- Opowiadanie: kchrobak - Pani Twardowska

Pani Twardowska

Kolejna wariacja na temat klasyki. A właściwie sequel...

Ale z przesłaniem, czyli wartościowy.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Pani Twardowska

Lucyfer rozparł się w fotelu.

– Rozczarowałeś mnie – rzekł. – Rozczarowałeś, Mefistofilu.

– Ale… – Diabeł stał o dwa kroki przed biurkiem. Uszy miał oklapłe, futro spłowiałe. W szponach trzymał wymiętoloną teczkę – taką zamykaną na gumkę.

– Nie ma! Nie ma żadnego ale, chłopie. Miałeś mi tu przyciągnąć duszę Twardowskiego. A ty co? Baby się przestraszyłeś? Żeby jeszcze ruda była, ale nie, myszata taka. Żałosne.

– To nie jest takie proste…

– Co ty, kurczaczku, nie powiesz? 

 Szef zaplótł starannie wymanikiurowane dłonie na brzuszysku. Cmoknął. Teczka wyfrunęła z łap podwładnego. Papiery załopotały w powietrzu i po chwili zawisły nad biurkiem. Przez chwilę przyglądał się zdjęciom, tabelkom, wykresom. W końcu wskazał jeden z formularzy.

– Kategoria ce cztery. Dwa lata. Korzyść – trzysta trzydzieści fi. To twoja ocena?

– No, tak. – Mefisto zaczął się pocić.

– Prolongowaliśmy. – Lucyfer wstał. Oparł się o blat. – Siedem. Siedem długich lat. – Powietrze zafalowało nad jego głową. – I co? Jajco!

Mefistofeles wiedział już, że ma przesrane. Zastanawiał się jedynie, jak bardzo?

– Ty wiesz, łachudro, jaki budżet na to poszedł? – Fryzura szefa zaczęła błyskać małymi płomykami. – I jeszcze na koniec chatę mu wystawiłeś. Ja się zastanawiam, czyście jakiej ustawki nie dogadali…

– Ależ szefie. Przecież ja nigdy…

– Dość! Zejdź mi z oczu. – Płomienie buchnęły na dobre pół metra, za plecami wyrosły widmowe skrzydła. Mefistofelesowi zdało się, że przestrzeń wokół zaczyna się kurczyć.

 – Precz!

 

***

 

Twardowski rozparł się w fotelu.

– No, tośmy mu pokazali, he he – zarechotał.

– Śmy? – zakpiła żona. – A cóżeś ty takiego osiągnął? Moja to, nie chwaląc się, zasługa.

– Tak, taaak? – Poderwał się na równe nogi. – A domek, to kto wyrychtował w górach, co? A konika cisawego? A diaboła kto wybielił, hę? A to początek dopiero, teraz to będzie…

– Pocieszny jesteś. Nic z tego sam nie dokonałeś. Diablika to wszystko robota. Przestałbyś już bredzić, a do roboty jakiejś przyzwoitej się zabrał.

– Bredzić! Ja? Pokażę ci jeszcze.

– Ciekawam. Wprost nie mogę się doczekać. A coś, choćby w dziesiątej części, pożytecznego to będzie?

– Kpij sobie, kpij. Zobaczysz jeszcze. – Zaczął krążyć po izbie i pomstować, wymachując dłońmi. – Alem sobie babę wybrał. Alem trafił.

– Tyś trafił? – Parsknęła Twardowska. – Ja to dopiero Pana Boga za cholewki ucapiłam, ho ho ho. – Zakpiła. – Od ciebie to już ten diablik lepszy, robotny bardziej.

– Niewdzięczny babsztylu ty! Nigdy mnie nie doceniałaś. Nigdy! Ale uwidzisz jeszcze.

 

***

 

– Może pomogę? – Zaoferował się, widząc kobietę obładowaną torbami. – Nie godzi się, coby niewiasta siaty takie ciężkie dźwigała.

Twardowska zerknęła na niego.

– Znamy się?

– Eee… – Pokręcił głową. – Z mężem raczej. Interesy razem robiliśmy, dawno temu, ale… no, nie wyszło.

– A, już kojarzę. Pan Mefisto, prawda?

– Do usług. – Diabeł skłonił się, zamiatając kapeluszem zakurzony trotuar.

– Blady pan jakiś. Markotny.

– Co tu dużo mówić – powiedział smutnym głosem – wyrzucili…

– Umówmy się. – Uśmiechnęła się leciutko – Pan mi zatarga te siaty do domu, a ja coś tam panu upichcę.

– Nie chciałbym nadużywać. Poza tym, pan Jan nie będzie zachwycony.

– Nie ma go, wyjechał – ucięła Twardowska.

Diabeł chwycił torby. Szli chwilę w milczeniu.

– Jak żeście się wtedy poprztykali, w karczmie… Przestał się bać. Prawda to jest – dopytywała się Twardowska – że już nic mu nie zrobicie? Że jak się nie wywiązaliście, to po ptakach?

– Prawda. – Mefistofeles siąknął nosem. – Roma locuta, causa finita.

– Proszę tak nie mówić. Na pewno nie wszystko stracone.

– O nie – diabeł zaprotestował. – U nas tak łatwo nie ma. Są plany, współczynniki, deadline'y. A Twardy, znaczy pani mąż, to grubą rybą był.

– Były mąż.

– Że jak?

– Były. Rozstaliśmy się. Wie pan, jak to jest. Hamulce mu puściły. Mówił, że wolność rządzi… Takie tam. Przygruchał sobie taką blondynę. Zołza chędożona. – Twardowska zazgrzytała zębami. – Wie pan: długie włosy, długie nogi, wszystko długie…

– Były? – Diabeł pokraśniał. – A ślub? Ślub mieliście? Kościelny? Zresztą nieważne. Sobie przysięgaliście?

Przytaknęła. Diabeł rzucił siaty na chodnik. Ucałował Twardowską w oba policzki. Chwycił ją pod ramię i odtańcował radosnego oberka. Wywinąwszy ze trzy piruety zatrzymał się, wzdął policzki jak banie, w oczach krwią zabłysnął i z głośnym plumknięciem znikł, rozprysnąwszy się w powietrzu niczym bańka mydlana.

– Ej, a moje zakupy? – krzyknęła za nim.

Przykucnęła i zaczęła z powrotem pakować do siatek to, co się z nich wysypało. Rozbite jajka rzuciła pod rosnący nieopodal krzak. Cholera, będzie musiała znowu iść do sklepu. Podniosła karton. Pęknięty. Mleko się rozlało.

 

 

 

Koniec

Komentarze

Świetnie napisane, czytało się wybornie.

Podobało mi się połączenie współczesnego, potocznego języka z elementami staropolszczyzny.

Świetne dialogi, no i końcówka z rozlanym mlekiem. Ciekawy pomysł z piekłem jako korpo.

Minus – krótkie. Wiem, że to szort, ale chętnie poczytałbym więcej.

Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/

Fajne, podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Ubawiło mnie, dobrze napisane.

Tylko tu mi zgrzytnęło (world też podkreśla):

 – Prawda. – Mefistofeles zasiąpił nosem – raczej siąknął nosem.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Rzeczywiście fajne, chociaż poprzedni podobał mi się jednak bardziej. 

Tutaj nie bardzo rozumiem zadowolenie diabła. Co ma rozwód, zerwanie przysięgi, czy co tam, do cyrografu i umowy między Twardowskim a Mefistofelem? 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Dobrze się czytało, czekałem na puentę, która jednak rozczarowała. Podpinam pod pytanie Thargona.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Lekkie i przyjemne. Słowem fajne. Tylko też do końca nie łapię o co chodzi z tą przysięgą…

Potwory nie boją się świała, to my boimy się ciemności...

Skoro zadaniem, któremu Mefisto nie podołał u Mickiewicza było życie z żoną Twardowskiego, to zmiana na lepszy model umożliwi mu porwanie duszy Twardowskiego. ;) Fajne nawiązania, i trochę z Zagłoby, i z “O mój rozmarynie”. Tekst bardzo fajny. ;)

"Atrament uczonych mężów jest cenniejszy od krwi męczenników." Prorok Muhammad

Spieszę z wyjaśnieniem:

Co ma rozwód, zerwanie przysięgi, czy co tam, do cyrografu i umowy między Twardowskim a Mefistofelem? 

Otóż miejscem wiarołomców jest piekło. Według niektórych dziewiąty krąg. Toteż diabeł się cieszy, że Twardy jednak do nich trafi. Okej – może nie bezpośrednio, ale jednak za sprawą układów z Mefistofilem. Zatem, może nie jest tak całkiem stracony… Diabeł, nie Twardowski.

Odpowiednio się przedstawi fakty, ponagina, prolonguje… i może będzie można wrócić. Jasne, że nie na dawne stanowisko, nie z tą samą pensją, ale zawsze…

 

Czy to jest sygnaturka?

@ bemik

Tylko tu mi zgrzytnęło (world też podkreśla):

 – Prawda. – Mefistofeles zasiąpił nosem – raczej siąknął nosem.

 

Masz rację, albowiem znaczenie słowa ma znaczenie. Siąpił – deszcz, siąkał – nosem.

Natomiast, jeśli chodzi o podkreślenie to się dziwię. Bo jednak “deszcz siąpił’“ wydaje mi się jak najbardziej. Zatem “zasiąpił” również, ale jednak podkreśla. Co więcej edytor tutaj, na portalu również. Ale tylko w wersji przez komputer. Na tablecie nie podkreśla niczego. Dziwne…

 

Czy to jest sygnaturka?

Puenta nieco karkołomna ale nie naciągana wcale. Jakoś od razu załapałem, że chodzi o piekło, do którego trafiają rozwodnicy (tylko za pierwszy rozwód, po kościelnym ślubie). Napisane to wszystko jest zgrabnie, bez potknięć ale szarżujesz nieco na krawędzi Kchrobaku. Jest to żart opowiadany na jednym wdechu. I może dlatego pod koniec brakuje nieco tlenu. Ja bym, na Twoim miejscu, nieco stonował, uspokoił i wydobył trochę odcieni z tej historii.

Przed oczami miałem jakieś literówki ale nie wypisałem i pamiętam jedną: łachudto zamiast łachudro.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Całkiem sympatyczne, ale raczej jako wyprawka. Na długo nie zostanie zapamiętane.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Dobrze napisany tekst ze zgrabną puentą. Ostatnio masz dobrą rękę do szortów kchrobaku :)

Ujął mnie ten obraz. Spodobała się zwłaszcza końcówka, gdzie w naturalnej rozmowie odzyskuje on nadzieję, gdy niewdzięczny Twardowski oddala żonę wbrew przykazaniom :)

Czytało mi się płynnie i bez przeszkód.

Podsumowując: tekst okej, z ciekawym zakończeniem. Jeden, solidny wybuch na niebie.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Sympatyczne, ale jakoś zostawiło z poczuciem niedosytu.

No, złamał słowo dane żonie. I?

Spodziewałam się bardziejszej puenty, ta psyknęła zamiast wybuchnąć.

Ale pomysł na kontynuację fajny.

Napisane całkiem przyzwoicie.

Babska logika rządzi!

Nieźle pociągnąłeś temat, Kchrobaku. Przeczytałam z przyjemnością. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@ mr.maras

…tylko za pierwszy rozwód – czyli jeśli dobrze kombinuję, można nieco poszaleć, a na koniec wrócić do pierwszej żony i będzie przebaczone. :)

@ Finkla

No, złamał słowo dane żonie. I? – Jak to, i? I już! Według niektórych wystarczy.

 

Poza tym, dziękuję za odwiedziny i opinie.

Czy to jest sygnaturka?

Rozumiem, że wystarczy na piekło, ale oczekiwałam czegoś bardziej widowiskowego.

Babska logika rządzi!

Czegoś bardziej widowiskowego niż piekło? 8D

 

Ostatnio czytam opowiadania Lovecrafta (a właściwie się z nimi męczę), więc chyba dla odmiany potrzebuję zwykłości. Prostych, nieskomplikowanych rozwiązań w normalnych, życiowych potyczkach.

Czy to jest sygnaturka?

Ciemno, pełno smoły, śmierdzi siarką… Co to za widoki? ;-)

Babska logika rządzi!

Prowokujesz…

Czy to jest sygnaturka?

Dobre, dobre. :)

Podobało mi się, zaśmiałam się kilka razy, a rozbawić to duża sztuka. :)

Widzę, że wyłamię się (chyba znowu) z grona większości, ponieważ mnie tekst spodobał się dużo mniej niż poprzedni (bo to się odnosi do tego z Morganem Freemanem i Scarlett Johanson?). Po pierwsze, czytałam go zanim jeszcze były jakiekolwiek komentarze i zauważyłam kilka literówek (niestety, czytałam od rana przed pracą i nie miałam czasu napisać rozbudowanego komentarza). Po drugie, tekst to chyba prequel do poprzedniego, w którym jednak Twardowski został zrobiony na szaro? Chyba, że już nie pamiętam, albo coś źle zrozumiałam. Nie podobają mi się dialogi, które wydają się nienaturalne. Na przykład: Pocieszny jesteś (wyrażenie potoczne). Nic z tego sam nie dokonałeś (słowo “dokonałeś” nie pasuje mi do potocznego stylu używanego przez bohaterkę w większości wypowiedzi). W ogóle czytając nie do końca rozumiałam, czy to ma być stylizowane na stary tekst i stąd inwersja w wypowiedziach, czy jednak nie (bo za chwilę jest “zatargasz mi torby” “coś upichcę”). Miałam w głowie pytanie: kto tak mówi? Przez większość lektury.

Podobnie jak Finkla uważam, że puenta za słaba i nie rozumiałam, co słowo niedotrzymane ma wspólnego z czymkolwiek… A kreacja Lucyfera kompletnie do mnie nie trafiła. 

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

@ rosebelle

Tak ten jak i poprzedni tekst odnoszą się do mickiewiczowskiej Pani Twardowskiej. I ze sobą nawzajem tyle wspólnego mają.

Poprzedni jest próbą opowiedzenia tej samej historii, którą dał wieszcz, tyle że we współczesnej scenerii i z inaczej przedstawionymi postaciami, i inną puentą oczywiście.

Powyższy tekst jest wprost sequelem oryginalnej opowieści. W nieco współcześniejszym świecie. Prawda – piekło w duchu korpo. Mickiewicz tego nie potrafił ;) Zaś wydarzenia umiejscowione są w nieokreślonej przeszłości, nieodległej, ale jednak.

Rozmowę małżonków umiejscowiłbym gdzieś w latach sześćdziesiątych/siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Zaś w scenie ostatniej widzę panią Twardowską jako starszą już, samotną kobietę w latach, powiedzmy, dziewięćdziesiątych…

 

Być może błędem było umieszczenie tych dwóch tekstów “obok” siebie. Bo, rzeczywiście, może to sugerować, że są ze sobą powiązane.

 

Last, but not least: To, że nie trafiło, to już inna rzecz. Kiepski tfu’rca ;)

 

Dzięki za rozbudowany komentarz i uwagi w nim zawarte. Bardzo.

Czy to jest sygnaturka?

Przyjemny tekścik. Puenta nie powaliła, ale pomysłowa. Takie normalne, zwykłe rozwiązanie konfliktu pomiędzy odwiecznymi wrogami. To tak… jakby Frodo dostał zawału w drodze do Mordoru ;)

Rozumiem. W takim razie zmylił mnie Mefistofeles (kłamca jeden) zwracając się do starszej pani per “niewiasta”, bo niewiasta to mi się raczej z młódką kojarzy niż z dojrzałą, ba, starszą panią :)

Żaden kiepski tfu’rca, gusta różne i ot, tyle ;)

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Przyłączam się do głosów powyżej, puenta do poprawki i będzie dobrze. Sam short sympatyczny.

 

Zwróciłam uwagę na taki drobiazg:

Są plany, współczynniki, deadline'y.

W języku polskim obce słowa zapisuje się fonetycznie (dżinsy, dżip, mejl). Trochę to głupie i sama tej zasady nie lubię, więc nie nalegam, być to poprawił, ale warto wspomnieć, może na przyszłość się przyda :)

www.facebook.com/mika.modrzynska

Żadnych poprawek w puencie!

Trafnie to ujął Karol123:

To tak… jakby Frodo dostał zawału w drodze do Mordoru.

O to właśnie chodziło, samo życie. Zwykła, szara codzienność. A że ktoś w tej codzienności odnosi jakiś malutki sukcesik, czy choćby podźwiga się z upadku, to taki bonus.

 

Obce słowa zapisywane fonetycznie są straszne. Niektóre jeszcze, moim zdaniem, przejdą, jak choćby te dżinsy, czipsy czy keczup.

Ale co powiesz o piccy? Albo dżinie – w sensie alkoholu nie demona? A dla mnie osobistym koszmarem byłby skajhuk (skyhook) – taki haczyk używany do wspinania.

Czy to jest sygnaturka?

Ja bym jednak pomyślała o dodaniu zdania albo dwóch w puencie, bo bez komentarza wyjaśniającego nie załapałam, o co chodzi, podobnie jak większość czytelników :)

 

 

Ja w ogóle nie lubię tej zasady :P Wydaje mi się, że jej głównym celem jest ułatwienie społeczeństwu używania zapożyczeń bez obawy o błędy, ale ludzi, którzy znają angielski w miarę, to tylko irytuje.

 

www.facebook.com/mika.modrzynska

OK, akceptuję i obiecuję, że pomyślę. Może jakaś krótka scenka z powrotu diabła do firmy rzeczywiście mogłaby rozwiązać problem.

Czy to jest sygnaturka?

Może jakaś krótka scenka z powrotu diabła do firmy rzeczywiście mogłaby rozwiązać problem.

Mogłaby z tego wyjść ładna klamra kompozycyjna :)

www.facebook.com/mika.modrzynska

A dla mnie puenta wydała się jasna :) Spodobało mi się to “mleko się rozlało” na koniec i fakt, że w sumie wszystko się kręciło wokół p. Twardowskiej.

Przyjemna i lekka lektura.

 

Nie złapałam tylko tego:

– Były? – Diabeł pokraśniał.

 

Dlaczego zrobił się czerwony na twarzy po tym jak dowiedział się o rozwodzie?

It's ok not to.

No i weź tu bądź mądry. Dodać klamrę czy nie dodać? Chyba zwycięży lenistwo…

 

Czemu pokraśniał? Z dwóch powodów. Po pierwsze z emocji, po drugie, bo to ładne słowo. :)

Czy to jest sygnaturka?

Mam wrażenie, że w literaturze kraśnieje się raczej pod wpływem pozytywnych emocji. Bo od takiego gniewu na przykład, to człowiek purpurowieje. ;-)

Babska logika rządzi!

Czyli właśnie tak, jak rzeczony diabeł. Usłyszał coś, co go ucieszyło i z tego entuzjazmu pokraśniał. Licząc zapewne, na pozytywne dla siebie konsekwencje zaistniałej sytuacji.

Czy to jest sygnaturka?

Puenta trochę mało czytelna, ale czytało się sympatycznie.

Puenta: “nie zostawiaj żony, bo się źle skończy”, może rzeczywiście nieco nieczytelna… jak to w życiu :)

Czy to jest sygnaturka?

A mi nie dość, że się podobało, to jeszcze puentę załapałam bez czytania komentarzy (ha!) ;) W kwestiach technicznych:

– Kategoria ce cztery. Dwa lata. Korzyść – trzysta trzydzieści fi. To twoją (twoja) ocena? 

Potem, w rozmowie Twardowskiego z żoną, dałabym więcej wykrzykników, ale to już rzecz gustu.

 

Zgrabnie napisane, ciekawa historia, a przysłowie “Gdzie diabeł nie może, tam babę pośle” nabiera niemal dosłownego znaczenia ;) Ja to bym nawet chętnie przeczytała jakąś dłuższą wersję, wtedy postać Twardowskiej mogłaby być bardziej wyrazista i “jajeczna”.

Klamry na końcu bym nie dodawała, według mnie zdanie “Mleko się rozlało” bardzo fajnie zamyka tekst.

Zadowolonam.

Klik!

Dziękuję!

 

Wykrzykników więcej nie będzie, bo jak sobie przepowiadałem ten dialog, to tak właśnie mi wyszło… ale, jak piszesz, kwestia to gustu.

Czy to jest sygnaturka?

Aż mi się przypomniał Mickiewicz :’) I Pratchett, tam też było piekło jako korpo.

Fajne opowiadanie, podoba mi się miks dwóch różnych styli, tego staropolskiego i nowoczesnego, w paru miejscach się uśmiechnęłam. A i czytało się bardzo sympatycznie :)

Dołączam do zadowolonych z zakończenia – i w sensie pomysłu, i wykonania (mleko!). Troszkę mi natomiast przeszkodził brak zaznaczenia upływu czasu między środkową a końcową sceną – w efekcie zdziwiło, że Twardowska nie poznaje Mefistofa, choć przed chwilą o nim mówiła.

Masz, Kchrobaku ucho do dialogów i rękę do pisania. Może kiedyś coś dłuższego?

A propos (zasłużonych ;) pochwał:

:D

 

Może kiedyś coś dłuższego?

To co wrzucam, to są generalnie teksty, które powstają “za jednym posiedzeniem”. Jedynie konkursowe czasem zajmują mi dwa-trzy dni. Kłopotem jest z jednej strony czas – to oczywiste – podejrzewam, że każdy ma z tym kłopot.

Druga rzecz, że jak coś przerwę, to potem zapominam niektóre zmienne… W konkursowym detektywie dało się to zauważyć – pomyliłem nazwiska bohaterów :)

 

Czy to jest sygnaturka?

Nowa Fantastyka