- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - Tam, gdzie narodziła się nadzieja

Tam, gdzie narodziła się nadzieja

Witam. Zamieszczone opowiadanie, to druga wersja początku mojej książki. Bardzo proszę o szczere komentarze i informację, czy zachęciło was to do przeczytnia całej książki, czy też nie. Z góry bardzo dziękuję :))))

Oceny

Tam, gdzie narodziła się nadzieja

Była kiedyś istota, która wędrowała poprzez Mrok. Jej światło, niegdyś jaśniejące potężnym blaskiem teraz przygasało z wolna, bo było samotne wśród Ciemności. I jedyne, co widziała, to wszechobecna czerń, zasnuwająca powieki, i jedyne, co słyszała, to głucha, przejmująca cisza, przenikająca serce i umysł, i jedyne, co czuła, to nieustanny, przerażliwy dotyk zimna, krępujący ruchy i myśli. Istota nie wiedziała, jak i dlaczego znalazła się tutaj całkiem sama… tutaj… w miejscu, gdzie panował ciągły strach i niepokój, i nie było radości, w miejscu, w którym wciąż się bała i nie mogła zdobyć się na odwagę, w miejscu, w którym nie wiedziała, co było przedtem i co będzie potem.

A co jeśli przedtem nigdy nie istniało… a co jeśli potem nigdy nie istnieje?

Nie, przedtem istniało, istniało na pewno, musiało istnieć, bo istota pamietała, że nie zawsze była sama. Wiedziała to, bo pamiętała, że widziała blask innych Świateł, że czuła to spokojne ciepło ich rozszalałego wewnętrznego ognia i słyszała ich cudowne głosy.

Słyszała jej głos, kiedy mówiła– Nie zostawiaj mnie tu samej. Istota rozumiała znaczenie tych słów, a jednak nie posłuchała i odeszła. Dlaczego? Dlaczego odeszła, jeśli ją kochała. Dlaczego Światło ją opuściło, kiedy prosiła, żeby zostało? Nie wiedziało. Światło nie wiedziało tego, choć tak bardzo pragnęło. Wiedziało jednak, że teraz umiera, bo Ciemność z każdą kolejną chwilą przejmowała nad nim władzę, niszcząc jego potężny  blask, wiedziało, że za moment Mrok pochłonie go w całości i umrze tu samotny i zapomniany, pokonany przez wroga, którego sam chciał pokonać.

I już nigdy nie poczuje ciepła jej światła. Już nigdy nie usłyszy jej kojącego wszelkie cierpienie głosu. Już nigdy nie ujrzy jej piękna. I kiedy Światło sobie to uświadomiło, po raz pierwszy zapłakało nad swą bezsilnością, bo nic nie mogło zrobić, by znależć sie blisko niej. Z brakiem tchu wykrzyczał tylko jej imię– Alasse! Lecz jego krzyk nie rozniósł się echem wśród czarnej otchłani, tylko został stłumiony przez gęstniejący Mrok, a Srebrne Światło straciło ostatnią nadzieję.

A jednak Alasse usłyszała jego głos, choć była daleko. Usłyszała jego głos tak słaby, tak bardzo przepełniony bólem i rozpaczą, a mimo to, wnoszący tyle radości w jej serce, bo wreszcie odnalazła tego, którego kochała ponad własne życie. Wreszcie odnalazła Lethiema, Srebrne Światło. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej Alasse zwróciła się w kierunku, z którego usłyszała swe imię i biegła co tchu, nie bacząc na zmęczenie, bo jedyne, czego teraz pragnęła, to znależć się blisko Lethiema i aby on znów był bezpieczny.

Widok, który ukazał się jej oczom wstrząsnął sercem Alasse. Zobaczyła bowiem ostatni już, nikły, słabnący promień Srebrnego Światła, światła niegdyś tak jasnego, obdarzonego niewyobrażalną potęgą, światła, które teraz miało lada chwila zniknąć, zniewolone przez Mrok już na zawsze. I wtedy Alasse uniosła swą dłoń i pod jej rozkazem ogromna fala złotego światła przecięła Ciemność, aż ta zawyła z bólu, niczym rażona rozpalonym ostrzem.

– Nie masz tu żadnej mocy! – powiedziała Alasse, a jej głos wydał się władczy i nieustraszony – Nie posiądziesz tego światła, nie nakarmisz się nim. Ciemność nigdy nie wygra ze światłem, choćby była wielka jak nicość i gęsta niczym otchłań, Ciemność nigdy nie wygra ze światłem, bo nie ma nad nim żadnej mocy .– I kolejna fala złotego blasku przecięła Mrok, który wreszcie poddał się tej niezwykłej potędze i pierzchł przed nią, porzucając ostatni, gasnący promień swiatła Lethiema. Alasse podeszła do niego, a widząc, jaki jest słaby zapłakała nad jego niedolą, a jej smutek był tym silniejszy, że miała tą świadomośc, że to właśnie dla niej Lethiem opuścił bezpieczne bramy Królestwa Światła i to przez nią teraz cierpi.

-Niechaj część mocy, jaką mnie niesłusznie obdarzono podzieli się pomiędzy tego, który miał odwagę, bowiem czynami swymi udowodnił, że bardziej niż ja jest jej godzien. – Powiedziała Alasse i nagle światło Lethiema, jak niegdyś rozbłysło potężnym srebrnym blaskiem, lecz światło Alasse przygasło z lekka i stało się jakby słabsze i mniejsze niż zawsze było.

-Niech przywróci mu wzrok słuch i mowę, niech na nowo powoła go do życia, bo jeszcze za wcześnie, by je teraz utracił. – I gdy Lethiem otworzył oczy i zobaczył Alasse jego umysłu nie zatruwały już cienie, a w sercu nie mieszkał ból, cierpienie opuściło jego ciało, a na jego miejscu pojawiło się wielkie szczęście, bo była przy nim jego ukochana Alasse, najjaśniejsze ze świateł, Złoty Blask i Wielkie Piękno Wszechświata. Złoty Blask, jedyny, którego bała sie Ciemność.

-Alasse! Odnalazłaś mnie, odnazłaś– zawołał Lethiem– krzyczałem twoje imię, ale ginęło w mroku, krzyczałem twoje imię pozbawiony wiary, że usłyszysz mój głos. Alasse, dałaś mi nadzieję, ze w ciemności ujrzę światło. I ujrzałem, choć nadzieja opuściła mnie dawno temu.

– Nie musisz się już bać Lethiemie, nie jesteś już sam. Wracajmy do domu.

– Wracajmy do domu, Alasse.

Ale Lethiem nie był świadom, że jego ukochana oddała mu część swej mocy, aby przywrócić go do życia dlatego, gdy przeszli szmat drogi i Alasse upadła zdziwił się wielce.

-Ona już tam była– powiedziała niespodziewanie Alasse. Lethiem zatrzymał się i spojrzał na nią.

-Alasse o czym ty mówisz ?? Kto był, gdzie? Alasse proszę wstań, musimy iść, musimy wracać do domu– w jego głosie dało się słyszeć zniecierpliwienie i niepokój, jakie obudziło w nim zachowanie Alasse i świadomość, że Ciemność może wrócić lada chwila, a on sam nie zdoła jej pokonać.

-Nie ma już domu, ona tam była, Ciemność tam była i zabrała wszystkich, kiedy ja nie mogłam ich obronić. Wiedziała, że nie zdąże na czas, żeby ich ocalić, a teraz idzie tu po nas. Nikogo już nie ma i nas też nie będzie.

-Alasse proszę… musimy iść, prosze wstań, musimy iść– mówił Lethiem z rozpaczą w głosie, bo już nie wiedział, co więcej mógłby zrobić. Bał się, bo nie potrafił znaleźć wyjścia z tej sytuacji. Ciemność była coraz bliżej, zaraz tu będzie i pozbawi ich życia. Alasse już ich nie uratuje, jest zbyt słaba i zmęczona, a on? On zawsze był słaby, zawsze polegał tylko na jej mocy, zawsze tylko patrzył na jej wieczne zmagania z Mrokiem, jak nieustannie ochrania Królestwo Światła przed Czarną potegą, bo był za słaby, żeby pomóc, był za słaby żeby móc coś zdziałać. I jakże był głupi, opuszczając te bezpieczne bramy w poszukiwaniu potęgi, jakże był głupi nie słuchając, kiedy mówiła żeby został. A teraz jego braci już nie ma i ich też już zaraz nie będzie, a to wszystko jego wina.

-Nie Lethiemie, to ty musisz iść. I nie obwiniaj się, nie zadręczaj tymi myślami, bo nie sa prawdziwe. Oddałam ci część sowjej mocy, bo tylko ty miałeś odwagę… Wiem, że zrobiłeś to dla mnie…-głos Alasse był coraz słabszy– i dziękuje ci za to… Przyjdzie czas, kiedy przekażesz tę moc istocie, która okaże sie jej godna… a wtedy znów sie spotkamy…do tego czasu niech pamięć o naszych braciach trwa w tobie… niech pamieć o mnie… trwa w tobie…

-Nie Alasse, nie wolno ci tak mówić! Dlaczego to zrobiłaś? Proszę, Alasse, nie mogę cię stracić, wracajmy do domu, nie zostawiaj mnie, nie pozwolę ci odejść!- krzyczał Lethiem ściskając w ramionach gasnący Złoty Blask i płakał, bo właśnie tracił coś cenniejszego niż własne życie.

-Więc daj mi nadzieję, że w ciemności ujrzę światło– powiedział po chwili głosem już spokojniejszym, lecz pełnym tępego bólu bezsilności i rozpaczy, bo wiedział, że nadziei tej nie uzyska.

-Tak bardzo… bym chciała… Lethiemie… ale tym razem… nie brzybędę… Onamawe-ha Ihtienne.

I po raz ostatni światło Alasse rozbłysło niewiarygodnym złotym blaskiem, pochłaniając wszystko wokół, siejąc strach i przerażenie wśród tych, którzy powinni się go bać, a napełniając ciepłem serca tych , których kochała, aby potem zniknąć już na zawsze.

Srebrne Światło było teraz samo wśród Ciemności, bez żadnej nadziei, że ujrzy w niej światło, bo tym razem Alasse nie przybędzie… Alasse… tylko jej imię zdołał wykrzyczeć, gdy pochłonął go złoty blask i już jej nie było. I nie ma jej tu teraz z nim. I już nigdy jej nie będzie.

Koniec

Komentarze

Trochę błędów. Po przeczytaniu fragmentu odniosłem wrażenie, że książka jest ciekawa. Pomysł jest fajny, ale fragment nie daje zarysu fabuły.

Tam, gdzie narodziła sie nadzieja

Zamieszczone opowidanie, to druga wersja początku mojej książki.

 

Powiem tak: błąd w tytule i literówka w przedmowie zniechęcają mnie do przeczytania tego fragmentu. Popraw to od razu, żeby się nie rzucało w oczy następnym czytelnikom ;)

 

Edycja po lekturze.

Niestety, nie jest lepiej. 

Dużo powtórzeń całych fraz, sprawiających wrażenie celowych, ale zdecydowanie meczących.

Problemy z zapisem dialogów.

Nie mam pojęcia, o czym jest ten fragment.

 

Anet dziękuję za uwagę. Wiem, że mam problemy z pisaniem dialogów, dużo czytam o tym, jak pisać je poprawnie. Jeśli możesz to proszę pokaż mi gdzie zrobiłam błędy, bo chciałabym je jak najszybciej poprawic. Z góry dziękuję.

Zajrzyj do tego działu: poradnik. Znajdziesz tutaj wskazówki dotyczące zapisu dialogów.

Przykład:

– Nie masz tu żadnej mocy! – powiedziała Alasse, a jej głos wydał się władczy i nieustraszony– Nie posiądziesz tego światła, nie nakarmisz się nim.

Brak spacji po “nieustraszony” i albo kropki (wtedy możesz użyć dużej litery), albo “nie posiądziesz tego światła” zaczynasz małą.

 

Poza tym warto korzystać z betalisty. Dzięki temu zabiegowi ktoś spojrzy (krytycznie) na Twoje opowiadanie, zanim przedstawisz je szerszej publiczności. Samemu trudno obiektywnie ocenić własny tekst, niektórych rzeczy się po prostu “nie widzi” ;)

Fajnie, że reagujesz na bieżąco.

Powodzenia :)

 

Podpisuje się obiema rękami pod opinią Anet.

Generalnie w moim odczuciu przeczytałem bliżej nieokreśloną scenkę, najpewniej jakiś mit. Niestety sama historia, przedstawiona dosyć pobieżnie, nie wciągnęła. Gdyby tak rozwinąć niektóre fragmenty, dodać trochę więcej akcji oraz bardziej urozmaicić dialogi np. didaskaliami czy też skracając zbyt kwieciste wypowiedzi (takowe potrafią męczyć, o ile nie zakłada ich dana scena).

Więcej szczegółów, poproszę.

Mamy światło i ciemność, a to byty dość nieokreślone, detal przyciąga, bo wydaje się prawdziwy. A tak masz zarysowane relacje, ale nic więcej. Musisz mieć kogoś odbieranego jako realny. Zastąp ciemność i światło takimi detalami.

I poprowadź wydarzenia tak, by finał zaskakiwał, najprościej, kiedy światło wcześniej przyprawiało o mękę, a ciemność niosła ulgę. Oczywiście po tym jak te dwa byty wcześniej ukonkretnisz.

 

Cześć.

Nie wydaje się pieniędzy na zakup takiego tekstu. Sięgam po książkę z półki, patrzę na pierwszą stronę i widzę coś takiego. Po chwili odkładam papierowy prostopadłościan i pozwalam umysłowi jak najszybciej o nim zapomnieć.

Dlaczego unikam takich rzeczy? Nie będzie subtelnie, tylko na temat.

 

Istota była sobie kiedyś i coś tam robiła… Kurczę, ale gdzie tu sens? To jest tak wyświechtane pójście na łatwiznę, że strzał w policzek. A czemu nie jest to pradawna sokowirówka? Albo przedwieczny deuter? Czemu nie jest to muszka owocowa? Po co sobie jest i coś tam robi? Wszak równie dobrze może nie być istoty i może sobie ona nie robić czegoś tam, prawda? OK, rzuciłeś/aś monetą i będzie istota. Tylko po kiego? Daj najmniejsze choćby uzasadnienie i inne niż rzut monetą.

Istota jest i tyle. Jest i objawia jakieś funkcje istnienia. To, w jaki sposób to opisujesz, sygnalizuje baśń, mit albo zalążek jakiejś pradawnej tajemnicy, może odwiecznego konfliktu bądź odwiecznego uczucia. Ale robisz to w tak okropnie oklepany sposób, że chcę o tym zapomnieć. Czemu tak, jak zaczyna się co czwarte anime, co czwarty chiński film o dawnej świetności imperium i pewnie co dziesiąta europejska czy azjatycka legenda/mit? To ten sam poziom co “dawno, dawno temu, za górami i lasami”. Tu także jest założenie, że było to dawno i że było daleko. A czemu dawno i daleko? Aby nikt się nie czepiał, że autor nie wysilił się na zbudowanie wiarygodności?

Interpunkcja słaba. Zapis dialogów zły.

Istota nie wiedziała, co było przedtem. Ale zarazem pamiętała, że nie była sama… Plijs…

Wkracza Światło. I jakość zapisu jest już w lesie. Istota nie wiedziała czegoś, tam, światło ją opuściło i nie wiedziało, dlaczego. “Nie wiedziało”? Czemu Światło, skoro wciąż mowa była o istocie? Podmioty się pomieszały i resztki zrozumienia uleciały.

W tym momencie przerwałem, bo nie czytuję takich rzeczy.

Ale chciałeś konkretów, więc masz.

 

Nie zakładaj, że czytelnik jest idiotą i lubi banały, niedopowiedzenia, że wciągnie go taka szemrana mistyczność (nie, nie słyszałem zachrypniętego głosu starej bajarki).

Jeśli reszta jest tak samo słaba, to proponuję porzucenie prac nad tym i rozważenie czegoś lepszego.

Nowa Fantastyka