- Opowiadanie: Cloudstorms - Otchłań śmierci

Otchłań śmierci

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Otchłań śmierci

– To tutaj?

– Cicho, bo jeszcze cię usłyszy.

– Ale ona przecież nie słyszy?

– Nie mówi idioto, ma uszy, więc wciąż słyszy.

Dwóch chłopców przykucnęło w cieniu jednego z cmentarnych aniołów. Jego stare pokryte mchem skrzydła skrywały ich w mroku przed światłem księżyca.

***

Dziewczynka wiedziała o ich obecności. Nie martwiła się jednak nimi. Byli ciekawi, ona również była ciekawa. Szczególnie, gdy dotyczyło to tego miejsca. Doceniała więc, że oni chcieli wiedzieć więcej o niej. Sama chciałaby wiedzieć kim są oni, ludzie, którzy o niej opowiadają. Wiatr przynosił nowiny szybciej niż jakikolwiek telefon czy stacja radiowa. A ona wsłuchiwała się w niego każdego dnia. I czekała cierpliwie na ojca.

Poprawiła lekko swoje atramentowe włosy i zmrużyła oczy skupiając się na leżącej przed nią wiewiórce. Drobne zwierzątko zostało brutalnie zabite przez jakiegoś amatora wiatrówek, który wziął sobie je za cel i prawdopodobnie strzelał z pobliskiego bloku przy cmentarzu. Wiewiórka miała ranę, przez którą wypłynęły jej wewnętrzne organy. Wokół rozlała się krew tworząc nieregularną plamę zmieszaną z błotem.

Bez sensu, pomyślała dziewczynka. Lekko podirytowana dotknęła delikatnie wiewiórki. Chwilę później skrzywiła się, a jej ciało zadygotało, jak małemu dziecku, któremu przed chwilą do buzi wepchnięto łyżkę pełną szpinaku, którego miłośnikiem nie było.

Na ziemię powoli opadł kawałek jej skóry. W tym samym momencie wiewiórka wstała, podrapała się po uchu i czmychnęła na pobliskie drzewo.

***

– O mój Boże, o mój Boże, o mój Boże! – pulchniejszy chłopiec spojrzał z przerażeniem na swojego brata i wystawił palec w kierunku klęczącej dziewczyny. – Widziałeś to?

– Tak, Peter, nagrałem wszystko na telefon. Biegnijmy pokazać to ojcu, nie uwierzy czego właśnie byliśmy świadkami – drugi chłopiec z ciemnymi włosami spojrzał podekscytowany i zafascynowany na swój telefon. – Biegniemy do domu?

– Nie róbcie tego, proszę – odpowiedział głos.

– Kto, kto to powiedział? – zapytał Peter, a jego pulchne policzki zadygotały.

– Ja.

Gdy chłopcy odwrócili się, momentalnie odskoczyli przerażeni. Przed sobą zobaczyli dziewczynkę w ciemnej czystej sukience, jej długie włosy sięgały aż do pasa, zaś skóra była jasna jak wiszący nad nią księżyc. Oczy chłopców spoczywały jednak nie na jej fryzurze ani skórze, a ustach, które były zszyte i wyglądały jakby dziewczyna nigdy nie miała możliwości ich otwarcia.

– Jak… Ona… Peter, uciekajmy! – ciemnowłosy chłopiec chwycił swojego brata i razem uciekli z cmentarza.

Dziewczynka spojrzała na posąg anioła, pod którym chłopcy przed chwilą się skrywali. Anioł patrzył wprost na nią swoimi kamiennymi oczami, a spod jego powiek płynęły czerwone łzy.

– Wiem – odpowiedziała dziewczynka. – Tata niedługo przyjdzie.

***

Dziewczynka siedziała pod drzewem i czyściła brudne paznokcie, gdy pod bramą cmentarza zbierał się tłum. Słyszała ich od ostatnich kilku godzin, jak gromadzili się w większą grupę, jak otaczali miejsce spoczynku zmarłych i opowiadali między sobą o konfrontacji z nią.

Nie chciała ich krzywdy, naprawdę nie chciała. Ludzie z natury byli źli, okrutni i robili sobie często przykrości. To zresztą jedna z rzeczy, o których opowiadali jej najczęściej zmarli – jak bardzo żałują tego, że za życia byli podli dla innych. Dziewczynka nie rozumiała ani nie czuła złości czy nienawiści, która napędzała ludzkość. Wykorzystywała tylko od czasu do czasu swoje umiejętności żeby ożywić okoliczne zwierzątka, które wprowadzały nieco więcej radości i szczęścia do tego posępnego miejsca. Tata nie pozwolił jej się stąd ruszać, ale nie mówił, że nie może od czasu do czasu nagiąć reguł śmierci.

– Tam jest, widzę ją!

Dziewczynka ruszyła się nerwowo. Ze zdenerwowania wyjęła jeden ze szwów na ustach. Gdy tylko opadł na ziemię, nowy pojawił się na jego miejscu. Nie mogła się jednak powstrzymać i wyrwała kolejny. Zawsze, gdy była zestresowana, międliła szwy. Tata powtarzał, żeby tego nie robiła, bo nie przystoi to młodej damie.

– Nie róbcie mi krzywdy, proszę – powiedziała bezgłośnie w przestrzeń wokół.

W jej stronę szedł rozwścieczony tłum. Na jego czele stał ksiądz z wielkim krzyżem i ceremonialnym kosturem. Prawdopodobnie myśli, że jest demonem.

– Milcz, demonie! – zagrzmiał ksiądz.

Demon, tak jak myślała.

Ludzie z tłumu trzymali w rękach latarki, telefony komórkowe, a co poniektórzy kije bejsbolowe, a nawet broń ostrą. Jeden mężczyzna, za którego plecami chroniło się dwóch chłopców, których widziała wcześniej, trzymał w ręku wiatrówkę. Na jego widok dziewczyna zmrużyła oczy.

– Demonie, przepadnij precz z tego miejsca! A kysz! – zagrzmiał ksiądz celując krzyżem między oczami dziewczynki.

– Nie jestem zwierzęciem, które można przepędzić. Nie jestem też demonem, to niemiłe, że tak mnie nazywasz.

Kilka osób zrobiło krok w tył, gdy dziewczyna odezwała się. Nie poruszała przy tym ustami, co zaniepokoiło większość z nich.

– Słyszeliście to, prawda? Czy to tylko moje majaki? – zapytała niepewnie kobieta z tłumu.

– Tak, ale proszę się nie lękać, droga pani Sanderson. Demony komunikują się z nami poprzez telepatię – odpowiedział ksiądz prostując się zdecydowanie przy wypowiadaniu ostatniego słowa.

– To nie telepatia, tylko…

– Milcz, demonie! – ksiądz zrobił krok naprzód i opryskał niespodziewanie twarz dziewczynki wodą. Dopiero teraz zauważyła, że w krzyżu miał ukrytą skrytkę na wodę święconą. Pokręciła tylko z powątpiewaniem głową i odwróciła się.

– Nie ma stąd ucieczki, diable – powiedział zagradzając jej drogę łysy chłopak z drewnianą pałką w rękach. Za jego plecami stało kilku roztrzęsionych z gniewu i przerażenia kolegów.

– Zostawcie mnie w spokoju. Niczego wam nie zrobiłam – dziewczynka rozejrzała się nerwowo. Czuła się jak Frankenstein na starych filmach, gdy wokół zbierali się mieszkańcy wioski z pochodniami i grabiami. Tyle tylko, że teraz w rękach trzymali telefony komórkowe, latarki i kije bejsbolowe.

– Twoje jestestwo jest wystarczającym powodem dla przepędzenia cię z tego świata. Jesteś kreaturą, która nawiedza ten cmentarz i straszy naszą lokalną społeczność – zagrzmiał ksiądz, a jego słowom wtórowały gromkie brawa i radość tłumu.

– Nikogo nie nawiedzam…

– Milcz!

Tym razem po pryśnięciu wodą święconą dziewczynka poczuła na plecach uderzenie twardego przedmiotu. Padła na kolana zdezorientowana, wokół słyszała rozochocone głosy pełne nienawiści.

– W imię ojca, pana naszego – grzmiał ksiądz, a po każdym jego słowie następowały ciosy wymierzone w dziewczynkę.

Leżała na ziemi, kopana, bita i uderzana raz za razem przez każdego z mieszkańców wioski. Niektórzy rzucali w nią kamieniami i szyszkami, które znaleźli przy stopach. Ktoś nawet rzucił szklaną butelką, która rozbiła się na jej ramieniu.

Zaczynała czuć przykrość, która powoli budziła w niej coś, czego wcześniej nigdy wcześniej nie zaznała. Ludzka nienawiść zaczynała wpływać na nią samą. Tata kazał jej jednak tutaj zostać, więc nie mogła się stąd ruszyć. Nawet, gdyby chciała.

– Krzywdzicie ją, przestańcie. Tato, proszę… – podchwyciła spojrzenie chłopca o czarnych włosach, który na jej widok płakał i odciągał ojca od reszty tłumu.

– Dziecko, zamilcz. Widzisz tutaj dziewczynkę, ale to tylko ułuda, iluzja i skóra, którą przyjął demon, by nas zwabić jednego po drugim i ściągnąć do piekieł. Dobrze zrobiłeś, że wraz z bratem pokazaliście nam swój film. Popatrz tylko na jej usta, na te czarne oczy i pokaleczone ciało. To kreatura, która nie powinna chodzić po tej ziemi – ksiądz patrzył z góry na dziewczynkę i smakował każde wypowiadane przez siebie słowo. Krzyż na jego szyi dygotał z każdym poruszeniem szyi duchownego. – Zwiążcie ją.

Dziewczynka nie miała siły ruszyć się, gdy kilka osób podnosiło ją ostrożnie, jak coś, od czego mogą zarazić się śmiertelną chorobą. Zaraz potem poczuła jak ktoś zakłada sznur na jej dłonie i zaczyna ciągnąć po ziemi.

Zrezygnowana, zmęczona i zakrwawiona obserwowała gromadzących się wokół niej ludzi. Ich twarze przypominały demony, które kiedyś spotkała, gdy podróżowała wraz z ojcem. Były wredne, obrzydliwe i pełne bezgranicznej złości, którą mogli wydobyć z siebie jedynie ludzie. To wszak oni byli największymi potworami, z których rodziły się demony.

– Andlát – wyszeptała dziewczynka.

– Co ona powiedziała?

– A kogo to obchodzi, przywiąż ją do tego drzewa.

– Tak, ha ha, do drzewa!

– Moi drodzy, trzeba odprawić modlitwę przy tym drzewie, a później podpalić je wraz z nią. Niech dobry Bóg ma nas w swojej opiece!

Podczas gdy kilka osób przywiązywało mocno dziewczynę do drzewa, ona patrzyła przed siebie. Gniew kipiał w niej, ale powstrzymywała się przed wykorzystaniem go przeciwko tym ludziom. Nie mogła. Zamiast tego wypowiedziała ponownie to samo słowo.

– Andlát.

***

Świat zatrzymał się w miejscu, gdy dziewczynka wypowiedziała imię swojego ojca. Niebo pociemniało, a księżyc słysząc to słowo schował się za horyzontem, dając jedynie lekką poświatę dla postaci, która zbliżała się od zachodu.

Postać miała niemal trzy metry wzrostu i była ubrana w czarny płaszcz, który przykrywał całe jej ciało. Spod ciemnego kaptura raz na jakiś czas błyszczały karmazynowe punkty. Spod długich rękawów wysunęły się długie na metr ostrza.

"Zrobili ci krzywdę."

– Nie, ojcze. To tylko ludzie. Oni nie wiedzą.

"Byłaś posłuszną dziewczynką i nie zrobiłaś im krzywdy. Jestem z ciebie dumny. Ja nie mam zamiaru jednak być dla nich równie pobłażliwy. Każdy z nich odpowie przede mną."

