- Opowiadanie: Żongler - Przygody najemnika Elethinariusa i jak nakarmił głodujących ludzi przymierających głodem

Przygody najemnika Elethinariusa i jak nakarmił głodujących ludzi przymierających głodem

Jeśli ktoś mi zarąbie moje odjechane w kosmos imiona postaci z generatora postaci to przyjdzie po niego mój wujek który jest prawnikiem i moja ciocia która ma zakład pogrzebowy.

 

uwaga! Jest tu jedno nie cenzuralne słowo także tekst +18!!! (ci co mają mniej też mogą czytać tylko żeby nie mówili o tym rodzicom)

 

Późniejsze przygody najemnika Elethinariusa nastąpią później!!

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Przygody najemnika Elethinariusa i jak nakarmił głodujących ludzi przymierających głodem

 Elethinarius był nowy w mieście, bo dopiero przybył, zatem nie wiedział jeszcze gdzie co jest i dokąd powinien się udać. Poszedł więc do karczmy i zapytał karczmarkę. Ona się nazywała "Rozbrykane Ostrze", a karczmarka była kobietą, dość grubą, choć wyglądała na zagłodzoną, jakby nie jadła przynajmniej długo, a może i dłużej. Elethinarius tego nie wiedział, a że był uprzejmy i kurtuazyjny to wiedział, że nie wypadało pytać grubej kobiety kiedy ostatnio jadła. Ku jego uldze karczmarka sama opowiedziała o problemie miasta.

– Mamy tu problem – oznajmiła.

– Oho – powiedział Elethinarius żeby wyrazić chęć zainteresowania taką umiarkowaną poprawdzie gdyż dopiero przyjechał i nie wypadało się wtrącać z kopytami w cudze życie. – A jaki to problem? Bo ja jestem słynnym najemnikiem i różnymi rzeczami się w życiu parałem i nic, absolutnie mi nie straszne. Wiele widziałem i jeszcze nie zginąłem, chociaż mogłem.

– To wspaniale – uradowała się karczmarka, uśmiechając się przemiennie – nasze miasto głoduje gdyż wstrzymano nam dostawy zboża i wina na chleb. Teraz jesteśmy głodni i spragnieni, a ten co nam to uczynił pozostaje bezkarny i najedzony.

– To się nie godzi – wykrzyknął cicho Elethinarius, wysłuchawszy historii która bardzo go przejęła, bo wiedział co to znaczy być głodnym. W życiu najemnika często było się głodnym, choć Elethinarius akurat teraz nie był, ale za to karczmarka była i to było niegodne. – Kim jest ten łajdak i jak mogę wam pomóc w jego zabiciu?

– To półelf Korin – wyjawiła strachem kobieta, rozglądając się chyłkiem w karczmie czy nikt ich nie słucha. Ale słuchał tylko Elethinarius bowiem reszta była zajęta jedzeniem i piciem i nie zwracała na nich uwagi. – Bezlitosny i okrutny władca, który zamordował naszego poprzedniego króla i zajął jego zamek błyskawicznye. Boimy się o nasze dzieci i resztki zapasów, bo on nie waha się ich powiesić a zapasy zagarnąć dla siebie. Jest do tego czarownikiem i to okrutnym – załkała i szybko otarła łzę, ale Elethinarius dostrzegł ją mimo jej trudów. Jako najemnik widział dużo szczegółów, które umykały wzrokom innych, nawet takim co to nosili okulary.

– Ja wam pomogę. Jeden człowiek nie może tak torturować biedaków tylko dlatego, że może! Co z tego, że stoicie niżej od niego! Wszyscy jesteśmy równi i powinniśmy mieć takie same prawa i dostawać tyle samo jedzenia.

I wznieśli mieszkańcy toast za zdrowie Elethinariusa, choć nie był on chory. Po prostu ulga ich ogarnęła, że przybył do wioski człowiek tak prawy i śmiały, że położy kres ich niedoli i zaprowadzi w końcu spokojne czasy i ogólnie spokój.

