- Opowiadanie: Broszan - Cud

Cud

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Cud

Przyjechałem dziś do Asztor aby podziwiać coroczne święto Cudu. Na ulicach roi się od przybyłych z najodleglejszych zakątków świata. Od prostych chłopów zajmujących się, na co dzień, sprawami przyziemnymi po wielkich królów i władców, których jedno skinienie głowy decydowało o życiu innych. Wszyscy zawitali tu w tym samym celu, co moja skromna osoba. Bowiem dzisiaj objawi nam się kolejne z Rodzeństwa, które wręczy nam dar. Może to być urodzajny

czego one służą-odpowiedział z wyraźnym zmieszaniem-Jak tylko wrócę do domu wyśle paru moich chłopaków aby go zasiekali

-Nie, drogi Edgarze, już sam wypytałem tego człowieka, to nie on. On był nie winny. Ale spotkałem się również z twoim dawnym teściem. Facet gdy tylko mnie wysłuchał, zaraz wyśpiewał kto na mnie doniósł-kontynuowałem patrząc mu prosto w oczy w, których rodził się już strach-To ty zaraz po śmierci swojej żonki, pobiegłeś do teścia wypłakać się, że zły alchemik zabił twoją ukochaną. W zamian zyskałeś cennego sojusznika do handlu. Można rok, gdzie wieśniacy zbierać będą plon kilka razy, może otrzymamy błogosławieństwo życia, które uwolni nas od chorób na chwalebne 12 miesięcy. Nikt z tu przybyłych nie wie, co tym razem nas czeka, jednakże w każdym z nas rodzi się wprost niewyobrażalna radość.

Przemierzając kolejne zakurzone, ciasne od tego natłoku ludzi, aleje ogromnego miasta, zmierzam do karczmy ,,Diamentowa Niewiasta”. Umówiłem się tam, ze swoim dawnym przyjacielem, towarzyszem wypraw, jak i kompanem w boju. Będąc już na ulicy Zwycięstwa zauważyłem, że od pewnego czasu śledzi mnie dwóch masywnych jegomości, co oznacza, że ptaszki Arcykapłana wyśpiewały mu moje przybycie. Nim spotkam się z moim znajomym muszę zgubić ogon. Pośpiesznym krokiem skręcam w ciemny zaułek, gdzie zyskam cenny czas na zrobienie zasadzki na nich. Całe szczęście mam już przygotowany cały wywar, który ogłuszy niechcianych gości. Przykucam sobie więc za beczkami z śmierdzącą substancją i czekam. Pojawili się chwile później, ubrani w długie czarne płaszcze przyozdobione symbolami religijnymi spod których wystawał styliska dwusiecznych toporów. Zatem świątynni zatrudniają teraz berserków z Valhalli do ochrony. Całkiem rozważne posunięcie. Jednak dla takiego starego wygi jak ja, dwóch północników nie stanowi większego problemu. Nadeszli, rzucam im pod nogi flakon, który rozbiją się z dźwiękiem tłuczonego szkła, opary, które wytworzą się teraz powinny załatwić sprawę. Żaden z nich nie upada, jeden ma twarz zasłoniętą chustą, a drugi zachwiał się tylko na nogach. Cholera musiano ich ostrzec z kim mają odczynienia Trzeba załatwić sprawę po staremu. Wyskakuję na nich kopiąc jedną z beczek dla lepszego wrażenia. Ze sztyletem w ręce, ciąłem tego osłabionego po udzie. Teraz wystarczy doliczyć do trzech, aż upadnie. Raz, dwa, trzy i śpi już nasza księżniczka. Został drugi, który już trzymał w ręce topór. Teraz już nie będzie tak łatwo. Odskakuje przed pierwszym ciosem z nad głowy, lecz drań jest szybki. Nawet nie wiem kiedy dostaję cios z pięści w szczękę. Zachwiewa mną i na chwilę wyrzuca z rytmu.. Pada drugi cios z topora, tym razem z boku, który cudem unikam. Robię przewrót, w czasie, którego tnę przeciwnika po nodze. Raz, dwa, trzy leży kolejny, no i po kłopocie. Pewnie zastanawiacie się, moi drodzy, jak jedno cięcie z małego sztyleciku może powalić dwóch osiłków. Ano zawsze w razie potrzeby, nacieram jego ostrzem sokiem z Jadodrzewa. Gdy tylko ta substancja dostanie się do krwiobiegu, paraliżuje przeciwnika na długie godziny. Tak więc zostawiając leżących panów, ruszyłem dalej w kierunku spotkania z kompanem. Na rozmowę z kapłanami przyjdzie jeszcze pora.

,,Diamentowa Niewiasta” leży na brzegu Wisłicy przecinającej Asztor. Jest to najbogatsza karczma w mieście. Jej właściciel jest moim serdecznym dłużnikiem, więc w jej progach zawsze jestem mile widziany. Drzwi przybytku zostały wykonane arcymistrzowską robotą. Wyrzeźbiono na nich historię miasta, od wskazania miejsca jego założenia przez najstarszego z Rodzeństwa Arakiela, po ofiarowanie nam pierwszego Cudu przez czcigodną Holle. Naprawdę, można wpaść chwilę zadumy nad tym niezwykłym wyrazem sztuki. Wchodząc do lokalu, od razu poczułem bogactwo tego miejsca. Od progu uderza we mnie zapach ziół i roślin z najdalszych zakątków kontynentu. Rozpoznaje wśród nich smoczy krzew, roślinę tak rzadką, że dla podobnych mi jest spełnieniem marzeń. Tylko w tym miejscu za oświetlenie służą kamienie ogniskujące emitujące niebieską poświatę, która dodaję wnętrzu bogatości. A do tego można dodać piękne obrazy przedstawiające krajobrazu krain mi nieznanych, bogate marmurowe rzeźby, klatki z tropikalnym ptactwem. Po prostu mały zalążek raju w tym obskurnym świecie. Przybiega do mnie radośnie właściciel, który już z daleka wykrzykiwał, że dla mnie ma specjalne miejsce. Zaprowadza mnie na balkon, z którego rozciągała się panorama na drugie wybrzeże Asztor. Rzeka w tym roku niosła ze sobą wyjątkowe duże ilości wody, co wpłynęło na transport. Po jej wodach pływały barki naładowane żywnością, które karmią to święte miasto, ogromne statki wiozące kolejne książęta na dzisiejszą uroczystość, a także wojskowe galery pilnujące spokoju . W oddali widziałem złotą kopułę głównej świątyni. Jej blask zdawał się istną latarnią nawet w ciągu dnia. Usadowiwszy swój zadek przy stolę, zamówiłem tutejszy specjał, wino o tak unikalnym smaku i zapachu, że dla zwykłego człowieka zdaję się darem od bogów. Jego receptura jest znana tylko lokalnemu enologowi, który zbił na tym niemałą fortunę. Delektuję się tym boskim trunkiem i czekam na mojego przyjaciela.

Przyszedł odziany w purpurowe, haftowane złotą nicią szaty. Na głowie miał ubrany kapelusz wysadzany szafirami. Od blasku jego pierścieni na palcach można oślepnąć. Widać powiodło mu się na tej wyprawie do Krainy Piasku.

-Witaj Edgardzie, proszę siadaj stary przyjacielu!-wskazałem miejsce, wcześniej go wyściskując serdecznie

-Asterze, ty stary pryku. Widzę, że nadal nosisz te stare szmaty-spojrzał na mój ubiór ze szczerą przykrością-za te zlecenia powinieneś już dawno sobie kupić coś nowego!

-Większość tego co zarobię wydaję na składniki alchemiczne, których sam nie zdobędę. Resztę pieniędzy wydaję na podróże-odparłem z przekorom-A ten stary prochowiec i skórzana koszula posłużą mi jeszcze przez lata. Za to widzę, że Tobie się powodzi.

-Ano, bo widzisz, w mojej podróży do ciepłych krajów spotkałem lokalnego, zamożnego władcę. Okazał się on aż nadto skłonny do handlu, a miał czym, od przypraw nieznanym nam wcześniej po niesamowite wielkie konie, które mogą podróżować wiele mil bez wody i paszy-odpowiedział z zachwytem-Tu u nas, w świecie, na takie rzeczy jest popyt, dlatego moja kompania handlowa utworzyła szlak handlowy, który mi przynosi ogromne zyski. Mówię Ci Asztorze tyle pieniędzy, co ja teraz mam wystarczyło było kupić jakieś małe księstwo na jednej z tych wysepek na Morzu Szkarłatnym

-Napij się przyjacielu, bo mam pewną ważną sprawę do obgadania. Ale o jeszcze jedno chce spytać. Wiesz, że Arcykapłan zatrudnia teraz do ochrony Berserków?-spytałem

-Słyszałem, słyszałem. Sam mam dwóch takich ochroniarzy. Chłopaki jak naprawdę się wkurwią to zasiekają każdego nim ten zdąży dobyć broni. Tylko nie można im pozwolić wpaść w szał bo wtedy samemu można oberwać toporem przez łeb-odpowiedział ze śmiechem, popijając wino-A skąd ty o tym wiesz co? Niech zgadnę Arcykapłan Ereb już wie kto zawitał do miasta.

-Tak, widać stęsknił się za mną-powiedziałem-Może ma pewien uraz po tym jak ostatnim razem go potraktowałem.

-Do dziś bardowie śpiewają ballady, jak to stary kapłan został ośmieszony przez jednego z Alchemików. Jak ty to zrobiłeś, że zamieniłeś go w świnie?-spytał z podziwem Edgard

-Parę tajnych składników i mamy miksturę polimorfii-rzekłem z przechwałą-Nie trzeba było wydawać nakazu aresztowania na mnie

-Przecież zamieniłeś jego zapasy srebra w miedź. Sam bym się nieźle wkurwił-odparł-Powiedz mi jak mogłeś spieprzyć zadanie dla tak ważnej osobistości? Przecież on ma dobre stosunki z większością władców!

-Drogi przyjacielu, zacznę od tego, że zadania wcale nie spieprzyłem. Bowiem srebro, drogiego Ereba, trafiło do mojego prawdziwego zleceniodawcy. Miedź przyniosło kilku przekupionych strażników-wytłumaczyłem ze spokojem-A że głupi kapłan myślał, że parę składników zmieszanych na szybko, stworzy tak wybitne alchemiczne dzieło, jak zamienienie srebra w złoto, to już nie moja wina.

-Więc wypijmy za tych mądrzejszych. Zdrowie przyjacielu!-krzyknął z radością

-Zdrowie!-odrzekłem z równym entuzjazem-Ale wracając do mojej sprawy. Pamiętasz jak pomagałem Ci z pozbyciem się twojej poprzedniej żony, która chciała rozwodu i większości twojego majątku?

-Jakbym mógł zapomnieć. Ta mikstura co wtedy stworzyłeś, na Rodzeństwo, nie widziałem, że ktoś tak szybko zszedł po wypiciu zatrutego wina. Nie zdążyła przełknąć, a już nie żyła-odpowiedział bez najmniejszego wyrazu smutku

-Ano tak, i jak się okazało jest ojczulek, a twój były teść dowiedział się, że to ja pozbawiłem życia jego jedyne dziecko, ukochaną córeczkę. A że był to człowiek dość bogaty, nasłał na mnie cały pieprzony oddział najemników-kontynuowałem patrząc w oczy przyjacielowi– Oczywiście poradziłem sobie przy pomocy paru wybuchowych zasadzek, ale sam fakt, że ktoś mu mnie podkablował przyprawia mnie o wymioty

-Może to ten zielarz od którego kupowałeś składniki? Przecież on się zna na tym, wiedział do powiedzieć, że mnie sprzedałeś

-Ja, ja przepraszam. Byłem w trudnej sytuacji, potrzebowałem pieniędzy-odpowiedział mi drżącym głosem-Wybacz mi proszę, zrobię wszystko

-Dokładnie, zrobisz wszystko. W zamówionym winie umieściłem proszek z Jadodrzewa. Wiesz, że ja po szkoleniu zyskałem odporność na większość trucizn-spojrzałem jak przełyka nerwowo ślinę-Ale ty mój drogi Edgarze takiego czegoś nie posiadasz. Zostały Ci może dwie, trzy minuty życia za nim udusisz się własnymi rzygami.

-Przyjacielu, proszę-próbował krzyknąć, ale zaciskające gardło nie pozwoliło mu na to-Wiem, że masz odtrutkę, daj mi ją, a zrobię wszystko!

-To prawda posiadam antidotum. I to prawda zrobisz wszystko-nie śpieszyłem się mówiąc to, niech poczuję, że ode mnie zależy jego życie-Po pierwsze, zapłacisz mi teraz, od ręki, 1000 złotych denarów. Po drugie, nie naślesz na mnie swoich osiłków, i po trzecie po dzisiejszym dniu nigdy więcej się nie spotkamy

-Przysięgam na Rodzeństwo, przysięgam-powiedział wyraźnie się dusząc-Tylko daj mi ten cholerny flakonik!

Rzucił sakwę na stół, wziąłem ją, zajrzałem do środka nie spiesząc się.

-Umowa stoi!-położyłem na stół miksturę-Żegnaj przyjacielu!

Ruszam w kierunku wyjścia, kątem oka widzę jeszcze jak łapczywie piję daną mu, przeze mnie, odtrutkę. Głupiec nie wie, że to co piję oddali tylko jego śmierć o dzień lub dwa. Do środka wlałem wyciąg z korzenia świtu, którego wypicie wymusza od organizmu działanie na pełni sił oraz usuwa wszelkie toksyny. Po tym następuję zapaść, aż w końcu śmierć. Bowiem, moi drodzy, ze mną się nie zadziera. Załatwiłem już wszystko, co miałem zrobić, ze swoim dawnym przyjacielem, teraz czas na podziwianie Cudu.

Ceremonia odbywa się przy głównej świątyni. Muszę się tam jak najszybciej dostać, więc w tym celu idę na brzeg rzeki. Jeden gwizd wystarczył, a już przypłynął do mnie stary, siwy dziadek na małej łódeczce. Buja tą łajbą na wszystkie strony, śmierdzi na niej starymi rybami, ale za życzliwość staruszka dałem mu trzy złote monety. Nie ma co, hojny ze mnie człowiek. Do objawienia jednego z Rodzeństwa, została jeszcze godzina, więc idę wstąpić do sklepu poczciwego Wirherma. Jego biznes znajduję się w jednym z ciemniejszych zaułków. W sumie to nie dziwne, bo handluję on dosyć niebezpiecznym towarem. Od wejścia uderzył we mnie zapach wódy lub innego bimbru. Wszystkie półki były wyłożone bułeczkami, wypiekami, innymi ciastami. Niezła przykrywka. Sklepikarz stoi przy ladzie wyraźnie się uśmiechając.

-Witam Asztorze, co Cię sprowadza w moje skromne progi?-zapytał szczerząc zęby-Może chcesz kupić chleb wypiekany z tutejszych zbóż?

-Nie pierdol głupot-odpowiedziałem z gniewem-Nie mam czasu na zabawy, chce kupić tę ręczną kuszę, którą oglądałem ostatnim razem.

-O po co zaraz te nerwy-powiedział spokojnie-Przykro mi, ale kusza została zamówiona przez specjalnego klienta.

-Daje 300 denarów, dorzucisz jeszcze bełty-rzekłem-Stoi?

-Stoi

Dobiwszy targu, idę teraz wprost na plac przed świątynią. Na miejscu zebrały już tysiące ludzi. Wszystko jakby ucichło, słychać tylko szepty, niespokojne oddechy ale da się również wyczuć atmosferę wzniosłości i zadumy. Każdy oczekuję nowego daru. Stanąłem w dość komfortowym miejscu, przy jakieś pięknej, złotowłosej niewiaście o ponętnych kształtach, której perfumy zabijały smród okolicznej tłuszczy. Widzę, że Arcykapłan w raz ze swoją świtą złożoną z jego doradców, jak i ochroniarzy schodzi, ze schodów świątyni. Tych ostatnich w tym roku jest wyjątkowo dużo. Mój wyczulony zmysł zagrożenia, podpowiada mi, że obawiają się czegoś. Tym bardziej, że kazał dwóm z nich mnie śledzić. Może obawiają się, że ktoś podobny mi, targnie się na życie głowy świątyni. Ceremonia się rozpoczyna.

-Jak wiecie dziś jest wielki dzień dla nas wszystkich-przemówił donośnym głosem kapłan-Bowiem jak co roku, będziemy mieli zaszczyt zobaczyć kolejne z Rodzeństwa!

-Chwała Rodzeństwu, Chwała!-krzyknął tłum

-Patrzcie w niebiosa, patrzmy i oczekujmy!-kontynuował-Niech chwalebni dadzą nam jakiś znak!

-Chwała, chwała, chwała!-krzyknął tłum patrzący już w niebo

-W zeszłym roku zstąpiła dla nas boska Nerfryt, która wręczyła nam rok pokoju, rok bez wojen!-przemówił kapłan-Wróg z wrogiem padli sobie w ramiona ku chwalę Rodzeństwu!

Tu na chwilę przerwę, bo owszem nie prowadzono żadnych większych wojen. Jednak nie przeszkodziło to w biciu plugawych pogan na zachodnim krańcu świata.

-Chwała Rodzeństwu-krzyknął tłum

Nagle na niebie pojawił się dziwny, niesamowity symbol. Jarząca się na żółto łuna, przypominająca lecącego ptaka zaczęła zmierzać ku ziemi. Tuż przy samych schodach, wybuchła tak jasnym światłem, że muszę zasłonić oczy, żeby nie oślepnąć. Z błysku wyłoniła się piękna, ciemnowłosa kobieta ubrana w złote szaty. Tłum wzdycha z wrażenia, niektórzy, aż wylewają łzy radość. Bogini zaczyna przemawiać.

-Moje kochanie dzieci!-krzyknęła do tłumu tak urokliwym głosem, że sam jestem pod ogromnym wrażeniem-Jestem Adtija, opiekunka waszych domów.

-Chwała Tobie Pani!-krzyknął entuzjastycznie tłum

-Moi drodzy, w tym roku, w raz z moimi braćmi i siostrami, przygotowaliśmy dla was dar obfitości!-kontynuowała-Niech od dnia dzisiejszego, wasze pola rodzą tyle plonów, żebyście nigdy nie odczuwali głodu. A teraz kapłanie daj mi kielich, niech mój toast przypieczętuję Cud.

Bogini wzięła kielich zdobiony diamentami do, którego nalana jest święta woda wypływająca ze strumienia przy Kaplicy Odnowy w Starych Górach. Podnosi go do góry, abyśmy mogli podziwiać kolejny wspaniały dar dla nas. Piję. No i wszystko chuj strzela. Adtija upada, plując krwią. Arcykapłan mówi coś swoim ludziom, Ci podbiegają do bogini, podnoszą i rzucają na schody. Ten podchodzi do niej z mieczem w ręce, patrzy na przerażonych ludzi i zaczyna przemawiać.

-Ludzie, to nie są bogowie. Bogowie nie dali by się otruć nam śmiertelnikom!-krzyknął, zauważyłem że na placu przybyło straży, niedobrze-Przez te wszystkie lata otrzymywaliśmy dary od fałszywych. Bluźnierców, którzy uciekli od Jedynego, aby niecnie wykorzystywać daną im moc!

-Zabić go!-krzyknął ktoś z tłumu zanim został przebity bełtem

-Dziś nadchodzi świt nowej ery ludzkości. Bowiem od dnia dzisiejszego, porzucimy plugawe Rodzeństwo. Staniemy się dziećmi naszego Jedynego, Hariego!-rzekł kapłan

Z świątyni wyłania się ogromny człowiek. Ma ubraną czarną, płytową zbroję, a i tak porusza się z taką płynnością jakby ważyła ona tyle, co lniana koszula. Jego twarz pokrywa gęsta, czarna broda, a na łysej głowie ma wytatuowane runy. Podchodzi do kapłana, ten wręcza mu miecz. Zmierza teraz ku leżącej we własnej krwi bogini.

-Ludzie, jam jestem Hari. Pan i Władca wszystkiego, co wasze!-ludzie zamilkli, nie było już słychać szeptów, płaczu-Nie mogę wam wybaczyć tego, że przez te wszystkie lata czciliście moje upadłe sługi.

Arcykapłan chciał coś powiedzieć do tej istoty, ale nim dokończył Hari wbił mu miecz w serce. Ciało świątynnego potoczyło się w dół po schodach, tworząc krwawy ślad.

-Od dziś, co roku będę zsyłał na was plagę! Aż uznam, że przyjęliście wystarczającą karę. A to czeka tych, co mi się sprzeciwiają-wskazał palcem na truchło leżące na dole schodów-Teraz jesteście moimi owieczkami, a ja złym wilkiem, który może was pożreć.

Bogini próbowała się podnieść, lecz ostatnim jej widokiem był zrozpaczony tłum. Mężczyzna dosłownie zaczął ją rozszarpywać gołymi rękoma na oczach wszystkich. Ktoś obok mnie wymiotuje. Cały skąpany w krwi, zaczyna dalej mówić.

-Pierwszą karą dla was będzie rok krwi. Zapomnicie czym jest rodzina, przyjaciel! Będziecie nienawidzić siebie nawzajem tak bardzo, że dniami i nocami będą was męczyć myśli o zabójstwie bliźniego. A teraz odejdźcie, wy wszyscy, co tu się zebraliście. Bowiem narodziliście się teraz jako moje dzieci! Moje wierne dzieci!-skończył i zniknął w czarnej smudze

Dlatego szukał mnie kapłan, chciał żebym stworzył miksturę, która odtruję boginię. Muszę uciekać z tego miasta jak najszybciej. Świat już nie będzie taki jak dawniej. Wyjadę na północ, do odludnych lodowych krain. Tam zastanowię się, co dalej.

 

Koniec

Komentarze

Przyznaję, że z trudem przebrnęłam przez tekst. Nie robiłam łapanki, bo musiałabym chyba zacytować tu prawie każde zdanie. Robisz masę błędów, utrudniających czytanie. Kuleje interpunkcja. Mieszasz czas narracji (raz masz teraźniejszy, raz przeszły), to powoduje totalny chaos. Masz masę literówek (najczęściej w odniesieniu do ogonków w końcówkach słów – np. bogini piję). Do tego zapisy dialogów, m.in. braki spacji (polecam te poradniki http://www.fantastyka.pl/loza/14 ). Liczebniki zapisujemy słownie, nie cyframi. Wyrażenia Ci, Ty, Cię, Twój itd – małymi literami (wyjątek może stanowić bezpośredni zwrot do bogini). Ponadto usterki na poziomie logicznym, leksykalnym itp. Przykłady:

 

Są ubrani w długie czarne płaszcze przyozdobione symbolami religijnymi spod których wystawało stylisko dwusiecznego  topora. – dwóch ludzi, dwa płaszcze i spod nich wystaje jeden topór? 

 

Jej właściciel jest moim serdecznym dłużnikiem, więc w jej progach zawsze jestem mile widziany. – czy jesteś pewien, że dłużnik jest właściwym słowem na właściwym miejscu? Mnie on tu w zaprezentowanym kontekście nie pasuje.

 

Niewiarygodna jest też dla mnie scena, gdy bohater na szybko w zaułku, śledzony przez berserków, wyciąga moździerz, składniki, fiolkę i przygotowuje miksturę. 

 

Co do pomysłu, to trudno mi się odnieść. Pokazujesz jakieś scenki, zwłaszcza rozmowa z byłym przyjacielem w karczmie, wydaje mi się oderwana od reszty. Nie tworzy mi to jakiejś jednej zamkniętej całości. Generalnie słabe wykonanie pogrzebało w moich oczach fabułę. 

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Rażące błędy. Fajnie, że rozszerzyłeś poprzedni tekst, Autorze, ale to cały czas tylko średniak.

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

Broszanie, czym różni się ten Cud, od Cudu, który komentowałam 3 maja tego roku?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ejkum, kejkum…

Interpunkcja szaleje. Pierwszy akapit urywa się w pół zdania, po nim następuje kawałek wypowiedzi, który – dla równowagi zapewne – też nie zaczyna się od początku.

Czemu wskazane dawno temu błędy nie są jeszcze poprawione?

Mam wrażenie, że wstawiłeś tekst, potem wycofałeś do kopii roboczych i znów wstawiłeś. To nie jest dobry pomysł – w ten sposób tracisz komentarze ludzi, którzy czytają na bieżąco, ale już nie zaglądają do raz przejrzanych tekstów.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka