- Opowiadanie: Solomon - W Imię Imperatora - Sługa Inkwizycji

W Imię Imperatora - Sługa Inkwizycji

Oceny

W Imię Imperatora - Sługa Inkwizycji

Prolog

 

W powietrzu dało się wyczuć swąd palonego mięsa. Plugawe ciała wrogów Imperatora tliły się jeszcze, mimo niskiej temperatury i nie chciały dogasnąć. Dął zimny wiatr, słychać było ryk silników, a piasek unosił się w powietrzu, ale pięć postaci, w tym jedna leżąca na ziemi, niewzruszenie oczekiwały aż statek ich dowódcy wyląduje. Powoli zapadał zmrok, a w nocy na powierzchnię wyłaziły stwory dużo groźniejsze i bardziej plugawe od tych mutantów, których przed chwilą zgładzili. Powinni się pospieszyć aby nie prowokować stworzeń czyhających w ciemności. Patrzyli jak pojazd powoli opadał na powierzchnię. Po wylądowaniu, jego właz uderzył z impetem o ziemię. Po rampie dumnie zszedł Inkwizytor. Jego ciemny płaszcz i długie włosy wiły się na wietrze. Jego twarz wyrażała powagę i dostojność. Trzymał coś w prawej dłoni. Akolici padli na kolana.

– Mój panie. – powiedział Graius, przywódca grupy akolitów – Powierzchnia oczyszczona, zgodnie z twoimi rozkazami. Jesteśmy gotowi zejść do środka. Ale jest jedna sprawa. Dalla została ciężko ranna. Czy możesz jej zapewnić pomoc medyka?

W milczeniu skinął głową, przystając na propozycję i gestem nakazał im powstać. Podszedł do wielkiego, prastarego włazu znajdującego się na niewielkim skalnym wzniesieniu. Wyryte były na nim tajemne inskrypcje, prawdopodobnie symbole dawno wymarłej rasy xenos zamieszkujących tą planetę. Wyciągnął przed siebie rękę i powoli zbliżył do przedziwnych znaków. Rozbłysły jaskrawym światłem w wielu kolorach, reagując na zbliżenie artefaktu xeno, który znajdował się w ręce Inkwizytora. Rozległo się zgrzytanie wewnątrz bramy, która następnie powoli się uchyliła wpuszczając do środka resztki światła dziennego i pustynny piasek. Wskazał wejście podwładnym, a sam podszedł do Dalli. Gdy ostatni z grupy zniknął w środku, on pochylił się nad ich towarzyszką, a jego podwładną. Jęczała cicho.

– Inkwizytorze… – wyszeptała.

– Cicho moje dziecko. Nie bój się. Pozwól, że ci pomogę. – powiedział, po czym wbił jej własny nóż w gardło.

Po kilku sekundach już nie żyła. Wstał, otrzepał ubranie z piasku i wszedł do środka.

– Czy Dalla jest bezpieczna? – zapytał Graius, jak zwykle troszcząc się o swoją drużynę.

– Tak. Nic jej nie będzie.

Usatysfakcjonowany akolita skinął głową i oczekiwał na rozkazy. Inkwizytor spojrzał po nich, jeszcze raz zastanawiając się dlaczego to ich, jego wierne sługi, musiał spotkać tak straszny los. No cóż, to nie zależało od niego. Szybkim, acz dostojnym krokiem ruszył w stronę kolejnego przejścia, także wykutego w skale. Tym razem artefakt nie był konieczny. Po przyciśnięciu odstającego przycisku w towarzystwie głośnego szurania, to przejście także się otworzyło. Owiał go dziwny wietrzyk, zrodzony jakby z podziemi. Przed nim znajdowały się długie i ciemne schody. Ruszyli na dół. Schodzili może nawet pół godziny. Kamienie po których szli, wyglądały jakby miały po kilkanaście tysięcy lat, mimo to, nie ulegały zniszczeniu. Kiedy stało się nieznośnie ciemno, Selkavinus włączył lumisferę. W promieniu kilkunastu metrów trochę się rozjaśniło. W końcu ukazał się im koniec schodów. Trafili do szerokiego na kilka metrów korytarza. Na wysokości czterech metrów znajdował się sufit, a co jakiś czas w ścianach występowały wąskie i niezwykle ciemne otwory. Inkwizytor nie zwracał na to najmniejszej uwagi. Niestrudzenie parł naprzód, z pochodnią w jednej, a artefaktem xeno w drugiej ręce. Tak jak się spodziewał, wkrótce usłyszał je. Wokół nich rozległy się odgłosy, jakby szczekania, pojękiwania i warczenia, ale były one tak zniekształcone, że brzmiały niemal demonicznie. Oczywiście nie były to żadne demony, a zwykłe bestie hodowane przez wymarłych xeno do obrony ich tajemnic. Jeszcze kilka takich niespodzianek spotkają na swojej drodze, ale to nie był to dla niego problem. W końcu miał jeszcze czwórkę akolitów gotowych oddać za niego życie, czyż nie?

Z ciemnego otworu wyskoczył obrzydliwy xeno. Balund jako pierwszy otworzył do nich ogień ze swojego karabinu laserowego. Padł jeden, potem kolejny i następny. Mimo to, potworów nadciągało coraz więcej. Akolici kręgiem otoczyli Inkwizytora, który wzniósł wysoko pochodnię i uniósł pistolet boltowy by strzelać do plugastw wypełzających z ciemności. Doskonale dawali sobie radę. Niestety, amunicja była im jeszcze potrzebna, a on zdawał sobie sprawę, że tylko w jeden sposób może powstrzymać nadciągające fale potworności. Dyskretnie, udając, że ładuje pistolet, przyczepił do pleców Balunda fioletową kostkę pokrytą inskrypcjami podobnymi do tych na zewnętrznym przejściu. Następnie dyskretnie go popchnął, tak, że tamten stracił równowagę. Przewrócił się, co bestie wykorzystały i rzuciły się na niego całą masą. Nim reszta zdążyła zareagować, ich przyjaciel był już zabierany przez plugawe stworzenia. Były gwardzista zaczął krzyczeć w niebo głosy, kiedy ogary rozszarpywały jego ciało. Już mieli ruszyć mu na pomoc, ale powstrzymał ich Inkwizytor.

– Zobaczcie, odstąpiły. Nie możemy mieć pewności ile to potrwa. Ruszajmy dalej.

– Ależ mój panie, nie możemy… – zaczął Graius.

– To ja tu decyduje co możemy, a czego nie. A teraz naprzód!

Jeszcze przez pół minuty słyszeli okropne wrzaski pożeranego żywcem Balunda. Mimo że zabili wiele spośród tych stworzeń, nie znaleźli żadnych ciał. Najwidoczniej zabrały martwych ze sobą.

Ważne, że kostka zadziałała. – Pomyślał Inkwizytor.

Nie minęło piętnaście minut od okropnego zdarzenia, gdy akolici dotarli do następnego przejścia. Było całe czarne, zdobione czaszkami i kośćmi, na pewno nie należącymi do ludzi, ani żadnych znanych im ras xeno.

Inkwizytor spojrzał na swój infoczytnik. Ułożenie kości trochę się różniło. A może by tak…

Kiedy przesunął dwie długie kości, tak jak były przedstawione na ilustracji, drzwi zapadły się pod ziemię. Przed nimi znajdowała się prosta, kamienna ścieżka. Tylko jedna rzecz im się nie podobała. Droga miała dwa metry szerokości, a ścian, sufitu ani podłogi poza ich trasą, nie było. Do tego wszystko spowijała ciemność, lekko rozjaśniana blado-niebieskimi promieniami padającymi gdzieś z góry. Nie dało się wypatrzeć ich źródła. Ruszyli dalej. Akolici czujnie się rozglądali po otoczeniu, natomiast ich przywódca nie zaprzątał sobie tym głowy. Skupił się na utrzymaniu odpowiedniego tempa marszu, bo wiedział co się zaraz stanie. Zgodnie z jego przewidywaniami, kiedy byli już w połowie drogi do następnych wrót, usłyszeli skrzeczenie i piski. Echo dziwnych dźwięków roznosiło się wokół. Zaraz po nim nastąpił atak. Stworzenia uderzyły z góry, drapiąc i dziobiąc. Natychmiast napotkały ostrzał z broni laserowej. Te, które bardziej się zbliżyły, były traktowane buławą energetyczną Graiusa. Mimo ich dzielnego wysiłku, stwory cały czas nadciągały. Kilka naraz zaatakowało Liserię. Jej dwa pistolety bez przerwy pluły ogniem, aż zabrakło jej amunicji w magazynkach. Nie zdołała przeładować, bo skrzydlate xeno porwały ją z ziemi i zaczęły szybko wciągać na górę. Reszta z nich udała się za ofiarą, by móc ją pożreć.

