- Opowiadanie: MPJ 78 - Podwyżka

Podwyżka

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Podwyżka

 

W firmie ostatnio sporo się działo. Dyrektor kreatywny i jego asystent opuścili ten padół łez. Policja szybko zakończyła śledztwo. W jego trakcie ustalono, iż cierpiący na depresję dyrektor kupił sobie na Allegro czarnoprochowego colta. Już wówczas był w kiepskim stanie, świadczyły o tym wpisy jakie zostawił na fejsie. Na skutek nieostrożnego obchodzenia się z bronią doszło do wypadku i zginął asystent. Zdarzenie to sprawiło, iż dyrektor popełnił samobójstwo. Powiedzmy, że w tym śledztwie pomogłem policji nie tylko swoimi zeznaniami, a wersja oficjalna różni się od rzeczywistości.

Niemal w tym samym czasie zmienił się właściciel. Gdzieś tam w wielkim świecie, ktoś sprzedał akcje firmy matki. Kupiło je konsorcjum World Express Logistic Exchange System i lawina zmian ruszyła obejmując nas swoim zasięgiem. Nasz nowy szef nazywał się Miłosz Sauria i wkrótce zaprosił mnie do swojego gabinetu. Tam też co nieco się zmieniło. Znikły szafki, a całą ścianę zajęły wieszaki z donicami żywych paproci. Spuszczone dawniej rolety zostały podciągnięte, dając dostęp promieniom słonecznym. Biurko z marmurowym blatem musiało się od nich latem mocno rozgrzewać, nowy dyrektor zdawał się jednak tym zupełnie nie przejmować. Może to zboczenie zawodowe, ale mój wzrok przykuł komputer. Poprzedni dyrektor używał całkiem przeciętnego laptopa. Nie dziwiło mnie to. Używał go gównie do serfowania po portalach randkowych, oglądania porno, i przeglądania ofert biur podróży. Z rzadka odbierał na nim polecenia od projektantów Nowego Porządku. Sauria na biurku miał potężną, stacjonarną maszynę z procesorem chłodzonym cieczą i zewnętrznym dyskiem.

– Witam pana Piorunowskiego, filar naszego działu informatycznego. – Miłosz uśmiechał się demonstrując uzębienie godne reklamy pasty do zębów.

– Dzień dobry.

– Słyszałem, iż ma zamiar nas pan opuścić.

– Panie dyrektorze, ratowałem nasz serwer, kiedy parę boksów dalej zginęli ludzie – ściszam głos. – Chcę zmienić pracę, aby uciec od przykrych wspomnień.

– Czyli ma pan uraz?

– Tak.

– Na ile go pan wycenia?

– Co? – Patrzę na szefa nie rozumiejąc, o co mu chodzi.

– Mówię o podwyżce.

– Pieniądze nie zastąpią spokoju ducha. – Przecież nie powiem mu, iż ta firma kojarzy mi się z czasem kiedy byłem niewolnikiem Nowego Porządku.

– Pięć procent?

– Piętnaście? – W sumie skoro zaczęliśmy rozmowę o podwyżce, może się ciut potarguje i tu zostanę? 

– Za dużo. Powiedzmy sześć. – Miłosz delikatnie się uśmiecha.

– Czternaście? – Twardo walczę o swoje.

– Możemy dalej schodzić po procencie, albo od razu przejść do konkluzji. Co pan powie na dziesięć procent?

– Będę mógł się z tym przespać?

Sauria zdaje się być swoim chłopem, ale to sprawia, iż instynktownie czuję w nim coś niepojącego. Ludzki szef, coś takiego rzadko występuje w naturze.

– Ma pan cały weekend na zastanowienie, a w poniedziałek oczekuję pozytywnej odpowiedzi. – Kolejny uśmiech, uścisk ręki i koniec rozmowy.

 

Jak poznać człowieka? Kiedyś mówiono, iż należy zjeść z nim beczkę soli. Metoda ta wprawdzie jest najlepsza do dziś, niestety wymaga mnóstwa czasu. Tego zaś nie mam za wiele. Sprawdzanie Miłosza Saurii zaczynam od analizy jego profili na portalach społecznościowych. Oczywiście nie robię tego „na piechotę”. Prywatny laptop, numer telefonu kupiony na „nurka” z Dworca Centralnego, dający niezależne wyjście na sieć niewidzialne z firmowego LAN-u. Wykorzystuję program, z zasobów „odziedziczonych” po projektantach Nowego Porządku. Stworzenie profilu osobowościowego potrwa jakąś godzinkę. Sięgam więc do „Źródła” – programu zawierającego pełną bazę danych PESEL. Kiedyś w jednym z urzędów stanu cywilnego prowadziłem szkolenie informatyczne z procedur bezpieczeństwa. Od tego czasu, miłe i skrupulatne panie urzędniczki, co dwa tygodnie zmieniają swoje hasła dostępowe. Utrudnienie? Zależy dla kogo. Większość z nich stosuje prosty i łatwy do zapamiętania klucz: imię, miesiąc cyframi rzymskimi, i numer zmiany arabskimi. Wiem, bo sam go zaproponowałem. Z zostawionego generatora haseł losowych, do którego miałem tylne wejście, żadna z nich nie korzysta. Wklepuję KingaV2 i już jestem w środku. Co my tu mamy? Urodzony w Warszawie, w siedemdziesiątym piątym, ojciec, matka, parę zmian meldunków. Jest też coś nietypowego. W dniu uzyskania pełnoletności Miłosz złożył podanie o zmianę nazwiska. Rodowe Sior zamienił na Sauria. Akurat taką decyzję bardzo łatwo zrozumieć. Nowe brzmi obco i egzotycznie, poprzednie nazwisko zupełnie inaczej.

Program ciągle analizuje profile. Można jednak zasięgnąć języka w inny sposób. Sekretarka szefa właśnie wybiera się na lunch.

– Dzień dobry, Marlenko. Co dziś jemy? – Pytam dosiadając się do jej stolika.

– Siemka Gromciu! Sałatkę Cezara i koktajl proteinowy.

– Zdrowe pyszności. – Uśmiecham się najmilej jak umiem.

– Panie Gromosławie, proszę mnie nie bajerować, tylko od razu powiedzieć z czym przyszedł. – Półżartem grozi mi przy tym palcem.

– Marlenko, jesteś blisko naszej nowej władzy. Masz może jakieś ploteczki, spostrzeżenia?

– Niestety, nie jestem. – Na chwilę wykrzywia usta w podkówkę. – Chociaż tak naprawdę, to bym chciała.

– Aż tak – zawieszam na chwilę głos.

– Widziałeś go?

– Tak – nie bardzo rozumiem o co jej chodzi.

– Przystojny, prawda?

– Mnie tam się wydawał przeciętny, no może poza komputerem, bo ten ma na wypasie.

– Faceci, wy patrzycie i nic nie widzicie. On jest wysoki jak koszykarz, ma szyty na miarę garnitur w modnym kolorze, koszule i krawaty z prawdziwego jedwabiu, zegarek z katalogu Rolexa, bransoleta włoskie złoto, spinka do krawatu z naszym nowym logiem to platyna i diamenty, tak samo spinki do mankietów, sygnet złoty. Każdy jego drobiazg emanuje wyrafinowanym gustem i nienachalną elegancją.

– I ty to tak na pierwszy rzut oka zauważyłaś?

– Pomagałam mu wieszać paprocie na ścianie, teraz razem je co dzień podlewamy. Wiesz – zaczyna mówić dużo ciszej – on przy mnie nie jest wyniosły, ale miły i sympatyczny jak chłopak z sąsiedztwa. Jakby nad nim popracować to byłby idealny materiał na męża.

– Czyżbyś miała na niego chrapkę?

– Szkoda, by taki egzemplarz się marnował. – Uśmiecha się znacząco.

– No, to powodzenia życzę.

– Na razie nie dziękuję – Marlena puszcza do mnie oczko.

 

Przeglądam wyniki analizy profili społecznościowych:

poziom agresji – przeciętny,

determinacja – średnia,

hobby – filatelistyka,

ulubiona muzyka – pop, brak ulubionego zespołu,

zaangażowanie polityczne – brak,

pasja – brak,

preferencje seksualne – hetero,

fantazje seksualne – seks na plaży,

marzenia – rodzina i domek na przedmieściu,

perwersje – brak,

zwierzęta domowe – brak,

ekstrawagancje – brak,

Parafrazując Kazika Staszewskiego, ja to widzę, ale w to, co widzę, nie wierzę. Przecież tak wyglądać mógłby idealny profil „szarego człowieka”. Standardowego do bólu przedstawiciela masy ludzkiej. Ktoś z takim poziomem agresji i determinacji, nie powinien mieć szans na dyrektorowanie. Jestem co prawda w stanie wyobrazić go sobie jako idealnego vice, w żaden sposób nie zagrażającego szefowi, ale nikogo więcej. Osobnik z taką psychiką nosi ciuchy kupione w supermarkecie, a nie jedwabne koszule i garnitur szyty na miarę. A może Marlena się myliła co do jego ubrań? Mało prawdopodobne, co jak co, ale oko do takich rzeczy ma świetne. Zresztą nawet gdyby się myliła, to człowiek z taką osobowością miałby seryjny firmowy komputer o przeciętnych parametrach. Miłosz zaś ma maszynę marzenie. Wniosek z tego może być tylko jeden. – Ktoś użył oprogramowania bardzo podobnego do mojego, tyle że nie do analizy, ale do stworzenia profilu „przeciętnego człowieka”.

W zasadzie trochę przedobrzył, w efekcie jest zbyt „zwyczajny”. Co ciekawe, na żadnym profilu, nie ma jakiejkolwiek informacji nawiązującej do czasu sprzed matury. Brak też znajomych ze szkoły średniej lub podstawowej. No tak, wcześniej Sauria nosił inne nazwisko. Uruchamiam szukanie Miłosza Siora.

Godzinę później przeglądam nieliczne dane, jakie udało się wyszukać. Miłosz Sior samodzielnie w Internecie nie istnieje. Pojawia się na dwóch zdjęciach klasowych z podstawówki i jednym z trzeciej klasy szkoły średniej. Czytam posty pod tą ostatnią fotką.

– „Ktoś pamięta, jak się nazywał ten chłopak obok Grześka?” – pyta założyciel profilu klasowego

– „To Miłosz Siór” – odpowiedział mu niejaki Piotr Szwed.

– „On się serio tak nazywał?

– Głupi jesteś. On miał nazwisko pisane przez „o” a nie „ó”. Szkoda chłopaka, tak młodo umarł.” – Precyzuje Ewa Kowalska.

– „Już pamiętam. To ten, co mu śledziona pękła jak maluchem wracali w sześciu i mieli stłuczkę.

– Dokładnie wracali ze świętowania początku wakacji, rok przed maturą, taka tragedia.”

Sprawa robi się coraz dziwniejsza. Mam zasadniczą rozbieżność między urzędową bazą Źródło, a tym, co napisano tutaj. Jak to zweryfikować? Trzeba by poszperać w kronikach kryminalnych gazet lat dziewięćdziesiątych. Niestety sieć mi w tym nie pomoże, dla Internetu ta epoka to prehistoria. Musze sięgnąć po koło ratunkowe i wykonać telefon do znajomej, pracującej w Bibliotece Narodowej.

– Cześć, Kiniu.

– Witaj, Gromciu, cóż sprawia, iż dzwonisz do mnie.

– To, co zwykle, mam interes. Chcesz zarobić dwie stówki?

– Skany starodruków o pogańskich rytuałach, a może egzorcyzmach? – Kinga stara się wstrzelić w moje zainteresowania.

– Tym razem potrzebuję potwierdzenia wiadomości. Sprawdź czy w gazetowych kronikach kryminalnych są dane o wypadku samochodowym z czerwca albo lipca roku dziewięćdziesiątego drugiego.

– Coś więcej?

– Prawdopodobnie w wypadku brał udział mały fiat, sześciu pasażerów, nastolatki przed maturą.

– Na kiedy tego potrzebujesz?

– Jakby się dało dziś do końca dnia?

– Ciężko będzie, muszę odebrać córkę z przedszkola, na dodatek dziś piątek weekendu początek. Nie gwarantuję, że wyrobię się do szesnastej.

– Ostatecznie może być jutro do południa.

– Powinnam zdążyć.

 

O szesnastej siedem dostaję skan od Kingi. Trzecia strona z Expressu Wieczornego, na niej artykuł serwujący opis wypadku w sensacyjnym sosie. Szczegóły zgadzają się z tymi podanymi w postach na forum klasowym. Ofiara śmiertelna, o której wspomina dziennikarz, to Miłosz S. Teraz już wiem, co jest grane. Kłopoty kłopotami, ale trzeba się rozliczyć. Oprócz przelania obiecanych dwóch stów, wysyłam na adres Kingi lalkę Barbie z dodatkami. W opiniach nazwano ją „Barbie rozwódką” bo ma w zestawie dom i samochód Kena. Nie zaszkodzi, jeśli jej córce wynagrodzę w ten sposób, że dziś dłużej czekała na mamę.

 

Jest jeszcze ktoś, kogo muszę o moim odkryciu poinformować. Wieczorem w domu podpinam do stareńkiego turystycznego telewizora Amigę. Mimo że Amisia nie ma dostępu do Internetu, służy mi do nawiązania łączności z moim ojcem. Jest nim Perun, stary słowiański bóg piorunów.

– Papciu, mamy problem.

– Co znowu?

– Ktoś podesłał mi do firmy szpiega.

– Skąd wiesz?

– Funkcjonuje na dokumentach chłopaka, który w latach dziewięćdziesiątych zginął w wypadku, ma lipny profil na fejsie, nosi się jak panisko, ale z sekretarką rozmawiał niczym chłopak z sąsiedztwa.

– Chwali ci się czujność. Jak on się nazywa?

– Miłosz Sauria.

– Sauria mówisz. Masz jego adres?

– Tak.

– Za godzinę przygotujesz tego dużego drona i jedziesz ze mną.

– Ale…

– Żadne ale. Zrobisz to i już, tylko ubierz się dobrze.

– Garnitur?

– Nie denerwuj mnie, bo cię kilkoma tysiącami woltów popieszczę.

 

Z analizy profilu wynikało, że szczytem aspiracji Miłosza jest domek na przedmieściach. Z powietrza jego lokum sprawia imponujące wrażenie. Od frontu przypomina klasyczny polski dworek, taki z podjazdem na kilkanaście limuzyn, różanym klombem w rozmiarze XXXL, daszkiem nad wejściem wspartym na kolumnach. Tyły zajmują garaże, kilkanaście starych drzew , szklarnia z tropikalnym oczkiem wodnym. Wewnątrz, na skąpanych w słońcu kamieniach, wyleguje się nawet jakiś wielki jaszczur, chyba waran. Mój nowy szef ceni sobie dyskrecję. Ogrodzenie posesji przypomina fort na dzikich polach. Wysoki betonowy mur zwieńczony zwojami drutu kolczastego jest obrośnięty bluszczem. Na rogach, pomiędzy liśćmi błyszczą obiektywy kamer.

– Widzisz coś ciekawego?

– W termowizji nie ma śladu, by ktokolwiek był na terenie posesji.

– Wejdziemy od strony tamtych drzew – stwierdza Perun.

– Przecież tam jest lity mur – nieśmiało wyrażam protest.

– Poradzimy sobie. – Mój ojciec wyciąga z plecaka linkę z kotwiczką.

– Kamery nas wykryją, muszę się wpiąć w sieć ochrony i zapętlić sygnał, tak by wciąż pokazywał o samo.

– Szkoda czasu, załatwimy to przy pomocy drobnego spięcia.

 

Papcio ciut zaszalał, spięcie nie było drobne, elektryczne iskry przeskakiwały nawet po zwojach drutu kolczastego. Po chwili jesteśmy już po wewnętrznej stronie muru.

– Czego właściwie szukamy?

– Chcę zobaczyć twojego szefa.

– O Boże! – Oczy rozszerzają mi się z przerażenia.

– Spokojnie,  jestem obok ciebie – mówi Perun.

– Tam jest Reptilianin. – Z przerażeniem patrzę, jak domniemamy waran wstaje na dwie nogi i rusza w naszą stronę.

– Kto?

– Kosmiczny jaszczur z konstelacji Oriona. Przedstawiciele jego rasy potrafią przybrać ludzką postać i podobno rządzą całą Ziemią.

– Gdzie on jest? – Ojciec rozgląda się na wszystkie strony.

– Taaam – jąkam się ze strachu.

– A to. – Perun w końcu dostrzega o czym mówię. – Młody nie panikuj, to nie jakiś tam Reptilian, tylko Żmij.

– Kto!

– Jeden ze sług Welesa. Jego rasa powstała jako strażnicy wejścia do wyraju wężowego, takich zaświatów dla kombinatorów – tłumaczy mi łopatologicznie.

– Wolę określenie Reptilianie, w Welesa wierzy zaledwie kilkanaście tysięcy członków kultu, w kosmitów z Oriona miliony ludzi. Ciężko pracowaliśmy na ten sukces. – Jaszczur o głosie Miłosza Saurii dumnie zadziera głowę.

– Pracowaliśmy? To jest was więcej? – pytam speszony.

– Tysiące, na najwyższych stanowiskach w rządach wszystkich światowych potęg.

– Ty mi tu nie ściemniaj, tylko umów spotkanie z Welesem – rzuca Perun.

– Mój pan jest bardzo zajęty.

– Pewnie okradaniem mnie z energii gromadzonej przez ludzi modlących się aby elektronika działała. – Elektryczna iskra przeskakuje między palcami władcy piorunów.

– Jeśli zależy im na kasie, to ich energia należy do Welesa, jako patrona handlu i bogactwa – rzuca Żmij błyskając zębami jadowymi.

– O czym wy mówicie?

– O bankowości elektronicznej – odpowiadają jednocześnie.

– Nie rozumiem.

– Zgodnie ze starym układem, Weles jako patron bogactwa, ma prawo do energii jaką gromadzą ci, co marzą o skarbach, złocie, tłustych krowach i tym podobnych dobrach. Analogicznie moją własność stanowi to, co gromadzą ludzie wiążący swoją nadzieję lub strach z piorunami czyli elektrycznością – rzecze Perun. – Reasumując, jeśli na przykład dziewczyna marzy o diamentowej kolii, albo gdy chłopak o nowym samochodzie, nic mi do tego, jeśli jednak chcą, by przelew przyszedł na czas, alby by oprogramowanie bankomatu pomyliło się na ich korzyść, to związana z tymi pragnieniami energia należy do mnie.

– Polemizowałbym, bogactwo to bogactwo, niezależnie czy to stado krów, złoto, diamenty, papierowy banknot, czy też stan konta na bankowym serwerze. – Upiera się Miłosz.

– Elektryczność to elektryczność, nieważne czy w piorunie, czy postaci strumieni bitów sieci komputerowej – ripostuje władca piorunów.

– Spytajmy, co o tej sprawie myśli twój syn, pobłogosławiony przez Welesa podwyżką płacy o dwadzieścia procent – Sauria zaakcentował ostatnie dwa wyrazy.

– No właśnie, młody, co ty o tym myślisz? – Perun spojrzał na mnie znacząco.

Z jednej strony ojciec, który pomógł mi wyrwać się spod władzy projektantów Nowego Porządku, z drugiej dyrektor, który właśnie dał mi ekstra podwyżkę. Jeden jest niezłym hakerem i włada elektrycznością, drugi ma pewnie dziwne kontakty zarówno z rządami jak i patronem bogactwa. Odpowiedź mogła być tylko jedna.

– Myślę, że jako katolik nie mogę rozstrzygać o pogańskich dogmatach.

 

Na moje szczęście ta odpowiedź ich rozbawiła, a podwyżkę i tak dostałem.

Koniec

Komentarze

Sympatyczny tekścik, ładne rozwinięcie poprzedniego. Taki lekki.

Zwróciłam uwagę na firmę, która dokonała zakupu, więc nie było zaskoczenia.

Wykonanie. Mam wrażenie, że nieco się pospieszyłeś ze wstawianiem tekstu. Że da się Ciebie nauczyć interpunkcji, zaczynam wątpić (wołacze, MPJ, do ciężkiej ospy!), ale tu mamy jeszcze zgrzyty w zapisie dialogów, czasami jakąś literówkę.

szklarnia połączona z czymś coś, co wygląda na skrzyżowanie basenu i tropikalnego oczka wodnego. Na skąpanych w słońcu kamieniach, wyleguje się nawet jakiś wielki jaszczur, chyba waran. Bez wątpienia mój nowy szef ceni sobie dyskrecję. Ogrodzenie posesji przypomina fort na dzikich polach. Wysoki betonowy mur płot zwieńczony zwojami drutu kolczastego

A w tym fragmencie, IMO, zostały dwa zbędne słowa.

Babska logika rządzi!

Fajne to :) Humor może niekoniecznie zawsze w punkt, ale z mojego punktu widzenia całkiem fajny. Ostatnie pytanie i odpowiedź z końcówki szczególnie przypadło mi do gustu :)

W technicznych aspektach to widać niektóre błędy interpunkcyjne, których manierę i ja zdążyłem u siebie zwalczyć. Reszta jakoś szczególnie nie przeszkadzała w czytaniu.

Podsumowując: jest okej, nawet śmiesznie :)

 

Edycja:

Gary dostał Reptilian, a czy ja dostanę Templariuszy, czy też już wliczasz ich do Jaśnie Oświeconych i Nowego Porządku? :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

W jego trakcie ustalono, iż cierpiący na depresję dyrektor kupił sobie na allegro czarnoprochowego colta. Cierpiał już wówczas na depresję, świadczyły o tym wpisy jakie zostawił na fejsie. Na skutek nieostrożnego obchodzenia się z bronią doszło do wypadku i zginął asystent. Zdarzenie to sprawiło, iż dyrektor popełnił samobójstwo. Powiedzmy, że w tym śledztwie pomogłem policji nie tylko swoimi zeznaniami, a wersja oficjalna różni się od tego, co zdarzyło się naprawdę.

– parę powtórzeń, których można uniknąć.

Kupiło je konsorcjum World Express Logistic Exchange System i lawina zmian kadrowych runęła w dół obejmując nas swoim zasięgiem.

–runąć=spaść. Spadamy tylko w dół ;)

Spuszczone dawniej rolety zostały podciągnięte(+,) dając dostęp promieniom słonecznym.

– chyba…

Biurko z marmurowym blatem musiało się od nich latem mocno rozgrzewać, nowy dyrektor zdawał się jednak tym zupełnie nie przejmować.

­– nazywam te słowa osłabiaczem wymowy w tekście, bo sprawiają, że narrator zdaje się niepewny swoich sądów. Jeżeli to cecha narratora to ok, jeżeli nie, to trzeba takie zwroty wywalać ;)

Sauria na biurku miał potężną (+,)stacjonarną maszynę z procesorem chodzonym (chłodzonym) cieczą i zewnętrznym dyskiem.

Ludzki szef, coś takiego rzadko występuje w naturze.

– prawda, życiowa prawda :D

 

Oczywiście nie robię tego „na piechotę”. Prywatny laptop, numer telefonu kupiony na „nurka” z dworca Centralnego (+,)dający niezależne wyjście na sieć niewidzialne z firmowego LAN'u.

Stworzenie profilu osobowościowego,(-,) potrwa jakąś godzinkę.

 

Wiem bo sam im go zaproponowałem.

– jeżeli z kontekstu wcześniejszego zdani/zdań wiadomo o kogo chodzi – wycinać zaimki w pień ;)

 

Akurat taką decyzję bardzo łatwo zrozumieć. Nowe brzmi obco i egzotycznie, poprzednie nazwisko zupełnie inaczej

– odwrotnie/wręcz przeciwnie?

 

– Aż tak – zawieszam na chwile głos.

– chwilę.

 

Parafrazując Kazika Staszewskiego, ja to widzę, ale w to, co widzę, nie wierzę. Przecież tak wyglądać mógłby idealny profil „szarego człowieka”. Standardowego do bólu przedstawiciela masy ludzkiej. Ktoś z takim poziomem agresji i determinacji, nie powinien mieć szans na dyrektorowanie. Jestem co prawda w stanie wyobrazić go sobie jako idealnego vice, w żaden sposób nie zagrażającego szefowi, ale nikogo więcej. Osobnik z takim profilem osobowości nosi ciuchy kupione w supermarkecie, a nie jedwabne koszule i garnitur szyty na miarę. A może Marlena się myliła co do jego ubrań? Mało prawdopodobne, co jak co, ale oko do takich rzeczy ma świetne. Zresztą nawet gdyby się myliła, to człowiek z taką osobowością miałby seryjny firmowy komputer o przeciętnych parametrach. Miłosz zaś ma maszynę marzenie. Wniosek z tego może być tylko jeden. – Ktoś użył oprogramowania bardzo podobnego do mojego, tyle że nie do analizy, ale do stworzenia profilu „przeciętnego człowieka”.

W zasadzie trochę przedobrzył i profil jest zbyt „zwyczajny”. Co ciekawe, na żadnym profilu, nie ma jakiejkolwiek informacji nawiązującej do czasu sprzed matury.

– nie jest tego tak dużo, w sumie może być, ale można mniej ;)

 

Godzinę później przeglądam nieliczne dane, jakie udało się wyszukać. Miłosz Siora samodzielne (samodzielnie) w internecie nie istnieje

 

O szesnastej siedem dostaję skan od Kingi. Trzecia strona z Ekspressu Wieczornego (,+) na niej artykuł serwujący opis wypadku w sensacyjnym sosie. 

– Za godzinę przygotujesz tego dużego drona i jedziesz ze mną.

– lecisz?

 

Wysoki betonowy mur płot zwieńczony zwojami drutu kolczastego jest obrośnięty bluszczem.

– niepotrzebne skreślić? ;)

 

Papcio ciut zaszalał, spięcie nie było drobne, elektryczne iskry przeskakiwały nawet po zwojach drutu kolczastego. Po chwili jesteśmy już po wewnętrznej stronie muru.

– czy taka awaria nie powinna uruchomić rezerwowego zasilania, a przynajmniej cichego alarmu o niesprawności systemu?

– Chcę zobaczyć twojego szefa.

– zdjęcie nie wystarczyło ? ;)

– Tam jest Reptilianin. – Z przerażeniem patrzę(+,) jak domniemamy waran wstaje na dwie nogi i rusza w naszą stronę.

– chyba…

– Kosmiczny jaszczur z konstelacji Oriona. Przedstawiciele jego rasy potrafią przybrać ludzką postać i podobno rządzą całą Ziemią.

– no nie… zwrot akcji, że aż boli :/

 

Dużo absurdu i specyficznego humoru :)

Całkiem ciekawie przedstawiony proces weryfikacji danych osobowych. Postaci w opowiadaniu mogłyby mieć nieco bardziej skrajne rysy psychologiczne (albo po prostu lepiej zarysowane osobowości), widoczne w sposobie wysławiania się, ale to już taka moja fanaberia ;)

 

Najgorzej wypadł ten przyłatany grubymi nićmi jaszczur… I wszystko to, co nastąpiło później. Ojcowska pogawędka, kto jest kim, jak ten świat działa i dlaczego, niczym rozmówka na pokerku…

Akcja straciła na tempie i generalnie zakończenie wyskoczyło z kapelusza i średnio mnie zadowoliło – liczyłem na coś więcej niż  – „ wszyscy żyli długo i szczęśliwie” ;)

 

Pozdrawiam.

Z zostawionego generatora haseł losowych, do którego miałem tylne wejście, żadna z nich nie korzysta.

Literówka.

Rodowe Sior zamienił na Sauria.

Miłosz Siora samodzielne w internecie nie istnieje.

Miłosz najpierw nazywa się Sior, a potem Siora.

We fragmencie z postami pod zdjęciem coś jest nie tak z cudzysłowem.

– Cześć[+,] Kiniu.

– Witaj[+,] Gromciu, cóż sprawia, iż dzwonisz do mnie.  

 

– Na kiedy tego potrzebujesz?

– Jakby się dało dziś do końca dnia?

– Ciężko będzie, muszę odebrać córkę z przedszkola, na dodatek dziś piątek weekendu początek. Nie gwarantuję, że wyrobię się do szesnastej.

– Ostatecznie może być jutro do południa.

– Powinnam zdążyć.

A ten fragment po prostu wydał mi się śmieszny: facet chce przysługi i daje termin (ostatecznie może być jutro). Ale to już takie moje czepianie się.

Trzecia strona z Ekspressu Wieczornego[+,] na niej artykuł serwujący opis wypadku w sensacyjnym sosie. Szczegóły zgadzają się z tymi podanymi w postach na forum klasowym. Ofiara śmiertelna[+,] o jakiej wspomina dziennikarz, to Miłosz S.

 Jest jeszcze ktoś[+,] kogo muszę o moim odkryciu poinformować.

 – Papciu[+,] mamy problem.

 Tyły zajmują garaże, kilkanaście starych drzew w rogu, szklarnia połączona z czymś coś, co wygląda na skrzyżowanie basenu i tropikalnego oczka wodnego.

 Wysoki betonowy mur płot zwieńczony zwojami drutu kolczastego jest obrośnięty bluszczem.

To mur czy płot?

– Spokojnie[+,] jestem obok ciebie – mówi Perun.

Z przerażeniem patrzę[+,] jak domniemamy waran wstaje na dwie nogi i rusza w naszą stronę.

 Reasumując[+,] jeśli na przykład dziewczyna marzy o diamentowej kolii, albo gdy chłopak o nowym samochodzie[+,] nic mi do tego, jeśli jednak chcą, by przelew przyszedł na czas, alby by oprogramowanie bankomatu pomyliło się na ich korzyść, to związana z tymi pragnieniami energia należy do mnie.

 Literówka.

– Elektryczność[-,] to elektryczność

 Bez przecinka.

I wywaliłabym ostatnie zdanie. Puenta jest w przedostatnim.

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Poprawki naniosłem. Teraz może dam kilka słów wyjaśnień.

 

Sauria od miał być jaszczurem stąd te zamiłowanie np do paproci (epoka dinozaurów) i ciepłych kamieni, stąd te nagrzewające się od słońca biurko w gabinecie.

 

Reptilianie zdaniem wtajemniczonych albo potrafią przyjmować ludzki kształt, albo mają super ekstra urządzenia kamuflujące. Założyłem, że Reptilianin = Żmij to elektroniczny kamuflaż odpadł. Sauria był u siebie, nie potrzebował się maskować, stąd ten jaszczur na kamieniach. Zresztą kogo jak kogo, ale Peruna znał i nie musiał przed nim nikogo udawać. Wedle słowiańskich wierzeń Żmij walczył z Perunem podczas pierwszej wiosennej burzy. Skoro panowie walczyli tyle razy, przez wieki, to dobrze się znali, mogli sobie pozwolić na spokojną rozmowę. Walka miała charakter rytualny i z góry ustalonego zwycięzcę (Perun odbiera Żmijowi wodę i przez lato będzie zraszał nią ziemię) przy czymś takim, nie ma miejsca na nienawiść.

 

Ostatnie zdanie uzasadnia tytuł. 

 

NoWhereMan powiem uczciwie, aktualnie pracuję nad trzema legendami brokowskimi, jak tylko je skończę  napiszę coś o Templariuszach. A co tam ;)

 

Blacktom dronem nie polecą. Zakładam, że Perun przyjedzie po syna terenówką albo czymś podobnym. 

 

Anet Gromosław nie prosi o przysługę, te są gratisowe lub wymagają rewanżu w przyszłości. On daje zlecenie a te mają terminy wykonania.

 

 

 

 

 

 

Jestem niezmiernie ciekaw efektów obu tych prac, MPJ :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Tekst z gatunku lżejszych, dość zabawny i choć wykonanie pozostawia nieco do życzenia, czytało się nie najgorzej.

 

kupił sobie na al­le­gro czar­no­pro­cho­we­go colta. – …kupił sobie na Al­le­gro czar­no­pro­cho­we­go colta.

 

może się ciut po­tar­gu­je i tu zo­sta­nę? . – Zbędna kropka.

 

in­stynk­tow­nie czuje w nim coś nie­po­ją­ce­go. – Literówka.

 

numer te­le­fo­nu ku­pio­ny na „nurka” z dwor­ca Cen­tral­ne­go… – …numer te­le­fo­nu ku­pio­ny na „nurka” z Dwor­ca Cen­tral­ne­go

 

wyj­ście na sieć nie­wi­dzial­ne z fir­mo­we­go LAN'u. – …wyj­ście na sieć nie­wi­dzial­ne z fir­mo­we­go LAN-u.

 

Z zo­sta­wio­ne­go ge­ne­ra­tor haseł lo­so­wych… – Literówka.

 

teraz razem je co dzień pod­le­wa­ny. – Literówka.

 

Mar­le­na pusz­cza mi oczko.Mar­le­na pusz­cza do mnie oczko.

Oczko puszcza się do kogoś, nie komuś.

 

Mi­łosz Siora sa­mo­dziel­ne w in­ter­ne­cie nie ist­nie­je.Mi­łosz Siora sa­mo­dziel­ne w In­ter­ne­cie nie ist­nie­je.

 

Trze­cia stro­na z Eks­pres­su Wie­czor­ne­go… – Trze­cia stro­na z Expres­su Wie­czor­ne­go

 

Ofia­ra śmier­tel­na o ja­kiej wspo­mi­na dzien­ni­karz… – Ofia­ra śmier­tel­na o której wspo­mi­na dzien­ni­karz

 

ma w ze­sta­wie z dom i sa­mo­chód Kena. – Literówka.

 

Mimo że Ami­sia nie ma do­stę­pu do in­ter­ne­tu… – Mimo że Ami­sia nie ma do­stę­pu do In­ter­ne­tu

 

bo cię kil­ko­ma ty­sią­ca­mi volt po­piesz­czę. – …bo cię kil­ko­ma ty­sią­ca­mi woltów po­piesz­czę.

 

drugi ma pew­nie dziw­ne kon­tak­ty za­rów­no z rzą­da­mi… – Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Kolejna porcja poprawek naniesiona 

 

Cieszę się, że mogłam pomóc. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ze zdawałoby się ciężkostrawnego koktajlu (korporacja, wszechwiedzący Internet, pogańscy bogowie, Reptilianie) stworzyłeś całkiem interesujący tekst. Styl może nie był bez zarzutu, ale czytało się bez dłużyzn i potknięć.

Podobała mi się również puenta.

A więc Reptilianie faktycznie rządzą światem! Sympatyczne, dobrze się czytało. Dam głos na Bibliotekę.

Fajne, :) (na lic. Anet). Kilka lat temu, jak widać, Anet pisała długie komentarze. Na miejscu autora miś oprawiłby sobie w ramkę i schował na pamiątkę jej komentarz. 

Miś z przyjemnością odkurzył to opowiadanie.

 

Cieszę się, że się podobało :) 

 

 

Nowa Fantastyka