Tak więc Elethinarius szykował się do drogi i już miał wychodzić, ale zatrzymał go tajemniczy człowiek, który pojawił się znikąd za stołem. Nosił on kaptur i miał przeraźliwie błyszczące oczy, których nie było widać, jednak ich blask wystarczył żeby zasiać ziarenka niepokoju w piersi Elethinariusa.

– Jestem skrytobójcą i mogę pomóc ci zabić tego, który krzywdzi mieszkańców. – powiedział szeptem na ucho ponad stołem.

– Nie potrzebuję towarzysza. Pracuję sam.

– Ze mną to tak jakby mnie nie było. A mimo to pomogę ci

– No ale jaki masz w tym interes? -Elethinarius swoje widział i poznał już ludzi, którzy nic nie robili za darmo. Wiatr gościńców i długie godziny nocy nauczyły go jego najemniczej podejrzliwości – gdyby to był erpegje to Elethinarius by miał w ciul punktów doświadczenia, ale że to nie jest erpeg to Elethinarius nie miał punktów tylko umięśnione ciało i postrach.

– Chcę połowy zapłaty jaką dostaniesz – oświadczył hardym szeptem skrytobójca.

– Nie spodziewam się żadnej zapłaty, bowiem nie zwykłem i nie mam w zwyczaju bogacić sakwę ludzką krzywdą. Także nie dostaniesz pieniędzy, bo ich nie będzie.

– I tak idę z tobą – nie ustępował skrytobójca. – Nagrodę sobie znajdę a ty nie pożałujesz. No chyba że pożałujesz, ale to już nie jest mój problem.

– Dobrze – zgolił się Elethinarius widząc już że na próżno idą jego trudy. – A tak słowem wstępu to zwą mnie Elethinarius i jestem słynnym najemnikiem.

– Mnie w tej stronie świata nazywają Bartek. Po tej drugiej nie wiem, bo nigdy tam nie byłem.

Mówił o wszystkim szczerze tak jakby to było prawdą, więc Elethinarius uwierzył i razem wyszli z gospody, żeby nie przeciągać rozmowy i czynić chwalebne czyny, bo to z nich są znani bohaterowie.

 

*~*

Ułożyli plan dostania się i zabicia półelfa poderżnięciem mu gardła nożem. W tym celu użyli liny i chwycili jej końcem okna wierzy. Nie mogli wejść obaj także rozdzielili się celem zabicia wszystkich strażników, którzy strzegli króla, bo taką mieli pracę. Elethinarius miał wątpliwości, bo nie był skrytobójcą, za to Bartek nim był i czuł się jak ryba w wodzie. W jego rurach była taneczna gracja niczym ważka na tafli zamarzniętego jeziora. Nie można było oderwać od niego wzroku, choć widok był okrutny i Elethinarius zamknął oczy, żeby nie patrzeć.

Krew tryskała na ściany wierzy a jej krople tworzyły kałużę na stopniach, które były trofeum tej straszliwej drogi, jaką przeszli Elethinarius z Bartkiem. Stanęli wreszcie przed drzwiami komnaty króla. Stanęliby jak bracia ramię w ramię ale korytarz był wąski wskutek czego stali gęsiego. Elethinarius był kurtuazyjny i gdyby sytuacja tego nie wymagała to pewnie by zapukał, ale teraz wybił drzwi kopniakiem w powietrze. Był silny i rozgniewany, więc drzwi mu uległy i nawet przy tym jęknęły.

W środku stał na środku komnaty półelf, który trząsł się ze strachu. Wpatrywał się w drzwi jakby miały mu opowiedzieć co się stało, lecz drzwi rzecz jasna tego nie zrobiły. Próbował potem załadować magiczną kulę ognia ale mu nie wyszło i Bartek się perfidnie roześmiał, z tego niepowodzenia oczywiście. W przerażeniu pół elf nie mógł ustać, więc usiadł, a właściwie osunął się na swój tron wykuty z alabastru, złota i poręczy pełnej szlachetnych kamieni.

– Nie skryjesz się przed nami, okrutny władco Korinie! – wykrzyknął Elethinarius z poirytowaniem i gniewem, widząc że półelf chce się przed nimi ukryć siadając na tronie.

– Czego chcecie?

– Przybyliśmy zaprowadzić krew twoim rządom i zniewoleniu głodnych mieszkańców miasta!

– Chcecie mnie zabić? Przelać kres szlachetnego króla?

– Zwiesz się szlachetnym, a pozwalasz głodującym umierać z głodu? Nie przyszedłem tu wysłuchiwać twoich tłumaczeń! Tłumacz się, byle szybko!

– To nie ja jestem złem tej krainy – zdążył jeszcze rzec półelf nim wyzionął ducha ostatnim oddechem. – Złem są ludzie którzy przykładają dłonie do samosądów i zaciskają je na mieczach, by mieć się za lepszych od innych!

– O czym ty mówisz? – zawahał się nie pewnie Elethinarius, ale półelf już nie żył u jego stóp. Skrytobójca wyszarpnął z gardła nóż i splunął. Nóż był czerwony od krwi.

– Czy nie rozumiesz? – zapytał.

– Nie – odparł Elethinarius, bo nie rozumiał i był właściwie zagubiony.

I wtedy jego towarzysz zdjął kaptur z twarzy i okazało się, że jest on półelfem na podobieństwo poległego z jego ręki złego władcy. Ciało bez życia miało na sobie grymas przerażenia jakby chciało coś rzec, ale nie mogło.

– On był moim bratem – oznajmił. – A i nie mam na imię Bartek, tylko Curuphelzeal Wielki. Nosiłem fałszywe imię ażeby go nie zdradzać. Ale teraz to wszystko nie jest już potrzebne.

– Nie! – krzyknął Elethinarius, zszokowany i wstrząśnięty jak porządny koktajl, miał bowiem Bartka za bliskiego przyjaciela. To bolało tak okrutnie jak nóż wbity w sam serce, a może i w plecy, bo to była zdrada. – Dlaczego zmusiłeś mnie, bym to zrobił? Dlaczego?

– Teraz ja jestem królem miasta. A moją nagrodą będzie zamek i ości mojego brata Korina, który nie żyje i świadomość, że już nic mi nie przeszkodzi.

– A co z mieszkańcami? Musisz zwrócić im zboże, bo inaczej wciąż nie będą go mieli!

– Dlaczego miałbym zwracać coś, co może być moje? – Uśmiechnął się podle Curuphelzeal Wielki, w którym nie było już ani trochę dobroci Bartka. – Niech ci ludzie cierpią jako i ja cierpiałem!

– Chcesz być takim samym okrutnikiem na miejsce swego brata? Proszę Bartku, otrząśnij się! Byłeś moim przyjacielem, a teraz opętała cię chciwość i okrucieństwo!

Dla podkreślenia swych słów dobył miecza, a w oczach Curuphelzeala Wielkiego zdradził się strach ,który szybko znikł.

– Ha! Nie zdołasz mnie zabić. Jesteś tylko najemnikiem i nie możesz się równać z kimś takim jak ja – wykrzyknął śmiało skrytobójca, którym już nie był, bo był królem. – Ale skoro nalegasz, to walczmy.

– No dobra.

Skrzyżowali ostrza a ich dźwięk poniósł się w dół wieży tak że usłyszeli go wszyscy mieszkańcy miasta, no chyba że akurat spali albo słuchali głośnej muzyki, bo wtedy nie mogli nic słyszeć. Starł się Elethinarius ze swoim przyjacielem z zaciśniętymi zębami, gdyż żal mu było zabijać swego towarzysza broni i oddanego drucha. Bartek walczył nożem, a Elethinarius mieczem, więc obaj byli uzbrojeni i walka była wyrównana. Po chwili elethinariusowi spływał już pot nie tylko pod pachami. Aż w końcu dosięgnął wroga i zadał mu głęboką ranę w udo, które się ugięło jak trzcina na wietrze. Curuphelzeal Wielki runął na ziemię obok trupa swojego brata, który gdyby mógł, to z pewnością by nad nim zapłakał, szlochając nad tym czym stał się Bartek pod wpływem chciwości.