Dziewczynka wiedziała, że nie może dyskutować z ojcem. Opuściła głowę i pokiwała nią lekko na znak zgody.

Czas ruszył z miejsca. Chłopak, który wyciągał właśnie kanister z benzyną, którym miał polać dziewczynkę, zamarł widząc stojącą przed nią postać. Tłum rozstąpił się, słychać było jęki i wrzaski niektórych osób. Ksiądz podniósł krzyż w geście obronnym.

To jednak nie pomogło. Śmierć nie brał jeńców. Ostrza, zastępujące jego ręce, cięły precyzyjnie i nie chybiły ani jednego celu. Dla ludzi w tłumie wydawało się, że podmuchy wiatru przerywane są jedynie krótkimi, nagłymi pauzami. Gdy Śmierć skończył, każdy z nich upadł na ziemię z wyrazem zdziwienia na twarzy. Kałuże krwi powoli tworzyły się wokół ich nieruchomych ciał.

Dziewczynka obserwowała to wszystko ze stoickim spokojem. Każda kropla krwi, która nieopatrznie spadła na nią, była wchłaniana przez jej ciało i sukienkę, co skutkowało tym, że wszystkie jej siniaki i rany zmniejszały się i samoistnie zamykały.

Gdy Śmierć skończył, odwrócił się w stronę swojej córki.

"Manea, czas na nas."

– Poczekaj, tato. Muszę zrobić jeszcze jedną rzecz – mówiąc to, Manea podeszła do martwych ciał dwóch chłopców, z którymi wcześniej rozmawiała i skupiła na nich swój wzrok.

Dotykając ich martwych twarzy, odetchnęła głęboko. Jej prawa ręka zesztywniała i zaczęła szarzeć poczynając od czubków palców. Gdy szarość dotknęła jej łokcia, podmuch wiatru zdmuchnął ją jak dmuchawce. Manea obejrzała rozsypującą się w powietrzu rękę i wstała podchodząc do ojca i chwytając jego zakrwawione ostrze lewą ręką. Wchłaniając całą krew z niego, jej ciało zaczęło powoli odbudowywać straconą kończynę.

"Czemu to zrobiłaś?"

– Są ciekawi. Jest w nich coś więcej. Czuję, że mają do odegrania większą rolę.

"Skoro tak uważasz, Manea. Musimy ruszać w drogę, czas nas goni."

Księżyc wrócił niepewnie na nieboskłon, bacznie obserwując ponowne przybycie nieproszonego gościa. W mroku dwóch chłopców wstawało pośród zakrwawionych ciał swojej rodziny, przyjaciół, sąsiadów i reszty mieszkańców wioski.

Wiedzieli, że to wszystko wina dziewczynki z zaszytymi ustami. I pewnego dnia zemszczą się na niej.

***

Dwóch chłopców płakało wśród martwych ciał swoich najbliższych, gdy ze wschodu cmentarza pojawiły się trzy ogromne wierzchowce. Ich jeźdźcy byli spowici w mroku, a u ich boków zwisały wielkie miecze.

Jeźdźcy podjechali do chłopców. By spojrzeć w ukryte w mroku twarze, chłopcy musieli wysoko zadzierać głowy. Same wierzchowce były od nich wyższe o dobry metr.

– Kim jesteście? – wyszeptał Peter.

Jeden z jeźdźców zeskoczył z siodła. Dopiero teraz chłopcy zauważyli, że była to kobieta. Miała na sobie ciasny, czerwono-czarny strój, a jej czarne włosy zakrywały znaczną część twarzy. Między nimi widać było karmazynowe oczy, które lśniły w mroku. Niebo momentalnie pociemniało.

– Mówcie natychmiast dokąd oni poszli?! – zagrzmiała kobieta, a jej oczy błysnęły złowrogo.

– Ja… nie… – Peter zaczął się odczołgiwać od przerażającej postaci.

– ABYSS, ZOSTAW ICH W SPOKOJU – mruknął jej towarzysz, a jego głos odbił się echem w bezgłośnej nocy.

Kobieta podeszła do pulchnego chłopca, przycisnęła go mocno obcasem i wyciągnęła rękę. Chłopiec krzyczał i wierzgał się patrząc wprost w oczy swojego brata, który sparaliżowany ze strachu płakał jedynie i poruszał bezgłośnie ustami. Po kilku sekundach kobieta zamknęła dłoń w pięść, a pulchny chłopiec przemienił się w pył, który wchłonęła.

– Jeżeli chcesz jeszcze kiedyś zobaczyć swojego brata, poprowadź mnie do Śmierci – powiedziała od niechcenia, nie spoglądając na klęczącego na ziemi chłopca. – Pokaż mi dokąd zabrał moją córkę.

Koniec

Komentarze

Przeczytałem, spodobała mi się postać dziewczynki , ciekawie prowadzisz narracje. Motyw bestii bardziej ludzkiej od ludzi, w moim mniemaniu można skwitować zdaniem: ,,Odgrzewany kotlet, ale jaki smaczny!’’ Trafia to do mnie, dobra robota. 

 

Jeśli chodzi o zgrzyty dopatrzyłem się tylko jednego, ale jeszcze nie nabrałem wprawy:

 

,,…powiedziała od niechcenia kobieta nie spoglądając na klęczącego na ziemi chłopca.’’ – niepotrzebne powtórzenie, patrz dwa wersy wyżej. Generalnie bym tą kobietę wywalił i wstawił przecinek.

 

Z mojego punktu widzenia, człowieka gloryfikującego Śmierć w wydaniu Pratchett’a, to ta konwencja Śmierci mnie trochę odrzuca. Raczej przedstawiona tu Śmierć pasuję mi do jakiegoś demona, tudzież innej poczwary.

 

Pozdrawiam!

Taaak, motyw ludzi gorszych od bestii starawy… Pojawiał się już tyle razy, że wiadomo, do czego musi prowadzić. Dopiero pod koniec zaczyna się coś bardziej interesującego, bo niespodziewanego. Ale nie ciągniesz tego wątku.

Wykonanie mogło być lepsze: interpunkcja kuleje, błędy w zapisie dialogów. Ale przynajmniej literówek chyba nie ma.

– O mój boże, o mój boże, o mój boże

Boże raczej dużą literą.

Babska logika rządzi!

@Kiejstut, @Finkla

 

Bardzo Wam dziękuję za informacje o błędach, poprawiłem tam, gdzie udało mi się je zauważyć. :)

 

Chciałbym rozwinąć historię głównej bohaterki, więc prawdopodobnie to dopiero pierwsze z kilku opowiadań, które chciałbym o niej napisać.

 

@Kiejstut

 

Uwielbiam Pratchetta i jego wersję Śmierci. Tutaj jednak starałem się iść w innym kierunku. Mniej uczłowieczać ją i stworzyć nieco bardziej nieprzewidywalną. Na pewno popracuję jeszcze nad tą postacią. Cieszę się, że Manea się spodobała! :)

Wiewiórka miała ranę, przez którą wypłynęły jej wewnętrzne organy.

Ciężko mi sobie wyobrazić jak organy wewnętrzne wylewają się przez dziurkę po śrucie, ale jeśli już to chyba lepiej brzmiałoby wnętrzności.

 

Przydałoby się popracować nad warsztatem, niektóre zdania są trochę niezgrabne, co utrudnia płynne czytanie np. tutaj jest dużo powtórzeń:

Spod ciemnego kaptura raz na jakiś czas błyszczały karmazynowe punkty. Spod długich rękawów wysunęły się długie na metr ostrza.

Trochę dziwi mnie zachowanie tłumu. Czasy współczesne, a motłoch jakby żywcem przeniesiony ze średniowiecza, ale to już rzecz gustu.

 

Postać dziewczynki jest najmocniejszym elementem opowiadania, ciekawy pomysł, który rzeczywiście można by rozwinąć.

 

 

 

Obawiam się, że znalazłoby się wiele wioskowych tłumów, szczególnie pod przewodem miejscowego proboszcza, mogących się „poszczycić” podobnym brakiem tolerancji, niekoniecznie wobec cmentarnej dziewczynki, jak w opowiadaniu.

Otchłań Śmierci zaciekawiła mnie i chętnie przeczytałabym o dalszych losach bohaterów, ale nie ukrywam, że wolałabym, aby kolejne opowiadania były napisane zdecydowanie lepiej.

 

Jego stare po­kry­te mchem skrzy­dła skry­wa­ły ich… – Nie brzmi to najlepiej.

Może: Jego stare, porośnięte mchem skrzy­dła skry­wa­ły ich

 

Do­ce­nia­ła więc, że oni chcie­li wie­dzieć wię­cej o niej. Sama chcia­ła­by wie­dzieć kim są oni, lu­dzie, któ­rzy o niej opo­wia­da­ją. – Czy powtórzenia i wszystkie zaimki są celowe?

 

za­bi­te przez ja­kie­goś ama­to­ra wia­tró­wek, który wziął sobie je za cel i praw­do­po­dob­nie strze­lał z po­bli­skie­go bloku przy cmen­ta­rzu. Wie­wiór­ka miała ranę, przez którą wy­pły­nę­ły jej we­wnętrz­ne or­ga­ny. – Kiedyś moje dwa Koty zostały postrzelone z wiatrówki – jeden w brzuszek, drugi w udko – jednak przez ranki/ otworki po śrucinie nie wypłynęły im żadne wewnętrzne organy. Wiewiórka jest znacznie mniejsza, ale nie przypuszczam żeby mogło z niej coś, poza krwią, wypłynąć.

W dalszym ciągu opowiadania piszesz, że na cmentarzu zjawili wszyscy mieszkańcy wioski. Czyżby w wiosce wybudowano bloki???

 

– O mój Boże, o mój Boże, o mój Boże! – pulch­niej­szy chło­piec… – – O mój Boże, o mój Boże, o mój Boże! – Pulch­niej­szy chło­piec

Nie zawsze poprawnie zapisujesz dialogi. Pewnie przyda się ten wątek: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

 

Dziew­czyn­ka ru­szy­ła się ner­wo­wo. Ze zde­ner­wo­wa­nia wy­ję­ła… – Nie brzmi to najlepiej.

Może: Dziew­czyn­ka ru­szy­ła się niespokojnie. Ze zde­ner­wo­wa­nia wy­ję­ła

 

Za­wsze, gdy była ze­stre­so­wa­na, mię­dli­ła szwy. – Raczej: Za­wsze, gdy była ze­stre­so­wa­na, wypruwała szwy.

Sprawdź znaczenie słowa międlić.

 

Praw­do­po­dob­nie myśli, że jest de­mo­nem. – To chyba myśl dziewczynki, więc: Praw­do­po­dob­nie myśli, że jestem de­mo­nem.

Poznaj możliwości zapisywania myśli postaci: http://www.jezykowedylematy.pl/2014/08/jak-zapisac-mysli-bohaterow/

 

 A kysz! – za­grzmiał ksiądz ce­lu­jąc krzy­żem mię­dzy ocza­mi dziew­czyn­ki.A kysz! – za­grzmiał ksiądz, ce­lu­jąc krzy­żem mię­dzy oczy dziew­czyn­ki.

 

że w krzy­żu miał ukry­tą skryt­kę na wodę świę­co­ną. – Nie brzmi to zbyt dobrze.

Proponuję: …że w krzy­żu miał ukry­ty pojemnik na wodę świę­co­ną.

 

– W imię ojca, pana na­sze­go – grzmiał ksiądz… – – W imię Ojca, Pana na­sze­go – grzmiał ksiądz

 

po­wo­li bu­dzi­ła w niej coś, czego wcze­śniej nigdy wcze­śniej nie za­zna­ła. – Dwa grzybki barszczyku.

 

Krzyż na jego szyi dy­go­tał z każ­dym po­ru­sze­niem szyi du­chow­ne­go. – Brzydkie powtórzenie.

Proponuję: Krzyż na szyi duchownego dy­go­tał z każ­dym jego po­ru­sze­niem.

 

– Moi dro­dzy, trze­ba od­pra­wić mo­dli­twę przy tym drze­wie… – – Moi dro­dzy, trze­ba odmówić mo­dli­twę przy tym drze­wie

 

Spod dłu­gich rę­ka­wów wy­su­nę­ły się dłu­gie na metr ostrza. – Kolejne powtórzenie.

Ostrza były zapewne w rękawach, nie pod nimi.

Proponuję: Z rę­ka­wów wy­su­nę­ły się, dłu­gie na metr, ostrza.

 

„Zro­bi­li ci krzyw­dę.”„Zro­bi­li ci krzyw­dę”.

Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu. Ten błąd pojawia się także w dalszej części opowiadania.

 

Chło­pak, który wy­cią­gał wła­śnie ka­ni­ster z ben­zy­ną, któ­rym miał polać dziew­czyn­kę… – …któ­rą miał polać dziew­czyn­kę

Miał polać dziewczynkę benzyną, nie kanistrem.

 

Dla ludzi w tłu­mie wy­da­wa­ło się, że po­dmu­chy wia­tru… – Ludziom w tłu­mie wy­da­wa­ło się, że po­dmu­chy wia­tru

Coś wydaje się komuś, nie dla kogoś.

 

spa­dła na nią była wchła­nia­na przez jej ciało i su­kien­kę, co skut­ko­wa­ło tym, że wszyst­kie jej si­nia­ki… – Czy wszystkie zaimki są konieczne?

 

Gdy sza­rość do­tknę­ła jej łok­cia, po­dmuch wia­tru zdmuch­nął ją jak dmu­chaw­ce. – Powtórzenia.

Może: Gdy sza­rość do­tknę­ła jej łok­cia, poryw wia­tru zwiał ją jak dmu­chaw­ce.

 

Ich jeźdźcy byli spowici w mroku, a u ich boków zwisały wielkie miecze. Jeźdźcy podjechali do chłopców. By spojrzeć w ukryte w mroku twarze… – Powtórzenia.

Ich jeźdź­cy byli spo­wi­ci mrokiem… Lub: Ich jeźdźców spowijał mrok

Można być spowitym czymś, nie w czymś.

 

Miała na sobie cia­sny, czer­wo­no-czar­ny strój… – Przypuszczam, że miało być: Miała na sobie obcisły, czer­wo­no-czar­ny strój

 

ABYSS, ZO­STAW ICH W SPO­KO­JU – mruk­nął jej to­wa­rzysz… – Dlaczego towarzysz mówi wielkimi literami?

 

Chło­piec krzy­czał i wierz­gał się… – Chło­piec krzy­czał i wierz­gał

Wierzgać, to machać nogami. Czy można machać się nogami?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Technicznie błędy nie przeszkadzały. Sama treść – w sumie standardowa. Ni ziębi, ni grzeje. Takie opowiadanie, co przeczytam raz i na tym właściwie skończy się obcowanie z tym tekstem.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Doceniała więc, że oni chcieli wiedzieć więcej o niej. Sama chciałaby wiedzieć kim są oni, ludzie, którzy o niej opowiadają.

Bardzo dużo zaimków.

Poprawiła lekko swoje atramentowe włosy i zmrużyła oczy skupiając się na leżącej przed nią wiewiórce.

Atrament może mieć różne kolory. Jak się poprawia lekko włosy? Można poprawić ciężko?

Prawdopodobnie myśli, że jest demonem.

– Milcz, demonie! – zagrzmiał ksiądz.

Demon, tak jak myślała.

Na trzynaście słów trzy to demon. Potem też się parę razy powtarza.

Dla ludzi w tłumie wydawało się, że podmuchy wiatru przerywane są jedynie krótkimi, nagłymi pauzami.

Ludziom.

– ABYSS, ZOSTAW ICH W SPOKOJU – mruknął jej towarzysz, a jego głos odbił się echem w bezgłośnej nocy.

Druk kojarzy się z krzykiem, nie mruknięciem.

Pokaż mi[+,] dokąd zabrał moją córkę.

Poza tym czytało się całkiem nieźle.

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka