- Opowiadanie: dogsdumpling - Jadąc po bandzie

Jadąc po bandzie

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Jadąc po bandzie

Nie szukajcie sensu, wy, którzy to czytacie.

 

My poteryali nevinnost' v boyakh za lyubov’

KINO, Dal'she deystovat' budem my

 

 

Karmilla wzięła do ręki fragment potłuczonego szkła i z lubością przeciągnęła krawędzią po przedramieniu. Kreska krwi powoli zamieniła się w strużkę szkarłatu, skapującego leniwie na blat stołu.

– Nie boli cię to? – spytał mężczyzna.

– Mięczak – prychnęła kobieta i dodała następne nacięcie.

Po trzecim odetchnęła głęboko, a rysy jej twarzy rozluźniły się. Wybuchnęła śmiechem, widząc minę swojego towarzysza.

– Whisky z colą.

– Czy ja wyglądam na barmana?

– Na pewno chcesz usłyszeć odpowiedź?

Mężczyzna wzruszył ramionami i skierował się do drzwi.

– Nie wiem, jak możesz pić to świństwo – rzucił w progu.

– Ty nic nie wiesz, Dżonie Północy.

– Poprzedniego wieczoru mówiłaś co innego.

– Nie przypominam sobie. Whisky z colą – powtórzyła, nie odwracając głowy w stronę mężczyzny.

Ten westchnął i opuścił pokój.

*

– Jakieś zlecenia? – spytała, gdy Dżon postawił przed nią szklankę ciemnego płynu.

– Kilka.

– Godne uwagi?

– Dwa. Córka wampirzego lorda została porwana przez człowieka i…

– Następne.

– Burmistrz pobliskich Atomic ma problem z grupą zombie, nawiedzającą tamtejszy cmentarz.

– Nagroda?

– Dziesięć galeonów.

– I?

– I wyżywienie na – mężczyzna gładko uchylił się przed lecącą w niego szklanką z whisky – na czas misji – dokończył nie zmieniając tonu. – Kurczą się nam pieniądze.

– Już?

– Wysadzenie stodoły z całym inwentarzem w środku nie było najszczęśliwszym pomysłem.

– Zapomniałeś dodać, mój drogi Dżonie Północy, że razem z krowami wyleciała w powietrze czupakabra, na którą mieliśmy zlecenie. Mieszkańcy wioski powinni byli być nam wdzięczni.

– Owszem, mieszkańcy wioski. Właściciel stodoły miał jednak inne zdanie.

Kobieta machnęła lekceważąco ręką.

– Ile?

– Zostało nam siedem galeonów i trzy sykle.

– Wampirzy lord?

– Oferuje pięćdziesiąt galeonów za sprowadzenie córki do domu i pięćdziesiąt za człowieka – żywego, dwadzieścia pięć za martwego.

– Miejsce?

– Niedaleko wspomnianych Atomic. Burmistrz oferuje nocleg w swoim dworku. Moglibyśmy…

– Dworku? Hmmm, jak ma dworek, to powinien dać więcej niż dziesięć galeonów.

– To podupadła szlachta.

– Podupadła czy nie, powinien zapłacić więcej. Dobrze już, dobrze. Zombie możemy kropnąć przy okazji – dodała, widząc rozczarowanie na twarzy mężczyzny. – Oby miał pełną piwniczkę.

*

– Moja córka została uprowadzona osiem dni temu.

Dżon i Karmilla siedzieli za długim dębowym stołem w podziemiach ruin gotyckiego zamczyska. W powietrzu panowała dojmująca wilgoć listopadowej nocy.

– Uprowadzona?

– Tak, zostawiła mi list. – Wampirzy lord podał Karmilli pergamin.

 

Drogi tatku!

Zakochałam się <3. Kocham Go tak mocno, mocno, mocno. Chcemy być razem. Zamierzamy być razem już na zawsze i być szczęśliwi. Tak bardzo szczęśliwi! Nie martw się, tatku, Armand się mną zaopiekuje, a ja nim. Nie jestem już małą dziewczynką, którą sadzałeś sobie na kolanach. Jestem już pełnoletnia i nie wyobrażam sobie, żebym mogła spędzić choć jeden dzień bez Niego. Ach, czemu życie ludzkie jest tak krótkie??? Kocham Go, tatku <3.

Nie szukaj mnie, proszę.

 

Całuję,

Claudia

 

– Moje dziecko zostało podstępem zabrane z mojego domu. Ten, ten… człowiek, uwiódł ją i uprowadził. – Wampir był wyraźnie roztrzęsiony.

– Nie wygląda to na uprowa… Auu!

Karmilla wymierzyła Dżonowi kopniaka pod stołem.

– Jeśli mogę spytać, w jakim wieku jest wasza córka, lordzie? – powiedziała.

– Nie masz dzieci, co, łowco? – Gospodarz z wyraźną odrazą wypowiedział ostatnie słowo, wbijając wzrok w Dżona.

Łowczyni posłała towarzyszowi ostrzegawcze spojrzenie.

– Nie, mój wspólnik nie ma dzieci, lordzie. Przepraszam za jego impertynencję.

Wampir powoli przeniósł wzrok na kobietę.

– Claudia niedawno skończyła sto trzydzieści wiosen. Sprowadźcie moją córkę całą i zdrową, człowiek… niech będzie żywy. Ufam, że traficie sami do wyjścia?

Karmilla skłoniła lekko głowę i skierowała się do drzwi.

*

– Co to, do cholery, było? – wybuchnęła, gdy tylko opuścili lochy.

– Przecież nikt tej dziewczyny nie uprowadził.

Dżon był pewien, że gdyby wzrok mógł zabijać, już by leżał w kałuży krwi. Karmilla wzięła głęboki oddech, zacisnęła usta i ruszyła szybkim krokiem przed siebie. Szli kilka minut w milczeniu.

– Lord mówił o swojej córce, jakby ją wychowywał od małego – rzucił konwersacyjnym tonem mężczyzna, chcąc przerwać dłużącą się ciszę. – Myślałem, że wampiry się nie rozmnażają.

– Jak ty nic nie wiesz, Dżonie Północy. – Kobieta westchnęła zirytowana. – Oczywiście, że się rozmnażają. Myślałeś, że można je znaleźć w kapuście?

Rumieniec oblał twarz mężczyzny.

– Myślałem, że przemieniają ludzi w siebie.

– Przemieniony człowiek jest dużo słabszy od swojego stworzyciela. I prędzej czy później popada w obłęd. Jak będzie okazja zapolować, to ci pokażę takiego świrpira.

– To jak w takim razie?

– Wystarczy zapłodnionego osobnika rasy ludzkiej poddać przemianie i po dwudziestu siedmiu miesiącach przychodzi na świat słabe i ślepe wampirzątko.

– Dwudziestu siedmiu?

– Myślisz, że czemu wampirów jest tak mało?

Kobieta pokręciła głową z dezaprobatą.

– Ruszajmy się. I następnym razem trzymaj gębę na kłódkę.

*

– Podupadła szlachta, co?

Karmilla i Dżon patrzeli ze wzgórza na rozświetlone i buzujące życiem miasteczko.

– Może z bliska wygląda inaczej.

– Też coś – sarknęła kobieta. – Idę na cmentarz. Popytaj ludzi, może coś wiedzą o naszej córuni.

– Chcesz iść sama na cmentarz?

– Dokładnie. Dołącz do mnie, jak już się czegoś dowiesz.

Mężczyzna skinął głową i udał się w dół zbocza. Kobieta skierowała kroki w stronę widniejącego nieopodal kościoła.

*

Nauczył się, że decyzje Karmilli są ostateczne, teraz jednak, gdy, zbliżając się do cmentarza, usłyszał burczenie i gardłowe odgłosy, ogarnął go niepokój. Odbezpieczył broń i przyspieszył kroku.

– DUPA BISKUPA!!! Ha, ha, ha!

Dżon stanął jak wryty. Karmilla siedziała na dużej płycie nagrobnej w kółku z grupą zombie i bawiła się w najlepsze.

– O, Dżon, już jesteś? – powiedziała, ocierając łzy z kącików oczu.

Głowy zombie obróciły się w jego stronę, ruchowi towarzyszył niezidentyfikowany pomruk.

– Dowiedziałeś się czegoś?

– Dlaczego oni są nadzy?

– Hm?

– Wróć. Nie chcę wiedzieć. Co ty wyprawiasz?

– Jak to co, nie widać? Gramy w karty. Ściągaj, ściągaj. – Karmilla zwróciła się do młodego zombie, który stał niezdecydowany z rękoma na zapięciu spodni.

– Nie ściągaj!!! – ryknął Dżon.

– Kontynuuj. – Karmilla skinęła głową w stronę zombie. – Dżon, nie przesadzasz trochę? Jest całkiem dobrze zakonserwowany. Pochowali go jakiś tydzień temu.

– Czy JA nie przesadzam?! Ja?! Pieniądze nam się kończą, w miasteczku nikt nic nie wie, a ty… A ty… – Mężczyzna aż się zapowietrzył. – Myślisz, że burmistrz nam zapłaci, jak gołe truposze zaczną rozłazić się po miasteczku?!

– To, że tobie nie udało się niczego dowiedzieć, nie znaczy, że ja siedziałam z założonymi rękami.

– Właśnie widzę.

– Te zombie żyją tu od pokoleń. Dużo wiedzą.

– I jak niby z nimi rozmawiasz? Charkając i plując?

Zombie poruszyły się nerwowo, rzucając gniewne spojrzenia w stronę mężczyzny.

– Dżon, uspokój się. Nie musisz ich obrażać. Są oswojeni i całkiem niegroźni.

– Niegroźni? To dlaczego burmistrz chce się ich pozbyć, co? Karmilla, to są zombie. ZOOOMBIE!!!

– To nie ma nic do rzeczy. Synalek burmistrza się żeni, a przyszłej żonce nie spodobała się tutejsza fauna. Zombie nic nie zawiniły.

– Miejsce zombie jest w ziemi – upierał się.

Postacie zaczęły wydawać gardłowe pomruki niezadowolenia.

– Nie tobie o tym decydować, Dżon. Przepraszam za towarzysza. – Karmilla zwróciła się w stronę zombie. – Jest trochę nieobyty w świecie. Pracujemy nad poszerzaniem horyzontów.

Dżon otworzył usta i zaraz je zamknął, nie wydając dźwięku.

– O pieniądze się nie martw, oprócz zbutwiałych szmat wygrałam też trochę kosztowności. Najwyraźniej upadła szlachta lubi grzebać swoich na bogato – powiedziała Karmilla.

– Dzięki za partyjkę – rzuciła w stronę rozpadającej się grupki. – Łachy możecie zatrzymać – dodała, otrzepując spodnie. – Najwyższy czas wprosić się na wesele.

*

– To jaki mamy plan? – spytał Dżon, gdy opuszczali cmentarz.

– Plan? Wbijamy się na imprezę. Ja będę mówić, ty milczeć.

– Skoro ceremonia jest dzisiaj, nie lepiej byłoby poczekać na państwa młodych w kościele?

– Nie żartuj – prychnęła pogardliwie kobieta. – Który szanujący się klecha udzieli ślubu wampirzycy i człowiekowi?

– Hmm, może taki, który hoduje zombie w przykościelnym ogródku? – rzucił z przekąsem Dżon.

– Już zapomniałeś, że ojciec pana młodego chciał powyrywać mu wszystkie sadzonki?

Nie czekając na odpowiedź, Karmilla ruszyła w stronę miasteczka.

– Dlaczego mam wrażenie, że ta misja nie skończy się dobrze… – wymamrotał Dżon.

– Co ty tam jęczysz?

– Nic, nic. – Mężczyzna szybko dogonił towarzyszkę.

*

– Jestem Karmilla, a to mój wspólnik, Dżon Północy. Przybyliśmy pomóc w usunięciu zombie. – Kobieta zamachała burmistrzowi ogłoszeniem przed nosem.

– Ach, tak, tak, rzeczywiście, tak. Jak widzicie, czas waszej wizyty jest… – Wzrok mężczyzny padł na karabinek na ramieniu łowczyni. – Trochę, eee, niefortunny – dokończył nieskładnie.

– Niefortunny? – kobieta uniosła lekko brwi, po czym spojrzała na swojego towarzysza.

– Żywiłem nadzieję, iż ktoś się zjawi dużo wcześniej – wyjaśnił szybko burmistrz.

– Czyli zlecenie jest już nieaktualne?

– Nie, znaczy tak, znaczy, wciąż jest aktualne. Tylko…

– Doskonale. Podejmujemy się. Tu jest napisane – łowczyni ponownie zamachała świstkiem papieru przed nosem mężczyzny – że zleceniodawca gwarantuje wyżywienie i nocleg. Świetnie się składa. Gratulacje dla państwa młodych z okazji ślubu. – Karmilla uścisnęła dłoń burmistrza i skierowała się w głąb sali.

*

– O, niezapowiedziani goście. Jak miło! – Dziewczyna o włosach koloru zboża podeszła tanecznym krokiem do nowoprzybyłych.

– Wszystkiego dobrego z okazji ślubu – powiedział Dżon.

– Dziękujemy, dziękujemy. – Kobieta cała rozpływała się w uśmiechach.

– Pan młody coś blado wygląda – rzuciła Karmilla lekko.

– To przez ten stres, prawda, kochanie? – zaszczebiotała świeżo upieczona żona i pogłaskała mężczyznę po policzku.

Ten zaśmiał się nerwowo.

– Jesteście łowcami, prawda? Od razu poznałam.

– Tak, jestem Karmilla, a to Dżon. Mamy usunąć zombie z okolicy. – Karmilla wyciągnęła dłoń do młodej kobiety.

– Och! Jak wspaniale! – Dziewczyna zaklaskała w ręce z radości. – Prawda, że wspaniale, kochanie? Nareszcie ktoś pozbędzie się tego plugastwa.

– Tak. W każdym razie wszystkiego najlepszego, em… – powiedziała łowczyni, cofając dłoń.

– Claudio, jestem Claudia, a to jest Armand. Prawda, że romantycznie?

Karmilla i Dżon spojrzeli po sobie.

– Yyy, tak. Wspaniały ślub. Wszystkiego najle…

– Och! Wybaczcie, musimy podziękować papie, prawda, kochanie? – Kobieta przerwała łowczyni w pół słowa i zwróciła się do męża, zupełnie zapominając o swoich rozmówcach. – Już nie mogłam patrzeć na te paskudztwa. Ten smród zgniłej krwi. Uch. Wreszcie będę mogła odetchnąć. Ach, tak się cieszę…

Dżon i Karmilla odprowadzili parę wzrokiem.

– Co myślisz? – spytał Dżon.

– Marna z niej aktorka – mruknęła Karmilla.

Łowca przytaknął. Podzielał zdanie towarzyszki.

– A on? – zapytał.

– Trudno powiedzieć. Poobserwujmy ich jeszcze trochę. Przynieś mi whisky z colą.

Dżon oddalił się bez słowa.

*

– Och, Dżon, Dżon, Dżooon! Dżon? To już koniec? Ale, ale… do północy jeszcze daleko – zapiszczał falsetem mężczyzna w oficerskim mundurze i szydełkowej serwecie upiętej na czubku głowy.

– Zignoruj ich – rzuciła przez zęby Karmilla do swojego towarzysza.

– Karmillo, ach, moja Karmillo! Twej urody porażon mój instrument nagle niesprawny stał się! O, Karmillo! – Drugi mężczyzna opuścił w dramatycznym geście szablę i ukrył twarz w dłoniach.

– O, Dżon!

– O, Karmillo!

Mężczyźni padli sobie w objęcia.

– Dosyć tego. – Łowczyni sięgnęła po broń.

– Zaczekaj. – Dżon złapał ją za rękę. – Spójrz. – Wskazał na nowożeńców przyglądających się scence z rogu sali. Oczy Karmilli i panny młodej spotkały się. Kobiety przez chwilę przyglądały się sobie.

– Pora zacząć właściwe przedstawienie – powiedziała Karmilla półgłosem. – Nie będziesz miał dużo czasu. Jak tylko za nami wejdą, musisz postawić glif strażniczy.

Dżon skinął głową.

– Idziemy – rzuciła.

Podnieśli się bezszelestnie i skierowali kroki ku opustoszałej sali dla grajków. Claudia i Armand ruszyli za nimi. W ślad za państwem młodymi kilka postaci niepostrzeżenie odłączyło się od tłumu weselników.

*

Arystoteles-ó-ów

wielki filozof,

wielki filozof

 

Na drewnianym podeście zawodził mężczyzna w rozchełstanej rubaszce i dziurawych kalesonach. W jednej ręce trzymał szablę, w drugiej pustą do połowy butelkę. Muzycy siedzieli pod ścianą i zagryzali wódkę chlebem.

 

Sprzedał spodnie zn-ó-ów

Sprzedał spodnie zn-ó-ów

Za gorzałki sztof

Za gorzałki szto-o-of

 

– kontynuował solista, przytulając butelkę do piersi.

Państwo młodzi ukazali się w progu, gdy Dżon kończył kreślić sekwencję znaków w powietrzu.

– Polujecie na zombie, co? – Claudia spojrzała na srebrzystą pieczęć, która zaczęła wibrować za jej plecami i wydęła usta. – Nieładnie tak… – Wampirze szpony rozorały ścianę w miejscu, w którym sekundę wcześniej stał Dżon. – …KŁAMAĆ!

– Nawet nieźle się ruszasz. – Wampirzyca zmierzyła mężczyznę łakomym wzrokiem. – Nie to, co moje kochanie, ale nawet, nawet. Niech zgadnę, tatko was przysłał? – rzuciła z uśmiechem w stronę Karmilli.

Łowczyni mierzyła do niej ze swojego mini-beryla.

– Uznam to za odpowiedź twierdzącą. Nie do twarzy ci z taką dużą pukawką – zadrwiła wampirzyca.

– Za to tobie bardzo. Pod ścianę, gołąbeczki – warknęła Karmilla w stronę państwa młodych.

– Obawiam się, że musimy odmówić. Kochanie, nie sądzisz, że najwyższy czas pozbyć się nieproszonych gości?

Kochanie w mgnieniu oka rzuciło się na Dżona. Claudia zrobiła kilka kroków w przód, ostentacyjnie wysuwając pazury.

– Zostawmy mężczyzn ich sprawom i porozmawiajmy jak kobieta z kobietą – rzekła głosem ociekającym słodyczą.

Karmilla zerknęła na kotłujących się mężczyzn.

– Z przyjemnością, suko – powiedziała i oddała krótką serię w stronę Claudii.

– Uch, cóż za język. Ale musisz się bardziej postarać. – Wampirzyca błyskawicznie zmniejszyła dzielący ją od Karmilli dystans i wyprowadziła cios.

– Trochę lepiej – zaśmiała się Claudia – ale jeszcze nie dobrze.

Siła kolejnego uderzenia posłała Karmillę kilka łokci do tyłu.

– Niedawno skończyłaś sto trzydzieści wiosen? – Łowczyni spojrzała na przeoraną pazurami broń i zamierzyła się na przeciwniczkę.

– Sto trzydzieści? – powtórzyła wampirzyca, robiąc unik, i parsknęła śmiechem. Jej oczy nabrały czerwonej barwy. – Mam dwa razy tyle.

Karmilla odrzuciła bezużytecznego beryla i wysunęła pazury.

– O-ho, widzę, że masz w sobie domieszkę szlachetnej krwi. Ale kilka kropel to zdecydowanie za mało – rzuciła Claudia. – Chyba najwyższy czas podnieść poziom trudności. – Zamachnęła się i jednym ruchem ręki zerwała pieczęć. – Glify strażnicze to dla mnie nic.

Salę zalała fala biesiadników, napierając na walczących u wejścia mężczyzn. Armand przygniótł łowcę do ściany, zaciskając dłonie na jego krtani.

– Dżon! – krzyknęła Karmilla, wyszarpując śpiewakowi oręż z ręki.

Szabla przeleciała przez pokój i utkwiła we framudze drzwi, uprzednio przebijając szyję Armanda. Dżon uchylił się w ostatniej chwili. Claudia zawyła i puściła się w jego stronę.

– Kurwa, Dżon! Rusz się! – Łowczyni próbowała utorować sobie drogę do towarzysza.

– Uważaj! – wrzasnął Dżon w odpowiedzi.

Rozwścieczony śpiewak zamachnął się butelką i trafił Karmillę w skroń. Kobieta zachwiała się, niemalże tracąc równowagę. Obdartus z wrzaskiem rzucił się jej na plecy i oboje runęli na podłogę. Kiedy Dżonowi wreszcie udało się przedrzeć do swojej towarzyszki, mężczyzna przymierzał się do ugryzienia. Łowca jednym kopnięciem pozbył się napastnika.

– Żyjesz?

– Do kurwy nędzy, zdążyła chyba wszystkich pogryźć. – Łowczyni otarła ręką krew, zalewającą jej twarz i podniosła się z kolan.

– Nie mieli być słabi? – zapytał Dżon, oddając serię strzałów w najbliższego świrpira, który zatoczył się, ale nie upadł.

– Słabsi od stworzyciela, cholera, czy ty mnie kiedykolwiek słuchasz?!

– Zawsze! – odkrzyknął Dżon. – I za to mnie kochasz – wyszczerzył zęby w uśmiechu, wymierzając cios kolbą jednemu z biesiadników.

– Chciałbyś. – Karmilla przewróciła oczami, a kącik jej ust uniósł się nieznacznie.

Stali teraz plecami do siebie, otaczali ich weselnicy.

– I co teraz?

– Armand, Armand… – zawodziła panna młoda w kącie.

Karmilla spojrzała Dżonowi w oczy.

– Poradzisz sobie? – zapytał, kreśląc znaki na przedramieniu.

Przytaknęła.

– Nie daj się zabić – rzucił, po czym aktywował glif ochronny. – Na potęgę Posępnego Czerepu, mocy przybywaj! – zaintonował. – O, panie mroku, przybywaj! O, pani wiecznego snu…

– Nie ma opcji – wycedziła przez zaciśnięte zęby Karmilla, wymierzając kopniaka najbliższemu weselnikowi.

– O, Domine Sancti, Sacri et Profani, bogowie wojny i krwi, Marsie, Snikersie…

– Szybciej, na miłość boską!

– Daimosie,termosie,patronusie…

– Dżon!

– Niezłomnyrycerzuciemnościsyrenkofiaciestodwadzieściasześćpekolosiekronosiepekaesie!JUŻ!

Krąg światła otoczył walczących.

***

Cesarz, syn odwa-a-a-agi,

I heros Pompejusz,

I heros Pompejusz

 

– rzęził konający śpiewak w kącie.

 

Sprzedawali szpaa-a-ady

Sprzedawali szpaa-a-ady

Za tę samą cenę,

Za tę samą ce-e-enę.

 

– Karmilla?

– Hm?

– Odpuśćmy sobie poprawiny, co?

– …

 

~Fin~

 

 

Bloopers

 

– Dżon, Dżon, jak ty nic nie…

– Aaaaaa! Koniec, koniec. Mam dość! Dooooość!

 

 

*Walcząc o miłość, utraciliśmy niewinność.

**Piosenka zaczerpnięta z: Aleksander Kuprin, Wesele, w tłumaczeniu René Śliwowskiego

 

Koniec

Komentarze

Zanim skomentuję, musze się zastanowić nad tym szaleństwem :). Wesele w Atomicach przywołałaś, nie powiem, nie powiem. Mrożka lubię.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Też napiszę bardzie rozbudowany komentarz, jak już ochłonę, bo się mocno ubawiłam przy lekturze. Ogólnie wygrałaś mnie Dżonem Północy, jak to zobaczyłam, byłam tak uhahana za każdym razem czytając słowo Dżon, że wszystko inne zlało się w doskonałą całość, do której nie mam żadnych zastrzeżeń. Dżon Północy <3

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

@mr.maras,

w takim razie czekam na komentarz z niecierpliwością :)

 

@rosebelle,

cieszę się ogromnie, że dobrze się bawiłaś czytając mój tekst <3 Tak, Dżon Północy zdecydowanie ma swój urok ~^^~

It's ok not to.

Hmmm, narobiłaś mi apetytu tymi Atomicami (ech, od dziecka lubię to “Wesele”…), a potem zwykła rąbanka bez większego ładu i składu. Ale niewykluczone, że jakieś fajne nawiązania przeszły mi koło nosa. Dżon Północy na przykład nic mi nie mówi.

Babska logika rządzi!

Tekst mi się podobał, jednak wyłączając zakończenie, którego nomen omen nie ma – choćby odpowiedzi czy dostarczyli wampirzyce do tatusia. Pozostały tekst uznaję za udany tak warsztatowo jak i fabularnie. Postacie mają potencjał na rozwinięcie w innych opowiadaniach.

A – jeszcze nie podoba mi się tytuł. Kompletnie nie powiązany z opowieścią.

 

Finkla – co do najbardziej oczywistych nawiązań:

Dżon Północy – Jon Snow

Na potęgę posępnego czerepu – He-Man

He-Mana skojarzyłam. W tej wyliczance Dżona różne rzeczy były.

Babska logika rządzi!

@Finkla,

dzięki za komentarz. Szkoda, że nie podeszło. Nawiązań różnego rodzaju i stopnia ich “subtelności” jest wiele – chociażby imiona wszystkich bohaterów + parę innych smaczków, ale zdaje sobie sprawę, że ich rozpoznawalność jest mocno związana z osobistymi doświadczeniami literacko-kulturowymi :) Dodatkowo, rozpoznanie nie jest żadną gwarancją, że rozbawi. Fabuła z założenia nie miała być odkrywcza. Co do rąbanki, o ile dominuje w drugiej części opka, to na pewno tekst się do niej nie ogranicza.

 

@Natan,

fajnie, że wpadłeś :) Zakończenie urwane tak jak i impreza ;) Co do tytułu, odnosi się do misz-maszu nawiaząń i konwencji, a nie do samej treści. Cieszę się, że widzisz potencjalny dalszy ciąg.

It's ok not to.

Nie ogranicza, prawda. Przyjęcie zleceń od niejako konkurencyjnych grup fajne. I przez większość tekstu wszystko mi się bardzo podobało. Tylko ta jatka na końcu każdy-na-każdego popsuła wrażenia. Jakbyś nie miała koncepcji, w jaki sposób bohaterowie mogą wyłudzić kasę od jednego i drugiego zleceniodawcy, więc wszystkich pozabijałaś.

Babska logika rządzi!

Nie patrzyłam na to w ten sposób ;) Chodziło mi o przedstawienie sytuacji, która wymknęła im się spod kontroli, kolejny raz zresztą, vide: misja z czupakabrą. Z jednej strony para kompetentnych (dość ;)) łowców, a z drugiej żadnej misji nie potrafią doprowadzić przyzwoicie do końca :P

It's ok not to.

Hehe, sporo aluzji do dzieł popkultury. Prychłem już przy “nic nie wiesz, Dżonie Północy”, potem też były zabawne scenki, jak Karmilla grająca z zombiakami. Generalnie to zbiór absurdalnych gagów, całkiem dobrze zmontowanych i polanych klimatem absurdu. Czytało mi się do dobrze, ale jakoś większego śladu nie zostawiło. Ot, historyjka dobra do obiadu i do rozerwania :)

Wadą definitywnie będzie, że jeśli ktoś nie załapie wszystkich nawiązań, to odbije się od części gagów. Ale coś za coś ;)

Podsumowując: pocieszna lektura. Dobry, choć nie jakiś szczególny, pokaz fajerwerków.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Czytało się bardzo fajnie, lekko i przyjemnie – tak, jak lubię :)

Doczepiłbym się jedynie ostatniej sceny. Mam wrażenie, że wkradło się nieco chaosu i nie zawsze wiedziałem o co chodzi, i co się właśnie dzieje, np.

 

– Z przyjemnością, suko – powiedziała i oddała krótką serię w stronę Claudii. - Nie ma żadnej reakcji po serii z mini Beryla. Domyślam się, że Karmilla spudłowała, ale nie jest to dla mnie jasne.

– Uch, cóż za język. Ale musisz się bardziej postarać. – Wampirzyca błyskawicznie zmniejszyła dzielący ją od Karmilli dystans i wyprowadziła cios.

– Trochę lepiej – zaśmiała się – ale jeszcze nie dobrze. – Zaśmiała się Karmilla czy Claudia?

Siła kolejnego uderzenia posłała Karmillę kilka łokci do tyłu.

 

 

 

 

Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/

@NoWhereMan,

 

dzięki za wizytę :). Tekst powstał jako odtrutka na rzeczywistość i miał zapewnić rozrywkę, tak mnie podczas pisania, jak i czytelnikowi podczas lektury. Jeśli się udało, to czuję się usatysfakcjonowana :)

 

@El Lobo Muymalo,

 

cieszę sie, że się spodobało :) Dodam Claudię do kwestii dialogowej, nad pierwszą poprawką muszę jeszcze pomyśleć.

It's ok not to.

Przyjemna historyjka, czytało się dobrze. Sporo fajnych nawiązań, szczególnie John Północy. 

I perełka, przy której porządnie się uśmiałem: “Daimosie,termosie,patronusie…” :)

Super, że inkantacja wywarła odpowiednie wrażenie ;-)

Dzięki za wizytę :)

It's ok not to.

Lubię takie opowiadania – w swej formie są dowodem na brak granic w literaturze, ukazują potęgę autora, który może zrobić… no właśnie wszystko.

Tutaj zaczęłaś dość standardowo, choć woń satyry unosiła się właściwie od pierwszych zdań. Fajnie zarysowana relacja bohaterów, a takie drobnostki, jak to whisky z colą, dobrze budują immersję. Tempo odpowiednie, humor może nie nazbyt wyrafinowany, ale konsekwentny i cóż… fajny ;D

Końcówka to już totalny odjazd, dzieje się tam wszystko, a inkantacja jest tego ukoronowaniem – czego tam nie było XD Dla mnie najsilniejsze ze słów mocy to zdecydowanie: “Posępny Czerep” (coś mi się kojarzy, to z kreskówki?), “Snickers” i “Fiatstodwadzieściasześćpe”. W sumie sprawdziło się – czym dłuższa inkantacja, tym silniejsza.

Na minus prostota fabuły i wygodny zbieg okoliczności, że narzeczonym wampirzycy jest syn burmistrza, który ma problem z zombie, ale z drugiej strony, wiem, że zrobiłaś tak w zgodzie z zamierzeniami. Miało być szybko i rozrywkowo, no i było.

Ach, no i minus za “nic nie wiesz…” – ależ mnie to wkurzało! Tak w książce, jak i serialu ;PP

Warsztatowo ładnie i zgrabnie.

Karmilla odrzuciła bezużytecznego beryla i wysunęła pazury.

To natomiast takie… smutne ;P

 

Tyle ode mnie. Należy się stempel jakości, bo w swojej lidzie opowiadanie naprawdę udane.

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Dzięki za wizytę, obszerny komentarz i stempel. Cieszy mnie, że zwróciłeś uwagę na fiatastodwadzieściasześćpe. Żadna porządna inkantacja nie może się bez niego obyć XD

Posępny czerep to z He-mana.

 

Ach, no i minus za “nic nie wiesz…” – ależ mnie to wkurzało!

Pozwolę sobie zacytować fragment tekstu w odpowiedzi:

 

– Dżon, Dżon, jak ty nic nie…

– Aaaaaa! Koniec, koniec. Mam dość! Dooooość!

 

 

Karmilla odrzuciła bezużytecznego beryla i wysunęła pazury.

To natomiast takie… smutne ;P

Beryl sam się na SB zgłosił :P

 

It's ok not to.

Cieszy mnie, że zwróciłeś uwagę na fiatastodwadzieściasześćpe. Żadna porządna inkantacja nie może się bez niego obyć XD

Ach! To by wyjaśniało, dlaczego w średniowieczu nie udało się stworzyć kamienia filozoficznego! ;-)

Babska logika rządzi!

Zacny wzór wzięłaś na tapet, ale efekt nie wzbudził we mnie szczególnych odczuć. Przeczytałam bez przykrości, ale chyba też bez należytego zrozumienia, bo nic mnie specjalnie nie rozbawiło, a finałowa bójka wręcz znużyła.

 

– I wy­ży­wie­nie na – męż­czy­zna gład­ko uchy­lił się przed le­cą­cą w niego szklan­ką z whi­sky – na czas misji – do­koń­czył tym samym tonem. –> – I wy­ży­wie­nie naMęż­czy­zna gład­ko uchy­lił się przed le­cą­cą w niego szklan­ką z whi­sky. – na czas misji – do­koń­czył tym samym tonem.

Skąd mam wiedzieć, jakim tonem dokończył, skoro nie wiem, jakim tonem zaczął?

 

– Ofe­ru­je pięć­dzie­siąt ga­le­onów za spro­wa­dze­nie córki do domu i pięć­dzie­siąt za czło­wie­ka – ży­we­go, dwa­dzie­ścia pięć za mar­twe­go. –> Dodatkowa półpauza sprawia, że wypowiedź staje się mało czytelna.

 

– Yyy, tak. Wspa­nia­ły ślub. Wszyst­kie­go najle.. –> – Yyy, tak. Wspa­nia­ły ślub. Wszyst­kie­go najle

Wielokropek ma zawsze trzy kropki.

 

W ślad za pań­stwem mło­dym… –> W ślad za pań­stwem mło­dymi

 

– Nie­ład­nie tak – wam­pi­rze szpo­ny roz­ora­ły ścia­nę w miej­scu, w któ­rym se­kun­dę wcze­śniej stał Dżon – KŁA­MAĆ! –> – Nie­ład­nie takWam­pi­rze szpo­ny roz­ora­ły ścia­nę w miej­scu, w któ­rym se­kun­dę wcze­śniej stał Dżon. – KŁA­MAĆ!

 

Łow­czy­ni mie­rzy­ła do niej ze swo­je­go Mi­ni-Be­ry­la. –> Nazwę broni zapisujemy małą literą.

 

Łow­czy­ni spoj­rza­ła na prze­ora­ną pa­zu­ra­mi broń… –> Czy pazury mogą przeorać karabinek?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Podobało mi się do momentu dopóki nie pojawiło się obowiązkowe wesele. Bo początek fajny – lekki, ale z oryginalnymi przyprawami (pierwsza scena, kwestia rozmnażania wampirów, karty z zombiakami). Czytało się gładko i tak jakoś sympatycznie. Może faktycznie za dużo tego “Dżona Północy” – żart powtarzany kilka razy zaczyna drażnić. Brakowało mi też momentami didaskaliów.

Posypało się w rozmowie Karmilli z Claudią – powiało klimatami z zupełnie innego konkursu (wiesz, o który mi chodzi? ;) A potem jeszcze ta nagła zmiana klimatu – żarty z Dżona zupełnie wyjęte z kapelusza, piosenka też taka od czapy, miałem poczucie, że gdzieś po drodze zginął Ci jeden rozdział, wprowadzający w nastrój zabawy, wiążący jakoś bohaterów z weselnikami, przygotowujący ostateczną konfrontację. Sama obiecywałaś to słowami “Poobserwujmy ich jeszcze trochę”. Nie wiedziałem, czy to co opisujesz dalej to jakiś pijacki wid, czy zabawa formą, której nie rozumiem. Nie doszukałem się też domknięcia wątku zombie.

@ Finkla,

 

Twoja teoria wydaje mi się być wielce prawdopodobna.

 

@ Reg,

liczyłam się z tym, że opowiadanie nie każdego rozbawi. Mimo to cieszę się, że przynajmniej przykrości nie było :). Dzięki za wskazanie usterek. Co trzeba, poprawię.

 

Łowczyni spojrzała na przeoraną pazurami broń… –> Czy pazury mogą przeorać karabinek?

Wampirze, owszem :)

 

@ Cobold,

dzięki za wizytę. Fajnie, że chociaż częściowo opko przypadło do gustu. Co do didaskaliów trochę się obawiałam tego zarzutu.

 

powiało klimatami z zupełnie innego konkursu

Niestety nie kojarzę :(

 

A potem jeszcze ta nagła zmiana klimatu – żarty z Dżona zupełnie wyjęte z kapelusza, piosenka też taka od czapy,

Chyba byłam świadkiem zbyt wielu niewybrednych weselnych żartów w wykonaniu podpitych panów…

 

Nie doszukałem się też domknięcia wątku zombie.

Zombie dalej zamieszkują przykościelny cmentarz i mają się dobrze :)

It's ok not to.

No to muszę unikać wampirzych pazurów. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Zdecydowanie. A na weselach to już na pewno :D

It's ok not to.

Wesel unikam jak ognia! ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

No, nie owijając w bawełnę, nie podeszło. Trochę późno się zorientowałem, że to ma być coś w rodzaju pastiszu czy parodii. Ale jakoś nie rozbawiło (pewnie w dużej mierze dlatego, że nie załapałem wielu nawiązań i aluzji), a w późniejszych scenach walki się zupełnie pogubiłem kto z kim i dlaczego. Fabuła też taka z bardziej chaotycznych. Lubię absurd, ale tutaj mnie trochę przytłoczył. :) 

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

@ Reg,

To raczej nic Ci nie grozi :-)

 

@SzyszkowyDziadek,

absurdu rzeczywiście jest dużo. Z reguły piszę w zupełnie innych klimatach, ale ostatnio rzeczywistość mnie strasznie dobija i musiałam literacko odreagować :P Dzięki za wizytę i komentarz :)

It's ok not to.

Przeczytane. A komentarz wkleję w grudniu.

Ja też niestety nie wyłapałam wszystkich nawiązań, ale mimo to podobało mi się, choć samo zakończenie trochę mnie zawiodło. Sądziłam, że trochę więcej się wyjaśni, a tak miałam sympatyczną historię, która zakończyła się walką i zbyt wiele z tego nie wynikło. ;)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Fajnie, że wpadłaś, Morgiano :) Cieszę się, że się podobało. I dzięki za klik!

It's ok not to.

Nie wiem… Nie do końca łapię (widzę, że nie tylko ja, uff) wszystkie nawiązania. Ale czytało mi się nieźle i wesoło, więc jest okej.

Czy to jest sygnaturka?

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Melduję, że przeczytałam. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Dziękuję za wizytę i kolejne komentarze :)

It's ok not to.

Misię. Uśmiechnęło to wampirze wesele w Atomicach – miłe nawiązania. Urocze też zaklęcia. :)

Jeśli uśmiechnęło to jestem usatysfakcjonowana :) Dzięki za wizytę.

It's ok not to.

“– I wyżywienie na – Mężczyzna gładko uchylił się przed lecącą w niego szklanką z whisky. – …na czas misji – dokończył nie zmieniając tonu. – Kurczą się nam pieniądze.”

Nieprawidłowy zapis dialogu. Raz, że wtrącenie powinno zaczynać się małą literą i nie kończyć kropką, dwa że albo mamy wielokropek z obu stron urwanego dialogu, albo wcale.

 

„…a zewsząd otaczali ich weselnicy.” – otaczanie zewsząd nie jest gramatyczne

 

Tyle na razie ode mnie, szerszy komentarz po zakończeniu konkursu ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Odnośnie zapisu dialogu uwierzyłam Regulatorzy na słowo i poprawiłam według wskazówek XD Czas wrócić do pierwotnej wersji… :P

 

Edit. Choć zgubiłam jeden wielokropek przy poprawianiu…

It's ok not to.

Oj, dużo się działo. :D

Błądząc w oparach absurdu tego tekstu, wychwytywałam po kolei różne smaczki, jak Posępny Czerep, Dżon Północy, i inne, ale gra w dupę biskupa z zombiakami, rozłożyła mnie na łopatki. Generalnie fajny tekst na odstresowanie.

"Fajne, a nawet jakby nie było fajne to i tak poszedłbym nominować, bo Drakaina powiedziała, że fajne". - MaSkrol

Opowiadanie jest szalone, ale w tym szaleństwie jest metoda. Wesele w Atomicach okazało się jeno wtrąceniem, ale kto wie? Może ten zwariowany świat przedstawiony jest wynikiem zabawy rakietami nuklearnymi z finału opowiadania Mrożka? Wampiry, zombie, broń palna i whisky. Istny misz-masz z aluzjami do popkultury.

Sporo innych nawiązań, wtrąceń i napomknięć to też tylko puszczanie oczka do czytelnika, ale w tej galopadzie akcji nie dało się inaczej. Taka konwencja. 

I ja w tej konwencji dobrze się bawiłem. Szalone postaci, zakręcony świat, fabuła rwie do przodu i nie trzeba się w niej doszukiwać jakichś sensów i głębokich przemyśleń. Tekst pisany jako rozrywka dla czytelników miał sprawić frajdę autorowi i, jak czytam powyżej, sprawił.

I pomaga w tym także budowa opowiadania, które w 90 % składa się z dialogów. Bohaterowie przerzucają się tekstami, żartami, bon motami. I także dzięki takiej formie czyta się to wszystko łatwo, szybko i przyjemnie. Edit. Klik!

Po przeczytaniu spalić monitor.

@AQQ,

 

cieszę się, że scena na cmentarzu wywarła taki efekt XD Dzięki za odwiedziny i uczestnictwo w zabawie ;)

 

@mr.maras,

 

dzięki za ponowne odwiedziny i obszerny komentarz. Cieszę się (tak wiem, piszę to każdemu komentatorowi, ale naprawdę się cieszę :D), że dobrze się bawiłeś podczas lektury. Bycie dostarczycielką rozrywki to bardzo fajna sprawa ^^.

 

ale kto wie? Może ten zwariowany świat przedstawiony jest wynikiem zabawy rakietami nuklearnymi z finału opowiadania Mrożka?

Magia literatury – wszystko jest możliwe.

It's ok not to.

O losie! W końcu tu dotarłem!

 

Znaczy się, przeczytałem. :p

O tempora, o mores! Fajnie :D

It's ok not to.

Leciutkie i milutkie. Wesoło jak to na weselu, zwłaszcza, że tańcują tam i chleją pocieszne umarlaki. Strasznie zakręcone. Nawiązania w większości skumałem, ale na koniec pogubiłem się w akcji. Nie szkodzismiley

Nie szkodzismiley

To się cieszę XD. Dzięki za wizytę.

It's ok not to.

Czytało się nieźle, plus za różne nawiązania. Zaczęło się lekko i bardzo ciekawie, ale potem fabuła się rozleciała, zaczął się chaos i szaleństwo. Trochę szkoda.

Chaosu rzeczywiście trochę jest. Dzięki za wizytę.

It's ok not to.

Mam mieszane uczucia.

Z humorem jest jak z krwią. Musi być w odpowiedniej ilości. Oczywiście w filmach, książkach itp. Musi być go albo mało (subtelnie), albo dużo (totalna jazda po bandzie). Krew też musi albo lać się realistycznie, albo tryskać na kilka metrów jak u Quentina Tarantino. Bo jak jest pomiędzy, to widz/czytelnik nie wie: czy twórcy nie mają pojęcia, jak krwawią prawdziwe rany, czy też zabrakło im budżetu na porządny strumień krwi?

Tutaj nie było ani realistycznie, ani z pierdolnięciem. Czyli tak średnio. Lekkiemu rozbawieniu towarzyszyła nutka zażenowania. Zabrakło mocniejszego przerysowania, przynajmniej jeśli chodzi o formę, nie treść. 

Treść jest jak z opowiadań Pilipiuka o Jakubie. Prosta historyjka. 

Forma… Jest dużo dialogów, może ciut za dużo, choć na pewno dynamizują tekst. To one są głównym nośnikiem wszystkiego: humoru, nawiązań, fabuły. Jest ich tyle, że łatwo można by opko przekształcić w scenariusz sztuki teatralnej. Humor dialogów nie jest zbyt wysokiej próby. Szkoda, że nie jest też jeszcze niższej próby – mnie czasem słabe, przesadzone, autoironiczne żarty bawią wyjątkowo mocno. 

Narrator leniwy. Zostawił wszystko słowom bohaterów, a sam wysila się dopiero przy opisie “walki”. Myślę, że właśnie ta “walka” najlepiej pokazuje problem opka, bo walkę opisałaś całkiem realistycznie, ale nie pokusiłaś się o doprawienie narracji szczyptą humoru. A forma parodii aż się prosi, by trochę przeszarżować. Ty nie szarżowałaś, szkoda. 

Wyszła więc rozrywkowa historyjka, ale moim zdaniem w kategorii rozrywkowych historyjek nie jest to pierwsza liga. 

A jeśli chodzi o wesele, to niestety go nie odczułem. Kłania się ubóstwo narracji i niedobór opisów. Nie zobaczyłem tłumu gości, morza wódki, góry jedzenia. Wiem, że ktoś coś śpiewał, ktoś coś mówił, ale nie widziałem w wyobraźni wielkich stołów, parkietu, byłem gdzieś, ale nie czułem się, jakbym był na weselu. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Musi być go albo mało (subtelnie), albo dużo (totalna jazda po bandzie). Krew też musi albo lać się realistycznie, albo tryskać na kilka metrów jak u Quentina Tarantino.

Nie musi :).

Poza tym nie ma jednej właściwej granicy między przegięciem a nie-przegięciem. Humor to kwestia mocno indywidualna i coś, co dla jednego jest już przegięciem dla kogoś innego jeszcze nim nie jest. Humor opka opiera się w dużej mierze na intertekstualnych nawiązaniach – i tutaj jest sytuacja dość zero– jedynkowa, albo ktoś wie o co chodzi, albo nie. Co prawda, mogłam wybrać nawiązania bardziej oczywiste, ale dokonałam takiego a nie innego wyboru, licząc się z konsekwencjami.

 

Zabrakło mocniejszego przerysowania, przynajmniej jeśli chodzi o formę

 

Tu poproszę o jakiś przykład albo o rozbudowanie wypowiedzi, bo nie za bardzo wiem, co masz na myśli.

 

Co do weselnego nastroju – zarzut przyjmuję na klatę. Rzeczywiście nastrój nie jest jakoś przesadnie obecny. Cóż, nauka na przyszłość – mniej chaosu, więcej zabawy ;). 

 

Dzięki za wizytę i komentarz.

It's ok not to.

Przykładem jest opis 'walki', e którym nie znalazłem nic śmiesznego. Chciałbym więcej humoru sytuacyjnego (jak choćby nagie zombie) i słownego (ale nie tylko w dialogach!).

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Humor nie jest dla mnie elementem formy, raczej treści (choć to też w sumie zależy od jego rodzaju), dlatego nie złapałam, o co chodziło. Dzięki za wyjaśnienia.

It's ok not to.

Bardzo fajna koncepcja. Trochę nawet zaleciało komiksem, myślę, że świetnie ta historia wyglądałaby w tej konwencji.

Lekko i do przodu – idealne opowiadanie na otwarcie “dnia czytelnika”. Rozbawiło, rozruszało szare komórki, a i nostalgią powiało chwilami. Wszystko, między innymi, dzięki nawiązaniom.

Miałem podobne odczucie, przywołując wypowiedź funthesystem, że historia wejdzie faktycznie w ostrą jazdę po bandzie w stylu Quentina, ale okazuje się, że wcale nie musiała i rozbrzmiewający, pierwszy raz po przeszło dwudziestu latach, głos He-Mana oraz zręcznie wymyślona inkantacja w oparciu o batony i środki transportu zaspokoiły mój smak na finał tej rzetelnie wykonanej opowieści.

 

Dziękuję Ci za dobra zabawę, pozdrawiam!

"Na potęgę Posępnego czerepu" – myślałem, że He-Man odszedł już w niepamięć, ale chyba po prostu stał się symbolem minionych czasów.

Podobał mi się sposób, w jaki budowałaś relację między głównymi bohaterami. Ich dialogi to typowy ping-pong – piłka ciągle była w grze. Pomimo niebezpieczeństw łowcy nagród pozostają beztroscy, a sytuacje zagrożenia życia traktują jako część ich codzienności.

Pamiętam, że kiedyś uwielbiałem komedie sensacyjne z tego typu postaciami.

Dlatego pomysł na "bloopers" według mnie trafiony w dziesiątkę.

Coboldowi chodziło chyba o Absurdalny Konkurs z 2016 r.

Mnie się z tym właśnie skojarzył Twój tekst.

Dziękuję Panowie za wizytę :)

 

Fajnie, że tekst wywołał skojarzenia komiksowo-filmowe. Po cichu miałam taką nadzieję ;).

 

rozbrzmiewający, pierwszy raz po przeszło dwudziestu latach, głos He-Mana

"Na potęgę Posępnego czerepu" – myślałem, że He-Man odszedł już w niepamięć, ale chyba po prostu stał się symbolem minionych czasów.

 

He-Man wiecznie żywy XD Choć przyznam się, że niespecjalnie lubiłam tę bajkę. Inkantacja jednak zapadła w pamięć :D.

 

Coboldowi chodziło chyba o Absurdalny Konkurs z 2016 r.

Nic dziwnego, że nie skojarzyłam. Konkurs jeszcze sprzed mojej bytności na portalu. Dzięki za info.

 

It's ok not to.

Mam ambiwalentne odczucia co to tego opowiadania. Zaczęło się od efektownych dialogów, zachęcających do dalszego czytania. Sama stylistyka dająca duże pole do popisu. I popisy są: szeroka gama gagów i nawiązań, z częścią tych drugich musiałem się zapoznać. Fabuła wydaje się lekko naciągana, przez zrobienie z jednej postaci zwornika dla dwóch wątków. Szkoda, że przedstawienie samego wesela jest raczej skromne – narracja cały czas skupia się na wartkiej akcji, która nagle się urywa. Nawet nie kłóci się to z przyjętą stylistyką, ale pozostaje niedosyt. Był w tym opowiadaniu jeszcze duży zapas mocy, a do limitu znaków daleko…

No rzeczywiście pojechałaś po bandzie, bo opowiadanie jest dość absurdalne i naładowane akcją. Moim zdaniem trochę za gwałtownie to wszystko idzie do przodu. Stworzyłaś przy tym potencjalnie ciekawe postacie, ale wydaje mi się, że nie pokazałaś ich wystarczająco dobrze, są ledwo zarysowane. Jakoś mi zgrzytało, że tak mało o nich wiem. I w sumie nie przypadły mi do gustu relacje między nimi.

Generalnie wydaje mi się, że miało być po prostu lekko i zabawnie, ale ja jakoś szczególnie rozbawiona nie zostałam (choć było kilka fajnych momentów ;).

Aha, i jeszcze jedno: Mocno mnie rozstrajało kiedy ta sama postać mówiła kolejne rzeczy od nowych wierszy. Znaczy kiedy kwestie dialogowe jednej postaci zamiast scalone, były porozbijane na kawałki.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

No cóż, motto o bezsensowności poszukiwania sensu okazało się w moim przypadku po prostu prorocze. Poziom absurdu przekracza moje bardzo ciasne granice jego zrozumienia, tym samym ciężko mi jakoś porządnie ocenić tekst. Wydał mi się on nieco nazbyt chaotyczny, jakbyś chciała upchnąć w nim jak najwięcej elementów i nawiązań (połowy pewnie nie wyłapałam w tym rozgardiaszu). I chociaż czytało mi się w miarę płynnie, bo od strony technicznej uwag nie mam, to jednak w pamięci nie zostanie.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Lekkie i całkiem sympatyczne rozpoczęcie konkursu, ale nie mogę przyznać, żeby jakoś strasznie mi się podobało. Niektóre żarciki przecudowne (Dżon Północy <3, inkantacja Dżona <3), tylko powtarzanie „nic nie wiesz” czwarty raz już nie bawi, a i wkradły się gagi mniej zabawne lub może inaczej – akurat mnie nie bawiące. Być może też nawiązałaś do dzieł, których zwyczajnie nie kojarzę i moje wrażenia wynikają wyłącznie z mojej ignorancji. ;)

Główna bohaterka mnie nie kupiła, a ocierając się o cechy Mary Sue momentami mnie wręcz irytowała. Aż żal było Dżona. :< Kreskówkowo-sitcomowa konwencja to też ryzykowna koncepcja. Wręcz słyszałem ten śmiech z puszki puszczany w konkretnych miejscach. Wolałbym chyba humor na troszkę wyższym poziomie.

Krótko: tragedii nie ma, ale jak dla mnie szału też nie. Dzięki za udział!

Dzięki wszystkim za opinie i uwagi. Przydadzą się na przyszłość :)

It's ok not to.

Nowa Fantastyka