma czasu na takie obserwacje – może usłyszeć brzęk wazy, ale daj nam przesłanki, nie wnioski.

 Sięgnąłem po katanę.

Przed chwilą był miecz?

 Wymierzył we mnie ostrzem.

Ostrze.

 Od zawsze chciałem z kimś takim zawalczyć.

Poprzednio odpuściłam, ale "zawalczyć" nie pasuje do tonu. Zmierzyć się, tak.

 Wiedząc, że się schyli

Determinizm nie na miejscu – Magnus wie, czego się spodziewać, nie tak, jak tamci strażnicy.

 klasnął kilka razy gołą dłonią o urękawiczoną

Zaklaskał w dłonie. Chyba, że ta rękawiczka ma jakieś znaczenie poza kozackim imagem.

 Wyrwałem ją, miękko opadłem na ziemię, odłożyłem stal na bok.

Wytnij.

 aksamit nie mógł ochronić go przed pociskiem

Nie mógł go ochronić. Fotel nie składa się z samego aksamitu (ma jeszcze coś w środku, nie wiem, co).

 Zrobiłem efektowne salto

Chwalipięta. Jak je zrobił, skoro ledwo się mieścił w tym tunelu? Nie bój się pokazać bohatera brudnego i złachanego – tylko Mary Sue nigdy nie łamie paznokci.

 Magnus wstał, mocno kopiąc fotel

Jednocześnie?

 Wstałem sprężynką

Nie wiem, co to znaczy. Opisuj!

 Nasza stal znów zetknęła się w pojedynku.

… purpurowe.

 – Dlaczego! – Krzyknąłem…

Punctuated for Emphasis. Bad idea.

 dywan z niezwykle drogich tkanin i futer wymarłych gatunków

Dywan to tkanina.

 Spokojnie, znam też iluzję.

Nie po polsku. Potrafię tworzyć iluzje.

 Nie uwierzyłbym mu, gdyby mnie tak nie suszyło w gardle.

Czyli nie uwierzył.

 przeźroczystą

Przezroczystą.

 Ostrożnie zmoczyłem usta

Umoczyłem.

 Nigdy wcześniej nie próbowałem tak krystalicznie czystej wody.

Dlaczego brakuje im czystej wody?

 Nie zawsze wstawałem na poranne wykłady, często piłem

Typowy student :). Strasznie przegadana ta opowieść, i jakaś… a'la George Lucas. Brakuje jeszcze Obiego na żelu.

 Rodzina przestała mnie utrzymywać, zawiodłem ich.

Zdanie podrzędne powinno mieć ten sam podmiot, co nadrzędne.

 Moje zdolności były niskie.

Nienaturalne: Niewiele umiałem.

 znajomy z wydziału chemii wykradł dla mnie trochę laboratorium specyficznej neurotoksyny

Bełkot: znajomy z wydziału chemii wykradł dla mnie z laboratorium fiolkę neurotoksyny. (I co takie rzeczy robią na chemii? Prędzej na biologii.)

 Nie wybaczysz mi nigdy.

Coś nie wierzę, że on się tego wstydzi.

 Szukałem ciała ninjy ze zlecenia, musiałem też sfabrykować ślady walki, nie chciałem by mój podstęp z trucizną został odkryty.

Ale on nie wie, który to był ninja? Nie chciałem, by.

 okazały się całkiem proste do nauczenia, gdy już się je poznało

Czyli było łatwo się ich nauczyć, kiedy się ich nauczyło.

 do dnia, gdy to wszystko się nie wydarzyło,

Nie po polsku. Cofałem się do chwili, zanim to wszystko zrobiłem.

 Gdy mam wszystko, nie muszę już czynić zła, choć oczywiście moje ręce zawsze będą zbrukane krwią.

O ile samo rozumowanie jest dość realistyczne, podajesz je zbyt skrótowo i prosto.

 Byłem jedynie narzędziem w czyichś rękach.

Ja tylko wykonywałem rozkazy. Eh.

 Ale dla zemsty warto się poświęcić.

No, nie wiem.

Zdania z jednej foremki. Scena walki się wlecze, i to nie dlatego, że bohater ją kilkakrotnie przewija. Czasami używasz słów niezgodnie ze znaczeniem, prawie nie robisz opisów i masz drobne kłopoty z interpunkcją. Popraw format dialogów i skróć je – w ogóle dużo skracaj. Tekst powinien trzymać w napięciu, ale jest przegadany i nudnawy, bo wypisujesz listę wszystkich czynności bohatera. Psychologia skrótowa. Niewiele więcej mogę powiedzieć.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Prolog powinien zaciekawić i zachęcić do przeczytania całej opowieści. W Twoim, wynudziwszy się na początku kolejnymi wariantami tej samej walki, dopiero pod koniec znalazłam w miarę zajmującą intrygę. Nie jest ona jednak frapująca na tyle, abym z czystym sumieniem mogła powiedzieć, że jestem zainteresowana dalszymi losami bohaterów.

Wykonanie pozostawia wiele do życzenia.  

 

mo­że­my za­ło­żyć, że obaj mamy więc 50% szans. –> …mo­że­my więc za­ło­żyć, że obaj mamy  pięćdziesiąt procent szans.

Liczebniki zapisujemy słownie, nie używamy symboli.

 

kaski za­sła­nia­ją­ce twa­rze czar­ny­mi przy­łbi­ca­mi. Do­sko­na­le chro­nią­cy­mi twarz… –> Powtórzenie.

 

Nie zdą­ży­łem unik­nąć ani się za­sło­nić. –> Raczej: Nie zdą­ży­łem zrobić uniku ani się za­sło­nić.

 

by uj­rzeć, jak straż­nik po nie­uda­nym ataku sza­blą się­gnął po pi­sto­let… –> Czy dobrze rozumiem, że strażnik, któremu nie udał się atak, szablą sięgnął po pistolet?

 

Życie tem­po­ral­ne­go ninjy wy­ma­ga cier­pli­wo­ści… –> Życie tem­po­ral­ne­go ninji wy­ma­ga cier­pli­wo­ści

 

Pra­gnę roz­wią­zać za­gad­kę… –> Pra­gnę roz­wią­zać za­gad­kę

 

– Wasza wy­so­kość! Je­ste­śmy zgu­bie­ni! Za­ata­ko­wał nas… – prze­łknął gło­śno ślinę – tem­po­ral­ny ninja! –> – Wasza wy­so­kość! Je­ste­śmy zgu­bie­ni! Za­ata­ko­wał nas… – Prze­łknął gło­śno ślinę.Tem­po­ral­ny ninja!

Nie zawsze poprawnie zapisujesz dialogi. Pewnie przyda się poradnik: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

 

dia­men­to­we na­czy­nie roz­pry­sło się na jego gło­wie. –> Obawiam się, że diamentowe naczynie nie rozbiłoby się na czyjejś głowie.

 

Nie spo­dzie­wa­łem się, że tak wiel­ki sta­tek bę­dzie tak słabo chro­nio­ny.. –> Jedna kropka wystarczy, ale jeśli miał być wielokropek, brakuje jednej kropki.

 

Sta­łem przez roz­su­wa­nym drzwi ze złota… –> Sta­łem przed roz­su­wa­nymi drzwiami ze złota

 

wy­na­la­zek, miesz­czą­cy w sobie nie jeden, a sześć kul… –> Kula jest rodzaju żeńskiego, więc: …wy­na­la­zek, miesz­czą­cy w sobie nie jedną, a sześć kul

 

w niego i wszyst­kie moż­li­we stro­ny, w które mógł unik­nąć. –> …w niego i wszyst­kie moż­li­we stro­ny, w które mógł zrobić unik­.

 

Wciąż pa­mię­tam pięk­ną stu­dent­kę ilu­zji… –> Wciąż pa­mię­tam pięk­ną stu­dent­kę ilu­zji… 

 

Wów­czas bałem się ob­cych świa­tów, czu­łem się obco poza domem… –> Nie brzmi to najlepiej.

 

Od­na­la­złem Sulto, który jak gdyby nigdy nic pił sake w barze. […] bym wlał kilka kro­pel tru­ci­zny do kufla Sulto. –> To sake pije się z kufla???

 

ukry­wał się na­praw­dę do­brze, ni­cze­go nie mo­głem się o nim do­wie­dzieć. Do­wie­dzia­łem się za to… –> Czy to celowe powtórzenia?

 

Po tylu la­tach spo­tka­łem tego, kto wy­mor­do­wał moją ro­dzi­nę. –> Po tylu la­tach spo­tka­łem tego, który wy­mor­do­wał moją ro­dzi­nę.

 

Wiem, że to cięż­kie, ale spró­buj na chwi­lę odło­żyć oso­bi­ste urazy. –> Wiem, że to trudne, ale spró­buj na chwi­lę odło­żyć oso­bi­ste urazy.

 

Szu­ka­łem ciała ninjy ze zle­ce­nia… –> Szu­ka­łem ciała ninji ze zle­ce­nia

 

Tych zdol­no­ści mu­sia­łem nabyć… –> Te zdol­no­ści mu­sia­łem nabyć

 

Tak samo wy­glą­da­ła moja droga do po­mno­że­nia mo­je­go ma­jąt­ku. –> Czy oba zaimki są konieczne?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Skojarzyło mi się z wczytywaniem/zapisywaniem gry. Pomysł nawet fajny, ale… Wykonanie woła o pomstę do nieba. To miało mnie zaciekawić, a w pewnym momencie czytałem już tylko początki akapitów, bo tak jest rozwleczone.

 

“– Mam pracować dla mordercy mojego mistrza? – Spytałem sucho.

– Byłem jedynie narzędziem w czyichś rękach. – podkreślił z mocą –”

 

Zapis dialogów leży. Małe/duże litery i kropki/brak kropki. Tutaj zrobiłeś źle wszystko co dało się zrobić źle. Gdzieś na NF jest poradnik na ten temat. Poszukaj go i przeczytaj.

Didaskalia naprawdę są okropne. No sam bym k*** nie wpadł, że to było pytanie… Albo że podkreślił coś… Dzięki mistrzu! Wywalaj też przysłówki plus to brzmi głupio i na siłę. Robiłem sobie z tego jajca na tegorocznej “Grafomanii”, a chyba nie chcesz pisać czegoś na poziomie głupich żartów, prawda?

Ja ograniczam się do prostego “powiedział/powiedziała”. Zrób tak w kolejnych częściach. Tylko na tym skorzystasz. Wierz mi :)

lol

@Regulatorzy

Widzę teraz, jak wiele błędów wynika z tego, że ktoś mi poprawiał tekst, ale przy okazji wkładał tam własne pomyłki. Możliwe, że oryginalne opowiadanie wyglądało lepiej.

 

Słyszałem o Tobie wiele dobrego od kogoś, kto mi pokazał Nową Fantastykę. Jesteś istną boginią poprawnej polszczyzny i trzeba się Ciebie słuchać, jeśli chodzi o gramatykę, stylistykę i interpunkcję. Dziękuję za cenne porady i wybaczam to, że nie jesteś ekspertką od fizyki i geologii. Diamenty, mimo twardości 10 w skali Mohsa, jednocześnie są dość kruche. Tak samo jak szkło, które jest twardsze od stali, można bez problemu stłuc kijem, jeśli nie jest zbyt grube. Diamentowy kubek jak najbardziej mógłby rozbić się o czyjąś głowę, mając cienkie ścianki.

 

Cieszę się, że legendarna znawczyni języka polskiego zajęła się moim tekstem. Poprawię go według Twoich wskazówek, gdy znajdę na to czas i chęci. Dziękuję raz jeszcze. 

KJ

@janadalbert 

Dialogi zawsze były dla mnie problematyczne, przyznaję. Mój pomysł wziął się stąd, że chciałem fabularnie wyjaśnić wczytywanie gry, więc dobrze Ci się skojarzyło. Cieszę się, że podoba Ci się moja koncepcja, a wykonanie to coś, nad czym zawsze można popracować i w każdej chwili przerobić. Dziękuję za cenne wskazówki.

KJ

No cóż, przypuszczałam, że to co tutaj robię może być przydatne, ale nie  przyszło mi do głowy, że wieści o mnie są przekazywane z ust do ust.

Kejdzeju, pięknie dziękuję za tak miłe słowa. ;)

 

Widzę teraz, jak wiele błę­dów wy­ni­ka z tego, że ktoś mi po­pra­wiał tekst, ale przy oka­zji wkła­dał tam wła­sne po­mył­ki.

Czy dobrze rozumiem, Kejdzeju, że zaprezentowałeś nam opowiadanie, którego wcześniej nie przeczytałeś???

 

Po­pra­wię go we­dług Two­ich wska­zó­wek, gdy znaj­dę na to czas i chęci.

Czuję się w obowiązku uprzedzić Cię, Kejdzeju, że jeśli nie znajdziesz czasu i chęci, aby nanieść poprawki, ja mogę nie znaleźć ani czasu, ani chęci na zrobienie łapanki w Twoim kolejnym opowiadaniu.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Tworzenie jest pasjonujące i wciągające, poprawianie jest nudne, choć potrzebne. Swój czas i chęci wolę przeznaczyć na pisanie kolejnych rozdziałów niż żmudne naprawianie błędów. Mam nadzieję, że jednak uda mi się do tego przymusić i zrobić tak, jak kazałaś, patronko języka. Cieszę się, że dzięki Tobie połowę roboty mam już za sobą. 

KJ

Kejdzeju, nie lubię pomagać autorom, którzy nie dbają o czytelnika. Ktoś, komu palcem wskazano błędy, a kto nic nie zrobił, by kolejni czytelnicy mogli obcować z lepszym tekstem, moim zdaniem żadna pomoc nie jest w ogóle potrzebna. Swój czas i chęci wolę przeznaczyć dla kogoś, kto doceni żmudne naprawianie błędów.

Owszem, tworzenie jest zapewne pasjonujące i wciągające, ale zważ, że piszesz dla czytelników. Chyba że wystarcza Ci sama świadomość, że piszesz i z tego czerpiesz radość i satysfakcję.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przecież mówię, że cieszę się, że mi pomagasz i to w końcu zrobię. Naprawdę. Uwierz mi, cenię sobie Twoje porady, ale nie sprawią one, że poprawianie będzie dla mnie przyjemne. Zrobię to dla Ciebie i innych czytelników, bo Was wszystkich bardzo sobie cenię. Już teraz poprawiłem kilka pierwszych błędów w opowiadaniu, kierując się Twoimi wskazówkami. I będę to robił dalej, może i w powolnym tempie, ale do skutku. Obiecuję. 

KJ

OK. Skoro obiecujesz, nie mogę Ci nie wierzyć. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka