- Opowiadanie: Wicked G - Ping

Ping

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Ping

Kiedyś karę za grzechy zsyłano po miesiącach lub latach, a czasami nie nadchodziła w ogóle. W większości przypadków była zupełnie nieadekwatna do wagi popełnionego czynu. Wszystko uległo zmianie, gdy pojawił się nowy Bóg. Reakcja na występki następowała po upływie około czterech sekund.

Nie każdemu to się podobało, lecz kto pragnął korzystać z dobrodziejstw współczesnej cywilizacji, musiał przystać na te warunki. Coś jak bezmyślnie zaznaczanie opcji „Przeczytałem i akceptuję” przy instalacji programów. Nieistotne nałożone pęta, a jedynie korzyści, które zostały osiągnięte.

Oczywiście istniała druga opcja. Życie w jednym z rezerwatów pełnym sekt, szajbusów i neoluddystów, gdzie nie sięgało oko Pana, za to próba przedostania się do zewnętrznego świata kończyła się bliskim spotkaniem z bojowymi robotami.

Spoglądając na to z drugiej strony, cztery sekundy to dość dużo. Wystarczyłoby na przebiegnięcie kilkudziesięciu metrów albo utworzenie kopii zapasowej wspomnień, jeżeli to zmieniałoby cokolwiek. Przed młotem sprawiedliwości nie dało się uciec.

Na całe szczęście za myślenie nie karano, inaczej już dawno siedziałbym w pudle albo służyłbym za nawóz dla genetycznie modyfikowanej soi. Mógłbym planować w głowie do woli morderstwa ze szczególnym okrucieństwem, gwałty, kradzieże – dopóki z nikim nie dzieliłem się tymi pomysłami ani nie próbowałem wcielać ich w życie, Najwyższy nie miał prawa mnie pognębić.

Siedziałem w urządzonej w stylu art déco kawiarni, popijając koktajl proteinowy o smaku waniliowym i kontemplując poranne wiadomości, które od czasu istnienia nowego Boga stały się wyjątkowo monotonne; składały się praktycznie wyłącznie z niusów o odkryciach naukowych lub relacji z meczy lig e-sportowych. Nagle młoda dama, która zajmowała stolik przede mną, przewróciła szklankę z gorącym, syntetycznym latte macchiato, oblewając krocze towarzyszącego jej mężczyzny.

– Auć, uważaj, ty idiotko! – krzyknął poparzony.

Dziesięć milisekund. Zapisy myśli kobiety i jej wybranka trafiły do nadajnika, który wysyłał je na Księżyc. Tysiąc dwieście osiemdziesiąt dwie milisekundy. Dane pod postacią fal elektromagnetycznych dotarły do naturalnego satelity Ziemi. Tysiąc sto trzynaście milisekund. Rezydujący tam Bóg, czyli sztuczna inteligencja uruchomiona na jednym z najpotężniejszych superkomputerów, przeanalizował zachowanie winowajcy i ofiary. Doszedł do wniosku, iż kobieta poczuła się dotknięta obelgą, a napój rozlała najzupełniej nieumyślnie, i na tej podstawie zadecydował o ukaraniu mężczyzny. Znowu tysiąc dwieście osiemdziesiąt dwie milisekundy. Komenda została odebrana na Ziemi. Pięćdziesiąt siedem milisekund. Przekazano ją do zintegrowanego z mózgiem delikwenta komputera, który wywołał w nim poczucie winy i dyskomfort psychiczny.

– Przepraszam, że cię obraziłem – powiedział ze skwaszoną miną.

Wymiar sprawiedliwości nie nakazywał wybaczać, więc kobieta nadal siedziała z założonymi rękoma i unikała kontaktu wzrokowego.

Takie sytuacje były rzadkością. Lata spędzone pod pieczą Najwyższego wyćwiczyły ludzi na tyle, że wszyscy zachowywali się w nienaganny sposób. Ewentualne wykroczenia wynikały z impulsywnego działania, jak w tym przypadku. Problem polegał na tym, że ta moralność była pusta, wynikająca jedynie ze strachu przed karą, a nie empatii. Upadliśmy jako cywilizacja. Do czego to doszło, że nawet przy najmniejszych pierdołach musiał nami sterować wirtualny pomocnik?

Najbardziej niepokoiło mnie to, że niewielu to przeszkadzało. Zautomatyzowany System Sądowy gwarantował pełne bezpieczeństwo w realu. Kto pragnął zaspokoić swoje skrzywione żądze, czynił to w wirtualnych symulacjach, gdzie nikomu nie działa się krzywda. Układ niemal doskonały. Wbrew pozorom wolność to waluta, którą ludzie chętnie płacą.

Ja przehandlowałem swobodę za możliwość serwisowania bionicznych protez. Towarzyszyły mi, odkąd straciłem rękę i nogę w wypadku poduszkowca magnetycznego. W rezerwacie nie znalazłbym nikogo, kto potrafiłby się tym zająć, więc skończyłbym jako kaleka. Dosyć przygnębiająca perspektywa.

Odstawiłem szklankę po koktajlu i opuściłem kawiarnię. Przy wyjściu na moim BCI pojawił się monit z zapytaniem, czy chcę nagrodzić obsługę napiwkiem. Sypnąłem im kilka drobnych, ostatnio dobrze stałem z pieniędzmi. Postanowiłem jeszcze chwilę pospacerować, zanim wrócę do domu. Dołączyłem do tłumu myślących istot kroczących po ulicy. Przyglądałem się zupełnie zwyczajnym ludziom, najprzeróżniejszym hybrydom genetycznym, androidom w polimerowych powłokach. Każdy z nich miał własne życiowe dylematy, zainteresowania, poglądy. I jednocześnie zachowanie każdego zostało zubożone przez ZSS. Rzeczywistość została wyprana, nie było już antybohaterów i arcywrogów, tylko kryształowo czyste marionetki…

Ta kwestia wciąż nie dawała mi spokoju. Nie żyło mi się źle, nie pragnąłem też dokonywać zbrodni, ale idealista wewnątrz mnie buntował się z całych sił.

Nie istniały żadne sposoby na obejście systemu. Najznamienitsi hakerzy mogli snuć cudowne plany. Pierwszy krok do wcielenia ich w życie skończyłby się paraliżem ciała po czterech sekundach od jego wykonania i czekaniem na odstawienie do więzienia. Nawet sabotaż od wewnątrz prawdopodobnie nie wchodził w rachubę. Władza również była pod wpływem ZSS, przynajmniej oficjalnie.

A gdyby tak zwrócić się do Boga osobiście?

Ten pomysł nie miał prawa wypalić, ale chciałem go wypróbować. Choć za same myśli nie wymierzano sprawiedliwości, przy popełnianiu zbrodni analizowano je, by poznać motywy. Łamiąc prawo byłbym w stanie przekazać swoje zdanie do ZSS, licząc na to, że je rozważy. Gdyby setki ludzi postąpiło podobnie, to pewnie wywołałoby jakiś efekt. Lecz takie zachowanie od razu zostałoby zinterpretowane przez społeczeństwo jako pragnienie odzyskania swobody wyłącznie po to, by znów czynić zło bez przeszkód.

Niemniej jednak postanowiłem to zrobić. Stwierdziłem, że najprostsze i najmniej ryzykowne będzie obrażanie wszystkich dookoła.

– Głupcy! – zacząłem krzyczeć na całe gardło. Przechodnie spoglądali na mnie jak na wariata. – Sprzedaliście własną wolność dla bezpieczeństwa! To nieludzkie!

Po upływie tysiąca dziewięciuset dwudziestu ośmiu milisekund od momentu, w którym otworzyłem usta, padłem unieruchomiony na ziemię i straciłem przytomność. Myślałem, że po prostu zacznę przepraszać i prostować wypowiedziane słowa tak jak tamten gość w kawiarni, ale mocno się przeliczyłem.

 

*

 

– Nie pojmuję, co ci strzeliło do głowy, Marc – powiedział mój nowy przyjaciel Johnatan po tym, gdy skończyłem opowiadać o tym, jak trafiłem do rezerwatu. – Przecież ZSS nawet nie jest samoświadomy. To tylko narzędzie do kontroli.

– Nie miałem prawa tego wiedzieć – odparłem. – Tak samo nie przypuszczałem, że jawne krytykowanie systemu kończy się banicją tutaj.

– Cóż, teraz przynajmniej znasz prawdę – skwitował Johnatan. – No i nic nie krępuje twojego sumienia.

A prawda była dość przerażająca. ZSS wcale nie był owocem rozwoju cywilizacji, lecz dziełem twardej SI, która przybyła z kosmosu i postawiła ludzkości ultimatum – albo przestajecie się wzajemnie krzywdzić, albo czeka was zagłada. O tym incydencie wiedzieli tylko najwyżsi rangą oficjele. Przyparta do muru władza przystała na warunki, a sztuczna inteligencja ruszyła w dalszą podróż po galaktyce w celu zbawiania kolejnych ras w imię własnej, pokręconej moralności.

Tak przedstawiała się wizja Johnatana. Oprócz niej słyszałem jeszcze setki teorii spiskowych odnośnie Zautomatyzowanego Systemu Sądowego, mniej lub bardziej szalonych. Mieszkańcy rezerwatu uwielbiali dywagować na te tematy. Zastanawiali się nad tym, czy superkomputer umieszczono na Księżycu po to, by ludziom trudniej było go zniszczyć, czy wyłącznie ze względu na panującą pod powierzchnią Srebrnego Globu ujemną temperaturę, która ułatwia chłodzenie. Dyskutowali o możliwości zawieszenia się ZSS poprzez popełnienie jakiegoś trudnego do oceny moralnej czynu. Spierali się o to, kto tak naprawdę go stworzył.

Ustalenie wersji zgodnej z rzeczywistością najprawdopodobniej nigdy nie będzie możliwe, lecz dzięki takim rozmowom przynajmniej mogłem czymś wypełnić czas. Życie stało się nieco nudniejsze, odkąd moje protezy uległy awarii i zostałem skazany na prowizoryczny wózek inwalidzki sklecony z materiałów z odzysku. W rezerwacie na próżno szukać sprzętu do symulacji komputerowych, który pozwoliłby mi uciec do wirtualnego uniwersum i zapomnieć o niepełnosprawności. Za to społeczeństwo było o wiele bardziej przyjazne, niż sądziłem, ludzi i hybrydy łączyły bliskie więzi. Zawsze służyli mi pomocą. Czyżby stał za tym brak technologii? Nie miałem pewności. Tak czy inaczej, zbuntowanie się przeciwko systemowi nie okazało się aż tak złą decyzją.  

Koniec

Komentarze

Sensownie skonstruowany świat, w którym o coś chodzi – podobało mi się.

Nieco przecinkologia kuleje oraz kilka pomniejszych błędów rzuciło mi się podczas czytania.

 

… przynajmniej będę mam czym wypełnić czas.

Odłożyłem szklankę po koktajlu… – ja bym chyba odstawił, ale…

Nieistotne nałożone pęta, a jedynie… – nie powinno być: Nie istotne nałożone…

 

Ale przy niezłości shorta, są to detale.

Czy to jest sygnaturka?

Ha, mógłbym rzec – jak zwykle.

To jest: ciekawy świat, ciekawa wizja, ciekawy pomysł. Dość proste moralizatorstwo, ale to wcale nie jest wada. Wiele klasycznych tekstów SF temu właśnie służyło – przekazać coś wprost, bez owijania w bawełnę.

Minus – pośpiech i skrótowość. Mam wrażenie, że wpdasz na niezły pomysł i od razu sru – jest szort. Fajny, ale gdyby rozwinąć szczątkową fabułę w pełnoprawną historię i wpleść w nią opis świata, byłoby znakomicie.

Jeszcze tak mnie naszło… Czy ten system naprawdę byłby taki nieomijalny? Żeby ludzkie ciało reagowało na polecenia ZSS, paraliżem na przykład, musiałby istnieć jakiś mechanizm, który je do tego zmusza. I to byłby słaby punkt, bo coś takiego da się ominąć, zdezaktywować, zakłócić, czy co tam jeszcze. Do zrobienia, zwłaszcza w świecie, gdzie technologia pozwala na tworzenie genetycznych hybryd, androidów i tym podobnych…

Pozdrawiam!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Co się stało z wszystkim przytłączającymi, depresyjnymi końcówkami? D:

 

Podobało mi się wszystko od odrobinę moralizatorskich przemyśleń, opisu świata, z pozoru banalnej scenki między mężczyzną a kobietą, zapisem odbioru informacji przez ZSS do gwiazdki :<

 

Ale z drugiej strony niesie to ważne przesłanie, chociaż wyłożone na ławę ;) Ba, może nawet więcej niż jedno :) Zapamiętałam sobie, że nie masz nic przeciwko jeśli ktoś zabiera się za interpretacje Twoich tekstów, nawet niekoniecznie poprawną, więc pozwoliłam sobie nabazgrać jeszcze kilka słów o końcówce.

 

Tak czy inaczej, zbuntowanie się przeciwko systemowi nie okazało się aż tak złą decyzją. 

Tym zdaniem ( a właściwie tym “aż tak”)IMO pokazujesz, że to wcale wszystko nie jest takie czarno-białe. Bohater sam nie ma pewności gdzie byłoby mu lepiej – w dystopijnym społeczeństwie, czy w dziczy, gdzie nie dosięgnie go ZSS. To jest takie inne w porównaniu do tego, co zazwyczaj serwują książki i filmy – uporządkowane społeczeństwo jest do cna złe itp itd, bohater oczywiście dostrzega to zło i sprzeciwia mu się. Ale przecież są w tym totalitarnym ustroju jednocześnie pewne pozytywy, które przecież kuszą tylu ludzi (postęp technologiczny, bezpieczeństwo, stabilizacja), więc czemu nie miałyby one kusić protagonisty? ;) W ostatnim zdaniu widać moim zdaniem to wahanie, które mogłoby cechować, a nawet powinno, nawet największego idealistę i przeciwnika totalitaryzmu ;)

 

Czyli, podsumowując, podobało mi się, a nawet mało dramatyczna i z pozoru sztampowa końcówka nie była taka zła ;) Soundtrack też mi się podobał :)

Kiedy sobie uświadomiłam, że gdyby opowiadanie nie spodobało mi się i gdybym dając temu wyraz sprawiła Ci przykrość, być może trafiłabym do rezerwatu…

Ech, przyprawiłeś mnie o dreszcze na myśl, że wypowiedziane, a może tylko wypomyślane słowa…

W tej sytuacji jestem zmuszona napisać, że Ping, opowiadanie oparte na całkiem zacnym pomyśle, bardzo mi się podoba i czytałam je z niekłamaną przyjemnością oraz z pełną satysfakcją. ;)

 

Odło­ży­łem szklan­kę po kok­taj­lu i opu­ści­łem ka­wiar­nię.Odstawiłem szklan­kę po kok­taj­lu i opu­ści­łem ka­wiar­nię.

 

Po upły­wie ty­sią­ca dzie­więć­set dwu­dzie­stu ośmiu mi­li­se­kund… – Po upły­wie ty­sią­ca dziewięciuset dwu­dzie­stu ośmiu mi­li­se­kund

 

– Cóż, teraz przy­naj­mniej znasz praw­dę. – skwi­to­wał Joh­na­tan. – Zbędna kropka po wypowiedzi.

 

Za­sta­na­wia­li się nad tym, czy su­per­kom­pu­ter umiesz­czo­no na księ­ży­cu po to… – Czy nie powinno być: Za­sta­na­wia­li się nad tym, czy su­per­kom­pu­ter umiesz­czo­no na Księ­ży­cu po to

 

dzię­ki takim roz­mo­wom przy­naj­mniej będę mam czym wy­peł­nić czas. – Dwa grzybki w barszczyku.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Tak bym oceniła, że 80 % tekstu to infodump, a 20 % to jakaś akcja :P Niemniej cholernie ciekawe i na pewno jako betaczytacz nie zdziwisz się, jak powiem, że przypomina mi to moją książkę, choć oczywiście chodzi mi o sam motyw, który starszy jest nawet od Lema i jego bystrów. Wymyśliłeś to zupełnie inaczej i w całkiem udany sposób. Ale wykonanie, w sensie dozowania treści, trochę mi kuleje. Biorę jednak poprawkę na to, że miałeś limit znaków. 

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Dziękuję za komentarzy, oceny i bibliotekę. Błędy poprawiłem, przerobiłem też nieco gramatycznie końcówkę, bo wymieszałem tam czas przeszły i teraźniejszy, co niezbyt fajnie wyglądało.

 

… przynajmniej będę mam czym wypełnić czas.

SJP i Wikisłownik podaje pisownię łączną.

 

Jeszcze tak mnie naszło… Czy ten system naprawdę byłby taki nieomijalny?

Kombinowałem nad jakąś super-akcyjną kryminalną fabułą, ale nic mi nie przychodziło do głowy.  Myślałem o tym, że ktoś mógłby popełnić przestępstwo i potem w ciągu tych czterech sekund usmażyć sobie BCI impulsem elektromagnetycznym i potem uciekać przed wymiarem sprawiedliwości, ale przecież ktoś najpierw musiałby ogarnąć urządzenie do wywołania EMP, a system karał już za samo przygotowanie do zbrodni… Coż, ostatecznie postawiłem na konceptualizm.

 

Tym zdaniem ( a właściwie tym “aż tak”)IMO pokazujesz, że to wcale wszystko nie jest takie czarno-białe. Bohater sam nie ma pewności gdzie byłoby mu lepiej – w dystopijnym społeczeństwie, czy w dziczy, gdzie nie dosięgnie go ZSS. To jest takie inne w porównaniu do tego, co zazwyczaj serwują książki i filmy – uporządkowane społeczeństwo jest do cna złe itp itd, bohater oczywiście dostrzega to zło i sprzeciwia mu się. Ale przecież są w tym totalitarnym ustroju jednocześnie pewne pozytywy, które przecież kuszą tylu ludzi (postęp technologiczny, bezpieczeństwo, stabilizacja), więc czemu nie miałyby one kusić protagonisty? ;) W ostatnim zdaniu widać moim zdaniem to wahanie, które mogłoby cechować, a nawet powinno, nawet największego idealistę i przeciwnika totalitaryzmu ;)

Podobają mi się twoje refleksje, Lenah. Miło, że moje teksty prowokują tak obszerne analizy. Zgodzę się z twoim zdaniem, główny bohater był odrobinę rozdarty pomiędzy jedną a drugą opcją.

 

Soundtrack też mi się podobał :)

Polecam cały gatunek, to Halftime DnB.

 

Kiedy sobie uświadomiłam, że gdyby opowiadanie nie spodobało mi się i gdybym dając temu wyraz sprawiła Ci przykrość, być może trafiłabym do rezerwatu…

BIG BROTHER IS WATCHING YOU… :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Netykieta trochę jak w Czarnych Oceanach Dukaja, kosmiczny ucisk jak w Limes Inferior u Zajdla. 

Przyznam, że mam brzydki zwyczaj męczenia się przy tak długich wywodach, mówię tu o pierwszej częście opowiadania, ale przetrwałem! Całościowo – mnie się podoba. ;)

 

Jak mam się tylko czepiać, to zawodowo tak – tytuł mnie średnio do tekstu pasuje. Otóż, ping to tylko komenda sieciowa, która sprawdza czy istnieje połączenie z wybranym punktem w sieci (przy okazji podając opóźnienie). I zależnie od systemu operacyjnego, to idzie to innym protokołem (UDP albo ICMP).

Co do ZSS – jako, że to twarda SI, więc wyjście z ucisku raczej niemożliwym jest. Ale – widzę jedną szansę. Każdy algorytm, nawet te składowe w SI, na czymś się uczą; w pewnym momencie ludzie musieliby po prostu wyrobić w sobie swoiste, ukryte w znaczeniu, zachowania – coś jak chodzenie tyłem w Paradyzji – i totalnie tą SI “rozstroić”. 

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Dziękuję za komentarze. @Naz Nie odpowiedziałem w poprzednim komentarzu, bo twój pojawił się dopiero jak dodałem mój. Dzięki za bibliotekę :) Z infodumpem mam problem, bo niestety lubię go tworzyć :D Motyw rzeczywiście podobny do tego z twojej książki. Ograniczoną treść jest raczej przyczyną tego, że jakoś nie potrafiłem skleić porządnej akcji, a nie chciałem pisać na siłę, dlatego poszedł em drogą eksponowania samej idei. @stn Fajnie, że się spodobało. Pisząc o "pingu" miałem na myśli znaczenie potoczne używane przez graczy, czyli opóźnienie samo w sobie.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Bardzo fajny tekst, z nietuzinkowym opisem ludzkości, która ma działać i postępować zgodnie z tym, co zechce… no właśnie, kto? Bo kto nadzoruje takiego Boga? Albo przynajmniej wymienia mu przepalone układy :)

Technicznie okej, sporo infodumpa, ale to zrozumiałe. Zaciekawiły mnie podane teorie spiskowe na koniec, mogłoby z tego coś wyniknąć na przyszłość :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Mało!

To znaczy, że mi się podobało, ale chciałbym więcej. Na razie to taki szkic, zapis pomysłu, a spokojnie można by z tego wykroić fajne opowiadanie. Nie żebym był fanem długich metraży, ale w tym rozmiarze pozostaje niedosyt. No i pierwszy raz czytam Twój tekst, który ma klasyczną, prostą fabułę, a nie jest przede wszystkim zapisem psychodelicznej wizji.

Rzuciła się w oczy literówka:

“Nie pojmuję, (co) ci strzeliło do głowy, Marc”

 

I przy okazji – poprzedni awatar był fajniejszy ;)

Dziękuję za kolejne komentarze i biblioteki. Błąd poprawiłem :)

 

Ale – widzę jedną szansę. Każdy algorytm, nawet te składowe w SI, na czymś się uczą; w pewnym momencie ludzie musieliby po prostu wyrobić w sobie swoiste, ukryte w znaczeniu, zachowania – coś jak chodzenie tyłem w Paradyzji – i totalnie tą SI “rozstroić”. 

Ciekawy pomysł.

 

No i pierwszy raz czytam Twój tekst, który ma klasyczną, prostą fabułę, a nie jest przede wszystkim zapisem psychodelicznej wizji.

W moich starszych tekstach (z 2014-2015) psychodela pojawiała się rzadziej. Ostatnio wpadłem w jakiś ciąg ezoteryczno-psychonautycznych tekstów. Może to dlatego, że w tych klimatach czuję się najmocniej.

 

I przy okazji – poprzedni awatar był fajniejszy ;)

W spotkaniowym wątku na hydzie wyjaśnię dlaczego :)

 

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Płodnyś, Wicked, niemiłosiernie! Aż człowiek nie nadąża z czytaniem ;)

 

Tym razem moja gadka będzie nieco inna…

Świetny tekst. Może i mniej awangardowy niż dwa poprzednie, ale równie silny w przekazie. Dobrze nakreśliłeś świat – jest mroczno i posępnie, ale gdzieś tam (w rezerwacie) tli się wspomnienie o utraconej wolności. Zarazem dodaje otuchy, jak i podkreśla destruktywny wpływ Boga z Księżyca.

Pomysł ciekawy i chyba całkiem świeży, a tytuł, choć prosty, od razu mnie zainteresował.

 

Trochę gorzej wypada bohater – zdaje się być kronikarzem, narzędziem przy pomocy którego opisujesz świat, a nie człowiekiem z krwi i kości. Być może pomóc tutaj miał motyw protez, ale mnie za bardzo nie przekonał.

Również tempo akcji trochę nie takie, jak być powinno. Zbyt statyczne, jak w Wonderdrugu.

Szkoda, że tekst nie jest dłuższy – może wtedy bohater zyskałby głębię…

Warsztat, jak to u Ciebie, klasa.

 

Cóż, tak czy inaczej czas z tym tekstem uznaję za dobrze spożytkowany i z przyjemnością stawiam stempel jakości ;D

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Dzięki za przeczytanie i bibliotekę, Hrabio :)

 

Cieszę się, że się spodobało :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Mnie też się spodobało. Super pomysł na świat.

I też uważam, że warto to rozwinąć. No – klasycznie pociągnąć, coś się źle dzieje z ludzkością ogółem, rezerwat dostarcza ratunku. I wprzęgnięcie do tego wszystkiego mechanizmów z “Paradyzji” (koalang aż się prosi) też byłoby świetne. Tylko że wtedy wychodzi książka. :-)

Tytuł. Mnie się skojarzył z montypythonowską maszyną, która robi ping. ;-)

Babska logika rządzi!

Dziękuję za przeczytanie i komentarz, Finklo :)

 

No – klasycznie pociągnąć, coś się źle dzieje z ludzkością ogółem, rezerwat dostarcza ratunku. I wprzęgnięcie do tego wszystkiego mechanizmów z “Paradyzji” (koalang aż się prosi) też byłoby świetne. Tylko że wtedy wychodzi książka

Kiedyś muszę przypuścić atak na dłuższy tekst sci-fi, ale uważam, że muszę zdobyć jeszcze trochę więcej wiedzy z dziedziny cybernetyki.

 

Tytuł. Mnie się skojarzył z montypythonowską maszyną, która robi ping. ;-)

I chyba właśnie od tej onomatopei wzięła się nazwa programu, o którym wspominał stn.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Tytuł nie jest zły. 

Ba, wygląda nawet na przemyślany :)

Dobrze się czyta.

Uważam, że pomysł wart większego wyeksploatowania. Zwłaszcza, że do limitu pozostało trochę miejsca. 

Satysfakcjonująca lektura :)

Dziękuję za przeczytanie i komentarz, Trico :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Czytałem wcześniej, a teraz zostawię komentarz. Bardzo podoba mi się ta wizja, bo oddziaływanie z zewnątrz na emocje człowieka/organizmu wydaje się możliwe. Istnieją nawet eksperymenty to udowadniające. Najprostszym przykładem jest muzyka – silnie wpływa na emocje. Ale tą słychać, a w opku mamy jakąś inną technologię, wcale nie niemożliwą. Z wad opowiadania, to podobnie jak w moim, brakuje tu jakiejś ciekawej akcji, ale rozumiem, że chodziło głównie o filozoficzne podejście do tematu. Ogólnie ciekawy tekst.

Ciao.

Dziękuję za przeczytanie i komentarz, Blackburnie :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Tak bardzo pochłonęło Cię światotwórstwo, że chyba zabrakło mocy przerobowych na faktyczną fabułę, bo ta istniejąca w Pingu jest jedynie pretekstem do przedstawienia wykreowanej rzeczywistości. Co jest niestety grzechem niewybaczalnym, ciuś, ciuś.

Główny bohater jest niewiarygodny w tym swoim na pół gwizdka przemyślanym buncie przeciw nie-do-końca oryginalnemu pomysłowi zewnętrznie narzuconych reguł zachowań. Niestety, sam temat refleksji: moralność i wolność jej wyboru wydał mi się banalny (ale ja jestem spaczony, bo kiedyś mnie na studiach katowali teoriami Kohlberga). Za dużo frazesów, za mało mięcha. A szkoda, bo świat, mimo pewnej wtórności, ma potencjał i aż prosi się o bohaterów z krwi i kości, z wiarygodnymi motywacjami i podejmującymi jakieś (jakiekolwiek) działania. Boli też zmarnowany potencjał niewykorzystanego motywu owych czterech sekund – bo w ciągu czterech sekund można zrobić całkiem sporo, zwłaszcza jeżeli człowiek wie, że i tak ma już przekichane.

Podsumowując: bardziej zarys świata, niż w pełni wykształcona opowieść, skłaniający do refleksji, ale na tematy które notorycznie i nieustannie padają ofiarą refleksji.

na emeryturze

Dziękuję za obszerną opinię, Gary :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Pomysł rodem z najmroczniejszych snów Philipa Dicka. Świetny punkt wyjścia, która ponownie ucierpiał odrobinę na skrótach, rozwinięcie opowiadanie wyszłoby mu na dobre.

Zgodzę się z garym, że bunt bohatera nie ma żadnego fabularnego uzasadnienia. Ot, w pewnej chwili doszedł do wniosku, że się zbuntuje.

Poza tym czytało się całkiem nieźle, czekam na jakiś dłuższy tekst Twojego autorstwa.

Dziękuje za przeczytanie i komentarz, belhaju :)

Coś dłuższego się szykuje, ale tak naprawdę długiego :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Krótko: zajebisty pomysł napisany na odpierdol. 

Może rozwiń w coś dłuższego? 

Bo narobiłeś smaka. Dałeś 2forU, a ja wolałbym zestaw powiększony. 

Wszyscy kiedyś spotkamy się pod jakimś memem.

Dzięki za przeczytanie i komentarz, Akanirze :)

 

Może rozwiń w coś dłuższego? 

Obecnie mam w planie inne teksty.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Lubię twoje pomysły, ale zdarza mi się po zakończeniu lektury odnieść wrażenie, że masz problem z przekuciem ich w pełnokrwistą fabułę. Czy to kwestia zbytniej bezpośredniości opisów, czy wkładania ich w procesy myślowe pierwszoosobowego narratora, zostaję z poczuciem niedosytu. Może warto by spróbować wpleść w następną historię nieco więcej akcji i dialogów : > ?

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Dziękuję za przeczytanie i komentarz, Nevazie :) Pracuję nad tym, by w następmym tekście było więcej akcji.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Nowa Fantastyka