- Opowiadanie: Morf3usz - Umowa na czas nieokreślony

Umowa na czas nieokreślony

Nie jestem pewien, czy to pasuje na ten portal. Oznaczyłem jako horror, mimo że nie ma w nim potworów. Chociaż... w pewnym sensie są. Miłej lektury

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Umowa na czas nieokreślony

Gdy tylko weszłam do tego sklepu, poczułam, że podoba mi się w nim niemal wszystko. Wspaniały wystrój, eleganccy klienci, manekiny, wyglądające jak żywe istoty no i piękne ubrania. Z zachwytem oglądałam cudowne kreacje: modne płaszcze, kurtki, wzorzyste suknie. Te, które wystawiono w witrynie, zrobiły na mnie największe wrażenie. Ktoś je chyba pieczołowicie dobierał, żeby zachęcić kupujących. I też same manekiny prezentowały się wyśmienicie. Nigdy jeszcze nie widziałam ich tak doskonale wykonanych. Wpatrywałam się w ekspozycję z tą piękną odzieżą, wyobrażając sobie, że mnie na nią stać. Gdybym mogła mieć taki płaszcz…

 

Sprzedawczyni oczywiście natychmiast do mnie podeszła i przemiłym głosem spytała, czym może służyć. Odparłam, że na razie tylko oglądam i że dam znać, jeśli będę czegoś potrzebowała, ale od razu wiedziałam, że niczego w tym sklepie nie kupię. Ceny były tak wygórowane, że wydało mi się, że na zakup tych rzeczy stać było chyba tylko żony tych wszystkich bogatych mężczyzn, co prowadzą własne firmy, a ich dzieci chodzą do prywatnych przedszkoli. Westchnęłam i z ciężkim sercem zebrałam się do wyjścia, gdy nagle podeszła do mnie inna kobieta, której do tej pory nie zauważyłam.

– Witaj skarbie – powiedziała miłym głosem i uśmiechnęła się przyjaźnie.

– Dzień dobry – odparłam. – Ja właśnie wychodzę… raczej niczego dzisiaj nie kupię.

– Nic nie szkodzi – odrzekła. – Właściwie nie chciałam proponować ci zakupów. Jestem właścicielką tego butiku i pomyślałam, że może chciałabyś tutaj pracować.

 

Wydawało mi się, że to żart. Pracować w takim sklepie? Obsługiwać tych bogatych ludzi? Na chwilę zawirowało mi w głowie. Cóż za doświadczenie mogłabym zdobyć!

– Pani mówi poważnie? – spytałam dla pewności. – Ale to chyba trzeba przejść przez proces rekrutacji?

– Tak – rzekła. – Jeśli chcesz, możemy zaraz przeprowadzić rozmowę kwalifikacyjną. Naturalnie jeśli masz teraz chwilę. To co? Na zapleczu jest biuro. Przejdziemy się?

 

Mimo obaw poszłam. Nigdy wcześniej nie pracowałam w sprzedaży. Nie byłam zbyt wygadana, ale tutaj mogłam się tego nauczyć. Gdy przechodziłyśmy na zaplecze, kątem oka dostrzegłam sprzedawczynię, która zagadała do mnie wcześniej. Teraz nic nie mówiła, tylko spojrzała na mnie z wyrazem niepokoju na twarzy i jakby pokręciła głową. Przyszło mi na myśl, że może zobaczyła, jak się boję. Bo też i bałam się. Dopiero skończyłam szkołę i niewiele jeszcze umiałam.

 

Właścicielka z życzliwym uśmiechem spytała, czy bym się czegoś nie napiła. Odpowiedziałam, że wody. Po chwili postawiła przede mną pełną szklankę.

 

Właściwie jedyne, co pamiętam z tej rozmowy, to to, że kobieta prawie w ogóle nie słuchała, co do niej mówię. Zadawała wprawdzie pytania, ale czułam, że większe wrażenie wywarła na niej moja uroda. No cóż, to jedno mogę o sobie powiedzieć, że w tej kwestii miałam się czym pochwalić. W sumie to nawet się ucieszyłam, że nie egzaminuje mnie specjalnie z technik sprzedaży. Przecież i tak dopiero będę się tego uczyć. A dobry wygląd to z pewnością duży atut w świecie butików.

 

Po pół godzinie rozmowa dobiegła końca, a ja byłam tak zestresowana, że nawet nie przeczytałam umowy, którą właścicielka mi na koniec podsunęła.

– A jak długo obowiązuje kontrakt? – spytałam.

– To wszystko zależy od ciebie, moja droga – powiedziała z tym samym, przyjaznym wyrazem twarzy. – Jeśli sprzedaż będzie ci szła dobrze, możesz pracować tu bardzo długo. Umowa jest na czas nieokreślony. A rozwiązać możemy ją w każdej chwili. Wystarczy, że mi o tym powiesz.

– A… zarobki?

– Ach, nie przejmuj się tym. Zobacz, jacy bogaci ludzie tu przychodzą. Zapewniam cię, że nie będzie ci brakować pieniędzy.

Gdy złożyłam podpis na dokumencie, kobieta wyglądała na prawdziwie uradowaną.

– Będziesz moim skarbem – zachwycała się. – Jestem pewna, że sprzedaż będzie ci szła świetnie. Zaczniesz jutro o dziewiątej.

 

Podziękowałam i wyszłam na ulicę. Będąc już w drzwiach usłyszałam, jak właścicielka mówi do swojej sprzedawczyni: „Wspaniała, naprawdę wspaniała”. Poczułam się trochę nieswojo, obsypana nagle taką lawiną komplementów, ale nie zareagowałam.

 

Tego wieczora długo nie mogłam zasnąć. Przepełniała mnie radość. To był niezwykły dzień. Rozmyślałam o sklepie i jeszcze raz w duchu przeżywałam to, co się w nim tego dnia wydarzyło. Gdzieś w głębokich zakamarkach umysłu kołatała się myśl, że to wszystko przyszło mi jakoś za łatwo. W pewnym momencie przypomniałam sobie sprzedawczynię, którą zobaczyłam pierwszą. Co takiego w niej było? Ach tak, zaniepokojenie. Pamiętam, że kiedy szłam z właścicielką na zaplecze, wyraz twarzy tej kobiety zmienił się, jakby się czegoś obawiała. Obawiała? Tyko czego? Że odbiorę jej stanowisko, a ona zostanie zwolniona? Przecież wyglądała na dobrą w swoim fachu, a ja musiałam się dopiero uczyć. Ale fakt, byłam od niej dużo ładniejsza. A może chciała mnie ostrzec? Tylko przed czym? Czy gdyby sprawy nie potoczyły się tak szybko, powiedziałaby mi coś? Jakiś czas jeszcze zastanawiałam się, jak dokładnie będzie wyglądała moja praca, lecz wreszcie oczy mi się zamknęły i około północy zasnęłam.

 

Obudziłam się następnego dnia. Z początku poczułam dziwne odrętwienie. Próbowałam się przeciągnąć, ale ręce nie chciały mnie słuchać. Pomyślałam, że w takim razie zejdę na śniadanie, ale nie mogłam się poruszyć. Nie znajdowałam się we własnym domu, tego byłam pewna. Przez moment patrzyłam przed siebie, próbując ustalić, gdzie właściwie jestem. Widziałam tylko pustą ulicę, za to wyraźnie słyszałam, że ktoś się za mną krząta. Zaraz potem poczułam na sobie ciężar i spostrzegłam, jak ta sama osoba wsunęła na mnie płaszcz, który poprzedniego dnia tak podziwiałam. Po chwili stanęła przede mną i ze zdumieniem rozpoznałam właścicielkę.

– Będziesz wspaniała – powiedziała z tym samym, słodkim uśmiechem, jakim przywitała mnie poprzedniego dnia. Ale tym razem w jej oczach było coś jeszcze. Jakaś dzika satysfakcja. Nie dostrzegałam jej wcześniej. Kobieta zbliżyła się, po czym chwyciła mnie za ręce i zaczęła je po swojemu układać. Na koniec włożyła mi buty, a na szyi zawiązała szalik. I wtedy dotarło do mnie, co się naprawdę stało, a na wspomnienie wczorajszej rozmowy ogarnęło mnie przerażenie. Byłam manekinem! Chciałam krzyknąć, lecz nie mogłam poruszyć ustami. W mojej głowie rozległy się słowa, które teraz brzmiały wyjątkowo złowrogo: „Umowa jest na czas nieokreślony. A rozwiązać możemy ją w każdej chwili. Wystarczy, że mi o tym powiesz.” Tylko że ja nie mogłam mówić! Do dziś, gdy o tym myślę, nie mogę zrozumieć, jak mogłam być tak głupia i nie przeczytać kontraktu, ani dlaczego zgodziłam się na tę pracę.

Koniec

Komentarze

Nie podobało mi się. Moim zdaniem za dużo poświęcasz czasu na mało istotne kwestie, co jest marną i sztuczną próbą budowania napięcia. Dialogi wyszły nienaturalnie, a zakończenia domyśliłem się w połowie tekstu, czyli dwa razy szybciej niż główna bohaterka. Co do kwestii fabularnych, to czy sklep znajduje się na jakimś odludziu, że nikt nie zauważył, z czego (a raczej “z kogo”) robione są manekiny? 

Do dziś, gdy o tym myślę, nie mogę zrozumieć, jak mogłam być tak głupia i nie przeczytać kontraktu, ani dlaczego zgodziłam się na tę pracę.

Wątpię, by w kontrakcie było zapisane, że pracownik zostanie zamieniony w manekina, więc nie wiem, skąd ta samokrytyka. No i jak długo bohaterka jest tym manekinem? No bo po jakimś czasie powinna umrzeć z głodu i odwodnienia, no chyba że zastygła z półotwartymi ustami, przez które można ją karmić rurką :) 

Podsumowując, mogło być zdecydowanie lepiej. Ale, jak to mówią, praca przynosi efekty :)

 

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Nie jestem ekspertem, ale nawet mnie do razi.

Ceny były tak wygórowane, że wydało mi się, że na zakup tych…

No cóż, to jedno mogę o sobie powiedzieć, że w tej kwestii miałam się czym pochwalić. W sumie to nawet się ucieszyłam, że nie egzaminuje mnie specjalnie z technik sprzedaży.

 

Tekst ciekawy, nie zaskakuje ani nie jest straszny, gdybym na początku nie przeczytał zdań, jak piękne są te manekiny, może byłbym zaskoczony. Za bardzo zwróciłeś na nie uwagę czytelnika. Taka jest moja skromna opinia, ale co ja tam wiem ;P

Soku, chyba lekko przesadzasz z krytyką :) 

 

Co do kwestii fabularnych, to czy sklep znajduje się na jakimś odludziu, że nikt nie zauważył, z czego (a raczej “z kogo”) robione są manekiny? 

Mógłbyś się zdziwić :) Klienci zazwyczaj nie przyglądają się manekinom, ale prezentowanym przez nie ubraniom. I uwierz mi – jeśli można pomylić żywego człowieka z figurą woskową (a można), to i tu się to może udać. 

 

No bo po jakimś czasie powinna umrzeć z głodu i odwodnienia, no chyba że zastygła z półotwartymi ustami, przez które można ją karmić rurką :) 

To akurat uznałabym za element fantastyczny – bo niby jak inaczej spetryfikować człowieka? 

 

Poza tym z jednym się zgodzę – jest za dużo pewnych informacji, zwłaszcza powtórzonych. Jak ta o braku doświadczenia. Że dziewczyna nie pracowała i nic nie umie wystarczyło wspomnieć raz – czytelnik to zapamięta, zwłaszcza przy tak krótkim tekście. 

Fakt też, że można dość wcześnie zorientować się, o co chodzi. Jak dla mnie słabszym punktem są również fragmenty, w których narratorka opowiada, co kto powiedział. Zamiast akcji i jakiegoś budowania napięcia, mamy streszczenie, które nie porywa, a zabija nastrój. 

Jak jednak wiadomo, praktyka czyni mistrza, więc… ;) 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Śniąco, chcę być szczery i przekazać swoje spostrzeżenia. Poza tym dodałem miłe słowo w podsumowaniu :D

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Nie mam przecież o to pretensji, Soku :) Każda opinia jednak może być zaczynkiem do jakiejś dyskusji. I ja taką właśnie podejmuję, zwracając uwagę, że pewne rzeczy w rzeczywistości są naprawdę możliwe, a z kolei inne (które tu dla odmiany bierzesz zbyt poważnie) raczej należy przyjąć jako fikcję. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Przewidywalne, niestety.

Przynoszę radość :)

Śniąco, rozumiem, aczkolwiek ja bym raczej nie nadużywał pojęcia “elementu fantastycznego” w momencie, w którym autor, prawdopodobnie, po prostu coś przeoczył, a nie umyślnie wstawił do tekstu. 

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

autor, prawdopodobnie, po prostu coś przeoczył, a nie umyślnie wstawił do tekstu

A tego, o ile Autor sam nie powie, nigdy nie wiemy. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Dlatego napisałem “prawdopodobnie” :) Dobra, pewnie marudzę, bo od tygodnia nie mogę złapać weny :D

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

To nie marudź, tylko na spokojnie obserwuj otoczenie :) Nigdy nie wiesz, gdzie znajdziesz inspirację i wenę ;)

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

soku1403, śniąca… dziękuję za wszystkie uwagi :) Popełniłem błąd wstawiając fragment z zakończenia, a może i nawet bez tego fabuła – dla kogoś, kto dużo czyta – jest przewidywalna. Natomiast z tego, że coś tam powinno się rozkładać i ona powinna umrzeć z głodu i odwodnienia nie chciałbym się tłumaczyć :) Została zamieniona w manekina, a manekiny nie umierają z głodu i odwodnienia :) Jest to element fantastyczny, a ten portal ma w nazwie “fantastyka”. Koniec, kropka :)

Nie odkładaj nig­dy do jut­ra te­go, co możesz wy­pić dzisiaj (JT)

Nigdy nie wiesz, gdzie znajdziesz inspirację i wenę ;)

Ano nie, dlatego dzisiaj ruszam się z domu :P

Została zamieniona w manekina, a manekiny nie umierają z głodu i odwodnienia

No i sprawa wyjaśniona :D

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Napisałam komentarz i zniknął. :( No to jeszcze raz.

Uważam, że sam pomysł miałeś fajny, natomiast dialogi wydały mi się sztuczne i zabrakło grozy. Poza tym całość mogłaby być bardziej przemyślana i zaskakująca. Zgadzam się z tym, że nie musisz się tłumaczyć z tego że:

coś tam powinno się rozkładać i ona powinna umrzeć z głodu i odwodnienia

 Dla mnie jest to element fantastyczny i nie ma się czego czepiać.

Życzę powodzenia. :)

"Fajne, a nawet jakby nie było fajne to i tak poszedłbym nominować, bo Drakaina powiedziała, że fajne". - MaSkrol

No cóż, przeczytałam bez przykrości, ale i bez szczególnego zadowolenia. Pozostałam natomiast z pytaniem, jaki sposób ludzie przeistaczali się w manekiny? Jakim sposobem dziewczyna zasnęła we własnym łóżku, a obudziła się w sklepie? Ponadto zastanawiam się, czy nie łatwiej produkować manekiny o idealnych kształtach i dowolnej urodzie?

A właścicielka butiku od początku wzbudziła moją nieufność. – Witaj skar­bie – po­wie­dzia­ła miłym gło­sem i uśmiech­nę­ła się przy­jaź­nie. –> Jestem przekonana, że gdyby obca kobieta odezwała się do mnie w ten sposób, w ogólne nie miałybyśmy o czym rozmawiać.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Pierwszy akapit o zachwycie sklepem: wspaniały wystrój, piękne ubrania, cudowne kreacje, piękna odzież – taki niby napuchnięty ten opis, ale jednocześnie jakiś płytki, ubogi językowo, dużo przymiotników, które w sumie oznaczają to samo i żadnego szczegółu, na którym można by się zatrzymać w czasie lektury.

Potem nie ma tak dużo aż tak jaskrawych przykładów tego nagromadzenia szkolnego stylu, ale wciąż poza szkolność to nie wykracza. Natomiast ta puenta – “I wtedy dotarło do mnie, co się naprawdę stało, a na wspomnienie wczorajszej rozmowy ogarnęło mnie przerażenie. Byłam manekinem!” – jest tak łopatologicznie podana, że aż musiałem przeczytać jeszcze raz, w nadziei, że coś przegapiłem. Nic nie przegapiłem, niestety.

Bardzo mi brakuje w tej historii jakiejkolwiek subtelności, jakichkolwiek odcieni, które wzbudziłyby we mnie jakieś emocje.

Dla podkreślenia wagi moich słów siłacz palnie pięścią w stół

Właściwie mogę się podpisać pod opinią Cerlega. Ze swej strony dodam, że sporo tutaj przymiotników, zwłaszcza na początku. To trochę męczy podczas czytania i powoduje, że non stop muszę wyobrażoną scenę uzupełniać o jakiś szczegół. Czasem wystarczy napisać zwykłe “uśmiechnęła się” i tyle ;)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Sympatyczny tekścik, tylko bardzo niedojrzały. Wpadłeś na fajny pomysł i wszystko pod niego podporządkowałeś, bagatelizując wiarygodność akcji i świata przedstawionego.

Jeszcze uwierzyłbym w pomylenie manekina z człowiekiem, ale to, że dziewczyna widzi interesującą ją sukienkę, wchodzi i zostaje zatrudniona, jest mocno abstrakcyjne. To, że nie czyta umowy, nic nie jarzy, również.

Ale czytało się w sumie dobrze, pod względem warsztatowym solidny poziom.

 

Tyle ode mnie.

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

To, że nie czyta umowy, nic nie jarzy, również.

To akurat dla mnie taką wielką abstrakcją nie jest. Za to głupotą – tak, olbrzymią. Spotkałam zbyt wielu ludzi, którzy nie czytają, co podpisują i potem mają pretensje do całego świata. A przy kolejnej okazji znów nie czytają, bo nie wyciągają wniosków z własnych błędów. I tak w kółko. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Heh, też prawda, Śnio. Głupota ludzka nie zna granic.

Podobnie regulaminy, choć te ostatnio tak wydłużają się i komplikują, że chyba nawet myślące osobniki nie czytają. I później zgadzamy się w Internecie na postulaty, o których nie mamy bladego pojęcia… :(

 

W opowiadaniu głównie raptowność tego wszystkiego mi zgrzytała. Szast-prast i dziewczyna została manekinem. Trochę więcej dojrzałości pisarskiej i można by z tego zrobić naprawdę niezłe opowiadanie.

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Nowa Fantastyka