- Opowiadanie: agnesia93 - Cienie

Cienie

Oceny

Cienie

Liść. Jedna rzecz, która wywróciła życie Rozalii do góry nogami. Rozalia jest zwykłą dziewczyną, która uwielbia bieganie, jesień i spędzanie czasu na zielonej kanapie swojej przyjaciółki Jules. Pewnego razu podczas codziennego biegu Rozalia znajduje liść, który okazuję się być przepustką do niezwykłego świata. Od tego momentu jej życie ulega diametralnej zmianie. Niczego nie świadoma dziewczyna zostaje postawiona w sytuacji, z której nie ma wyjścia. Dzięki Darenowi, Maxwellowi i Natalii zostaje uratowana. Daren postanawia wymazać dziewczynie pamięć o tym kim jest i o tym co się wydarzyło. Niestety los ma dla nich inne przeznaczenie i sprawia, że spotykają się ponownie. Wszystko w co Rozalia wierzyła staje się dla niej obce. Postanawia dowiedzieć się kim jest naprawdę i do czego została stworzona. Daren, Natalia i Max próbują pokazać jej jak działa ich świat.  Czy Rozalia dowie się jakie jest jej przeznaczenie? Czy nawiedzające ją wizję i sny pomogą jej w walce z największym wrogiem Nadachem?

 

Część I

 

„ Pragnienie chcę ujrzeć w sylabach,

Dotknąć ognia w ich brzmieniu.

Mrok chcę odczuć, w krzyku.

Słów chcę surowych,

jak nieociosane kamienie. ”

 

 

Pablo Neruda

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

PROLOG

Zdawało mi się, że kogoś widzę, ale w odmętach ciemności trudno jest cokolwiek dostrzec. Nie odnajduje go, a przecież szedł tuż przy mnie. Próbuje przyspieszyć kroku, czuje na sobie czyjś wzrok, przystanęłam aby przyjrzeć się dokładniej, przeklęty telefon, akurat w tym momencie musiał się wyładować. Przeszedł mnie dreszcz, więc czym prędzej powracam do planu ucieczki. Ciemność, która mnie otacza pogłębia się z każda sekunda, osuwam się na kolana i mdleje, w oddali słyszę głos..

Rozdział 1.

Krzak róży rozkwita powoli,

Swe korzenie w ziemię wciska,

Lecz gdy za dużo ma swawoli,

Zielone liście do ziemi przyciska.

 

Droga przede mną zdawała się nie mieć końca, lubiłam takie dni.. jesienne powietrze napełniało moje płuca niczym słodki nektar. Biegnąc przez park kolejny raz zastanawiam się nad znaczeniem nawiedzającego mnie snu, zamykam oczy.. każdego razu ten sam fragment, oblewam się zimnym potem, budzę się przerażona i zaliczam następna nieprzespaną noc.

… Ciemność otacza mnie z każdej strony, spoglądam przed siebie.. na niebie widnieje brązowy księżyc nienaturalnych rozmiarów, a niebo przybrało granatową barwę. Czyjś krzyk wyrywa mnie z kontemplacji, obracam się raptownie wypatrując kierunku, rozglądam się uważnie, przyśpieszam kroku i wytężam wzrok, .. nieoczekiwanie coś wznosi mnie ku górze, próbuję krzyknąć, ale głos uwięzł mi w gardle po gwałtownym szarpnięciu. Wysokość na której się znajduję pozwala mi dostrzec panoramę miasta. Szukając wyjścia z sytuacji zamykam oczy i uspokajam się wewnętrznie, że „wszystko będzie dobrze”, coś oplata moją kostkę, jest zimne i lepkie, unoszę powieki.. Szarpnięcie było tak mocne, że niemal natychmiast obraz panoramy zaczął mi się rozmazywać. Zaskoczona zaczynam się bronić, szarpać.. jestem przerażona, i kiedy już tracę nadzieję dostrzegam postać na niebie, mknie w moją stronę.. jest już prawie u celu, wyciągam rękę.. jeszcze tylko kilka centymetrów i nasze dłonie się spotkają..

Wspominając go potykam się o kamień, zdezorientowana otwieram oczy, zwiększam tempo, rozglądam się.. oddycham głęboko i uspokajam myśli, a także ciało. Wspomnienie wywołuje u mnie gęsią skórkę, która będzie utrzymywać się przez następne kilka godzin. Moją uwagę przykuwa liść, pomimo pięknej palety barw i kształtów otaczających mnie dookoła, to właśnie on sprawił, że świat przestał się liczyć. Spadał z gałązki.. czas się zatrzymał.. listek spadał w zwolnionym tempie zataczając kręgi i układając ruchy w spiralę.. zdawał się być tak delikatny jak piórko, barwy jesienne przeplatały się na nim niczym refleksy mieniące się na włosach muskanych przez promienie słoneczne.

Zwolniłam i podeszłam do drzewa.., z bliska ten widok jeszcze bardziej zapierał dech w piersiach, ułożyłam dłonie w miseczkę i złapałam go, ciepło i energia jaka z niego emanowała była niesamowita.. Wpatrywałam się w niego kilka chwil i chłonęłam energię, uśmiechnęłam się.. resztę drogi przeszłam trzymając go w dłoni i podziwiając piękno matki natury.

Jesień bez wątpienia była moją ulubioną porą roku, uwielbiałam spacerować po parku wieczorową porą, a rankiem biegać pokonując ogromne ilości kilometrów, podczas gdy inni przeżywali wewnętrzną depresję. Zastanawiało mnie to, każdego razu, gdy wyciągałam znajomych na wieczorne wyjścia. Zachowywali się jak Zombii z horrorów, tylko bez rozpadających się ciał. Idąc drogą czułam spojrzenia przechodniów na swoim ciele, bacznie obserwowali każdy mój ruch, spojrzałam na swoje ręce i nogi, nie było na nich nic na co mogli by spoglądać, co prawda adidasy nie wyglądały na pierwszej nowości, były lekko ubłocone, ale większość ludzi nie zwraca na to uwagi. Sięgnęłam do lewego buta i palcem ściągnęłam nadmiar błota, to samo zrobiłam z drugim, nie przejmowałam się tym zbytnio, a mimo wszystko było mi wstyd, że ich spojrzenia są utkwione we mnie. Przyśpieszyłam kroku i spuściłam głowę do dołu z nadzieją, że przestaną się we mnie wpatrywać, zamknęłam oczy i odetchnęłam głęboko.. Uniosłam powieki.. Nikt nie patrzył w moją stronę, wszyscy zdawali się być zajęci własnymi sprawami, po raz kolejny wzięłam głęboki oddech i wolno wypuściłam go z płuc – do moich rozważań znów powrócił sen, za każdym razem czułam zimno, jakby ktoś oblał mnie lodowatą wodą.

***

Starsza pani siedząca na ławce w parku czytała książkę. Miała krótko obstrzyżone włosy koloru fioletowego, który był wywołany najtańszą płukanką do włosów i białą sukienkę do kostek, z długim rękawem, która powiewała lekko na wietrze. Nie rozglądając się przed siebie, ani na boki wodziła wzrokiem po kartce w poszukiwaniu następnego wersu. Była jak zaczarowana, zatracona w swoim świecie, co jakiś czas marszczyła brwi, przewracała kolejną stronę, a na jej twarzy pojawiał się cień uśmiechu, stojąc w kolejce po wodę patrzyłam na nią z zazdrością, była oddalona od szarej rzeczywistości do innego wymiaru. Zatracenie się w lekturze to jest to czego oczekuję od książki.. uczucie satysfakcji, smutku, frustracji, a wszystko to można znaleźć na jednej kartce papieru. Przewracając kolejną kartkę zrobiła skwaszoną minę, wodziła wzrokiem po wersach jeszcze przez kilka sekund i z wielkim oburzeniem zamknęła książkę. Trzask zamykających się stron odbił się echem od drzew , niosąc za sobą pozostałości dźwięku. Z oczami wielkimi jak spodki i z lekkim uśmiechem przyglądałam się jej postępowaniu.. mruknęła coś pod nosem wyraźnie zdenerwowana, włożyła książkę do torebki i wstała prędko z ławki idąc w kierunku ulicy, kręcąc głową, potknęła się o własne nogi . Otrząsnęłam się dopiero wtedy kiedy sprzedawca szturchnął mnie w ramię podając mi do ręki butelkę wody, uśmiechnęłam się do niego i dałam mu pieniądze, nie żądając reszty. Odkręciłam korek i wypiłam kilka łyków, woda była pyszna, idealnie schłodzona w ten słoneczny dzień. Oblizałam wargi, zakręciłam korek i szłam ścieżką słysząc jak wiatr porywa drzewa, a liście szeleszczą delikatnie dając znać, że już chcą uwolnić się od gałęzi. Odruchowo spojrzałam na swoją lewą rękę, w lekkim uścisku trzymałam moje maleństwo. Delikatnie opuszkami palców dotknęłam przedniej powierzchni listka, każdą jego wypukłość wyczuwałam wodząc po nim, był taki kruchy, a jednocześnie jego zarys i kształty były ostre, wszystko wydawało się zaplanowane co do jednego milimetra. Zatrzymałam się, przełknęłam ślinę i włożyłam go ostrożnie do torebki, którą miałam przepasaną na wskroś ciała, zapięłam suwak i ruszyłam dalej upijając kolejne łyki wody.