– Ach! – zdumiał się skrytobójca zataczając się jak po wódce – raniłeś mnie! Jak zdołałeś to uczynić? Ach!

– Nie ma zręczniejszych ode mnie w walce mieczem – przyznał trochę niechętnie Elethinarius, bo nie lubił się chwalić. – W walce toporem albo dzidą pewnie są, ale ja tam nie walczę ani toporem ani dzidą, tylko mieczem, bo nie lubię.

– A więc mnie zabijesz? Po tym wszystkim, co razem przeszliśmy i po dokonaniu zbrodni, która nas złączyła? Jesteśmy tacy sami, ty i ja!

Co prawda Elethinarius miał opór przed zabijaniem gdyż dobry był z niego najemnik i nawet komara by nie ubił, no chyba że ten komar był wyjątkowym skurwesynem i nie dawał mu spokoju. Ale Bartek nim nie był.

– Uspokój się Bartku. Nie zabiję cię, jeśli zgodzisz się oddać zboże ich prawowitym właścicielom. Jeśli tak zrobisz to możesz odejść, oczywiście kiedy wyleczysz nogę, bo teraz daleko nie zajdziesz.

– W takim razie dobrze. Mogę wydawać racje żywnościowe mieszkańcom miasta. Ale robię to tylko na wgląd w naszą przyjaźń i człowieka jakim dla mnie byłeś. Byłeś mi blisko jak brat!

Elethinarius pomógł wstać Bartkowi i uścisnął by go gdyby nie dzielące ich spory.

– Nie chciałbym nim być, biorąc pod uwagę jak kończą twoi bracia!

I obaj się uśmiechnęli, bo po tym co wspólnie przeszli należało im się trochę radości. I choć smakowała gorzko to wystarczyła aby osłodzić los mieszkańców miasta, którzy w końcu dostali chleba i zboża jak pragnęli.

A chociaż Elethinariusowi nie udało się zaprowadzić całkowitego pokoju i szczęścia, to jak to w życiu bywa czasami trzeba się zadowolić tylko połową, a niekiedy nawet i połową połowy. A Elethinarius czuł się nagrodzony wystarczająco, gdyż się uśmiechał szczerze widząc twarze mieszkańców zaspokajających głód chlebem i winem, który Bartek dorzucił gratis. Zaproszono go z wdzięczności na ucztę ale odmówił grzecznie i wyruszył dalej drogom ażeby nieść na swych ramionach sprawiedliwość i pomagać innym ściśniętym złem ludziom.

Koniec

Komentarze

Ohoho, akcja, zwroty akcji, filozofia, dylematy moralne, głębia psychologiczna, zaskakująca końcówka… No wszystko jest. A tekst o tanecznej gracji niczym ważka na zamarzniętej tafli jeziora, to ja zapamiętam!

Cacy opowiadanie!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Mnie tam się podobało, że lud uciśniony i głodny siedzi w kaczrmie, zajada i wznosi toasty :-) A tak poza tym to pompatycznie i sztampowo ^^

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Nie jest dobrze, kiedy ludzie muszą umierać głodni, bo są niedożywieni z powodu braku pożywienia, zboża czy żywności, a nawet wysuszeni bo odwodnieni nie mający wina pod ręką kiedy trzeba. Szczególnie okrutnym się zdaje kiedy taka sytuacje zaistnieje z powodu skąpości i zachłanności na te dobra kogoś kto powinien mieć na sercu lud zadbany sytością i napity.

Bardzo to dobrze zaświadcza o Autorce Żongler, że poruszyła ten nabrzmiały problem opowiedziawszy historię jak temu zaradzić przy pomocy najemnika i jego nowego skrytobójczego przyjaciela. Choć ów pan jeden z drugim używają razem metod raczej dość drastycznych i ostatecznych to w rezultacie posługują się tym co lubią skutecznie i owocnie, dzięki czemu lud zanim umrze może podkarmić się nieco, nawet napić, a jak przyjdzie co do czego to wyzionąć ducha najadłszy się wcześniej zboża i wszyscy są szczęśliwi.

Jestem przy nadziei że nie opowiedziałam nadmiernie co przeczytałam i że dla innych jeszcze trochu zostało do przemyśleń nad ludzkim głodnym losem.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

 

Bardzo mi się podobało że autorka wszystko wyjaśnia np dlaczego głodni byli głodni albo takie różne bo ja zwykle jak coś czytam naprzykład w Brawo to się gubie i nie wiem co się stało a coś się stało lol.

Dzienkuję za wspaniałą opowieść autorki która powinna być wydana. 

Żeby inni też przeczyali i czegos sie dowiedzieli np że są różne dobre ksiązki. 

Zwłaszcza takie poważne o walczeniu z ZŁEM. 

 

Dobrze że bochater nie zapytał tej grubej kiedy jadła bo by pewnie było jej przykro , a tak to wiadomo że on jest dobry.

 

Zdejmuję kapelusz i uśmiech, mi się pojawia na mej twarzy uśmiechniętej! Chleba i zboża wam wszystkim!

A wino???

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Wina nie ma bowiem już wypiłam ja i trochę Elethinarius z Bartkiem za kulisami bo to nicponie.

O! To zaskakująco przykra wieść!

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Aż, kurde, zgłodniałam, jak to czytałam i poczułam się, jak gruba karczmarka.

Stanęliby jak bracia ramię w ramię ale korytarz był wąski wskutek czego stali gęsiego.

Świetne. :D

"Fajne, a nawet jakby nie było fajne to i tak poszedłbym nominować, bo Drakaina powiedziała, że fajne". - MaSkrol

Muj najlepsiejszy odłamek był o komarze, co był niebobr złym stforzeniem i jak Elo opowiadał o dzidach, kosach i toporach. Barzo mię to ruszyło i ujeło, bobyło zabawne i pouczajonce i widać, rze ałtorka sie zna na owadah i Broniach. Piż dalej dziefczyno, bo umisz jak chorera.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

regulatorzy, jak przydą pieniążki z książki (jak już ją wydam lol) to sobie kupimy po jabolu albo po szampanie, żeby było elegancko!

 

Na owadach i broniach się znam i nawet na dychotomii dobra i zła też! Zła i dobra to nie wiem. Skoro pouczające było to idźcie teraz dobro czynić śladem morału w opowiadaniu jako każdy ma prawo być najedzonym, szczególnie jak jest głodny.

 

 

Brzmi niezwykle kusicielsko, takie eleganckie przynapicie się szampanem. Możemy do tego pogryzać kanapki z chleba ze zbożem.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Koniecznie, kanapki będą z auto grafem!

No to ich nie zjem, pozostaną przy mnie na wieszczą rzeki pamiątkę!

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

– Nie ma zręczniejszych ode mnie w walce mieczem – przyznał trochę niechętnie Elethinarius, bo nie lubił się chwalić. – W walce toporem albo dzidą pewnie są, ale ja tam nie walczę ani toporem ani dzidą, tylko mieczem, bo nie lubię.

^^

 

Zacne, bardzo zacne opowiadanie. Tszyma w napienciu jak dobry serial :)

Przynapicie się chleba z wina to byłoby coś – od tego człowiek może się znikąd pojawić za stołem i jeszcze mieć przeraźliwie błyszczące oczy ; D uśmiałem się !

Trochę trąci parodią, ale jest wszytko w pełnej gębie!

Walki, tfisty, dylematy, konflikt, psychologia, dramat rodzinny, spojrzenie na problemy społeczeństwa, walka klas!

Epopeja warta stu funtów kłaków!

 

W jego rurach była taneczna gracja niczym ważka na tafli zamarzniętego jeziora. heart

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Opowiadanie kompletne: wartka akcja, znakomite dialogi, plot twisty, ujęcie poważnych i aktualnych tematów, takich jak głód czy też ludzka chciwość. Nie potrzeba mi nic więcej, czuję się zaspokojony :)

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Panowie i pani, kłaniam się bo jestem kurtuazyjna i uprzejma!

 

Marlow, te oczy to oczywiście przez to znikądpojawienie się, taki skutek uboczny :)

 

Zalth, wiadomo, że w rurach jest taneczna gracja, a co! Fajnie, że wyłapałeś! Czekam jeszcze, aż ktoś odszuka taki mały sensozmieniacz, co zamiast opisać pokój i zgodę, sprawił, że najemnik dostał gładkie policzki.

Mondrości Elethinariusa pierwsza klasa! I te powtórzenia – rewelacja :D

It's ok not to.

Joł laska! Super bhoatera napisałaś. Jest on nie tylko dobry i szlachetny ale jeszcze umie walczyć mleczem i dzidom też chociaż nie lubi.

Porównanie z waż ką miodne. :-)

Babska logika rządzi!

Jeny. Przeczytałem dwie pierwsze zwrotki i musiałem wyjść i popatrzeć na palaczy (sam nie palę) – ​tak sie przejąłem. Dam od razu “6”​. A potem jak dalej będzie też tak dobrze to dam znowu “6”​.

Po przeczytaniu spalić monitor.

No pewnie że bohatyr zajeb najlepszy, bo taki szlachetny i wgl, w przeciwieństwie do tych, co wcale nie są szlachetni i jeszcze dodatkowo źli.

 

Panie Marasie, jak pan nie wrócisz, to przyjdzie mój wujek prawnik jak obiecałam i sobie porozmawiacie o takim niewracaniu. No!

Wróciłem. Najsamwpierw mnie chwyciło wzruszenie gdy się portagonista przejął dolą ludzi, bo ja się też przejąłem. Też kiedyś nie miałem zboża i byłem głodny ale poszedłem wtedy do delikatesów i kupiłem prowiant. A potem porwała mnie akcja, walka w ręcz. I na koniec jeszcze ten połowiczny hapi end. Ale lepsza połowa niż połowa połowy jak teraz juz wiem bo przeczytałem w Twoim dziele.

Ps. napiszę do Beryla zażalenie bo mi druga szóstka nie chce wyjść.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Cieszę się, że nie jesteś głodny ale za to porwany. A drugą szóstką jestem połowicznie zadowolona, bo mam pierwszą.

To ja wyrenczę maramarasa i dam drugą szóstkę, gdyż to jak narazie mój fave’oryt. To bardzo ciekawa historia, ma dużo emocji i z głębią. Dobry człowiek z tego głównego bohatera, jak będzie więcej historii o nim to będzie na świecie więcej dobrych ludzi. Dobrze że jak wznosili toast za jego zdrowie to wyjaśniłaś że nie jest chory, bo pomyślałam, że może jest chory, a byłaby szkoda. Tylko tak się teraz zastanawiam, bo mam kolegę Bartka i chyba muszę sprawdzić na face’booku czy to prawdziwe imię, żeby potem nie było przykrej niespodzianki tak jak tutaj była. 

Och! Koniecznie musisz sprawdzić w książce twarzy bo co jeśli kolega będzie zły i będzie już za późno na ratunek? Jak się nie będzie chciał ujawnić to podsuń skubańcowi pod nos zboża i chleba jak zagarnie dla siebie to będziesz wiedziała, że trzeba najemnika wynająć albo skryto bójcę!

No ja nie wiem, co to masz za generator, że Ci takie fantasatanistyczne imiona zdegenerował, jako na ten przykład Elethinarius i Bartek. Kurcze szkoda że masz takiego wujka i takom ciocie bo inaczej bym sobie też takie wziął do mojego opka.

Bardzo mię zaskoczyła nagła zmiana fabuły, kiedy to się okazało, że człowiek dusza Bartek tak naprawdę chamem i złoczyńcą jest okrutnym. Ale ulgi mię przybyło, że się wszystko dobrze skończyło.

 

ale że to nie jest erpeg to Elethinarius nie miał punktów tylko umięśnione ciało i postrach. heart

Tu musze się przyznać, że Elethinarius to taki dla mnie rolmodel. Tylko mam problem, bo umięśnione ciało to wiem skąd wziąc, ale nie wiem gdzie się kupuje postrach i jak się go nosi.

 

Edyt: a kiedy nastąpią późniejsze przygody Elethinariusa?

Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/

To musi ał być generator generalny…

Babska logika rządzi!

Przygodny następne nastąpią kiedy wszyscy znowu będą głodni. A postrachu się nie kupuje jeno się podrasowuje punktami doświnienia.

 

To był generalny generator generowania imion, tyle że takich generalnych bo musi być jakaś różno rodność w literaturze przecie. Niektórzy to klikają losowe literki arzeby powstały imiona, nie to co mój Eltarinurias.

 

EDIT: Ele­thi­na­riu­s

 

 

 

A której generacji?

Babska logika rządzi!

Generacji XD, oczywiście.

Czterysta dziewięćdziesiąta? Full wypas!

Babska logika rządzi!

Asz łeskę uroniłem takie to było wspaniałe…

…ale i tak wiec że nie masz żadnyh szans na zwycięstwo w tym konkursie bo ja go wygram!!!

Precz z sygnaturkami.

Wstrzymywała oddech, czytając o tej rozwijającej się przyjaźni, walce ręka w rękę, zapiekło, przy zdradzie skrytobójcy. Łza kryształowa opłynęła mój policzek, kiedy najemca martwił się o okaleczoną kończynę, ileż w tym było emocji. Są jeszcze na tym świecie prawi obywatele ucieszyłam się.

Pozycjonujące, nie sam owite opowiadanie!

Jedno z nielicznych tekstów z Grafomanii, przez które udało mi się przebrnąć. Umiejętne poprowadzenie takiego żartu wymaga nie lada umiejętności, a Tobie się ta sztuka udała. Gratulacje! :)

Jai guru de va!

Gratuluję wygranej!

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

W karczmie pociemniało.

 

Drzwi otworzyły się, do środka wdarł się promienisty blask słonecznego poranka, w karczmie zrobiło się jasno. Pobliźniaczony jegomość nie zdjął płaszcza, mrużył oczy w ciemności, białą mordą śledził ruch siedzących, którzy stali zdezorientowani.

Gruba karczmarka wiedziała, że coś się kroi. To mogła być kiełbasa, której zażyczył sobie słynny najemnik, wracając do nie aż tak słynnego miasta.

Bowiem bohaterowie zawsze działali zza enigmy, zza dużego znaku zapytania, zza węzła gordyjskiego.

Elethinarius zapytał zza stołu:

– Tak?,

co było mylące, bowiem nikt niczego nie powiedział.

Blady jegomość miał usta wąskie jak wąs Elethinariusa który zapuścił na nieubłaganym trakcie wędrując krętym szlakiem przygody.

– Gratuluję wygranej – powiedziały.

– Oh – odparł Elek, by zachować pokrętność, bo nie miał zamiaru odsłaniać się lekkomyślnie przed bladym nieznajomym, który zarumienił się od duchoty jaka wypełniała karczmę po brzegi. – A co takiego wygrałem?

Jednakże jegomość o mącznej cerze nie odpowiedział.

To mogło znaczyć jedno.

Czasy nastały, w których upadały legendy, a inne wstawały z kolan lub z krzeseł, jak Elethinarius.

Lecz blady nieznajomy odszedł, a zanim wyszedł, otworzył i zamknął drzwi. Na powrót zapanowała ciemność i historia zatoczyła koło.

Bo tak to już bywa w kołach, z których znani są Bohaterowie.

 

Przyszłam przeczytać w związku z wynikami Grafomanii. :D No piękny przykład tej sztuki.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Hej Żonglerze!

To było świetne, w kilku momentach padłam i nie wstałam ;D 

 

Jeden człowiek nie może tak torturować biedaków tylko dlatego, że może!

Zapamiętam na całe życie, a przynajmniej kilka lat!

 

Dziękuję za lekturę!

Nowa Fantastyka