Słońce świeci, deszczyk pada,
Mały trolik się zakrada
Do portalu fantastyka.
Gdy spamuje – prędko znika!
Bo porządku tu pilnuje
Beryl zacny, czarno-biały,
By podobne mendy, szuje
O psoceniu zapomniały.
Kiedy widzi samoloty,
Wnet o wszystkim zapomina,
Choć na głowie ma trzy koty
Plus dzieciątko, plus dziewczyna!
Joseheim zaś – panna jego,
Wyobraźnię ma nie lada,
Lecz gdy niańczy ich maluszka,
To czasami na pysk pada.
Są młodymi rodzicami,
Nie nowina to jest przecie,
Lecz wam powiem, między nami,
Jest coś, czego wy nie wiecie!
Dawno temu rzecz się działa,
A kto nie był, niechaj czyta,
Gdy do Łodzi się zjechała
Portalowa cud-ekipa!
Jaki lokal? Nie pamiętam.
Dość, że piwo było przednie.
Może prawda jest w procentach?
Choć wspomnienie trochę blednie.
Była Finkla, Reg i bemik,
Paru innych też się znajdzie:
Był lakeholmen, Burzy Cienik…
Mam wymieniać? Słońce zajdzie!
Rozpoczęła się rzecz cała,
Gdy Iluzja wzięła kija
I niewinnie zapytała:
„Ma ochotę ktoś na bilard?”
Szybkie to rozgrywki były,
Po kolei odpadali
I choć wieczór był przemiły,
To ją w myślach przeklinali.
Niewysoki wstał młodzieniec,
Niepijący do tej pory.
„Jak cię zowią?” „Zwą mnie Cieniem,
Niech nie zmylą was pozory!”
Znali go z przekrasnej mowy
I obszernych komentarzy,
On na grę już był gotowy,
Więc się wszystko mogło zdarzyć.
Cień uderzył i dał radę,
Aż Iluzji zrzedła mina!
Kąty mu obliczał Dziadek,
ten Szyszkowy (też nowina!)
Kiedy czarna wpadła bila,
Kończąc bój ten przewspaniały,
Nie minęła nawet chwila,
A Cień w łuzie znikł już cały!
Widząc to, Iluzja zbladła
I do innych zakrzyknęła:
„Dawać, Wiara, ruszać sadła,
Trzeba pomóc, hej, do dzieła!”
Więc fantaści popędzili:
Jeroh, Reg i PsychoRybka,
Pozostałych zachęcili
„Kto ostatni, ten jest pipka!”
I ten sznurek fantastyczny
Zniknął w czarnych dziur czeluści
W sposób iście wręcz magiczny.
Toć nikt Cienia nie opuści!
Nagle wszyscy się znaleźli
Wśród pagórków niezbyt dużych.
Za ospałość się rozeźlił
Na nich trochę Pan Cień Burzy.
Pomyśleli „Ale wtopa!”,
Lecz na złość nie było czasu,
Bo ktoś z włosami na stopach
Wyszedł z pobliskiego lasu.
Widząc brać tę, niesłychanie
Się ucieszył ów Niziołek:
„Mam ja dla was dziś zadanie!
A ktoś krzyknął „Ja…pitolę!”
Hobbit to był w krasie całej!
Podszedł do pierwszego z brzegu,
Wcisnął zawiniątko małe
I szykował się do biegu.
Zanim odszedł, rzekł im jeszcze:
„Siła tkwi w tak dużej grupie!
Do Mordoru to zanieście!
Ja przygody mam już w dupie!”
Pierwszy się odezwał jeroh,
Przeczesując krótką brodę:
„Powiem ja wam prawdę szczerą,
Chciałbym przeżyć tę przygodę!”
Wszyscy znali tę historię,
Więc szybciutko się zgodzili,
Lecz gdy mieli przejść przez Morię,
Chwilkę się zastanowili.
Reg spytała: „Moi mili,
Literackie cechy znamy,
Lecz co byście wymienili,
Wiedząc, z czym się zmierzyć mamy?”
Jose zdjęła okulary
I się chwilę zamyśliła:
„Wyobraźni szczodrej dary…
Chyba w tym tkwi moja siła!”
Beryl spojrzał na nią czule:
„Mój kociaczku ty kochany!
Ja, zadając trollom bóle,
Cały czas rozdaję bany!”
Finkla, może ciut nie w porę,
Też się nagle odezwała:
„Ja pokonam ich humorem!”
Diabolicznie się zaśmiała!
Nie wystraszył się Cień Burzy:
„Zacne Damy i Panowie,
Tej wyprawie się przysłuży
Moja wielka biegłość w słowie”
„Ja maluję uczuciami”
Powiedziała bemik skromnie,
„A ja za to absurdami!”
Zawtórował jej lakeholmen.
Reg, milcząca do tej pory,
Tkwiła krótko w swej zadumie:
„Ja poprawiam błędów zmory,
Jeśli pisać ktoś nie umie!”
Gość o oczach ciut czerwonych,
Myśląc „Mają pusto w główkach!”,
Zgasił wszystkich zgromadzonych,
Wycedzając swe „Pozdrówka!”
Inni też coś dodawali,
Mocne strony wymienili,
Ale może przejdę dalej.
(Nie chcę, byście się nudzili)
Przekroczyli Morii bramy,
A gdy orków zobaczyli,
Ci Panowie oraz Damy
Bardzo szybko… zawrócili!
Lecz tam Balrog już straszliwy,
Depcząc śmiałkom po ich piętach,
Gonił przez most chybotliwy
Nasze „dzielne” niebożęta.
Gdy ich połknął i przetrawił,
(To nie była wersja lajt)
Nagle znikąd się pojawił
Cały w biel odziany – BRAJT.
Szybko z bestią się uporał,
Ziomków też poskładał w mig,
Potem burknął „Na mnie pora”,
Po czym, niezbyt kulturalnie, znikł.
Kilka razy zamrugali
I się nagle okazało,
Że do Łodzi zawitali.
Trochę mokrzy, ale cało!
Byli nieco zawiedzeni,
Chociaż także im ulżyło,
Że uciekli ze Śródziemi,
Gdzie tak niebezpiecznie było!
Co innego bowiem przecież
Opisywać jest przygodę,
Co innego –jak już wiecie
Oko w oko być z Balrogiem!
To nie koniec jeszcze jednak!
Przyszła odpowiednia chwila
I opowiem wam ja, wredna,
Co spotkało imć beryla.
On najbardziej się zasmucił:
„Co to za upokorzenie!”
Humor szybko mu powrócił,
Gdy pomacał swe kieszenie.
Co tam znalazł? Chyba wiecie!
Pierścień złoty, ten jedyny!
On pomoże mu najlepiej
Wrócić do łask swej dziewczyny.
Gdy się wszyscy już rozeszli,
Jose chciał zaimponować
I gdy koło „dresów” przeszli,
To do dresów jął startować!
Chcąc wyrównać swoje szanse,
Pierścionek na palec wsunął.
Nie minęły dwa kwadranse,
A, nieźle obity, runął.
Jose potem energicznie
Swego beryla leczyła
I skończyli sympatycznie,
Bo dziewczyna zaciążyła ;)
Zapytacie mnie, niecnoty,
Jaki był historii finał,
To wam powiem – pierścień „złoty”
To był wyrób „Made In China”!