***

Ocknęłam się stojąc przy przejściu dla pieszych, co się właściwie stało? Kilku przechodniów przechodziło przez pasy zerkając w moją stronę bez większego zainteresowania, ruszyłam przed siebie ściskałam coś w dłoni, trzymałam w niej.. kawę? Och.. do prawdy Roz, co się tobą dzieje? Skarciłam się w duchu i pośpiesznie przeszłam na drugą stronę ulicy, popijając gorący napój patrzyłam na budynki miasta. Czyż nie jest to fascynujące, że po środku murów, budowli i zapachu spalin samochodowych uchowało się coś tak pięknego i okazałego jak park? To doprawdy urzekające. Odwróciłam głowę za siebie i ujrzałam znikającą drogę, która jeszcze jakiś czas temu przechadzałam się po parku. Przepiękny krajobraz barw i detali splatał się ze sobą tworząc idealne połączenie, zachwycał swoją stabilnością i niewzruszeniem, jakby był schowany w szklarni z dala od codzienności i zgiełku. Ludzie przychodzili do niego spacerować, odprężyć się czytając książkę, a nawet stawać koło drzew i patrzeć przed siebie nie oczekując niczego w zamian napawając się widokiem. Rozglądając się i zastanawiając nad wspaniałością natury, zbliżałam się do budynku z dużym oknem na parterze, przez które wpadało światło słoneczne.

Stanęłam przed drzwiami sklepu , w którym widniała piękną witryna z napisem „Antykwariat”. Na wystawie stała pięknie oprawiona w zieloną twardą oprawę książka, ze złotymi napisami w obcym języku. Litery były duże i pierwsze rozpoczynające słowo były fikuśnie zakręcone, co powodowało zachwyt. Była stara, w czasach XXI wieku nie robiło się już takich egzemplarzy nawet najbardziej uznanych książek, weszłam do środka rozglądając się na boki uświadomiłam sobie, że nikogo nie ma, i choć na całym ciele miałam ciarki weszłam głębiej. Pomieszczenie było pełne regałów z książkami, na każdym regale były wyżłobione zwory liści, i winorośli w srebrnym i złotym kolorze, w powietrzu unosił się zapach papieru i kurzu, ale wszystkie książki były czyste i ułożone w idealnym porządku od najmniejszej do największej schodząc stopniowo w dół. Za regałem stojącym na wprost od drzwi widać było korytarz, a na jego końcu kilka lamp i długi brązowy stół.. słysząc stukot obcasów o marmurową posadzkę stanęłam na wprost miejsca z kasą fiskalną. Do blatu podeszła miła starsza pani uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie i rzekła:

– Witaj, moje dziecko. W czym mogłabym Ci pomóc? W moim gardle gwałtownie zaschło, więc wzięłam łyk kawy, po chwili jednak stwierdziłam, że można uznać takie zachowanie za przejaw arogancji, więc pośpiesznie odpowiedziałam:

– Dzień Dobry, czy .. co to za książka, ta zielona, w witrynie? Karcąc się w duchu za nieskładne zdania uśmiechnęłam się do kobiety mając nadzieje, że potraktuje mnie poważnie

– „Hercule, ineffabilis” to znaczy „ Niewiarygodne i niewypowiedziane” . Wzięła egzemplarz do ręki i bardzo ostrożnie zdjęła nieistniejący kurz z jej przedniej części. Spojrzała na mnie znad okularów pełnym iskierek spojrzeniem. – Dlaczego interesuje Cię ta książka młoda damo? Zaczęłam się zastanawiać.. Dlaczego?

– Jest bardzo ładna, przykuła mój wzrok. Bąknęłam pod nosem, czerwieniąc się z niewiadomego powodu jak mała dziewczynka, która właśnie narozrabiała w pokoju rodziców.

– Tak masz rację, jest bardzo ładna. Czy wiesz, że książki wybierają właścicieli, a nie na odwrót? – Nie wiedząc co odpowiedzieć przecząco potrząsnęłam głową. -To one same kierują się w stronę naszego serca i wysyłają do niego impulsy, powodując, że zabieramy je ze sobą i na długo pozostają w naszej pamięci. Czy chciałabyś ją kupić?

– Tak oczywiście. Uśmiechnęłam się słabo i szybko odwróciłam wzrok na regał stojący za kobietą – Ma Pani wiele zbiorów, pewnie większość starych pojedynczych egzemplarzy.

– Być może. Odparła i uśmiechnęła się do mnie ciepło – Któregoś razu zapraszam Cię w odwiedziny, do mojej czytelni, a tym czasem proszę. Wręczyła mi do ją do rąk, była zadziwiająco lekka jak na tak dużą książkę, przejechałam dłonią po wierzchu, była imponująca. – Bardzo proszę weź i zatrzymaj ją dla siebie, potraktuj ją jako prezent ode mnie i zaproszenie na kolejny raz . Zdumiona popatrzyłam na nią i przycisnęłam książkę do piersi.

– Bardzo dziękuję, jest pani pewna? To z pewnością bardzo cenna książka i.. już miałam dodać coś o tym, że nie mogę jej przyjąć kiedy kobieta uciszyła mnie podnosząc rękę w górę..

– Nie przyjmuję odmowy, poza tym nie grzeczne jest oddawać prezent. Popatrzyła na mnie z kamienną twarzą i spuściła rękę na ladę. Poczułam jak robię się czerwona na twarzy, przełknęłam ślinę i powiedziałam:

– Na pewno skorzystam z okazji, by odwiedzić panią któregoś dnia, jeszcze raz dziękuję.. – Nie przyszło mi nic do głowy, by dodać coś jeszcze, więc powiedziałam tylko do widzenia. Odwróciłam się i wyszłam, za swoimi plecami usłyszałam głos:

– Do zobaczenia moje dziecko, do zobaczenia jeszcze nie raz.

 O moją twarz otarł się powiew świeżego powietrza, spojrzałam w stronę witryny, kobieta przyglądała mi się chwilę i zniknęła za regałem. Ruszyłam przed siebie ściskając w rękach książkę , pusty kubek po kawie i schowany liść odnaleziony w parku leżący bezpiecznie w torebce. Pośpieszyłam czym prędzej w stronę alejki prowadzącej do mojego domu. Co sprawiło, że byłam zakłopotana wyborem tej książki?

***

Osuszając włosy ręcznikiem zbliżyłam się do komputera, strona startowa załadowywała się w tak żółwim tempie, że postanowiłam zajść do kuchni i wziąć coś na przegryzkę. Nie pomyliłam się – mama zostawiła na stole kosz owoców, a w lodówce kilka deserów z bitą śmietaną, na ich widok aż ślina mi pociekła. Zawsze wszystko organizowała zostawiając mnie samą na kilka dni, zostawiała pieniądze, tworzyła duże zapasy jedzenia którymi mogłaby wykarmić niemalże całe wojsko. Na samo jej wspomnienie robiło mi się ciepło na sercu, wychowywała mnie sama, czasami z małą pomocą. Złapałam pierwszy deser i wbiegłam po schodach do swojego pokoju, na szczęście komputer był gotowy do pracy.

Wystukiwałam na klawiaturze kolejne litery i co rusz spoglądałam w stronę znalezionego listka, wyglądał jakby nigdy nie spadł z drzewa –był w pełni sił, co więcej zmienił lekko barwę, jego odcienie stały się bardziej intensywne. Rozglądając się za odpowiednim miejscem do jego konserwacji ponownie zeszłam do kuchni i spotkałam tam Panią Adams – przemiłą, starszą kobietę, pod której opieką zostawałam w czasie nieobecności mamy.

– Witam Pani Adams – odezwałam się do niej i ruszyłam w poszukiwania odpowiedniego naczynia

– Witam Rozalio – uśmiechnęła się serdecznie znad odpakowywanej z folii zapiekanki,

– Prosiłam Panią, aby mówiłam Pani – Roz, albo Roza – odpowiedziałam i wróciłam do otwierania i zamykania szafek,

– A ja mówiłam Ci, że Twoje imię jest piękne i nie powinnaś się go wypierać kochanie, zwłaszcza że każde imię ma znaczenia, a Twoje także piękną naturę.

Zanim zdążyłam przetrawić jej słowa i odpowiedzieć już jej nie było, a na stole leżała porcja gorącej, pysznej zapiekanki oraz szklanka soku. Zastanawiając się jak zdążyła tak szybko wyjść z mieszkania przeżuwałam kolejny kęs i zauważyłam śliczne, skromne pudełeczko leżące na kuchennym blacie, uśmiechnęłam się i wsadziłam ostatni kawałek jedzenia do buzi. Pozmywałam talerz i sztućce, a szklankę soku pomarańczowego zabrałam razem z opakowaniem na górę, odstawiłam szklankę i otworzyłam pudełko, w środku miało białą, delikatną gąbeczkę pasującą do całości. Ostrożnie wzięłam w dłonie liść i ułożyłam go w środku, pasowało idealnie, to co ukazało się moim oczom po kilku sekundach było zdumiewające.

Przez kolejnych kilka minut siedziałam z otwartą buzią, nie mogąc uwierzyć w to co przed chwilą miało miejsce, po wsadzeniu listka pudełko zaczęło mienić się na srebrno, światło rozproszyło się po całym pokoju, a pokrywka zrobiła się przeźroczysta tworząc szklaną gablotkę chroniącą zawartość, niczym cenny eksponat w muzeum. Zaczęłam dotykać pudelka, próbując je otworzyć i sprawdzić, czy nie ma gdzieś przymocowanych światełek , lampek, czy czegoś co mogło spowodować światło. Kiedy otrząsnęłam się z osłupienia zaczęłam stukać w klawisze komputera, kasując słowa na przemian i tocząc wewnętrzną walkę z samą sobą, że nie jestem wariatką.

Koniec końców uderzyłam palcem klawisz Enter i nie było odwrotu, byłam przekonana, że nic na ten temat nie znajdę i też tak się stało. Ogarnęło mnie dziwne uczucie smutku, próbowałam wstukiwać hasła na różne sposoby – nic z tego.. biała pusta przestrzeń. Męczyłam się przez kilka godzin, myśląc w jaki sposób mogłabym znaleźć coś na ten temat, ale ostatecznie dałam sobie spokój, wskoczyłam do łóżka, włączyłam muzykę i ucięłam sobie krótką drzemkę, zanim zapadłam w sen zobaczyłam, że ekran komputera zaświecił białym światłem, wtedy moje powieki zamknęły się poddając zmęczeniu.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 Rozdział 2.

Róża pochłania dużo dobroci,

Swe pąki nadzieją napełnia,

Gdy liście do ziemi przyciśnie,

Przepowiednia zaczyna się spełniać.

 

– Dobrze Natalio, zrobimy jak uważasz. – obrócił się na pięcie i pomaszerował w stronę ogromnych, niebieskich drzwi z pięknymi żłobieniami kwiatów. Kwiaty były koloru turkusowego z domieszką złota, a detale zapierały dech w piersiach. Maleńkie listki przy łodydze kwiatów były zakończone z gracją, każdy z nich miał ostre zakończenie, a same liście pokryte były delikatnym meszkiem, który z bliska okazywał się pyłkiem mieniącym się i przechodzącym przez całą paletę barw w zależności od położenia słońca.

Zamykając je z naburmuszoną miną podszedł do stojącego nieopodal automatu z owocami, zawsze każdego ranka były wymieniane na świeże, a ich aromat rozchodził się po całym budynku. Wystukał kod na klawiaturze i owoc spadł prostu do wylotu. Wzdychając cicho usłyszał kroki odwrócił się i wyszczerzył zęby do swojego najdroższego przyjaciela.

– Nie za dobrze się bawisz, z tym owocem? Wyglądasz tak jakbyś właśnie dostał pozytywną odpowiedz, na pytanie o randkę. Gdzie tym razem się wybieracie? – spytał go mężczyzna, unosząc brew i uśmiechając się łobuzersko.

– Dzienna dawka witamin, jest ważnym elementem każdej diety, szkoda że niczego Cię nie nauczyli na tych Twoich spotkaniach z mózgowcami. I tak , oczywiście, idziemy na randkę, chociaż już same chwile spędzone ze mną sam na sam powinny być dla niego wspomnieniem zapierającym dech w piersiach.– ugryzł owoc, a na jego rozchylających się wargach pojawiła się kropelka soku

Max spojrzał na niego z jeszcze większym rozbawieniem

 – Zanim udławisz się tym kawałkiem jabłka od mojej ciętej riposty, która za chwilę Cię uraczę posłuchaj tego.. – przesunął się w jego stronę – Dzisiaj w nocy odnotowałem wysoki wzrost energii na obrzeżach miasta, mniej więcej w tej okolicy.. – Max przekręcił swój sygnet, pod jego palcami ukazał się ekran i klawiatura komputerowa na podczerwień, koloru zielonego , dzięki niej mógł w każdym miejscu i czasie mieć dostęp do bazy danych. Przed ich oczami mapa miasta pokazywała miejsce, o którym mówił. – Myślę, że to nic poważnego, ale wolę Cię o tym poinformować. Co o tym sądzisz?

Spojrzał na ekran przechylając lekko głowę w lewą stronę i odparł:

– Czy zdarzyło się to w jakimś innym miejscu niż to? W ostatnim czasie? Ugryzł kolejny kawałek

– Nie odnotowałem nic co by mnie niepokoiło. Klikał na ekran i pokazywał kolejne wykresy.

– Czy sądzisz, że to ma coś wspólnego z Excelcior’em ?– Nie odrywając wzroku od ekranu, przełykał kolejne kęsy. Max spojrzał mu prosto w oczy..

– Nie , nie sądzę, myślę, że to zwykłe anomalie związane z przejściem w kolejną porę roku, co kilka lat zdarzają się takie sygnały, zwykle to nic groźnego, ale .. Wzruszył ramionami .. – To Ty jesteś ekspertem w tej dziedzinie. Uśmiechnął się.

Daren spojrzał na owoc podszedł do kosza i wyrzucił go.

– Jeśli masz rację, zajmę się tym, wezmę sprzęt i naprawie wszystko, jeśli się mylisz mamy problem, zawsze niesie to za sobą konsekwencje i będę potrzebował ludzi – Na chwilę zawiesił głos i spojrzał na przyjaciela. – Przygotuj adres, sprzęt i wyznacz mi kogoś do pomocy.. Zawahał się na chwilę i dodał – .. awaryjnie, odwrócił się w stronę automatu i szepnął : do następnego razu maleńka.

– Dobrze.. skinął głową. Pojdę z Tobą. A i daj jej trochę odpocząć ! Daren odwrócił się do przyjaciela i rzekł:

– Zatem ruszamy o północy. Odwrócił się i pomaszerował przez długi korytarz znikając za jego zakrętem.

***

Widziałam ją w moim śnie.. była taka szczęśliwa, patrzyła na mnie swoimi niebieskimi oczami i szeptała słowa w języku, którego nie mogłam rozszyfrować.. próbowałam do niej podejść, nie pozwoliła mi – bezgłośnie poruszyła wargami „ wszystko w swoim czasie” i zniknęła. Po przebudzeniu przetarłam powieki, aby pozbyć się resztek snu, oddychałam ciężko. Ostatni raz śniła mi się parę miesięcy temu, kiedy zmarła moja babcia, czemu tym razem się pojawia?

Włosy upięłam wysoko, wzięłam gorący prysznic i wróciłam do łóżka, długo nie mogłam zasnąć, myślałam o moim listku, o energii która z niego biła i przyciągała mnie jak magnez, czułam się jak w hipnozie, a zarazem moja dusza doświadczała czegoś niesamowitego, jakby cząstka mnie właśnie odnajdywała swoje miejsce. Popatrzyłam w stronę swojego cuda, uśmiech zagościł na mojej twarzy, zastanawiałam się w jaki sposób zmienia kolor? Powieki robiły się coraz cięższe.

***

Obudziła mnie suchość w ustach, głowa pulsowała niemiłosiernie, powoli uniosłam w poszukiwaniu szklanki z sokiem, na próżno. Otworzyłam oczy, zamrugałam kilka razy, odwróciłam wzrok w stronę okna, coś przykuło moją uwagę, coś co znajdowało się za nim, mgła wydawała się być ciężka i lepka, niebo przybrało barwę czerni, było czyste.. żadnych gwiazd, czy chmur.

Przyglądając się pogodzie panującej za oknem moją uwagę przykuło drzewo, było bardzo stare, zapewne stojące tutaj od lat, odniosłam wrażenie, że coś się poruszyło, próbowałam dostrzec cokolwiek poza mgłą, niestety było to niemożliwe, postanowiłam przyjrzeć się z bliska, wstając z łóżka usłyszałam szept, odwróciłam się gwałtownie, nic. Dłońmi potarłam zmęczoną twarz i twierdząc, że umysł płata mi figle odwróciłam się do szyby, na parapecie leżał liść.. był inny niż ten znaleziony w parku. Czyżby Pani Adams wchodziła do pokoju i zostawiła go tutaj ? Czyżby pomyślała, że zaczynam kolekcjonować liście, i postara się podrzucać napotkane „egzemplarze” tak jak robiła to w 2 klasie, kiedy kolekcjonowałam znaczki pocztowe. Spytałam siebie w duchu, nigdy wcześniej tego nie robiła, zawsze szanowała moją przestrzeń.. w takim razie jak znalazł się w pokoju? Nie przypominam sobie, żebym otwierała okno..

Przeanalizowałam swój dzień krok po kroku, nic takiego nie miało miejsca. Spojrzałam na niego miał nieregularny kształt i był zielony, zupełnie jakby tchnęło w niego życie, a zważywszy na porę roku wydało mi się to dziwne, przekręciłam klamkę i pozbywając się go patrzyłam jak upada na ziemię , stało się to tak szybko, jakby ważył tonę. Zamknęłam okno , wzięłam głęboki oddech i znów spojrzałam w stronę drzewa, tym razem nic niepokojącego nie zwróciło mojej uwagi, resztę nocy spędziłam na wpatrywaniu się w sufit.

***

Rankiem pogoda za oknem była cudowna, słońce przenikało przez szybę i ciepłem promieni słonecznych muskały moją twarz, a drzewo błyszczało w jego blasku.

Założyłam wystający kosmyk włosów za ucho, który leżał bezwładnie na mojej twarzy. Wyciągnęłam ręce przed siebie i rozciągnęłam zaspany kręgosłup wyginając się w lekki łuk, ręce opadły na moje łóżko. Rozejrzałam się po pokoju, wszystko leżało na swoim miejscu, podniosłam wzrok na sufit.. zmrużyłam oczy i ku mojemu zdziwieniu na białej farbie pojawiła się srebrna litera.. podniosłam się z pozycji leżącej wspierając się po obu stronach łokciami, zamrugałam kilka razy, nic z tego, to nie były urojenia, oddychając ciężko podniosłam się z łóżka i wpatrywałam się w sufit z jeszcze większą ciekawością.

Po chwili litera zaczęła znikać, delikatnie falując i zostawiając po sobie lekką poświatę, przez którą można było dojrzeć kształt litery, przyłożyłam ręce do twarzy i rytmicznie potrząsałam nią w lewo i prawo zaprzeczając temu, co przed chwilą widziałam. Spojrzałam w górę, na suficie dalej widniał inicjał, odrzuciłam głowę do tyłu w geście rezygnacji nad dalszą interpretacją tego co się ze mną dzieje. Podeszłam do biurka , na krześle leżała torebka, a pod nią „Hercule, ineffabilis” – książka, którą dostałam w prezencie od pani z antykwariatu, leżała tyłem. Wzięłam ją do rąk i ostrożnie usiadłam na skraju łóżka, delikatnie obracając ją w rękach we właściwą stronę.

Patrząc na nią dalej nie mogłam się nadziwić jak piękny jest ten egzemplarz, dbałość o każdy detal.. rogi książki były oprawione w złoty metal, z pewnością po to, aby zapobiec zniszczeniu, oprawa miała kolor zielony, a widniejące na niej złote napisy idealnie komponowały się z całym zestawem. Przygryzłam wargę odchylając oprawę w lewą stronę, aby zobaczyć zawartość książki.. Strona tytułowa, na której powinny być litery nie miała żadnych słów.. zamiast tego narysowane były na niej liście, w takich samych kolorach jak te znajdujące się w antykwariacie – srebrno – złote. Pomiędzy liśćmi poprzeplatane były korzenie drzewa, gałązki i maleńkie owoce, których nie mogłam rozpoznać, kilka gatunków liści udało mi się rozszyfrować z pamięci – z podstawówki, kiedy na lekcję przyrody trzeba było tworzyć „ Zielnik” i opisywać poszczególne gatunki drzew i liści. Były to liście klonu, dębu czerwonego, a także leszczyny pospolitej. Każdy detal, każdy nerw.. był idealnie naszkicowany, a złoto – srebrne kolory nadawały wszystkiemu wyższości i gracji. Przewróciłam kolejną kartkę, ze ściśniętym gardłem, na niej znajdowały się długie wersety, pięknie wykaligrafowane i napisane atramentem, który już zdążył złączyć się z kartką papieru, jakby od zawsze tam było jego miejsce. Kolor kartek był beżowo – żółtej barwy , a w niektórych miejscach przybierał brązowy odcień, jakby ktoś od spodu próbował odszyfrować słowa za pomocą zapalniczki. Pierwsza litera rozpoczynająca słowo i zdanie była największa i bardziej ozdobna od pozostałych. Widniały na niej Kwiaty i liście, a także pnącza obrastające korzeń..

Z początku wydawało mi się, że nie potrafię odczytać znaczenia tych słów, przyglądałam się im i podziwiałam każda literę, a także atrament, którym słowa były zapisane. Zapach książki zawsze działał na mnie kojąco, miałam wrażenie bezpieczeństwa i zatracenia się w innym świecie, w lepszym świecie. Zaczęłam czytać..

 

 

Każden, kto Księgę otworzy

Niechaj się boi, że ziemię roztworzy,

Słońce się zagaśnie, a Księżyc się wzniesie,

Bo owa Księga pieczęć swą niesie.

A jest ich siedem i każda inna,

Każda swe skutki spełnić powinna.

Biada więc Tobie i zamiarom Twojem,

Lepiej gdy serce Twe nie zbłądzi

Księga powie, co o Twym sercu sądzi.

 

 

 

Przeszył mnie potworny dreszcz. Miliony igieł przechodziły przez moją skórę w taki sposób jakby ktoś powoli pozbywał się każdej martwej komórki mojego ciała, każda z osobna łączyła się z większą grupą tworząc coś w rodzaju zwartego szyku obronnego, napierającego w moje wnętrzności. Zaczęłam trząść się tak potwornie, jakbym w mgnieniu oka znalazła się setki mil od domu na najbardziej oblodzonej powierzchni otaczającej bezkres mojego umysłu. Zamrugałam kilka razy próbując dojść do siebie jednocześnie pocierając dłońmi o ramiona. Pomimo uczucia wycieńczenia psychicznego czułam jak moje ciało jest nabuzowane energią, która wystarczyłaby do wzięcia udziału w maratonie. Powoli do koniuszków palców dochodziło pulsujące mrowienie, co oznaczało rozgrzewanie się organizmu, w momencie kiedy ból ustąpił sięgnęłam dłonią do kartki, którą czytałam przed chwilą.. Wygładziłam dłonią powierzchnie, serce zaczęło bić mocniej, puls przyspieszał.. byłam zachwycona językiem, zdaniami i każdym słowem z osobna widniejącym na arkuszu, a jednocześnie lekko zdenerwowana, dotarły do mojego wnętrza, gdzie żadna z osób, żadna z fraz wierszy, a nawet cytatów z książki, nie dotknęły mnie tak głęboko, nie miały wstępu. Czułam jak słowa zaczynają kreślić się na mojej duszy, jak za sprawą czarodziejskiej różdżki z diamentem na samym czubku, który dotykał falującej warstwy mojej egzystencji i przenikał przez nią z łatwością. Przez moment wydawało mi się, że litery są gorące jakby tlił się z nich mały ogień, który właśnie wygasa. Uczucie to było dziwnie kojące, dreszcze zupełnie ustały, a kąciki moich ust podniosły się wyginając w nieśmiałym uśmiechu.

 Przez kolejną minutę wpatrywałam się w nią z uczuciem spokoju, zdecydowaną ręką przewróciłam kolejną stronę. Spojrzałam na nią smutnym wzrokiem, przerzuciłam kolejną i uczucie powróciło, nie mogłam odczytać stron. Były pokryte jakiegoś rodzaju pyłkiem, który nie pozwolił mi odczytać zamazanych słów. Ostrożnie zamknęłam księgę i położyłam ją na łóżko obok swoich kolan. Wstałam z materaca i poszłam w stronę łazienki, ze zdziwieniem spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. W moich brązowych oczach migotały iskierki, były ożywione i jakby pełniejsze, długie, gęste rzęsy dawały cienie pod moimi oczami. Przemyłam twarz preparatem do cery mieszanej, następnie tonik, krem i lekki makijaż, który podkreślał te rozżarzone oczy, zdjęłam pidżamę i powędrowałam do szafy w poszukiwaniu odpowiedniego stroju. Zdecydowałam się na długą białą bokserkę, granatową bluzę z kapturem i ciemne legginsy, podeszłam do łóżka spoglądając na książkę i schowałam ją zgrabnym ruchem pod kołdrę. Szybkim spojrzeniem omiotłam pokój i wzięłam się za uprzątnięcie mebli i wyniesienie uzbieranych szklanek na szafce nocnej. Podchodząc do półki wzięłam do ręki płytę i włożyłam ją do srebrnej wieży. Po chwili dźwięki muzyki i słowa zaczęły zalewać pomieszczenie, uchyliłam okno, powiew świeżego powietrza delikatnie otarł moje włosy, które delikatnie pofalowały zaskoczone nagłym draśnięciem wiatru. Wróciłam do sprzątania, do mojej głowy zaczęły docierać kolejne linijki tekstu..

 

„Podążam za Tobą kiedy nie wiesz dokąd idziesz

Jutro jest nie wiadomą, jutro jest coraz bliżej

Przeprowadzę Ciebie przez to, co los nam może przynieść.. ”1)

 

Krążące w głowie myśli przerwało pukanie do drzwi, podeszłam do nich i trzymając w ręku szmatkę otworzyłam je powoli. Pani Adams uśmiechnęła się nieśmiało i pochyliła głowę lekko w lewą stronę.

– Rozalio, przepraszam.., – zerknęła na szmatkę – że zakłócam Twoje porządki. – Dodała po chwili wahania.. Śniadanie jest już gotowe, zrobiłam jajecznicę, ale jeśli chcesz mogę przygotować Ci kanapki. – Uśmiech nie schodził jej z twarzy.., to co w tej chwili robisz może się przeciągnąć, a wiesz, że nie lubię gdy nie zjada się jedzenia, zwłaszcza ciepłego.

 

1) Piosenka Paluch – „ W każdej chwili” prod. Julas

 

– Oczywiście, już schodzę.. Już miałam zamknąć drzwi, kiedy przypomniałam sobie, że miałam ją o coś zapytać.. – Przepraszam, czy była Pani wczoraj w moim pokoju? Okno.., tzn.. 

– Na jej twarzy, malowało się wahanie, błądziła po twarzy Pani Adams, ale jak zwykle jej twarz niczego nie zdradzała.

– Nie dziecinko, nie byłam w Twoim pokoju– Przecząco potrząsnęła głową, na jej ramiona zaczęły opadać kosmyki włosów, wypadające z luźno związanego koka. Po co miałabym do Ciebie wchodzić? Wiesz, że szanuje Ciebie i Twoją prywatność. Zdaje się , że wczoraj większość czasu przespałaś?

– Zaraz skąd.. – Już miałam zacząć wypytywać kobietę skąd wiedziała, skoro nie było jej wczoraj w mieszkaniu, kiedy ta uciszyła mnie poprzez podniesienie ręki. Zmarszczka na moim czole zrobiła się widoczna.

– Śniadanie stygnie, przyjdę po południu i przygotuję Ci obiad. Zeszła po schodach.

 

Kiedy wyszłam za nią, żeby ją zapytać, co właściwie się dzieje zaczęłam biec po schodach, a kiedy znalazłam się piętro niżej po kobiecie nie było śladu, zupełnie jakby rozpłynęła się w powietrzu.

***

Weszłam do swojej sypialni, w drzwiach słychać było melodie kończącej się piosenki, nie bardzo wiedziałam, która z nich właśnie przeminęła, szybkim krokiem podeszłam do sprzętu i wyłączyłam go. Zebrałam resztę rzeczy i zeszłam posłusznie na śniadanie. Rozgrzebując ścięte białko po całym talerzu zastanawiałam się co jest przyczyną tych ciągłych zniknięć starszej kobiety.. w Ostatnim czasie zachowuje się co najmniej dziwnie, może po prostu to z powodu wieku, albo czuje się nie najlepiej. Postanowiłam przemyśleć to później, na spacerze zebrałam talerz i wszystkie inne rzeczy przygotowane do śniadania. Po chwili wciągałam na stopy swoje ulubione czerwone trampki, z kieszeni wysunęłam IPod’ a wsuwając zgrabnie słuchawki do uszu, zamknęłam mieszkanie i poszłam w stronę ulubionej ścieżki prowadzącej do parku. Pogoda była idealna na przemyślenia.

***

Daren stał przed wielkim oknem swojej sypialni, opierał czoło o przedramię , a ono dotykało framugi, było wygięte w łuk na samej górze, pod sufitem, i kończyło się przy podłodze. Wpadało przez nie tyle światła, ile nie zdoła przejść nawet przez otwarte na oścież drzwi balkonowe w zwykłym domu. Zaprojektował je samodzielnie, było dostosowane do wygody użytkującego, tak aby mogło się wyginać, w stronę słońca, aby łapać jak najwięcej promieni słonecznych. Okno nie miało żadnych klamek, wszystko było zgrabnie ukryte pod postacią guzika, który otwierał drzwi i prowadziła na taras, a także uchylał wybrane części szyby, wpuszczało powiew świeżego powietrza do wnętrza. Patrzył przed siebie i zastanawiał się nad wydarzeniami zeszłego wieczoru.

 Kiedy przybyli na miejsce z Maxem i kilkorgiem innych, rozdzielili się dzieląc na pary i przeszukiwali teren. Sygnał robił się coraz silniejszy w pobliżu zwykłego domu jednorodzinnego. Daren i jego towarzysz poszli na tyły domu, gdzie znajdował się piękny, stary klon, czuli jak pod ziemią silne korzenie promieniują energią jakiej jeszcze nie spotkali. Odwrócili się do siebie i zgodnie pokiwali głowami, że coś się tutaj dzieje, rozejrzeli się wytężając wzrok i napinając mięśnie w razie jakiegoś ataku, ale nic z tych rzeczy się nie miało miejsca. Uwagę Darena przykuło okno, zwarzywszy na to że było ciemno, z daleka nie dostrzegł nic, co mogłoby mówić o jakimkolwiek zagrożeniu. Podszedł bliżej, wybił się od ziemi nogami w górę skacząc na taką wysokość, by mógł złapać za belkę kończącą okno. Podciągnął się na silnych rękach i wyjrzał przez nie.. Za oknem zobaczył pokój, nie był specjalnie przystrojony, za to bardzo wszechstronny i funkcjonalny, na dużym łóżku ktoś spał.. zauważył, że jest to dziewczyna. Była śliczna, jej brązowe włosy delikatnie muskały jej drobną twarz, a dłoń spoczywała bezpiecznie na poduszce, mógłby wpatrywać się w nią godzinami.. I wtedy dostrzegł coś na krześle obok biurka, nie był pewien, co to było dopóki nie stanął na parapecie i nie dotknął szyby.. Ujrzał ją w całej swojej wspaniałości, przez wieki była poszukiwana, chowana i kradziona, aż wreszcie przepadła i nikt nie wiedział gdzie się znajduje, do czasu kiedy ogłoszono przepowiednie o „ Mrocznych Cieniach” , wtedy na dobre znalazła się pod opieką Strażniczek, które miały strzec ją do końca swoich dni, miały oddać za nią życie, do momentu w którym .. Jego rozmyślania przerwał Max wołający go z drugiego końca ogrodu. Szybkim ruchem zeskoczył z okna i popędził w jego stronę, kiedy dotarł na miejsce Cienie już kłębiły się wokół nich blokując jakiekolwiek ruchy. Wszyscy zgodnie sięgnęli po broń i rozpoczęła się walka.

Cienie miały znaczną przewagę nad Drzewiastymi. Daren i Max stanęli po przeciwnych stronach walcząc w taki sposób, aby widzieli siebie nawzajem, pozostali ustawili się w podobny szyk obronny. Zataczając kręgi walczyli szybkim krokiem oddając i unikając ciosów. Daren uśmiechnął się do swojego rywala i powiedział :

– Witaj Manzen , kopę lat. I zadał cios w brzuch, pod lekkim kątem nadgarstka, aby ugodzić go w miejsce, gdzie powinna być wątroba.

– Cześć Daren, widzę, że nadal nie umiesz walczyć, nie potrafisz nawet dobrze ułożyć ręki, aby zadać mi śmiertelny cios. Uchylił się w prawą stronę zyskując przy tym miejsce, by uderzyć go łańcuchem – bronią Cieni, która jest zaklęta. Mogą ją stosować jako normalne narzędzie do torturowania ludzi, albo aktywować jego czarną magię, by celowo wyrządzić krzywdę Drzewiastym jak i innym istotom nadprzyrodzonym. Chybił o kilka milimetrów i zaczął krążyć dookoła Darena, wpatrując się w jego środkową część twarzy poprzez co miał bardzo dobrą widoczność na większość jego części ciała, którymi mógł go uderzyć.

– Ty też jak widać, nie idzie zbyt dobrze, chociaż przyznam, że zaczynasz myśleć strategicznie, przyglądasz mi się, oceniasz jaki ruch wykonam teraz.. zrobił krok do przodu i udając pchnięcie roześmiał się i pokręcił głową, gdy Manzen odskoczył w tył. Skoro już tak mi się przyglądasz.. podoba Ci się mój dwudniowy zarost? Zastanawiam się nad zmianą, wiesz jeśli chcesz zapuszczę dla Ciebie brodę, może będę bardziej pociągający..

Manzen roześmiał się cicho i z uśmiechem na twarzy rzucił łańcuchem w stronę ręki Darena i obwiązał nim jego nadgarstek przyciągając go do siebie. Mężczyznę parzyła skóra, czuł jak znaki ochronne powoli wypalają się, a do wnętrza przedostaje się chlorofil. Wiedział , że jeśli nadmiar chlorofilu znajdzie się w jego organizmie, on tego nie wytrzyma i zacznie słabnąć, a wtedy będzie potrzebna hibernacja i kilkudniowe leczenie. Nie miał innego wyjścia niż przerwać wchłanianie i to szybko, wiedział także , że to co zamierza zrobić jest głupim i ryzykownym pomysłem. Zaczął szarpać łańcuchem w swoją stronę i okręcać wokół własnych bioder a wolną ręką wbił sztylet w ramię przeciwnika. Manzen zawył z bółu i puścił łańcuch. Daren szybko odwrócił się do swojego przyjaciela, właśnie wygrał swoją walkę , a pozostali byli na dobrej drodze, spojrzał jeszcze raz na swojego wroga i zobaczył, że ten się wycofuje.

– Jeszcze się spotkamy. Trzymając się jedną ręką za ramię kiwnął głową na resztę swoich sprzymierzeńców i zniknęli. Daren spojrzał na swój nadgarstek, zielone rany powoli zaczęły się zasklepiać, nadal czuł się oszołomiony nadmiarem substancji, ale ruszył do swoich kolegów, aktywowali pierścienie i wrócili do domu.

Wrócili zmęczeni, ale nie odnieśli żadnych poważnych ran. Nikt nie przejął się ich wyglądem, ani nie zadawał pytań w stylu : Co się stało?, Jak do tego doszło? . Codziennością był to , że inni odchodzili, a następni odradzali się na nowo. Wszyscy rozeszli się w ciszy do swoich kwater, które pieszczotliwie nazywali „ pokojem”, choć w rzeczywistości wyglądały jak wielkie apartamenty. Daren starał się skupiać myśli nad złożeniem stosownego protokołu z przeprowadzonej akcji, ale jego myśli krążyły nad Księgą i nad tą niewinną, skromną istotką, którą ujrzał przez szybę. Westchnął w duchu i pomaszerował w stronę gabinetu Natalii. Wiedział, że musi powiedzieć jej o Cieniach, i o księdze, a także o dziewczynie..

Droga do gabinetu Natalii przeminęła tak szybko, jakby zmniejszyła swoją odległość. Ostrożnie złapał za klamkę, zawsze kiedy spoglądał na wyżłobieniach w drzwiach, czuł przyjemny spokój wewnątrz duszy, nie zadawał sobie trudu pukania, tylko wszedł do pomieszczenia, a wraz z nim wkradł się lekki podmuch świeżego powietrza.

 Natalia jak zawsze tonęła w papierach i wykresach. Jej biurko było masywne, ciężkie, ale także wielkich rozmiarów w kolorze przygaszonego brązu, okulary zsuwały się jej z nosa, a ona spod przymrożonych powiek rozgryzała kolejny problem. Taki obraz niewinnej małej osóbki o blond włosach i niebieskich jak morska fala dużych oczach mógłby zwieść niejednego, ale w rzeczywistości była ona świetnie wyćwiczona i nie jeden raz uratowała mu życie.

Spojrzała w jego stronę, a na jej twarzy zagościł pełen nieskrywanej radości uśmiech, zawsze kiedy wpadał z wizytą robiła sobie przerwę, by móc go wysłuchać i doradzić w trudnej sprawie. Szanowała go, ufała mu , i także liczyła się z jego opinią, ale nade wszystko był jej najlepszym przyjacielem, dlatego miał u niej taryfę ulgową. Obserwowała jego ruchy, kiedy kroczył przez gabinet. Daren podszedł do stojącego po lewej stronie dużego, skórzanego fotela, gdzie było miejsce na chwilę odpoczynku, rozmowę w sprawach służbowych, a także gdzie można było po prostu pracować w wygodnej pozycji, o wiele wygodniejszej niż przy biurku. Obok fotela stał jego brat bliźniak, a także niewielki szklany stolik na kawę. Odwzajemnił jej uśmiech i usiadł w fotelu. Oparła się o oparcie fotela , z wyraźną ulgą na twarzy, która mówiła „ świetnie, że przyszedłeś, właśnie miałam zamiar zrobić sobie ognisko z tej sterty papierów i usmażyć kiełbaski”.

– Cześć Natalio, widzę, że świetnie sobie radzisz. – Posłał jej jeden ze swoich łobuzerskich uśmieszków

– Cześć, jak najbardziej, właśnie miałam zamiar przygotować kolejną ze swoich fantastycznych potraw, niewymagających dużych umiejętności kulinarnych.– Uśmiechnęła się do niego ukazując swoje proste, śnieżnobiałe ząbki. – No dobrze, cóż Cię do mnie sprowadza? Myślałam, że po naszej ostatniej rozmowie nie będziesz odzywał się do mnie kilka dni. No wiesz zgrywając macho i zachowywać się jak „ młody, gniewny” Odgarnęła kosmyk włosów za ucho i uśmiechnęła się szeroko

– Przecież to właśnie robiłem.. Minęły dwa dni, to nie wystarczająco dużo, by przejść z macho do „ błagam wybacz mi, byłem dupkiem” ? Uśmiechnął się – Przyszedłem zdać raport, z wczorajszej akcji..

Natalia spojrzała na niego, unosząc jedną brew w geście zdziwienia, po czym spytała:

– Dlaczego? Przecież wiesz, że raport składa się na papierze, w dodatku już go dziś czytałam, dostałam go od Maxa, z samego rana..

Daren wiedział, że Natalia już go widziała, po powrocie poprosił Maxa, aby ten napisał raport, ale nic nie wspomniał mu o tym jakiego odkrycia dokonał, miał przeczucie że Natalia go zrozumie, w końcu przyjaźnili się od lat, tylko jej mógł zaufać bardziej niż Maxowi. Dlatego postanowił wyjawić jej prawdę prosto w oczy, wiedział że gdyby umieścili by to w raporcie Rada nie dałaby mu szansy na sprawdzenie tego wszystkiego, a Natalia nie mogłaby nic w tej sprawie zrobić, pomimo swoich dobrych kontaktów z nimi. Zacisnął dłonie w pięści, odwrócił wzrok w stronę drzwi i zaczął :

– Tak wiem, sam prosiłem Maxa, aby go sporządził, ale jest parę spraw, które wymagają.. uszczegółowienia. W momencie, kiedy rozdzieliliśmy się na grupy, poszedłem na tyły domu, gdzie wspiąłem się na okno. Gdy spojrzałem przez nie zobaczyłem „Hercule, ineffabilis”.. – Przerwał, by spojrzeć na reakcję Natalii, wiedział, że tak zareaguje, jej duże oczy zrobiły się jeszcze większe, a ręce zacisnęły się w pięści. Ponownie zaczął opowiadać zdarzenia z tamtego dnia, pomijając moment, w którym zatracił się profilu dziewczyny – Nie wiedziałem, co mam o tym sądzić, próbowałem odszukać jakiś znaków, które mówiłyby o tym, że jest jedna z nas, albo o tym, że jest jedną z nich, nic tam nie było. Była tam dziewczyna, ale mnie nie zauważyła. – Czekając, aż Nati się odezwie ściskał i rozluźniał na przemian palce.

– Jak do tego doszło? Przecież księga jest w posiadaniu Strażniczek, nikt od tak jej nie dostaje, tym bardziej, że przez ostatnie stulecia ciągle wymykała się nam z posiadania.

– O tym samym pomyślałem, zastanowiło mnie to , czy przypadkiem nie jest jedna z nich, ale z drugiej strony to można w łatwy sposób sprawdzić, wszystko jest zapisane w archiwach prawda? Jedna rzecz się nie zgadza, Strażniczką zostaje się z pokolenia na pokolenie, i musi to być osoba całkowicie pochodząca z naszego gatunku, pełniąca czynną służbę, gdyby ona nią była poznalibyśmy, to kim jest, jak się nazywa. A ja pierwszy raz widziałem ją na oczy, w dodatku nie mogłem znaleźć żadnych oznak przysięgi krwi. – Umilkł szukając poparcia w swoich słowach.

– Yhm, masz rację, ale zapominasz o zapisie, który mówi, że jeśli Strażniczka nie posiada dzieci, albo jej potomstwo w całości składa się z mężczyzn, Strażniczka może przekazać księgę osobie przeszkolonej w tym zakresie, oczywiście takich przypadków jest bardzo mało, ale każda taka sytuacja jest odnotowywana w archiwach, wtedy dane tej osoby są pilnie strzeżone, aby żaden z naszych nieprzyjaciół nie dowiedział się o tym, że linia krwi została przerwana, bądź jest słabsza niż zazwyczaj, wtedy mogliby zaatakować i spróbować zagarnąć naszą Księgę. Oczywiście skontaktuje się z Radą i poproszę o udostępnienie akt, ale to może potrwać. – Uśmiechnęła się blado do swojego towarzysza

– Tak, rozumiem, pomyślałem tylko, że istnieje jeszcze jedna możliwość…

– Mianowicie? – Zapytała Natalia

– Uznasz, że zwariowałem, ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że to ma związek z przepowiednią.. – Urwał w pół zdania. Do gabinetu wbiegł zdyszany Max, podszedł szybkim krokiem do biurka, z jego napięcia mięśni i ułożenia ciała, można było wnioskować, że stało się coś poważnego.

– Wybaczcie, że przerywam wam rozmowę, ale mam kolejny sygnał dochodzący z okolicy, w której znajdowaliśmy się wczorajszego wieczora.. – Max spoglądał w stronę Darena, po czym przeniósł wzrok na Natalię. Spojrzała na niego łagodnym wzrokiem i powiedziała :

– Spokojnie Maxwellu, wczorajsza sytuacja, w której się znaleźliście mogła zostawić śladowe ilości Selenu i Telluru, to one mogły wywołać sygnał..

Max przerwał wypowiedz dziewczyny, przez uniesienie ręki, i wypowiedział słowa takim tonem, którego Daren nienawidził najbardziej, z nutą smutku, i goryczy.. Spojrzał prosto w oczy przyjaciela..

– To sygnał S.O.S. ..

***

Dźwięki muzyki dochodzące z słuchawek uspokajały mnie, działały dokładnie tak samo jak szklanka ciepłego mleka na nieprzespaną noc, Chodząc uliczkami miasta zastanawiałam się nad dziwnym zachowaniem Pani Adams, ostatni raz zachowywała się w podobny sposób po śmierci męża, znikała szybko, żeby nikt nie zdążył zaczepić ją, aby kontynuować rozmowę, chyba że akurat tedy tego chciała. Była rozkojarzona i chwilami nie można było do niej dotrzeć. Tym razem to coś innego, albo ja wpadam w paranoję.. Idąc kolejną uliczką postanowiłam zajrzeć do małego sklepiku po drugiej stronie ulicy, pracowała tam moja przyjaciółka Jules, była w połowie Brytyjką, ale całkiem nieźle radziła sobie z moim ojczystym językiem. Widząc już zarys budynku, w którym znajdował się sklep, za plecami usłyszałam gardłowy, stłumiony śmiech, przyspieszyłam kroku, i starając się by moje ciało wyglądało jak najbardziej naturalnie powoli wyjęłam jedną słuchawkę z ucha, by móc wszystko słyszeć wyraźniej. Wytężyłam słuch, ale wszystko jakby w tej chwili zamarło, jakby nic się nie wydarzyło.

Pomyślałam o moich urojeniach z ostatnich kilku dni.. cienie koło Klonu przed domem, dziwne zachowanie Pani Adams.. zaczynam się o siebie martwić.. Mocny uścisk dłoni na moim ramieniu i szybkie szarpnięcie wyrwał mnie z moich rozważań, poczułam nieświeży, alkoholowy oddech , dym papierosowy i zimną ścianę za plecami. Mężczyzna przyciskał mnie do niej tak mocno, że zimno zaczęło przechodzić na moje ciało powodując powolne odrętwienie. Jego przedramię ściskało moją szyję tworząc belkę przytrzymującą moją głowę między klatką piersiową, a brodą, ciałem napierał na mnie w taki sposób bym nie mogła się ruszyć. Poczułam, że zaczyna mi brakować powietrza, nie z powodu ręki na mojej szyi, lecz z powodu paniki, która zaczęła we mnie wzbierać ze zdwojoną siła, błagałam siebie w duchu o spokój, nakazywałam sobie oddychać głęboko, po kilku sekundach pomogło, panika zaczęła opadać. Odezwałam się niepewnie:

– Czego ode mnie chcesz? Nie mam pieniędzy.. Weź iPada, nic więcej nie mam.. Przerwałam czując kolejną porcję jego obrzydliwego oddechu na swoich wargach, wpatrywał mi się prosto w oczy, czułam to, choć ich nie widziałam, były zakryte kapturem.

– Nie chce pieniędzy kochanie, masz coś cenniejszego czego pragnę, a właściwie.. Czego pragnie mój Pan..

Spojrzałam na niego niepewnie, czyżby był jednym z tych narkomanów, którzy kręcą się niedaleko tej dzielnicy? Albo jednym z bezdomnych, którzy za butelkę wódki zrobią wszystko czego tylko pragniesz?

– Nie mam pojęcia o czym mówisz, jak już mówiłam nie mam nic cennego.. – W trakcie wypowiadanych przeze mnie słów wyjął z kieszeni mały sztylet, jego rączka była wysadzana pięknymi kamieniami, w różnych kolorach i kształtach, a na końcu ostrza noża, był wyryty znak, który widziałam pierwszy raz w życiu..

– Nie kłam kochanie ! Chyba nie chcesz, żeby stała Ci się krzywda prawda? Przeciągnął językiem po swoich zębach, a następnie po spierzchniętych bladych wargach i dodał : Mój Pan chce Cię zobaczyć całą, ale myślę, że jeśli przyniosę mu Księgę, a z Tobą trochę się pobawię wybaczy mi tę zdradę..

Zaczęłam gorączkowo myśleć, wpatrywałam się w ostrze noża, które było wycelowane w moją szyję, skąd wiedział o Księdze? Przecież go nie znałam, a tym bardziej nie mówiłam o niej nikomu, była schowana, przez myśl przemknęła mi Pani Adams, ale to wydało się jej tak absurdalne jak to, że w tej chwili mógłby spać na nich wielki meteoryt.

Zaczęłam zaciskać dłonie w pięści i rozluźniać je co parę sekund, ale kiedy zobaczyłam, że dłonie tego obślizgłego typa zaczęły zbliżać się w kierunku piersi, a na brzuchu poczułam jego twardniejący członek, zacisnęłam je tak mocno, że paznokcie zaczęły wbijać się w wewnętrzną stronę dłoni. Wtedy poczułam jak przez żyły zaczynają przepływać impulsy, były coraz bardziej wyraźne im bliżej znajdowały się prawej dłoni, kiedy zaczęły przyspieszać poczułam przyjemne ciepło w dłoni. Mężczyzna zaczął wodzić po ciele w kierunku piersi, poczułam jak ciałem zaczynają wstrząsać torsję, które czułam już w gardle, na szczęście mężczyzna był zajęty więc nie zauważył, kiedy spojrzałam w stronę swojej dłoni i ujrzałam piękny liść, takiego samego koloru jak ten, który znalazłam na parapecie w swoim pokoju. Poczułam, że jest twardy i ma ostro zakończone końce, zacisnęłam dłoń na swoim listku, postanowiłam, że później zacznie się zastanawiać skąd się wziął, i co właściwie się z stało. Spojrzałam w stronę obleśnych rąk, które już wodziły po mojej lewej piersi i zataczały kręgi wokół sutka, mężczyzna mruczał pod nosem, co chwilę oblizując wargi, jego głos stawał się bardziej chrapliwy. Wiedziałam, że to jedyna szansa, teraz kiedy jest pochłonięty czym innym, delikatnie podniosłam rękę w kierunku jego szyi, serce waliło mi coraz mocniej w piersi, jakby właśnie za chwilę miało wyskoczyć i cały plan miał legnąć w gruzach..

– Moja maleńka – powiedział – za chwilę zatracę się w tobie, ale przed ten zerwijmy to ubranie, ono wcale nie jest tutaj potrzebne..

To był ten moment, zamachnęłam się i przecięłam policzek poziomą linią za pomocą listką, Oblech – tak go zaczęłam nazywać – ryknął ze wściekłości, odsunął się ode mnie uwalniając przy tym, złapał się za policzek i wysyczał przez zaciśnięte zęby :

– Ty suko ! Ty mała nędzna suko ! Pożałujesz tego ! Zerżnę Cię, zabiję, apotem znowu zgwałcę, a Twoje bezwładne ciało rzucę bezdomnym, a wtedy Oni będą robić z Tobą , co im się żywnie podoba!

Ruszył w moją stronę z uniesionym sztyletem, ale ja rzuciłam w niego listkiem, którym przed chwilą rozcięłam Oblechowi policzek, poczułam że w moim ręku znajduje się nowy i zrobiłam z nim to samo, Oblech robił uniki, ale się nie poddawałam, rzucałam ze wściekłością w jego stronę , cofając się przy tym w stronę ulicy z nadzieją, że ktoś mnie zauważy i wezwie pomoc. Kiedy już czułam, że opada z sił odbiłam się od czyjejś klatki piersiowej, stanęłam przerażona, że to kolejna osoba przyszła mnie zabić, w tym momencie zobaczyłam, że liście takie same jakich przed chwilą używałam wbiły się w pierś Oblecha, a ten padł na kolana ukazując swoje białe gałki oczne wystające spod kaptura, które miały tylko cienki zarys źrenicy. Ten widok tak mną wstrząsnął , że omal nie upadłam na ziemię. Czując, że tracę przytomność, w ostatniej chwili ciepłe ramiona złapały mnie w tali i powstrzymały przed upadkiem. Obróciłam głowę w stronę swojego wybawiciela, i ujrzałam przepiękne zielone oczy, w których tworzyły się małe iskierki nadziei, obróciłam głowę w przeciwną stronę by spojrzeć na Oblecha, nie widziałam go, otaczały go 2 postaci, dziewczyna o długich blond włosach i chłopak o ciemnych , czarnych jak smoła. Jeszcze raz spojrzałam w stronę swojego bohatera, na jego twarzy błąkał się słaby uśmiech. Nie wytrzymałam, to było za dużo emocji jak na jeden raz, poczułam, że zaczynam bezwładnie opadać na ziemię, przed oczami pojawiła się mgła, jedyne co usłyszałam to słowa wybawiciela :

– Zabiorę Cię w miejsce, gdzie będziesz bezpieczna – W tym momencie zemdlałam.

Koniec

Komentarze

W ogóle nie szanujesz kropki. Tworzysz przedziwaczne zdania wielokrotnie złożone, nie mając najwyraźniej żadnego pojęcia o zasadach, których należy się trzymać. Tych zdań nie da się czasami czytać. Potem trzeba wracać i zabierać się za nie od początku, rodzielając samodzielnie w głowie, żeby cokolwiek zrozumieć.  A to bardzo zniechęca. 

Do tego, na końcu zdania bardzo często stawiasz dwie kropki. Nie bardzo wiem jak to interpretować. Zauważyłem też mnóstwo powtórzeń, które, przynajmniej mnie, zniechęcają jeszcze bardziej. 

Niestety niewiele mogę Ci powiedzieć na temat jakości fabuły – przeczytałem większość pierwszego rozdziału, potem już tylko skakałem po tekście, za co przepraszam, ale wyżej wymienione usterki skutecznie mnie zraziły.

Przepraszam za to, co zaraz napiszę.

 

Jest bardzo niedobrze.

Nagminne stosowanie “dwukropka” pozostaje dla mnie zagadką. Nie wiem, czy miała to być kropka, czy wielokropek, ale w jednym i w drugim przypadku jest on użyty błędnie – czasem występuje razem z przecinkiem.

No, ale nie samą interpunkcją żyje człowiek! Popatrzmy na inne kwestie – na podstawie prologu:

 

PROLOG

Zdawało mi się, że kogoś widzę, ale w odmętach ciemności trudno jest cokolwiek dostrzec. Nie odnajduje go, a przecież szedł tuż przy mnie. Próbuje przyspieszyć kroku, czuje na sobie czyjś wzrok, przystanęłam aby przyjrzeć się dokładniej, przeklęty telefon, akurat w tym momencie musiał się wyładować. Przeszedł mnie dreszcz, więc czym prędzej powracam do planu ucieczki. Ciemność, która mnie otacza pogłębia się z każda sekunda, osuwam się na kolana i mdleje, w oddali słyszę głos..

 

Mam wątpliwości, czy ciemność może mieć odmęty – może to element stylizacji poetyckiej, ale jak dla mnie wygląda dość dziwnie.

Nie odnajduję go

Skoro bohaterce zdawało się, że kogoś widzi, dlaczego w następnym zdaniu stwierdza, że ten ktoś szedł przy niej – już bez żadnych wątpliwości?

Próbuję przyspieszyć kroku, czuję na sobie czyjś wzrok

Nieładnie to wygląda – najpierw czas teraźniejszy (próbuję), potem przeszły (przystanęłam).

Zupełnie nie pojmuję, o co chodzi z tym telefonem.

z każdą sekundą

mdleję

A jak już zemdlała, trudno raczej byłoby jej usłyszeć jakiś głos.

 

To tylko błędy z krótkiego fragmentu – ledwie pięć zdań. Tekst jest napisany dość zawile i ciężko zrozumieć, co się dzieje.

 

Przykro mi.

Precz z sygnaturkami.

Nowa Fantastyka