– Naprzód! Tylko biegiem! – krzyknął Inkwizytor.

Po kilku chwilach ponownie zapadła cisza. Jedyne odgłosy były wydawane przez biegnących ludzi. Szybko dotarli do następnego przejścia. Nie było na nim widocznych przycisków, znaków, przedmiotów, ani niczego. Jedynie mały posążek stał nad nim i wpatrywał się swoimi martwymi oczami w intruzów. Przestrzeń ponownie zaczęły wypełniać hałasy wydawane przez latające xeno. Akolici zaczęli się niecierpliwić. W końcu Inkwizytor odnalazł odpowiednią kwestię w infoczytniku.

Defraum dem kaltus! – przeczytał, a przejście się otworzyło.

Weszli do środka, akurat zanim stwory zdołały dolecieć. Otworzyli ogień spychając je z powrotem, aż drzwi się zamknęły. Zostało ich trzech. Selkavinus wyprostował się i poprawił okulary.

– Możemy mieć problem z powrotem, jeśli te…

– O powrót się nie martw. – poinstruował go Inkwizytor. – Skupmy się na zadaniu. Znowu byli w korytarzu, dość przestronnym, przepełnionym kolumnami i posągami przedziwnych xenos. Byli już blisko, i wcale nie musieli być psionikami, aby wyczuć moc unoszącą się w powietrzu. To miejsce było w miarę dobrze oświetlone i mogli schować swe źródła światła. Uczony uważnie przyglądał się pomnikom. Coś go chyba zaintrygowało w ich wyglądzie, ale nie chciał podzielić się tym z innymi i ruszył dalej. Pomniki, jak i korytarz, stawały się coraz większe i bardziej obrzydliwe. W końcu od samego patrzenia na nie, robiło im się niedobrze i odczuwali wewnętrzny niepokój. W końcu nie mogli być pewni czy są to tylko wymysły artysty, czy takie stworzenia istniały naprawdę. Inkwizytor nie bał się. On znał prawdę. Te stworzenia istniały naprawdę, a kilka zostało się nawet do dzisiaj. Nie był jednak pewien gdzie się znajdowały. Kilkanaście metrów przed nimi wznosił się ogromny łuk drzwiowy. Był niesamowicie pięknie ozdobiony a za nim znajdowała się okrągła sala, na której środku stał dziwny stolik, a na nim leżała wielka księga. Całe pomieszczenie było zrobione z ciemnych skał, mimo to w środku było jasno. Możliwe, że miało to związek z obecnością dziwnej księgi. W powietrzu wirował kurz, lecz jakaś siła nie pozwalała mu opaść.

Kiedy usłyszeli obrzydliwy warkot, było już za późno. Wielki, obrzydliwie zmutowany xenos który stał wcześniej na podwyższeniu i udawał jeden z pomników, teraz szarżował w ich stronę. Był niezwykle szybki jak na swoją ogromną posturę. Miał sześć metrów wysokości i cztery szerokości. Z całego jego ciała zwisały najróżniejsze kończyny, macki, organy, mięśnie, płyty pancerza, druty, rury i inne organiczne i sztuczne fragmenty. Nie dało się do końca stwierdzić za pomocą których części chodzi, ani które służą mu do widzenia czy atakowania. Była to po prostu masa obrzydliwego i plugawego cielska. I właśnie ta abominacja chwyciła krzyczącego Selkavinusa i rozerwało go na pół. Graius dzielnie rzucił się by pomścić towarzysza, ale stwór jednym uderzeniem ogromnej, włochatej i oślizgłej łapy, rzucił nim na odległą ścianę. Inkwizytor niemal się przeraził. Ale był tym, kim był, a strach w jego zawodzie równał się samobójstwu. Spokojnie wyjął artefakt xeno, którym otworzył pierwsze przejście. Plugawy stwór właśnie dogonił górną połowę Selkavinusa, który próbował odczołgać się na rękach byle dalej od tej okropności. Został podniesiony przez ociekające śluzem macki a następnie pożarty przez, iście przypominającą łeb krakena, paszczę. Następnie skierował się na Inkwizytora. On dzierżył już w jednej ręce wielokolorową kulę, emanującą duchową energią. Abominacja skierowała całą swoją uwagę na artefakt. Powoli pochyliła się przy nim, by znaleźć się jak najbliżej kulki. Spośród kończyn wysunęła się głowa na długiej, gibkiej szyi. Była okropnie zniekształcona, niemal nie do poznania, ale jej oczy… należały do człowieka. Wtedy obok pojawił się Graius, wyskoczył w powietrze i z dużym impetem uderzył w głowę plugastwa. Pękła ona rozbryzgując się na kościane odłamki, a ogromne cielsko padło na ziemię. Inkwizytor zaskoczony (nienawidził tego uczucia) spojrzał na akolitę.

– Myślałem, że nie żyjesz?

– Nie zostawiłbym cię, panie.

– W takim razie chodźmy. Cel naszej wyprawy tuż, tuż.

– Oby było warto. Prawie cała drużyna… Dobrze, że chociaż Dalla żyje.

Inkwizytor nie wyprowadzał podwładnego z błędu. Miał ważniejsze sprawy na głowie. Podszedł do księgi. Już z kilku metrów czuł jak ogromna moc go do niej przyciąga. Jeszcze kilka kroków i będzie jego. Wyciągnął rękę i pogładził oprawkę książki. Była bardzo gruba, w czarnej oprawie. Powoli otworzył ją w połowie i zaczął szukać interesującego go fragmentu. W końcu go odnalazł.

– Panie? Ta księga jest plugawa.

Niemal się roześmiał słysząc to stwierdzenie z ust swojego akolity.

– Przez tyle lat tropiłem, walczyłem i niszczyłem plugawych, a ty teraz śmiesz twierdzić, że nie wiem co to za księga? Oczywiście, że jest plugawa. Wiedziałem o tym jeszcze zanim was tu wysłałem. A teraz należy do mnie.

– Nie zamierzasz jej zniszczyć?

– Ha! Graiusie, grzechem było by zniszczyć takie źródło wiedzy, jak ta księga. – mówiąc to przejechał palcami po jej stronicach.

– W takim razie wybacz mi, ale jestem zmuszony cię powstrzymać, mój panie. – po tych słowach aktywował buławę energetyczną.

– Och, mój biedny, słaby, nieświadomy akolito. Nie potrafisz mnie zabić.

– Zaraz się przekonamy. – powiedział, po czym zaszarżował na swojego mistrza. Jakaś dziwna siła zatrzymała go w połowie drogi i zaczęła unosić w powietrze. Z niepokojem rozglądał się wokół.

– Jesteś… czarownicą? – zapytał byłego mistrza.

– Ja nie, ale ten, który zamieszkuje tą księgę, tak. Otóż był on kiedyś potężnym czarnoksiężnikiem, który aby zapewnić sobie nieśmiertelność, zamknął się w tym przedmiocie. Teraz ten, kto dzierży księgę, nie tylko może poznawać tajemnice wszechświata, spisane na jej stronicach, ale także wzywać jej mieszkańca, kiedy tylko zechce. Lecz wiedza ma jedną wadę. W niepowołanych rękach, może zdziałać wiele szkód. Wybacz mi, ale nie zamierzam do tego dopuścić.

– Nie możesz…

– Dobrze się spisałeś, akolito. Wy wszyscy odwaliliście kawał dobrej roboty. Imperator będzie z was zadowolony. – wyciągnął do drugiej ręki pistolet boltowy – Twe czyny zostaną ci zapamiętane. A teraz zwalniam cię ze służby.

Pocisk boltowy eksplodował wewnątrz czaszki Graiusa, zabijając go na miejscu.

 

Koniec

Komentarze

Fragment-rozróba w świecie Warhammer 40k. I właściwie tyle. Inkwizytor taki do bólu typowy – może warto by dodać mu jakieś cechy bardziej charakterystyczne, bo na tle Gregora Eisenhorna, Ravenora, czy nawet Titusa Endora to wygląda dosyć ubogo jako postać.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

To tylko wstęp. Inkwizytor ma dużo ciekawych cech, ale nie widzę powodu, dla którego miałby ujawniać je zwykłym akolitom, acz wezmę to pod uwagę. Poza tym, on nie jest głównym bohaterem mojego opowiadania. 

Opisy tych pułapek i mechanizmów są za mało szczegółowe. Przez to świat wydaje się strasznie płytki.

Hmmm. Nie wciągnęło.

Nic, tylko rąbanka. Na samym początku, przekonujemy się, że inkwizytor nie jest miłym gościem. I aż do końca fragmentu nie ma żadnych zaskoczeń.

Zapis dialogów do remontu, interpunkcja poważnie niedomaga. Ale przynajmniej literówek nie ma dużo.

– Jesteś… czarownicą? – zapytał byłego mistrza.

Ale dlaczego kobietą?

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka