- Opowiadanie: DruzusMagnus - PRODITOR

PRODITOR

Akcja toczy się w sercu starożytnej stolicy Cypru Nowej Pafos. Jest ósmy rok panowania cesarza Hadriana (122 r. n.e.). W domu Agatarchosa, lokalnego nobila, który swoje pochodzenie wywodzi od Króla Starej Pafos, Nikoklesa, w próg dorosłości wchodzi Telamon. Człowiek ciekawy świata, któremu marzy się kariera podróżnika. W ich domu od lat mieszka Berig, potomek królów gockich, do którego młody Cypryjczyk ma słabość i któremu obiecuje wolność. Obaj się zaprzyjaźniają i planują wspólną wyprawę do krainy Gotów.
Układ starożytnego miasta jest autentyczny. Wspomniane miejsca takiej jak odeon, akropol, agora, teatr czy port istnieją na prawdę i ich pozostałości zobaczyć można w Parku Archeologicznym w  Nea Paphos. Postacie z reguły są fikcyjne. 

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

PRODITOR

 

PRODITOR

 

-Jak to jeszcze nie jest gotowe? – Zesrożył się Telamon – przecież wyraźnie słyszałem, że ma być gotowe na dziś.

-Oczywiście, szanowny Panie – bronił się sklepikarz – tak właśnie miało być. Niestety z nieznanych mi przyczyn Jakub Ben Tadeusz, mój dostawca, nie przyszedł dziś z perfumami, a ma w zwyczaju codziennie mnie odwiedzać. Przeklinam cię Jakubie! Tak to jest z tymi Żydami, jak czegoś chcą i zwietrzą interes to zawsze się znajdą nawet za słupami Herkulesa, a jak się ich potrzebuje to zapadają się pod ziemię. Dlatego mimo, iż obiecałem " Woń Arabii" nie znajduje się u mnie na stanie. Natomiast jeśli szlachetny Pan byłby zainteresowany mam wspaniałe zapachy z Cylicji, Egiptu, Mauretanii a nawet z odległej Etiopii, gdzie wytwarzają perfumy czarni ludzie o lwich grzywach…

-Skończ sklepikarzyno– przerwał Telamon– moja ukochana uwielbia "woń Arabii", którą sprowadza aż z Petry. Ty zarzekałeś, że masz kontakty i sprowadzisz mi ją na dzisiaj. Dostałeś zaliczkę jeśli dobrze pamiętam…

-Mam inne lepsze zapachy szanowny Panie!- zaczynał lamentować sklepikarz.

-Poprzednio twierdziłeś, że właśnie woń Arabii jest najlepsza!- wtrącił się Berig– powiedz mi lepiej gdzie znajdę tego Jakuba. Skoro codziennie się u ciebie pojawiał to nie może mieszkać w Judei jak mniemam.

-Tak, tak, mieszka przy teatrze, tam też prowadzi interesy. Na pewno ma na stanie! Czy marna sestercja jest warta informacji za którą ukochana będzie pachnieć jak wszystkie skarby pustyni arabskiej??– drążył sklepikarz

-Nie. Natomiast możesz zatrzymać zaliczkę, którą już pewnie i tak przepiłeś– powiedział Telamon, wskazując na puste kielichy głębiej w tabernie.

– Żegnajcie przyjaciele– krzyknął sklepikarz do oddalających się niedoszłych klientów– następnym razem zapraszam na wino z miodem, całkowicie za darmo.– po czym dodał sam do siebie– bądźcie przeklęci.

Telamon z Berigiem mijali kolejne stragany zgrupowane w porcie tak ciasno, że gdyby jeden z namiotów się przewrócił to cała reszta również by legła. Mijali kolejnych natrętnych sprzedawców, których było mrowie, jak to bywa w innych portach, które przypadkiem również dzierżyły kłopotliwą funkcję stolicy prowincji. Telamon zawsze narzekał na to, że w jego mieście jest za dużo przyjezdnych z całego świata kupców, przez co poruszanie się po mieście wymaga nieskończonych zasobów spokoju i uprzejmości. Jego ojciec zawsze się z nim kłócił, że dzięki temu, że mieszkają w stolicy mają znacznie lepsze warunki życia niż tacy górale z Troodos czy tez wieśniacy z Kurion. Jednak Telamon czasem wolał by mieszkać właśnie w górach, gdzie bywało chłodniej, a życie toczyło się wolniej niż w tłocznym, upalnym i co tu dużo mówić, zatęchłym mieście. Zwykła podróż do portu trwająca chwilę potrafiła człowieka zmordować, a po powrocie człowiek się do wszystkiego kleił. Dlatego Telamon uwielbiał historie dzieciństwa Beriga, które pełne były wolności, lasów, gór, strumyków, jezior, a także mroźnych zim. Po dziś dzień lubił słuchać, jak jego niewolnik wspominał swoją młodość. Jego ojca oczywiście wciąż to irytowało, że mały a teraz już dorosły Telamon wsłuchiwał się z pasją w historie o odległych miejscach. Zmarnujesz sobie życie na marzeniach. Nawet Aleksander Wielki nie podbił całego świata! A Aleksandrem, chyba nie jesteś, a może jesteś o mój królu? Telamon nie chciał podbijać świata, chciał go zwiedzić, poznać, zbadać. W tajemnicy przed ojcem Berig nauczył go kilku zwrotów w jego ojczystym języku. Porównywał trochę to do łaciny, jednak w znacznie bardziej szczekliwej i twardej odmianie. Teraz po tylu latach gdy wreszcie miał szansę zrealizować swoje marzenia i wyruszyć w świat z Berigiem, zakochał się. Większa tragedia na niego spaść nie mogła.

-Panie, czy podjąłeś już decyzję?– zagaił Berig gdy wyszli wreszcie z portu i ruszyli pod górę w kierunku teatru.

-Właśnie nad tym się zastanawiam mój przyjacielu-odparł zgodnie z prawdą Telamon– wiesz, że o niczym tak nie marzę, jak ruszyć z tobą do twoich ziem, by poznać świat! Przeczytałem ostatnio Tacyta i Klaudiusza, usłyszałem wszystkie Twoje opowieści po stokroć. Jednak teraz liczy się dla mnie Kornelia. Chyba nie mogę, nie powinienem jej zostawiać. Przecież jeśli ruszę na wyprawę z której mogę nie wrócić, to uzna że jej nie kocham i znajdzie sobie innego męża. Wielu moich kolegów zaczęło wokół niej kręcić, gdy się tu pojawiła. Antinoos, z tym jego pięknym językiem i wyszukanymi komplementami. Chytry Menander, który nikomu nie da tyle ile potrafi obiecać. Jest jeszcze Kleos, ale prędzej cesarzem zostanie Arab niż on zagai dziewczynę. Jemu tylko historia i prawo w głowie.

-O właśnie, Pan Kleos przed nami– przerwał Berig.

– Witaj Kleosie, właśnie rozprawiałem o twojej miłości– zadrwił Telamon.

-Witaj Telamonie, synu Agatarchosa z rodu króla Stasandrosa i ty Berigu z rodu Amalów, królów Gepedeios. O mojej miłości?? przecież ja nikogo nie…

-No właśnie– przerwał Telamon– powiedz mi przyjacielu dokąd zmierzasz?

– W rzeczy samej, udaje się do buleuterionu na zgromadzenie posłuchać wystąpienia Mariusza z Berytosu, który prawić ma o korzyściach płynących z kontaktów Rzymian z podległymi ludami. Mówić ma jak to boski August zorganizował życie w Berytosie. Twój ojciec też ma przyjść.

-Tak mój ojciec uwielbia wystąpienia, debaty, spotkania i zgromadzenia, które nie mają sensu.– pokpiwał sobie Telamon.– my natomiast zmierzamy do teatru.

-Do teatru o tej porze? Jest środek dnia Telamonu. Poza tym teatr w przebudowie i to jeszcze trochę potrwa.– pobudził się Kleos.

-Zapomniałem, że przy twoim tęgim umyśle należy się wypowiadać bardzo konkretnie. Zmierzamy do Jakuba Ben Tadeusza, kupiec u którego zamierzamy kupić towar, o którym, tym towarze, tobie powiedzieć nam nie można. – drwił sobie Telamon.

-Zatem nie zatrzymuje, do zobaczenia wieczorem– odpowiedział zmieszany Kleos.

-Życzymy Ci udanej zabawy na zgromadzeniu.– zadeklamował Telamon.

-Nie w celu rozrywki Mariusz z Berytosu będzie przemawiał, ale…– i tu spojrzał na odchodzących już Telamona i Beriga, więc uciął w pół zdania.– żegnajcie przyjaciele.– krzyknął i pobiegł w kierunku agory.

***

-Kleos zawsze przypomina o twoich królewskich korzeniach Beo– zwrócił się skrótowo do Beriga Telamon.

-Tobie również Panie– odchrząknął Berig.

-Tak, tylko, że Ty wciąż jeszcze jesteś niewolnikiem, mimo że jutro będziesz znowu wolny. Jak myślisz, czy jak wrócisz do twojego państwa to twoi rodacy uwierzą ci, że wracasz po 20 latach i że jesteś wnukiem króla. Czy ktoś tam w ogóle będzie ciebie pamiętał?– dopytywał Telamon.

– Również te kwestie zaprzątają moje myśli od lat. Czy ktokolwiek jeszcze będzie żył z czasów mojej młodości. Czy mój ojciec został wreszcie królem, czy może któryś z jego braci nim został. Wiele jest kwestii, których rozwiązanie poznam dopiero jak tam dotrę, tudzież dotrzemy.-zastanawiał się Berig.

-Zaiste.– Przypomniał sobie Telamon, że wciąż nie odpowiedział Berigowi, czy rusza z nim– został mi przyjacielu dzień, abym mógł rozpoznać grunt i dowiedzieć się czy moja Kornelia będzie tak miła zaczekać na mnie gdy ja ruszę z tobą do Gepedeios.

– Oczywiście rozumiem twoje obawy Panie– odpowiedział Berig. Tak na prawdę od lat zastanawiał się nad powrotem do Gepedeios. Kiedy przed dwoma laty uratował życie Leonowi, młodszemu bratu Telamona, ten w nagrodę zapowiedział mu, że gdy będzie dorosły z miejsca da mu wolność. Pomysł z wdzięcznością poparł jego ojciec. Wreszcie nadszedł czas gdy po dwudziestu latach od opuszczenia Gepedeios, Berig znów będzie wolny. Teraz już 32-letni mężczyzna znający cztery języki, będzie mógł powrócić do domu. Nie zmarnował czasu na obczyźnie. Tyle innowacji nauczył się podczas banicji. Od strategii i technik walki (to zasługa pobytu w kraju Daków), po umiejętności garncarskie, ale także nabył podstawy filozofii, historii i rachuby. Co prawda większość, życia spędził na ochronie życia swoich panów, co z resztą wychodziło mu najlepiej, bo nie zawiódł gdy bandyci uprowadzili Leona. Sam ich dopadł i ukarał, tak jak powinien. Śmiercią.

– Gdzieś tutaj musi być ten dom Żyda – przerwał ciszę Telamon – Zapytajmy tego biedaka – wskazał na człowieka w łachmanach ładującego cały swój dobytek na osła– Ejże, biedny człowieku, powiedz nam, gdzie znajdziemy Żyda Jakuba… jak to dalej szło??

-ben Tadeusza– dodał Berig.– kupca, który podobno rezyduje obok teatru.

-Nie jest biedny ten, kto poznał miłość Jezusa Chrystusa– odrzekł łachmaniarz nie przerywając załadunku.

-Ekhm. Zgoda, kochaj sie z kim tam sobie chcesz człowieku, wskaż nam tylko Żyda i wracaj do swoich cielesnych uciech.– zażartował Telamon.

– Jezus jest uciechą serca i ducha, lecz nigdy ciała.-odrzekł człowiek w szmatach.– Żyda waszego znajdziecie ani dziś, ani jutro. Uwierzył w Chrystusa, bo ten pokazał mu upadek tego przeklętego miasta. Uciekł. Tak jak ja uciekam. I wam tego życzę przyjaciele, a żebyście uciekli dziś ze mną do Pana. Tylko on może was dziś uratować…– wtem ziemia zaczęła drżeć, z budynku spadło kilka dachówek, wróble wzbiły się w powietrze, a z pobliskich domów słychać było krzyki. Po chwili ziemie się uspokoiła. Zaniepokojony Telamon spojrzał na równie wstrząśniętego Beriga. Ten z kolei złapał za ramię biedaka.

-Co to za sztuczki?– krzyknął na nędznika Got. Ten jednak nie wyglądał na przestraszonego, spojrzał tylko na Beriga.

– Ty się możesz uratować, jeśli porzucisz twoje zamiary i pójdziesz do twojego ludu, nawrócisz go na wiarę w Chrystusa.– zapakował toboły i poszedł już bez słowa.

-Porzucę zamiary? Przecież właśnie powrót do domu jest moim zamierzeniem– zastanawiał się głośno Telamon. Skąd on może wiedzieć co ja zamierzam

– Obłąkany jakiś– powiedział z wyrzutem Telamon.– spytajmy, tamtą babę, może chociaż ona jest normalna.– ruszył w jej kierunku, natomiast Berig wciąż stał wmurowany.– Idziesz? Czy przeżywasz nawrócenie w Mitrę, Chrystusa czy innego Jahwe??

-Idę, idę, przepraszam– zawahał się Berig.

-Panowie szukają Jakuba?– zapytała kobieta.

-Medium? na Zeusa Salaminiosa!?– przeraził się Telamon.

-Tak głośno, gadaliście, że głuchy by was usłyszał. Jeszcze do tego te wstrząsy. Tam mieszka– wskazała kobieta w starej, brudnej tunice.– Znaczy się mieszkał, bo sobie dzisiaj zapakował rodzinę i ruszył na północ. W nocy trzęsło trochę to się może przestraszył. Krzyczał z samego rana, że Bóg mu pokazał koniec świata. Jakieś brednie wygadywał. Nie wrócą już pewnie Żydzi. To wiadomo co takiemu szalonemu do głowy przyjdzie? Bóg mu pokazał koniec świata? A jak każe mu zaszlachtować dzieci to też to zrobi? Był kiedyś taki cesarz co konia chciał konsulem zrobić, bo myślał, że jest bogiem… Znaczy o sobie cesarz myślał, nie że koń bogiem. Nie nie. Łapiecie? Zwariowani wariaci, panie wszędzie– gadała jak najęta.

-Gdyby tylko zostawił perfumy dla mojej Kornelii– narzekał Telamon.

-Panie oni tylko jednego osła załadowali. Zostawili cały majątek. Wejdźcie sobie tam do Żydów, weźcie czego wam trzeba. Ja już zawiadomiłam brata i kuzynów, jak z roboty przyjdą to sami sobie weźmiemy czego nam trzeba.– kontynuowała kobieta.

-Nie radzę– odpowiedział najbardziej stanowczym głosem, jak na 17 latka Telamon– byłaby to kradzież najnormalniejsza w świecie– dodał i ruszył w kierunku domu Tadeusza.– My natomiast, nie mamy czasu do stracenia, weźmiemy co nam potrzebne, a potem gdy Żyd wróci oddamy mu z nawiązką to cośmy mu winni– rzekł do Beriga.

-Skoro tak uważasz.– Skrzywił się niewolnik.

Telamon wraz z Gotem weszli do pomieszczenia wypełnionego bo brzegi szklanymi naczyniami wszelakich kształtów i rozmiarów. Poszukiwania woni Arabii trwały dłuższą chwilę, lecz wreszcie udało się znaleźć uguentarium z odpowiednią substancją. Zadowoleni z siebie wyszli z chaty i ruszyli w kierunku domu.

– Jak myślisz, dlaczego żydzi zostawili cały dobytek i uciekli w góry?– zapytał Telamon.

– Zabobony. Dewoci każdą pierdołę uznają za znak. Widziałem już takich wariatów i w Gepedeios i w Dacji i nawet tutaj, mimo że Grecy twierdzą, że reprezentują wyższą kulturę. – odpowiedział Berig.

– Żydzi to nie Grecy, ale masz rację ludzie opętani religią i zabobonami są niebezpieczni. Czytałem kiedyś nawet, że dawniej ludzi składano w ofierze bogom. Ludzie ludzi rozumiesz? Nie niewolników, wolnych ludzi ! Dla bogów!- skrzeczał młodzieńczym głosem Telamon.

Berig tylko przytakiwał, starając się przypomnieć sobie czy i on słyszał o podobnych historiach wśród braci gdy siadał przy ognisku, a któryś ze starych wujów opowiadał historie lat minionych. Któryś kiedyś wspominał, że zdrajców i złodziei topiono w bagnach, ale rzadko, a ponadto tam gdzie się wychował nikt nie miał potrzeby przedzierać się przez nieskończone haszcze i błota by utopić kogoś w bagnie.

– Coś milczysz ostatnio– zagadywał Telamon.

– Przede mną trudne dni– odparł Berig– jutro znów będę wolnym człowiekiem i ruszę w powrotna drogę do domu. Wciąż jednak nie wiem czy ruszę sam czy będziesz mi towarzyszyć Panie? – spojrzał wymownie na Telamona– wiem, wiem Kornelia. Od niej wszystko zależy-

– Spokojnie, teraz gdy udało się dostać…

– ukraść– wtrącił Berig

– mówiłem już, że zapłacę jak Żydzi wrócą! – podniósł głos Telamon– teraz gdy udało się KUPIĆ Woń Arabii, Kornelia na pewno się zgodzi na moją wyprawę. Chociaż na rok. W końcu kobiety dłużej czekają na swoich mężów, którzy wyruszają na wojnę. Taka Penelopa czekała dwadzieścia lat na Odyseusza– dodał Telamon.

– Tak słyszałem tę historię, podobno gdy wrócił zastał go ośmioletni syn.– parsknął Berig.

– Eh, gdybyś był zwyczajnym niewolnikiem kazałbym cię wychłostać za takie komentarze.– Skrzywił się Telamon.

– Na moje szczęście nie jestem nim, a od jutra będę zupełnie wolny i w drodze do domu.– Uśmiechnął się szeroko Berig. Po czym ponownie się skupił, bo wiedział, że najbliższe dni nie będą łatwe. Po tych wszystkich latach spędzonych w domu Agatarchosa będzie mu brakowało Pafos i Telamona.

 

***

Wieczorem, kiedy już prawie wszystko do przyjęcia było gotowe, Berig stał przy ścianie i z boku przyglądał uwijającym się niewolnikom. Tego wieczoru Telamon stanie się oficjalnie dorosły, a on będzie wolny. Następnie zrealizuje swój plan.

-Agatarchosie, rozumiem, że Telamon jest już dorosły, ale jak możesz godzić się na jego podróż na dziką północ. Jeszcze do tego z tym dzikim niedźwiedziem. Gdybym ja był jego ojcem to wysłałbym go na Rodos, żeby się wyszalał, może czegoś nauczył, ale nigdzie dalej.– Berig usłyszał głos Kleofasa przechadzającego się z jego Panem, najbardziej zaufanego przyjaciela Agatarchosa, który zawsze chwalił to co greckie i zawsze wyśmiewał nie tylko wszystko co pochodziło spoza Imperium, ale również i szeroko pojętą “rzymskość”. Zawsze mawiał, że kiedy Grecy tworzyli poezję, obrazy i wspaniałe świątynie, to Rzymianie napadali na sąsiadów i uprowadzali im kobiety. Berig nigdy nie śmiał wtrącić, że wtedy przodkowie Gotów walczyli z lodowymi olbrzymami. Właściwie to i dobrze, bo od dawna już nie wierzył w te bajki i pewnie wywołał by tylko salwy śmiechy. Kleofas naturalnie gardził Berigiem, właściwie to pewnie nie pamiętał jego imienia. Got tym akurat się nie przejmował, bolało go natomiast, że Kleofas miał wielki wpływ na Telka, jak go zwykł nazywać, przez co często go odwodził od idiotycznego, jak mawiał, pomysłu wyprawy do Gepedeios. Naiwny Telamon po każdej takiej rozmowie był zupełnie zbity z tropu i niechętny do wyprawy. Cóż Kleofas był w końcu agoranomosem i miał wielki autorytet w mieście, więc jeśli mówił, że wszędzie poza szeroko pojętą Grecją jest niebezpiecznie dla cypryjskiego nobila, to tak z pewnością było. Got mógł liczyć tylko, że ciekawość świata Telamona pokona jego obawy.

-Beo, jak wyglądam ?-zapytał Telamon.

-Prawdziwy Adonis– widząc, że mina Tela nie wygląda na zachwyconą dodał– w połączeniu z dostojnością Trajana i spokojem Augusta.

-eh kłamca z ciebie naprawdę beznadziejny– drwił sobie Telamon.

-codziennie się doskonalę– zripostował Berig– i jestem już bliski doskonałości– dodał w myślach.

-lada chwila przybędzie Kornelia, oraz moi przyjaciele, wuj Kleofas chce ze mną pogadać, boję się z nim rozmawiać, wiem co mi powie, zastosuje na mnie te swoje sztuczki retorskie i się pewnie rozmyślę. Zostanę w Pafos na całe życie i za parę lat się dowiem, że jakiś inny dzielny rzymianin dotarł do Gepedeios, wszystko opisał i całą chwałę zabrał dla siebie, ja będę żałować, że się nie zdobyłem na odwagę, po czym napiję się wina, zagryzę daktylami i rzucę się do łoża starej, chrapiącej Kornelii. – Chaotycznie rzucał słowami Telamon.

– Za parę lat Kornelia nie będzie jeszcze stara, a ty wciąż będziesz mieć okazję odkryć jakieś nowe krainy.– okazywał wsparcie Berig.

– Tak, tak ty będziesz władał całemu plemieniu, a ja będę tu uwiązany. W ogóle zastanawiałeś się jak ja wrócę z tej całe północy? Ty tam zostaniesz królować, a ja będę musiał się przebijać przez ziemie Wandalów, Bojów, Kwadów, Estiów i innych ludów– uskarżał się Telamon.

– Estiowie są na północ od mojego domu, więc tamtędy na pewno nie będziesz wracał. – podśmiechiwał się ze zdenerwowanego Telamona Berig. -W ogóle nie będziesz wracał.

– Oj nie chodzi o to! Sam mówiłeś, że wszystkie te ludy prowadzę niezliczone wojny ich sojusze nigdy nie są pewne. Wuj Kleofas zawsze twierdzi, że szlachetnie urodzony Grek jest łakomym kąskiem dla dziku.. znaczy barba… znaczy wojowników z północy.– plątał się Telamon.

-Niczym się nie przejmuj! Wyślę z tobą moich najlepszych jeźdźców. Poza tym moi ludzie zawsze potrafili się ze wszystkimi dogadać. Wszystko zależy od ilości wypitego piwa, bądź wina. – uspakajał Berig. A w tym czasie służba kończyła już ostatnie przygotowania, tancerze przystrojeni w egzotyczne płótna rozgrzewali mięśnie, a z kuchni ulatniał się zapach pomieszanych przypraw. Wszystko było już właściwie gotowe do celebracji dorosłości Telamona.

***

Po przemówieniach Agatarchosa, Telamona, Kleofasa oraz wielu znamienitych gości nadszedł czas na główną część celebracji– libację. W tym Grecy i Rzymianie niewiele różnili się od pobratymców Beriga. Inaczej z kolei wyglądały atrakcje. Z północnych krain Got zapamiętał akrobacje nagich młodzieńców tańczących wśród ognia i mieczy. Tutaj natomiast niemniej wygimnastykowani tancerze i tancerki przyjmowali najbardziej wyuzdane pozycje. Po kilku chwilach oglądania Berigowi zrobiło się zbyt gorąco i poprosił Telamona, przy którym warował wiele godzin, o chwilę przerwy. Idąc w kierunku tylnego wyjścia, gdzie zamierzał odpocząć od zgiełku libacji i (wreszcie samemu się napić), spotkał Kornelię. Faktycznie za długo przyglądał się tancerkom i nie zauważył, że luba Telamona gdzieś zniknęła. Ehh powinienem być bardziej skupiony na swojej robocie, szczególnie dzisiaj– skarcił się w myślach niewolnik.

– Berigu, obiecaj mi, że przywieziesz mojego ukochanego z tej waszej wyprawy!- oświadczyła Kornelia, raczej żądając aniżeli prosząc.

-Ohh czyli perfumy spodobały się Pani?– zapytał Berig, nie kryjąc zdziwienia, że Kornelia tak łatwo uległa.

-Nie, właściwie w ogóle mi się nie podobają, Telamon pewnie wydał na nie fortunę. Jak wyjedzie, nie będę musiała ich używać i od razu je wyleję. Przecież nie będę wonić jak arabska dziwka– oburzyła się Kornelia.

-Najważniejsze, że Telamon osiągnął swój cel– naigrawał się Berig.

-Poniekąd, powiedziałam mu, że ma rok. Jeśli nie zdąży wrócić poślubię Menandra, albo nawet tego nudziarza Kleosa. Eh mam wiele możliwości i rok, żeby się zastanowić. Dobrze, że mój ojciec nie jest jak inni Rzymscy ojcowie, co handlują córkami jak krowami.– oświadczyła Kornelia, po czym spojrzała na niewolnika z wyższością– U was pewnie, kobiety nawet nie mają prawa się odzywać w obecności mężczyzn i śpią razem z dziećmi i świniamikpiła Kornelia.

-Ehh, wyobraź sobie moja Pani, że plemieniu Sitonów przewodzi kobieta. A z tego co mi powiedziano, żadna kobieta nigdy ani Rzymem, ani Grecją nie rządziła.– zauważył trafnie Berig.

-Jak na niewolnika znikąd, jesteś nazbyt wygadany Gocie.– kontynuowała Kornelia, wciąż nie dająca się zbić z tropu.– Obiecaj mi, że Telamon wróci tutaj bezpiecznie– dodała już w zupełnie innym tonie.

-Dokonam wszelakich działań aby ani na morzu, ani w prowincjach, a tym bardziej poza granicami Imperium Telamonowi nic złego się nie stało– oznajmił ze spokojem niewolnik.

-Dobrze, pójdę do niego powiedzieć, że zgadzam się na jego przygodę. Naturalnie nie muszę Ci mówić, że ta rozmowa zostaje między nami, a jeśli zapyta to Woń Afryki ma najwspanialszy zapach.

– Woń Arabii. Oczywiście – zakończył Berig.

Kornelia wyszła, Got głośno wzdychnął i ruszał ponownie do tylnego wyjścia, lecz gdy już miał wyjść w przejściu stanął zarządca, Mnester.

-Niewolniku, zanim ruszysz z panem Telamonem, wprowadzisz twojego następce do pracy, pokażesz mu gdzie ma mieszkać. Pan Agatarchos sprowadził niewolnika z twojego plemienia, więc nie będziesz miał problemu z językiem– stwierdził Mnester.

– Z mojego plemienia?– Zdziwił się Berig. Skąd Stary wyrwał Gota? Czy może mnie znać? Przeraził się.

-Te niewolniku – Mnester odezwał się do stojącej na zewnątrz postaci. Podejdź tu.– to jest Berig, pokaże Ci co i jak. Ja wracam do picia.– oświadczył Mnester i jak powiedział tak uczynił. Natomiast w progu stanął mężczyzna o wzroście i wieku Beriga.

-Pochodzisz z naszej ojczyzny? – Zapytał w języku Gotów nieznajomego.

– Tak– odpowiedział nieśmiało niewolnik.

-Skąd? Jak żeś się tu znalazł? – dopytywał nerwowo Berig. Ehh czy mój rodak może mnie zdradzić i zniszczyć wszystko?

-Z Gepedeios, walczyłem w armii króla Decebala przeciwko cesarzowi Trajanowi, tam nad wielką rzeką oddziały, w których walczyłem przegrały, a ja trafiłem do niewoli– odparł niepewnie Got.

Berig przez chwilę przyglądał się nieznajomemu. Jego blond włosy, blizny i szare oczy, a także poczerwieniała skóra przez słońce zdawały się potwierdzać jego historię, która była prawie identyczna z tą głoszoną przez Beriga. Czy to możliwe, że przez tyle lat urabiałem Telamona, żeby teraz zdradził mój własny psiakrew rodak? Got postanowił, więc podręczyć jeszcze trochę pobratymca.

-Twierdzisz, że jesteś z Gepedeios i walczyłeś dla króla Daków. Jak do tego doszło mój bracie? – Zapytał delikatnym tonem Berig. – A jak w ogóle Cię zwą? Albo zwali?– dodał prędko.

– Gunteryk, syn Guntamunda. Wysłali mnie wraz z innymi chłopcami do króla Decebala na wychowanie jako przybicie sojuszu. Kiedy Rzymianie napadli na Dację miałem już wtedy piętnaście lat i walczyłem wraz z innymi. Gdy Bicyllys zdradził króla mój cały nasz oddział wpadł do rzymskiej niewoli praktycznie bez walki. Sam król niedługo potem również poległ, a legionista imieniem Maksymus obnosił jego głowę. Tak zostałem niewolnikiem – opowiedział już znacznie pewniejszym głosem Gunteryk.

Berig zawahał się. Faktycznie on tam był w tej bitwie, lecz co może wiedzieć o mnie? Czy mnie pamięta? Musi pamiętać! Nie było tam wtedy innych Gotów niż tych z którymi ja walczyłem i których ja zdradziłem.

– A jak tu trafiłeś? – Spytał niewzruszony, lecz tylko powierzchownie Berig.

– Sprzedano nas do kopalni w Lawrion, a potem gdy w mojej kopalni nie było już srebra wysłano mnie do Antiochii gdzie byłem jednym ze strzegących starego kapłana, ten potem mnie sprzedał handlarzowi niewolników, który przypłynął do Salaminy dwadzieścia dni temu. Tam przed tygodniem przyszedł na targ ten zarządca, rozpowiadał że szuka barbarzyńca, a najlepiej Gota, do ochrony. A że wyglądał na poczciwego, to powiedziałem, żem Got czystej krwi. Kupił mnie dla swojego Pana. Miał jeszcze jakieś sprawy do załatwienia w Salaminie i dzisiaj dopiero przybyliśmy do Nowej Pafos. Po drodze dowiedziałem się dlaczego chciał koniecznie Gota. Usłyszałem żeś potomek królów gockich, ja za to od prostych wojów – rozgadał się Gunteryk.

– Których prostych wojów? – Wtrącił pytanie Berig.

-Mój ojciec Guntamund i moi dziadowie pochodzili od Gepidów i od wieków mieszkali nad Wistlą.– odpowiedział pewnie.

Berig zdziwił się bardzo odpowiedzią niewolnika, wszak Gepidzi jako ostatni z Gotów przybyli na południe, dopiero za czasów jego dziada i na pewno nie mieszkają tam od pokoleń. Berig był już pewien, że Gunteryk go okłamuje. Gunteryk. Powtórzył w myślach Got. Przecież to nie imię gockie, a wandalskie! Berig zrobił gwałtownie krok do przodu, złapał oszusta za szyję i przywarł go do ściany.

– Kłamiesz Gunteryku, powiedz mi kim tak naprawdę jesteś, a nie doniosę do Pana na ciebie, żeś oszustem. To jak będzie? – Oświadczył niewolnik.

-Jestem z północy! Przysięgam! Mieszkałem nad Wistlą!- sapał niewolnik.

-Łżesz! Jestem następcą króla Gepidów i zapewniam Cię, że wśród Gepidów nie było nigdy żadnego Gunteryka! Jesteś Wandal, albo Rug!- mówił spokojnie, acz zdecydowanie Berig, dociskając coraz bardziej szyję barbarzyńcy do ściany.

-Taaa, Taaak. Powiem wszystko– wycharkał Gunteryk, a Berig zmniejszył ucisk na jego krtań.

– Jestem Wandalem z plemienia Hasdingów. Moja matka, wuj i ciotka są gockiej krwi to wiem jak mówić w waszym dialekcie. Kiedy przyszedł ten zarządca i rozpowiadał, że szuka Gota, to się zgłosiłem, bom prawie jak Got. Przepraszam, że kłamałem, ale reszta moich historii jest prawdziwa. Walczyłem dla Decebala – nerwowo odpowiadał Gunteryk.

-Dobra już – Uwolnił go Berig.

-Przepraszam, po raz wtóry. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe – wydukał Gunteryk.

-Nie mam – odrzekł uspokojony już Got.

-To kamień z serca– uspokoił się również Wandal.

– Nawet nie wiesz jak bardzo – odrzekł Berig. Następnie wytłumaczył mu pokrótce układ domu, a następnie wskazał mu jego pryczę. Następnie wrócił do swojej by zebrać swoje rzeczy, odpocząć chwilę przed samotną podróżą. Myślami powrócił do domu, do zielonych lasów, bagien, zapachu gnijących liści jesienią i wiosennych kwiatów. Przemierzał pola i lasy wreszcie nad rozległa wodą dotarł do ukrytego w mgle ulewy, Gepedeios. Głównej siedziby jego ludu, która nie była tak wspaniałym miastem jak te znajdujące się w Imperium, ale również było bardzo zaludnione. Widział targowisko, na którym mimo deszczu tłoczyło się mnóstwo ludzi. Obok stała główna świątynia, drewnianą, nie marmurowa i nie tak wspaniała jak greckie sanktuaria. Znalazł się obok największego budynku zbudowanego z czarnych dębów. Poza rozmiarami, nie różnił się niczym od pozostałych. Również był podłużną chatą o dwuspadzistym dachu. W tym domu mieszkała rodzina króla. Jakaś siła pociągnęła go w prawo do obrzeży siedliska. Tam znalazł swoje siostry i rodziców przy pracy. Wślizgnął się do domu, gdzie ostrzył swój miecz jego brat. Dach chaty, w której się znalazł przeciekał, a klepisko robiło się coraz bardziej płynne. Błoto powoli wciągało jego nogi w głąb. Nagle dach został przerwany, a na grzęzawisko zmieniło się w rwący potok. Dał się pociągnąć wodzie. Moc rzeki kilka razy go obróciła, tak że nie wiedział gdzie jest dno, a gdzie niebo. Wreszcie ktoś go chwycił i wydostał na powierzchnie. Przetarł oczy i i zobaczył, że znajduje się na polu bitwy. Słyszał krzyki, jęki trzaski mieczy o tarcze, od czasu do czasu również chrzęst łamanych kości. Nie wiedział z kim ma walczyć, czy z Rzymianami czy z Dakami. Czy to bitwa sprzed czy po zdradzie Bicyllysa. Wokół niego kolejni barbarzyńcy wpadali martwi, bądź umierający do wody. Przyglądał się jak ich sytuacja stawała się coraz bardziej beznadziejna. Dakowie bez dwóch zdań przegrywali bitwę. Między rzymskimi żołnierzami pojawił się Bicyllys. Podszedł do niego z kamienną twarzą i podał mu miecz. Spojrzał na broń, na której klindze wyryta była inskrypcja: PRODITOR. Gdy oderwał wzrok od gladiusa zauważył, że został na placu bitwy tylko on i jakiś drugi woj. Wyczuwał jednak obecność innych postaci. Po drugiej stronie rzeki obserwowali ich marmurowi legioniści. Spojrzał na drugiego wojownika, lecz on nie był Dakiem, ani Rzymianinem. Ubrany był w strój sugerujący, że jest Gepidem, tak jak Berig. Wzrok mężczyzny spoczywała na mieczu Bicyllusa. Got chciał do niego krzyknąć, aby uciekał ale nie mógł wydobyć żadnego dźwięku. Czuł do tego presję otaczających go marmurowych twarzy. Jego nogi same zaczęły kroczyć w kierunku woja. Ów podniósł wzrok z miecza i uśmiechnął się do Beriga. Znał ten uśmiech, był to uśmiech jego największego przyjaciela, który mimo że miał wielu innych znacznie bardziej szlachetnych i wysoko urodzonych towarzyszy, tylko Beriga obdarzał takim uśmiechem. Mimo to, wciąż kroczył w jego stronę, a jego przyjaciel się uśmiechał. Lecz z każdym krokiem, uśmiech stawał się coraz mniej szczery, i choć ustał wciąż pozostawały wygięte to w oczach widział strach. Wreszcie Berig doszedł do woja, przytulił go i wbił mi mu miecz w podbrzusze. Mężczyzna osunął się na ziemie, która w tym samym momencie zaczęła drżeć, a Berig otworzył oczy.

 

***

Tuż przed świtem Telamon wraz z Berigiem wyruszyli na północ w kierunku małego portu. Z domu Agatarchosa droga prowadziła obok sanktuarium Asklepiosa oraz poprzez główną agorę. Był to pierwszy etap ich wyprawy, z portu na pokładzie Malinowego Pocałunku mieli dotrzeć do Peryntu, a następnie planowali pieszo udać się via Militaris do Aquincum, gdzie mieli przedostać się do Barbaricum. Potem zamierzali przedrzeć się przez Karpaty, ziemię Lugiów i wreszcie dotrzeć do kraju Gotów, gdzie nad wielką wodą leży Gepedeios. Taki przynajmniej był plan, w który wierzył Telamon.

-No wreszcie wyrwę się z domu i popłynę do niezbadanych ziem, poznam władców północy, a kiedy wrócę za dwa lata, będę mógł opowiadać o krajach i ludach, których żaden z Rzymian przede mną nie poznał.– Zachwycał się Telamon, wydawał się być pozbawiony wątpliwości, które mu towarzyszyły dzień wcześniej. Być może zapewnienia Kornelii dodały mu otuchy, albo po prostu wino.

-To prawda, Rzymianie nigdy nie dotarli do Wistly i pewnie nigdy Wasze imperium tam nie sięgnie, bo nie ma tam nic czego Rzymianie by chcieli. Oczywiście pomijając bursztyn, ale dla jego samego nie warto wysyłać niezliczonych legionów, by zdobyć, a potem utrzymać wschodnią Germanię– rozgadał się Berig.

-Pewnego dnia wszystkie kraje padną pod rzymska potęgą. Dakowie również wierzyli, że są niepokonani.– Zapewnił Gota Telamon.

-Nikt nie zna kolei losu, ja nigdy bym nie przypuszczał, najpierw że zostanę niewolnikiem, a potem że będę znów wolny i wrócę do Gocji. Być może to Germanie, kiedyś zdobędą Rzym. Tak jak kiedyś Cymbrom i Teutonom nieomal się to udało– odparł Berig.

-”Nieomal” słowo klucz– odparł Telamon.– zresztą w każdej dyscyplinie Rzymianie wyprzedzają Barbarzyńców, w dyscyplinie, edukacji, wyposażeniu…..– przerwał Cypryjczyk, ponieważ coś się zatrzęsło. Kamyki zaczęły podskakiwać, z pobliskich dachów budynków agory spadło kilka dachówek. Trzęsienie się wzmagało i było słychać głośny tumult pochodzący z drugiej strony akropolu, gdzie pewnie fale biły o brzeg jak oszalałe.

– Tel, ziemia się trzęsie znowu– rzekł zdenerwowanym tonem Berig.

-Tak, to straszne, ostatnie wielkie trzęsienie miało miejsce za panowania Wespazjana, przeszło czterdzieści lat temu. Jestem za młody by pamiętać tamte wydarzenia. Poczekajmy chwilę, pewnie się uspokoi, a jeśli nie…– Nie dokończył Telamon, bo wstrząsy stawały się coraz silniejsze. Drewniany stelaż ustawiony przy ścianie gimnazjonu runął na ziemię z niemałym hukiem.

-A jeśli nie przestanie to co?– zapytał zdenerwowany Berig, gdy tylko hałas ustał.

-Jeśli nie to musimy wrócić, do domu zobaczyć czy wszyscy są zdrowi– odpowiedział Telamon.

-A co z naszym wyjazdem– dopytywał Got nerwowo spoglądając na kolejne spadające dachówki z gimnazjonu.

-W takich warunkach na morzach jest sztorm, żaden kapitan nie wypłynie. Musimy sprawdzić co się dzieje, bo wstrząsy są coraz bardziej agresywne.– odpowiadał mocno przejęty chłopak.

Ziemia trzęsła się tak, że towarzysze z trudnością trzymali się na nogach. Kolumny składające się na zachodni portyk agory tak się chybotały, że wydawało się, że lada chwilę upadną. Gdzieś z daleka było słychać krzyki i lamenty. W podłożu dało się wyczuć, że główne uderzenie dopiero ma nadejść.

-Musimy wracać.– Zadecydował Telamon, gdy zachodni portyk zaczął się walić. – Musimy zobaczyć, czy wszyscy w domu są zdrowi. Co z moimi braćmi?Ojcem? Co z Kornelią?– zapytał trwożnie, odwrócił się i pobiegł w powrotnym kierunku.

-Cholerne trzęsienie– krzyknął Berig.– Cały plan szlag trafił.– Dodał po cichu Berig, po czym zaczął biec za Telamonem. Po trzech krokach zauważył, że fragmenty zabudowy akropolu zaczęły spadać, niczym lawina w górach wprost na drogę prowadzącą z agory do dzielnicy willowej. Jeden z kamieni leciał wprost na Telamona. Berig nie miał szans go uratować, a może nie chciał? W każdym razie nic nie krzyknął, a blok uderzył w prawy bok chłopaka. Cypryjczyk się przewrócił, jednak na pierwszy rzut oka wydawało się, że nie doznał większych ran. Jednak gdy Berig podszedł do niego, zauważył, że prawa noga młodzieńca leży nieprawidłowo. Telamon spojrzał na Gota przerażonymi oczami.

– Mój bark– krzyknął– mam zmiażdżony brak– darł się wniebogłosy.– Jego ramię nie wyglądało na uszkodzone, natomiast z nogi wystawała kość, a ponadto wypływała z niej ciemna ciecz. Krew, wydostająca się z otwartego złamania.

-Jesteś ranny Tel, nie ruszaj się.– Nakazał Berig. Prze chwilę zastanawiał się co z robić ze swoim towarzyszem. Ich podróż już nie wchodziła w grę. Mógł spróbować odnieść go do domu, do jego ojca. Ale być może młody Cypryjczyk już nigdy nie odzyska sprawności i będzie musiał pozostać w domu. Mógł wreszcie, co na początku wydało mu się okropne skrócić jego męki i samemu prysnąć z tej wyspy.

-Nie ruszaj się– powtórzył Berig. Odszedł na kilka kroków, wciąż obserwując walące się mury i kolumny. Fragmenty kamiennych bolków wciąż spadały na drogę ze wzgórza. Jednak wydawało się, że jego siła spadała. Wyzwoleniec jednak zastanawiał się czy ma szansę uciec. Zdawał sobie sprawę, że zniszczenia już są spore i na pewno po trzęsieniu w mieście będzie panował chaos. A chaos może mu pomóc w ucieczce z wyspy. Ponadto jeśli wszyscy uznają, że Telamon zginął w tym kataklizmie, to jego, wyzwoleńca nikt nie będzie szukać. A co jeśli będą i znajdą? Co im powie? Że porzucił przyjaciela i uciekł. Może jednak powinien wrócić do willi Agatarchosa i tam pozostawić rannego Telamona, a samemu uciec. Jednak wtedy zabraknie mu pieniędzy bardzo szybko i zamiast wrócić na wolność w Germanii, będzie musiał nająć się za ochroniarza jakiegoś paniska i wieść ciężkie życie jako były niewolnik. Gdyby jednak zabrał całe srebro Telamona. Widział, przecież że w mieszku ma całkiem sporo denarów. Mógłby żyć długo za te pieniądze w jakimś biedniejszym regionie imperium. Może w Tracji, albo Dacjji? Jego życie na pewno byłoby łatwiejsze. Wiedział, że podróżując z Telamonem, musiałby w końcu mu powiedzieć prawdę o sobie. Młody poza granicami imperium i tak długo by nie przeżył. Porwałby go jakiś wolny Dak, albo inny Markoman. Nie mógł go przede wszystkim zostawić w samym narożniku agory. Nie mam wyjścia. Zdecydował wreszcie. Podszedł do Telamona, zarzucił go sobie na plecy i ruszył.

-Dzięki Ci Berigu, jesteś prawdziwym królem i przyjacielem– wychwalał Beriga przez łzy Telamon.

-Nie bardziej prawdziwym niż Ty– odrzekł spokojnie Berig, przebijając się przez wciąż trzęsące się ruiny.

-Och, moi przodkowie… rządzili zachodem… Cypru setki… lat temu, a Ty wciąż jesteś…księciem.– Wzdychał młodzieniec.

-U nas każdy może zostać księciem, każdy oprócz niewolnika…– odparł Got, po czym stoczył się wraz z Telamonem z ruin portyku na bardziej stabilne podłoże. Chłopak krzyknął raz jeszcze, a Berig odkrył, że jest cały zbroczony krwią towarzysza. Podniósł chłopaka i przerzucił sobie go ponownie przez ramię i kontynuował marsz wśród trzęsących się opustoszałych budynków. – Kiedy miałem sześć lat, po raz pierwszy zobaczyłem króla Gotów, był pewny siebie, twardy i pokryty tatuażami. Chciałem być taki jak on. Wierzyłem, że pewnego dnia zostanę władcą wszystkich Gotów. Kiedyś nawet stara wiedźma z Suchego Dębu przepowiedziała mi, że zostanę królem. Jej wierszyk, co prawda, był kretyński, bo mówił, że tam gdzie nie znają piwa, nazwą mnie królem, a tam gdzie mój dom martwym już będę. W każdym razie jako dziecko cieszyłem się strasznie, powtarzałem codziennie ojcu, że chcę zostać królem, matkę prosiłem przed snem, aby się ze mną modliła do bogów i dawnych królów o to.– Rozwijał się Berig, niosąc Telamona obok zniszczonego nimfejonu, z którego wylewały się wiadra wody. Cypryjczyk strasznie się trząsł, może nawet bardziej aniżeli ziemia.

– Przykro mi, że matka nie… wymodliła dla ciebie królestwa… a twój… ojciec musiał wybrać innego… syna– dukał chłopiec.

-Daj mi dokończyć, jesteśmy już blisko.– Przerwał ostro Berig. Widząc coraz słabsze oblicze Telamona.– Kiedy miałem czternaście lat, wysłano mnie wraz z innymi młodymi chłopcami na dwór Decebala– kontynuował Berig.

-Tak… mówiłeś… mi o tym…pamiętasz??– zapytał coraz słabszy Telamon.

-Mówiłem, ale nie do końca prawdę– odburknął Berig.– Ja nie byłem jednym z tych książąt zakładników, których wysyłano jako przypieczętowanie sojuszu. Ja byłem jednym z tych, którzy mieli im dotrzymać towarzystwa w obcej Dacji.– Powiedział bez ogródek Berig.

-Jak to… kłamałeś… przyjacielu?– zapytał zdruzgotany, tak fizycznie jak i psychicznie Telamon. Zauważył, że dotarli już do centralnej części agory. Tuż przy małej świątyńce, poświęconej ważnemu bóstwu Pafos. Jednak wykończony Telamon już nawet nie potrafił sobie przypomnieć, któremu.

-Wysłali, mnie do Semisegetuzy, abym wspierał młodego księcia– kontynuował Berig.– Kiedy cztery lata później Wasz cesarz Trajan ponownie wkroczył do Dacji, wysłano nas jako wojów Decebala. Po ostatecznej bitwie, w której sam widziałem jak król Dacji ginie z ręki Maksimusa, a wcześniej mój książę został zarżnięty przez Werusa. Jednak ja sam byłem w zwycięskiej armii, przez tego przeklętego Bicyllusa, który przewidział, że Dacji się nie da uratować, więc sam zdradził swoich, a ja wraz z nim. W pewnym sensie sam pomogłem Rzymianom wybić moich ludzi. Pamiętam uśmiechniętą twarz księcia, kiedy mnie zobaczył w tumulcie. I jego zdziwienie po chwili, gdy Werus go powalił. Rzymianie nie szanowali zdrajców. Pojmali nas, inni Germani powiedzieli mi, że jestem ostatnim z Gotów. Wiedziałem, że żaden z moich pobratymców nie żył, jednak dopiero po latach postanowiłem opowiadać, że to ja jestem Berigem, potomkiem królów z północy. I ty mój drogi Telamonie, tę historie kupiłeś.

-Niemożliwe…– odpowiedział Cypryjczyk, który już stracił wiele krwi.

-Nigdy nie byłem, ani raczej nie będę królem Gotów, jednak… o tu będzie idealnie– zmienił niespodziewanie temat Berig wskazując na studnie. Część z jej konstrukcji już wpadła do wewnątrz, podczas gdy inne fragmenty ocembrowania, wciąż się opierały wstrząsam, jednak były na tyle ruchome, że jeden mężczyzna mógłby je wrzucić do środka. Posadził na granicy cypryjskiego chłopca.

-Co chcesz zrobić?– zapytał ostatkiem sił Telamon.

-Chcę być wolnym człowiekiem, bez zobowiązań i robić to na co mam ochotę– odpowiedział Got, po czym wyrwał chłopcu jego mieszek i mocnym kopniakiem wepchnął go w otchłań studni, leżącej w sercu agory. Następnie wrzucił też tam leżące wokół fragmenty ocembrowania oraz leżące nieopodal kawałki ceramiki, lampek, różnych odpadów i bogowie wiedzą czego jeszcze. Następnie ruszył w kierunku zachodniego portu. Musiał się dostać do północno– zachodniej bramy, która prowadziła wprost do portu. Przejście prowadzące bezpośrednio z agory do bramy obok odeonu było niestety zawalone, więc musiał wybrać dłuższą drogę. Kiedy ruszył wzdłuż północnego portyku zauważył biegnących ludzi w jego kierunku. Jednak nie byli zainteresowani Berigiem, więc tylko spojrzeli nań ukradkiem i pobiegli w kierunku odeonu. Kiedy odbił na północ zauważył, że przy narożniku agory leży ciało. Pomyślał, że przynajmniej Telamon nie będzie jedyną ofiarą kataklizmu. Jednak nagle zwłoki się poruszyły i okazało się, że to jakiś pijak ucina sobie drzemkę nieświadomy zupełnie katastrofy. Got skręcił w kierunku bramy miejskiej, zastanawiając się co zrobi jeśli kapitan Malinowego Pocałunku nie zechce dziś wypłynąć. Co gorsza z każdym kolejnym wstrząsem Berig był coraz bardziej pewny, że w ten dzień Cypru nie opuści. Postanowił więc sprawdzić mimo wszystko sytuację w porcie, a przy ewentualnym niepowodzeniu uda się w góry Troodos, a stamtąd przedrze się na wschód wyspy by tam znaleźć statek, który go stąd zabierze. Podczas, gdy mijał kolejnych przerażonych ludzi, on zachowywał spokój, który nawet go zaskoczył. Kolejni uwięzieni mieszkańcy Pafos, wołali go ku pomocy. Jednak on spokojnie szedł. Gdy wszedł do dzielnicy produkcyjnej zauważył, że było tam znacznie więcej ludzi, którzy przeważnie starali się ugasić płomienie. Wstrząsy już wydawało się, że powoli się uspakajały. Kolejni przechodnie błagali go o pomoc, lecz on jak w amoku po prostu szedł przed siebie w kierunku bramy, którą już widział na horyzoncie. Był już kilkadziesiąt kroków przed wyjściem z miasta, gdy wybiegła naprzeciw niemu postać machając do niego rękami. Berig jednak go zlekceważył podobnie jak wszystkich innych. Nie chciał mu pomóc, nie miał na to chęci. Wtem po jego głowie przebiegła niepokojąca myśl, że mężczyzna przed nim nie chce jego pomocy, a go ostrzega. Berig gdzieś w kąciku jego wzroku dostrzegł ruch. Zwrócił się w prawo i zauważył okno, które opadało. Przez pół oddechu zdążył się zdziwić widokiem spadającego okna, po czym i on zaczął spadać, wraz z całym budynkiem po jego prawej stronie. Uczucie wciągania zmieniło się niekontrolowany lot, który przerwał plusk. Po chwili się wynurzył, jednak na jego został przygnieciony kolejnymi fragmentami fasady budynku. Poczuł najpierw ból w barku, potem usłyszał chrzęst złamanej ręki, aż wreszcie coś zmiażdżyło mu nogi. Nie mógł się ruszyć. Nie mógł oddychać. Słyszał tylko ruch niespokojnej wody i wyczuwał wstrząsy. Próbował się dźwignąć, ale nie był wstanie odeprzeć naporu cegieł, drewnianych pali i kamieni. Jedną sprawną ręką szukał jakiejś możliwości wydostania się z pułapki. Jednak z każdą chwilą pojmował coraz bardziej beznadziejność swojej sytuacji. Znienacka przypomniał fragment jego snu, w którym otrzymał od Bicyllysa miecz. Początkowo widział wszystko niewyraźnie, jak za mgłą. Jednak gdy przypatrywał się mieczowi, widział coraz wyraźniej inskrypcję: PRODITOR znaczy zdrajca.

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Przykro mi to pisać, Druzusie Magnusie, ale po rozmowie bohaterów z kobietą w brudnej tunice, opuszczam ich.

Opowiadanie jest napisane fatalnie – przeszkadzają źle zapisane dialogi, zdania rozpoczynające się małą literą, słowa użyte niezgodnie z ich znaczeniem, liczne błędy, literówki, powtórzenia i inne usterki, że o zlekceważonej interpunkcji nie wspomnę. Wszystko to sprawia, że brnięcie przez tekst jest prawdziwą męką, a mało zajmująca treść dodatkowo zniechęciła mnie do dalszej lektury.

Nie wiem, jak sprawy potoczą się dalej, ale na razie nie dostrzegłam choćby śladu fantastyki.

 

-Jak to jesz­cze nie jest go­to­we? – Ze­sro­żył się Te­la­mon – prze­cież wy­raź­nie sły­sza­łem, że ma być go­to­we na dziś. –> Jak to jesz­cze nie jest go­to­we? – Ze­sro­żył się Te­la­mon.Prze­cież wy­raź­nie sły­sza­łem, że ma być go­to­we na dziś.

Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza. Ten błąd występuje wielokrotnie w całym opowiadaniu.

Źle zapisujesz dialogi. Skorzystaj z poradnika: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

 

-Oczy­wi­ście, sza­now­ny Panie – bronił się sklepikarz… –> Oczy­wi­ście, sza­now­ny panie – bro­nił się skle­pi­karz

Formy grzecznościowe piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie. Ten błąd pojawia się w opowiadaniu wielokrotnie.

 

obie­ca­łem " Woń Ara­bii"… –> Zbędna spacja po otwarciu cudzysłowu.

 

moja uko­cha­na uwiel­bia "woń Ara­bii" –> …moja uko­cha­na uwiel­bia "Woń Ara­bii"

Pisownia pachnidła powinna być jednolita w całym opowiadaniu.

 

Ty za­rze­ka­łeś, że masz kon­tak­ty… –> Ty za­rze­ka­łeś się, że masz kon­tak­ty

 

cał­ko­wi­cie za darmo. po czym dodał… –> Postawiwszy kropkę, nowe zdanie rozpoczynamy wielka literą.

 

które przy­pad­kiem rów­nież dzier­ży­ły kło­po­tli­wą funk­cję… –> Funkcję można piastować/ pełnić, ale nie można jej dzierżyć.

 

czy tez wie­śnia­cy z Ku­rion. –> Literówka.

 

Jednak Te­la­mon cza­sem wolał by miesz­kać… –> Jednak Te­la­mon cza­sem wolałby miesz­kać

 

po­tra­fi­ła czło­wie­ka zmor­do­wać, a po po­wro­cie czło­wiek się… –> Powtórzenie.

 

usły­sza­łem wszyst­kie Twoje opo­wie­ści po sto­kroć. –> …usły­sza­łem wszyst­kie twoje opo­wie­ści po sto­kroć.

Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie. Ten błąd pojawia się także w dalszym ciągu opowiadania.

 

Wielu moich ko­le­gów za­czę­ło wokół niej krę­cić, gdy się tu po­ja­wi­ła. –> Co/ czym kręcili koledzy?

 

niż on zagai dziew­czy­nę. –> Zagaić można rozmowę, zebranie, ale nie dziewczynę.

 

– W rze­czy samej, udaje się do bu­leu­te­rio­nu… –> Literówka.

 

Jest śro­dek dnia Te­la­mo­nu. –> Jest śro­dek dnia, Te­la­mo­nie.

 

Poza tym teatr w prze­bu­do­wie i to jesz­cze tro­chę po­trwa.– po­bu­dził się Kleos. –> Czym tak nagle pobudził się Kleos?

 

Zmie­rza­my do Ja­ku­ba Ben Ta­de­usza, ku­piec u któ­re­go za­mie­rza­my kupić towar, o któ­rym, tym to­wa­rze… –> Zmie­rza­my do Ja­ku­ba Ben Ta­de­usza, ku­pca u któ­re­go za­mie­rza­my kupić towar, o któ­rym to to­wa­rze

 

-Za­tem nie za­trzy­mu­je… –> Literówka.

 

-Ży­czy­my Ci uda­nej za­ba­wy na zgro­ma­dze­niu.– za­de­kla­mo­wał Te­la­mon. –> Dlaczego deklamował?

 

-To­bie rów­nież Panie– od­chrząk­nął Berig. –> Mówił, chrząkając?

 

że wra­casz po 20 la­tach… –> …że wra­casz po dwudziestu la­tach

Liczebniki zapisujemy słownie, zwłaszcza w dialogach.

 

Tak na praw­dę od lat za­sta­na­wiał się… –> Tak napraw­dę od lat za­sta­na­wiał się

 

Teraz już 32-let­ni męż­czy­zna… –> Teraz już trzydziestodwuletni męż­czy­zna

 

Tyle in­no­wa­cji na­uczył się pod­czas ba­ni­cji. –> Nie każdy pobyt poza krajem jest banicją. Niewolnicy nie są banitami.

 

Zgoda, ko­chaj sie z kim tam sobie chcesz… –> Literówka.

 

– Żyda wa­sze­go znaj­dzie­cie ani dziś, ani jutro. –> Czy tu czegoś nie brakuje?

 

Po chwi­li zie­mie się uspo­ko­iła. –> Literówka.

 

– Ty się mo­żesz ura­to­wać, jeśli po­rzu­cisz twoje za­mia­ry… –> – Ty się mo­żesz ura­to­wać, jeśli po­rzu­cisz swoje za­mia­ry

 

– Obłą­ka­ny jakiś– po­wie­dział z wy­rzu­tem Te­la­mon. –> Komu robił wyrzuty?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

To prawda, tekst nie wciąga. Przez pierwsze pół bohaterowie głównie rozmawiają o planowanej podróży. Dopiero gdzieś wtedy pojawia się wzmianka, że niewolnik coś knuje, mamy jakiś zalążek tajemnicy.

No i prawda, że fantastyki specjalnie nie widać.

Z wykonaniem słabo. Często pomijasz spacje przy myślnikach (powinny być z obu strony), zapis dialogów do remontu, interpunkcja kuleje, bywa, że zdania zaczynają się małą literą. Do tego literówki i drobne ortografy. Na przykład po polsku pisze się “ech”, nie “eh”.

-Tobie również Panie– odchrząknął Berig.

Ty, twój, pan itp. w dialogach piszemy małą literą, tylko w listach dużą. BTW, spacje i przecinek po “również”.

że wracasz po 20 latach i że jesteś wnukiem króla.

Liczby w beletrystyce raczej słownie, a już w dialogach obowiązkowo.

Babska logika rządzi!

Do połowy czytałem, potem skanowałem. Problemem tekstu jest, że z początku ciągle gadają o podróży, ale nie widzę, co w niej jest takiego niezwykłego. Kiedy w końcu do niej dochodzi, próbujesz wcisnąć jakiś zwrot fabularny, z którego de facto nic nie wynika.

Technicznie jest źle. Przestudiuj linki, jakie dałem Ci pod poprzednim tekstem. Wystrzegaj się też długich akapitów, takich jak ostatni w tym tekście. Czytelników takiej wielkości bloki odrzucają.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Nie czytało się zbyt dobrze :/

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka