- Opowiadanie: Eryvan - Ucieczka na Pustkowia

Ucieczka na Pustkowia

Jest to krótka opowieść o tym jak to prosty chłop uciekł przed niechybną śmiercią ,i to dwukrotnie.  O jego dalszych losach dowiecie się czytając to krótkie opowiadanie, jednakże zaznaczam ze mogą być błędy gdyż nadal się uczę! proszę o wyrozumiałość, ale przyjmę wszelkie sugestie.. Przecież po to ciągle coś tworzymy, żeby ubogacać język pisarski i poprawiać swoje umiejętności.
Zachęcam do lektury!

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Ucieczka na Pustkowia

Felix Borgallson, bo tak go nazywano w jego rodzimej wiosce Ruvegen, wypalał właśnie drewno w ustronnym miejscu (czym zajmował się zawodowo). Ubrany w zwykły skórzany kaftan i brązowe postrzępione spodnie. Nagle zauważył, że coś dzieje się niepokojącego obok niego. Oprawcy osaczyli nieszczęśnika, który miał ręce związane za plecami. Błagał zbójów o darowanie życia. Każdy ze zbirów, co raz okładał go pięściami po twarzy i korpusie, a po każdym uderzeniu padał na ziemie, z której go podnosili, żeby móc bić go dalej. W pewnym momencie w stronę ofiary zbójów zaczął iść szlachcic. Magnat wyjął rapier i ciął ofiarę po plecach. Nieszczęśnik zawył z bólu i gorzko zapłakał. Szlachcic rozkazał swoim podkomendnym, aby ucięli danej osobie lewą dłoń. W mgnieniu oka dwóch zbirów trzymało biedaka, trzeci chwycił za topór i czekał, aż położą dłoń nieszczęśnika na pniaku. Oręż zabłysł w powietrzu, runął na dłoń i oddzielił ją od reszty przedramienia. Węglarz odwrócił wzrok, stojąc za drzewem, przyglądając się całemu zajściu. Dało się słyszeć przeraźliwy krzyk biedaka bez dłoni. Aby ukrócić jego męki i zakończyć żywot, szlachcic przebił jego pierś rapierem. Ich ofiara jęknęła, chciała coś powiedzieć, ale nagle zbladła, zapluła się krwią i padła na ziemię martwa.

Jasna cholera. Pomyślał Borgallson. Muszę uciekać, bo jeśli mnie zobaczą

Było już za późno jeden ze zbirów dostrzegł Felixa między drzewami i krzyknął:

– Tam ktoś jest! Na pewno widział cale zajście!

– Gońmy go, zanim ucieknie i doniesie stróżom prawa! – zakrzyknął szlachetka.

 

***

 

Węglarz spinał konia coraz bardziej, aby ścigający oprawcy, nie dopadli go i nie zabili jak psa. Nie miał przy sobie za wiele, gdyż rozpoczął ucieczkę, tak jak stał. Spojrzał za siebie. Jego szare, bystre oczy dostrzegły ośmiu rozbójników, którym przewodził, jak mogło się wydawać, szlachcic– morderca tamtego nieszczęśnika. Sarmata miał na sobie piękne szaty i czapkę z pawim piórem. W dłoni dzierżył rapier.

– Cholera! – zaklął do siebie. – Że też musieli mnie zobaczyć!

Dokładną chwilę po tym, jak obrócił się z powrotem, usłyszał strzał. Kula poszybowała tuż obok jego nogi! To jeden z goniących go banitów próbował go trafić, aby zaprzestać dalszej gonitwy. W następnej chwili zaczęły lecieć kolejne pociski w jego kierunku, które tylko o kilka centymetrów omijały jego ciało. Biedny mężczyzna nie miał, czym odpowiedzieć, a jedyną broń, jaką miał była niewielka siekierka, którą rąbał drewno w lesie. Nie obrócił się już ani razu w tył. Zamiast tego przyspieszył jeszcze bardziej i nie przejmował się, że zajeździ konia na śmierć. Gdy przejechał jakieś trzy mile, przekroczył coś na kształt bramy, utworzonej z głazów i kamieni. O nie, Pustkowia, pomyślał. Jeźdźcy, widząc, że nie zatrzymał się przed tym wjazdem, zaniechali dalszego pościgu.

– Dlaczego go nie gonimy? – zapytał dowódcę, jeden z rozbójników.

– Ponieważ tam, gdzie wjechał, kolejne godziny przyniosą mu tylko śmierć – oznajmił. – To Pustkowia, na które żaden szanujący się człowiek, nie ośmieliłby się wjechać! Boję się pomyśleć, co czeka tego nieszczęśnika, ale to już nie nasze zmartwienie. – Dodał, tłumacząc, powód zatrzymania.

– Czego można się spodziewać po tej krainie? – zapytał z zaciekawieniem inny z podwładnych.

– Nie wliczając ludów północy, wynaturzonych krasnoludów i spaczonych elfów? – Zadrwił z kompanów szlachcic. – Zobaczy tam stwory i plugastwo, którego nie śniło mu się nigdy w jego najgorszych koszmarach.

– Czyli co, panie? – Dopytywał się rozbójnik.

– Nie wierzę! Z kim ja pracuję! – Poprawił się w siodle przywódca. – Odmieńce, niewyobrażalne plugastwa, pomioty Pustkowi, zmutowane ogry z goblinami, a nawet żywe machiny oblężnicze.

Po tych słowach każdy z banitów wzdrygnął się na te słowa. Zawrócili konie i odjechali jak najszybciej, aby nie przyciągać uwagi czegoś plugawego.

 

***

 

Krajobraz uległ zmianie i wszystko, co do tej pory widział, zastąpił jeden wielki step. Czasami dostrzegł jakieś dziwnie wyglądające drzewo lub kamienne słupy, przypominające monolity. Gdy tak pędził, dostrzegł w oddali to oaza. Szybko obejrzał się za siebie i dostrzegł, że po ścigających nie ma ani śladu.

– Ha! – wrzasnął. – Odpuścili. Całe szczęście, bo mam teraz większy problem, ale najpierw odpocznę przy oazie i przeczekam, aż odjadą. – powiedział na głos.

Zwolnił konia i ruszył stępa. Wierzchowiec parskał ciężko. Widać było, iż galopowanie i późniejszy, długi cwał zmęczyły go niemiłosiernie.

– Dzięki tobie żyjemy, koniku! – powiedział, skłoniwszy się, do ucha rumakowi.

Jadąc, spoglądał na prawo i lewo, lecz niczego szczególnego nie dostrzegł poza ogromną ilością ziemi, na której gdzieniegdzie były drzewa i kamienne słupy. Oaza zdawała się, przybliżać do niego z każdą chwilą. Na twarzy Felixa widać było zmęczenie. Marzył o odpoczynku. Nagle, nie wiadomo skąd zawiał tak silny, mroźny i porywisty wiatr, że jeden podmuch zrzucił Borgallsona z siodła. Mężczyzna runął na ziemię, a koń przewrócił się na bok. Przeszył go ból w lewej nodze. Próbował wstać, ale tylko zawył z bólu. Spojrzał na swoją lewą nogę, I zobaczył, że od kolana, aż po stopę noga była sina, a w okolicach kolana wyglądała odłamana kość piszczelowa. Jakimś cudem doczołgał się do konia i kładąc się na nim, ponaglał konia, żeby zwierzę wstało. Ogier nie spiesznie i ociężale podniósł się z dodatkowym obciążeniem.

– Jasny gwint! – krzyknął. – Jak to boli!

Postanowił nie rezygnować z oazy, którą miał, na wyciągniecie ręki. Pomimo bolącej nogi, spiął konia, a zwierzę galopem ruszyło naprzód. Dojechawszy do oazy, przeraził się tym, co zobaczył. Przed sadzawką znajdowało się Coś przypominającą kupę śluzu, ale jednocześnie posiadającą głowę i ręce. Stwór był przerażający i ohydny. Kleista lepka maź przypominała, ruszającą się galaretowatą kreaturą. Felix wystraszył się i chciał jak najszybciej odjechać, lecz pragnienie było niemiłosierne. Pozostając przy zdrowych zmysłach, wiedząc, że nie może chodzić, bo ma zdruzgotaną nogę, postanowił pojechać na drugą stronę. Węglarzowi wydawało się, że stwór nie był świadomy, że ktoś go obserwuje. Chciał objechać staw, dookoła, aby uniknąć spotkania z potworem, ale koń nadepnął na coś i chrupnęło pod kopytem konia. Borgallson zamarł na chwilę, a jego obawy się potwierdziły. Stwór obróciwszy się w jego stronę i chowając nogi w kleistej mazi, ruszył w stronę węglarza. Przemierzał dzielący ich dystans z niebywałą szybkością! Mężczyzna ponaglił konia i puścił się cwałem do ucieczki. Odrażająca kleista maź dopadła jednak konia i oblepiła jego tylne nogi. Wierzchowiec zarżał przeraźliwie. Monstrum przekręciło konia tak, aby jeździec wypadł z siodła i wchłonęło konia do środka. Węglarz ponownie leżał na ziemi, ale tym razem zwrócony był w stronę oprawcy. Biedny konik, pomyślał przerażony. Wielki stwór podpełzł do niego i materializując wielki otwór, chciało wchłonąć go i pożreć, tak jak uczyniło to przed sekundą z wierzchowcem. Wtem usłyszał olbrzymi huk jakby wystrzał z armaty. W oddali stało potężne działo i Felix zobaczył, że na szczycie znajduje się jakaś niska postać. Dostrzegł zbliżającą się w stronę potwora olbrzymią fioletową kulę, na której iskrzyły się pioruny. Potwór dostał w sam środek otworu i wybuchł, obryzgując wszystko dookoła. Dwie duże, lepkie krople spadły na prawą nogę Felixa. Przez co najpierw poczuł ogromny ból, a po chwili nie czuł nic. Lepka konsystencja okleiła całą jego nogę i zamieniła ją w olbrzymią tylną łapę wilka. Była na tyle wielka, że węglarz zdumiał się, gdy ją zobaczył. Spróbował ruszyć kończyną i zdziwiony zaobserwował, iż nowa noga porusza się, tak jak tego chce. Nie rozumiał tego, co się stało. Dotknął nogi i poczuł nieprzyjemnie szorstką sierść. Utkwił wzrok w połamanej lewej nodze i z powrotem na prawą.

– To chyba jakiś żart – rzekł. – Dlaczego akurat ta? – zapytał, patrząc na lepkie plamy.

Z oddali usłyszał warkot jakiegoś urządzenia. Po drugiej stronie oazy zamajaczył jakiś kształt. Przez środek sadzawki ruszył olbrzymi pojazd przypominający działo. Gdy pojazd się zbliżył, dopiero wtedy węglarz zobaczył siedzącego na monstrualnej machinie krasnoluda.

– Hej! – krzyknął. – Panie krasnoludzie, dziękuję za pomoc! – dodał szybko.

Krasnolud zignorował go, zatrzymał pojazd, podszedł do jednej z większych plam, odkorkował fiolkę i nabrał ręką kleistej mazi. Co też on wyczynia, pomyślał Felix.

– Krasnoludzie! – krzyknął ponownie. – Zostaw to! Zobacz, co się stało z moją zdrową nogą, gdy odrobina tego czegoś oblepiła mi kończynę.

Dopiero teraz krasnolud zareagował i zbliżył się do leżącego człowieka. Bonaventura dostrzegł, że nie przypomina on tych krasnoludów, które widywał czasami w księstwie. Miał kamienne ręce i nogi. Jego lewe oko było zastąpione czymś na kształt czerwonego kamienia, z wyraźną kropką na środku, w miejscu, gdzie powinien mieć źrenicę. Natomiast prawe było wypełnione zielonym barwnikiem. Zdziwił się, gdy zobaczył, że krasnal ma ogon i trzecie ucho. Dostrzegł też, że jego lewa dłoń posiada, aż siedem palców! Nieznajomy za pasem miał dziwnie wyglądający topór. Zamiast tradycyjnego ostrza, posiadał on ząbkowanie zakończone czymś czarnym. Cóż to za nowy odmieniec, pomyślał węglarz. Krasnolud zlustrował go czerwonym okiem i rzekł, nieco sycząc:

– Witaj! Skąd się tutaj wziąłeś człowieczku? – zapytał, oczekując szczerej odpowiedzi.

– Je… Je… Jestem z księstwa Vahenburg. Nie za… za… zabijaj mnie, błagam! Dzie… Dzię… Dzięki to… tobie, cu… cudem u… uni… uniką… uniknąłem, śmie… śmierci! – Zaczął jąkać się i lamentować.

– Kim jesteś? I Jakim cudem się tutaj znalazłeś? – Dopytywał zaciekawiony, zmutowany krasnolud.

– Na… Nazywam się Felix Bo… Bo… Borgallson. Je… Jestem wę… węg… węglarzem. Go… go… goniono mnie, bo wi… wi… widziałem jak gru… grupa zbirów za… zabija cz… czło.. człowieka. Do… Dota… Dotarłem tu… tutaj z przy… przy… przypadku.

– Wypowiadasz się dość chaotycznie – oznajmił. – Czy coś cię trapi, węglarzu?, Może zwyczajnie się mnie boisz?

– Ta… Tak. Boję się cie… ciebie.

– Rozumiem – odparł krasnolud. – Cóż wygląda na to, że zaczynasz mutować. – Wskazał kamienną dłonią na prawą nogę Felixa.

– Co ro… robić?

– Eh – westchnął – skąd ty się urwałeś? Nic nie wiesz o tej krainie ani o mutacjach?

– O mu… muta… mutacjach nie, kra… kra… krasnoludzie – oznajmił.

– Dobrze więc. Zaczynasz mutować. Twoje ciało poddaje się spaczonym komórkom z twojej nowej nogi, którą otrzymałeś za sprawą tej kleistej mazi. Potocznie nazywa się to w twoich stronach spaczeniem. Nie minie kilka, a może kilkanaście minut jak znów otrzymasz mutację – wyjaśnił krasnolud. – Wybacz moje maniery. Jestem Forgim Żelazne Oko – Rzekł, wskazując, na metalowe ślepię. – Jestem inżynierem Pustkowi.

– Nie za… za… zabijesz m… m… mnie? – zapytał Felix, choć obawiał się odpowiedzi krasnoluda.

– Skąd! – odparł krótko. – Polowałem na tego stwora, a nie na ciebie, węglarzu. Teraz jesteśmy braćmi, ale muszę cię ostrzec, tutaj jest naprawdę niebezpiecznie – rzekł spokojnie krasnolud. – Więc trzymaj się blisko mnie. – Dodał, uśmiechając się do węglarza. – Widziałem, że straciłeś konia. Na pewno był to wierny zwierzak. Nie będziesz przecież szedł za mną, gdy ja będę jechał, więc zabiorę cię na pokład swojej przerażającej machiny. Jednakże, jeśli jednak zdecydujesz się zostać u mnie na stałe, to może poradzimy coś na twoją lewą nogę.

– Jak to nie wrócę już do domu? Właściwie, po co ci ten śluz w buteleczce? – zapytał Felix, który już się nie jąkał.

– Feli – rzekł krasnolud nieco poirytowany – Mogę tak do ciebie mówić? – zapytał i widząc przytaknięcie, kontynuował. –Mając na sobie spaczenie, jesteś na starcie wydziedziczony ze swojego doczesnego życia. Tutaj jest teraz twoje miejsce. Na tych przecudnych, ogromnych i dzikich Pustkowiach. Osobiście nazywam je Pustkowiami Mutantów. – Zaśmiał się Forgim. – Cóż, do kolejnych niecnych dzieł i spaczonych artefaktów – odpowiedział na drugie pytanie.

– Dobrze, jeśli postarasz się mi pomóc, zostanę – odparł węglarz.

– Wspaniale! – krzyknął. – Będziesz moim pomocnikiem, gdy już uporami się z twoją nogą.

Inżynier i jego nowy kompan wsiedli na olbrzymie działo, przypominające armatę. Mężczyzna zdziwił się, gdy wstał, bo jego wilcza noga była na tyle silna, że mógł podskakiwać na niej w stronę pojazdu, a jego lewa noga okazała się niepotrzebna. Forgim usiadł przed metalową kierownicą i kilkoma wajchami, a obróciwszy się do stojącego Felixa wskazał, aby staną po jego prawej stronie. Borgallson skinął głową i po chwili siedział na krześle, które wyskoczyło z miejsca, nad którym stał. Jadąc, krasnolud wyjaśnił nowemu towarzyszowi, co tak naprawdę cały czas dzieje się z jego ciałem. Opowiedział też o pomyśle na nową nogę dla niego. Na wieść o nowej nodze, która miała być mechaniczna Borgallson ucieszył się, bo wiedział, że znów będzie mógł normalnie chodzić. Odjechali, rozmawiając, w stronę zachodzącego słońca.

Koniec

Komentarze

Początek wyjątkowo nieprawdopodobny. Czy zbójcy zabierając się do bicia chłopa wcześniej nie zauważyli, że obok pracuje węglarz? Czy bandyci podeszli do Felixa tak cichutko, że ten nic wcześniej nie spostrzegł?

Dalszy ciąg, już na Pustkowiach, po tym, co spotkało Felixa w oazie, zapowiada niesamowite i niewiarygodne przygody, ale to co przeczytałam jest napisane tak źle, że czasami trudno zrozumieć sens zdania. Nie podejmuję się robienia łapanki, bo poprawy wymaga niemal każde zdanie, a chyba rozumiesz, Eryvanie, że nie mogę napisać Twojego opowiadania.

Zastanawiam się też, kim jest Bonawentura, którego dostrzegł krasnolud, kiedy się zbliżył do leżącego.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Widzę, że czegokolwiek nie napiszę, od razu jest krytyka.

Bonaventura to błąd, nie zamieniłem nazwiska z pierwowzoru. Z resztą po co się tłumaczę, jak jest wszystko źle :/ 

Czas i przypływ nie czekają na nikogo, nawet na ciebie.

Eryvanie, nie porzucaj prób literackich, ale podpowiadam – przypomnij sobie choćby szkolne wiadomości i zasady rządzące językiem polskim. Bez tego nie nauczysz się poprawnie pisać. I dużo, naprawdę dużo czytaj. Jestem przekonana, że z czasem uwidocznią się efekty Twoich starań.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Po czterech tekstach nie widzę tego w odczuciu komentujących. Po prostu kicz i gówno, tak to czuję.

Czytam niemal codziennie. obecnie książkę Roberta M. Wagnera, ale jak znam życie nikt nie słyszał.

Czas i przypływ nie czekają na nikogo, nawet na ciebie.

Każdego nowego na forum tak traktujecie?

Czas i przypływ nie czekają na nikogo, nawet na ciebie.

Eryvanie, jesteś bardzo niesprawiedliwy.

Czytam wszystkie opowiadania trafiające na tę stronę i traktuję Cię tak, jak każdego użytkownika na tej stronie. Nie robię wyjątków. Nie dzielę Was na nowych i starych. Każdemu staram się pomóc na tyle, na ile pozwala mi czas.

Nic nie poradzę na to, że Twoje opowiadania są napisane, delikatnie mówiąc, nie najlepiej. A dzieje się tak prawdopodobnie dlatego, bo, jak podejrzewam, prezentujesz nam teksty, które raczej nie powstały w ostatnim czasie. Robisz też duży błąd, wrzucając codziennie coś nowego, a postępując w ten sposób na dajesz sobie czasu na przeanalizowanie wcześniej wytkniętych błędów, nawet nie próbujesz dociekasz, dlaczego to, co napisałeś nie spotyka się z przychylnym odbiorem, za to kolejnego dnia dodajesz jeszcze jeden tekst, pełen błędów i fatalnie złożonych zdań. Spróbuj postawić nie na ilość, a na jakość.

Eryvanie, czy czytasz swoje prace, nim zamieścisz je na stronie?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Trzy teksty które były wrzucone mają więcej niż dwa miesiące, np opis narodzin, Tajemnicza relikwia i pustkowia. Dobrze w takim razie zostawię tylko relikwię. Dodam, że czytałem je wielokrotnie. Tajemniczą relikwię sprawdzałem ja i kolega który jest na dziennikarstwie. Uczę się i staram, ale jak widać bez efektu.

 

Czas i przypływ nie czekają na nikogo, nawet na ciebie.

Eryvan spokojnie :)

 

Ja swój pierwszy tekst, tak naprawdę, opublikowałem tutaj dobry rok temu. Oczywiście pod innym pseudonimem.

 

Ależ mnie zjechali! Chciałem, by czytelnicy jedynie ocenili mój styl pisania, a tam padło milion krytycznych komentarzy, odnoszących się do interpunkcji i ortografii, typu “Daleka droga przed tobą” itp.

 

Wtedy byłem zdruzgotany, ale z czasem dostrzegłem, że rzeczywiście zdarza mi się napisać “mój” przez”u” :D A właśnie na takie aspekty często zwraca się tutaj uwagę.

 

 Pamiętaj, że nie pokazujesz tutaj opowiadań ZWYKŁYM CZYTELNIKOM, tylko elitarnym bossom, którzy znają fantastykę pod wieloma postaciami i bardzo ciężko ich zaskoczyć. Szanuj ich rady i czas poświęcony na przeczytanie tekstu. Wynoś z nich tyle, ile tylko możesz.

 

Nie zapominaj też o tym, że każdy ma swój własny gust. Być może niektórym czytelnikom nie odpowiada twój styl, lecz nie oznacza to, że jest zły i nie ma szansy na zaistnienie w świecie literackim.

 

Przykładowo, taki “Harry Potter” zostałby tutaj, najprawdopodobniej, określony jako kolejne opowiadanie o magi i innych tego typu bzdurach, które setny raz przewalają się przez poczekalnię.

 

Nie rezygnuj więc tak szybko z pisarskiej kariery. Ćwicz, pisz, czytaj… a za jakiś czas zobaczyć naprawdę niesamowite rezultaty, a być może nawet odkryjesz, że potrafisz pisać lepiej niż myślałeś i (tak jak w moim przypadku) zrozumiesz, że warsztat pisarski rozwija się przez całe życie i dopiero po dłuższym czasie dostrzegamy popełnione przez siebie błędy :)

 

Z pozdrowieniami, Borowiczek :)

 

Kiedyś dostanę Nobla.

No cóż, Ervanie, jeśli mogę dla Ciebie zrobić coś jeszcze, to chyba tylko zaproponować, abyś zajrzał do tego wątku: http://www.fantastyka.pl/loza/17

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Wtedy byłem zdruzgotany – Tak się teraz czuję. Jutro usunę wszystko, bo to nie ma w tym momencie sensu. 

tylko elitarnym bossom – Szczerze? Elitarnym bossem dla mnie jest śp. J.R.R. Tolkien idąc dalej Grzędowicz, który napisał nieziemskiego Pana Lodowego Ogrodu czy też nawet wspomniany, wyżej Robert M. Wagner. Bez urazy dla Loży.

Nie rezygnuj więc tak szybko z pisarskiej kariery. Ćwicz, pisz, czytaj… – Łatwo ci mówić. Dla kogoś, komu polski nigdy nie leżał, zaczyna pisać wstawia tekst i od razu kłoda pod nogi. Okej porady i wskazywanie błędów są jak najbardziej adekwatne i w pełni je doceniam.

Czuję, ze mieszają mnie z błotem, bo są wyjadaczami. 

PS: Lożo jeszcze raz bez razy.

PS2: Moja charyzma i zapał spadła poniżej dna i spada dalej…

Czas i przypływ nie czekają na nikogo, nawet na ciebie.

Regulatorzy, czytałem to na samym początku. Zdawałem sobie z tego sprawę. Jednak nie spodziewałem się takiego zbombardowania.

Czas i przypływ nie czekają na nikogo, nawet na ciebie.

Eryvanie, a jakimże ja jestem wyjadaczem, skoro nigdy niczego nie napisałam? Oceniam wyłącznie to, co jest mi dane przeczytać.

Rozumiem, że możesz czuć się niedoceniony, ale proszę, daj sobie szansę! Niech Twoje opowiadanie przeczytają inni użytkownicy, poznaj opinie wielu ludzi. Nie wyciągaj wniosków z komentarza jednej osoby.

Do tej pory pewnie spotykałeś się ze zdaniem znajomych, może rodziny… Wierz mi, najbliżsi nigdy nie ocenią wiarygodnie Twojej twórczości. Z prostego powodu – nie będą chcieli robić Ci przykrości. A to nie na tym polega, by utwierdzać Cię w błędnym przekonaniu, że jesteś świetny, tylko ci ludzie z NF się na Tobie nie poznali.

Mam nadzieję, że poczekasz na opinie innych czytelników.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Kumpel czytał pustkowia i otwarcie powiedział ze wiele zmieniłby w opowiadaniu, jednakże taka wizja mu się podobała.

Regulatorzy spójrz na wszystkie komentarze ludzi przy moich tekstach. Nic nikomu nie leży, bo nie nie ma wartkiej fabuły, bo brak dobrych wyjaśnień i opisów bohaterów. 

To co mam napisać opowiadanie na stronę?, i liczyć na to że będzie to dobre? Naprawdę?

Nie chodzi o niedocenianie i jakieś super pisanie. Chce się uczyć pisać i robić to lepiej z każdym zdaniem, ale jak mi ludzie wytykają ze teksty są,, do dupy” mówiąc w prost to odechciewa się czegokolwiek.

Czas i przypływ nie czekają na nikogo, nawet na ciebie.

Heh… Być może źle się zabieram w pisaniu. 

Regulatorzy piszesz żebym poczekał na opinie ale jak tekst spadnie niżej to juz raczej nikt go nie czyta bo poleciał dalej na następne strony.

Czas i przypływ nie czekają na nikogo, nawet na ciebie.

Twój kumpel, Eryvanie, ma tę przewagę, że przeczytał Pustkowia, a ja tylko maleńki ich fragment. Nie da się na takiej próbce ocenić więcej niż jakieś prawdopodobieństwo zdarzeń i ewentualnie warsztat. Przynajmniej ja nie potrafię. Twój warsztat jest jeszcze w powijakach, a skończonego opowiadania nie byłeś uprzejmy nam zaprezentować.

 

Regulatorzy piszesz żebym poczekał na opinie ale jak tekst spadnie niżej to juz raczej nikt go nie czyta bo poleciał dalej na następne strony.

Są dyżurni, który powinni przeczytać Twój tekst. Poczekaj na ich opinie. Nie poddawaj się, pracuj nad sobą. Czytaj opowiadania ze strony – to też pozwoli Ci zorientować się, jak są traktowani inni użytkownicy.

Powodzenia, Eryvanie! ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przeczytał dokładnie to samo co wy tutaj!

 

Czytam i widzę. Nie koniecznie komentując, to co ludzie piszą. Nie wiem, czy to dobrze czy źle.

kolejna sprawa mówicie wszyscy ze interpunkcja leży. To pomóżcie wskażcie jakiś tekst w którym jest jej dużo żebym mógł się wzorować.

 

Reagulatorzy, muszę się dobrze zastanowić czy jestem gotowy na falę krytyki i rozdzieranie moich opowiadań i teksów.

Nie wiem z czego korzystać, żeby było dobrze. Jaki słownik, jak sprawdzać pisownię (Word to jednak za mało) Załamuję ręce, bo same chęci i czytanie to chyba za mało.

Nawet nie próbuję pisać fanfiku w świecie Warhammerowym lub Dzikich polach.

 

Czas i przypływ nie czekają na nikogo, nawet na ciebie.

Eryvanie, korzystam z tych słowników: https://sjp.pwn.pl/, https://www.synonimy.pl/

Zajrzyj też tutaj: http://www.prosteprzecinki.pl/zasady/4/2, https://sjp.pwn.pl/szukaj/przecinek.html

Na dobry początek powinno wystarczyć.

Aha, no i nie spodziewaj się, że świetne efekty będą po tygodniu lub dwóch. Nastaw się na znacznie dłuższy czas przyswajania sobie wiedzy i kształcenia umiejętności.

A teraz wybacz, idę spać, bo padam na pysk. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki!

Dobranoc!

Czas i przypływ nie czekają na nikogo, nawet na ciebie.

Jest tu pomysł na krótki tekst, ale wykonanie nie czyni mu zadość.

Przede wszystkim zwróć uwagę na początek. Pomijając fakt, że trudno nie zauważyć, że ktoś w okolicy wypala węgiel drzewny (zapach i dym cholernie się niósł w Bieszczadach, gdy trafiłem swego czasu na jednego), to opis jest bardzo suchy – niewiele miejsca zajmują odczucia bohatera, a opis kto kogo rani, kto łka, a kto przebija rapierem nie działa tak mocno na wyobraźnię. To poprzez ukazanie emocji (ukazanie, nie opis – “show, do not tell”, jak brzmi zasada) zapisujesz go w pamięci czytelnika. Gdybyś mocniej to zaznaczył, mógłbyś zarzucić haczyk na czytelnika, by ciekawiło go, co dalej.

Węglarz spinał konia coraz bardziej, aby ścigający oprawcy, nie dopadli go i nie zabili jak psa.

Zdanie typu “kapitan oczywisty”. Skoro z poprzedniego fragmentu wiem, że jest ścigany przez morderców, to domyślam się, czemu spina konia, by gnał szybciej.

– Dlaczego go nie gonimy? – zapytał dowódcę, jeden z rozbójników.

– Ponieważ tam, gdzie wjechał, kolejne godziny przyniosą mu tylko śmierć – oznajmił. – To Pustkowia, na które żaden szanujący się człowiek, nie ośmieliłby się wjechać! Boję się pomyśleć, co czeka tego nieszczęśnika, ale to już nie nasze zmartwienie. – Dodał, tłumacząc, powód zatrzymania.

– Czego można się spodziewać po tej krainie? – zapytał z zaciekawieniem inny z podwładnych.

– Nie wliczając ludów północy, wynaturzonych krasnoludów i spaczonych elfów? – Zadrwił z kompanów szlachcic. – Zobaczy tam stwory i plugastwo, którego nie śniło mu się nigdy w jego najgorszych koszmarach.

– Czyli co, panie? – Dopytywał się rozbójnik.

– Nie wierzę! Z kim ja pracuję! – Poprawił się w siodle przywódca. – Odmieńce, niewyobrażalne plugastwa, pomioty Pustkowi, zmutowane ogry z goblinami, a nawet żywe machiny oblężnicze.

Problem z tym dialogiem, że jest jak wyciąg z encyklopedii. Czy ktokolwiek by faktycznie tak powiedział? Zobacz na coś takiego:

– Dlaczego go nie gonimy? – zapytał dowódcę, jeden z rozbójników.

– Bo nie musimy – powiedział szlachcic i ryknął śmiechem. – Jeszcze nikt nie wrócił z Pustkowia żywy.

Informacje o magicznych istotach, potworach – po co o tym pisać, skoro czytelnik tego nie doświadczył i mu to wisi? Zamiast tego rozbudź mą wyobraźnię, spraw, bym był ciekawy, co takiego tajemniczego spotka bohatera na owych Pustkowiach, a co do tej pory powodowało, że nikt stamtąd nie wrócił.

Część na owych Pustkowiach ma nawet potencjał, ale znowu – w końcówce piszesz skrótowo, że bohater “ucieszył się”, zamiast pokazać to uczucie (np. że z radości przytulił krasnoluda).

Po czterech tekstach nie widzę tego w odczuciu komentujących. Po prostu kicz i gówno, tak to czuję.

Wejdź na mój profil i zobacz pierwszy tekst, jaki się tu pojawił (”Cena zniewagi”). Pięknych uwag też pod nim nie uraczyłem. Ale jednak poszedłem w zaparte – widać za mało umiałem, to musiałem się podszkolić.

Na ortografię pomaga odłożenie tekstu na jakiś czas (dwa-trzy tygodnie), zmienienie czcionki w Wordzie i ponowne odczytanie tekstu.

Na interpunkcję nie ma rady – trzeba otworzyć słownik PWN i powtórzyć zasady. Zapamiętać, że imiesłowy przysłówkowe oddzielamy przecinkiem. Pamiętać, którym spójnikom też towarzyszy ten znak interpunkcyjny. Ja nadal, jak piszę teksty, mam otwarte zasady i sprawdzam. I nadal sadzę byki, stąd betuję z innymi, bo pewnych błędów autor nie jest w stanie wyłapać.

Na powtórzenia stosuję słownik synonimów – też ciągle otwarty przy pisaniu.

Analizuję wskazane błędy – mam na komputerze plik tekstowy, gdzie mam zapisane, na co szczególnie powinienem zwrócić uwagę przy poprawianiu tekstu, gdyż robię dużo błędów danego typu. Bo zakończenie pisania to dopiero początek obróbki opowiadania.

Bo pisanie to wieczna nauka. Nie tylko ortografii, ale jak opisywać uczucia postaci, wydarzenia, jak komponować utwór. Co ludzi ciągnie, a co się nie podoba. To też zrozumienie, że nie każdego się da zadowolić. I że trzeba cierpliwości, bowiem nikt od razu nie pisze po mistrzowsku ;)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

NoWhereMan, dzięki za przeczytanie, stokrotne dzięki za wszelkie uwagi.

Super że ujrzałeś potencjał w wydarzeniach na Pustkowiach.

Zrobię też, tak jak radzisz z odłożeniem tekstu.

Co do interpunkcji – zgadzam się w pełni, nie da się wyłapać błędów.

Na powtórzenia stosuję słownik synonimów – też z niego korzystam!

 

Bo pisanie to wieczna nauka. Nie tylko ortografii, ale jak opisywać uczucia postaci, wydarzenia, jak komponować utwór. Co ludzi ciągnie, a co się nie podoba. To też zrozumienie, że nie każdego się da zadowolić. I że trzeba cierpliwości, bowiem nikt od razu nie pisze po mistrzowsku ;) – jak polecasz pisać jaką narracją?

Co do poprawek i wytknięć. Kurczę uznałem, że pewne rzeczy są oczywiste, ale jednak się myliłem więc poprawię pewne rzeczy więc tekst może w wielu miejscach ulec zmianie.

 

Dzięki jeszcze raz za opinię! :)

Czas i przypływ nie czekają na nikogo, nawet na ciebie.

Hmm. Mnie też na kolana nie rzuciło. Ale nie obrażaj się.

Fabularnie to wygląda dopiero na początek przygody – ucieczka przed niebezpieczeństwem, wpadnięcie w jeszcze gorsze szambo, utrata kontroli nad własnym ciałem, napotkanie sprzymierzeńca. Dalej chyba bohater powinien zacząć jakoś stawać na nogi, uczyć się, doskonalić, aby w finale wrócić do prześladowców i im dokopać.

Mnie też wydaje się dziwne, że zbóje nie zauważyli pracującego węglarza. To, że miał przy sobie konia też chyba takie zwyczajne dla biednego węglarza nie jest.

Z wykonaniem nie jest dobrze.

Każdy ze zbirów, co raz okładał go pięściami po twarzy i korpusie, a po każdym uderzeniu padał na ziemie,

Co jest podmiotem pod koniec zdania i dlaczego każdy ze zbirów? Uważaj na podmioty, często Ci uciekają. BTW, literówka i pierwszy przecinek do wywalenia – między podmiotem a orzeczeniem raczej się ich nie wstawia.

Po tych słowach każdy z banitów wzdrygnął się na te słowa.

Przesada z tymi słowami. Hmmm. Jakoś po tych facetach nie widać, że są banitami.

I kilka przykładów z interpunkcją:

Biedny mężczyzna nie miał, czym odpowiedzieć, a jedyną broń, jaką miał była niewielka siekierka,

Pierwszy przecinek do wywalenia – znalazł się w środku utartego zwrotu. Za to potrzebny po “miał” – zamknie wtrącenie. BTW – raczej “jedyną bronią była siekierka.

Kleista lepka maź przypominała, ruszającą się galaretowatą kreaturą.

Przecinek do wywalenia. BTW – przypominała kreaturę.

a obróciwszy się do stojącego Felixa wskazał, aby staną po jego prawej stronie.

Przecinek po “Felixa” – zawsze w zdaniach złożonych z imiesłowami kończącymi się na -wszy, -łszy. BTW – literówka.

Babska logika rządzi!

Finkla, dziękuję.

Nie siadałem jeszcze do tego.

Nie mam ostatnio czasu może w najbliższych dniach.

 

Hmm. Mnie też na kolana nie rzuciło. Ale nie obrażaj się. – Nie zamierzam spokojnie! Zrozumiałem swoje błędy, które popełniłem i postaram się ich nie powtórzyć lub chociaż zniwelować do minimalnego minimum.

Poprawię wszelkie błędy i nieco inaczej przedstawię pewne fakty.

 

Jeszce raz dziękuję za przeczytanie.

PS: Możliwe, że jest to właśnie zaczątek na coś nowego, ale jak potoczy się historia węglarza… tego sam jeszcze nie wiem.

 

Pozdrawiam Eryvanik :)

Czas i przypływ nie czekają na nikogo, nawet na ciebie.

Nie przejmuj się brakami warsztatowymi, Eryvanie, tak jakby były to rzeczy ostateczne i przekreślające twoje pisanie ;) Warsztat wyrabia się latami, zupełnie jak specjalistyczną wiedzę czy zawód. Moje pierwsze teksty, jak większości tutaj, pod względem warsztatowym wołały o pomstę do nieba.

 

Zanim zapomnę, chciałam nawiązać do komentarza Borowika, konkretnie: “Ja swój pierwszy tekst, tak naprawdę, opublikowałem tutaj dobry rok temu. Oczywiście pod innym pseudonimem.” ← wydźwięk zdania odebrałam tak, jakby oczywistym było, że pierwszy tekst publikuje się incognito. Nie rozumiem takiego założenia. Albo źle rozumiem zdanie.

 

Trochę poprawek:

 

Ubrany w zwykły skórzany kaftan i brązowe postrzępione spodnie. ← brakuje czasownika. To jakby urwane zdanie. Albo je kontynuuj, albo daj np. Ubrany BYŁ…

Nagle zauważył, że coś dzieje się niepokojącego obok niego. ← szyk zdania. Nagle zauważył, że obok niego dzieje się coś niepokojącego. Unikałabym jednak określenia “nagle”, lepiej pokazać nagłość sytuacji.

Każdy ze zbirów, co raz okładał go pięściami po twarzy i korpusie, a po każdym uderzeniu padał na ziemie, z której go podnosili, żeby móc bić go dalej. ← tutaj podmiot jest niepewny. Najpierw zmyłka, że podmiotem są zbiry, potem pokazanie, że jednak ofiara, potem znowu powrót do zbirów, a potem znowu do ofiary :D Cztery razy w jednym zdaniu! Podmiot zdania powinien być pewny, żeby czytelnik się nie pogubił i nie musiał zastanawiać, o kogo tu chodzi.

Szlachcic rozkazał swoim podkomendnym, aby ucięli danej osobie lewą dłoń. ← to “danej osobie” jest fatalne. Mężczyźnie, ofierze itd., ale na pewno nie danej osobie.

W mgnieniu oka dwóch zbirów trzymało biedaka ← “trzymało” to jest czynność ciągła. W mgnieniu oka mogli go złapać, ale nie trzymać.

Węglarz odwrócił wzrok, stojąc za drzewem, przyglądając się całemu zajściu. ← budowa zdania. Stojący za drzewem węglarz odwrócił wzrok – tak bym napisała. Wiemy już, że się zajściu przyglądał, nie musisz tego pisać. I od tego zdania dałabym nowy akapit.

Ich ofiara jęknęła, chciała coś powiedzieć, ale nagle zbladła, zapluła się krwią i padła na ziemię martwa. ← to, że padła na ziemię martwa, jest oczywiste, a słowo “martwa” nadaje niepotrzebnej dramaturgii, która już wcześniej jest podkreślona. Usunęłabym ostatnie słowo ze zdania.

Było już za późno jeden ze zbirów dostrzegł Felixa między drzewami i krzyknął ← dwa zdania, które bez żadnego znaku bezprawnie tworzą jedno. Było już jednak za późno. Jeden ze zbirów…

– Tam ktoś jest! Na pewno widział cale zajście!

– Gońmy go, zanim ucieknie i doniesie stróżom prawa! – zakrzyknął szlachetka. ← zastanowiłabym się, czy na pewno zbiry użyłyby określeń “całe zajście” i “stróżom prawa”. Są zbyt sztywne, niewiarygodne w takiej sytuacji.

 

To tylko przykłady, dalej czytałam bez wytłuszczania wpadek; chciałabym mieć na to czas, ale niestety.

Ogólnie: pilnuj (także w przedmowie), by przed kropkami i przecinkami nie było spacji, by spacje oddzielały myślniki od tekstu, zadbaj o przecinki w odpowiednich miejscach, pilnuj, żeby nie przekręcać określeń (Dokładną chwilę ← chwila nie może być dokładna, ale dokładnie chwilę coś może trwać), nie tłumacz rzeczy oczywistych (jeśli ktoś kogoś goni i do niego strzela, to oczywiste, że chce go zatrzymać – nie traktuj czytelnika jak półgłówka i nie tłumacz, po co ktoś strzela ;). Wydaje mi się, że przyjąłeś zasadę, że przed każdym czasownikiem (lub czymś, co na niego wygląda) dajesz przecinek, a nie zawsze jest to poprawne. Zawsze przeczytaj zdanie na głos, robiąc przystanek tam, gdzie stoi przecinek, i zobacz, czy aby na pewno brzmi to dobrze. Pilnuj szyku zdania (Poprawił się w siodle przywódca ← nie, Przywódca poprawił się w siodle). Unikaj pisania, że coś jest przerażające – pokaż/wywołaj to przerażenie. Stawiaj też więcej akapitów.

Niewątpliwym atutem twojej historii jest jej wartkość. Nie sadzisz obszernych wyjaśnień, tylko skupiasz się na akcji. Dobrze, że próbujesz przemycać informacje w dialogach, ale pamiętaj, żeby to nie były objaśniające świat monologi – tak ludzie nie rozmawiają, trzeba się trochę nagimnastykować, żeby udzielenie czytelnikowi informacji jednocześnie zabrzmiało w dialogu naturalnie. 

Tyle z mojej strony w tej chwili, a wszystko to i tak uwagi techniczne. O samej historii niewiele mogę powiedzieć – podoba mi się motyw z pustkowiem, ale tekstu mam zbyt mało, żebym mogła go jakoś ocenić. Rzuciło mi się jeszcze w oczy, że masz interesujące słownictwo (nieszczęśnik, szlachetka, węglarz itd.).

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Naz dzięki!

WIele porad i wskazań co porpawić!

Częśc zastosuję nad częścią się zastanowię.

 

Czas i przypływ nie czekają na nikogo, nawet na ciebie.

Zaczynam masakrę od streszczenia: przecinki przykleja się do końca wyrazu, o tak, a nigdy do początku. Przed "że", "jak" i gdyż" stawiamy przecinki. Zdania zaczynamy dużą literą. Wielokropek ma trzy kropki.

 Felix Borgallson, bo tak go nazywano w jego rodzimej wiosce

Gdyby go tak nie nazywano, to by się tak nie nazywał. Ponadto: rodzinnej wiosce, bo "rodzimy" znaczy co innego (https://sjp.pwn.pl/sjp/rodzimy;2515551.html).

 wypalał właśnie drewno w ustronnym miejscu (czym zajmował się zawodowo)

W ustronnym miejscu robi się inne rzeczy. Opisz to, albo powiedz, że był smolarzem, zamiast owijać w bawełnę.

 Ubrany w zwykły skórzany kaftan i brązowe postrzępione spodnie.

I? Z tego zdania uciekło orzeczenie.

 Nagle zauważył, że coś dzieje się niepokojącego obok niego. Oprawcy osaczyli nieszczęśnika, który miał ręce związane za plecami.

W ustronnym miejscu. Czyli daleko od drogi, na której zbójcy mogliby czatować, a nieszczęśnicy – chodzić po niej. Szczególnie niezauważeni przez smolarza, którego praca polega na pilnowaniu tlącego się drewna.

 Każdy ze zbirów, co raz okładał go pięściami po twarzy i korpusie, a po każdym uderzeniu padał na ziemie, z której go podnosili, żeby móc bić go dalej.

Pomijając gramatykę i interpunkcję – wyobraź to sobie, bo ja nie potrafię. I co to za nieszczęśnik? Nasz smolarz? Nie nasz smolarz? Gajowy?

 W pewnym momencie w stronę ofiary zbójów zaczął iść szlachcic.

A skąd ten się wziął? W tych krzakach w środku lasu? Poszedł za potrzebą?

 Magnat wyjął rapier i ciął ofiarę po plecach. Nieszczęśnik zawył z bólu i gorzko zapłakał.

… Był jeszcze w stanie płakać?

 Szlachcic rozkazał swoim podkomendnym, aby ucięli danej osobie lewą dłoń.

Primo – przed chwilą był sam. Secundo – "danej osobie" brzmi jak z dziennika telewizyjnego i jest bez sensu. "Dany" nie jest ładniejszym synonimem do "ten" (w ogóle nie jest synonimem).

 Oręż zabłysł w powietrzu, runął na dłoń i oddzielił ją od reszty przedramienia.

Zabłysnął. Jak już, to spadł na nadgarstek. Strasznie kliniczne to "oddzielanie".

 Węglarz odwrócił wzrok, stojąc za drzewem, przyglądając się całemu zajściu.

I oni go nie zauważyli?

 Dało się słyszeć przeraźliwy krzyk biedaka bez dłoni.

Ojej.

 Aby ukrócić jego męki i zakończyć żywot, szlachcic przebił jego pierś rapierem.

Skrócić męki. Przebił mu pierś ("przebił jego pierś" to anglicyzm). Niepotrzebnie powtórzona informacja ("skrócić męki" to eufemizm od "dobić").

 Ich ofiara jęknęła, chciała coś powiedzieć, ale nagle zbladła, zapluła się krwią i padła na ziemię martwa.

Podmiot poprzedniego zdania był w liczbie pojedynczej, a zaimek powinien się do niego dopasować. "Zapluła się" jest kolokwialne.

 Jasna cholera. Pomyślał Borgallson. Muszę uciekać, bo jeśli mnie zobaczą…

Powinno być: Jasna cholera, pomyślał Borgallson. Muszę uciekać.

 Było już za późno jeden ze zbirów dostrzegł Felixa między drzewami i krzyknął:

Po "za późno" albo kropka, albo przecinek.

 – Tam ktoś jest! Na pewno widział cale zajście!

 – Gońmy go, zanim ucieknie i doniesie stróżom prawa! – zakrzyknął szlachetka.

Język nie pasuje do tekstu fantasy ("zajście"), jest pretensjonalny ("stróże prawa" – tak serio?) i niezręczny.

 Węglarz spinał konia coraz bardziej, aby ścigający oprawcy, nie dopadli go i nie zabili jak psa.

Węglarz to facet, który sprzedaje węgiel w mieście. Felix jest smolarzem. Skąd ubogi smolarz ma konia? Nie oddziela się przecinkiem podmiotu od orzeczenia (oprawcy – dopadli).

 Nie miał przy sobie za wiele, gdyż rozpoczął ucieczkę, tak jak stał.

Niepotrzebny przecinek przed "tak". Że uciekał bez wyposażenia swej ubogiej, smolarskiej chaty, to raczej oczywiste.

 Jego szare, bystre oczy dostrzegły ośmiu rozbójników, którym przewodził, jak mogło się wydawać, szlachcic– morderca tamtego nieszczęśnika.

Nagle jest ich ośmiu? Nie opisuj tego, czego bohater nie widzi. "mogło się wydawać"? Czyli co – gnał na przedzie, z szablą w górze?

 Sarmata miał na sobie piękne szaty i czapkę z pawim piórem. W dłoni dzierżył rapier.

To powinno być na początku, kiedy "szlachcic" się pojawił. Sarmaci mieli szable, nie rapiery (to nie to samo). Szlachcic i sarmata to też nie to samo.

 – Cholera! – zaklął do siebie. – Że też musieli mnie zobaczyć!

A myślałam, że do konia… Ta linijka psuje napięcie (na ile ono istnieje).

 Dokładną chwilę po tym

https://sjp.pwn.pl/sjp/dokladny;2453007.html

 Kula poszybowała tuż obok jego nogi!

Przeleciała. Szybują – powoli, majestatycznie i pięknie – albatrosy, noski klonowe i szybowce. Kule przelatują, śmigają, świszczą.

jeden z goniących go banitów

Skąd wie, że to banici?

 aby zaprzestać dalszej gonitwy

Aby zakończyć pogoń. Gonitwa to zabawa (https://sjp.pwn.pl/sjp/gonitwa;2462356.html), to jest na serio.

 W następnej chwili zaczęły lecieć kolejne pociski w jego kierunku, które tylko o kilka centymetrów omijały jego ciało.

Kolejne pociski poleciały w jego stronę, o włos od głowy smolarza.

 Biedny mężczyzna nie miał, czym odpowiedzieć, a jedyną broń, jaką miał była niewielka siekierka, którą rąbał drewno w lesie.

Nie miał czym. Jedyną bronią, jaką miał. Czemu on się chce ostrzeliwać? To ubogi człowiek, który broni nie nosi i powinien się raczej skupić na ucieczce. Tak nawiasem, jeśli to ma się dziać w XVI – XVII wieku, to ówczesne pistolety były niecelne i trzeba je było długo i mozolnie ładować.

 Zamiast tego przyspieszył jeszcze bardziej i nie przejmował się, że zajeździ konia na śmierć.

Stać go było.

 Gdy przejechał jakieś trzy mile, przekroczył coś na kształt bramy, utworzonej z głazów i kamieni. O nie, Pustkowia, pomyślał.

Na "Pustkowia" (dużą literą!) prowadzi brama zbudowana z kamieni? Albo działa tu fair folk, albo Autorowi zabrakło pomysłów.

 Jeźdźcy, widząc, że nie zatrzymał się przed tym wjazdem, zaniechali dalszego pościgu.

Zaniechali pościgu (czyli przestali go gonić).

 dowódcę, jeden

Niepotrzebny przecinek.

 Ponieważ tam, gdzie wjechał, kolejne godziny przyniosą mu tylko śmierć

Tam, dokąd wjechał. Jak godziny mogą mu przynieść śmierć? To chyba miało być poetyckie, ale trafiło kulą w palisadę.

na które żaden szanujący się człowiek, nie ośmieliłby się wjechać!

Niepotrzebny przecinek. Ci zbójcy to tacy szacowni?

 Boję się pomyśleć, co czeka tego nieszczęśnika, ale to już nie nasze zmartwienie.

Od kiedy on taki czuły?

 Dodał, tłumacząc, powód zatrzymania.

Przecinki z sufitu – po co oddzielasz orzeczenie w zdaniu prostym? Zresztą, wiemy, po co on to mówi, więc wystarczyłoby samo "dodał".

 – Nie wierzę! Z kim ja pracuję! – Poprawił się w siodle przywódca. – Odmieńce, niewyobrażalne plugastwa, pomioty Pustkowi, zmutowane ogry z goblinami, a nawet żywe machiny oblężnicze.

Niefantastyczny język ("z kim ja pracuję"). "Plugastwo" jest singularis tantum.

 Po tych słowach każdy z banitów wzdrygnął się na te słowa.

Powtórzenie.

 Zawrócili konie i odjechali jak najszybciej, aby nie przyciągać uwagi czegoś plugawego.

Nie przyciągnąć (byli tam raz, nie wielokrotnie).

 Krajobraz uległ zmianie i wszystko, co do tej pory widział, zastąpił jeden wielki step.

Krajobraz widział? Czy jednak smolarz? Opisz to.

 Czasami dostrzegł

Dostrzegał ("czasami" wymaga formy częstotliwej).

 kamienne słupy, przypominające monolity

https://sjp.pwn.pl/sjp/monolit;2568347.html

 dostrzegł w oddali to oaza

Dostrzegł w oddali oazę. Nie możesz opisać, jak wyglądała? I czemu on wszystko dostrzega, a niczego nie zauważa ani nie widzi?

 Odpuścili. Całe szczęście, bo mam teraz większy problem, ale najpierw odpocznę przy oazie i przeczekam, aż odjadą

Potwornie kolokwialne. Nie pasuje do fantasy.

 powiedział na głos

A jak inaczej?

 powiedział, skłoniwszy się, do ucha rumakowi

Jak on się skłonił? "Rumak" to nie to samo, co "koń": https://sjp.pwn.pl/sjp/rumak;2574519.html

 lecz niczego szczególnego nie dostrzegł poza ogromną ilością ziemi, na której gdzieniegdzie były drzewa i kamienne słupy

"Ogromna ilość ziemi" przywodzi mi na myśl sklep ogrodniczy, przykro mi.

 Oaza zdawała się, przybliżać do niego z każdą chwilą.

Niepotrzebny przecinek.

 Na twarzy Felixa widać było zmęczenie.

Kto je widział, skoro był tam sam? Może niech go, na przykład, zabolą mięśnie, napięte w czasie panicznej ucieczki?

 Nagle, nie wiadomo skąd zawiał tak silny, mroźny i porywisty wiatr, że jeden podmuch zrzucił Borgallsona z siodła.

"nie wiadomo, skąd" jest wtrąceniem i powinno być oddzielone przecinkami. "Porywisty" wiatr, to taki, który wieje w porywach – to wieje, to przestaje. Co ma mroźność do siły wiatru? I żeby go zrzucić z siodła, to musiałby być huragan.

 Mężczyzna runął na ziemię, a koń przewrócił się na bok. Przeszył go ból w lewej nodze.

Konia? Jak już, to ból przeszył lewą nogę delikwenta.

 Spojrzał na swoją lewą nogę, I zobaczył, że od kolana, aż po stopę noga była sina, a w okolicach kolana wyglądała odłamana kość piszczelowa.

… Polszczyzna nie ma consecutio temporum. Co do medycyny się nie wypowiadam, bo się nie znam, ale a) powinien być cały poobijany, a upadając łatwiej złamać rękę, niż nogę (bo na rękę się upada) b) złamanie otwarte to w jego sytuacji pewna śmierć.

 Jakimś cudem doczołgał się do konia i kładąc się na nim, ponaglał konia, żeby zwierzę wstało. Ogier nie spiesznie i ociężale podniósł się z dodatkowym obciążeniem.

Na koniach też się nie znam, ale jestem pewna, że koń, wstając, musiałby go zrzucić (bez złej intencji, czysta fizyka). I wcale nie miałby ochoty tego robić, zwłaszcza, że jeśli się przewrócił, też powinien być poobijany. "Niespiesznie" pisze się razem. Wiemy, że koń jest obciążony.

 – Jasny gwint! – krzyknął. – Jak to boli!

… Ciszej nad tą trumną.

 Postanowił nie rezygnować z oazy, którą miał, na wyciągniecie ręki.

Postanowił nie rezygnować z dotarcia do oazy. Była tuż. "Oaza" i "źródło" (albo”staw”) to nie to samo.

 Przed sadzawką znajdowało się Coś przypominającą kupę śluzu, ale jednocześnie posiadającą głowę i ręce. Stwór był przerażający i ohydny. Kleista lepka maź przypominała, ruszającą się galaretowatą kreaturą.

Coś przypominającego, albo coś, co przypominało. "Posiadać" nie jest synonimem "mieć". Nie mów, że stwór był ohydny, ale opisz to. Przypominała kreaturę.Nie oddzielaj podmiotu od orzeczenia.

 Pozostając przy zdrowych zmysłach

Dlaczego miałby zwariować na widok Bloba?

 Węglarzowi wydawało się, że stwór nie był świadomy, że ktoś go obserwuje.

Consecutio temporum.

 Chciał objechać staw, dookoła, aby uniknąć spotkania z potworem, ale koń nadepnął na coś i chrupnęło pod kopytem konia.

Skąd nagle staw? "Oaza" i "staw" to nie to samo. Wystarczyłoby tak: Chciał objechać staw, żeby ominąć potwora, ale coś chrupnęło pod kopytem konia.

 Stwór obróciwszy się w jego stronę i chowając nogi w kleistej mazi, ruszył w stronę węglarza. Przemierzał dzielący ich dystans z niebywałą szybkością!

It was super effective.

 Odrażająca kleista maź dopadła jednak konia i oblepiła jego tylne nogi.

Ale dlaczego? Dlaczego ten glut siedzi nad nagle ujawnionym stawem i poluje na konie? To ma być coś a'la Lovecraft?

 Monstrum przekręciło konia tak, aby jeździec wypadł z siodła i wchłonęło konia do środka.

Skoro chce zeżreć obu, po co zrzuca jeźdźca? Nie można wchłonąć inaczej, niż do środka.

 Węglarz ponownie leżał na ziemi, ale tym razem zwrócony był w stronę oprawcy.

Zwierzę nie może być oprawcą, ponieważ jest nieświadome: https://sjp.pwn.pl/sjp/oprawca;2495793.html

 Wielki stwór podpełzł do niego i materializując wielki otwór, chciało wchłonąć go i pożreć, tak jak uczyniło to przed sekundą z wierzchowcem.

Podmiot nie zgadza się z orzeczeniem (stwór chciał). Jak, u licha, otwór się "materializuje"?

 Wtem usłyszał olbrzymi huk jakby wystrzał z armaty. W oddali stało potężne działo

I wcześniej go nie zauważył? Przed "jakby" przecinek.

 na szczycie znajduje się jakaś niska postać.

Na szczycie czego? I co to za "postać"? Człowiek, krasnal, Tatuś Muminka?

 Potwór dostał w sam środek otworu i wybuchł, obryzgując wszystko dookoła.

Przeczytałam to zdanie na głos. Komentarz mojego ojca – "Pornografia!"

 Dwie duże, lepkie krople spadły na prawą nogę Felixa. Przez co najpierw poczuł ogromny ból, a po chwili nie czuł nic.

Skąd wie, że dwie? Jak je policzył? Nie mdleje z bólu? Opisz, co on czuje.

Lepka konsystencja okleiła całą jego nogę

Lepka substancja (https://sjp.pwn.pl/sjp/konsystencja;2564446.html).

i zamieniła ją w olbrzymią tylną łapę wilka. Była na tyle wielka, że węglarz zdumiał się, gdy ją zobaczył.

Sama likantropia kończyny jest sprawą całkowicie normalną.

 Z oddali usłyszał warkot jakiegoś urządzenia.

Skąd wie, że urządzenia? Widział w życiu jakieś maszyny?

 Gdy pojazd się zbliżył, dopiero wtedy węglarz zobaczył siedzącego na monstrualnej machinie krasnoluda.

Dopiero, gdy pojazd się zbliżył, smolarz zauważył siedzącego na nim krasnoluda. Skąd on wie, że to krasnolud?

 Zostaw to! Zobacz, co się stało z moją zdrową nogą, gdy odrobina tego czegoś oblepiła mi kończynę.

Nienaturalny dialog.

 Bonaventura dostrzegł, że nie przypomina on tych krasnoludów, które widywał czasami w księstwie.

Przed chwilą miał na imię Felix? I skąd nagle księstwo?

 Miał kamienne ręce i nogi. Jego lewe oko było zastąpione czymś na kształt czerwonego kamienia, z wyraźną kropką na środku, w miejscu, gdzie powinien mieć źrenicę. Natomiast prawe było wypełnione zielonym barwnikiem.

Prawa ręka zagłady i lewa noga w kwiatuszki. I nie kombinuj – wystarczy: Zamiast lewego oka miał czerwony kamień.

 dziwił się, gdy zobaczył, że krasnal ma ogon i trzecie ucho. Dostrzegł też, że jego lewa dłoń posiada, aż siedem palców!

Zobaczył u jego lewej dłoni aż siedem palców. Ponawiam pytanie – skąd on wie, że to krasnolud, skoro nie wygląda jak krasnolud?

 Zamiast tradycyjnego ostrza, posiadał on ząbkowanie zakończone czymś czarnym.

Poddaję się. Nie mam pojęcia, jak ten topór wyglądał.

 Cóż to za nowy odmieniec, pomyślał węglarz.

Dopiero teraz tak pomyślał?

 Skąd się tutaj wziąłeś człowieczku?

Skąd się tutaj wziąłeś, człowieczku?

 zapytał, oczekując szczerej odpowiedzi.

Czyli normalnie zapytał. a Felix/Bonaventura nie jest telepatą i nie wie, czego rozmówca oczekuje.

 Jestem z księstwa Vahenburg.

Dopiero teraz to mówisz?

 Zaczął jąkać się i lamentować.

Dlaczego? Krasnolud jest całkiem przyjazny.

 Dopytywał zaciekawiony, zmutowany krasnolud.

"Zmutowany" w świecie fantasy? Czemu nie dopytywał z ciekawością?

 Wypowiadasz się dość chaotycznie – oznajmił.

Ano, owszem. "Oznajmił"znaczy "ogłosił": https://sjp.pwn.pl/sjp/oznajmic;2497280.html

 Cóż wygląda na to, że zaczynasz mutować.

Cóż, wygląda na to, że zaczynasz mutować. Nie ma to, jak przyjmować życie filozoficznie.

 Twoje ciało poddaje się spaczonym komórkom z twojej nowej nogi, którą otrzymałeś za sprawą tej kleistej mazi.

I to ma prostemu chłopu coś powiedzieć? Prostemu chłopu, który nie grał w Warhammera?

 Rzekł, wskazując, na metalowe ślepię.

"Wskazując" nie jest wtrąceniem. "Ślepie" przed chwilą było kamienne.

 Jestem inżynierem Pustkowi

Czyli projektuje Pustkowia, tak?

 Teraz jesteśmy braćmi

Tak, ot?

 zabiorę cię na pokład swojej przerażającej machiny

Nawet właściciela przeraża ta machina?

 może poradzimy coś na twoją lewą nogę.

Na złamanie otwarte, z którego się wykrwawiasz od pół godziny, kiedy sobie tak gawędzimy.

 Jak to nie wrócę już do domu? Właściwie, po co ci ten śluz w buteleczce? – zapytał Felix, który już się nie jąkał.

Jak to, nie wrócę już do domu? I po co ci ten śluz w buteleczce? – zapytał Felix, już spokojnie.

 Feli – rzekł krasnolud

Kiedy on się przedstawił? Krasnolud jest telepatą?

 Mając na sobie spaczenie, jesteś na starcie wydziedziczony ze swojego doczesnego życia.

"Wydziedziczony" to nie to samo, co "wygnany" ani "pozbawiony" (https://sjp.pwn.pl/sjp/wydziedziczyc;2539075.html).

 Zaśmiał się Forgim.

To imię? Kiedy on się przedstawił?

 – Cóż, do kolejnych niecnych dzieł i spaczonych artefaktów – odpowiedział na drugie pytanie.

Nie napawa mnie to optymizmem.

 Będziesz moim pomocnikiem, gdy już uporami się z twoją nogą.

"Uporamy się".

jego lewa noga okazała się niepotrzebna

Nieważne, że krwawiła i latała w niej kość.

 Forgim usiadł przed metalową kierownicą i kilkoma wajchami, a obróciwszy się do stojącego Felixa wskazał, aby staną po jego prawej stronie.

Stanął. Z tą dyndającą kością. I skąd nagle kierownica?

 na krześle, które wyskoczyło z miejsca, nad którym stał

Taaak…

 krasnolud wyjaśnił nowemu towarzyszowi, co tak naprawdę cały czas dzieje się z jego ciałem

Co każdy chłopiec wiedzieć powinien :).

Na wieść o nowej nodze, która miała być mechaniczna Borgallson ucieszył się, bo wiedział, że znów będzie mógł normalnie chodzić.

O ile się nie wykrwawi tymczasem. Po wtrąceniu przecinek.

 Odjechali, rozmawiając, w stronę zachodzącego słońca.

Jakie to romantyczne.

 

Podsumowanie: Mnóstwo niedociśniętych altów (l w miejsce ł). Niechlujna interpunkcja (gdzieś tu na forach jest poradnik). Zdania od jednej sztancy. Fabuła nie ma sensu. Brak opisów, przez co wszystko spada na czytelnika z sufitu – żadnej zahaczki dla wyobraźni. Tekst, w zamyśle (chyba) sensacyjno-przygodowy, nie porywa zupełnie, los bohatera był mi od początku do końca doskonale obojętny. Mam wrażenie, że znów się nabrałam na "Grafomanię"… a może to tylko czyjeś surowe notatki. No, cóż. Moje poczucie humoru ma dwa ustawienia, wyłączone – i kabaret Hrabi. Tekst niniejszy został zrecenzowany z taką miną:

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Wielkie dzięki Tarnina. Skoryguję uwagi. Choć jak zauważyłaś fabuła nie pociąga i brak opisów, wiec może lepiej dać sobie z nim spokój.

Dzięki za odwiedzenie.

Czas i przypływ nie czekają na nikogo, nawet na ciebie.

Nowa Fantastyka